niedziela, 2 września 2012

Rozdział 47 ” Stracić dobrego przyjaciela, to równoczesne z utratą własnego życia - Sofokles"„


Prawdopodobnie nie wniosę nic nowego, bowiem opis tych zdarzeń znajduje się w większości opowiadań o tej tematyce. Jednak nie mogę ich opuścić, są zbyt ważne. Krótszy niż poprzedni, ale tylko trochę. Jeśli chodzi o wskazówki odnośnie Remusa, to wiem, że jest ich dużo, ale uznałam, że Lily ma za wiele na głowie, żeby teraz o tym myśleć. W końcu SUMy, a teraz jeszcze to…
Zapraszam do czytania i komentowania
Asia
PS
Nie wiem, kiedy nowy, bo ja wyjeżdżam we wtorek na wyjazd integracyjny(pomijam fakt, że z klasy spośród 29 osób nie znam 9, a z całego rocznika spośród 120, to może 35 osób… Nie ma to jak liceum i gimnazjum w jednej szkole;) i nie zdążyłam się z Adą rozmówić. Może się czegoś jutro dowiem, to napiszę. W każdym razie ja wracam 7 wieczorem.




- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! – Tuż przed tym, nim wykrzyczałam te słowa z ust Severusa popłynęły różowe banki mydlane, dusząc go.
            James i Syriusz od razu spojrzeli w moim kierunku. Wolna ręka tego pierwszego od razu podskoczyła do włosów. Chwilę później Potter spytał uprzejmym i głębokim głosem:
- Wszystko w porządku, Evans?
- Zostawcie go w spokoju – powtórzyłam patrząc na nich z niechęcią. – Co on wam zrobił? – spytałam z furią w głosie.
 - No cóż - odrzekł James po chwili zastanowienia - chodzi bardziej o to, że istnieje, jeśli wiesz, co mam na myśli...
            Większość z otaczających nas uczniów, w tym Black i Glizdogon roześmiało się słysząc jego odpowiedź. Nie zrobiłam tego jedynie ja i Remus skupiony na swojej książce.
- Myślisz, że jesteś zabawny – warknęłam zimno. - Ale jesteś tylko aroganckim, znęcającym się szmaciarzem, Potter. Zostaw go w spokoju.
- Zostawię, jeśli umówisz się ze mną, Evans - odparł szybko James. - No dalej, umów się ze mną i nigdy więcej nie położę różdżki na starym Smarku.
Rogacz tego nie zauważył, ale zaklęcie, które unieruchamiało Sev’a powoli przestawało działać, a mój przyjaciel cal po calu zbliżał się do różdżki, po drodze wypluwając pianę. Nie zamierzałam informować o tym Pottera. Byłam zbyt wzburzona. Z tego też powodu oznajmiłam wściekle:
- Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybym miała wybierać między tobą i wielką kałamarnicą.
- No to pech - powiedział rześko Syriusz i odwrócił się z powrotem do Snape'a - OJ!
Ale już było za późno. Severus wymierzył swoją różdżkę prosto w Jamesa. Błysnęło światło i na twarzy Pottera pojawiła się rana, opryskując krwią jego szaty. Jednak nie trzeba było długo czekać na kontratak. Gryfon odwrócił się szybko i już po chwili Ślizgon wisiał w powietrzu do góry nogami, a jego szaty opadły mu na głowę. Wielu, pośród małego tłumu, zaczęło bić brawa. Syriusz, James i Glizdogon wręcz ryczeli ze śmiechu.
            Przez chwilę wyraz mojej twarzy chyba drgnął. Nie miałam zamiaru się uśmiechać, na co mogłoby to wskazywać, ale jedynie wykrzywić się ze złości. Jednak zrezygnowałam z tego i w końcu krzyknęłam tylko:
- Sprowadź go na dół!
- Oczywiście - odparł James i machnął w górze różdżką.
Snape upadł na ziemię jak pognieciony kłębek. Wyplątując się ze swoich szat wstał szybko z podniesioną różdżką, jednak nie zdążył rzucić żadnego zaklęcia, bowiem Black wrzasnął „Petrificus totalus” i chłopak padł na ziemię, niezdolny do ruchu.
- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! – krzyknęłam ponownie, wyciągając różdżkę. Syriusz i James patrzyli na mnie ostrożnie wiedząc, że potrafię być nieprzyjemna, gdy jestem zdenerwowana, a teraz zdecydowanie byłam
- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym cię zaklął - powiedział poważnie James.
- Więc zdejmij z niego tę klątwę! – warknęłam nie przejmując się jego groźbą ani trochę.
James westchnął głęboko, po czym zwrócił się w stronę Snape'a i wymruczał przeciwzaklęcie.
- Proszę bardzo – stwierdził, gdy Severus wstawał. - Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie...
- Nie potrzebuję pomocy od takiej małej plugawej szlamy jak ona! – odkrzyknął Ślizgon.
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, więc zamrugałam szybko. Fakt, że chłopak nazwał mnie… No wiadomo jak wbił cierń prosto w moje serce. Żal zmieszał się we mnie ze złością.
- W porządku - odparłam chłodno, pomimo faktu, że kontrolowanie własnego głosu sprawiło mi nie małą trudność. - W przyszłości nie będę się przejmować. I na twoim miejscu wyprałabym majtki, Smarkerusie.
- Przeproś Evans! - ryknął James na Snape'a z różdżką groźnie wycelowaną w niego.
- Nie chcę, byś ty go zmuszał do przeprosin - krzyknęłam patrząc na Jamesa. Nie chciałam fałszywych wytłumaczeń i usprawiedliwień. - Jesteś tak samo zły jak on!
- Co? - zaskomlał James. - Ja NIGDY nie nazwałbym cię... no wiesz jak!
- Czochrasz włosy, bo myślisz, że fajnie jest wyglądać jakby się właśnie zeszło z miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, łazisz po korytarzach i ciskasz zaklęciami w każdego kto  cię wkurza, tylko dlatego, że potrafisz... Jestem zdziwiona, że twoja miotła może w ogóle oderwać się od ziemi, kiedy siedzi na niej taki wielki dupek jak ty. MDLI MNIE, gdy na ciebie patrzę! – wrzasnęłam wściekle.
Starałam się zamaskować smutek złością, jednak wiedziałam, że długo już tak nie wytrzymam, więc odwróciłam się na pięcie i odeszłam pospiesznie.
- Evans! - krzyknął za mną James. - Hej, EVANS!
Ale ja nie obejrzałam się za siebie. Nie chciałam widzieć ani jego, ani Se… Snape’a, przynajmniej na razie. Dopóki nie ochłonę. Odchodząc usłyszałam jeszcze jak Potter pyta: „Hej! Kto chce zobaczyć, jak ściągam Smarkerusowi gacie?”, jednak nawet to nie zmusiło mnie do zawrócenia.
Nie pamiętam, w jaki sposób dotarłam do wieży Gryfonów. Wiem tylko, że gdy tylko doszłam do dormitorium, rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem.
Jak on mógł mi to zrobić? – to pytanie cały czas kołatało mi się w głowie. Wiem, że już mnie tak kiedyś nazwał, ale wtedy było to pod presją grupy, nie robił tego, bo chciał. Za to teraz… Owszem był wściekły, ale czy gdy ja byłam na niego zła to zaczynałam go wyzywać? Nie. A on co? Obiecywał, przyrzekał, że „na zawsze”, że mnie nie zostawi i co? I co? Ile mi przyszło z jego obietnic? Nic.
Z każdą chwilą emocje zaczynały przejmować nade mną władzę, całkowitą. Żal i ból mnie wypełniały, ale wiedziałam, że załamać mogę się dopiero za kilka godzin, w końcu mam jeszcze egzamin praktyczny, a nie chcę go zawalić. Więc, koniec takich myśli Lily! Wpędzasz się w histerię!
Jednak ani trochę mi to nie pomogło. Wręcz przeciwnie zaczęłam płakać jeszcze głośniej, a moje ramiona drgały konwulsyjnie. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuje i zaczyna szeptać:
- Wszystko będzie dobrze, Lily. Nie przejmuj się tym idiotą. Wszystko będzie dobrze, kochana. Naprawdę.
            Dopiero po chwili zorientowałam się, że to moje ukochane przyjaciółki, które widząc, że coś jest nie tak przyszły sprawdzić, czy wszystko jest ok. Nie było. I nie wiem, kiedy będzie. Jednak, kiedy czułam, jak Ann obejmuje mnie mocno, a Dorcas głaszczę mnie po włosach zaczęłam się powoli uspokajać. Mój płacz stawał się coraz cichszy, aż w końcu już tylko lekko pociągałam nosem.
            Blondynka jeszcze przez chwilę tuliła mnie do siebie, po czym zapytała z troską:
- Jak tam, Lily?
- Już w porządku – odparłam.
- Lil… W każdym „u mnie w porządku” jest zawsze trochę bólu, ale załóżmy, że ci wierzę – stwierdziła Dorcas, słysząc moją odpowiedź.
            Nic na to nie powiedziałam, jedynie uśmiechnęłam się blado. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, jednak nie była ona nieprzyjemna, ale pozwalała się wyciszyć, zostać przez pewien czas sam na sam ze swoimi myślami. Czy jak w moim przypadku pozwalała nie myśleć o niczym konkretnym.
            W pewnym momencie Ann spojrzała się na zegarek, po czym podniosła się ze swojego miejsca i zakomenderowała:
- Na część praktyczną z OPCMu jazda!
            Ani mi, ani Dorcas nie pozostało nic innego, jak tylko jej posłuchać, więc obie wzruszyłyśmy ramionami i wszystkie razem udałyśmy się na egzamin.
            W sumie nie był on zbyt trudny. I dobrze, bo byłam na tyle rozkojarzona, że mogłabym mieć problem ze zdaniem go, gdyby nie fakt, że naprawdę kazali mi robić rzeczy elementarne. O np. odgonić bogina, czy rzucić parę przeciwzaklęć. Nic, co przekraczałoby moje możliwości. W sumie obie części egzaminu z Obrony Przed Czarną Magią poszły mi całkiem dobrze.
Po zakończeniu testu wyszłam z sali i usiadłam na stojącej nieopodal ławce, żeby poczekać na dziewczyny. Dzięki Bogu żadna z nich nie ma nazwiska na z, czy inną końcową literę alfabetu. W międzyczasie zaczęłam rozglądać się wokół. Zauważyłam wielu uczniów z książkami na kolanach, przypominających sobie jeszcze ostatnie zaklęcia. Reszta oczywiście miała inne zajęcia. Potter i Black rozmawiali przyciszonymi głosami, co jakiś czas zerkając w moim kierunku. Udawałam jednak, że wcale nie czuje na sobie ich spojrzeń. Jedna z Krukonek objeżdżała właśnie za coś swojego chłopaka, jednak, kiedy odwróciła się od niego obrażona, ten objął ją w pasie i zaczął coś szeptać do ucha. Po chwili mój wzrok spoczął na kłócącej się grupce Ślizgonów. Poczułam jak mój żołądek wiąże się w supeł, gdy ujrzałam wśród nich Snape’a, więc szybko odwróciłam głowę.
Na szczęście już kilka minut później Ann wyszła z sali, zresztą zaraz po niej egzamin zakończyła również Dorcas. Obie dziewczyny podeszły do mnie szybko, a ja starając się wykrzesać z siebie, chociaż trochę entuzjazmu spytałam:
- Jak tam poszło?
- Dobrze, Lily. Ale pamiętaj, że naprawdę nie musisz udawać, ze wszystko jest w porządku i to, co się stało w ogóle cię nie zabolało – odparła Dorcas.
            Słysząc odpowiedź przyjaciółki pokręciłam lekko głową, ale przestałam zmuszać się do uśmiechu. Dziewczyny za to złapały mnie za ręce i pociągnęły do PW Gryfonów z zamiarem, zapewne, poprawienia mi humoru. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, co tym razem wymyślą.
            Kiedy dotarłyśmy do salonu, Dorcas zaciągnęła mnie na kanapę, a Ann pobiegła po coś do dormitorium. Po chwili zresztą wróciła i oznajmiła:
- Gramy w Eksplodującego Durnia.
            Tuż po wypowiedzeniu tych słów blondynka spojrzała na mnie z obawą, jakby sądziła, że zamierzam protestować. Prawdę mówiąc nie miałam najmniejszego zamiaru, w końcu całkiem lubię w to grać. Jednak to nie znaczy, że potrafię. Prawdę mówiąc zazwyczaj przegrywam, ale jakie to ma znaczenie, kiedy gra odciąga mnie od nieprzyjemnych myśli? Wtedy to się nie liczy. Liczy się tylko tu i teraz.
            Na początku grałyśmy we trójkę, jednak po pewnym czasie dołączyło się do nas kilka osób np. Frank i Alice, Dave z przyjaciółmi, a po pewnym czasie nawet Huncwoci. Ci ostatni patrzyli na mnie z obawą, dosiadając się do nas, jednak nie miałam zamiaru psuć sobie nastroju jeszcze bardziej, więc nie zaprotestowałam.
            Graliśmy ładnych parę godzin, bowiem aż do kolacji. W sumie gralibyśmy dłużej, gdyby większość biorących udział w zabawie chłopaków nie zaczęła narzekać, że jest głodna. A, że kolacja dobiegała już końca, to większość towarzystwa zwinęła się szybko, zostawiając mnie samą. Nie miałam, bowiem ochoty na jedzenie.
            Poszłam, więc do dormitorium, żeby szybko się umyć, a potem postarać się jak najprędzej zasnąć, aby tylko uniknąć niechcianych myśli. Jednak średnio mi się to udało, bo gdy tylko weszłam pod prysznic po moich policzkach popłynęły łzy.
            Woda zawsze działała na mnie w taki sposób, że przypominały mi się zdarzenia z przeszłości. A, że mój mózg jest wredny, to na dzisiaj wybrał sobie właśnie te, w których występował Severus Snape. Prawdę mówiąc, za każdym razem, kiedy jego twarz stawała mi przed oczami, przypominało mi się wydarzenie z dzisiejszego dnia. To, które starałam się wyrzucić ze swojej głowy i na pewien czas nawet mi się udało. W każdym razie niezależnie od tego, czy mózg podesłał mi wizję śmiejącego się Sev’a, czy też jego w jakiejkolwiek innej sytuacji, po chwili jego twarz wykrzywiała się złością, a usta wypowiadały słowa „plugawa szlama” raz, za razem. I z każdym takim wspomnieniem rana w moim sercu rosła.
            Umyłam się najszybciej, jak tylko mogłam, żeby tylko zakończyć potok niechcianych myśli. Niezbyt mi się to udało, ale przynajmniej nie widziałam już jego twarzy za każdym razem, gdy zamykałam oczy. Podeszłam szybko do umywalki, sięgnęłam po szczoteczkę i umyłam szybko zęby. Kiedy skończyłam spojrzałam w lustro, żeby sprawdzić, czy nie mam piany na ustach. Moja twarz wyglądała prawie normalnie. Jedyne, co zmieniło się od rano, to fakt, że kąciki ust miałam wygięte w dół, a oczy zaczerwienione, podpuchnięte i pełne bólu. Zdecydowałam się, więc posiedzieć w łazience jeszcze prze chwilę, żeby nie poczekać, aż moje oczy wrócą do normalnego stanu.
            Kiedy weszłam z powrotem do dormitorium zauważyłam, że moje przyjaciółki zdążyły już wrócić z kolacji. Dorcas od razu pobiegła do łazienki, z kolei Ann usiadła na moim łóżku, wyciągnęła w moim kierunku talerz z kanapkami i rozkazała:
- Jedz.
- Ale… Przed chwilą umyłam zęby – próbowałam protestować.
- No i co? Umyjesz jeszcze raz. – Usłyszałam w odpowiedzi.
            Z miną cierpiętnicy sięgnęłam po kanapkę. Gdy ją ugryzłam, zorientowałam się, jak bardzo jestem głodna. Wobec czego, kiedy pochłonęłam cały talerz jedzenia, Ann uśmiechnęła się do mnie triumfalnie. Odpowiedziałam jej słabym uśmiechem.
            Miałam zamiar kłaść się spać, kiedy nagle usłyszałam pukanie. Podniosłam się, więc z łóżka i otworzyłam drzwi. Stała za nimi Mary McDonald.
- Czy coś się stało? – spytałam.
- Ten Ślizgon, z którym się przyjaźniłaś stoi przed wejściem do pokoju wspólnego i twierdzi, że nie odejdzie dopóki nie przyjdziesz. Stwierdził, że zamierza tam spać, jeśli nie zejdziesz.
- Dobrze, zrozumiałam. Dobranoc. – Na szczęście Mary jest inteligentna i zrozumiała, że wcale nie próbuję się jej pozbyć, a jedynie mam coś do zrobienia.
- Dobranoc, Lily – odparła dziewczyna uśmiechając się miło.
            Wróciłam do pokoju po szlafrok, po czym nadal go zawiązując zeszłam do PW i wyszłam na korytarz. Mary miała rację. Snape faktycznie siedział pod portretem. Jednak, gdy mnie zobaczył od razu zerwał się na równe nogi i wyszeptał:
- Tak mi przykro.
- Nie interesuje mnie to – odpowiedziałam chłodno.
- Przepraszam! – próbował dalej.
- Oszczędź sobie płuc – stwierdziłam, po czym dodałam - Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu spać, dopóki nie wyjdę.
- Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po prostu...
- Wyrwało, tak? – Miałam gdzieś fakt, że mu przerywam. W moim głosie nie było ani krztyny współczucia. - Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele Śmierciożercy... No i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam- Wiesz-Kogo, prawda?
Ślizgon otworzył usta, żeby odpowiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk, po chwili więc je zamknął. Ja z kolei kontynuowałam
- Nie mogę dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam swoją.
- Nie... Wysłuchaj mnie, ja nie chciałem... – błagał chłopak.
- Nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?
Już miał coś odpowiedzieć, ale spojrzałam na niego z pogardą, odwróciłam się i weszłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Gdy tylko tam weszłam oparłam się o drzwi, oddychając ciężko. Rozmowa z nim już teraz, tak na świeżo, to było dla mnie za wiele, zdecydowanie za wiele. Kiedy zaczęłam osuwać się na ziemię, poczułam, jak ktoś mnie łapie za rękę, podnosi z ziemi i wyciąga na zewnątrz, po czym prowadzi mnie gdzieś i gdy wchodzimy do jakiegoś pokoju sadza mnie na kanapie i mocno przytula.
Nie zareagowałam, ponieważ znałam tę osobę. Nie wiedziałam, kto to dokładnie, jednak wiedziałam, ze mnie nie skrzywdzi, w każdym bądź razie nie celowo. W każdym razie wtuliłam się w tego kogoś, przy okazji zauważając, że to chłopak z ładnie pachnącą wodą kolońską. Jednak już po chwili moje myśli zaprzątnęło, co innego. W mojej głowie pojawiły się, bowiem wspomnienia z dnia dzisiejszego, a także inne dotyczące tej jednej konkretnej osoby. Mimo wszystko jedna rzecz mnie zadziwiała… Cała moja złość, mój żal skierowane były przeciwko Severusowi, na Jamesa byłam tylko trochę zła… Może tracąc jednego przyjaciela nie chciałam też stracić drugiego?
Ostatnia myśl sprawiła, że wybuchłam płaczem. Wczepiłam się palcami w obejmującego mnie chłopaka, a moje gorące łzy zaczęły moczyć jego koszulę. W mojej głowie przebrzmiewały na przemian słowa wypowiedziane przez Snape’a dzisiaj, czyli Nie potrzebuję pomocy od takiej małej plugawej szlamy jak ona!” oraz te wypowiedziane jeszcze przez Hogwartem „Na zawsze, Lily, na zawsze”. Była to mieszanka wybuchowa, pokazywała, bowiem zarówno początek naszej przyjaźni, jak i jej… Koniec. Tak. Koniec. Może kiedyś mu wybaczę. Nie wiem… Ale na pewno nie dzisiaj, nie jutro, nie za tydzień… Może za rok, za dwa, za dziesięć? Zobaczymy, jak potoczy się życie.
Kiedy mój szloch trochę przycichł zauważyłam, że chłopak głaszcze mnie delikatnie po plecach i szepcze cicho:
- Wszystko będzie dobrze… Nie przejmuj się, Lily… Nie warto…
            Chłopak powtarzał te słowa jak mantrę, chcąc uspokoić chyba zarówno mnie jak i siebie. Zastanawia mnie tylko, dlaczego w jego głosie słyszałam wyraźnie wyrzuty sumienia. Przecież to nie jego wina. Chyba, że…
            Gdy uniosłam głowę zobaczyłam, że pociesza mnie czarnowłosy chłopak z brązowymi, ukrytymi za okularami, oczami, czyli niejaki James Potter. Kiedy chłopak zorientował się, że przestałam płakać i patrzę się prosto w jego twarz, skrzywił się lekko i wyszeptał:
- Wyglądałaś tak smutno, że nie mogłem cię nie pocieszyć, Lily.
- Już nie „Evans”? – spytałam cicho.
- Nie. Przy okazji naprawdę przepraszam za to dzisiaj. Nie wiedziałem, że coś takiego z tego wyniknie. – Zarówno po jego głosie jak i oczach widać było, że naprawdę jest mu przykro. Postanowiłam, więc skapitulować.
- Skąd mogłeś wiedzieć – westchnęłam cicho. Przez całą rozmowę nie zrobiłam nic, żeby odsunąć się od chłopak, czy też, aby wyplątać się z jego ramion.
- Nie jesteś wściekła? – spytał chłopak zdziwiony. W tym samym czasie jego brwi podjechały do góry, co sprawiło, że minę miał wręcz komiczną.
- Nie… Byłam tylko trochę wkurzona. A co chciałbyś, żebym była?
- Nie, no co ty, jasne, że nie. Po prostu trochę mnie to zdziwiło, zawsze naprawdę się wściekałaś o takie coś – odparł chłopak.
- Wiem. I byłam naprawdę wściekła podczas twojego występu. Byłabym nadal wściekła, gdyby Se.. Snape nie zachował się gorzej niż ty. Po prostu… Strata jednego przyjaciela to już bardzo dużo. Nie chcę stracić też drugiego. Tylko…
- Tak, wiem. Koniec z numerami tego typu – przerwał mi chłopak i uśmiechnął się szelmowsko. – Wiesz, co?
- Nie, nie wiem – odpowiedziałam. Nie lubię tego typu pytań, są irytujące.
- Chyba wolałbym, żebyś była na mnie wściekła. Wtedy tak bardzo byś nie cierpiała – oznajmił chłopak patrząc mi głęboko w oczy, a ja w tym samym czasie stwierdziłam, że nie obrażanie się na niego było całkiem dobrą decyzją.



13 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał ^.^ Ja już byłam pewna, że Lilka wkurzy się na Jamesa, nie będzie się do niego odzywać i znowu będzie "Spadaj, Potter" albo "Ty gumochłonie!" .. a tu proszę! Naprawdę zostałam zaskoczona i to bardzo miło... ;).
    Poza tym, wydaje mi się, że dzięki tej akcji, oboje się do siebie nieco bardziej zbliżyli... albo tylko tak mi się wydaje ;p.

    W każdym bądź razie, pozdrawiam!

    [przekleta-prawda.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mi się podobał:)
    Zachowanie Jamesa było niestosowne, lecz słowa Snape'a były bardziej bolesne. Nie dziwię się, że Lily tak zareagowała. Te przemyślenia jej były bardzo pięknie opisane. Bardzo fajnie to wszystko ujęłaś. Ostatnia scenka z Jamesem i Lily bardzo mi się podobała:)
    Czekam na next:*
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się, chociaż znam tą scenę, jednak Ty przedstawiłaś to inaczej. Najlepsze oczywiście jest wszystko po tym, co się wydarzyło na błoniach. A Lily i James jak zawsze wspaniali. Ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej. Aż mi łzy pociekły. Mój ulubiony rozdział ! W sumie to każdy jest moim ulubionym, ale mniejsza o to, rozdział jak zwykle niesamowity. Czekam na kolejny. Wpadnij do mnie.
    - pozdrawiam, Kath.

    OdpowiedzUsuń
  5. W ogóle nie czułam jak bym to już znała czytając ten rozdział :) Stworzyłaś z tej sceny coś innego i na prawdę mi się to podobało :) Oczywiście ogromny plus za ostatnią scenę xD

    Zazdroszczę Ci wyjazdu integracyjnego xD Mojej klasie by się przydał ale nic nie mamy :< Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :D W końcu przeczytałam porządny opis wydarzeń po przezwaniu Lily xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach.. dopiero teraz miałam trochę czasu by przeczytać, a szkoda bo rozdział cudowny ;)
    Niby bardzo dobrze znam tą scenę, a jednak czytając miałam wrażenie że czytam coś nowego.
    Bardzo fajnie opisane. No i James ja pocieszył, dziwne że na początku nie poznała kto to.. ale skończyło się dobrze ;d
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. czy ty wiesz,że nie pisaaanie przez MIESIĄC to najgorsza zbrodnia?!?! Dawać mi tu nową notkę, ALE JUŻ! Niech już nawet będzie krótka, ale ma być bo zwariuję!
    PS:Ta nocia super, nie komentowałam jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie w weekend najpóźniej. Obiecuję. Po prostu mam teraz trochę urwanie głowy. Olimpiada i takie tam. DO jutra muszę wysłać zadania, potem będę miała trochę spokoju to napiszę. Mam pomysł i w ogóle, więc tym razem nie będę przekładać daty.
      Asia-A&J

      Usuń
  9. A no to chyba że tak xD Wybaczam i czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak słooodko <33
    ~Sabina

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się, że Lily nie obraziła się na Jamesa, tylko mu wybaczyła. Rozdział jest fantastyczny, a ty masz talent. Bardzo mi się podoba. Niezaprzeczalnie i nieodwołalnie uwielbiam ten blog.
    Lecę czytać kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  12. ,,Ja NIGDY nie nazwałbym cię... no wiesz jak!" Ahaha. Ciekawe co było w poprzednich rozdziałach -.-
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń