Zacznę
od tego, że naprawdę bardzo przepraszam za opóźnienie, ale nie wyrobiłam się na
poprzedni termin, a wczoraj nie miałam siły na nic, poza wejściem pod kołdrę i
zapadnięciem w sen zimowy. Mam wrażenie, że rozdział nie jest najwyższych
lotów, jest krótki i w zasadzie o niczym, ale nie chciałam już dłużej
przedłużać, jak znajdę chwilę to go poprawię.
Poza
tym niestety nie mam dobrych wieści. W przyszłą niedzielę zdaję ustny egzamin z
angielskiego, naprawdę ważny, a tydzień później idę na 18, a z kolei 11.06 mam
pisemną część wspomnianego egzaminu. Z tego powodu rozdział 70 pojawi się
najwcześniej 15 czerwca, a i co do tego głowy nie dam, bo idę wtedy na chrzcin
i jeszcze nie jestem w stanie przewidzieć, czy zdążę. Wolałabym nie składać
obietnic pt. rozdział najpóźniej za dwa tygodnie, a potem się kajać, więc
powiem, że rozdział będzie gdzieś między 15 a 22 czerwca, bo tego jestem w
stanie dotrzymać.
Cóż
zapraszam do czytania i komentowania, a i napiszcie mi o ewentualnych błędach, nie zdążyłam sprawdzić.
Asia
PS
Życzcie
mi szczęścia w zaznaniu snu i czasu wolnego przez najbliższe 3 tygodnie, bo
raczej z tym będzie krucho.
Niestety taki spokój nie mógł trwać
wiecznie. Następnego dnia musiałam się w pośpiechu spakować, całkowicie
zapomniałam bowiem, że trzeciego stycznia wracamy już do Hogwartu. Jak widać
ostatnie wydarzenia negatywnie wpłynęły na moje zdolności poznawcze i po prostu
nie ogarnęłam, że jest już ten, a nie inny dzień. Prawdę mówiąc, byłam święcie
przekonana, że mam jeszcze co najmniej dwa dni, do wyjazdu do szkoły, a tu
James mnie rano ściąga z łóżka i informuje, żebym się pospieszyła, bo jego tata
za godzinę tu będzie i teleportuje nas na dworzec. Momentalnie wyskoczyłam z
łóżka i zaczęłam wrzucać pierwsze lepsze ubrania do kufra. I gdyby nie śmiech
Rogacza nawet bym nie skojarzyła, że jestem w dosyć prześwitującej koszuli
nocnej.
Na szczęście dosyć szybko odzyskałam
rezon i wyrzuciłam chłopaka z sypialni, dziękując w duchu wszystkim znanym mi
bóstwom, że to nie Syriusz przyszedł mnie obudzić. Nie miałabym potem
spokojnego życia, oj nie. A w przypadku Jamesa mogę chociaż częściowo liczyć na
to, że zachowa się jak dżentelmen i nikomu o niczym nie powie. A przynajmniej
taką miałam nadzieję.
Na szczęście udało mi się spakować
dosyć szybko. Byłam jednak pewna, że tuż po dotarciu do Hogwartu spędzę z
godzinę na wertowaniu książek i poszukiwaniu zaklęcia umożliwiającego
uprasowanie ubrań, bez użycia elektryczności. Nie miałam jednak czasu na
finezyjne składanie każdej koszulki.
W jadalni czekał już na mnie zastawiony
stół, do którego właśnie siadali moi rodzice i przyjaciele.
-
Świetne wyczucie czasu, Lily – zaśmiał się Syriusz. – A tak przy okazji… Co
zrobiłaś Jamesowi? Po wyjściu z twojego pokoju jeszcze dobre dziesięć minut
szczerzył się jak jakiś upośledzony goblin.
W odpowiedzi na to Rogacz zarumienił
się i wymamrotał pod nosem „Nie twoja sprawa, stary”, jednocześnie rzucając mi
przepraszające spojrzenie.
-
Nic takiego, Łapo. Twój przyjaciel po prostu ma jeszcze lepsze wyczucie chwili
niż ja. Nic wielkiego.
W gruncie rzeczy to nie było kłamstwo.
Niech sobie Black sam wysunie wnioski, mam gdzieś jakie, nic nie potwierdzę,
niczemu nie zaprzeczę i upewnię się, że James postąpi dokładnie tak samo.
-
Nie psuj zabawy, Lilka – jęknął chłopak z żałością. Po czym zabierał się do
dłuższego protestu, jednakże James przerwał mu, mówiąc:
-
Łapo, nie ma na to czasu. Musimy zjeść śniadanie, mój tata będzie tu za
kilkanaście minut i jeśli nie będziemy gotowi, to teleportuje się bez nas.
-
James ma rację, Syriuszu – zgodziła się z Rogaczem moja mama. – Poza tym zaraz
wam wszystko wystygnie.
Kolejnej zachęty chłopcy nie
potrzebowali, więc od razu zabrali się do jedzenia. Nim się obejrzałam prawie
wszystko zniknęło już ze stołu i znalazło się w żołądkach głodnych mężczyzn, do
których, oprócz Huncwotów, należało zaliczyć także mojego tatę. Na szczęście
zarówno ja, jak i mama oraz Petunia zdążyłyśmy przygotować swoje porcje, nim
nasi kochani panowie zmietli wszystko ze stołu.
***
Byłam właśnie w trakcie znoszenia kufra
ze schodów, to znaczy dokładniej pilnowania Jamesa, żeby nie się o nic potknął
w trakcie pomagania mi przy tej, jakże niewdzięcznej, czynności, gdy usłyszałam
charakterystyczny trzask. Chwilę później skrzynia trzymana przez Rogacza uniosła
się w powietrze i wylądowała obok pana Pottera, dołączając tym samym do
pozostałych bagaży.
-
Chodźcie, dzieci, chodźcie, musimy się pospieszyć – popędził nas tata Jamesa,
chowając różdżkę do rękawa.
Szybko pożegnałam się więc z rodziną i
już chwilę później poczułam jak pan Potter łapie mnie za ramię. Tuż potem świat
przede mną rozpadł się na kawałki i na jego miejscu pojawiła się
nieprzenikniona czerń. Uścisk na mojej ręce się wzmocnił, tak jak wszystkie
uczucia i zmysły, a ja poczułam nieprzyjemny ucisk wokół całego ciała, miałam
wręcz wrażenie, że wszystkie moje wnętrzności są wciskane do środka. A potem
nagle całe to odczucie znikło, a przed moimi oczami pojawił się Hogwart Ekspres
na peronie 9¾. Okropność, chyba
nigdy nie przywyknę do teleportacji.
-
Wszystko w porządku, Lily? Nagle zbladłaś.
-
Jest ok, James. Po prostu teleportacja to trochę nie moja bajka.
Słysząc moją odpowiedź chłopak zaśmiał
się cicho i pokręcił głową, po czym odparł:
-
Moja też nie, ale będziemy musieli się przyzwyczaić, będziemy się jej w końcu
uczyć od tego tygodnia.
-
Żartujesz! Błagam, powiedz, że żartujesz – błagałam cicho, patrząc na chłopaka
z rozszerzonymi oczami.
-
Niestety nie, Lily. Aczkolwiek mnie się ta sytuacja też nie podoba. Owszem
teleportacja przydatna rzecz, ale cholernie nieprzyjemna – odparł James ponuro.
-
Ty przynajmniej miałeś czas, żeby się do niej przyzwyczaić – lamentowałam.
-
To prawda, ale nie martw się, rozszczepienia są niezwykle rzadkie i proste do
wyleczenia – próbował mnie pocieszyć chłopak, jednak widząc stopniowo
narastające przerażenie w moich oczach, zrezygnował. – Wiesz, co? Zostawmy ten
temat i chodźmy poszukać reszty.
Na tę propozycję przystałam z radością,
mając nadzieję, całkiem słuszną zresztą, jak się okazało, że w towarzystwie przyjaciół
uda mi się zapomnieć o obawach związanych z teleportacją. Jednak, gdy
odwróciliśmy się w stronę pociągu, coś wydało mi się nie na miejscu.
-
Zaraz, zaraz, a gdzie Syriusz? – spytałam zdziwiona.
-
Dopiero teraz zauważyłaś, że go nie ma? – roześmiał się James. – Zaraz, gdy
wylądowaliśmy na peronie, pobiegł szukać Dorcas.
No tak, mogłam się w sumie domyślić. Czasami
Łapa jest aż do bólu przewidywalny.
***
Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy
wreszcie właściwy przedział. Powiedzcie mi, jak to jest, że to czego się szuka
jest zawsze dokładniej w najdalej położonym od ciebie miejscu? W tym przypadku
na drugim krańcu pociągu? Bo, że w ostatnim miejscu, do którego się zajrzy, to
w sumie oczywiste, bo jeśli się już szukaną rzecz odnajdzie, to po co dalej ją
tropić i słać listy gończe? Chyba nie jest ze mną dobrze, zaczynam gadać od rzeczy.
Zwalmy to na karb traumatyzującej teleportacji łącznej. To naprawdę wszystko
wyjaśnia, możecie mi wierzyć na słowo.
-
Lily, czy ty się tak celowo wyłączasz, żeby nie słuchać naszego ględzenia, czy
jak zwykle odpływasz do innej rzeczywistości? – przerwał moje rozmyślania
Syriusz, machając mi dłonią przed oczami.
-
Zamyśliłam się – odpowiedziałam oburzona takim porównaniem.
-
Czyli opcja druga – odparł chłopak, uśmiechając się bezczelnie i patrząc na
mnie spod przymrużonych rzęs.
Długie ma, mógłby się podzielić. Po co
chłopakom w ogóle takie rzęsy? Przecież im na nich nie zależy, a kobiety tracą
fortunę na kosmetykach, żeby uzyskać taki efekt. I gdzie tu logika?
-
Ruda! – Wyrwał mnie z ponownie rozpędzającego się toku myślowego głos Łapy.
-
Co? – spytał zirytowana.
Dlaczego on mi przerywa, przecież to nie jest
tak, że nie przeżyją beze mnie dwóch minut, a ja tu roztrząsam kwestie natury
egzystencjalnej. No załóżmy, że tak jest. Ale sens zachowałam, czyż nie?
Na dodatek gadam do siebie. Jest źle.
To chyba oficjalne rozpoznanie, ale, jak to kiedyś słyszałam są ludzie
nienormalni i niezdiagnozowani, więc może jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja.
Aczkolwiek chyba nikła.
-
No i znowu to robisz.
-
Ponawiam pytanie, Syriuszu, co takiego robię?
-
Lilka, nie wiem, czy zauważyłaś, ale masz czasami takie dni, że każda myśl,
która pojawia się w twojej głowie pociąga za sobą setkę następnych, wyłączasz
wtedy całkowicie realny świat, tylko po to, żeby potem ocknąć się w połowie
konwersacji i zadawać pytania dotyczące tego, o czym przed chwilą mówiliśmy –
wytłumaczyła mi spokojnie Ann, widząc, że Łapa, chyba stracił już do mnie
cierpliwość. A przynajmniej na to właśnie wskazywał fakt, że odwrócił się do
mnie plecami i prychnął wyniośle.
Eee tam, zaraz mu przejdzie. Nigdy nie
był zbyt dobry w trzymaniu urazy o takie błahostki. W każdym bądź razie nie w
stosunku do przyjaciół.
-
Tak, jak teraz o tym wspomniałaś, to faktycznie widzę, że mi się to czasami
zdarza. Nawet nie zauważyłam wcześniej – przyznałam rumieniąc się lekko.
-
Spoko, Lily, każdy ma swoje dziwactwa. – A nie mówiłam, że Syriuszowi szybko
przejdzie? – Mniejsza z niezrozumiałymi nawykami Rudej, gramy w karty.
To oczywiście wywołało ogólny entuzjazm
wśród wszystkich pasażerów naszego przedziału. Nawet u Dorcas, wcześniej
zajętej robieniem Łapie warkoczyków(musze ją potem podpytać jak do tego doszło)
i Petera, który był raczej zaabsorbowany kanapką.
***
Wsiadaliśmy właśnie do pozbawionych
konie powozów, gdy przypomniało mi się wcześniejsze postanowienie. Z tego
powodu, gdy tylko usiedliśmy wygodnie, zapytałam:
-
Dorcas, a jak właściwie doszło do tego, że Łapa dał ci pobawić się we
fryzjerkę? Przecież on ma lekkiego hopla na punkcie sowich włosów.
Cóż to ostatnie to chyba lekkie niedopowiedzenie,
ale Black jadący z oczywiście wraz z nami w karocie i tak się oburzył,
krzycząc, że wcale nie.
-
Wiesz, kiedy ty i James jeszcze pałętaliście się po peronie, Syriusz wpadł do
przedziału, który zajęłyśmy dla naszej siódemki wraz z Ann – zaczęła dziewczyna,
ściągając na siebie uwagę Rogacza, który był dotychczas zaangażowany w rozmowę
z Łapą na temat Quidditcha, ale słysząc początek opowieści o tym jak doszło do
tej nadzwyczajnej sytuacji, przysunął się bliżej i gestem polecił brunetce,
żeby kontynuowała.
-
W każdym bądź razie Syriusz wbiegł, nie patrząc pod nogi i trochę mnie
stratował, przez co wpadłam na fotel, rozwalając swoją misternie plecioną rano
fryzurę.
Fakt, Dor często ma na głowie jakieś
finezyjne uczesanie, a dzisiaj tylko rozpuszczone włosy. Czemu tego wcześniej
nie zauważyłam?
-
Zaczęliśmy się trochę sprzeczać…
-
Wrzeszczeć na siebie jak stare małżeństwo byłoby bardziej adekwatnym
określeniem – wymamrotała pod nosem Ann, gwarantując sobie tym samym dwa
mordercze spojrzenia. – A co, nie mam racji? A to ta krzyczy, że przecież musi
ładnie wyglądać i ułożenie odpowiedniej fryzury trwa godzinami, a to ten, że po
kiego diabła to w ogóle jest i na jakim narzędziu tortur wzorowali się twórcy
wsuwek do włosów, na co Dorcas, że na kluczach do naprawy motorów. I tak w koło
Macieju. Miałam wrażenie, że albo rzucą się sobie do gardeł, albo zaczną szukać
sypialni – podsumowała swój wywód dziewczyna.
-
Ann! – wrzasnęła zarumieniona Dor.
-
Fakt, że jesteś taka czerwona tylko potwierdza moje słowa – odparowała blondynka.
Cóż jak wszyscy doskonale wiemy, Ann
jest spokojna, ułożona i grzeczna, ale bazyliszek jej za pazurami siedzi i
wyłazi, gdy się najmniej tego spodziewamy.
-
A ciąg dalszy? – spytał niecierpliwie James.
-
A założyli się, czy Syriusz przetrzyma cały dzień z fryzurą wykonaną przez
swoją dziewczynę. Jak na razie Black jest na drodze ku zwycięstwu – odparła dziewczyna,
wskazując na głowę Łapy, którą od kilku godzin zdobiły warkoczyki i czerwone
kokardki.
Rozdział po prostu boski . Trochę śmieszny, ale ją lubię właśnie takie rozdziały . Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper! :D Czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńSuper :-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział...Ty wgl. jesteś świetna xD
OdpowiedzUsuńP.S.Życzę Ci szczęścia w zaznaniu snu i czasu wolnego <333
Dziękuję;)
UsuńŻyczenia się przydadzą, bo zaczynam zapominać, jak to jest miećwolną chwilę, niestety. Na szczęście koniec roku już blisko,a wtedy odpocznę i będę pisać, może nawet co tydzień, jeśli się uda;)
Asia
Syriusz w warkoczykach LOL :P
OdpowiedzUsuńChcę następny!
Nie obiecuj, że co tydzień bo później czytelnik jest zawiedziony jak tego nie ma ;)
OdpowiedzUsuńLekkie sprostowanie.
UsuńObietnica, że rozdział będzie co tydzień była złożona jeszcze, gdy blog prowadziły dwie osoby, dwa albo trzy lata temu, jeszcze na onecie, potem ewoluowało to w co mniej więcej dwa tygodnie, czego staram się trzymać, nie udawało mi się to w tym roku, ponieważ nie miałam zbyt wiele czasu, ale starałam się informować o zmianach terminu.
Jeśli chodzi o rozdział 70, obiecałam, że pojawi się on do 22 czerwca, do jutra i zamierzam tej obietnicy dotrzymać. Wiedziałam, że będę zajęta i nawet nie sugerowałam, że uda mi się przed 15, a i wtedy to było wątpliwe.
Także naprawdę staram się pisać regularnie, ale mam też własne życie i zobowiązania, np. szkołę, egzaminy z angielskiego i maturę w maju 2015. Wobec tego nie zawsze jestem w stanie dotrzymać słowa, przykro mi z tego powodu, ale nic na to nie poradzę.
A jeśli chodzi o obietnicę w komentarzach wyżej, to dotyczy ona wakacji, które zaczynają się 27 czerwca. I wtedy jej dotrzymać, z wyłączeniem wyjazdów, do miejsc bez internetu, ale o tym poinformuję.
Przepraszam, jeśli zabrzmiałam niegrzecznie, w którymś momencie, ale jestem trochę podziębiona i akurat sprzątam(czego nie znoszę), a przez to nie mam najlepszego nastroju, a to często objawia się w tonie moich wypowiedzi i zdaję sobie z tego sprawę, więc przepraszam za to, nie było to moim zamiarem.
Przepraszam, za moje gadanie, ale uznałam, że lepiej sprostować takie nieporozumienie, niż, żebyś sądził/sądziła, że uczucia czytelników mnie nie obchodzą.
W każdym razie pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział jutro.
Asia