Jest;)
Zacznę
od tego, że bardzo przepraszam za ten tydzień opóźnienia. Najpierw brak prądy
przez cały zeszły weekend, to był wypadek losowy, ale moje zmęczenie przez
sobotę i niedzielę to już tylko wina moja i mojej szkoły. Kajam się i obiecuję
poprawę;) Macie prawo mnie nagabywać o nowy rozdział, gdybym znowu się
spóźniała.
Kilka
fragmentów skojarzycie, bo z pewnymi zmianami są zaczerpnięte z wcześniejszych
rozdziałów.
Następny
będzie bardziej ekscytujący. Potrzebowałam przejścia, gdyż pisanie o tym, co
zamierzam umieścić w następnym rozdziale bez żadnego przejścia wydawało mi się
trochę nie halo. I nie, nie zdradzę, o co chodzi;) Poza tym, zaczęłam z pełnym
zamiarem umieszczenia treści 66 rozdziału tutaj, ale wyszło inaczej niż
planowałam, jak zwykle;) Ale kolejny rozdział będzie do 6 kwietnia, więc bez
obaw. I tym razem nie będę miała żadnego powodu do przekładania, bo od 7 do 9
kwietnia mam rekolekcje, czyli nic do zrobienia do szkoły, więc przynajmniej trochę
odpocznę psychicznie. Wreszcie.
Tym razem informuję już tylko tych z zakładki nowi informowani i czytelników, których adresy e-mailowe albo numery gadu-gadu mam zapisane. Jeśli ktoś się jeszcze nie wpisał to ponownie proszę, zróbcie to.
A i jeśli kogoś pominęłam, dajcie mi znać, czasami nie ogarniam i z góry za to przepraszam.
Tym razem informuję już tylko tych z zakładki nowi informowani i czytelników, których adresy e-mailowe albo numery gadu-gadu mam zapisane. Jeśli ktoś się jeszcze nie wpisał to ponownie proszę, zróbcie to.
A i jeśli kogoś pominęłam, dajcie mi znać, czasami nie ogarniam i z góry za to przepraszam.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania
Asia
No i przyszły święta. W tym roku prawie
nikt nie zostawał w zamku, wszyscy chcieli zobaczyć swoich bliskich, bo, mimo
że ostatnimi czasy Sami-Wiecie-Kto zaprzestał ataków, to nie mamy żadnej
pewności, że już tak pozostanie. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że to tylko
chwilowa przerwa na odbudowanie zniszczonego ego i lizanie ran. Z tego powodu
wszyscy praktycznie rzecz biorąc chodzą dookoła na palcach. Każdy dzień bez
tragedii sprawiał, że ludzie zaczynali się coraz bardziej bać tego, co
Voldemort planuje. Nie, żeby ktoś ucieszył się na wieść o hipotetycznym
napadzie, co to to nie. Chociaż podsłuchałam, przypadkiem oczywiście, kilka
rozmów, które wskazywałyby na coś innego. Jednakże za każdym razem przemawiało
przez osoby, które wypowiadały takie, a nie inne sądy tylko i wyłącznie zmęczenie
i pragnienie, by ta napięta atmosfera wreszcie się skończyła i żeby wszyscy
mogli po prostu wrócić do normalnego życia.
Ale gdy nadeszły święta, przyszło też
lekkie wytchnienie od ciągłego napięcia i strachu o to, co przyniesie kolejny
dzień. Wszyscy wokół wydawali się bardziej zrelaksowani, gdy wsiadaliśmy do
pociągu, który miał nas zawieść na stację Kings Cross. Kiedy każdy kolejny
uczeń wchodził do wagonu, można wręcz było zauważyć, jak jego lub jej, mięśnie
się rozluźniają, a twarz przestaje być spięta i pojawia się na niej delikatny
uśmiech, na myśl o powrocie do domu, do rodziny. Widok był wręcz nieziemski,
możecie mi wierzyć. Mi właśnie to
pomogło się zrelaksować, to niesamowite zjawisko, które pokazało mi, że ludzie
nadal mają nadzieję, na lepsze jutro. Głęboko ukrytą, ale jednak mają.
Całą drogę spędziliśmy w gruncie rzeczy
na rozmowie o wszystkim i o niczym, trochę o tym, jak spędzimy święta, trochę o
naszym planowanym spotkaniu w Sylwestra. Od takie tam, nic ciekawego. Przy
okazji zdecydowałam się wreszcie powiedzieć przyjaciołom o moim upersonifikowanym
sumieniu, które męczyło mnie swoim gadaniem przez dużą część zeszłego roku
szkolnego.
- Pamiętacie
jak po tym wypadku w Zakazanym Lesie wylądowałam na całkiem długi czas w
Skrzydle Szpitalnym? – zaczęłam, nagle zmieniając temat.
-
Pamiętamy, Lily – odparł Syriusz. – Ale co cię tak, ni z gruszki, ni z
pietruszki, naszło?
-
Skojarzyło mi się ze świętami, zaraz powiem, dlaczego. Jak prawdopodobnie
pamiętacie była możliwość, że wystąpi sporo skutków ubocznych. Prawdę
powiedziawszy zauważyłam u siebie dwa z nich – wytłumaczyłam, po czym zamilkłam
czekając na wybuch.
-
CO?! – wrzasnęła Ann, czerwieniejąc lekko na twarzy. – I my się dopiero teraz o
tym dowiadujemy?! – wykrzyknęła dziewczyna, dalej kipiąc ze złości. Chwilę
później wzięła jednak głęboki oddech, po czym dodała już łagodniej. - Przecież
miałaś iść do pielęgniarki, gdyby pojawiły się jakiś niepokojące objawy.
-
Tak, tak, wiem. Ale bałam się, że weźmie mnie za wariatkę, mimo iż wspominała,
że takie mogą być następstwa. Po prostu nie byłam w stanie sobie tego
wszystkiego ułożyć w głowie tak, żeby, choćby dla mnie samej, nie brzmiało to
jak jakaś szalona bzdura – westchnęłam.
-
Trzeba było pójść do niej i powiedzieć jej – zaczął pewnie James – proszę pani,
słyszę dziwny głos w głowie, który mówi mi, co i dlaczego mam robić, nie chce
się odczepić – dokończył, już z trochę mniejszą pewnością. - Masz racje, to
brzmi dziwnie.
Nic nie mówiąc tylko spojrzałam na
chłopaka wymownie, wzruszając ramionami.
-
Ale już pomijając to czy Lily powinna była pójść do pielęgniarki, czy nie, choć
osobiści uważam, że tak – wtrącił Lunatyk, rzucając mi karcące spojrzenie. –
Wróćmy do oryginalnego tematu. Jak to wszystko działało? – spytał Remus,
przywodząc mi na myśl greckiego myśliciela.
-
Sama nie wiem. Według mojego sumienia całkiem normlanie, po prostu normalnie
nie jesteśmy w stanie usłyszeć jego, tudzież jej, słów, a po zażyciu tej odtrutki
przez pewien czas tak – wyjaśniłam najlepiej jak potrafiłam.
- Ok,
a jak się ona zachowywała? Jak ty, czy jakoś zupełnie inaczej? – dopytywał się
Lupin.
- A
to jest dobre pytanie – wsparł przyjaciela Syriusz. – Ciekawi mnie, czy gdyby
ją z ciebie wypuścić to mielibyśmy Lily number duo, czy też może słodkie
aniołka? – dokończył swoją myśl chłopak, unosząc pytająco brwi.
-
Aniołka z różkami – odparła z uśmiechem.
- No
to tak jak ty, Ruda.
-
Ano. Zazwyczaj się też zgadzałyśmy, nie zawsze to prawda, w końcu od czegoś to
sumienie jest, ale często miałyśmy jednak podobne poglądy – dodałam,
uśmiechając się na pewne wspomnienie.
-
Lily… Nie podoba mi się ten uśmiech, jest zbyt diabelski.
- I
nie powinien ci się podobać, James. Przypominasz sobie może, jak w zeszłym roku
próbowałeś mnie nieudolnie przeprosić, to ostanie słowo weźmy w cudzysłów, na
Pokątnej – spytałam, nadal uśmiechając się złowieszczo.
Rogacz tylko spuścił głowę, rumieniąc się
lekko i wymamrotał coś pod nosem, więc chyba pamięta.
- W
każdym bądź razie byłam wtedy troszkę wkurzona i spytałam się mojego sumienia,
cytując, „ Ile się siedzi za morderstwo z premedytacją?”. Spodziewałam się odpowiedzi
w stylu, o czym ty w ogóle myślisz, wiem, że tego nie zrobisz, ale samo to, że
przyszło ci to do głowy jest niemoralne, i tak dalej w tę mańkę. Jednak… -
zawiesiłam na chwilę głos. – Zostałam zaskoczona. Jedyną reakcją mojego
sumienia było, przytoczę pozwolicie słowa dosłownie, zachowają większy sens, „Długo.
Ale jeśli pokażesz sędziemu swoje wspomnienia związane z tym palantem, to ci
medal za zasługi dla ludzkości da, a nie wsadzi cię do więzienia.”
Wywołało to ogólny śmiech wszystkich,
włącznie z chwilowym obiektem zainteresowania, czytaj niejakim Jamesem
Potterem.
- A
o coś ty się tak wkurzyła na Rogacza wtedy, Lily? – spytała zaciekawiona Ann,
gdy tylko się uspokoiliśmy.
Już miałam odpowiedzieć, ale zauważyłam
speszone spojrzenie Jamesa i postanowiłam się nad nim zlitować, w końcu, co
było, to było, a mnie już dawno złość przeszła.
- Nic
takiego, Ann, małe nieporozumienie. Ale wracając do poprzedniego tematu, to
znacznie bardziej chciałam wam opowiedzieć o moich snach z tamtego okresu…
Tych, które wywarły na mnie największe wrażenie w każdym razie. W pierwszym
byłam w domu z to obecnym Jamesem oraz małym dzieckiem, może rocznym. Nie mam
zielonego pojęcia, jaka była relacja między naszą dwójką – dopowiedziałam na pytające
spojrzenie Pottera – ale podejrzewam, że byliśmy parą. I nie uśmiechaj się tak
głupkowato, bo dalsza część snu ci się nie spodoba. Przez drzwi wszedł mężczyzna
o przerażającej wężowej twarzy, bez nosa, z czerwonymi oczami i skierował się w
naszym kierunku. Pamiętam, że przemknęło mi wtedy przez myśl, że to jednak nie
Remus, ale Peter jest zdrajcą. Cokolwiek by to miało znaczyć.
-
Czekaj, Lily. W swoim śnie stoisz obok, czy bierzesz udział w wydarzeniach? –
spytał lekko pobladły Syriusz.
- To
drugie. W każdym razie James kazał mi zabrać Harry’ego i uciekać, mówiąc, że powstrzyma
tego potwora. Pobiegłam na górę i zabarykadowałam się w sypialni, z dołu
słysząc tylko krzyk „Avada Kedavra!” i odgłos upadającego ciała. Chwilę później
drzwi wyleciały z zawiasów, a ja jak najszybciej włożyłam dziecko do łóżeczka i
błagałam tego… Tego człowieka o oszczędzenie mojego synka. On tylko polecił mi
się odsunąć, ale odmówiłam. Potem tylko zielone światło.
Zaległa cisza, w której słychać było
tylko nieregularny oddech Ann.
-
Boże, Lil… - zaczęła Dorcas. – To straszne.
-
Wiem, ale to tylko sen.
-
Jesteś pewna, że nie wizja? – spytał Remus.
Co dziwne zamiast mnie odpowiedział
James.
- Ja
jestem. Po pierwsze, wątpię, aby Lily miała zamiar się ze mną zejść, chociaż z
całego tego snu jest to rzecz najbardziej możliwa – mruknął chłopak, posyłając mi
łagodny uśmiech. – Po drugie i najważniejsze – wszyscy jesteście moimi
przyjaciółmi i wiem, że żaden z was nigdy by mnie nie zdradził. Nigdy.
-
Miałam też drugi sen – wtrąciłam po chwili nieśmiało, ni chcąc przerywać
uroczystej ciszy, która zaległa po słowach Jamesa. – Ten był trochę inny,
chociaż główny antagonista był ten sam. Pamiętam, że pielęgniarka się nade mną
nachylała, ale nagle zamiast twarzy jej twarzy ujrzałam obrzydliwą gębę pozbawioną
nosa i z czerwonymi oczami – zaczęłam swoją opowieść. - Wszystko zaczęło kręcić
się dookoła mnie. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ani co się dzieje. W
pamięci miałam jedynie obraz tych czerwonych oczu, które tak zdawały się czytać
moje myśli, widzieć moją duszę i wszystkie wspomnienia. – Przerwałam na chwilę
żeby złapać oddech. – Wtedy poczułam, że nie mogę dłużej wytrzymać i zaczęłam
krzyczeć i wyrywać się z objęć tego potwora, na niewiele się to jednak zdało. A
gdy długie, chude palce dotknęły moich policzków, po plecach przeszedł mnie
dreszcz. W tej samej chwili poczułam na swoich nogach coś obślizgłego.
Spojrzałam w dół i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po moich nogach wił się
olbrzymi wąż. Oplatał mnie i zacieśniał swój uścisk. Nie mogłam oddychać,
resztkami sił próbowałam się uwolnić, lecz to nie miało najmniejszego sensu.
Opadłam bezwładnie na ziemię, a ostatnie, co zobaczyłam, to piękne orzechowe
oczy.
-
Masz rację, ten był inny – podsumowała moją opowieść Dorcas. – Osobiście nie
wiem, czy gorszy, czy lepszy.
- Ja
też nie – zgodziłam się. – Ale zostawmy już ten ponury temat i nie psujmy sobie
humoru na święta.
Jak zaplanowaliśmy tak i zrobiliśmy.
Pożegnaliśmy się jeszcze w pociągu,
wiedząc, że gdy wydostaniemy się na peron, zostaniemy porwani przez zarówno
swoje rodziny jak i oszalały tłum. Szybko uściskałam, więc wszystkich przyjaciół,
upewniłam się co do godziny spotkania w Sylwestra i wszyłam z wagonu z zamiarem
znalezienia rodziców. Udało mi się to dosyć szybko, gdyż mam z daleka machała
do mnie kolorową czapką, żeby przyciągnąć moją uwagę wśród tłumu czarodziejów.
-
Witam, państwa – powiedziałam na powitanie, ściskając zarówno mamę, jak i tatę
mocno. – Jak tam przygotowania do świąt.
-
Świetnie, Lily – odparła mama, uśmiechając się do mnie. Miałam jednak niejasne
przeczucie, że coś przede mną ukrywa wraz z tatą i powiedziałam o tym prosto z
mostu.
-
Racja, kochanie, ale pozwól, że wtajemniczymy cię w drodze do domu, a nie na
środku zatłoczonego peronu, dobrze? – spytała kobieta łagodnie, na co tylko
wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową.
Gdy odjechaliśmy już spory kawałek od
peronu zaczęłam się niecierpliwić, popatrzyłam więc na rodziców wyczekująco. Mam
tylko spojrzała na tatę, po czym westchnęła i wyrzuciła z siebie szybko:
-
Petunia zaprosiła Vernona wraz rodzicami na święta.
CO?!
Jak się okazało dokładnie to. Mam tylko
siedzieć cicho i się uśmiechać i przypadkiem nie powiedzieć nic o swojej
szkole. Mama prosiła mnie, żebym udawała normalną dziewczynę z sąsiedztwa, a
nie utalentowaną wiedźmę, żeby nie przestraszyć rodziców chłopaka mojej
siostry, bo kto wie, jak zareagują na rzeczy ponadnaturalne. Dobra, przeżyję.
Jeśli Petunia naprawdę chce być z tym Vernonem, czy jak mu tam, to się przemęczę
przez jedne święta bez magii, w końcu to moja siostra, trzeba zrobić dobre
wrażenie. Poza tym, jeśli skasować z mojej szkoły magię, duchy i inne takie to
zostanie normalne liceum z internatem i tyle. Dam radę, muszę się tylko
przygotować psychicznie na jutrzejszy dzień. Muszę, bo Petunia mnie zamorduję,
jeśli powiem coś nie tak. Ach to rodzeństwo.
Wstałam rano w fatalnym nastroju i
początkowo nie skojarzyłam, dlaczego. Dopiero po kilku minutach przyszło
olśnienie, gdy mój wzrok padł na uszykowaną i wiszącą na oparciu krzesła
elegancką sukienkę. Westchnęłam cicho. Jeszcze tylko kilka godzin spokojnego życia
jako czarodziejka, a potem cały dzień męczarni w postaci osoby bez choćby
krztyny magii w żyłach. No, ale cóż nie ma, co narzekać, trzeba iść i pomóc w
przygotowaniach.
Około godziny siedemnastej wciągnęłam
przez głowę piękną ciemnozieloną sukienkę do kolan i postanowiłam przejrzeć
się w lustrze. Ok, jest dobrze, pasuje mi ten kolor i krój, ten pasek w talii
jest wręcz idealny do mojej figury.
-
Lily! Goście przyszli! – usłyszałam krzyk mamy z dołu. Ach… Koniec zachwycania
się swoim odbiciem, trzeba iść przywitać przyszłego zięcia i jego rodzinę.
Gdy tylko zeszłam po schodach, zostałam
naprawdę mile zaskoczona. Vernon wyglądał tak jak go pamiętałam – jak zwykle
nachmurzony, ale jego rodzice byli zupełnie inni, niż w moich oczekiwaniach.
Jego matka miała ciepłe brązowe oczy i blond włosy, lekko pulchną figurę,
sympatyczną twarz i szeroki uśmiech, zaś jego ojciec był dosyć wysokim
mężczyzną, obstawiam, że około sześciu stóp wzrostu*, był bardzo szczupły i
miał dosyć surowe rysy, ale zmarszczki w kącikach ust i oczu zdradzały jego miłe
usposobienie.
Najbardziej zaskoczył mnie jednak
kolejny gość. Wiedziałam, że Vernon ma siostrę, starszą dodam, ale za plecami
jego taty chowała się mała dziewczynka, może dziesięcioletnia, szczuplutka o
kasztanowych włosach i ciemnoniebieskich oczach.
- Ty
musisz być Lily, kochanie? – spytała stojąca w drzwiach kobieta.
-
Tak, proszę pani – odpowiedziałam z uśmiechem.
- To
wspaniale, moje dziecko. Pozwól, że powiem, że doskonale wyglądasz. Sukienka
idealna do twojej urody. – Zarumieniłam się lekko słysząc komplement i
uśmiechnęłam się szerzej.
-
Musisz wybaczyć mojej żonie, moja droga – wtrącił się jej towarzysz. – Od kilkunastu
lat pracuje w branży modowej i czasami nie może się powstrzymać od komentarzy. Ale,
nie przedstawiliśmy się jeszcze. Jestem Jack, moja żona to Amy, naszego syna
znasz, a ta mała, która się za mną chowa to Ellie, córka mojego brata – dodał mężczyzna,
po czym zwrócił się do taty z ciepłym uśmiechem. – Jej ojciec niespodziewanie
musiał wyjechać, a nie chcieliśmy, żeby dziecko spędzało samo święta, mam
nadzieję, że to nie problem?
-
Ależ skąd! – obruszył się mój rodziciel. – Nikt nie powinien być sam, w
szczególności teraz. Zapraszam do środka.
Wszyscy usiedliśmy przy stole. Wyszło
jakoś tak, że siedziałam między Ellie, a swoją mamą, naprzeciwko mając Petunie
z Vernonem, a dalej od siebie pozostałych mężczyzn i panią Amy.
Rozmowa na początku dotyczyła głównie teraźniejszych
poczynań dorosłych, więc nie poświęcałam jej zbyt wiele uwagi. Swoje poczynania
skupiałam natomiast na oswojeniu małej dziewczynki z nowym towarzystwem. Jako,
że Ellie była zbyt przestraszona by samemu się odezwać, zaczęłam jej opowiadać
o swojej szkole, oczywiście bez czarów, o kawałach chłopaków, meczach (piłki
nożnej, żeby nie było), zajęciach i innych takich. Po około pół godzinie mała
przyzwyczaiła się już do mnie i swoim dziecięcym i delikatnym głosikiem
powiedziała mi co nieco o swoim domu i nowej podstawówce, która okazała się
całkiem fajna, jak tylko pokonała swoją nieśmiałość i znalazła koleżanki.
Dopiero, kiedy Ellie wybuchnęła
radosnym śmiechem, po usłyszeniu kawału o wyświetleniu historii całego
roku(obrazy pojawiające się znikąd zmieniłam na telewizję), zdałam sobie
sprawę, że państwo Dursley wpatrują się w nas ze zdziwieniem i czułością.
-
Czy coś się stało? – spytałam po chwili, gdy dziewczynka poszła na chwilę do
toalety.
-
Och, nic złego, skarbie – odparła mi Amy. – Ellie jest po prostu chorobliwie
nieśmiała, ma problem ze zwykłą rozmową nawet z nami. Dlatego obawialiśmy się
trochę przyprowadzenia jej tutaj, nie wiedząc, czy przypadkiem nie będzie się
czuła niekomfortowo. Jestem wręcz przeszczęśliwa, że nie mieliśmy racji –
zakończyła kobieta, uśmiechając się do mnie ciepło.
*183cm,
mniej więcej.
Rozdział fajny, pomimo, że przejściowy to tak dobrze się czytało. Mogę spytać z jakiego miasta jesteś? Bo mam rekolekcje w tym samym czasie ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZe Szczecina. A przynajmniej w Szczecinie chodzę do szkoły;)
UsuńBo mieszkam za miastem.
Asia
Już myślałam, że mieszkamy blisko siebie, a dzieli nas kilkaset kilometrów ;)
UsuńNo to szkoda;( Ale z doświadczenia wiem, że terminy rekolekcji to niewiele z miejscem zamieszkania mają wspólnego. Moja koleżanka z Warszawy miała kiedyś w tym samym terminie co ja, a moja siostra nie, więc dziwnie wyszło;)
UsuńBardzo fajny rozdział. Miło mi się czytało. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale pokochałam Ellie od pierwszego zdania :)
OdpowiedzUsuńTylko jedna uwaga: "ciemnozielona" piszemy razem, bo chodzi o odcień koloru.
Pozdrawiam ciepło i życzę weny :)
dot
Dziękuję za uwagę, nie zauważyłam;)
UsuńZaraz poprawię.
Asia
Świetny rozdział , bardzo przyjemnie się go czytało ;-))))))
OdpowiedzUsuńEllie! .!!!.&#@;***!!!,
Świetny! Taki typowy :3
OdpowiedzUsuńBosko!
OdpowiedzUsuńStandardowo : brakuje mi Lily i Jamesa, wybaczcie, ale jestem maniaczką na ich punkcie, a lubię, gdy Wy ich opisujecie :)
Weny,
Lilka.
Całkiem niezły :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że teraz nic nie stanie na przeszkodzie i dasz rozdział tak jak jest zapisany :D
O której nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńLilka
Tak około 22/23, muszę go jeszcze skończyć
UsuńSlots & Casino Games at Coushatta Casino
OdpowiedzUsuńThe latest kbo 분석 casino game news 라이트닝바카라 and updates w88mobile on 라이브 스코어 사이트 top 유흥가 slots and casino games at Coushatta Casino, including progressives.