Wybaczcie,
że tak późno, oglądałam mecz. Nie lubię zbytni piłki nożnej, no ale to finał;)
Poza tym mecz był piękny i wyrównany, nawet fajnie się oglądało.
Nie
wiem, czy pamiętacie, ale w czerwcu byłam zmuszona, przez brak czasu, do,
powiedzmy, zawieszenia na trochę bloga. Miałam wtedy egzamin z angielskiego,
chciałam się pochwalić, że zdałam;) Wybaczcie, ale dalej jestem podekscytowana
wynikami i nie mogłam o tym nie wspomnieć.
Nie
wiem jak w Waszej części kraju, ale u mnie ostatnio albo jest trzydzieści kilka
stopni, sucho i wieje jak cholera, albo dalej taka sama temperatura, tylko, że
zamiast suszy mamy burzę. Nie zrozumcie mnie źle, lubię lato, a tym bardziej
lubię burze, ale trochę dla mnie za gorąco. Poza tym, nie wiem jak mi się to
udało, ale się przeziębiłam, pewnie prze to właśnie w taki upał byłam z
koleżankami pochodzić po sklepach, gdzie klimatyzacja chodzi na full, ergo jest
zimno. I szok termiczny gwarantowany. Poza tym, dosyć szybko łapię choroby, ale
też szybko przechodzą, patrząc na to, że z zapalenia płuc i ucha, naraz a
jakże, wyleczyłam się w tydzień.
Ale
nie bez powodu wspominałam pogodę, ciężko bowiem pisać o zimie, gdy na zewnątrz
można by jajecznicę smażyć bez patelni, dlatego całkiem możliwe, że przeskoczę
niedługo w opowiadaniu do wiosny. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.
Poza
tym ma takie pytanie, znacie może kogoś, kto studiuje za granicą, czy też sami
studiujecie? Zastanawiam się, czy nie wyjechać gdzieś na studia i szukam
jakichkolwiek informacji, bo znam osobiście jedną osobę. Jakby, co to, czy
mogłabym Was może prosić o jakieś opinie? Nic konkretnego, tylko takie mniej
więcej, czy warto, czy nie.
A i czy znacie może jakieś dobre książki,
programy, cokolwiek do nauki rosyjskiego? Uznałam, że to też język słowiański,
będzie mi najłatwiej, a zawsze mnie ciągnęło do języków obcych.
Nie
przedłużając, zapraszam na nowy rozdział, jest on uzupełnieniem poprzedniego,
dalej taki radosny, ale następny chyba będzie w trochę innym nastroju. Niczego
nie gwarantuję. Rozdziały pisze raczej dosyć spontanicznie, znam tylko ogólny
plan reszty historii, więc różnie to wychodzi.
Asia
PS
73
jakoś za tydzień.
Nie wstaję z łóżka. Nawet mowy nie ma. Nigdzie się nie ruszam. Na
szczęście dzisiaj jest sobota. Chyba… Znaczy to nie tak, że mam jakieś dziury w
pamięci, czy coś, po prostu siedzieliśmy do rana i nie jestem pewna, czy nie
przespałam przypadkiem całego dnia.
-
Nie myśl tak głośno. – Usłyszałam dochodzący z prawej zaspany głos.
-
Nie rozumiem… - zaczęłam, obracając się na bok. Tuż przed sobą napotkałam twarz
mojego chłopaka.
-
Kochanie, jeśli się nad czymś bardzo intensywnie zastanawiasz to to niemalże
słychać, a mi się spać chce. Więc mniej myślenia, więcej spania – oznajmił
James stanowczo, po czym przytulił mnie do siebie i momentalnie pogrążył się z powrotem
w objęciach Morfeusza. Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć jego śladem.
***
Wstaliśmy z łóżka niewiele później. Ledwo, co udało mi się
porządnie zasnąć, a tu nagle słychać jakiś łomot. Co gorsza dosyć gwałtownie
wyrwana ze snu podskoczyłam i trafiłam Jamesa łokciem w klatkę piersiową.
-
Lily, znowu? – spytał chłopak patrząc na mnie z miną zbitego psa.
Fakt, to się często zdarza. Ale to naprawdę nigdy nie jest moja
wina, no w każdym razie nie całkiem moja.
-
Wybacz, niespecjalnie – odparłam, uśmiechając się z zakłopotaniem. – A tak poza
tym, co się stało? – spytałam, kierując swoje słowa do reszty osób okupujących
dormitorium.
-
Nic szczególnego – odpowiedziała Dorcas. – Syriusz się wiercił, więc go
kopnęłam. Okazało się, że trochę za mocno i spadł z łóżka. Ot cała historia.
Rzeczywiście, nie zwróciłam uwagi na to, że Łapa siedzi jak
ostatnia sierota na podłodze i patrzy na swoją dziewczynę z urażoną miną.
Chwilę potem usłyszałam zaraźliwy śmiech Jamesa, któremu zawtórowali Remus i
Dorcas. Już po kilku sekundach wszyscy chichotaliśmy, co nie poprawiło zbytnio
humoru Syriuszowi. Wręcz przeciwnie, chłopak bowiem naburmuszył się jeszcze
bardziej, jednak widać było, że sam ledwo powstrzymuje, próbujący wyrwać mu się
z gardła, rechot. Z tego powodu, żadne z nas nie było zdziwione, gdy Black
poddał się ogólnej wesołości.
-
Dobra, koniec śmiechów-chichów – zarządziłam w końcu. – Chciałabym wreszcie
obejrzeć moje prezenty.
- A
wiesz, że to jest w sumie całkiem dobry pomysł? – spytał Syriusz. – Może dostałaś
coś ciekawego? – dodał po chwili z diabelskim uśmiechem.
- Mam
się bać?
-
Nie no skądże, Ruda. Jasne, że nie.
Dobra. Oficjalnie jestem przerażona. Co on, na gacie Merlina,
wymyślił. Chyba zresztą na spółkę z Dorcas, bo ona się też jakoś podejrzanie
uśmiecha. Można by pomyśleć, że to powinno poprawić mi humor, w końcu to moja
przyjaciółka, ale… No właśnie, zawsze jakieś ale. Znam ją zbyt dobrze i wiem,
czego można się po naszej kochanej brunetce spodziewać. Ehhh…. Trudno. Raz się
żyje.
-
Dawajcie – rzuciłam po chwilowym zamyśleniu, dochodząc do wniosku, że cokolwiek
wymyślili, to jakoś dam radę.
- No
i to jest prawdziwie gryfońska postawa! – ucieszył się Łapa, po czym szybkim
machnięciem różdżki przywołał stos paczek. – Zakładam, że najpierw chcesz
zobaczyć ten od rodziców?
Nie odpowiedziałam, tylko momentalnie wyrwałam chłopakowi
ciemnozielony pakunek. Pod wierzchnią wstążeczkę włożony był list, którym
postanowiłam się zająć w pierwszej kolejności.
Kochana córeczko!
Zakładam, że wiesz doskonale, co
chcemy Ci z Mamą i Petunią powiedzieć. Życzymy Ci, żeby Cię Twoi wspaniali
przyjaciele nigdy nie opuścili, żebyś znalazła kogoś, z kim chcesz spędzić
resztę życia (od dania mi wnuków się nie
wymigasz, kochana – Mama). Tak, jak mówiłem, zanim mi
przerwano, życzymy Ci samych sukcesów w życiu, chociaż masz je i bez tego.
Dobrego zawodu w przyszłości (nie
znamy się za bardzo na tych waszych czarodziejskich cudach, więc wybór, jak
pozostawiamy Tobie). Czy wszyscy mi tu zamierzają przerywać? W każdym
razie, teraz trochę bardziej poważnie. Życzymy Ci także szybkiego zakończenia
tej Waszej wojny i tego, aby nie ucierpiał w niej nikt dla Ciebie ważny (Ty też nie daj się zabić).
To się rozumie samo przez się, Petunio.
W każdym razie samego szczęścia w życiu.
Wszystkiego najlepszego, skarbie.
Pozdrawia
Tata i
reszta szalonej gromadki
PS
W takiej atmosferze nie da się pisać
sensownie, więc przepraszam za lekko nieskładne życzenia. A i mamy nadzieję, że
podarunek Ci się spodoba.
Cóż trzeba im przyznać, że potrafią człowieka rozśmieszyć. Zresztą
nie tylko mnie, ale też wszystkich moich przyjaciół, którzy czytali mi przez
ramię, bo jakżeby to można było inaczej?
-
Ciekawą masz rodzinę – skomentowała uprzejmie Ann, ledwo powstrzymując się od
śmiechu.
-
Przecież zadajesz się ze mną, czego spodziewałaś się po ludziach, którzy mnie
wychowali i sprowadzili na ten świat? – zapytałam, unosząc brwi.
- Wiesz,
co? To brzmi nawet logicznie.
Nie czekałam na dalsze dywagacje na temat stanu psychicznego mojego
i moich bliskich, tylko zabrałam się za otwieranie prezentu.
Zamrugałam. Raz, drugi, trzeci. Uszczypnęłam się nawet lekko w
ramię. Na wszelki wypadek dwa razy. Prezent nie zniknął. Skąd moje zdziwienie?
Otóż w otoczeniu zielonego papieru leżała sukienka koloru sosnowych igieł. Ta
sama, którą chciałam kupić kilka miesięcy temu, ale okazało się, że cały nakład
został wykupiony i nie ma już takiej możliwości. Nie mam pojęcia, w jaki sposób
rodzicom udało się znaleźć tę suknię. Naprawdę.
- O!
Jakie to ładne – zachwyciła się Ann. – Poszła przymierzyć – zakomenderowała chwilę
później dziewczyna, stanowczym ruchem wpychając mnie do łazienki. Nie pozostało
mi nic innego, jak spełnić rozkaz przyjaciółki.
Przed wyjściem z łazienki rzuciłam jeszcze przelotne spojrzenie w
lustro i westchnęłam lekko. Ta sukienka naprawdę była piękna. Tuz potem wzięłam
głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
- James,
zamknij usta, bo ci mucha wleci – skarcił przyjaciela ze śmiechem Remus.
Ten wykonał polecenie, ale nadal wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi
oczami. Po chwili jednak zamrugał i podniósł się z miejsca, po czym w dwóch
krokach znalazł się przy mnie i przyciągnął mnie do siebie, mamrocząc jeszcze „pięknie
wyglądasz”, przed przyciągnięciem mnie do namiętnego pocałunku. Jednak nim
zdążyłam go odwzajemnić, ktoś nam przerwał.
-
Koniec tych czułości, kochani, albo przynajmniej pokój sobie znajdźcie –
oznajmił Łapa, brutalnie ciągnąc za ramię swego najlepszego przyjaciela. Triumfalny
uśmiech jednak szybko znikł z twarzy chłopaka, gdy zobaczył wściekła minę Jamesa.
Syriusz momentalnie puścił rękę drugiego Huncwota, po czym schował
się za Dorcas.
-
Kochanie, obronisz mnie, prawda? – spytał chłopak błagalnie, obejmując brunetkę
w pasie.
-
Pomyślę o tym – odparła dziewczyna z krzywym uśmieszkiem.
James w tym czasie podszedł bliżej do pary, dalej z furią w oczach.
-
Dorcas, nie bądź taka… Odwołam to zadanie z zakładu, tylko wstaw się za mną, bo
inaczej mnie, biednego i niewinnego jako ta lilija panicza Black czeka śmierć w
mękach z rąk tegoż to brutalnego męża, który to uwziął się, zupełnie bez powodu
pragnę nadmienić. – Chłopak przerwał na chwilę, żeby złapać oddech, jednak
widząc wciąż zbliżającego się Jamesa, szybko kontynuował: – Padam na kolana
ukochana, rzuć na głowę skazańcowi swą chustę, uratuj go od niesprawiedliwego
losu i pozwól dalej cieszyć się życiem u twego boku, o nadobna pani mego
żywota.
- O
mój rycerzu, jakże bym mogła uczynić cokolwiek innego? – spytała dziewczyna,
przyłączając się do błazenady swego ukochanego. – A teraz wstawaj i się nie
wydurniaj. A ty James, odpuść mu, dopilnuję, żeby wam więcej ni przerywał,
przecież widzę, że ledwo zachowujesz swoją wściekłą minę, powstrzymując się od
śmiechu.
Prawdę mówiąc brunetka nie minęła się z
prawdą. Z tego powodu Huncwot, wdzięczny za wymówkę, uśmiechnął się do niej, po
czym roześmiał się głośno. Kryzys zażegnany.
- A
o mnie to wszyscy zapomnieli? – zapytałam z wyrzutem. – Ja, wczorajsza solenizantka,
domagam się uwagi i dalszego otwierania prezentów.
-
Jestem za! – krzyknął Syriusz, po czym rzucił do mnie pośpiesznie wygrzebany
skądś pakunek. – Ten jest ode mnie i Dor – dodał z diabelskim uśmiechem, a ja
głośno przełknęłam ślinę.
No trudno, raz kozie śmierć – pomyślałam,
po czym otworzyłam pudełko.
Moim oczom ukazał się róż, dużo różu. I
biały króliczy ogonek. I koronka. I futerko. Boże…
- O
wy mendy społeczne – wykrztusiłam z siebie i rumieniąc się głęboko, wyciągnęłam
z pudełka różowiutki strój seksownego króliczka i uszy do kompletu. – Przecież ja
was tu żywcem zamorduję.
- Lily,
to zdanie nie miało wiele sensu. Poza tym musisz to przymierzyć i zaprezentować
nam, jak pięknie wyglądasz – odparła Dorcas, uchylając się przed lecącym w jej
kierunku ozdobnym papierem.
- Ja
się zgadzam, Ruda, powinnaś się zaprezentować, James na pewno chciałby cię w
tym zobaczyć – zawtórował dziewczynie Syriusz.
W niego rzuciłam pudełkiem. Trafiłam,
co trzeba nadmienić i chłopak jęknął głucho.
-
Piękny rzut, skarbie – pochwalił mnie z uśmiechem James, na co ukłoniłam się teatralnie.
- Et
tu Brute contra me?
- No
co? Ja Lilkę to jeszcze mogę w tym oglądać, ale wy, jak to twoja sugestia by
wskazywała? Mowy nie ma – wytłumaczył się chłopak.
-
Jesteś zazdrosny? – spytał się Syriusz.
- A
ty byś nie był, gdybyśmy zamienili Lilkę z Dorcas miejscami? – odparował mu
przyjaciel.
-
Jasne, że bym był, a ty byś w łeb dostał za samą propozycję. To nie była
sugestia – zaooponował stanowczo chłopak, gdy James zaczął się niebezpiecznie
przybliżać.
-
Czy ja wiem? Mnie tam brzmiało na coś w tym stylu – odparł Potter i zaczął
przybliżać się do bruneta.
W tym samym momencie rzuciłam w Dorcas
doniczką.
-
Skąd to się tu wzięło? – wrzasnęła dziewczyna, zgrabnie się uchylając.
-
Stąd – odparłam, po czym ponownie machnęłam różdżką, tym razem przywołując coś
bardziej praktycznego, czyli koc.
Tuż potem natarłam na dziewczynę i zarzucając
na nią przykrycie, zaczęłam czochrać jej włosy. A co? Zasłużyła sobie.
-
Lily, przestań! Przecież to tylko dla zabawy! – oburzyła się zaatakowana.
- A
przestaniesz mnie zmuszać do ubrania tego czegoś? – spytałam nie przerywając
swojej napaści ani na chwilę.
- To
coś, to uroczy strój króliczka, byłoby ci w nim bardzo do twarzy – odparła ze
śmiechem dziewczyna. Zwiększyłam siłę mojego ataku. – Dobrze, dobrze, obiecuję,
że dam ci spokój.
Momentalnie przestałam, co jak co, ale
męczenie przyjaciół lubię tylko w pewnych granicach. To znaczy mam instynkt
samozachowawczy, a on nie zgodziłby się na dalsze niszczenie fryzury mojej
przyjaciółki.
-
Rozejm?
- Rozejm,
Lily, ale dalej utrzymuję, że wyglądałabyś uroczo.
Pierwsza ;) swietny ;) a kroliczek najlepszy ;*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ! Szczególnie rozbawil mnie ten moment ze strojem króliczka
OdpowiedzUsuńHaha, prezent od Syriusza i Dorcas niezwykle trafiony ;) Łapa na pewno żałował, że Lily nie przymierzyła podarunku :( W sumie Łapa jak Łapa, a co James musiał przeżywać! :D
OdpowiedzUsuńI więcej Syrka, proszę! :) Po prostu uwielbiam jego postać ;)
Czekam na nn <3
Boski . Prezent od Dorcas i Syriusza najlepszy . Ciekawe ,które z nich jest takie mądre . James taki zazdrosny . Gdzie prezent od niego ?
OdpowiedzUsuńPrezent to właściwie jest odzwierciedleniem prawdziwej sytuacji. Naprawdę kupiliśmy jednej z koleżanek na 18;)
UsuńOczywiście tylko jako część, normalny prezent też był, królik był tylko dodatkiem. Po prostu jak pomyślałam o urodzinach, wkraczających w dorosłość, to nie mogłam o tym nie wspomnieć, jest to moje pierwsze skojarzenie;)
Asia
króliczek najlepszy ever ~Ginny Blue pozdro =.)
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńStrój króliczka wymiata ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietna notka, czekam na kolejną.
Padłam! :D Genialny rozdział, czekam na następny! ;D
OdpowiedzUsuń