środa, 2 lipca 2014

Rozdział 71 „Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?”

Przepraszam za to opóźnienie. W weekend tata miał imieniny, a moja siostra wyjeżdżała na obóz. W poniedziałek spotykałam się z przyjaciółkami, dzień przed ich wyjazdem. Za to wczoraj, kiedy już miałam zamiar kończyć rozdział, zadzwoniła moja siostra z obozu, z płaczem. Znaczy, to się zdarza, jest jeszcze mała i bardziej bojaźliwa, ale zawsze psuje to trochę humor i odbiera wenę i chęć do pisania radosnych rzeczy. A ten rozdział miał właśnie taki być. Lekki i przyjemny;)
Scena z naszą kochaną parką się pojawia tutaj, pod koniec. To tak dla tych co mi narzekali, że za mało.
To z tych ważnych spraw, teraz trochę sobie pogadam, kto nie chce tego czytać, przejdźcie do rozdziału od razu, miłego czytania, ale muszę sobie trochę poględzić. Po pierwsze zaczęłam znowu chodzić do kina. W czerwcu byłam na: „Jak wytresować smoka 2”, „X-Menach”, „Transformersach”(dziwny filmy i długi, jakby ucięli sceny spowolnionego ruchu byłby o połowę krótszy, ale z koleżankami nawet fajnie się oglądało) o, i na „Maleficent”, „Czarownicy” znaczy(dalej nie przyjęłam polskiego tłumaczenia do głowy, bo gdzie tu sens i logika? Poza tym Diabolina? Od kiedy się zmienia imiona postaci? Choć słyszałam, że wzięli z bajki, nie wiem, dawno ją czytałam.). Czyli jakby nie patrzeć całkiem sporo filmów. I fandom Marvela, znów mnie wciągnął, a i manga jeszcze mi nie dała spokoju, więc trudno trochę nimi naraz operować, w szczególności, gdy pomysły ma się do innego niż powinno, to kolejny powód opóźnienia, musiałam się przestawić. A tak poza tym, to farbowałam włosy, henną znaczy się. Mam teraz takie kasztanowawe włosy, chyba, że stanę w słońcu, wtedy jestem ruda;)
W każdym razie już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania
Asia
PS
Rozdział 72 jakoś w przyszłym tygodniu, a poinformuję jutro, bo trochę się nie wyspałam dzisiaj i idę się położyć.  





Dni mijały niczym płatki śniegu wirujące teraz wokół mnie. Nie działo się nic niezwykłego, co patrząc na obietnicę złożoną przed Voldemorta pierwszego stycznia było bardzo dobrym znakiem. Od tego wydarzenia minął prawie miesiąc, a ja nadal czasami miałam wrażenie, że spokój, który ogarnął mnie i innych czarodziejów był tylko ułudą, iluzją, która rozwieje się, gdy tylko dokładniej się jej przyjrzymy, spróbujemy dotknąć. Postanowiłam jednak zmusić to odczucie do pozostania gdzieś na dnie mojej podświadomości i cieszyć się chwilą tak długo, jak tylko można.
Nasi nauczyciele zdawali się mieć podobne przekonania, bowiem nie przykręcali nam przysłowiowej śruby i mieliśmy stosunkowo dużo czasu wolnego, z którego z rozkoszą korzystaliśmy. Życie płynęło spokojnie, przyjemnie, ale szybko i bezwypadkowo. Nie było też żadnych większych niespodzianek. Jedynym punktem, nie tyle zwrotnym, co raczej bardziej istotnym był dziewiąty stycznia, urodziny pewnego Ślizgona…
Od kiedy siadłam do stołu w Wielkiej Sali rozmyślałam nad tym, czy dobrze postąpiłam wysyłając Severusowi życzenia urodzinowe. Ale kiedy debatowałam nad tym wcześniej, doszłam do wniosku, że jest więcej plusów, niż minusów. Owszem mój były przyjaciel cholernie mnie zranił i nadal byłam na niego wściekła, nie umiałam mu jeszcze wybaczyć, ale, no właśnie, zawsze jest jakieś ale. Przez kilka lat chłopak był mi bardzo bliski, był przy mnie zawsze, gdy wystąpiła taka potrzeba. Nasze drogi się rozeszły, ale to nie zmaże tych lat, które spędziliśmy ufając sobie bezgranicznie. No, więc zdecydowałam się rano na wysłanie tej przeklętej paczki i teraz czekałam na reakcję Ślizgona, uparcie wpatrując się w stół naprzeciwko mnie. Kiedy już byłam święcie przekonana, że się nie doczekam, nad stołem Slytherinu pojawiła się sowa, którą dzisiaj rano wypożyczyłam z sowiarni. 
Siedziałam jak na szpilkach, naprawdę. Doszłam do wniosku, że zaczekam na reakcję chłopaka, a potem wyjdę z sali. Dzięki temu postanowieniu zobaczyłam, jak Severus delikatnie otwiera paczkę, po czym szybko i ukradkowo skanuje list, otwierając szerzej oczy, widząc podpis. Chwilę później Ślizgon podniósł oczy znad kartki, spojrzał prosto na mnie i uśmiechając się szeroko skinął głową w podziękowaniu.
Mogłoby się wydawać, że to tylko gest wykonany na odczepnego, ale znałam chłopaka na tyle długo, żeby wiedzieć, że, jak na niego, jest to spory znak. Poza tym jego oczy powiedziały mi to, czego nie mogła mimika, czyli ciche „dziękuję” i „przepraszam”. Zauważyłam też, że chłopak zrozumiał przesłanie prezentu ode mnie, brzmiące „dalej jestem zła, ale kiedyś mi przejdzie, wtedy się spotkamy”. Najwidoczniej ta obietnica przyszłego przebaczenia wystarczyła, żeby przywołać uśmiech na jego twarz.
Chyba można zrozumieć moje postępowanie, prawda? Boże, znowu gadam do siebie, to nie jest normalne. Ale co poradzić? Normalność najwyraźniej nie jest mi pisana. Jakoś muszę to przeżyć. A jeszcze gorzej jest, kiedy każą mi się teleportować! Znaczy się, nawet mi to wychodzi, ale to odczucie… Brrr!
- Lily, żyjesz tam? – wyrwała mnie z moich rozmyślań pewna blondynka.
- Jasne, Ann, wybacz, zamyśliłam się.
- Spoko, rozumiem. Tylko dlaczego w środku lekcji eliksirów, kiedy ja nie mam zielonego pojęcia, co mam robić na tym przedmiocie. Mam nadzieję, że przez te kilka minut nic nie zepsułam.
Co fakt, to fakt, Ann nie miała zdolności w tym kierunku. Z tego powodu po SUMach, szczęśliwie zdanych na P, siadała na lekcjach ze mną, żeby mieć ewentualną pomoc, gdyby zaszła taka potrzeba. Często zachodziła. O na przykład dwa tygodnie temu…
Zostawiam Ann samą tylko na chwilę, dosłownie chwilunię. Poszłam tylko do szafy po dalsze składniki do mojego wywaru i co? I prawie nadszedł koniec świata. Żartuję. Ale było blisko. W każdym razie, gdy wróciłam do naszej ławki, moim oczom ukazał się czerwony kolor we wnętrzu kociołka. Barwa, którą łączyć można tylko z eliksirem Concitatio*, bliskim wybuchu. A następstwa wspomnianego wydarzenia byłyby tragiczne w skutkach dla całej szkoły. Cóż, jakby to ująć, eksplozja była normalna, to stadium przygotowywania tej mnikstury, jednak zazwyczaj przeprowadza się ją w sterylnych warunkach, w szczelnie zamkniętym laboratorium. Owszem, eliksir ten nie jest szkodliwy, on tylko wywołuje masową panikę i histerię, ale jest bardzo lotny i przenika przez każdy możliwy otwór. Zastanówmy się, co stałoby się, gdyby ktoś wypuścił go w starym, ceglanym zamku, którego ani ściany, ani okna, czy drzwi nie są hermetycznie nieprzepuszczalne? Naprawdę wspomniana przeze mnie apokalipsa nie jest przesadą. Na szczęście zdążyłam wrócić na czas.
- Ann, następnym razem, jak gdzieś idę, nie tykasz się eliksirów – oznajmiłam surowo, wrzucając ogon salamandry do kociołka i tym samym dezaktywując tragiczne właściwości mikstury.
- Co, dlaczego? – spytała zdziwiona dziewczyna. – Przecież wszystko szło dobrze.
- Aha i o mało, a wywołałabyś zbiorową histerię w całym hrabstwie – żachnęłam się, a widząc zdezorientowaną minę przyjaciółki, dodałam: - stworzyłaś eliksir Concitatio w stanie minutę do wybuchu, Slughorn o nim mówił, pamiętasz?
Słysząc moje słowa, blondynka gwałtownie pobladła, co wyraźnie wskazywało odpowiedź na moje pytanie.
Więc, jak widać, dziewczyna miała się czym martwić. Na szczęście tym razem wszystko było w porządku. Dlatego też pokazałam Ann uniesiony kciuk, na co wypuściła ona długo wstrzymywane powietrze.
-Cieszy mnie bardzo, że nic nie sknociłam, ale resztę robisz ty.
To wywołało tylko szeroki uśmiech na mojej twarzy, mimo dodatkowej roboty, uwielbiałam przekomarzać się z przyjaciółką.
***
Swoją drogą moi przyjaciele od rana zachowywali się dziwnie. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Od śniadania rzucają mi dziwne spojrzenia, jakby chcieli powiedzieć „My coś wiemy, a ty nie”. W okolicach obiadu byłam już porządnie zirytowana i postanowiłam dać upust swojej frustracji.
- Co z wami jest, cholera jasna, nie tak? – warknęłam, widząc porozumiewawcze uśmiechy, jakie wymienili między sobą James i Syriusz.
- Nic, skarbie. Naprawdę – odparł Rogacz, mrugając porozumiewawczo do Łapy.
- Taa, jasne, a to to co było? – spytałam sarkastycznie, wskazując na twarz chłopaka.
- Ależ nic, kochanie – odpowiedział Huncwot, uśmiechając się niczym wcielenie niewinności. Bez zdziwienia zauważyłam, że średnio mu to wyszło.
- Aha już ci wierzę – westchnęłam, ale zostawiłam ten temat. Jeśli ta szóstka się zgadała i postanowiła utrzymać konspirację, to za nic z nich nie wyciągnę, o co chodzi. Ech… Co ja z nimi mam?
Trudno. Pozostaje mi poczekać do wieczora. Poza tym, czy ja o czymś nie zapomniałam? Bo ich dziwne uśmieszki są aż nazbyt znaczące.
***
         Cały dzień siedziałam jak na szpilkach. Bałam się co ta zdradziecka szósteczka wymyśliłam. Znając ich albo będę skakać z radości pod sufit, albo ganiać pomysłodawców po całym zamku, z żądzą krwi w oczach. Niezależnie, na którą opcje wypadnie, będzie fajnie. Z tego i tylko tego powodu, pozwoliłam wyprowadzić się z dormitorium z ciemną przepaską na oczach.
         Można sobie wyobrazić, że schodzenie po stromych, krzywych i zakręconych schodach, za jedyną podpórkę mając Jamesa Pottera, nie było zbyt przyjemne, łatwe, czy też wygodne. Po pierwsze, przez czarną wstążkę na oczach, widziałam tylko ciemność. Oprócz tego przyrzekam, że te stopnie się ruszają, naprawdę. I nie ma to nic do rzeczy z moim brakiem koordynacji ruchowej. A po trzecie i najważniejsze, Rogacz tak blisko mnie nie był czynnikiem sprzyjającym koncentracji.
         Na szczęście jakoś udało nam się dotrzeć do Pokoju Wspólnego w jednym kawałku. Sądziłam zresztą, że to będzie właśnie nasz cel, ale nie… James oczywiście musiał mnie przepchać przez dziurę w ścianie i pociągnąć za sobą Bóg wie, gdzie.
         Niestety na moje marudzenie pt. „James, ja się zaraz potknę”, chłopak odpowiedział tylko śmiechem i wymruczanym „złapię cię”, a nie, tak wyczekiwanym przeze mnie, ściągnięciem mi przepaski z oczu. No cóż, trzeba się z tym szybko pogodzić i nie zabić się podczas biegu po korytarzach w nieznanym mi celu.
***
         W końcu! Nie wiem, gdzie dotarliśmy (za dużo zakrętów), ale przestaliśmy biegać jak cholerne chomiki w kółku i zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które James z wielką powagą właśnie otwierał.
- Mogę już to zdjąć? – spytałam z niewielką nadzieją.
- Opaskę na oczy? Jasne. Nie krępuj się.
         I to mi się podoba, wreszcie jakiś pozytyw. Szybko zdjęłam zresztą z głowy ten kawałek materiału i spopieliłam go prędko zaklęciem, zanim Rogacz zmieni zdanie. Jak w końcu wiadomo on i Syriusz są zmienni jak pogoda. Normalnie gorzej niż Dorcas, ja i Ann razem wzięte.
         James potem gestem zaprosił mnie do środka pomieszczenia przed nami, a gdy nie wykonałam żadnego ruchu, bezceremonialnie wepchnął mnie przez drzwi do wnętrza, jak się okazało, Pokoju Życzeń.
         Zamrugałam. Raz, drugi, trzeci. Nic się nie zmieniło. Czy ja o czymś nie zapomniałam?
- Wszystkiego najlepszego, Lily!
         No właśnie. O tym. Wiedziałam, od rana coś mi chodziło po głowie. Nie sądziłam jednak, że zapomniałam o własnych, siedemnastych trzeba dodać, urodzinach!
- Co? Zapomniałaś? – spytał Syriusz ze śmiechem, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Aha – odparłam kiwając lekko głową.
         W tym samym czasie przyjrzałam się dokładniej wystrojowi wnętrza. Pokój wydawał się znacznie większy niż zwykle, nie ma to jak magia, a jego ściany były ciemnobordowe. W pobliżu ścian stały niewielkie stoliki udekorowane złotymi obrusami i krzesła z ciemnobrązowego drewna. Światła oświetlające pomieszczenie ciągle zmieniały swój kolor, nadając przyjemną atmosferę zabawy i rozrywki. Podsumowując pięknie urządzona komnata, w sam raz na imprezę Gryfonki.
- Jesteśmy genialnie, nie? – spytał Syriusz, łapiąc w jednym z zawieszonych na ścianie luster, moje zadowolone spojrzenie.
- Och, ta skromność, Łapo.
- A co, fałszywie skromnym być nie można – odparł chłopak z bezczelnym uśmiechem, po czym krzyknął – Hej wszyscy, solenizantka jest, można tańczyć.
***
         Muzyka bębniła mi w uszach, przed oczami migały mi twarze przyjaciół i znajomych. Kolor mojej wizji też nieustannie się zmieniał, od czerwonego, przez fioletowy, zielony, złoty i srebrny, aż po granatowy i tak cały czas. Słyszałam śmiech, radosne krzyki i szum cichych rozmów. Raz po raz unosiłam ręce do góry i kręciłam się z pełnym szczęścia chichotem w rytm dźwięków otaczających mnie ze wszystkich stron. Moje nogi same poruszały się zgodnie z taktem, ciągnąc mnie w słodkie szaleństwo wirujących ciał, cudowny chaos kolorów i dźwięków. Wszystko wokół było takie jasne, piękne i wspaniałe. Nie mogłam znaleźć żadnej wady w moim otoczeniu. Ta chwila, ten moment to coś, co chcę zapamiętać już na zawsze i nie wiem, czy dzień mógłby stać się lepszy.
         Wtem muzyka się zmieniła, stała się wolniejsza, słodsza, bardziej nostalgiczna. Zatrzymałam się zdezorientowana, łapiąc oddech, gdy nagle moje ramiona zostały złapane w silnym, męskim uścisku. Uniosłam głowę i ujrzałam uśmiechniętą twarz Jamesa Pottera. Chłopak delikatnie złapał moje ręce i położył je sobie na ramionach, po czym objął mnie zaborczo w talii. Chwilę później razem wirowaliśmy w tańcu. Nigdy nie uważałam się za świetną tancerkę, ale kiedy patrzyłam w oczy stojącego przede mną czarodzieja, moje ciało zdawało się doskonale wiedzieć, co ma robić, a ja mogłam się całkowicie zatracić w spojrzeniu kogoś, kogo kochałam. Tak kochałam, uświadomiłam sobie zerkając ponownie w brązowe tęczówki chłopaka i delikatnie zmieniając ułożenie swoich rąk przyciągnęłam ukochanego do namiętnego pocałunku.

*histeria po łacinie, przynajmniej wg google translatora;)

9 komentarzy:

  1. PIERWSZA, ale mam radohe! Rozdział fajny, tyle radości i w ogóle. Też gadam do siebie i jest śmiesznie jak to ktoś usłyszy. :D Czekam na następny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że Lily wysłała Sevowi prezent. Przynajmniej się przekonała, że chłopak naprawdę żałuje :)
    Biedna Ann haha ;) Brak zdolności w kierunku eliksirów to za mało powiedziane ;)
    Achhhh.... Uwielbiam rozważania Łapy na temat skromności :)
    I jak Lily mogła zapomnieć o własnych urodzinach? :O Dobrze, że przyjaciele pamiętali :)
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Supeer ;* swietny rozdxial ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super .
    Końcówka najbardziej mi się podobała .
    Lili już na 100% wie ,że kocha James 'a .
    Biedny Sev ,ale już czasu nie cofnie .

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award :) Więcej na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej podobała mi się wstawka o urodzinach Severusa. Żal mi chłopaka. To kochane, że Lily wysłała mu życzenia :)
    Pozdrawiam, życzę weny :)
    dot

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaa cudocudocudo!!!!
    Koniec najlepszy ;)))
    Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń