piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 35 "Powrót do domu"



            Razem z Dave’em i jego przyjaciółmi wsiadłam do pociągu. Tam szybko znaleźliśmy wolny przedział. Usiadłam obok mojego chłopaka i oparłam się o jego pierś.
— Lily... – powiedział cicho Max – O co chodzi Potterowi?
— Szczerze to ja nie wiem. Najpierw wszystko było ok. Nawet zaczynałam go lubić. – Gdy tylko to powiedziałam, usłyszałam ciche „Uuu, Dave powinieneś być zazdrosny”, a po chwili jeszcze „Au, kretynie, to bolało” wypowiedziane tym samym głosem. Nie zważając na to kontynuowałam. – A potem nagle z dnia na dzień zaczął się zachowywać jak palant, czyli ogólnie tak jak wcześniej, a nawet gorzej.
— Jak dla mnie Lil, to jest po prostu zazdrosny. – skwitował Roger.
— Niby o co? – spytałam sceptycznie. O ciebie, idiotko. Siedź cicho, ja rozmawiam.
— O ciebie Lil, o ciebie. – odpowiedział Scott. A nie mówiłam?
— Dlaczego niby miałby być o mnie zazdrosny? Przecież podobno mu przeszło.
— Najwidoczniej nie. – stwierdził Chris. – Widzisz Ruda, on chce cię mieć. Jesteś dla niego jak nigdy niezdobyte trofeum. Może mieć każdą, ale nie ciebie. Działasz mu na ambicje i tyle moja droga.
—  Żadna „moja droga” przyjacielu. Lil jest moją dziewczyną. – zdenerwował się Dave.
—  Spoko stary. Po prostu taki zwrot, nie próbuję ci laski odbić, ani nic. Lil, chyba się nie obraziłaś?
— Jasne, że nie. Dave jest po prostu ciapkę przewrażliwiony na moim punkcie. – W tym momencie Chook posłał mi wściekłe spojrzenie. – Nie irytuj się kotku, nie miałam nic złego na myśli. – Odwróciłam się do chłopaka i pocałowałam go w policzek, aby go udobruchać.
— Wybaczam ci czarownico jedna, ale następnym razem nie przekonasz mnie tak łatwo.
                        Słysząc jego oświadczenie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Max stwierdził ironicznie „Jasne, jasne”. Po chwili do ogólnej radości dołączył także Dave. Żadne z nas nie mogło się opanować. Co ktoś przestawał się śmiać, to znowu nim wybuchał, gdy tylko spojrzał na jedną z pozostałych rozchichotanych osób. Ucichliśmy dopiero po kilku minutach, gdy nie mieliśmy już dłużej sił na śmiech.
            Podniosłam się z siedzenia, trzymając się za brzuch, po czy wyszłam z przedziału, oznajmiając chłopakom:
— Idę się przejść. Wracam za kilkanaście minut.
            Idąc korytarzem nadal się uśmiechałam. Nie ma co, z nimi nigdy nie będzie nudno. Doszłam do końca wagonu, po czym zawróciłam. Sama już nie wiem, po co poszłam na ten spacer. Skleroza w tak młodym wieku? To co będzie na starość. To może mnie oświeć i powiedz mi, co chciałam zrobić. Chciałaś zobaczyć, jak dziewczynom idzie „przemawianie do rozumu temu kretynowi.” Serio? To był cytat. Czy z tobą na pewno jest wszystko w porządku? A co martwisz się o mnie? O siebie. Nie zapominaj, że co ty to i ja. Super, ale serio tak mówiłam? Nie nabijasz się ze mnie? Nie nabijam. Nie mówiłaś, ale myślałaś, taki szczególik. Aha. A teraz cicho. Potrzebuję chwili samotności.
            Czy ja naprawdę mogłam zapomnieć o czymś, co wydarzyło się przed chwilą? Oby nie. Może to tylko chwilowe. Oby to nie był jeden ze skutków ubocznych tamtego wypadku.



            Na szczęście moja amnezja już minęła. Pamiętałam dokładnie całe swoje życie. Swoich znajomych, przyjaciół, wrogów, naukę i w ogóle wszystko. Tylko to wnerwiające sumienie. Może da mi ono kiedyś spokój. Nie ma szans. Spadaj. Niby dlaczego? Co cię nie lubię. Ej! Nie bądź wredna. Bo co?
            Moją dysputę z samą sobą przerwało pojawienie się pielęgniarki. Podeszła do mnie i spytała:
— Czy już wszystko dobrze panno Evans?
— Tak pani Pomfrey. Pamięć mi wróciła i czuję się dobrze.
— Czy poza chwilową amnezją zauważyłaś u siebie jakieś nietypowe objawy.
— Nie. – O „sumieniu” wolałam nie wspominać. Jeszcze uznałaby mnie za wariatkę.
— To dobrze. Jednak Lily, jak pewnie wiesz podaliśmy ci odtrutkę na zatrucie Kaustisch Ätzgifte, ale eliksir ten może powodować wiele skutków ubocznych.
— Jakich? – zapytałam kobietę przerażonym głosem.
— Są to: krótkotrwała amnezja, lekkie zmiany osobowości, które ustępują w ciągu kilku tygodni lub miesięcy, nazbyt emocjonalne reakcje, utrata pamięci krótkotrwałej, irracjonalne zachowanie, koszmary, częste bóle głowy, nudności, bezsenność i coś określane mianem „wkurzającego głosiku w głowie”. Zazwyczaj wszystkie objawy znikają po dwóch lub trzech miesiącach. Za najpoważniejsze uznawane są utraty pamięci, zmiany osobowości, irracjonalne zachowania, bo wszystkie wskazują na to, że antidotum zostało podane późno i mózg został uszkodzony. Gdybyś zauważyła któreś z nich u siebie to zgłoś się do mnie. – poleciła mi Pomfrey.
— A co z resztą objawów?
— W razie nudności, bezsenności, czy bólów głowy przyjdź do mnie po odpowiedni eliksir, koszmary i emocjonalne reakcje znikną same, a głosik w głowie zignoruj, sam zniknie po kilku miesiącach.
— Aha. Dziękuję pani.
            Pielęgniarka wyszła. A ja byłam wniebowzięta, że jednak nie jestem szalona. Co prawda reszta skutków ubocznych mnie trochę przeraża, ale może nie wystąpią.



            Jeśli to się kiedykolwiek powtórzy to zgłoszę się do Pomfrey. Ale prawdopodobnie spowodowało to po prostu zmęczenie, w końcu nie spałam wczoraj zbyt dobrze.
            Ruszyłam w kierunku przedziału, w którym siedziałam z Dave’em. Po drodze minęłam przedział Huncwotów. Co dziwne nie było w nim Pottera. Ann i Dorcas nadal siedziały u chłopaków, więc mi pomachały, tak samo zresztą jak Remus i Black. Peter z kolei jadł i mnie nie zauważył. Odmachałam i poszłam przed siebie. Niestety nie spojrzałam w tamtą stronę i wpadłam na kogoś. Aby złapać równowagę oprałam się o ścianę. Po kilku sekundach usłyszałam wściekły głos:
— Ślepa jesteś Evans, czy nie umiesz chodzić?
— Ani jedno, ani drugie Potter. Nie zauważyłam cię. Przepraszam. – odpowiedziałam nie dając się ponieść emocjom. Miałam go, co prawda, ignorować, ale przeprosić wypadało.
— Jasne. Wielka panna Evans jest tak zajęta szpiegowaniem moich przyjaciół, że nie zwraca uwagi na nic wokoło, czy po prostu uznałaś, że taka drobnostka jak świat zewnętrzny nie jest warta twojej uwagi?
— O co ci chodzi Potter? Jaki ty masz problem? – zapytałam wkurzona. Kit z ignorowaniem go, to jest niemożliwe. On jest zbyt irytujący.
— Ja nie mam żadnego. Za to ty masz najwidoczniej sama ze sobą. – Chyba ujrzał moją zdezorientowaną minę, bo kontynuował. – Co Evans, nie wiesz, o czym mówię? A myślałem, że wiesz wszystko. Chodzi mi o to, że jesteś z Chookiem, a jednocześnie dajesz mi nadzieję na to, że kiedyś będziesz ze mną, tylko po to, aby za chwilę podeptać moje marzenia. Nie graj cholernej Femme Fatale Evans. A przynajmniej nie ze mną. Na mnie już nie działają te twoje sztuczki wiedźmo. – Powie mi ktoś, o co mu chodzi? Ja mu daję nadzieję, niby kiedy?
— Kiedy ci niby pokazałam, że coś między nami było? Co Potter?
— Jak zerwałem z Monic, a ty byłaś taka milutka, a potem mi jeszcze pomagałaś się pozbierać, kokietowałaś mnie. Jesteś dwulicową, nic nie wartą suką Evans. I tyle. – To zabolało. Naprawdę.
— Nie kokietowałam cię Potter. Nawet nie potrafię tego robić. Po prostu wtedy byliśmy w dobrych stosunkach i nie chciałam, żebyś cierpiał.
— Pieprzysz Evans. Nie pleć bzdur.
 — Ja plotę bzdury? Posłuchaj siebie Potter. Och… To przecież nie możliwe. Jaśnie pan jestem – świetnym –graczem –w – Quidditcha – i – kobiety – mnie – kochają Potter nie jest w stanie spojrzeć na siebie obiektywnie! – wrzasnęłam. Słysząc moje słowa, chłopak spojrzał na mnie z taką furią, że zaczęłam się go bać.
— Evans…— wysyczał głosem tak lodowatym, że mógłby zmrozić piekło. – To, że ty taka jesteś, nie znaczy, że ja też. Poza tym nie masz nic do powiedzenie. Takim jak ty powinno się odbierać prawo głosu.
— Takim jak ja? O czym ty mówisz Potter?
— Tak Evans, takim jak ty. Bo ty jesteś po prostu szlamowatą suką. Ciekawe kiedy Chook przejrzy na oczy i rzuci cię dla innej? – warknął Potter, po czym obrócił się na pięcie.
            Jego ostatnie słowa mnie sparaliżowały. Dosłownie. Jego wcześniejsze obelgi tylko mnie rozwścieczały i wywoływały falę bólu, bo przecież kiedyś było inaczej. Ale to co powiedział przed chwilą, nie wywołało we mnie gniewu. To mnie zabolało tak bardzo, że ledwo stałam na nogach. Przecież on kiedyś bronił mnie przed takimi wyzwiskami. James Potter nawet w stanie lodowatej furii nigdy nie nazwał mnie szlamą. Nigdy. I nie sądziłam, że kiedykolwiek to zrobi. Przecież on nie popiera idei czystości krwi. Prawda. Więc po co to powiedział? Chciał ci dopiec.
            Możliwe, ale powoli do mnie zaczyna docierać, za kogo on mnie uważa. W głowie co i rusz przebrzmiewają mi jego pełne jadu słowa. Po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza, po chwili następna i jeszcze następna. Po chwili nie mogłam już opanować wstrząsającego mną szlochu. Po jakimś czasie usłyszałam kobiecy głos:
— Lily! O Merlinie Lily co się stało?
            Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc tylko pokręciłam głową. Łzy zamazywały mi obraz i nie mogłam rozpoznać twarzy tej dziewczyny. Może to była Dorcas lub Ann. Poczułam, jak dziewczyna pomaga mi wstać i ciągnie mnie gdzieś. Nie opierałam się. Po chwili otworzyła drzwi jakiegoś przedziału i wciągnęła mnie do środka, po czym sama tam weszła.
            Usłyszałam, jak ludzie siedzący w przedziale wciągają głośno powietrze i jak ktoś zrywa się ze swojego miejsca i mocno mnie obejmuje. Uczepiłam się koszulki chłopaka i zaczęłam szlochać w jego ramię. Po chwili mężczyzna zaczął szeptać:
— Lily, Lily, wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę, aby coś ci się stało, a ten, kto cię skrzywdził poniesie karę. Nikt nie powinien ranić jakiejkolwiek dziewczyny, a już w szczególności mojej.
            Później już nic nie mówił, za co byłam mu wdzięczna. On tylko przytulał mnie do siebie i głaskał po włosach. Po kilkunastu minutach zaczęłam się uspokajać, a po kolejnych paru już całkiem przestałam płakać. Wtedy Dave odsunął mnie od siebie i otarł kciukiem łzy z moich policzków. Pogłaskał mnie jeszcze raz po głowie, po czym zapytał łagodnie:
— Jesteś w stanie opowiedzieć nam, co się stało?
— Chyba tak. – odpowiedziałam, zauważając, że w przedziale oprócz mnie, mojego chłopaka i jego przyjaciół były także moje przyjaciółki, które wpatrywały się we mnie z troską.
— Na pewno? – spytała cicho Ann.
— Tak. Może wtedy poczuje się lepiej. Otóż… — streściłam im całe wydarzenie. Podczas tej opowieści głos zadrżał mi parę razy, ale gdy skończyłam, poczułam się lepiej.
            Przez chwilę wszyscy byli sparaliżowani. Spojrzałam na Dave’a. Jego wzrok ciskał błyskawice. Podeszłam do chłopaka i gestem poleciłam mu, żeby usiadł, po czym usiadłam na jego kolanach. Pierwsza odezwała się Dorcas:
— Lily, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że Potter nie dożyje jutra.
— Szczerze to mnie to nie obchodzi. Od dzisiaj w moim życiu, myślach i wspomnieniach nie istnieje ktoś taki, jak James Potter. Możecie robić, co chcecie, to wasza decyzja.
— Słuszny wybór Lily. – stwierdził Dave.
— Em… Chook, czy mógłbyś się wstrzymać z zabijaniem Pottera do czasu powrotu do szkoły? – zapytała Ann. – Chodzi o to, że my mamy już plan zemsty na nim w trakcie świąt, a wiesz, na trupie to trochę trudno się mścić.
— Mogę. Ale pod jednym wszakże warunkiem. – Spojrzałam na chłopaka z pytaniem w oczach.
— Jakim? – spytała Ann.
— Chcę zdjęcia.
            Słysząc jego oświadczenie wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet ja. Przyjaciele spojrzeli na mnie i wszyscy uśmiechnęli się szeroko. Wtedy zrozumiałam, że nie ważne, co się stanie, oni zawsze będą przy mnie. Niezależnie od tego, czy będzie wojna, czy pokój. Oni zawsze będą mnie wspierać.
            Wtedy oni wszyscy, jakby słysząc moje myśli oznajmili:
— Nie martw się Lily. Nigdy cię nie opuścimy.
            Uśmiechnęłam się do nich szeroko, wiedząc, że mówią szczerą prawdę. Po chwili Ann i Dorcas podniosły się ze swoich miejsc, oznajmiając:
— Idziemy do Huncwotów.
            Reszta podróży upłynęła nam w całkiem miłej atmosferze. Mniej więcej godzinę po wyjściu moich przyjaciółek dotarliśmy na dworzec Kings Cross. Dave wyniósł mój kufer na zewnątrz, po czym przytulił mnie mocno i pocałował, a po chwili wyszeptał:
— Do zobaczenia po świętach, kochanie.
— Do zobaczenia, Dave.
            Pomachałam jeszcze chłopakowi na pożegnanie, po czym poszłam pożegnać się z Ann i Dorcas. Wyściskałam przyjaciółki mocno i życzyłam im wesołych świąt. Potem podeszłam do stojących niedaleko rodziców. Mama przytuliła mnie mocno, po cym powiedziała:
— Wypiękniałaś córeczko. Powiedz mi, kto za tym stoi? — zapytała puszczając do mnie oczko.
— Właśnie Lily, powiedz, bo będę musiał poważnie porozmawiać z tym chłopakiem.
            Słysząc oświadczenie taty, tylko się roześmiałam i przytuliłam go mocno. Gdy odsunęłam się od niego oznajmiłam:
— Nawet nie wiecie, jak ja za wami tęskniłam.
— My za tobą też Lily, ale nie rób nam więcej takich niespodzianek, jak ten twój wypadek. — Mama pogroziła mi palcem.
— Przecież to nie było specjalnie. Byłyśmy w Zakazanym Lesie na szlabanie i wilkołak mnie zaatakował. — Gdy to powiedziałam rodzice wciągnęli głośno powietrze. — Nic mi nie zrobił. Po prostu miałam pecha i wpadłam na trującą roślinę. Ale uzdrowiciele mnie wyleczyli i nic mi nie jest. — dodałam, aby ich uspokoić.
— Wiemy. Twój dyrektor do nas pisał, ale postaraj się więcej nie wpadać pod szpony wilkołaka, albo pod trujące eliksiry w tym roku szkolnym. — poprosił tata.
— Jasne, że się postaram. — odpowiedziałam.
            Całą trójką poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. W drodze opowiedziałam rodzicom o wszystkim, co się działo podczas tych kilku miesięcy. Znaczy się prawie o wszystkim, bo trochę skróciłam sprawę z Potterem.
            Po około godzinie podjechaliśmy pod dom. Tam od razu poszłam do swojego pokoju, po drodze rzucając krótkie cześć siostrze. Gdy weszłam do pomieszczenia od razu wyjęłam z kufra prezenty gwiazdkowe i zaczęłam je pakować, żeby potem jak zwykle nie robić tego na ostatnią chwilę.
            Byłam właśnie w trakcie pakowania prezentu dla Dorcas, gdy przerwało mi pukanie do okna. Gdy tylko je otworzyłam wleciała przez nie sowa należąca do Remusa. Upuściła ona list na moją poduszkę, po czym odleciała. Podniosłam pergamin z łóżka i zaczęłam czytać.

Droga Lily!
Niedawno dowiedziałem się, co zrobił James. Nie ma słów, które mogłyby wyrazić, jak bardzo jest mi przykro. Podejrzewam, że chciałabyś znać powody jego zachowania. Niestety niedane jest mi wiedzieć, o co chodzi mu tym razem. Jednak sądzę, że po prostu zazdrości Twojemu chłopakowi i dlatego wyżywa się na Tobie.
Nie wiem, czy w czymś Ci to pomoże, ale zapewniam Cię, że razem z dziewczynami nie dopuścimy, aby do się powtórzyło.
Mam nadzieję, że nie uwierzyłaś w nic, co James Ci powiedział, bo to są wierutne bzdury moja droga przyjaciółko.
Na koniec życzę Ci wesołych świąt.
Trzymaj się ciepło
Remus

            Szczerze mówiąc, to ten krótki list bardzo mnie ucieszył. Dzięki niemu wiedziałam bowiem, że pomimo mojej kłótni z Potterem nadal mogę liczyć na wsparcie i zrozumienie Remusa. Zdecydowałam, że podziękowanie za ten list wyślę mu jutro, razem z prezentem gwiazdkowym
            Ale wiadomość od Remusa mnie nie zaskoczyła. Znam go przecież doskonale i wiem, że nie porzuciłby przyjaźni ze mną, tylko dlatego, że poważnie pokłóciłam się z Jamesem. Także to mnie nie zaskoczyło. Jednak w prawdziwe zdumienie wprawiła mnie czarna sowa, która wleciała przez nie zamknięte okno i upuściła mi list prosto do rąk.
            Lekko drżącymi rękoma otworzyłam kopertę, po czym zaczęłam czytać.

Cześć Lily!
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego zdecydowałem się do Ciebie napisać. Otóż pomimo tego, że mojej i Jamesa kłótni z Smar wybacz ze Snapem nie żałuję ani trochę, to musisz wiedzieć, że nie pochwalam zachowania Jamesa. Ani tego, jakimi inwektywami Cię obdarzył. Wiesz przecież doskonale, że ani trochę nie popieram idei czystości krwi. Nie mam też pojęcia, co Rogacza napadło. Także Ruda olej to, co Ci powiedział, trzymaj się.

Syriusz
PS
Wesołych świąt.


            Ten list naprawdę mnie zaskoczył. Jednak bardzo pozytywnie. Może jednak Dorcas ma większy wpływ na Blacka, niż sądziłam?



8 komentarzy:

  1. Nie wiem nawet czy zauważysz moje komentarze ale napiszę . Twój blog jest fantastyczny ! masz extra pomysł a na dodatek masz wielki talent do pisania ! Bardzo rzadko spotykam blogi o Lily i Huncwotach które mnie naprawdę zaciekawią . A twój on jest extra i kocham twój blog <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważam :D Co prawda po czasie, ale zawsze. I bardzo mi miło :D

      Usuń
  2. Jasne że Lily jest biedna, ale nie stawiaj cały czas Jamesa w złym świetle. Masz fajny blog - pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę dziwne że James nazwał Lily szlamowata skoro kiedyś będą razem no ale to twoje opowiadanie. Poza tym spoko. Rogata

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej weź nie rób z Rogacza takiego sukinsyna cały czas hehe... :D Opowiadanie ciekawe. ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz James przegiął!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę zgodzić się z osobą która napisała 3 komentarz. Snape'owi nie wybaczyła nigdy gdy ją tak nazwał a Potter... Zostawię to bez komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  7. -Tak Evans, takim jak ty. Bo ty jesteś po prostu szlamowatą suką. Ciekawe kiedy Chook przejrzy na oczy i rzuci cię dla innej? – warknął Potter, po czym obrócił się na pięcie. ~ James

    Zabije cie ty durniu skończony!
    Żebyś wiedział że Lily zaczęa coś do ciebie czuć!
    PS: Wydaje mi się że to jednak nie jest James

    OdpowiedzUsuń