niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 72 „Prezenty, prezenty i jeszcze raz prezenty”

Wybaczcie, że tak późno, oglądałam mecz. Nie lubię zbytni piłki nożnej, no ale to finał;) Poza tym mecz był piękny i wyrównany, nawet fajnie się oglądało.
Nie wiem, czy pamiętacie, ale w czerwcu byłam zmuszona, przez brak czasu, do, powiedzmy, zawieszenia na trochę bloga. Miałam wtedy egzamin z angielskiego, chciałam się pochwalić, że zdałam;) Wybaczcie, ale dalej jestem podekscytowana wynikami i nie mogłam o tym nie wspomnieć.
Nie wiem jak w Waszej części kraju, ale u mnie ostatnio albo jest trzydzieści kilka stopni, sucho i wieje jak cholera, albo dalej taka sama temperatura, tylko, że zamiast suszy mamy burzę. Nie zrozumcie mnie źle, lubię lato, a tym bardziej lubię burze, ale trochę dla mnie za gorąco. Poza tym, nie wiem jak mi się to udało, ale się przeziębiłam, pewnie prze to właśnie w taki upał byłam z koleżankami pochodzić po sklepach, gdzie klimatyzacja chodzi na full, ergo jest zimno. I szok termiczny gwarantowany. Poza tym, dosyć szybko łapię choroby, ale też szybko przechodzą, patrząc na to, że z zapalenia płuc i ucha, naraz a jakże, wyleczyłam się w tydzień.
Ale nie bez powodu wspominałam pogodę, ciężko bowiem pisać o zimie, gdy na zewnątrz można by jajecznicę smażyć bez patelni, dlatego całkiem możliwe, że przeskoczę niedługo w opowiadaniu do wiosny. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.
Poza tym ma takie pytanie, znacie może kogoś, kto studiuje za granicą, czy też sami studiujecie? Zastanawiam się, czy nie wyjechać gdzieś na studia i szukam jakichkolwiek informacji, bo znam osobiście jedną osobę. Jakby, co to, czy mogłabym Was może prosić o jakieś opinie? Nic konkretnego, tylko takie mniej więcej, czy warto, czy nie.
 A i czy znacie może jakieś dobre książki, programy, cokolwiek do nauki rosyjskiego? Uznałam, że to też język słowiański, będzie mi najłatwiej, a zawsze mnie ciągnęło do języków obcych.
Nie przedłużając, zapraszam na nowy rozdział, jest on uzupełnieniem poprzedniego, dalej taki radosny, ale następny chyba będzie w trochę innym nastroju. Niczego nie gwarantuję. Rozdziały pisze raczej dosyć spontanicznie, znam tylko ogólny plan reszty historii, więc różnie to wychodzi.
Asia
PS

73 jakoś za tydzień. 

Nie wstaję z łóżka. Nawet mowy nie ma. Nigdzie się nie ruszam. Na szczęście dzisiaj jest sobota. Chyba… Znaczy to nie tak, że mam jakieś dziury w pamięci, czy coś, po prostu siedzieliśmy do rana i nie jestem pewna, czy nie przespałam przypadkiem całego dnia.
- Nie myśl tak głośno. – Usłyszałam dochodzący z prawej zaspany głos.
- Nie rozumiem… - zaczęłam, obracając się na bok. Tuż przed sobą napotkałam twarz mojego chłopaka.
- Kochanie, jeśli się nad czymś bardzo intensywnie zastanawiasz to to niemalże słychać, a mi się spać chce. Więc mniej myślenia, więcej spania – oznajmił James stanowczo, po czym przytulił mnie do siebie i momentalnie pogrążył się z powrotem w objęciach Morfeusza. Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć jego śladem.
***
Wstaliśmy z łóżka niewiele później. Ledwo, co udało mi się porządnie zasnąć, a tu nagle słychać jakiś łomot. Co gorsza dosyć gwałtownie wyrwana ze snu podskoczyłam i trafiłam Jamesa łokciem w klatkę piersiową.
- Lily, znowu? – spytał chłopak patrząc na mnie z miną zbitego psa.
Fakt, to się często zdarza. Ale to naprawdę nigdy nie jest moja wina, no w każdym razie nie całkiem moja.
- Wybacz, niespecjalnie – odparłam, uśmiechając się z zakłopotaniem. – A tak poza tym, co się stało? – spytałam, kierując swoje słowa do reszty osób okupujących dormitorium.
- Nic szczególnego – odpowiedziała Dorcas. – Syriusz się wiercił, więc go kopnęłam. Okazało się, że trochę za mocno i spadł z łóżka. Ot cała historia.
Rzeczywiście, nie zwróciłam uwagi na to, że Łapa siedzi jak ostatnia sierota na podłodze i patrzy na swoją dziewczynę z urażoną miną. Chwilę potem usłyszałam zaraźliwy śmiech Jamesa, któremu zawtórowali Remus i Dorcas. Już po kilku sekundach wszyscy chichotaliśmy, co nie poprawiło zbytnio humoru Syriuszowi. Wręcz przeciwnie, chłopak bowiem naburmuszył się jeszcze bardziej, jednak widać było, że sam ledwo powstrzymuje, próbujący wyrwać mu się z gardła, rechot. Z tego powodu, żadne z nas nie było zdziwione, gdy Black poddał się ogólnej wesołości.
- Dobra, koniec śmiechów-chichów – zarządziłam w końcu. – Chciałabym wreszcie obejrzeć moje prezenty.
- A wiesz, że to jest w sumie całkiem dobry pomysł? – spytał Syriusz. – Może dostałaś coś ciekawego? – dodał po chwili z diabelskim uśmiechem.
- Mam się bać?
- Nie no skądże, Ruda. Jasne, że nie.
Dobra. Oficjalnie jestem przerażona. Co on, na gacie Merlina, wymyślił. Chyba zresztą na spółkę z Dorcas, bo ona się też jakoś podejrzanie uśmiecha. Można by pomyśleć, że to powinno poprawić mi humor, w końcu to moja przyjaciółka, ale… No właśnie, zawsze jakieś ale. Znam ją zbyt dobrze i wiem, czego można się po naszej kochanej brunetce spodziewać. Ehhh…. Trudno. Raz się żyje.
- Dawajcie – rzuciłam po chwilowym zamyśleniu, dochodząc do wniosku, że cokolwiek wymyślili, to jakoś dam radę.
- No i to jest prawdziwie gryfońska postawa! – ucieszył się Łapa, po czym szybkim machnięciem różdżki przywołał stos paczek. – Zakładam, że najpierw chcesz zobaczyć ten od rodziców?
Nie odpowiedziałam, tylko momentalnie wyrwałam chłopakowi ciemnozielony pakunek. Pod wierzchnią wstążeczkę włożony był list, którym postanowiłam się zająć w pierwszej kolejności.

Kochana córeczko!
Zakładam, że wiesz doskonale, co chcemy Ci z Mamą i Petunią powiedzieć. Życzymy Ci, żeby Cię Twoi wspaniali przyjaciele nigdy nie opuścili, żebyś znalazła kogoś, z kim chcesz spędzić resztę życia (od dania mi wnuków się nie wymigasz, kochana – Mama). Tak, jak mówiłem, zanim mi przerwano, życzymy Ci samych sukcesów w życiu, chociaż masz je i bez tego. Dobrego zawodu w przyszłości (nie znamy się za bardzo na tych waszych czarodziejskich cudach, więc wybór, jak pozostawiamy Tobie). Czy wszyscy mi tu zamierzają przerywać? W każdym razie, teraz trochę bardziej poważnie. Życzymy Ci także szybkiego zakończenia tej Waszej wojny i tego, aby nie ucierpiał w niej nikt dla Ciebie ważny (Ty też nie daj się zabić). To się rozumie samo przez się, Petunio. W każdym razie samego szczęścia w życiu.
Wszystkiego najlepszego, skarbie.
Pozdrawia
Tata i reszta szalonej gromadki
PS
W takiej atmosferze nie da się pisać sensownie, więc przepraszam za lekko nieskładne życzenia. A i mamy nadzieję, że podarunek Ci się spodoba. 

Cóż trzeba im przyznać, że potrafią człowieka rozśmieszyć. Zresztą nie tylko mnie, ale też wszystkich moich przyjaciół, którzy czytali mi przez ramię, bo jakżeby to można było inaczej?
- Ciekawą masz rodzinę – skomentowała uprzejmie Ann, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Przecież zadajesz się ze mną, czego spodziewałaś się po ludziach, którzy mnie wychowali i sprowadzili na ten świat? – zapytałam, unosząc brwi.
- Wiesz, co? To brzmi nawet logicznie.
Nie czekałam na dalsze dywagacje na temat stanu psychicznego mojego i moich bliskich, tylko zabrałam się za otwieranie prezentu.
Zamrugałam. Raz, drugi, trzeci. Uszczypnęłam się nawet lekko w ramię. Na wszelki wypadek dwa razy. Prezent nie zniknął. Skąd moje zdziwienie? Otóż w otoczeniu zielonego papieru leżała sukienka koloru sosnowych igieł. Ta sama, którą chciałam kupić kilka miesięcy temu, ale okazało się, że cały nakład został wykupiony i nie ma już takiej możliwości. Nie mam pojęcia, w jaki sposób rodzicom udało się znaleźć tę suknię. Naprawdę.
- O! Jakie to ładne – zachwyciła się Ann. – Poszła przymierzyć – zakomenderowała chwilę później dziewczyna, stanowczym ruchem wpychając mnie do łazienki. Nie pozostało mi nic innego, jak spełnić rozkaz przyjaciółki.
Przed wyjściem z łazienki rzuciłam jeszcze przelotne spojrzenie w lustro i westchnęłam lekko. Ta sukienka naprawdę była piękna. Tuz potem wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
- James, zamknij usta, bo ci mucha wleci – skarcił przyjaciela ze śmiechem Remus.
Ten wykonał polecenie, ale nadal wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili jednak zamrugał i podniósł się z miejsca, po czym w dwóch krokach znalazł się przy mnie i przyciągnął mnie do siebie, mamrocząc jeszcze „pięknie wyglądasz”, przed przyciągnięciem mnie do namiętnego pocałunku. Jednak nim zdążyłam go odwzajemnić, ktoś nam przerwał.
- Koniec tych czułości, kochani, albo przynajmniej pokój sobie znajdźcie – oznajmił Łapa, brutalnie ciągnąc za ramię swego najlepszego przyjaciela. Triumfalny uśmiech jednak szybko znikł z twarzy chłopaka, gdy zobaczył wściekła minę Jamesa.
Syriusz momentalnie puścił rękę drugiego Huncwota, po czym schował się za Dorcas.
- Kochanie, obronisz mnie, prawda? – spytał chłopak błagalnie, obejmując brunetkę w pasie.
- Pomyślę o tym – odparła dziewczyna z krzywym uśmieszkiem.
James w tym czasie podszedł bliżej do pary, dalej z furią w oczach.
- Dorcas, nie bądź taka… Odwołam to zadanie z zakładu, tylko wstaw się za mną, bo inaczej mnie, biednego i niewinnego jako ta lilija panicza Black czeka śmierć w mękach z rąk tegoż to brutalnego męża, który to uwziął się, zupełnie bez powodu pragnę nadmienić. – Chłopak przerwał na chwilę, żeby złapać oddech, jednak widząc wciąż zbliżającego się Jamesa, szybko kontynuował: – Padam na kolana ukochana, rzuć na głowę skazańcowi swą chustę, uratuj go od niesprawiedliwego losu i pozwól dalej cieszyć się życiem u twego boku, o nadobna pani mego żywota.
- O mój rycerzu, jakże bym mogła uczynić cokolwiek innego? – spytała dziewczyna, przyłączając się do błazenady swego ukochanego. – A teraz wstawaj i się nie wydurniaj. A ty James, odpuść mu, dopilnuję, żeby wam więcej ni przerywał, przecież widzę, że ledwo zachowujesz swoją wściekłą minę, powstrzymując się od śmiechu.
         Prawdę mówiąc brunetka nie minęła się z prawdą. Z tego powodu Huncwot, wdzięczny za wymówkę, uśmiechnął się do niej, po czym roześmiał się głośno. Kryzys zażegnany.
- A o mnie to wszyscy zapomnieli? – zapytałam z wyrzutem. – Ja, wczorajsza solenizantka, domagam się uwagi i dalszego otwierania prezentów.
- Jestem za! – krzyknął Syriusz, po czym rzucił do mnie pośpiesznie wygrzebany skądś pakunek. – Ten jest ode mnie i Dor – dodał z diabelskim uśmiechem, a ja głośno przełknęłam ślinę.
         No trudno, raz kozie śmierć – pomyślałam, po czym otworzyłam pudełko.
         Moim oczom ukazał się róż, dużo różu. I biały króliczy ogonek. I koronka. I futerko. Boże…
- O wy mendy społeczne – wykrztusiłam z siebie i rumieniąc się głęboko, wyciągnęłam z pudełka różowiutki strój seksownego króliczka i uszy do kompletu. – Przecież ja was tu żywcem zamorduję.
- Lily, to zdanie nie miało wiele sensu. Poza tym musisz to przymierzyć i zaprezentować nam, jak pięknie wyglądasz – odparła Dorcas, uchylając się przed lecącym w jej kierunku ozdobnym papierem.
- Ja się zgadzam, Ruda, powinnaś się zaprezentować, James na pewno chciałby cię w tym zobaczyć – zawtórował dziewczynie Syriusz.
         W niego rzuciłam pudełkiem. Trafiłam, co trzeba nadmienić i chłopak jęknął głucho.
- Piękny rzut, skarbie – pochwalił mnie z uśmiechem James, na co ukłoniłam się teatralnie.
- Et tu Brute contra me?
- No co? Ja Lilkę to jeszcze mogę w tym oglądać, ale wy, jak to twoja sugestia by wskazywała? Mowy nie ma – wytłumaczył się chłopak.
- Jesteś zazdrosny? – spytał się Syriusz.
- A ty byś nie był, gdybyśmy zamienili Lilkę z Dorcas miejscami? – odparował mu przyjaciel.
- Jasne, że bym był, a ty byś w łeb dostał za samą propozycję. To nie była sugestia – zaooponował stanowczo chłopak, gdy James zaczął się niebezpiecznie przybliżać.
- Czy ja wiem? Mnie tam brzmiało na coś w tym stylu – odparł Potter i zaczął przybliżać się do bruneta.
         W tym samym momencie rzuciłam w Dorcas doniczką.
- Skąd to się tu wzięło? – wrzasnęła dziewczyna, zgrabnie się uchylając.
- Stąd – odparłam, po czym ponownie machnęłam różdżką, tym razem przywołując coś bardziej praktycznego, czyli koc.
         Tuż potem natarłam na dziewczynę i zarzucając na nią przykrycie, zaczęłam czochrać jej włosy. A co? Zasłużyła sobie.
- Lily, przestań! Przecież to tylko dla zabawy! – oburzyła się zaatakowana.
- A przestaniesz mnie zmuszać do ubrania tego czegoś? – spytałam nie przerywając swojej napaści ani na chwilę.
- To coś, to uroczy strój króliczka, byłoby ci w nim bardzo do twarzy – odparła ze śmiechem dziewczyna. Zwiększyłam siłę mojego ataku. – Dobrze, dobrze, obiecuję, że dam ci spokój.
         Momentalnie przestałam, co jak co, ale męczenie przyjaciół lubię tylko w pewnych granicach. To znaczy mam instynkt samozachowawczy, a on nie zgodziłby się na dalsze niszczenie fryzury mojej przyjaciółki.  
- Rozejm?

- Rozejm, Lily, ale dalej utrzymuję, że wyglądałabyś uroczo. 

9 komentarzy:

  1. Pierwsza ;) swietny ;) a kroliczek najlepszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny ! Szczególnie rozbawil mnie ten moment ze strojem króliczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, prezent od Syriusza i Dorcas niezwykle trafiony ;) Łapa na pewno żałował, że Lily nie przymierzyła podarunku :( W sumie Łapa jak Łapa, a co James musiał przeżywać! :D
    I więcej Syrka, proszę! :) Po prostu uwielbiam jego postać ;)
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski . Prezent od Dorcas i Syriusza najlepszy . Ciekawe ,które z nich jest takie mądre . James taki zazdrosny . Gdzie prezent od niego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prezent to właściwie jest odzwierciedleniem prawdziwej sytuacji. Naprawdę kupiliśmy jednej z koleżanek na 18;)
      Oczywiście tylko jako część, normalny prezent też był, królik był tylko dodatkiem. Po prostu jak pomyślałam o urodzinach, wkraczających w dorosłość, to nie mogłam o tym nie wspomnieć, jest to moje pierwsze skojarzenie;)
      Asia

      Usuń
  5. króliczek najlepszy ever ~Ginny Blue pozdro =.)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Strój króliczka wymiata ;-)
    Świetna notka, czekam na kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  8. Padłam! :D Genialny rozdział, czekam na następny! ;D

    OdpowiedzUsuń