Przepraszam
za to opóźnienie. W weekend tata miał imieniny, a moja siostra wyjeżdżała na
obóz. W poniedziałek spotykałam się z przyjaciółkami, dzień przed ich wyjazdem.
Za to wczoraj, kiedy już miałam zamiar kończyć rozdział, zadzwoniła moja
siostra z obozu, z płaczem. Znaczy, to się zdarza, jest jeszcze mała i bardziej
bojaźliwa, ale zawsze psuje to trochę humor i odbiera wenę i chęć do pisania
radosnych rzeczy. A ten rozdział miał właśnie taki być. Lekki i przyjemny;)
Scena
z naszą kochaną parką się pojawia tutaj, pod koniec. To tak dla tych co mi
narzekali, że za mało.
To z
tych ważnych spraw, teraz trochę sobie pogadam, kto nie chce tego czytać,
przejdźcie do rozdziału od razu, miłego czytania, ale muszę sobie trochę
poględzić. Po pierwsze zaczęłam znowu chodzić do kina. W czerwcu byłam na: „Jak
wytresować smoka 2”, „X-Menach”, „Transformersach”(dziwny filmy i długi, jakby ucięli
sceny spowolnionego ruchu byłby o połowę krótszy, ale z koleżankami nawet
fajnie się oglądało) o, i na „Maleficent”, „Czarownicy” znaczy(dalej nie przyjęłam
polskiego tłumaczenia do głowy, bo gdzie tu sens i logika? Poza tym Diabolina?
Od kiedy się zmienia imiona postaci? Choć słyszałam, że wzięli z bajki, nie
wiem, dawno ją czytałam.). Czyli jakby nie patrzeć całkiem sporo filmów. I
fandom Marvela, znów mnie wciągnął, a i manga jeszcze mi nie dała spokoju, więc
trudno trochę nimi naraz operować, w szczególności, gdy pomysły ma się do
innego niż powinno, to kolejny powód opóźnienia, musiałam się przestawić. A tak
poza tym, to farbowałam włosy, henną znaczy się. Mam teraz takie kasztanowawe
włosy, chyba, że stanę w słońcu, wtedy jestem ruda;)
W
każdym razie już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania
Asia
PS
Rozdział
72 jakoś w przyszłym tygodniu, a poinformuję jutro, bo trochę się nie wyspałam
dzisiaj i idę się położyć.
Dni mijały niczym płatki śniegu wirujące teraz wokół mnie. Nie
działo się nic niezwykłego, co patrząc na obietnicę złożoną przed Voldemorta
pierwszego stycznia było bardzo dobrym znakiem. Od tego wydarzenia minął prawie
miesiąc, a ja nadal czasami miałam wrażenie, że spokój, który ogarnął mnie i
innych czarodziejów był tylko ułudą, iluzją, która rozwieje się, gdy tylko
dokładniej się jej przyjrzymy, spróbujemy dotknąć. Postanowiłam jednak zmusić
to odczucie do pozostania gdzieś na dnie mojej podświadomości i cieszyć się
chwilą tak długo, jak tylko można.
Nasi nauczyciele zdawali się mieć podobne przekonania, bowiem nie
przykręcali nam przysłowiowej śruby i mieliśmy stosunkowo dużo czasu wolnego, z
którego z rozkoszą korzystaliśmy. Życie płynęło spokojnie, przyjemnie, ale
szybko i bezwypadkowo. Nie było też żadnych większych niespodzianek. Jedynym
punktem, nie tyle zwrotnym, co raczej bardziej istotnym był dziewiąty stycznia,
urodziny pewnego Ślizgona…
Od kiedy siadłam do stołu w Wielkiej Sali rozmyślałam nad tym, czy
dobrze postąpiłam wysyłając Severusowi życzenia urodzinowe. Ale kiedy
debatowałam nad tym wcześniej, doszłam do wniosku, że jest więcej plusów, niż
minusów. Owszem mój były przyjaciel cholernie mnie zranił i nadal byłam na
niego wściekła, nie umiałam mu jeszcze wybaczyć, ale, no właśnie, zawsze jest
jakieś ale. Przez kilka lat chłopak był mi bardzo bliski, był przy mnie zawsze,
gdy wystąpiła taka potrzeba. Nasze drogi się rozeszły, ale to nie zmaże tych
lat, które spędziliśmy ufając sobie bezgranicznie. No, więc zdecydowałam się
rano na wysłanie tej przeklętej paczki i teraz czekałam na reakcję Ślizgona,
uparcie wpatrując się w stół naprzeciwko mnie. Kiedy już byłam święcie przekonana,
że się nie doczekam, nad stołem Slytherinu pojawiła się sowa, którą dzisiaj
rano wypożyczyłam z sowiarni.
Siedziałam jak na szpilkach, naprawdę. Doszłam do wniosku, że
zaczekam na reakcję chłopaka, a potem wyjdę z sali. Dzięki temu postanowieniu
zobaczyłam, jak Severus delikatnie otwiera paczkę, po czym szybko i ukradkowo
skanuje list, otwierając szerzej oczy, widząc podpis. Chwilę później Ślizgon
podniósł oczy znad kartki, spojrzał prosto na mnie i uśmiechając się szeroko
skinął głową w podziękowaniu.
Mogłoby się wydawać, że to tylko gest wykonany na odczepnego, ale
znałam chłopaka na tyle długo, żeby wiedzieć, że, jak na niego, jest to spory
znak. Poza tym jego oczy powiedziały mi to, czego nie mogła mimika, czyli ciche
„dziękuję” i „przepraszam”. Zauważyłam też, że chłopak zrozumiał przesłanie
prezentu ode mnie, brzmiące „dalej jestem zła, ale kiedyś mi przejdzie, wtedy
się spotkamy”. Najwidoczniej ta obietnica przyszłego przebaczenia wystarczyła,
żeby przywołać uśmiech na jego twarz.
Chyba można zrozumieć moje postępowanie, prawda? Boże, znowu gadam
do siebie, to nie jest normalne. Ale co poradzić? Normalność najwyraźniej nie
jest mi pisana. Jakoś muszę to przeżyć. A jeszcze gorzej jest, kiedy każą mi
się teleportować! Znaczy się, nawet mi to wychodzi, ale to odczucie… Brrr!
-
Lily, żyjesz tam? – wyrwała mnie z moich rozmyślań pewna blondynka.
-
Jasne, Ann, wybacz, zamyśliłam się.
-
Spoko, rozumiem. Tylko dlaczego w środku lekcji eliksirów, kiedy ja nie mam
zielonego pojęcia, co mam robić na tym przedmiocie. Mam nadzieję, że przez te
kilka minut nic nie zepsułam.
Co fakt, to fakt, Ann nie miała zdolności w tym kierunku. Z tego
powodu po SUMach, szczęśliwie zdanych na P, siadała na lekcjach ze mną, żeby
mieć ewentualną pomoc, gdyby zaszła taka potrzeba. Często zachodziła. O na
przykład dwa tygodnie temu…
Zostawiam Ann samą tylko na chwilę, dosłownie chwilunię. Poszłam
tylko do szafy po dalsze składniki do mojego wywaru i co? I prawie nadszedł
koniec świata. Żartuję. Ale było blisko. W każdym razie, gdy wróciłam do naszej
ławki, moim oczom ukazał się czerwony kolor we wnętrzu kociołka. Barwa, którą
łączyć można tylko z eliksirem Concitatio*, bliskim wybuchu. A następstwa
wspomnianego wydarzenia byłyby tragiczne w skutkach dla całej szkoły. Cóż,
jakby to ująć, eksplozja była normalna, to stadium przygotowywania tej
mnikstury, jednak zazwyczaj przeprowadza się ją w sterylnych warunkach, w
szczelnie zamkniętym laboratorium. Owszem, eliksir ten nie jest szkodliwy, on
tylko wywołuje masową panikę i histerię, ale jest bardzo lotny i przenika przez
każdy możliwy otwór. Zastanówmy się, co stałoby się, gdyby ktoś wypuścił go w
starym, ceglanym zamku, którego ani ściany, ani okna, czy drzwi nie są
hermetycznie nieprzepuszczalne? Naprawdę wspomniana przeze mnie apokalipsa nie
jest przesadą. Na szczęście zdążyłam wrócić na czas.
-
Ann, następnym razem, jak gdzieś idę, nie tykasz się eliksirów – oznajmiłam
surowo, wrzucając ogon salamandry do kociołka i tym samym dezaktywując tragiczne
właściwości mikstury.
-
Co, dlaczego? – spytała zdziwiona dziewczyna. – Przecież wszystko szło dobrze.
-
Aha i o mało, a wywołałabyś zbiorową histerię w całym hrabstwie – żachnęłam
się, a widząc zdezorientowaną minę przyjaciółki, dodałam: - stworzyłaś eliksir
Concitatio w stanie minutę do wybuchu, Slughorn o nim mówił, pamiętasz?
Słysząc moje słowa, blondynka gwałtownie pobladła, co wyraźnie
wskazywało odpowiedź na moje pytanie.
Więc, jak widać, dziewczyna miała się czym martwić. Na szczęście
tym razem wszystko było w porządku. Dlatego też pokazałam Ann uniesiony kciuk,
na co wypuściła ona długo wstrzymywane powietrze.
-Cieszy
mnie bardzo, że nic nie sknociłam, ale resztę robisz ty.
To wywołało tylko szeroki uśmiech na mojej twarzy, mimo dodatkowej
roboty, uwielbiałam przekomarzać się z przyjaciółką.
***
Swoją drogą moi przyjaciele od rana zachowywali się dziwnie. Nie
mam zielonego pojęcia dlaczego. Od śniadania rzucają mi dziwne spojrzenia,
jakby chcieli powiedzieć „My coś wiemy, a ty nie”. W okolicach obiadu byłam już
porządnie zirytowana i postanowiłam dać upust swojej frustracji.
- Co
z wami jest, cholera jasna, nie tak? – warknęłam, widząc porozumiewawcze
uśmiechy, jakie wymienili między sobą James i Syriusz.
-
Nic, skarbie. Naprawdę – odparł Rogacz, mrugając porozumiewawczo do Łapy.
- Taa,
jasne, a to to co było? – spytałam sarkastycznie, wskazując na twarz chłopaka.
-
Ależ nic, kochanie – odpowiedział Huncwot, uśmiechając się niczym wcielenie
niewinności. Bez zdziwienia zauważyłam, że średnio mu to wyszło.
-
Aha już ci wierzę – westchnęłam, ale zostawiłam ten temat. Jeśli ta szóstka się
zgadała i postanowiła utrzymać konspirację, to za nic z nich nie wyciągnę, o co
chodzi. Ech… Co ja z nimi mam?
Trudno. Pozostaje mi poczekać do wieczora. Poza tym, czy ja o czymś
nie zapomniałam? Bo ich dziwne uśmieszki są aż nazbyt znaczące.
***
Cały dzień siedziałam jak na szpilkach.
Bałam się co ta zdradziecka szósteczka wymyśliłam. Znając ich albo będę skakać
z radości pod sufit, albo ganiać pomysłodawców po całym zamku, z żądzą krwi w
oczach. Niezależnie, na którą opcje wypadnie, będzie fajnie. Z tego i tylko
tego powodu, pozwoliłam wyprowadzić się z dormitorium z ciemną przepaską na
oczach.
Można sobie wyobrazić, że schodzenie po
stromych, krzywych i zakręconych schodach, za jedyną podpórkę mając Jamesa
Pottera, nie było zbyt przyjemne, łatwe, czy też wygodne. Po pierwsze, przez
czarną wstążkę na oczach, widziałam tylko ciemność. Oprócz tego przyrzekam, że
te stopnie się ruszają, naprawdę. I nie ma to nic do rzeczy z moim brakiem koordynacji
ruchowej. A po trzecie i najważniejsze, Rogacz tak blisko mnie nie był czynnikiem
sprzyjającym koncentracji.
Na szczęście jakoś udało nam się
dotrzeć do Pokoju Wspólnego w jednym kawałku. Sądziłam zresztą, że to będzie
właśnie nasz cel, ale nie… James oczywiście musiał mnie przepchać przez dziurę
w ścianie i pociągnąć za sobą Bóg wie, gdzie.
Niestety na moje marudzenie pt. „James,
ja się zaraz potknę”, chłopak odpowiedział tylko śmiechem i wymruczanym „złapię
cię”, a nie, tak wyczekiwanym przeze mnie, ściągnięciem mi przepaski z oczu. No
cóż, trzeba się z tym szybko pogodzić i nie zabić się podczas biegu po korytarzach
w nieznanym mi celu.
***
W końcu! Nie wiem, gdzie dotarliśmy (za
dużo zakrętów), ale przestaliśmy biegać jak cholerne chomiki w kółku i
zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które James z wielką powagą właśnie otwierał.
-
Mogę już to zdjąć? – spytałam z niewielką nadzieją.
-
Opaskę na oczy? Jasne. Nie krępuj się.
I to mi się podoba, wreszcie jakiś
pozytyw. Szybko zdjęłam zresztą z głowy ten kawałek materiału i spopieliłam go
prędko zaklęciem, zanim Rogacz zmieni zdanie. Jak w końcu wiadomo on i Syriusz
są zmienni jak pogoda. Normalnie gorzej niż Dorcas, ja i Ann razem wzięte.
James potem gestem zaprosił mnie do
środka pomieszczenia przed nami, a gdy nie wykonałam żadnego ruchu, bezceremonialnie
wepchnął mnie przez drzwi do wnętrza, jak się okazało, Pokoju Życzeń.
Zamrugałam. Raz, drugi, trzeci. Nic się
nie zmieniło. Czy ja o czymś nie zapomniałam?
-
Wszystkiego najlepszego, Lily!
No właśnie. O tym. Wiedziałam, od rana
coś mi chodziło po głowie. Nie sądziłam jednak, że zapomniałam o własnych,
siedemnastych trzeba dodać, urodzinach!
-
Co? Zapomniałaś? – spytał Syriusz ze śmiechem, widząc moją zdezorientowaną
minę.
-
Aha – odparłam kiwając lekko głową.
W tym samym czasie przyjrzałam się
dokładniej wystrojowi wnętrza. Pokój wydawał się znacznie większy niż zwykle,
nie ma to jak magia, a jego ściany były ciemnobordowe. W pobliżu ścian stały niewielkie
stoliki udekorowane złotymi obrusami i krzesła z ciemnobrązowego drewna.
Światła oświetlające pomieszczenie ciągle zmieniały swój kolor, nadając
przyjemną atmosferę zabawy i rozrywki. Podsumowując pięknie urządzona komnata,
w sam raz na imprezę Gryfonki.
- Jesteśmy
genialnie, nie? – spytał Syriusz, łapiąc w jednym z zawieszonych na ścianie
luster, moje zadowolone spojrzenie.
-
Och, ta skromność, Łapo.
- A
co, fałszywie skromnym być nie można – odparł chłopak z bezczelnym uśmiechem,
po czym krzyknął – Hej wszyscy, solenizantka jest, można tańczyć.
***
Muzyka bębniła mi w uszach, przed
oczami migały mi twarze przyjaciół i znajomych. Kolor mojej wizji też
nieustannie się zmieniał, od czerwonego, przez fioletowy, zielony, złoty i
srebrny, aż po granatowy i tak cały czas. Słyszałam śmiech, radosne krzyki i
szum cichych rozmów. Raz po raz unosiłam ręce do góry i kręciłam się z pełnym
szczęścia chichotem w rytm dźwięków otaczających mnie ze wszystkich stron. Moje
nogi same poruszały się zgodnie z taktem, ciągnąc mnie w słodkie szaleństwo
wirujących ciał, cudowny chaos kolorów i dźwięków. Wszystko wokół było takie
jasne, piękne i wspaniałe. Nie mogłam znaleźć żadnej wady w moim otoczeniu. Ta
chwila, ten moment to coś, co chcę zapamiętać już na zawsze i nie wiem, czy
dzień mógłby stać się lepszy.
Wtem muzyka się zmieniła, stała się
wolniejsza, słodsza, bardziej nostalgiczna. Zatrzymałam się zdezorientowana,
łapiąc oddech, gdy nagle moje ramiona zostały złapane w silnym, męskim uścisku.
Uniosłam głowę i ujrzałam uśmiechniętą twarz Jamesa Pottera. Chłopak delikatnie
złapał moje ręce i położył je sobie na ramionach, po czym objął mnie zaborczo w
talii. Chwilę później razem wirowaliśmy w tańcu. Nigdy nie uważałam się za
świetną tancerkę, ale kiedy patrzyłam w oczy stojącego przede mną czarodzieja,
moje ciało zdawało się doskonale wiedzieć, co ma robić, a ja mogłam się
całkowicie zatracić w spojrzeniu kogoś, kogo kochałam. Tak kochałam,
uświadomiłam sobie zerkając ponownie w brązowe tęczówki chłopaka i delikatnie
zmieniając ułożenie swoich rąk przyciągnęłam ukochanego do namiętnego
pocałunku.
*histeria
po łacinie, przynajmniej wg google translatora;)
PIERWSZA, ale mam radohe! Rozdział fajny, tyle radości i w ogóle. Też gadam do siebie i jest śmiesznie jak to ktoś usłyszy. :D Czekam na następny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Lily wysłała Sevowi prezent. Przynajmniej się przekonała, że chłopak naprawdę żałuje :)
OdpowiedzUsuńBiedna Ann haha ;) Brak zdolności w kierunku eliksirów to za mało powiedziane ;)
Achhhh.... Uwielbiam rozważania Łapy na temat skromności :)
I jak Lily mogła zapomnieć o własnych urodzinach? :O Dobrze, że przyjaciele pamiętali :)
Czekam na nn <3
Supeer ;* swietny rozdxial ;)
OdpowiedzUsuńRozdział super .
OdpowiedzUsuńKońcówka najbardziej mi się podobała .
Lili już na 100% wie ,że kocha James 'a .
Biedny Sev ,ale już czasu nie cofnie .
Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award :) Więcej na moim blogu.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobała mi się wstawka o urodzinach Severusa. Żal mi chłopaka. To kochane, że Lily wysłała mu życzenia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny :)
dot
kiedy następna notka?
OdpowiedzUsuńDzisiaj wieczorem albo jutro.
UsuńAaaa cudocudocudo!!!!
OdpowiedzUsuńKoniec najlepszy ;)))
Czekam na nastepny