Wiem, że w porównaniu to
poprzedniego jest znacznie krótszy, ale musiałam skończyć dokładnie w tym
momencie. Czemu, bo tak;)
W sumie ten rozdział miał być
wesoły, lekki i przyjemny, ale trochę mi nie wyszło, aczkolwiek starałam się i
początek ma trochę humoru, za to końcówka zdecydowanie nie.
Mam dla Was niestety złą wiadomość,
tak myślę. Są naprawdę minimalne szanse, żebym wstawiła nowy rozdział przed 20
października. Mam teraz na głowie olimpiadę z biologii, jadę zresztą na wyjazd
przygotowujący do niej, wyjazd do Paryża i parę innych spraw, w tym 44 godziny
planowych lekcji w tygodniu. W każdym razie do 20 moja nauczycielka musi wysłać
wyniki naszych pracy i takie tam, więc po tym terminie, będę miała znacznie
mniej na głowie. Wobec tego najbardziej prawdopodobny termin
pojawienia się nowego rozdziału jest bardzo odległy. Chociaż będę się starała
wygospodarować trochę czasu wcześniej, ale raczej mi się nie uda.
W każdym razie pozdrawiam, zapraszam
do czytania i komentowania.
Asia
PS
Trzymajcie kciuki za moje
znalezienie czasu na cokolwiek;)
Niestety niewiele więcej nie udało
się nam wyciągnąć od Jamesa i Syriusza. Powód był jeden, do tego całkiem
sensowny. Po prostu nic więcej nie wiedzieli, a żadna z tych, jakże
ekscytujących, ale i przerażających, przecież wiadomości, nie została podana do
wiadomości publicznej. I z tego, co mówi James, raczej nikt się o tym nie
dowie, przynajmniej do czasu zakończenia misji, aby nie wzbudzać większej
paniki w społeczeństwie czarodziejów. Nie, żeby mnie jakoś szczególnie dziwiła
decyzja aurorów.
W każdym razie mieliśmy naprawdę
ciekawy wieczór. Otóż jak już wspomniałam, nie było za bardzo, co wydobyć od
chłopaków, aczkolwiek trochę trwało zanim ta dwójka raczyła nas o tym
poinformować. Poskutkowało to tym, że całkiem sporo awykonalnych rzeczy im
naobiecywaliśmy, żeby tylko przekonać ich do powiedzenia nam, co wiedzą.
Retrospekcja
-
Syriusz, skarbie, obiecuję, że pójdę z tobą na ten wyścig samochodowy, na który
chciałeś mnie zabrać, a się nie zgodziłam, bo był w trakcie roku szkolnego – przyrzekła
Dorcas, uśmiechając się zalotnie.
Słysząc to, chłopak tylko uśmiechnął
się zawadiacko i odparł:
- To
wspaniale, kochanie, ale nie wystarczy, aby mnie przekonać.
- A
ja bym wam pomógł w zrealizowaniu tego kawału, o którym niedawno rozmawialiśmy
i, na który w żadnym razie nie chciałem się zgodzić – zaproponował Remus.
-
Prawdę mówiąc wszyscy możemy wam pomóc, jeśli tylko raczycie nas wtajemniczyć –
poparłam Lunatyka.
-
Bardzo nas cieszą wasze jakże szczere deklaracje pomocy, ale niestety to nie
wystarczy, żeby nas przekonać – odpowiedział James, ledwie powstrzymując
śmiech.
- To
ja przestanę was wyciągać w nocy po jedzenie – zaproponował, wyraźnie nieszczęśliwy
z powodu swoich słów, Peter.
- Aż
takiego poświęcenie nie wymagamy – odparł ze śmiechem Syriusz.
- Tylko,
dlatego, że sam wtedy z Jamesem je trzy razy więcej niż Glizdek – wymamrotał cicho
Remus.
- Nie
słyszałem cię, Luniaczku, co mówiłeś? – spytał Syriusz złośliwie.
- Ależ
nic, mój drogi przyjacielu, ależ nic.
Koniec
retrospekcji
I
tak przez dobrą godzinę. Nasz reakcja na wieść, że tak naprawdę nie ma nic, o
czym moglibyśmy się dowiedzieć, jest więc raczej oczywista, czyż nie? Eufemistycznie
rzecz ujmując szczególnie zadowoleni to my nie byliśmy. W szczególności Dorcas,
która cały dzień była lekko podminowana. Zresztą, tak po prawdzie, czy
ktokolwiek może nam się dziwić?
Retrospekcja
- Co
rozumiesz przez „nic więcej nie wiemy na temat tej książki”? – spytała Dorcas,
uśmiechając się złowieszczo do siedzącego naprzeciwko niej Łapy.
-
Dokładnie to, co powiedziałem – odparł odważnie chłopak.
- To
my tu się produkujemy, nie wiadomo, jak długo, na temat tego, w czym wam
pomożemy, co przestaniemy, a co zaczniemy robić, tylko po to, żeby się
dowiedzieć, że to wszystko był kawał? – wrzasnęła dziewczyna.
-
Dorcas, skarbie, proszę cię uspokój się – próbował jakoś ugłaskać brunetkę
Syriusz.
- To
lepiej sobie, jakąś nieprzedstawioną nam jeszcze informację przypomnij –
warknęła na niego Gryfonka.
-
Emm… James, pomóż. – Syriusz spojrzał na przyjaciela błagalnie.
Rogacz tylko pokręcił głową i z
rozbawieniem przyglądał się wściekłej Dorcas i Łapie próbującemu wydobyć z głębi
umysłu jakąkolwiek przydatną informację. Nic dziwnego, że chłopak był taki
zadowolony... Nam, w sensie wszystkim poza Dor, złość przeszła prawie od razu,
bo z perspektywy patrząc, to pomysł Huncwoci mieli niezły! I ile się naszych
fałszywych obietnic, które potem honor kazałby nam spełnić się nasłuchali…
Musieliśmy brzmieć naprawdę zdesperowanie.
- O
mam! – wykrzyknął po chwili uszczęśliwiony ponad wszelką miarę Black.
- W
takim razie mów, kochanie – odparła Dorcas, wyraźnie już tylko próbując udawać
rozgniewaną.
-
Aurorzy podejrzewają, na podstawie tych zapisków, jakiej trucizny mogą użyć Śmierciożercy.
-
Jakiej? – popędziła go dziewczyna.
-
Takiej, która powoduje, że ciało rozpuszcza się od środka*.
Słysząc to, Dorcas otworzyła szerzej
oczy i spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem, mamrocząc coś, co brzmiało jak:
„To takie cholerstwo w ogóle istnieje?”
-
Okropność, ale dlaczego akurat tej?- spytał, jak zawsze praktyczny, Remus.
-
Ponieważ antidotum na nią jest prawie niewykonalne oraz jest najbardziej, jakby
to ująć… Najlepiej, najszybciej i niezauważalnie rozchodzi się w powietrzu –
odpowiedział James.
- A
jakiś pozytyw? – zapytała z przerażeniem, ale i nadzieją Ann.
-
Jest lekki, jeśli położy się na podłodze prawdopodobieństwo zatrucia się jest
niewielkie**.
- To
przynajmniej jest jakiś plus, o ile oczywiście powiadomi się o tym wszystkich i
ludzie zdążą się na czas zorientować.
Koniec
retrospekcji
Profilaktycznie żadnych informacji więcej
nie staraliśmy się z chłopaków wyciągać. Baliśmy się po prostu, co możemy
usłyszeć. Czasem lepiej jest nie wiedzieć. W każdym razie siedzimy teraz na
kanapie w Pokoju Życzeń, nadal, a jest już prawie dwudziesta czwarta i
rozmawiamy o przysłowiowej pogodzie. Poza tym wydaje mi się, że ja jedyna
uważam, że pora się zbierać do dormitoriów. Napomknęłam o tym już chyba z
dziesięć razy i zostałam solidnie zignorowana, tak dalej być nie może!
- A
teraz wszyscy mnie słuchają! – ogłaszam wszem i wobec. – Musimy się zbierać, bo
nie dotrzemy do Wieży przed pierwszą, a ja naprawdę chciałabym się wyspać.
- No
w sumie, Lilka, to masz rację – zgadza się ze mną Remus, któremu wtóruje zasypiająca
Ann, kiwając lekko głową.
-
Psujecie zabawę… - narzeka Syriusz. – No, ale skoro tak bardzo wam na tym
zależy, to możemy już wracać.
-
Pozostaje tylko jedna kwestia. Jak to zrobić i nie dać się złapać. James
powiedział, że umiecie to zrobić.
-
Jasne, Ruda.
- W
takim razie, może raczylibyście nam to wytłumaczyć teraz, a nie w trakcie
przemykanie się korytarzami, gdy każdy dźwięk przyciąga panią Norris na spółkę
z Filchem?
- No
cóż, to nie jest ani trochę skomplikowane, ale skoro nalegasz – odpowiedział Syriusz,
kiwając dłonią na Jamesa.
Potter wyciągnął zza pazuchy coś, co
wyglądało na, cóż, pusty kawałek pergaminu i pelerynę. Widząc to spojrzałam na
niego zdzwiona. Czy to ma być jakiś żart?
-
Lily, nie patrz na mnie, jakbym się z księżyca urwał, poczekaj chwilę, już
wszystko tłumaczę. Wiem, że to wygląda dziwnie, ale te dwie rzeczy są naprawdę niesamowite
– zaczął mnie uspokajać podekscytowany James.
- No
dawaj – zachęciłam chłopaka, uśmiechając się serdecznie.
- To
– zaczął, podsuwając wszystkim siedzącym blisko niego płaszcz pod nos – jest peleryna
niewidka. Chyba nie muszę tłumaczyć, do czego służy? – Tu uśmiechnął się wrednie.
– A to – kontynuował, podnosząc do góry pergamin – jest mapa Huncwotów.
- Co
to jest? – spytała zdezorientowana Ann.
-
Mapa Huncwotów – powtórzył James. – Stworzona przez nas mapa Hogwartu, która
pokazuje tajemne przejścia oraz gdzie, kto jest w danej chwili.
Rogacz rozłożył wspomnianą mapę,
wymamrotał coś pod nosem, dotykając jej różdżką i nagle… Z miejsca, w którym
drewno stykało się z papierem zaczęły rozchodzić się narysowane czarnym
atramentem linie, które zaczęły tworzyć znajome korytarze, łazienki, pokoje.
Szybko zauważyłam też kropki, pozostające bez ruchu, lub poruszające się w tą i
z powrotem, podpisane imionami i nazwiskami nauczycieli, uczniów, duchów. Podniosłam
głowę z nad pergaminu i spojrzałam na Huncwotów z podziwem, mówiąc:
-
No, to jest coś!
- To
co, teraz wierzysz, że jesteśmy w stanie dotrzeć do dormitorium bez natknięcia
się na nauczycieli? – spytał James uśmiechając się szeroko.
- O
ile wasza mapa działa tak, jak mówicie, to oczywiście, że tak.
- To
idziemy – oznajmił Syriusz słysząc moją odpowiedź.
Cóż… Tak też zrobiliśmy. Wymknęliśmy
się niepostrzeżenie z Pokoju Życzeń, chociaż według mapy nie było takiej
potrzeby, bo w pobliżu nikogo nie było. Następnie poszliśmy prostą drogą w
kierunku Wieży Gryffindoru. Jednak, gdy byliśmy mniej więcej w połowie trasy, James
nagle stanął w miejscu i bezgłośnie nakazał nam skręcić w lewo i wejść, jak
najciszej, do znajdującego się na tam pomieszczenia.
On trzymał mapę i zapaloną różdżkę,
więc nie było innego wyboru, jak tylko postąpić zgodnie z jego życzeniem. Na
miejscu jednak nie musieliśmy już pozostawać cicho, dzięki sprytnie rzuconemu
przez Remusa zaklęciu wyciszającemu.
- Co
się stało? – zażądał odpowiedzi Peter.
-
Idzie Dumbledore z McGonagall.
- O
tej porze? Coś musiało się stać. Zdejmuj zaklęcie wyciszające Lunio, musimy się
dowiedzieć, co takiego – wypalił Syriusz.
-
Zgoda, ale wszyscy cicho. Nie gadać, nie sapać, nie tupać, nie kręcić się, nie
oddychać i nie myśleć za głośno.
Gdy tylko Remus machnął różdżką, wokół
zaległa przerażająca cisza, wszyscy starali się zachowywać najspokojniej jak
się dało, słyszałam nawet jak Glizdogon uspokaja przyspieszony oddech, Ann
związuje włosy, żeby nie wpadły komuś do nosa, a James i Syriusz sprawdzają jak
mocno można się oprzeć o drzwi, żeby nie zaczęły skrzypieć.
Po kilku chwilach spędzonych w tak
przerażający sposób, wreszcie usłyszeliśmy zbliżające się kroki i szmer
rozmowy. Póki, co poszczególne głosy były nie do odróżnienia, więc, żeby lepiej
słyszeć, wszyscy jeszcze mocniej przywarliśmy do drzwi, a w konsekwencji i do
siebie. Czułam, jak kolano Ann wbija mi się w łydkę, łokieć Jamesa w plecy, a
broda Dorcas w ramię. Jednak narzekanie zostawiłam na później.
-
Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł, Albusie? – Usłyszeliśmy stłumiony głos
profesor McGonagall.
-
Tak, Minerwo, naprawdę. Wręcz sądzę, że to jedyny sposób. Trzeba to jutro
ogłosić podczas kolacji. Na śniadaniu zaś trzeba będzie powiedzieć uczniom, że
mają się na tym posiłku zjawić wszyscy o konkretnej godzinie, a nie, jak
zwykle, każdy o innej porze.
-
Nasi podopieczni nie będą zadowoleni. Ani trochę.
-
Wiem, moja droga, ale to jedyne wyjście, to dla ich własnego bezpieczeństwa, przecież
zdajesz sobie z tego sprawę.
- Ja
tak, ale czy oni? Pomyśl o pewnej czwórce z mojego domu, czy oni się do tego
zastosują? – spytała ze zmartwieniem w głosie nauczycielka transmutacji.
-
Nie będą mieli wyboru, niestety. Uczniowie nie będą mieli w tej sprawie nic do
powiedzenia. Wszystko jest uzgodnione z pozostałymi opiekunami i ministerstwem.
Mi też się to nie podoba, ale czasem trzeba wymóc pewne zachowania. Mamy wojnę,
Minerwo, tym razem na poważnie. Ministerstwo to potwierdza. Musimy chronić
Hogwart – odpowiedział stanowczo dyrektor.
Reszty rozmowy niestety nie
usłyszeliśmy, ponieważ głosy ucichły w oddali. Przez chwilę słyszeliśmy jeszcze
szmer i oddalające się kroki, a potem zaległa kompletna cisza. Nikt się nie
odzywał, miałam wrażenie, że nikt nawet nie oddychał. Gdy tylko, jako tako
doszliśmy do siebie, biegiem, nie zważając na to, że ktoś może nas zauważyć lub
usłyszeć, popędziliśmy do Wieży Gryffindoru. Na szczęście Gruba Dama nie spała…
Ledwo łapiąc oddech wbiegliśmy do
dormitorium chłopaków, zgodnie z niemym porozumieniem, aby zostać tej nocy
razem. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, padliśmy na łóżka, podłogę,
kanapę, w sumie, gdzie, kto stał i staraliśmy się spowolnić tempo oddychania,
aby nie zemdleć z nadmiaru tlenu.
Jednak, gdy nam się to udało, w
pokoju zaległa przerażająca cisza, co jakiś czas przerywana tylko próbami
ułożenia się w wygodniejszy sposób, które rozbrzmiewały w nienaturalnie
wyciszonym pokoju niczym wystrzał z armaty. Po jakimś czasie spędzonym w ten
sposób głos zabrał Remus:
-
Nie powinniśmy byli tego słyszeć.
- Z
jakiegoś nie do końca znanego mi powodu wydaje mi się, że masz świętą rację,
Lunatyku – poparł go Syriusz. – Pierwszy raz w życiu przeklinam własną
ciekawość i zaczynam się zgadzać z powiedzeniem, że to ona zabiła kota***.
- Co
nam odbiło, żeby ich podsłuchiwać? – spytała zrozpaczona Ann.
-
Pojęcie nie mam – odpowiedziała Dorcas. – Wiem jedno. Czasami lepiej nie
wiedzieć.
Całą noc spędziliśmy w jednym pokoju,
skuleni wszyscy razem na złączonych łóżkach, na niespokojnym, przerywanym
koszmarami śnie, który nikomu nie przyniósł odpoczynku, a wręcz jeszcze bardziej nas wymęczył. Dorcas miała rację.
Czasami lepiej nie wiedzieć.
* Wybaczcie,
uczyłam się przed chwilą o lizosomach i o tym, że jeśli ich duża ilość ulegnie
zniszczeniu, w sensie duża ilość ich błon, to cytoplazma zostanie zakwaszona, a
komórka strawi się od środka. Stąd ten dziwny pomysł.
**Trochę
jak czad, w sensie, że ma mniejszą gęstość od powietrza.
***Pewnie
wiecie, że Anglicy mają przysłowie „Curiosity killed a cat”
Rozdział fajny, ale krótki. :( Mam nadzieję, że znajdziesz czas i jak najszybciej wstawisz nowy rozdział. Nie mogę się doczekać. Trzymam kciuki!!! :)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :) Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńJa chce jeszcze....szkoda ze nie bedziesz miala czasu :C
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper :D Czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńZazdroszcze ci wycieczki!
OdpowiedzUsuńRozdzail super,czekam na kolejy.Wiecej Lily i Jamesa!
Lilka.
Masz bardzo ciekawego bloga. Wlasnie skończyłam czytać całego. Zajęło mi to tydzień, ale było warto :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa notka. Podoba mi sie też twój styl pisania. Ogólnie, to co tu dużo pisać, czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam.i życzę dużo weny :D
~Ginny
Tak wiem, że ciekawość zabiła kota. Bardzo mi się podoba początek. W ogóle wszystko mi się podoba. Cieszę się, że wplatasz w tą historię obecność Voldemorta, że nie jest rak różowo. Mimo to brakuje mi tu miłości. A konkretniej to Lily i Jamesa. Uwielbiam ich i nie mogę się doczekać, kiedy zostaną parą. Ciekawe co Dumbledore chce ogłosić? No właśnie zaciekawiłaś mnie, więc uciekam do kolejnego rozdziału. Dzisiaj pewnie skończę czytać twoje opowiadanie, dlatego nowa notka ma być szybko, rozumiemy się?
OdpowiedzUsuńJak zwykle życzę Ci weny