Wiem,
że krótkie. Jednakże, tej długości rozdziały jestem w stanie pisać raz na dwa
tygodnie, dłuższe mniej więcej raz na miesiąc. Powiedzcie, którą opcje wolicie.
Zapraszam
do czytania i pozdrawiam
Asia
Nim ktokolwiek zdążył w jakikolwiek
sposób zareagować na nieoczekiwaną wiadomość, dyrektor wstał i wykazując się
niesamowitą przytomnością umysłu, zapobiegł ogólnej panice:
-
Moi drodzy, proszę bądźcie spokojni, nie ma powodów do obaw, w szkole jesteście
bezpieczni. Jeśli chodzi o atak, to nie wyciągajmy pochopnych wniosków, nim nie
poznamy wszystkich faktów. Póki, co, prosiłbym wszystkich was, o udanie się do
Pokoi Wspólnych, oczywiście po zjedzeniu posiłku i poczekanie tam na
dokładniejsze informacje. Wasi opiekunowie będą tam razem z wami i przekażą wam
wszystko, czego uda mi się dowiedzieć.
Z tymi słowami mężczyzna podniósł się z
miejsca i pospiesznie wyszedł z Wielkiej Sali. Gdy tylko drzwi się za nim
zamknęły, całe pomieszczenie wypełniło się gwarem głosów, jeśli mam być
szczera, dosyć poddenerwowanych, ale, dzięki krótkiemu wystąpieniu
Dumbledore’a, na szczęście niezbyt spanikowanych. Już zaczęłam się rozluźniać, kiedy nagle
ujrzałam wyraz twarz Jamesa i przypomniałam sobie, że jego tata jest Aurorem,
czyli prawdopodobnie jedną z najbardziej narażonych na atak osób. Chłopak
wyglądał na naprawdę przerażonego i nie tylko ja to zauważyłam, bowiem Syriusz
już pocieszająco ściskał ramię przyjaciela i starał się go uspokoić,
zapewniając, że jego ojcu na pewno nic się nie stało, bo w końcu wiedział, że
nadchodzi atak i na pewno był przygotowany. Do Łapy zaraz zresztą dołączył
Remus, Peter oraz, oczywiście, dziewczyny wraz ze mną, śniadanie zaś pozostało
całkowicie zapomniane.
Kiedy już udało nam się uspokoić
Jamesa, zgodnie orzekliśmy, że i tak nie uda nam się nic przełknąć, po czym
całą siódemką szybko poszliśmy do Wieży Gryffindoru. Tam usiedliśmy na dwóch
położonych najbliżej kominka kanapach i, żeby zająć się czymś do czasu powrotu
profesora Dumbledore’a, zaczęliśmy grać w „prawdę czy wyzwanie”, a wracający z
posiłku pozostali Gryfoni, szybko dochodzili do wniosku, że w sumie nie mają
nic lepszego do roboty i dołączali się do nas. W gruncie rzeczy skończyło się
na tym, że wszyscy uczniowie z szóstego i siódmego roku siedli na środku Pokoju
Wspólnego, na dywanie i grali w tę grę, zaś reszta ludzi z Domu Lwa siadł na
kanapach wokół i albo przyglądała się grze, albo była pogrążona w głębokiej
rozmowie. I tak czas do przybycia naszej opiekunki upłynął nam w przyjemnej
atmosferze, wszyscy zdawali się chwilowo zapomnieć o dzisiejszych i
wczorajszych straszliwych wiadomościach. W szczególności można to było rozpoznać
po wybuchach śmiechu, kiedy padało pytanie, które zmuszało cały dom to
przypomnienia sobie pewnych zabawnych zdarzeń z przeszłości, bądź, gdy rzucone
wyzwanie było naprawdę rozbrajające.
-
No, to powiedz nam, Łapo, jak to się stało, że tak z pół roku temu, twoja
kochana dziewczyna ganiała cię po całym zamku z nożyczkami, wrzeszcząc, że cię
oskalpuje, jak tylko cię złapie? – spytał Frank Longbottom.
-
Ależ, oczywiście – odpowiedział Syriusz, rumieniąc się lekko. – To było tak…
Retrospekcja
W sobotę z samego rana, czyli około
godziny ósmej trzydzieści obudził mnie przerażający krzyk Dorcas. Otworzyłam
jedno oko, po czym, dochodząc do wniosku, że a) nie pali się, b) nikt nas nie
atakuje, c) w ogóle nie dzieje się nic wartego uwagi, z powrotem je zamknęłam.
Już prawie zapadłam w błogi sen, gdy nagle poczułam, jak ktoś brutalnie szarpie
moim ramieniem, zmuszając mnie, żebym się zainteresowała tym, co dzieje się wokół.
Zrezygnowana, wiedząc, że i tak nie dadzą mi spokojnie spać, ostatecznie
otworzyłam oczy i momentalnie wrzasnęłam, widząc, co stało się mojej
przyjaciółce.
-
Tragedia, nie? – spytała Dor, wyraźnie już pogodzona z losem swojej fryzury. –
Nie mam zielonego pojęcia, komu moje włosy potrzebne są na trofeum, ale dowiem
się, a potem drania zamorduje.
A faktycznie było, za co. Długie,
sięgające połowy pleców włosy, będące dotychczas chlubą mojej przyjaciółki zostały
nierównomiernie, bo tylko z jednej strony, przycięte mniej więcej do ramion.
Ogólnie rzecz biorąc, Dorcas wyglądała, jakby przed chwilą wpadła w ręce
szalonego fryzjera, który zdecydowanie za dużo wypił.
-
No, nie jest aż tak źle – starałam się pocieszyć przyjaciółkę.
-
Taa… Ann też mówiła, że mogło być gorzej.
- Bo
mogło – odezwał się głos zza drzwi łazienki. – Mogli cię obciąć na łyso. Tak to
przynajmniej wyrównamy z drugiej strony i będzie spoko.
Trzeba przyznać Ann miała rację. Do
śniadania na szczęście udało nam się doprowadzić fryzurę Dorcas do jako takiego
stanu, dziewczyna była jednak bliska łez, gdy zobaczyła jak dużo włosów musimy
jej obciąć, żeby wyrównać zabiegi szalonego stylisty. Uspokoiła się dopiero,
gdy zapewniłam ją, że po posiłku poszukamy w bibliotece przepisu na eliksir,
bądź jakiegoś zaklęcia na przyspieszenie wzrostu włosów, na pewno takie jest.
Aby spełnić naszą obietnicę, szybko
złapałyśmy po kanapce, po czym niemalże biegiem udałyśmy się do biblioteki. Na szczęście
nasze poszukiwania nie trwały zbyt długo, bowiem bibliotekarka widząc udręczoną
minę i fryzurę Dorcas od razu wskazała nam właściwą półkę z książkami. Dzięki
temu już pół godziny potem, zaopatrzone w przepisany z książki przepis na
eliksir, zmierzałyśmy w kierunku pracowni profesora Slughorna.
Gdy zapukałyśmy do jego drzwi,
mężczyzna zdawał się dosyć zaskoczony, jednak, gdy zobaczył mnie i błagalny
uśmiech mojej przyjaciółki momentalnie wpuścił nas do środka, i podprowadził do
kociołków, wyciągając po drodze potrzebne składniki i mamrocząc pod nosem, że
przynajmniej wie już, kogo zdecydowali się użyć na składnik eliksiru.
Gdy tylko usłyszałam, co nauczyciel
powiedział, spojrzałam na niego zaciekawiona i spytałam:
-
Kogo ma pan na myśli?
-
Nie wiesz, Lily? – zapytał zdziwiony mężczyzna. – Waszego kolegę z roku
oczywiście. Przyszedł do mnie wczoraj pytając o pewien eliksir. Na początku
myślałem, że chodziło mu tylko o kwestie naukowe, ale gdy wychodził usłyszałem,
jak mamrocze do siebie, że nie ma pojęcia czyich włosów użyć. Widzisz, moja
droga, jednym ze składników tego eliksiru jest, bowiem kosmyk włosów
czarnowłosej dziewczyny.
-
Tak im pan powiedział? – zapytała podenerwowana Dorcas, podnosząc głowę znad
kociołka, nad którym się pochylała.
- Nie,
kochana, tak pisze w przepisie. Do mnie wasz kolega przyszedł tylko z pytaniem,
jakiej ilości włosów byłoby potrzeba do stworzenia hipotetycznego eliksiru i
jak widzę potraktował moje słowa aż nazbyt poważnie.
- Co
pan przez to rozumie?
- Powiedziałem,
panu Blackowi, że potrzebny mu będzie sporej długości kosmyk włosów, mając
oczywiście na myśli tak długości około pięciu do dziesięciu centymetrów i
grubości dwóch, trzech, a nie połowę twoich włosów, moja droga – tłumaczył się
nieporadnie opiekun Slytherinu.
-
Panu Blackowi, mówi pan? – spytał retorycznie brunetka, a jej oczy zabłysły
niebezpiecznie. – Och, on mnie jeszcze popamięta.
Koniec
retrospekcji
I tak resztę dnia, Dorcas spędziła
biegając za Syriuszem po całym zamku z nożyczkami, wprawiając tym samy w
osłupienie i rozbawienie wszystkich mijanych uczniów i nauczycieli. A gdy go w
końcu złapała… Cóż nie chciałabym być na jego miejscu. Przez kilka tygodni
chodził bez połowy włosów, bo wszyscy w zamku uznali, że wygląda zbyt
komicznie, by mu pomagać, poza tym sam się o to prosił, a Dorcas złość naprawdę
długo przechodziła, więc zlitowała się nad swoim chłopakiem dopiero po naprawdę
długim czasie.
James był właśnie w trakcie wykonywanie
kolejnego zadania (z nieznanych nikomu przyczyn odmawiał, bowiem odpowiadania
na pytania Syriusza, Remusa i Petera, którzy najwidoczniej starali się coś z
niego wyciągnąć) polegającego na skakaniu na jednej nodze z kanapy na kanapę, w
przebraniu gnoma, które nie mam pojęcia skąd się wzięło, i wydawaniu z siebie
odgłosów kaczki, gdy do Pokoju Wspólnego weszła profesor McGonagall i
popatrzyła na chłopaka z dezaprobatą. Następnie nauczycielka jednym machnięciem
różdżki zmusiła Pottera do usiąścia z powrotem na miejsce i transmutowała jego przebranie
w zwyczajny mundurek szkolny.
-
Chodźcie tutaj wszyscy i siadajcie – zakomenderowała profesorka. – Mam dla was
informacje od dyrektora.
- A
dobre, pani profesor? – Padło pytanie, gdzieś od strony czwartych klas.
- Na
szczęście tak, panie McKinley. Na szczęście tak.
Na te słowa dało się słyszeć zbiorowe
westchnienie ulgi, pochodzące przede wszystkich od osób, których krewni
pracowali w Ministerstwie Magii.
-
Mogę kontynuować, czy są jeszcze jakieś pytania? – spytała nauczycielka.
Wszyscy pokręcili głowami.
-
Dobrze. Wiecie już, że miał dzisiaj rano miejsce atak na Ministerstwo Magii. Wątpię,
żeby jednak ktokolwiek z was znał jego przebieg.
- A przyczyny
pani profesor?
-
Takie jak zawsze, panno Elsiw, żadne specjalne nie są znane. Wracając do
tematu, pamiętacie pewnie ataki mające miejsce na początku wakacji, gdy
splądrowano Pokątną i kilka innych miejscowości. Otóż zwolennicy
Sami-Wiecie-Kogo szukali w tym czasie pewnej książki, zawierającej przepisy na
śmiertelnie groźne eliksiry.
Razem z przyjaciółmi popatrzyliśmy po
sobie. Czyli jednak, chłopacy mieli rację, że zaatakują dosyć szybko.
-
Jeden z nich – kontynuowała nauczycielka transmutacji. – Jest lotny i zabija
lub poważnie rani w bardzo krótkim czasie. Na szczęście Aurorom udało się kilka
dni temu uzyskać dostęp do antidotum na ten eliksir oraz kilka innych, o
których potencjalnym opisaniu w księdze wiedzieli. Dzięki temu, gdy dzisiaj
rano czujniki zamontowane w Ministerstwie Magii przed kilkoma dniami wykryły
obecność trucizny w powietrzu, byli oni w stanie momentalnie jej
przeciwdziałać.
-
Czy są jakieś ofiary? – Dobiegło wszystkich drżące pytanie zadane przez jakąś
pierwszoroczną.
-
Śmiertelnych ofiar nie ma. Kilkadziesiąt osób trafiło do szpitala św. Munga z
lekkim zatruciem, zostali już jednak wypuszczeni, a kilkoro innych czarodziei
zareagowało alergicznie na któryś ze składników eliksiru, bądź antidotum i są w
ciężkim stanie, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Hej :)
OdpowiedzUsuńRodziłał mi się podobał i szkoda, że taki krótki, ale doskonale rozumiem brak czasu.
Jeśli o mnie chodzi to wolałabym czytać częściej, a krótsze rozdziały.
Życzę weny
Średnio mi się podobał. Wolę rozdziały bardziej o miłości (ale ze mnie romantyczka hihi), niż o wojnie. I tak notka była super jak zawsze.
OdpowiedzUsuńRozdział był krótki-fakt, ale chyba lepiej jak one są krótsze, ale częściej, i żeby były regularne. ;) A tak ogólnie to rozdział nawet okej. :D
OdpowiedzUsuńRozdział OK. :) Ale ja jestem raczej zwolenniczką miłosnych, romantycznych momentów albo zabawnych sytuacji, a nie opisów ataków na jakieś miejsce, czy bitew. Wiem jednak, że życie to nie tylko zabawa i miłość :D
OdpowiedzUsuńJa osobiście wolałabym żeby rozdziały były dodawane rzadziej, ale były dłuższe.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na http://lily-james-i-ja.blogspot.com/
Fajny, ale też wolę takie o miłości. Co do częstotliwości dodawania notek, lepiej często i krótko :-) Wybacz, ale nie mam czasu się ter,az rozpisywać, więc powiem tylko,że nocia bardzo dobra, Syriusz mnie rozwalił ;D ale czekam na więcej akcji ;D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem miny Mcgonagall gdy zobaczyła Jamesa
OdpowiedzUsuńJa bym wolała krótsze i szybciej żeby powstawały, ale to oczywiście zależy tylko od ciebie, przy okazji syriusz z tymi nożyczkami mnie rozwalił
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i szybko wracaj
Zauważyłam jeden błąd. Chłopcy, a nie chłopacy. :) Ja tam co do dodawania rozdziałów raz na miesiąc czy raz na dwa tygodnie nie mam swojego zdania. Ważne, żeby tobie się podobał, a co za tym idzie, również Nam czytelnikom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Rogaś
Nominuję cię do Liebster Blog Award :) Więcej tutaj: http://hogwart-lily-james.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award-2.html
OdpowiedzUsuńi znowu jest przekładanie rozdziałów.. no, ale każdemu może coś się zmienić.
OdpowiedzUsuńNooooo. Dla mnie pisz kiedy chcesz ale po prostu pisz : 3 blog jest boski i nie wyobrażam sobie że może się skończyć ; c jestem wielką fanka tego bloga bo jest taki hgfavdudysvsjdidysvabdidyvf *.*
OdpowiedzUsuńoj i znowu się nie udało... (ale ja jestem wredna xd)
OdpowiedzUsuńSwietny blog :-* nie poszlam spac tylko czytalam :-)
OdpowiedzUsuń