poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 65 „No i przyszły święta”


Jest;)
Zacznę od tego, że bardzo przepraszam za ten tydzień opóźnienia. Najpierw brak prądy przez cały zeszły weekend, to był wypadek losowy, ale moje zmęczenie przez sobotę i niedzielę to już tylko wina moja i mojej szkoły. Kajam się i obiecuję poprawę;) Macie prawo mnie nagabywać o nowy rozdział, gdybym znowu się spóźniała.
Kilka fragmentów skojarzycie, bo z pewnymi zmianami są zaczerpnięte z wcześniejszych rozdziałów.
Następny będzie bardziej ekscytujący. Potrzebowałam przejścia, gdyż pisanie o tym, co zamierzam umieścić w następnym rozdziale bez żadnego przejścia wydawało mi się trochę nie halo. I nie, nie zdradzę, o co chodzi;) Poza tym, zaczęłam z pełnym zamiarem umieszczenia treści 66 rozdziału tutaj, ale wyszło inaczej niż planowałam, jak zwykle;) Ale kolejny rozdział będzie do 6 kwietnia, więc bez obaw. I tym razem nie będę miała żadnego powodu do przekładania, bo od 7 do 9 kwietnia mam rekolekcje, czyli nic do zrobienia do szkoły, więc przynajmniej trochę odpocznę psychicznie. Wreszcie.

Tym razem informuję już tylko tych z zakładki nowi informowani i czytelników, których adresy e-mailowe albo numery gadu-gadu mam zapisane. Jeśli ktoś się jeszcze nie wpisał to ponownie proszę, zróbcie to.


A i jeśli kogoś pominęłam, dajcie mi znać, czasami nie ogarniam i z góry za to przepraszam.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania
Asia


         No i przyszły święta. W tym roku prawie nikt nie zostawał w zamku, wszyscy chcieli zobaczyć swoich bliskich, bo, mimo że ostatnimi czasy Sami-Wiecie-Kto zaprzestał ataków, to nie mamy żadnej pewności, że już tak pozostanie. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że to tylko chwilowa przerwa na odbudowanie zniszczonego ego i lizanie ran. Z tego powodu wszyscy praktycznie rzecz biorąc chodzą dookoła na palcach. Każdy dzień bez tragedii sprawiał, że ludzie zaczynali się coraz bardziej bać tego, co Voldemort planuje. Nie, żeby ktoś ucieszył się na wieść o hipotetycznym napadzie, co to to nie. Chociaż podsłuchałam, przypadkiem oczywiście, kilka rozmów, które wskazywałyby na coś innego. Jednakże za każdym razem przemawiało przez osoby, które wypowiadały takie, a nie inne sądy tylko i wyłącznie zmęczenie i pragnienie, by ta napięta atmosfera wreszcie się skończyła i żeby wszyscy mogli po prostu wrócić do normalnego życia.
         Ale gdy nadeszły święta, przyszło też lekkie wytchnienie od ciągłego napięcia i strachu o to, co przyniesie kolejny dzień. Wszyscy wokół wydawali się bardziej zrelaksowani, gdy wsiadaliśmy do pociągu, który miał nas zawieść na stację Kings Cross. Kiedy każdy kolejny uczeń wchodził do wagonu, można wręcz było zauważyć, jak jego lub jej, mięśnie się rozluźniają, a twarz przestaje być spięta i pojawia się na niej delikatny uśmiech, na myśl o powrocie do domu, do rodziny. Widok był wręcz nieziemski, możecie mi wierzyć.  Mi właśnie to pomogło się zrelaksować, to niesamowite zjawisko, które pokazało mi, że ludzie nadal mają nadzieję, na lepsze jutro. Głęboko ukrytą, ale jednak mają.
         Całą drogę spędziliśmy w gruncie rzeczy na rozmowie o wszystkim i o niczym, trochę o tym, jak spędzimy święta, trochę o naszym planowanym spotkaniu w Sylwestra. Od takie tam, nic ciekawego. Przy okazji zdecydowałam się wreszcie powiedzieć przyjaciołom o moim upersonifikowanym sumieniu, które męczyło mnie swoim gadaniem przez dużą część zeszłego roku szkolnego.
- Pamiętacie jak po tym wypadku w Zakazanym Lesie wylądowałam na całkiem długi czas w Skrzydle Szpitalnym? – zaczęłam, nagle zmieniając temat.
- Pamiętamy, Lily – odparł Syriusz. – Ale co cię tak, ni z gruszki, ni z pietruszki, naszło?
- Skojarzyło mi się ze świętami, zaraz powiem, dlaczego. Jak prawdopodobnie pamiętacie była możliwość, że wystąpi sporo skutków ubocznych. Prawdę powiedziawszy zauważyłam u siebie dwa z nich – wytłumaczyłam, po czym zamilkłam czekając na wybuch.
- CO?! – wrzasnęła Ann, czerwieniejąc lekko na twarzy. – I my się dopiero teraz o tym dowiadujemy?! – wykrzyknęła dziewczyna, dalej kipiąc ze złości. Chwilę później wzięła jednak głęboki oddech, po czym dodała już łagodniej. - Przecież miałaś iść do pielęgniarki, gdyby pojawiły się jakiś niepokojące objawy.
- Tak, tak, wiem. Ale bałam się, że weźmie mnie za wariatkę, mimo iż wspominała, że takie mogą być następstwa. Po prostu nie byłam w stanie sobie tego wszystkiego ułożyć w głowie tak, żeby, choćby dla mnie samej, nie brzmiało to jak jakaś szalona bzdura – westchnęłam.
- Trzeba było pójść do niej i powiedzieć jej – zaczął pewnie James – proszę pani, słyszę dziwny głos w głowie, który mówi mi, co i dlaczego mam robić, nie chce się odczepić – dokończył, już z trochę mniejszą pewnością. - Masz racje, to brzmi dziwnie.
         Nic nie mówiąc tylko spojrzałam na chłopaka wymownie, wzruszając ramionami.
- Ale już pomijając to czy Lily powinna była pójść do pielęgniarki, czy nie, choć osobiści uważam, że tak – wtrącił Lunatyk, rzucając mi karcące spojrzenie. – Wróćmy do oryginalnego tematu. Jak to wszystko działało? – spytał Remus, przywodząc mi na myśl greckiego myśliciela.
- Sama nie wiem. Według mojego sumienia całkiem normlanie, po prostu normalnie nie jesteśmy w stanie usłyszeć jego, tudzież jej, słów, a po zażyciu tej odtrutki przez pewien czas tak – wyjaśniłam najlepiej jak potrafiłam.
- Ok, a jak się ona zachowywała? Jak ty, czy jakoś zupełnie inaczej? – dopytywał się Lupin.
- A to jest dobre pytanie – wsparł przyjaciela Syriusz. – Ciekawi mnie, czy gdyby ją z ciebie wypuścić to mielibyśmy Lily number duo, czy też może słodkie aniołka? – dokończył swoją myśl chłopak, unosząc pytająco brwi.
- Aniołka z różkami – odparła z uśmiechem.
- No to tak jak ty, Ruda.
- Ano. Zazwyczaj się też zgadzałyśmy, nie zawsze to prawda, w końcu od czegoś to sumienie jest, ale często miałyśmy jednak podobne poglądy – dodałam, uśmiechając się na pewne wspomnienie.
- Lily… Nie podoba mi się ten uśmiech, jest zbyt diabelski.
- I nie powinien ci się podobać, James. Przypominasz sobie może, jak w zeszłym roku próbowałeś mnie nieudolnie przeprosić, to ostanie słowo weźmy w cudzysłów, na Pokątnej – spytałam, nadal uśmiechając się złowieszczo.
         Rogacz tylko spuścił głowę, rumieniąc się lekko i wymamrotał coś pod nosem, więc chyba pamięta.
- W każdym bądź razie byłam wtedy troszkę wkurzona i spytałam się mojego sumienia, cytując, „ Ile się siedzi za morderstwo z premedytacją?”. Spodziewałam się odpowiedzi w stylu, o czym ty w ogóle myślisz, wiem, że tego nie zrobisz, ale samo to, że przyszło ci to do głowy jest niemoralne, i tak dalej w tę mańkę. Jednak… - zawiesiłam na chwilę głos. – Zostałam zaskoczona. Jedyną reakcją mojego sumienia było, przytoczę pozwolicie słowa dosłownie, zachowają większy sens, „Długo. Ale jeśli pokażesz sędziemu swoje wspomnienia związane z tym palantem, to ci medal za zasługi dla ludzkości da, a nie wsadzi cię do więzienia.”
         Wywołało to ogólny śmiech wszystkich, włącznie z chwilowym obiektem zainteresowania, czytaj niejakim Jamesem Potterem.
- A o coś ty się tak wkurzyła na Rogacza wtedy, Lily? – spytała zaciekawiona Ann, gdy tylko się uspokoiliśmy.
         Już miałam odpowiedzieć, ale zauważyłam speszone spojrzenie Jamesa i postanowiłam się nad nim zlitować, w końcu, co było, to było, a mnie już dawno złość przeszła.
- Nic takiego, Ann, małe nieporozumienie. Ale wracając do poprzedniego tematu, to znacznie bardziej chciałam wam opowiedzieć o moich snach z tamtego okresu… Tych, które wywarły na mnie największe wrażenie w każdym razie. W pierwszym byłam w domu z to obecnym Jamesem oraz małym dzieckiem, może rocznym. Nie mam zielonego pojęcia, jaka była relacja między naszą dwójką – dopowiedziałam na pytające spojrzenie Pottera – ale podejrzewam, że byliśmy parą. I nie uśmiechaj się tak głupkowato, bo dalsza część snu ci się nie spodoba. Przez drzwi wszedł mężczyzna o przerażającej wężowej twarzy, bez nosa, z czerwonymi oczami i skierował się w naszym kierunku. Pamiętam, że przemknęło mi wtedy przez myśl, że to jednak nie Remus, ale Peter jest zdrajcą. Cokolwiek by to miało znaczyć.
- Czekaj, Lily. W swoim śnie stoisz obok, czy bierzesz udział w wydarzeniach? – spytał lekko pobladły Syriusz.
- To drugie. W każdym razie James kazał mi zabrać Harry’ego i uciekać, mówiąc, że powstrzyma tego potwora. Pobiegłam na górę i zabarykadowałam się w sypialni, z dołu słysząc tylko krzyk „Avada Kedavra!” i odgłos upadającego ciała. Chwilę później drzwi wyleciały z zawiasów, a ja jak najszybciej włożyłam dziecko do łóżeczka i błagałam tego… Tego człowieka o oszczędzenie mojego synka. On tylko polecił mi się odsunąć, ale odmówiłam. Potem tylko zielone światło.
         Zaległa cisza, w której słychać było tylko nieregularny oddech Ann.
- Boże, Lil… - zaczęła Dorcas. – To straszne.
- Wiem, ale to tylko sen.
- Jesteś pewna, że nie wizja? – spytał Remus.
         Co dziwne zamiast mnie odpowiedział James.
- Ja jestem. Po pierwsze, wątpię, aby Lily miała zamiar się ze mną zejść, chociaż z całego tego snu jest to rzecz najbardziej możliwa – mruknął chłopak, posyłając mi łagodny uśmiech. – Po drugie i najważniejsze – wszyscy jesteście moimi przyjaciółmi i wiem, że żaden z was nigdy by mnie nie zdradził. Nigdy.
- Miałam też drugi sen – wtrąciłam po chwili nieśmiało, ni chcąc przerywać uroczystej ciszy, która zaległa po słowach Jamesa. – Ten był trochę inny, chociaż główny antagonista był ten sam. Pamiętam, że pielęgniarka się nade mną nachylała, ale nagle zamiast twarzy jej twarzy ujrzałam obrzydliwą gębę pozbawioną nosa i z czerwonymi oczami – zaczęłam swoją opowieść. - Wszystko zaczęło kręcić się dookoła mnie. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ani co się dzieje. W pamięci miałam jedynie obraz tych czerwonych oczu, które tak zdawały się czytać moje myśli, widzieć moją duszę i wszystkie wspomnienia. – Przerwałam na chwilę żeby złapać oddech. – Wtedy poczułam, że nie mogę dłużej wytrzymać i zaczęłam krzyczeć i wyrywać się z objęć tego potwora, na niewiele się to jednak zdało. A gdy długie, chude palce dotknęły moich policzków, po plecach przeszedł mnie dreszcz. W tej samej chwili poczułam na swoich nogach coś obślizgłego. Spojrzałam w dół i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po moich nogach wił się olbrzymi wąż. Oplatał mnie i zacieśniał swój uścisk. Nie mogłam oddychać, resztkami sił próbowałam się uwolnić, lecz to nie miało najmniejszego sensu. Opadłam bezwładnie na ziemię, a ostatnie, co zobaczyłam, to piękne orzechowe oczy.
- Masz rację, ten był inny – podsumowała moją opowieść Dorcas. – Osobiście nie wiem, czy gorszy, czy lepszy.
- Ja też nie – zgodziłam się. – Ale zostawmy już ten ponury temat i nie psujmy sobie humoru na święta.
         Jak zaplanowaliśmy tak i zrobiliśmy.
         Pożegnaliśmy się jeszcze w pociągu, wiedząc, że gdy wydostaniemy się na peron, zostaniemy porwani przez zarówno swoje rodziny jak i oszalały tłum. Szybko uściskałam, więc wszystkich przyjaciół, upewniłam się co do godziny spotkania w Sylwestra i wszyłam z wagonu z zamiarem znalezienia rodziców. Udało mi się to dosyć szybko, gdyż mam z daleka machała do mnie kolorową czapką, żeby przyciągnąć moją uwagę wśród tłumu czarodziejów.
- Witam, państwa – powiedziałam na powitanie, ściskając zarówno mamę, jak i tatę mocno. – Jak tam przygotowania do świąt.
- Świetnie, Lily – odparła mama, uśmiechając się do mnie. Miałam jednak niejasne przeczucie, że coś przede mną ukrywa wraz z tatą i powiedziałam o tym prosto z mostu.
- Racja, kochanie, ale pozwól, że wtajemniczymy cię w drodze do domu, a nie na środku zatłoczonego peronu, dobrze? – spytała kobieta łagodnie, na co tylko wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową.
         Gdy odjechaliśmy już spory kawałek od peronu zaczęłam się niecierpliwić, popatrzyłam więc na rodziców wyczekująco. Mam tylko spojrzała na tatę, po czym westchnęła i wyrzuciła z siebie szybko:
- Petunia zaprosiła Vernona wraz rodzicami na święta.
         CO?!
         Jak się okazało dokładnie to. Mam tylko siedzieć cicho i się uśmiechać i przypadkiem nie powiedzieć nic o swojej szkole. Mama prosiła mnie, żebym udawała normalną dziewczynę z sąsiedztwa, a nie utalentowaną wiedźmę, żeby nie przestraszyć rodziców chłopaka mojej siostry, bo kto wie, jak zareagują na rzeczy ponadnaturalne. Dobra, przeżyję. Jeśli Petunia naprawdę chce być z tym Vernonem, czy jak mu tam, to się przemęczę przez jedne święta bez magii, w końcu to moja siostra, trzeba zrobić dobre wrażenie. Poza tym, jeśli skasować z mojej szkoły magię, duchy i inne takie to zostanie normalne liceum z internatem i tyle. Dam radę, muszę się tylko przygotować psychicznie na jutrzejszy dzień. Muszę, bo Petunia mnie zamorduję, jeśli powiem coś nie tak. Ach to rodzeństwo.
         Wstałam rano w fatalnym nastroju i początkowo nie skojarzyłam, dlaczego. Dopiero po kilku minutach przyszło olśnienie, gdy mój wzrok padł na uszykowaną i wiszącą na oparciu krzesła elegancką sukienkę. Westchnęłam cicho. Jeszcze tylko kilka godzin spokojnego życia jako czarodziejka, a potem cały dzień męczarni w postaci osoby bez choćby krztyny magii w żyłach. No, ale cóż nie ma, co narzekać, trzeba iść i pomóc w przygotowaniach.
         Około godziny siedemnastej wciągnęłam przez głowę piękną ciemnozieloną sukienkę do kolan i postanowiłam przejrzeć się w lustrze. Ok, jest dobrze, pasuje mi ten kolor i krój, ten pasek w talii jest wręcz idealny do mojej figury.
- Lily! Goście przyszli! – usłyszałam krzyk mamy z dołu. Ach… Koniec zachwycania się swoim odbiciem, trzeba iść przywitać przyszłego zięcia i jego rodzinę.
         Gdy tylko zeszłam po schodach, zostałam naprawdę mile zaskoczona. Vernon wyglądał tak jak go pamiętałam – jak zwykle nachmurzony, ale jego rodzice byli zupełnie inni, niż w moich oczekiwaniach. Jego matka miała ciepłe brązowe oczy i blond włosy, lekko pulchną figurę, sympatyczną twarz i szeroki uśmiech, zaś jego ojciec był dosyć wysokim mężczyzną, obstawiam, że około sześciu stóp wzrostu*, był bardzo szczupły i miał dosyć surowe rysy, ale zmarszczki w kącikach ust i oczu zdradzały jego miłe usposobienie.
         Najbardziej zaskoczył mnie jednak kolejny gość. Wiedziałam, że Vernon ma siostrę, starszą dodam, ale za plecami jego taty chowała się mała dziewczynka, może dziesięcioletnia, szczuplutka o kasztanowych włosach i ciemnoniebieskich oczach.
- Ty musisz być Lily, kochanie? – spytała stojąca w drzwiach kobieta.
- Tak, proszę pani – odpowiedziałam z uśmiechem.
- To wspaniale, moje dziecko. Pozwól, że powiem, że doskonale wyglądasz. Sukienka idealna do twojej urody. – Zarumieniłam się lekko słysząc komplement i uśmiechnęłam się szerzej.
- Musisz wybaczyć mojej żonie, moja droga – wtrącił się jej towarzysz. – Od kilkunastu lat pracuje w branży modowej i czasami nie może się powstrzymać od komentarzy. Ale, nie przedstawiliśmy się jeszcze. Jestem Jack, moja żona to Amy, naszego syna znasz, a ta mała, która się za mną chowa to Ellie, córka mojego brata – dodał mężczyzna, po czym zwrócił się do taty z ciepłym uśmiechem. – Jej ojciec niespodziewanie musiał wyjechać, a nie chcieliśmy, żeby dziecko spędzało samo święta, mam nadzieję, że to nie problem?
- Ależ skąd! – obruszył się mój rodziciel. – Nikt nie powinien być sam, w szczególności teraz. Zapraszam do środka.
         Wszyscy usiedliśmy przy stole. Wyszło jakoś tak, że siedziałam między Ellie, a swoją mamą, naprzeciwko mając Petunie z Vernonem, a dalej od siebie pozostałych mężczyzn i panią Amy.
         Rozmowa na początku dotyczyła głównie teraźniejszych poczynań dorosłych, więc nie poświęcałam jej zbyt wiele uwagi. Swoje poczynania skupiałam natomiast na oswojeniu małej dziewczynki z nowym towarzystwem. Jako, że Ellie była zbyt przestraszona by samemu się odezwać, zaczęłam jej opowiadać o swojej szkole, oczywiście bez czarów, o kawałach chłopaków, meczach (piłki nożnej, żeby nie było), zajęciach i innych takich. Po około pół godzinie mała przyzwyczaiła się już do mnie i swoim dziecięcym i delikatnym głosikiem powiedziała mi co nieco o swoim domu i nowej podstawówce, która okazała się całkiem fajna, jak tylko pokonała swoją nieśmiałość i znalazła koleżanki.
         Dopiero, kiedy Ellie wybuchnęła radosnym śmiechem, po usłyszeniu kawału o wyświetleniu historii całego roku(obrazy pojawiające się znikąd zmieniłam na telewizję), zdałam sobie sprawę, że państwo Dursley wpatrują się w nas ze zdziwieniem i czułością.
- Czy coś się stało? – spytałam po chwili, gdy dziewczynka poszła na chwilę do toalety.
- Och, nic złego, skarbie – odparła mi Amy. – Ellie jest po prostu chorobliwie nieśmiała, ma problem ze zwykłą rozmową nawet z nami. Dlatego obawialiśmy się trochę przyprowadzenia jej tutaj, nie wiedząc, czy przypadkiem nie będzie się czuła niekomfortowo. Jestem wręcz przeszczęśliwa, że nie mieliśmy racji – zakończyła kobieta, uśmiechając się do mnie ciepło.
*183cm, mniej więcej.

14 komentarzy:

  1. Rozdział fajny, pomimo, że przejściowy to tak dobrze się czytało. Mogę spytać z jakiego miasta jesteś? Bo mam rekolekcje w tym samym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ze Szczecina. A przynajmniej w Szczecinie chodzę do szkoły;)
      Bo mieszkam za miastem.
      Asia

      Usuń
    3. Już myślałam, że mieszkamy blisko siebie, a dzieli nas kilkaset kilometrów ;)

      Usuń
    4. No to szkoda;( Ale z doświadczenia wiem, że terminy rekolekcji to niewiele z miejscem zamieszkania mają wspólnego. Moja koleżanka z Warszawy miała kiedyś w tym samym terminie co ja, a moja siostra nie, więc dziwnie wyszło;)

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział. Miło mi się czytało. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale pokochałam Ellie od pierwszego zdania :)
    Tylko jedna uwaga: "ciemnozielona" piszemy razem, bo chodzi o odcień koloru.
    Pozdrawiam ciepło i życzę weny :)
    dot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagę, nie zauważyłam;)
      Zaraz poprawię.
      Asia

      Usuń
  3. Świetny rozdział , bardzo przyjemnie się go czytało ;-))))))
    Ellie! .!!!.&#@;***!!!,

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Taki typowy :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bosko!
    Standardowo : brakuje mi Lily i Jamesa, wybaczcie, ale jestem maniaczką na ich punkcie, a lubię, gdy Wy ich opisujecie :)
    Weny,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem niezły :)
    Mam nadzieje, że teraz nic nie stanie na przeszkodzie i dasz rozdział tak jak jest zapisany :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O której nowy rozdział? :)
    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  8. Slots & Casino Games at Coushatta Casino
    The latest kbo 분석 casino game news 라이트닝바카라 and updates w88mobile on 라이브 스코어 사이트 top 유흥가 slots and casino games at Coushatta Casino, including progressives.

    OdpowiedzUsuń