Zacznę
od tego, że bardzo Was przepraszam za tę przerwę. Była ona spowodowana paroma
czynnikami. Po pierwsze, musiałam jeździć parę razy w tą i z powrotem do
Warszawy, a to zawieść papiery na studia, a to zaświadczenie lekarskie, a to
coś z mieszkaniem i tak w kółko. A, że mieszkam 6 godzin jazdy pociągiem od
naszej stolicy, to każdy taki dzień wymagał wstania o czwartej rano i
powodował, że wracałam ledwo żywa i następnego dnia dogorywałam. Poza tym
zaczęłam praktykę do prawa jazdy, miałam, w sumie mam dalej, bo mi jeszcze 8
godzin zostało, jazdy prawie codziennie, co jest dosyć męczące. I moje kochane
ósemki uznały, że nadeszła pora na pokazanie się światu i przez parę dni
chodziłam i klęłam, bo niczym nie dało się ich jakoś uspokoić. Ale koniec moich
wynurzeń.
Jeszcze
raz Was przepraszam, jedyną zaletą jest to, że rozdział jest dosyć długi J, nie to co poprzednie i że następny jest już zaczęty, więc do
końca tygodnia powinnam się z nim wyrobić.
Pozdrawiam
i zapraszam do komentowania
Asia
Za
każdym razem, gdy przypominam sobie słowa Syriusza, tak zazwyczaj pogodnego,
wesołego i skorego do żartów Syriusza, czuję jak przechodzi mnie dreszcz.
Teraz?
Nie ufaj nikomu. Nie ufaj nikomu, Lily.
To
mi powiedział. Znaczy, po dłuższym zastanowieniu się, nie jestem zdziwiona, że
te słowa padły właśnie z ust Łapy. W końcu to Syriusz nie mógł nigdy polegać na
swojej rodzinie, ludziach, którzy, czysto teoretycznie oczywiście, powinni być
mu najbliżsi i kochać go bezwarunkowo. Niestety tak się nie stało. Dlatego też,
nie jestem zbytnio zaskoczona. No bo, skoro Black nie mógł od dawna polegać na
swych najbliższych, to z jakiego niby powodu miałby bezgranicznie ufać ludziom,
których średnio zna? Chodzi mi o wszystkich nauczycieli i uczniów, z
wyłączeniem naszej paczki, bo po pierwsze w trakcie napadu byliśmy tuż obok
niego, a po drugie przez te sześć lat na pewno zauważył, że tego typu ataki to
nie nasza bajka.
Poza
tym fakt, że zostaliśmy po części zmuszeni do podejrzewani własnych znajomych o
nieczyste intencje nie jest wcale w tym wszystkim najgorszy. O nie, najstraszniejsze
jest to, że nikt nie ma najmniejszego pojęcia, kto mógłby być odpowiedzialny za
ten straszny czyn. Ministerstwo nic nie wie, mimo że Aurorzy przez kilka dni co
chwilę aportowali się do Hogsmeade i przez parę godzin przechadzali się po
Hogwarcie, przesłuchując uczniów i nauczycieli, zbierając nieistniejące dowody
i ogólnie spacerując po całym zamku. Mam wrażenie, że każdy czarodziej
przebywający w tym czasie w szkole został odpytany z wydarzeń tamtego dnia,
prześwietlono wszystkich, dokładnie. I co to dało? Nic. Chociaż, może troszkę
przekoloryzowałam z tą dokładnością…
No i
nadeszła moja kolej. Przesłuchali już większość Gryffindoru, wiedziałam, że
mnie też to czeka. Chociaż, jeśli mam być szczera, to wyobrażałam sobie
formalne przesłuchanie w troszkę inny sposób. Obstawiałam więcej magii,
eliksirów, prywatności i oficjalności. A nie, usiąścia w wygodnym fotelu, z
miło wyglądającą Aurorką i w otoczeniu, co najmniej, dwunastu uczniów w takiej
samej sytuacji jak ja. Cóż… to przynajmniej tłumaczy, dlaczego wołano nas po
kilka osób naraz.
- Po
pierwsze, dziecko, powiedz mi, jak masz na imię? – spytała kobieta, uśmiechając
się do mnie przyjaźnie.
-
Lily Evans.
-
Dobrze , w takim razie idziemy dalej – oznajmiła czarownica tuż po tym, jak
szybkim ruchem dłoni zmusiła pióro do rozpoczęcia notowania moich słów. –
Różdżka i pochodzenie?
-
Dziesięć i ćwierć cala, wierzba. A pochodzenie niemagiczne.
-
Jacyś czarodzieje w rodzinie, o których ci wiadomo? – kontynuowała odpytywanie
Aurorka.
-
Nie, żadnych.
-
Dobrze, to wystarczy, jeśli chodzi o informacje personalne. Przejdźmy więc do
sedna sprawy. Powiedz mi proszę wszystko, co pamiętasz o dniu ataku.
Streściłam
ten dzień najdokładniej jak umiałam. Nie wskazywałam jednak na żadne
podejrzenia, których i tak zresztą nie miałam.
-
Czy słyszałaś może w rozmowach z innymi uczniami coś, co wydawało ci się
dziwne? Jakby wiedzieli zbyt dużo na temat ataku?
To
pytanie jest trudniejsze.
-
Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Tuż po tym wydarzeniu wszystko zdawało mi
się podejrzane, nie umiem jednak przypisać tego odczucia jakiejś konkretnej
wypowiedzi czy osobie – odpowiedziałam.
-
Rozumiem – odparła Aurorka. – Całkowicie normalne zjawisko. Jednak, gdyby coś
ci się przypomniało albo dotarłyby do ciebie, Lily, jakieś nowe informacje,
poinformuj o tym dyrektora Dumbledore’a, on będzie wiedział, jak się z nami
skontaktować. Dobrze?
Pokiwałam
głową. Wygląda na to, że to przesłuchanie będzie krótsze niż sądziłam...1
W
każdym bądź razie żadnych poszlak jak nie było, tak nie ma. Wszyscy w zamku
zaczynają pogrążać się w rozpaczy i beznadziei, podobnie zresztą jak pozostali
mieszkańcy świata czarodziejów. No bo, skoro nasza swego rodzaju policja nie jest
w stanie dowiedzieć się czegokolwiek o ataku przeprowadzonym w szkole pełnej
uczniów, ergo potencjalnych świadków, gdzie ograniczona jest lista
podejrzanych, to jak się nie bać o własne życie? Znaczy się, nie uważam, że
Aurorzy są niekompetentni, czy coś w tym stylu. Owszem, sporo osób było w
Hogwarcie w trakcie tego włamania, ale prawie nikt nic nie widział ani nie
słyszał, napastnicy o to zadbali. Także dowodów prawie, że nie ma. Więc nie ma
jak odnaleźć sprawców. I właśnie to jest przerażające. To, jak wielką potęgą
dysponują nasi wrogowie i to, do czego są zdolni, aby zdobyć to, co im
niezbędne.
A ja
powoli przestaję wierzyć, że ministerstwo jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo
mojej rodzinie. Dobrze, że będę mogła w wakacje używać magii, znalazłam w
bibliotece parę przydatnych zaklęć, które mogłyby mi pomóc w ochronie mojego
domu. Znaczy się, James zaoferował, że poprosi swojego tatę o pomoc i bardzo
mnie to cieszy, ale jego ojciec może być zajęty na początku wakacji i nie wiem,
jak szybko będzie mógł przystać na prośbę syna. O i będę mogła w końcu moim
rodzicom pokazać jakąś magiczną sztuczkę, bo już parę razy słyszałam narzekania
mamy, że jak to tak może być, czarownica a czarować jej nie wolno, gdzie w tym
sens?
Aczkolwiek,
trochę się obawiam tych wakacji… W końcu Voldemort rośnie w siłę i nikt nie
jest bezpieczny w czarodziejskim świecie. Nie, żeby mugolski był jakoś mniej
niebezpieczny czy coś. Nie dość, że pierwszy lepszy złodziej może mnie
zastrzelić w jakiejś ciemnej uliczce, to jeszcze Śmierciożercy często
organizują swoje wypady właśnie do świata niemagicznego. W końcu tam ciężej się
przed nimi obronić. Jakby nie patrzeć, pistolet niewiele zdziała przeciwko
porządnemu zaklęciu tarczy2. A transformowanie wspomnianej broni w,
choćby łososia, też może być skuteczne3. A najistotniejszy jest
fakt, że zwykli ludzie nie mają pojęcia o istnieniu tuż obok nich tego
drugiego, mroczniejszego, czarodziejskiego świata, więc gdyby ktoś nagle
teleportował się im do domu, prawdopodobnie byliby zbyt zszokowani by
zareagować.
-
Lily, wstawaj, zaraz się spóźnimy na śniadanie! – krzyknęła Dorcas, wychodząc z
łazienki.
-
Nie śpię – odparłam, ziewając. – Tak tylko leżę i kontempluję.
- Więc przestań. Chcesz mieć szlaban w
ostatnim tygodniu szkoły? Kazali nam dzisiaj przyjść na określoną godzinę na to
śniadanie. Musi być ku temu jakiś powód. Może nam wreszcie powiedzą, czemu nie
pozwolili nam zdawać egzaminu z teleportacji tuż po osiągnięciu pełnoletności?
– zastanawiała się na głos Dorcas.
A
tak. To nie jest zbyt lubiany temat. Z jakiegoś nieznanego nam powodu zmieniono
na ten rok zasady zdawania tychże egzaminów. Ale serio, co to byłby za problem?
Wypuściliby nas na chwilę ze szkoły do ministerstwa i tyle. Dobrze, rozumiem,
że to niebezpieczne, ale przecież wysłaliby z nami nauczycieli, czyż nie? Może
dzisiaj nas łaskawie poinformują, kiedy i gdzie możemy wreszcie zdobyć nasze
zezwolenie na teleportację. Przecież bez niego to gorzej niż bez prawa jazdy.
Wszędzie za pomocą kominka trzeba by podróżować, co by się skończyło toną
popiołu na ubraniach, albo dzięki Błędnemu Rycerzowi, a wiadomo jak to się może
skończyć.
-
Lily! Zbieraj się! Idziemy!
- Merlinie, czemu Dorcas tak krzyczy? Coś ją
ugryzło, czy co? – spytałam się cicho Ann, wychodząc z pokoju zaraz za
rozwścieczoną Dor.
-
Taa, chyba kobra i przekazała z tym dziabnięciem sporo jadu – odparła
ironicznie blondynka. – A tak na
poważnie, to nie wiem, chyba wstała dzisiaj lewą nogą z łóżka.
-
Nie gadać, tylko się pośpieszyć!
Słysząc
podenerwowany głos Dorcas, spojrzałam się lekko w swoją prawą stronę i uniosłam
brwi, zadając Ann nieme pytanie. Ta w odpowiedzi tylko przewróciła oczami, po
czym złapała mnie za ramię i pociągnęła w kierunku Wielkiej Sali. I prawdopodobnych
informacji o egzaminie z teleportacji. Dalej pamiętam zresztą treść ogłoszeń,
które pojawiły się w tym roku szkolnym…
LEKCJE
APORTACJI
Jeśli masz lat siedemnaście lub ukończysz siedemnaście do dnia 31.
sierpnia włącznie, jesteś dopuszczony do dwunastotygodniowego kursu Lekcji
Aportacji, prowadzonych przez instruktora Aportacji z ramienia Ministerstwa
Magii. Zainteresowanych prosimy o wpisanie poniżej swojego nazwiska. Koszt: 12
galeonów.4
Oczywiście,
od razu się zapisaliśmy. Ale, jeśli mam być szczera, idąc na te zajęcia
spodziewałam się czegoś ekscytującego, a okazały się one dosyć nudne…
-
Nazywam się Celia Tilemetaforá i będę waszą instruktorką aportacji przez
następnych dwanaście tygodni. Mam nadzieję, że dam radę przygotować was przez
ten czas do testu. Po tym czasie większość z was powinna być do niego doskonale
przygotowana. Jak zapewne wiecie, jest zazwyczaj niemożliwe, aby aportować lub
deportować się na terenie Hogwartu. Dyrektor zniósł jednak ten czar, wyłącznie
wewnątrz Wielkiej Sali, tak, abyście przez jedną godzinę mogli ćwiczyć. Pragnę
podkreślić, że nikt nie będzie zdolny aportować się poza ściany tej sali,
dlatego nie róbcie głupstw i nie próbujcie.
- A
teraz… – kontynuowała kobieta, klaszcząc delikatnie w dłonie - Chciałabym, aby
każdy z was zajął teraz miejsce tak, abyście mieli przed sobą pięć stóp wolnej
przestrzeni.
Zapanował
ogromny zgiełk, wszyscy rozchodzili się, wpadali na siebie nawzajem, wypraszali
innych ze swoich rejonów. Opiekunowie Domów chodzili pomiędzy studentami,
ustawiając ich i ucinając sprzeczki.
-
Dziękuję – powiedziała jakiej-tam-było, instruktorka bądź co bądź. - A teraz...
Machnęła różdżką. Staromodne drewniane obręcze natychmiast pojawiły się na
posadzce przed każdym studentem. - Ważne, aby przy aportacji pamiętać o zasadzie
trzech ce-wu-en! – powiedziała czarownica. – Cel, wola, namysł! - Krok
pierwszy: oczyśćcie swój umysł, po czym zapragnijcie miejsca przeznaczenia –
kontynuowała.
- W
tym wypadku będą to wnętrza waszych obręczy. Teraz delikatnie skoncentrujcie
się na swoim celu.
Każdy
rozejrzał się ukradkiem, sprawdzając, czy pozostali także wpatrują się w
obręcze, po czym pośpiesznie zrobił to, co kazano. Okej, brzmi to z lekka
bezsensownie. Może jakieś tłumaczenie na angielski, proszę?
- Krok drugi: skupcie swoją wolę, by zająć
wyobrażoną przestrzeń. Pozwólcie, aby pragnienie wylało się z waszego umysłu do
każdej cząstki ciała!
Dobra,
to brzmi jeszcze mniej sensownie…
-
Krok trzeci! – zawołała instruktorka - I tylko wtedy, kiedy dam znać... odwróćcie
się natychmiast, znajdując własną drogę przez nicość, poruszając się w
określonym celu. Na mój znak... raz...! ….dwa…! TRZY!
Taa…
To obrócenie się w miejscu wiele mi dało… Jedyne co osiągnęłam to zachwianie
się na własnych nogach. Nie, żeby innym poszło jakoś szczególnie lepiej. Jeśli
nie liczyć jednego Puchona, który się potknął o własne nogi i w ten sposób
wylądował w tej drewnianej obręczy, to nikt nie teleportował się skutecznie,
albo w ogóle, jeśli być dokładnym.
Okej,
później było lepiej. Nawet w miarę szybko załapałam teleportację. Nie jest to
szczególnie przyjemne odczucie, ale ten konkretny środek transportu jest
cholernie wygodny. Pstryk! I jesteś na drugim końcu Anglii. Nie trzeba się
użerać z ludźmi w pociągach, z kupowaniem biletów. A i jest to bezpieczniejsze,
niż ciąganie się autem przez pół kraju. Mniejsze prawdopodobieństwo wypadku.
Znaczy zdarzają się przypadki rozszczepienia, ale są one dosyć nieliczne i
zazwyczaj powstają przy aportowaniu się w pośpiechu albo w niebezpieczeństwie.
- Pewnie
się zastanawiacie, moi drodzy szóstoroczni, z jakiego powodu byliście
poproszeni o przyjście na śniadanie znacznie wcześniej niż zwykle – rozpoczął swoją
przemowę Dumbledore. – Część z was zapewne już się domyśliła, że moje
dzisiejsze ogłoszenie ma wiele wspólnego z waszym egzaminem z teleportacji.
Aha,
czyli Dorcas miała rację. Chociaż… Ona sama nie wydaje się zbyt zadowolona z
tego powodu… Cała pobladła, jej ręce zaczęły nerwowo drgać, podobnie jak dolna
warga. Dziewczyna zaczęła też mamrotać coś pod nosem. Chwila moment! No
przecież, to jasne! Dor nie znosi teleportacji i unika jej diabeł święconej
wody. Nic dziwnego, że jest tak podenerwowana. Owszem, na próbach moja
przyjaciółka prawie zawsze aportuje się poprawnie, ale jak powiedziałam,
prawie. A w tym przypadku trzeba umieć się teleportować zawsze i wszędzie, bez
względu na samopoczucie, warunki pogodowe i środowiskowe. A Dorcas ma czasami
delikatny problem z koncentracją…
-
Niech się pani skupi, panno Meadowes! – krzyknęła do Dorcas instruktorka
teleportacji.
-
Próbuję, próbuję, ale to nie jest takie proste! – odburknęła zdenerwowana
dziewczyna.
Prawdę
mówiąc z boku ta sytuacja wyglądała nawet ciekawie. Dor stała w odległości
około trzech metrów od tego drewnianego kółka i co i rusz próbowała się do
niego teleportować. Przy czym, ani razu nie trafiła. W każdym bądź razie nie do
swojej obręczy…
Za pierwszym
i drugim razem Dorcas miała na tyle dużo szczęścia, że kółka, do których
trafiła były puste, później niestety nie miała tyle szczęścia. Raz wypchnęła z
obręczy pewnego dupka z Hufflepuffu, co wywołało śmiech na całej Sali, później
trafiła w ramiona jednego ze Ślizgonów, co ponownie spowodowało wybuch radości
wszystkich poza Syriuszem, który był bliski eksplozji z zazdrości. A sam
Ślizgon, o imieniu bodajże Terrance Richmond, ledwo powstrzymał chichot,
prawdopodobnie tylko dlatego, że Dor dalej stała stosunkowo blisko niego, a
wszyscy wiemy, jaka potrafi być, jeśli się ją zdenerwuje.
Od
czasu tamtych zajęć Dorcas opanowała już co prawda teleportacje w konkretne
miejsce, a nie jedno z podobnych w okolicy, ale nieprzyjemne wspomnienia z nią
raczej pozostały, bo przy każdym wspomnieniu o egzaminie, moja przyjaciółka
niemalże mdlała. Nie jestem sobie w stanie prawdopodobnie wyobrazić jej reakcji
na właściwy test.
-
Kontynuując. Wasz egzamin odbędzie się jutro w Hogsmeade, po zakończeniu zajęć.
Będzie on dla wszystkich, którzy ukończą siedemnaście lat do trzydziestego
pierwszego sierpnia. Jedyną kwestią odróżniającą osoby już pełnoletnie, od tych,
które jeszcze nie osiągnęły tego wieku jest fakt, że dostaną one od razu swoje
zezwolenie na teleportację. Pozostali zaś otrzymają je pocztą w dniu urodzin.
No
cóż, jest to nawet sensowna opcja, nie powiem, że nie, ale nie mam pojęcia, jak
to będzie wyglądało. Tyle osób zdających ten egzamin na raz, to aż prosi o
katastrofę. Oby się tylko nie okazało, że coś wykrakałam.
Jak
się okazało powodem, dla którego nie mogliśmy zdawać egzaminu jak wszyscy inni
czarodzieje, czyli normalnie w dniu urodzin lub niewiele później, był fakt, że
w Ministerstwie Magii był niewielki wypadek, który uniemożliwił użytkowanie sal
treningowych do teleportacji, a urzędnikom nie chciało się szukać miejsca za
każdym razem, gdy ktoś ma urodziny…
1 W życiu nie byłam na przesłuchaniu, więc nie wiem, jak ono wygląda,
ale przyjęłam, że jeśli odpytują wielu uczniów w szkole, to jest to bardziej
rozmowa, niż formalne przesłuchanie.
2Znaczy się, tak mi się wydaje. Zawsze traktowałam te tarcze w Harry’m
Potterze, jako takie trochę pole siłowe.
3Czytałam kiedyś opowiadanie, w którym Snape tak zrobił J
4Oczywiście treść ogłoszenia z części „Harry Potter i Książe
Półkrwi”
5Wzorowane na rozdziale „Urodzinowe niespodzianki” z „Harry Potter i
Książe Półkrwi”
Jej! Wreszcie nowy rozdział. Jest świetny ;)
OdpowiedzUsuńPrzesłuchanie krótkie, ale konkretne. Ciekawe jak im pójdą egzaminy, przypuszczam, że teleportacja może być nieco trudniejsza niż egzamin na mugolskie prawo jazdy... Już sobie wyobrażam minę Syriusza, podczas "wizyty" Dorcas w obręczy tego Ślizgona :D
Pozdrawiam, liv.
Po co zbędnie komętowć? Świetne piszesz ;)
OdpowiedzUsuńCóż, rozdział fajny, pomysłowy i... długi- tylko tak dalej :-)
OdpowiedzUsuńAnn <3