CHWILOWO
JESZCZE Z PERSPEKTYWY JAMESA
Stałem
w naszej sypialni i nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa. Przez moją głowę
przelatywały właśnie tysiące myśli i wszystkie dotyczyły tej jednej osoby. To,
co powiedział Remus było niedorzeczne! Przecież widziałem ich na własne oczy.
Tego mięśniaka obejmującego moją Lily! Co innego mogłem sobie pomyśleć? To było
zbyt oczywiste. Nic dziwnego, że tak zareagowałem. Chyba jednak coś mnie
usprawiedliwia, co nie?
Chciałem
wybiec do PW i jakoś to wszystko odkręcić. Przeprosić Lilkę i błagać o
wybaczenie.
Spojrzałem
na Lunatyka i odburknąłem starając się, aby zabrzmiało to w miarę wiarygodnie:
— To, że
zacząłem chodzić z Monic nie ma nic wspólnego z naszą koleżanką Lily Evans.
—
Doprawdy? Wiesz, przed chwilą odniosłem zupełnie inne wrażenie— zakpił Remus.
— No to
najwidoczniej masz jakieś problemy z odczytywaniem ludzkich emocji Lunio—
warknąłem z lekka wkurzony.
— A może
jest ci najzwyczajniej w świecie głupio! Od pierwszej klasy uganiasz się za
Lily. Od dokuczania przez lekkie dowcipy i kawały do zwykłego podrywania.
Co wieczór przez prawie 6 lat marudziłeś mi, że ona cię nie chce, że nawet na
ciebie nie spojrzy. A teraz nagle przestała ci się podobać? Na dodatek całujesz
się z pierwszą lepszą dziewczyną. To po prostu żenujące.
— Monic
nie jest byle, jaką dziewczyną! Wręcz przeciwnie.Jest mądra i inteligentna. Ma
boską figurę i to coś. A jej oczy... Jednym słowem idealna partnerka dla
najlepszego szukającego Gryfonów od kilku stuleci…
— Nie
wiem, co się z tobą dzieje stary, ale cię nie poznaje.Nie dość, że jesteś
głupi, to jeszcze próżny i zadufany w sobie. Jak zwykle nic nie rozumiesz. Lily
pomagała mu w eliksirach a pod koniec on ją zapytał, czy coś może z tego być.
Ruda poprosiła go o czas i poszła. Ty to wszystko źle zinterpretowałeś i
postanowiłeś pokazać, że cię to nie rusza. I wykorzystałeś do tego Monic.
Pocałowałeś ją na oczach całego domu, nic dziwnego, że Lily zrobiło się przykro
i przyjęła propozycję Dave'a. Jesteś idiotą i w tym momencie pokonałeś nawet
Łapę— oznajmił Lupin kończąc swój wykład.
—
Powiedzmy, że masz rację. No i co z tego?! Monic bardzo mi się podoba. Wiem, że
u Evans nie miałem szans, więc wykorzystałem okazję i przynajmniej mam
dziewczynę, do której nie muszę się zalecać bóg wie ile lat!To wszystko tak
naprawdę wina Lilki i ona to wywołała. Sama się o to prosiła. Aja nie zamierzam
z tego powodu płakać. Wybrała jego, okej. Nawet lepiej. Pasują do siebie wprost
idealnie. Paker i ładna kujonica. Mogę im tylko osobiście pogratulować!—
Krzyknąłem tracąc nad sobą panowanie.
— Ani mi
się waż krytykować Lily. Spróbuj powiedzieć o niej coś jeszcze, to nie ręczę za
siebie.— Zagroził mi Lunatyk
— Haha,
już się ciebie boję. Mogę mówić o niej to, co mi się żywnie podoba. Przez całe
pięć lat robiła z siebie ideał. Zawsze wszystko wie,umie każdemu pomóc, zna ją
cała szkoła i jest perfekcyjna w każdym calu. A wiedz, że to nieprawda!—
Wyliczałem nie mogąc się opanować.
—
James..
— Nie
przerywaj mi! Ona nie ma życia, tylko się ciągle uczy i siedzi w tej
bibliotece. Udaje przed wszystkimi i kreuje się przed nami na niedostępną.
— James,
lepiej się zamknij...
— Bawi
się przez cały czas i obkręca ludzi dookoła siebie.Wszyscy musimy tańczyć, jak
ona nam zagra. Ja mam tego dość. Biegania i robienia z siebie głupka na każdym
kroku. Chce być sama, proszę bardzo. Chce chodzić z Dave'em Chookiem, śmiało.
Nie robi mi to różnicy. Jest mi obojętne,co ze sobą zrobi— oznajmiłem
wypuszczając powietrze z ust.
— Sam
się o to prosiłeś i tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałem— mruknął Remus
rzucając się na podłogę.
Nie
wiedziałem, o co mu chodzi,dopóki nie poczułem ogromnej siły uderzającej w moje
plecy. Odrzuciło mnie aż na szafkę nocną Petera. Wywaliłem chyba całe jego
zapasy orzeszków i fasolek Bertiego Botta na podłogę. Gdy próbowałem wstać,
ktoś chwycił mnie za kark. Z nosa spadły mi okulary i zupełnie nic nie
widziałem. Przetarłem i zmrużyłem oczy,aby ujrzeć mojego oprawcę. Jednak
ostatnie, co naprawdę ostro zobaczyłem była czyjaś pięść pędząca z rozmachem w
kierunku mojego nosa. Ból przeszedł mi przez całą twarz. Upadłem na łóżko i
odruchowo złapałem się za krwawiące miejsce.Chciałem unieść lekko głowę, lecz
gdy tylko drgnąłem po pokoju rozległo się głośne „ Petrificus Totalus”. Nawet
nie próbowałem się ruszyć, bo wiedziałem,że to nie ma sensu. Dostałem od kogoś
zaklęciem obezwładniającym i jedyne, co mi pozostało to leżeć tak tutaj do rana
i ewentualnie później nakopać temu debilowi, który mnie tak załatwił. Chwilę
później usłyszałem jak Remus podnosi się z podłogi i klepie kogoś po plecach
mówiąc:
—
Świetnie się spisałeś, sam bym tego lepiej nie zrobił.Ostrzegałem go, ale jak
widziałeś nic do niego nie docierało.
— To
była drobnostka, nawet nie wiesz, jak mnie wkurzył tym gadaniem— odparł dziwnie
znajomy głos.
— Dobra,
pora spać. Po tej imprezie jestem zdecydowanie zmęczony. Potterowi nic nie
będzie, jak sobie tak poleży przez noc. Dobranoc Łapo— ziewnął Lupin.
***
TU
NARRACJA TRZECIOOSOBOWA (właściwie nie wiem, dlaczego- Aś, bo tak mi się
podobało, poza tym to coś innego :))
Atmosfera
w sypialni dziewcząt była zdecydowanie spokojniejsza. Trzy najlepsze
przyjaciółki spały słodko na jednym łóżku. Wczorajsza impreza skończyła się, co
prawda o przyzwoitej porze,ale dziewczyny miały, co świętować. Mianowicie Lily
zaczęła chodzić z najprzystojniejszym(zdaniem Dorcas zaraz po Syriuszu)
chłopakiem w Hogwarcie—Dave’em Chookiem. Po wejściu do sypialni Dor od razu
wyczarowała kilka kufli kremowego piwa i dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa
zabawa. Nic, więc dziwnego, jeśli Gryfonki będą miały teraz niemały problem ze
wstaniem. Jest już piątek. Od przyjazdu oszałamiająco pięknych Francuzek minęły
zaledwie 3 dni. Za minutę zadzwoni budzik, który brutalnie wyrwie te 3 śpiące
królewny ze swoich bajek.
Po
chwili całą sypialnię wypełnia donośne „drrrrrrrryń” i trzeba wrócić do szarej
rzeczywistości.
Ann
Lorens, chyba najbardziej ogarnięta z trzech dziewczyn usiłowała wyłączyć
budzik nie podnosząc głowy spod poduszki. Za drugim razem cholerstwo spadło na
ziemię i w pokoju zapanowała upragniona cisza.Przyjaciółki otworzyły powoli
oczy i rozejrzały się dookoła. O dziwo było nawet czysto, gdyby nie licząc
kilku butelek i kufli oraz ciuchów rozwalonych po całym pomieszczeniu, można by
powiedzieć, że nikt tu nie mieszka. Dorcas Meadowes pierwsza zwlekła się z
łóżka i popędziła zająć kolejkę do łazienki. W tym czasie pozostałe
przyjaciółki próbowały ogarnąć się po wczorajszej prywatnej imprezie. Ann
spojrzała na zegarek i oznajmiła, iż pozostało jeszcze45 minut do śniadania.
Następnie zapukała do pokoju obok* i obudziła nowe lokatorki.
Za
dziesięć ósma dziewczyny w pełnym składzie pojawiły się w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Po żadnej z 3dziewczyn nie było widać oznak niewyspania czy
zmęczenia. Wręcz przeciwnie,wszystkie prezentowały się po prostu ładnie i z
pewnością to właśnie one(a nie Francuzki) przyciągały uwagę chłopaków
znajdujących się w wieży Gryffindoru.Gdyby nie kolor włosów, to można by uznać
je za siostry. Każda z nich miała na sobie legginsy i tunikę w różnych
kolorach. Ann prezentowała się w odcieniach koralowych, Dorcas w przeróżnych
barwach fioletu, a Lily wybrała głęboką zieleń, która cudownie współgrała z
oczami w tym samym kolorze i rudymi swobodnie opadającymi na ramiona włosami.
Gdy dziewczyny weszły do Wielkiej Sali na stołach pojawiły się właśnie
świeżutkie bułeczki i rogaliki nadziewane czekoladą. Bez chwili wahania każda z
przyjaciółek zajęła swoje miejsce. Ann usiadła między Peterem, a swoim Remusem.
Dorcas oparła lekko głowę o ramię Syriusza, Emille i Edith zajęły miejsca po
lewej stronie Czarnej, a Lily wcisnęła się w jedyne wolne miejsce— między
Lunatykiem, a Rogaczem, który markotnie dawał właśnie buziaka swojej
upragnionej dziewczynie— długonogiej Monic de la Cruz. Czarna spojrzała ze
współczuciem na rudą przyjaciółkę, gdy jej uwagę przyciągnęło zupełnie coś
innego.
— James,
co się stało z twoim idealnie prostym nosem? Jest taki, jakby troszkę.. krzywy—
parsknęła Dor uśmiechając się od ucha do ucha. Zanim Potter zdążył otworzyć
usta, głos zabrał mu Łapa.
— Wiesz,
nasz kolega miał wczoraj małe problemy z dojściem do własnego łóżka i potknął
się o szafkę Glizdka przestawiając sobie przy tym z lekka nosek— poinformował
nas Syriusz puszczając przy tym oko do Lunatyka.
—
Właśnie! Przez niego wysypały mi się moje ulubione orzeszki i fasolki o różnych
smakach, które zachowałem na czarną godzinę— zajęczał Peter patrząc
oskarżycielsko na Jamesa.
— Dobra,
koniec tego marudzenia. Dzisiaj będzie cudowny dzień, już ja o to zadbam. W
końcu muszę pokazać mojej dziewczynie, na co mnie stać— powiedział rozradowany
Rogacz.
— Oh mon
cher! Jesteś taki cudowni, prawda Edith? Prawie jak twój Pierre— zaszczebiotała
Monic machając przy tym zalotnie rzęsami.
— Edith,
masz chłopaka? Nic nam o tym nie mówiłaś— spytała z wyrzutem Lily.
— Tak,
on jest taki masculins et girond!**— Odpowiedziała Monic za Edith, która
jedynie się przepraszająco uśmiechnęła.
Po
śniadaniu przyjaciółki udały się na chwilę do PW, aby wziąć torby i książki na
zajęcia. Gdy Ann i Dorcas gorączkowo szukały podręcznika do eliksirów Lily
wymknęła się cichutko z sypialni i udała do dormitorium chłopaków. Weszła na
piętro ostatniego rocznika i zaczęła się skradać do młodego mężczyzny stojącego
przodem do okna. Miał on na sobie jedynie jeansy, które były idealnie dopasowane
do jego umięśnionych nóg, a tułów tworzył literę V. Chłopak wkładał właśnie
przez głowę kremowy golf, który dokładnie przylegał do jego wyrzeźbionego
brzucha. Sylwetka jak u modela. A co ważniejsze, był to jej model. Ruda
Gryfonka podeszła na palcach do młodego boga i zakryła mu oczy dłońmi mówiąc
przy tym:
—
Zgadnij, kto to.—Poczuła jak chłopak się uśmiecha i obraca w jej stronę. Dave
objął delikatnie swoją dziewczynę i namiętnie ją pocałował.Dziewczyna zarzuciła
mu ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek.
— Witaj
kochanie— powiedział Gryfon nadal obejmując krucho wyglądającą przy jego
budowie Lily. Dziewczyna wtuliła się w jego tors i zamknęła oczy prosząc, aby
ta chwila trwała wiecznie. Oboje zastygli w bezruchu i trwali tak dobrą chwilę.
Idealnie do siebie dopasowani i cieszący się chwilą.
— No to
chyba trzeba iść na zajęcia, nie Mała?— Spytał czule Chook.
— Jeej,
rzeczywiście. Zapomniałam na śmierć! I miałam pomóc jeszcze Dorcas. O nie. Ona
mnie zabije..— Przeraziła się Ruda i wybiegła z męskiej sypialni wpadając po
drodze na Maxxiego, który nucił właśnie swoją nową piosenkę.
Gryfonka
zerknęła na zegarek. Za trzy dziewiąta. „ Taa, nawet jak wyrosną mi skrzydła to
nie zdążę” pomyślała iw biegu chwyciła swoją torbę. Sprintem zbiegła do lochów
i mijała kolejne zakręty, byle tylko trafić na zajęcia.
***
A TU JUŻ
Z PERSPEKTYWY LILY
Gdy
wpadłam do klasy nikt( oprócz moich przyjaciółek, Severusa i Huncwotów z
wyjątkiem jednego, który był zbyt zajęty całowaniem i próbą włożenia swojej
ręki pod bluzkę Monic— żenujące) mnie nie zauważył. Profesor Slughorn był jak
zwykle pochłonięty wychwalaniem swoich członków(przeważnie Ślizgonów) Klubu
Ślimaka, więc mogłam spokojnie zająć miejsce koło Ann i Dor, które spojrzały
równo ze mną na Pottera i teatralnie przewróciły oczami. Nawet Syriusz i Remus
mieli tego po dziurki w nosie, bo przesiedli się dwie ławki do tyłu. Gdy
wreszcie zakończył się, co lekcyjny rytuał profesor usiadł za swoim biurkiem i
ogłosił:
—
Witajcie moi drodzy! Na dzisiejszych zajęciach z eliksirów będziecie robić
wywar z tentakuli jadowitej, o której zapewne słyszeliście na lekcjach zielarstwa.
Ale jednak dla przypomnienia opowiem wam, co nieco na ten temat. Tentakula
jadowita zachowuje się podobnie do tentakuli pospolitej, jednak w
przeciwieństwie do niej, jej macki wyposażone w malutkie haczyki, które mogą
mocno nadwerężyć skórę (tzw. „gryzienie”)....
O
Boże.Ile razy można słuchać tego samego? Znam to przecież na pamięć. A może to
lepiej? Przynajmniej będę mogła, choć na chwilę pogrążyć się w swoich
myślach.Jejku, w ciągu ostatnich 24 godzin wydarzyło się tak dużo rzeczy. Czy
ja wiem, może bardziej dotyczą ciebie, dlatego tak sądzisz? Ty lepiej siedź
cicho, nawet nie wiesz, o co mi chodzi. Aż za dobrze wiem. Po prostu to
trochę za szybko, może nie powinnam tak reagować? Przestań, on sam cię
sprowokował, a poza tym, Dave jest milion razy lepszy. Starszy, bardziej
wyrozumiały i.. o boże, czy ty widziałaś jego klatę? W sumie masz rację,nie
będę się przejmowała jakimś Potterem. Jestem bardzo szczęśliwa będąc z Dave’em.No
masz racje, to dzisiejsze przywitanie i ten pocałunek. Ah! Ej, nie pozwalaj
sobie na zbyt dużo! To MÓJ chłopak. Co twoje to moje, zapomniałaś? Radzę
ci się zamknąć, jeśli nie chcesz natychmiast wyparować, nie ręczę za siebie.Lepiej
wracaj na ziemię! Koniec przemyśleń na dziś.
— I to w
sumie chyba wszystko.. anie! Jeszcze najważniejsze jest to, że z tej rośliny
wytwarza się parę składników do eliksirów. I właśnie tym się dziś zajmiemy. A
teraz proszę dobrać się w pary— krzyknął ochoczo Slughorn— macie czas do końca
lekcji, czyli 30minut. Wszystko macie pod ręką, więc do dzieła.
Jak
zwykle pary były stałe nie licząc drobnych zmian związanych z wizytą
pięknych(ekhem) dam. Teraz Potter pracował z Monic, a biedny Peter musiał się
przesiąść do Ślizgonów. Natomiast ja jak zwykle byłam z Severusem. Gdy tylko
podeszłam do naszego stolika wszystko było już przygotowane przez mojego
przyjaciela, który czekał na mnie ze swoim uśmiechem zarezerwowanym jedynie dla
mnie.
—
Nieładnie jest się tak spóźniać—szepnął uśmiechając się jeszcze przyjaźniej
— Nic
już lepiej nie mów— uciszyłam go zakrywając mu usta dłonią— To, co, znowu
zamierzasz pokazać, kto tu rządzi i uważyć najlepszy eliksir?
— My tu
rządzimy, z resztą jak zwykle— odparł wrzucając do kociołka pierwsze składniki.
Praca
szła nam bardzo szybko, byliśmy chyba najbardziej zorganizowaną parą w sali. Ja
kroiłam i rozdzielałam potrzebne nam rośliny, a Sev wszystko mieszał i łączył w
całość. W wolnej chwili rozglądałam się po lochu obserwując innych. Syriusz jak
zwykle przeszkadzał Remusowi w przygotowaniu wywaru, Ann i Dorcas ledwo, co
zaczęły, Edith i Emille radziły sobie całkiem dobrze, biedny Peter szukał na
podłodze ciastek, które wypadły mu z kieszeni, a pan Potter i jego Francuzeczka
radzili sobie o dziwo bardzo dobrze. Co prawda modelka miała problemy z
krojeniem różnych składników, bo nie chciała sobie zepsuć tipsów, ale mimo to
już nas doganiali. Nagle Potter spojrzał na Syriusza i Lupina, którzy zrobili
dokładnie to samo. Chyba puścił im oczko i z wyczekiwaniem patrzył w moją
stronę. To mi się bardzo nie podobało. Znałam ten jego szelmowski uśmiech i
błysk w oku. Szykuje się coś niedobrego.
Zaledwie
po kilku sekundach zrozumiałam, kto, a raczej, co jest jego celem. Huncwoci
wpadli chyba na to samo, co ja, lecz zareagowali o wiele szybciej. Rzucili się
w kierunku Severusa, który dodawał ostatni składnik do naszego
wywaru.Poskładałam fakty w logiczną całość, ale było już za późno. Gdy tylko
kawałek niby korzenia mandragory zanurzył się w kociołku wszystko zaczęło
bulgotać i kipieć.Zaledwie sekundę później nasz kociołek wybuchł rozrzucając całą
substancję po tej części sali, gdzie siedzieli Ślizgoni oraz ja z Peterem.
Wylądowałam na podłodze przygnieciona przez Severusa. Nie mogłam oddychać,
wszędzie były te opary, a poza tym Sev zgniatał mi płuca. Gdy tylko ciężar
zelżał gwałtownie nabrałam powietrza raniąc sobie dymem przy tym płuca.
Ślizgoni nie byli nawet ranni, jedynie brudni od mazi, która szybko znikała ze
ścian, ale nie z ich ubrań.
Przetarłam
oczy i to, co zobaczyłam totalnie mnie przeraziło. Natychmiast podczołgałam się
w stronę nieprzytomnego Ślizgona i próbowałam jakoś mu pomóc. Jego twarz i
dłonie poryte były wielkimi bąblami, które rosły do gigantycznych rozmiarów i
pękały tworząc na skórze poparzenie jak po kwasie żrącym. Jeszcze bardziej
przeraziłam się, gdy spojrzałam na swoje dłonie, które wyglądały dokładnie tak
samo. Profesor Slughorn popędził po panią Pomfrey. W sali zapadła grobowa
cisza. Rozejrzałam się na tyle, na ile pozwolił mi na to pulsujący ból w
szyi.Ujrzałam wystraszonych Ślizgonów, którzy czyścili swoje szaty i zdumionych
Gryfonów, którzy stali pod ścianami. Potter był blady jak ściana, wnioskuję z
tego, iż to go trochę przerosło. Ann cicho płakała a Dorcas próbowała jakoś do
mnie podejść, chyba coś mówiła, ale nic nie słyszałam. Dotarło do mnie, że nic
nie słyszę! Ogłuchłam! Przerażona uniosłam się lekko i zerknęłam na
Remusa,który trzymał mocno Syriusza rwącego się by kogoś zabić, pewnie Pottera.
Na szczęście ktoś przyszedł. Zobaczyłam jak kładą Severusa na nosze. Na widok
bezwładnego ciała mojego przyjaciela zaczęłam płakać. Po chwili uniosłam się w
powietrzu, ktoś mi coś wstrzyknął, a ostatnie co pamiętam to Syriusz biegnący
chyba z wrzaskiem( raczej na pewno) na Jamesa Pottera.
—Sev,
proszę…żyj dla mnie...—Pomyślałam.
*Dormitorium dziewczyn ma
dodatkowy pokój z łazienką, w poprzedniej notce tego nie wyjaśniłyśmy, więc
robię to tutaj;)
**męski i przystojny
Jeju extra rozdział z resztą jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuń