PERSPEKTYWA TRZECIOOSOBOWA (w tym
rozdziale, to będą się te perspektywy zmieniać, bo tak mi to wszystko łatwiej
ukazać)
Remus z wielkim trudem wyciągnął Syriusza z dormitorium. Dlaczego? Dobre
pytanie. Otóż niejaki James Potter nic sobie nie robił z tego, jak skrzywdził
ich wspólną przyjaciółkę – Lily Evans. Jest to tym dziwniejsze, że uganiał się
za nią przez kilka ostatnich lat. Ale wracając do Lunatyka i Łapy, ci dwaj
panowie kombinują, bowiem, jak sprawić, by ich przyjaciel przejrzał na oczy i
przeprosił Lilkę. Podejrzewam, że będzie to trudne zadanie. Ale posłuchajmy, o
czym to oni rozmawiają.
–Remus, słuchaj ja go normalnie
uduszę gołymi rękoma.
–Cóż, Syriusz lepiej w rękawiczkach,
nie zostawisz odcisków palców. Ale tak na serio, to nie lepiej sprawić, żeby do
niego dotarło, co narobił, a nie go od raz udusić? – Lupin, jak zwykle ukazał
łagodną i rozsądną stronę swojego charakteru, w przeciwieństwie do Blacka, on,
bowiem był delikatnie mówiąc wściekły na chłopaka, który był dla niego jak
brat.
-Może i masz rację Lunio, ale
pomyśl, Lilka była tak załamana, że zamiast zwierzyć się Ann, lub Dor, wolała
powierzyć swoje problemy kartce papieru.-powiedział Syriusz.- A tak poza tym
wiesz, że twoja dziewczyna już od incydentu na eliksirach chce zabić Jamesa? Z
tym, że ona jak przyjaciółka, alias nierodzona siostra Rudej zrobi to niezwykle
brutalnie, a ja, jako przyjaciel Rogacza, byłbym szybki. Swoją drogą nie
widziałem, że Lorens ma tak mordercze zapędy.-dodał.
-Łapa, nie sądzę, żeby Ann mówiła na
serio, chociaż znając tą gorszą stronę jej charakteru, to na pewno się jakoś
zemści, a my przecież nawet nie pokazaliśmy jej, ani Dorcas tego cholernego
listu.
-Ale chyba trzeba to zrobić.
-Masz rację Syriuszu, masz całkowitą
rację. Ale może odczekajmy z tym, chociaż trochę. Nie wiadomo, jak dziewczyny
gotowe zareagować, nie ochłonęły przecież jeszcze po ostatnim wybryku naszego
„kochanego” przyjaciela.-stwierdził cicho Remus.
-Fakt, ale nie czekajmy też zbyt
długo, bo on gotów wymyślić coś nowego. A teraz zmieniając temat, mam pewien
pomysł, jak uświadomić Jamesowi, że Lil naprawdę bardzo cierpiała.
-Zamieniam się w słuch.
-No, więc tak… Ogólnie, to wszystko
sprowadza się do jednego. Trzeba jeszcze raz wszystko Jamesowi przetłumaczyć,
ostatnim razem prawie by to do niego dotarło, gdyby nie ta cholerna Monic.
Właśnie nawiązując do dziewczyny Rogacza, to dopóki do Pottera nie dotrze, co
narobił, to trzeba ją trzymać od niego z daleka. Ona ma na niego widocznie zły
wpływ.
-Nie da się ukryć Syriuszu. Zresztą
obaj widzieliśmy, że tuż przed jej przyjściem James zrozumiał, jaką gafę
popełnił, a gdy tylko ona się pojawiła, cóż sam wiesz. Poza tym słyszałem, jak
po wydarzeniu na eliksirach de la Cruz tłumaczyła mu, gdy poczuł wyrzuty
sumienia, że wcale nie przegiął, a to wszystko naprawdę było zabawne.
-Ato su...-Syriusz urwał, widząc
spojrzenie Remusa.-Wredna baba znaczy.
-Łapa, wyrażaj się, ale rzeczywiście
masz rację. Jednak, jeśli James jest z nią szczęśliwy i chce z nią być, to ja
mu przeszkadzać nie będę, niech tylko przeprosi Lil.
-W sumie… To mam dokładnie takie
samo zdanie, ale naszym planem zajmiemy się jutro, bo dzisiaj jestem już
zmęczony. Mam nadzieję, że nasze gołąbeczki, wyniosły się z dormitorium, bo
jest już późno, a dobrze wiesz, że jak ja się nie wyśpię, to potem…
-Bez kija do ciebie nie podchodzić
stary.-dokończył Remus kiwając ze zrozumieniem głową. Syriusz tylko wyszczerzył
się radośnie, słysząc odpowiedź kumpla.
Już po chwili obaj dżentelmeni zmierzali w kierunku pokoju. Obojgu przyświecał
ten sam cel – położyć się do łóżka i zasnąć głębokim snem, żeby odpocząć po
wydarzeniach dzisiejszego dnia.
TERAZ Z PERSPEKTYWY JAMESA
Po wspaniałym wieczorze z Monic, podczas którego, wbrew pozorom, dużo czasu
spędziliśmy na rozmowie i poznawaniu się, a nie tylko na całowaniu, byłem
bardzo zadowolony. Pierwszy raz od wielu dni obudziłem się w tak doskonałym
humorze. Ta dziewczyna jest cudowna. Mam zamiar spędzić z nią cały dzisiejszy
dzień. Niestety czeka nas też kilka nudnych godzin, spędzonych na tych durnych
lekcjach. Mam przeczucie, że moi kumple coś kombinują. Dlaczego? Już wyjaśniam.
No to tak…, Od kiedy się obudzili, rzucają sobie wymowne spojrzenia, patrząc w
moją stronę, poza tym stwierdzili, że musimy poważnie porozmawiać. Ja się boję.
A jeśli chcą mi powiedzieć, że zamierzają przy pomocy kosmitów opanować świat i
skazać mnie na sprzątanie całego Hogwartu? Oby nie. Nienawidzę sprzątać, dzięki
Bogu, w domu mamy skrzata.
Dramatyzuję prawda? Nie odpowiadajcie to było pytanie retoryczne. Co się ze mną
dzieje? Mam nadzieję, że Ruda czuje się lepiej. STOP! Kolejny objaw. Miałem
zapomnieć o tej jędzy. James… Weź się kurde w garść. A swoją drogą Lily… Jasna
cholera by to wzięła. Przestań o niej myśleć. Dobra, podobała ci się przez
kilka lat, ale teraz masz Monic, nieprawdaż? I kogo ja próbuję oszukać. Nie
można się z dnia na dzień zakochać, ani tym bardziej odkochać, znienawidzić
kogoś, kogo się kochało jest jeszcze trudniej. Co nie zmienia faktu, że chcę
być z de la Cruz, bo jest…Piękną dziewczyną o figurze modelki oraz nie zmusza
mnie do zmiany charakteru. Ale chyba trochę przegiąłem z tym numerem na lekcji.
Ale z drugiej strony Monic mówiła, że wszystko było ok. A przecież Lilka już
wyszła ze Skrzydła, a Smarkerus mnie nie obchodzi. No to, czemu zżera mnie
sumienie do jasnej cholery? Dobrze, zostawmy to pytanie na później, bo Łapa i
Lunio zaczynają się na mnie dziwnie patrzeć. Zresztą nie dziwię im się. Od
piętnastu minut patrzę się bez celu w ścianę.
-Czemu się tak na mnie patrzycie?-zapytałem
z lekka zdenerwowany.
-Od tego mamy oczy Jim.
Cóż, jakby nie patrzeć Syriusz ma rację, oczy są od patrzenia, ale czemu akurat
na mnie. Coś mi się wydaje, że ta dwójka, tak dwójka, Peter poszedł na
śniadanie, coś knuje, coś co ma związek zemną. To nie wróży dobrze.
-Chodźmy wreszcie na to śniadanie,
jestem głodny.-powiedziałem cicho.-I proszę was przestańcie się porozumiewać
wzrokiem, bo zaczynam się was bać.-dodałem prędko.
Obaj tylko zachichotali. Ciekawe, co oni knują. Dowiem się, tylko nie wiem,
kiedy i tym bardziej nie jestem pewny, czy to będzie dla mnie przyjemne. Biorąc
pod uwagę, że obaj jeszcze wczoraj byli wściekli na mnie, a dzisiaj są w
szampańskim humorze i rzucają sobie wymowne uśmieszki, to raczej wątpię, bardzo
wątpię.
Ale nie będę o tym teraz myślał, mój umysł został, bowiem całkowicie
pochłonięty przez wizję pysznego śniadania, które czeka na mnie w Wielkiej
Sali. Ten jeden raz zachowam się, jak Peter i nałożę na talerz pełno jedzenia.
Jestem strasznie głodny, bo wczoraj na kolację nie zjadłem zbyt dużo. No to
wio. Idziemy jeść
Przez mój nieposkromiony apetyt, na posiłku stawiliśmy się bardzo wcześnie. Do
lekcji zostało nam jeszcze półtorej godziny. Wystarczająco czasu, żeby się
porządnie najeść. Usiadłem przy naszym stole i nałożyłem sobie na talerz całą
górę jedzenia. Lunatyk spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił głową z
dziwnym uśmiechem.
-No, co?-wymamrotałem trochę
niewyraźnie, bo usta miałem pełne tostów z dżemem.
Nie doczekałem się odpowiedzi napytanie, więc zacząłem się rozglądać po WS.
Było prawie puste, przy stole Gryfonów siedzieliśmy my i paru
pierwszoroczniaków, przy stole Krukonów było siedem osób, przy tym Ślizgonów
pięć, a przy stole Puchonów nie było nikogo. Jednak w miarę upływu czasu,
pomieszczenie zapełniało się ludźmi. Około godziny przed lekcjami pojawili się
już wszyscy nauczyciele i większość uczniów. Nasze kochane koleżanki pojawiły
się dokładnie o ósmej piętnaście, czyli czterdzieści pięć minut przed
rozpoczęciem zajęć.
Dziewczyny przywitały się z nami cicho. Chyba nadal były zaspane. Znaczy mówiąc
przywitały mam na myśli, że powiedziały nam wszystkim „Hej”, jednak z kilkoma
wyjątkami. Otóż od Ann i Dor otrzymałem tylko mordercze spojrzenie, Li… Evans
nawet na mnie nie zerknęła. Za to Monic wynagrodziła mi ich złość, rzucając mi
się na szyję, całując i szepcząc:
-Je vous manqués. Tęskniłam.
Spojrzałem na nią z uśmiechem i spytałem:
-Jak ci minęła noc kochanie?
-Oh…Wspaniale mon James. Śniłeś mi
się wiesz? Widzisz, nie opuszczasz mnie nawet w nocy. Zresztą, jak mógłbyś?
Jestem w końcu dziewczyną idealną.
-Cieszę się Monic.-Wyszeptałem
przytulając do siebie dziewczynę, przez głowę przemknęła mi myśl, że odpowiedź
była trochę zbyt narcystyczna, ale zbyłem ją potrząsając głową. Monic to twój
ideał kobiety, kochasz ją. Zapamiętaj to sobie.
Jeszcze siedem lekcji, a będziesz ją miał tylko dla siebie. Tak… Czekają mnie
dzisiaj dwie godziny OPCMu ze Ślizgonami, jedną Transmutacji z Hufflepuffem,
dwie Zielarstwa też z Puchonami i dwie godziny Eliksirów ze Slytherinem. Nie
wiem, dlaczego, ale miałem przeczucie, że ten dzień nie skończy się dla mnie
dobrze.
Muszę się pozbyć tych przeczuć, bo upodabniam się do Bryana Marsa, tego faceta
od wróżbiarstwa, co wszystkim, włącznie ze mną przepowiada śmierć. Już dawno
pożegnałbym się z tym przedmiotem, gdyby nie fakt, że przynajmniej można się z
profesorka bezkarnie ponabijać, co zresztą razem z Syriuszem skrzętnie
wykorzystujemy. Choć moja, jakże ciekawa przygoda z tym przedmiotem, na pewno
się w tym rokuj skończy. Niema szans, żebym porządnie zdał z niego SUMy,
chociaż jeśli dobrze pójdzie, to wyciągnę na Nędzny, bo jeśli dostanę
jakiekolwiek T, na tych egzaminach, to mama mnie chyba zabije. Zresztą sama tak
powiedziała, chociaż wydaje mi się, że nie miała na myśli Wróżbiarstwa, bo sama
wielokrotnie klęła na ten przedmiot.
Widząc, że WS pustoszeje, spojrzałem na zegarek. Do lekcji zostało jeszcze
dziesięć minut, jeśli nie chcemy się spóźnić, musimy się ruszyć. Rzuciłem tylko
„Chodźcie” do reszty i razem z Monic uwieszoną na moim ramieniu, udałem się do
klasy od Obrony Przed Czarną Magią. Reszta przyjaciół podążyła za nami ze
zniesmaczonymi minami.
Gdy dotarliśmy pod salę stali tam już chyba wszyscy Ślizgoni, na szczęście
nauczycielki jeszcze nie było. Pojawiła się ona dopiero kilka minut po naszym
przyjściu, nie wyglądała zbyt dobrze. Miała podkrążone i zaczerwienione oczy,
nieporządnie uczesane włosy, dotychczas zawsze miała na głowie sztywny kok,
poza tym była strasznie rozkojarzona. Wpuściła nas do klasy, kazał otworzyć
książki, na rozdziale o wampirach, po czym wyszła, uprzednio informując nas, że
wraca za piętnaście minut.
-Czy ona zawsze tak jest?-spytała
mnie Monic.
-Nie…Zazwyczaj zachowuje się inaczej
i inaczej wygląda.-odpowiedziałem dziewczynie, po czym odwróciłem się do tyłu i
zapytałem cicho Remusa:
-Jak myślisz, co jest z profesorką,
zachowuje się nienormalnie?
-Nie mam pojęcia James, ale jestem
pewny, że to nie może być nic dobrego. Na obiedzie dostaniemy Proroka, może
stamtąd się coś dowiemy.
Niezbyt usatysfakcjonowała mnie ta odpowiedź, bo Remus zawsze wszystko
wiedział, ale może faktycznie, o tej sprawie nie miał pojęcia. Może faktycznie
trzeba poczekać. Skupiłem się na czytanym tekście, jednak udawało mi się to
tylko przez chwilę, bo obecność mojej dziewczyny skutecznie mnie
dekoncentrowała, w szczególności, gdy zaczęła mi ona masować kark. Spojrzałem
na nią pytająco.
-Wyglądałeś na spiętego, więc
postanowiłam ci pomóc.-Dziewczyna uśmiechnęła się słodko.
Odwzajemniłem
uśmiech, po czym wróciłem do tekstu. Jednak moje myśli poszybowały gdzieś
indziej. Miałem wrażenie, że zachowanie naszej profesorki ma jakieś logiczne
wytłumaczenie i to do tego wcale nie jest ono optymistyczne. Spojrzałem w
kierunku Ślizgonów, kilku z nich rzuciło mi nieprzychylne spojrzenia, a cała
reszta wydawała się być obojętna na wszystko wokół, albo nie zauważyli zmiany w
Amelii Traitor, albo mało ich ona obchodziła. Raczej ta druga opcja, bo
Ślizgoni trzymają się razem w swojej grupie i rzadko, kiedy utrzymują dobre
kontakty z kimś z poza Slytherinu. Jednak są wyjątki na przykład Snape i Evans.
Odnośnie
Lily, ciekawe, czy już się całkowicie wyleczyła, po tamtym incydencie. Kurde
Potter, przestań o tym myśleć, Rudej nic nie jest. Pomijając moje nieudolne
próby nie myślenia o Lilce, ani o tym, co spowodowałem na ostatnich Eliksirach,
uznałem, że nie będę tego powtarzać. Trochę przegiąłem. Troszeczkę. Taką
minimalną odrobineczkę, ale zawsze coś.
Nauczycielka
wróciła, nie żartowała, naprawdę wróciła po kilkunastu minutach. Dalsza część
tych dwóch lekcji była w zasadzie nudna, Traitor pogadał coś tam o wampirach, zadała
nam na ich temat esej i kazała się wynosić na następną lekcję, oczywiście nie
dosłownie. Widać było, że coś jest nie tak. W sensie z profesorką. Mam niejasne
przeczucie, że w przyszłym roku będzie nas uczył ktoś inny.
Po
zakończeniu lekcji poszliśmy na Transmutację. Bogu, dzięki, że McGonnagal
zachowywała się normalnie. Na lekcji uczyliśmy się, jak przetransmutować
czajnik w żółwia. Wyszło mi za trzecim razem, to nic, że żółw wydychał parę i
miał wzorek na skorupie.
Cóż,
Zielarstwo. Właściwie to samo, co zwykle. Czyli nic się nie dzieje, zajmujemy
się roślinkami, któryś z Puchonów ma mały wypadek przy pracy, nauczycielka
zabiera go do Skrzydła, a my kończymy wcześniej.
Przyszedł
czas na ostatnią lekcję, czyli Eliksiry. Chciałem się z niej urwać, ale Monic
lubi ten przedmiot i nie dała się przekonać. Nie wiedziałem, że będę potem
żałował, że nie zrobiłem sobie wolnego od tej lekcji. Nie miałem w planie
żadnych wybryków, bo tak dzień, po dniu to byłaby naprawdę przesada.
Czekając na
nauczyciela bawiłem się włosami mojej dziewczyny. Trzeba przyznać, byłem trochę
zniecierpliwiony, bo ile można się spóźniać? Slughorn jest zawsze punktualny, a
teraz ma już piętnaście minut spóźnienia. Gdy zobaczyłem na horyzoncie sylwetkę
profesora, byłem bardzo zadowolony, pomimo, że nie przepadam za Eliksirami, to
wolę siedzieć w klasie. Nauczyciel wpuścił nas do Sali, przykazał usiąść w
ławkach, po czym powiedział:
-Dzisiaj będziecie warzyć Eliksir
Euforii, czy ktoś może mi powiedzieć coś, na temat tegoż eliksiru?
Ręka Lily Evans, Remusa, Monic i
jakiegoś Ślizgona, którego nazwiska nie pamiętam powędrowała w górę.
-Może panna Evans, proszę.-Jak
zwykle udzielił głosu Lil.
-Eliksir Euforii powoduje przypływ
energii. Może też uzależniać. Ma kolor niebieskawy, jego zapach przypomina
kobiece perfumy, a nad jego powierzchnią unoszą się wirujące sprężynki. Oprócz
uzależniania, ma też inne skutki uboczne, mianowicie nadmierny chichot i chęć
chwytania ludzi za nosy. Do sporządzenia go potrzeba mięty, garści pancerzyków
chitynowych, soku z cytryny i garści abisyńskich fig.
-Bardzo dobrze, dwadzieścia punktów
dla Gryffindoru.
A jakżeby
inaczej, przecież ona zawsze zna odpowiedź na zadawane przez niego pytania. Tym
razem każdy z nas miał na ocenę przyrządzić ten właśnie Eliksir. Zabrałem się
do roboty, raz na jakiś czas pytając się de la Cruz, czy dobrze robię, na czym
jak, na czym, ale na tym przedmiocie to ona się znała. Wszystko szło dobrze,
pod koniec lekcji mu wywar miał niebieski kolor, czyli wszystko poszło dobrze.
Slughorn jak zwykle chwalił Evans, ona też już skończyła i otrzymała kolejne W.
Odwróciłem
się do tyłu, żeby zobaczyć, jak idzie chłopakom. Gdy ujrzałem, że obojgu
wyszedł eliksir, uśmiechnąłem się do nich, po czym odwróciłem się do tablicy.
Monic spytała, czy już skończyłem i czy eliksir był trudny do uwarzenia. Na
pierwsze pytanie pokiwałem entuzjastycznie głową, a na drugie machnąłem ręką.
Gdy skończyłem wykonywać ten ruch, skończony już wywar Lily, wyleciał w
powietrze, dziewczyna została oblana wrzącym eliksirem od stóp do głów. Po
kilku sekundach straciła przytomność, zapewne z bólu. Tym razem nie było
nikogo, kto by ją zasłonił, wyciągnął z pola rażenia.
Profesor
momentalnie znalazł się przy Evans, przeniósł ją na nosze i zabrał gdzieś, zapewne
do Skrzydła. Wychodząc powiedział, że możemy już iść na obiad, bo lekcja jest
skończona. Wszyscy wyszliśmy z sali. To był już drugi taki incydent w ciągu
dwóch dni, za pierwszym razem spowodowałem to ja, a za drugim? Kto? Obawiałem
się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że tym razem Lilce stało się coś poważnego, kit
z tym, ze miałem o niej zapomnieć. A po drugie, że moi przyjaciele obwinią mnie
za ten wybryk, ale tym razem to naprawdę nie ja. Przysięgam. Przecież
wiedziałbym, że to zrobiłem.
Po wyjściu z
pomieszczenia dziewczyny udały się do WS, a mnie Syriusz złapał za ramię i
pociągnął do jakiejś pustej klasy, po czym wrzasnął:
-Co ty sobie, do jasnej cholery,
wyobrażasz?! Nie dociera do twojego pustego łba, że Rudej może się naprawdę coś
poważnego stać?! Jak chcesz zaimponować de la Cruz, o znajdź inny sposób! A nie
wyżywasz się na niczemu winnej Lilce!-Przez cały ten czas ściskał moje ramię,
byłem pewny, że będę miał siniaki, Remus, który wszedł za nami, tylko w
milczeniu się nam przyglądał.
-Syriusz, słuchaj!-przerwałem
mu.-Tym razem to nie ja! Nie mam pojęcia, kto to zrobił, ale nie ja. Owszem
wczorajszy wybuch, to moja sprawka, ale ten dzisiejszy nie!
-Jasne…A ja jestem Merlin.-Taka była
reakcja Łapy, Lunatyk za to spojrzał na mnie ze zdziwieniem i niedowierzaniem.
-Łapa, ja nie kłamię, zresztą, czy
pomijając wczorajszy incydent, masz jakieś dowody na to, że to niby moja wina?
-Po pierwsze najpierw się do nas
odwracasz i uśmiechasz, potem machasz ręką, a w tym samym momencie kociołek
Evans wylatuje w powietrze.
-Wiesz Black, z mojej perspektywy
wygląda to tak. Uśmiechałem się do was, bo widziałem, że wyszły wam eliksiry, a
machnąłem ręką, w odpowiedzi na pytanie Monic, wybuch wywaru Lily był dla mnie,
takim samym zaskoczeniem, jak dla was.
-Udowodnij.-Tym razem powiedział to
Lupin.
Zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób mógłbym to zrobić. Nagle dostałem
olśnienia. Żeby to zrobić potrzebowałbym różdżki.
-Sprawdźcie moją
różdżkę.-stwierdziłem.
-A, po co, jeśli można
wiedzieć?-spytał Syriusz.
-A, po to, żeby sprawdzić ostatnio
rzucane zaklęcia. Jeśli chciałbym podesłać coś do kociołka Evans, to musiałbym
użyć różdżki.-powiedziałem, podając im jednocześnie mój przyrząd do czarowania.
Remus wziął
ode mnie różdżkę i wymamrotał „Priori Incantatem”, pojawiło się widmo zamienia
czajnika w żółwia, które zaraz się rozwiało. Jedyną jego reakcją było:
-Hmm…
-Hmm…Co?-zapytałem zdenerwowany
brakiem odpowiedzi.
-To chyba faktycznie nie ty. Ale
wtedy mamy dylemat, kto to zrobił tym razem?
-Szczerze Lunio, to nie mam bladego
pojęcia.
-A fioletowe masz?
-Łapa, to nie jest śmieszne.-Dobra
było, ale on nie musi o tym wiedzieć.
-A James… Przepraszam, że od razu
uznałem, że to ty, ale sam rozumiesz.
-Tak Syriusz, rozumiem. Może chodźmy
na obiad.
-A, co ty w Glizdka się
zamieniasz?-Wielce inteligentne pytanie Lunia.
Cóż, ja też odnoszę czasami takie wrażenie, ale Remus to trochę hipokryta. On,
gdy jest głodny, potrafi zjeść tyle jedzenia, że ja nie wiem, gdzie mu to się
mieści. We trójkę poszliśmy na obiad. Szczerze mówiąc, to trochę się obawiałem,
w końcu są tam przyjaciółki Rudej, ale mam nadzieję, że moi kumple pomogą mi
jej przekonać, co do mojej niewinności, zanim one mnie zabiją. Tym razem chyba
naprawdę by to zrobiły. Aż dziw, że po poprzednim mnie nie udusiły ani nie
zabiły w inny sposób, ale może to, dlatego, że bardzo szybko się ewakuowałem.
W WS usiedliśmy koło dziewczyn, ja przewidująco, naprzeciwko nich, a nie obok.
Dorcas od razu na mnie naskoczyła:
-Co ty sobie idioto myślisz?!
-To nie ja.-powiedziałem,
uprzedzając kolejny okrzyk. Zarówno ona, jak i Ann, a nawet Émilie i Édith,
Monic nie było.
-Emm…Dziewczyny, on mówi prawdę, sam
sprawdzałem jago różdżkę. Tym razem to nie on.-Remus na szczęście potwierdził
moje słowa.
-Ale w takim razie… Kto? -Czy one
czytają sobie do cholery w myślach? Wszystkie cztery zadały to samo pytanie,
dodatkowo w tym samym czasie.
-Nie mam zielonego
pojęcia-odpowiedziałem.-Innego koloru też nie Syriuszu-dodałem widząc błysk w
jego oczach.
-Ale wiesz, że pomimo tego, że tym
razem jesteś niewinny i tak, powinieneś przeprosić Lilkę? Bo poprzedniego
wybryku, nie wybaczyła ci ani ona, ani my-zapytała Ann.
Już chciałem jej odpowiedzieć, ale przerwał mi szelest skrzydeł wielu sów i
fakt, że jedna z nich upuściła gazetę prosto na moje kolana. Otworzyłem ją i
zobaczyłem krzyczący nagłówek pierwszej strony.
Śmierciożercy
znowu atakują-brutalne morderstwo na rodzinie nauczycielki Obrony Przed Czarną
Magią!
-Patrzcie-powiedziałem.-To
tłumaczy dziwne zachowanie profesorki.
-Czytaj na
głos-polecił mi Remus. Odchrząknąłem i zacząłem:
-Dzisiaj z
samego rana państwo Traitor zostali znalezieni martwi we własnym zamkniętym od
wewnątrz domu. Nad budynkiem znajdował się Mroczny Znak-wizerunek czaszki z
rozwartą szczęką, z której wysuwa się wąż, świeci on jaskrawozielonym światłem.
Zamordowano ich przy pomocy zaklęcia Avada Kedavra. Przed śmiercią zostali oni
poddani wielogodzinnym torturom. Nie wiadomo, czy poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo
chcieli wydobyć z nich jakieś informację, czy zabili ich z powodu mugolskiego
pochodzenia. Więcej informacji na stronie czternastej.
-Akurat
ostatniego zdania nie musiałeś czytać-powiedział Remus.
Gdy wszyscy uczniowie i nauczyciele, poza profesor Traitor, znaleźli się już
Wielkiej Sali, dyrektor wstąpił na podwyższenie, po czym zabrał głos:
-Zapewne
dowiedzieliście się już z gazet o tym, że zwolennicy Voldemorta-gdy
wypowiedział to imię przez salę przeszedł szmer. Dumbledore nie przejął się tym
i kontynuował.-Dokonali kolejnego brutalnego morderstwa. On sam i jego
poplecznicy rosną w siłę. Nie mogę podkreślić wystarczająco silnie, jak
niebezpieczna jest obecna sytuacja i jak bardzo każdy z nas musi uważać, abyśmy
byli bezpieczni. Magiczne fortyfikacje wokół zamku zostały wzmocnione, także
tutaj jesteście bezpieczni, ale aby mieć co do tego pewność, musicie
przestrzegać zakazów i nakazów nauczycieli, które mają na względzie tylko i
wyłącznie wasze bezpieczeństwo. Jednak pamiętajcie jeszcze o jednym, nie dajcie
się zwieść, Lord Voldemort będzie chciał posłużyć się wami. Bo to od was zależy
przyszłość magicznego świata, to wy będziecie najpotężniejszą bronią w jego
rękach. Zapamiętajcie to. A teraz na koniec mojej przemowy… Na dzisiejszej i
wczorajszej lekcji Eliksirów, na którą uczęszczają uczniowie piątego roku
Gryffindoru i Slytherinu, miały miejsce dwa wybuchy. Profesor Slughorn
powiedział mi, że żaden z nich nie był dziełem przypadku, że ktoś,
niewykluczone, że dwie różne osoby chciały skrzywdzić pannę Evans i pana Snape’a.
Podejmiemy dochodzenie w tej sprawie i jeśli ktoś ma jakieś informacje w tej
sprawie, to prosiłbym o ich jak najszybsze przekazanie.
Dyrektor zszedł z piedestału, a wszyscy powoli rozeszli się do dormitorium. Mam
niejasne wrażenie, że przyjaciele zmuszą mnie do przyznania się do winy. To by
się oczywiście skończyło wielodniowym szlabanem i ujemnymi punktami, ale chyba
czeka mnie wycieczka do Dumbledore’a.
Ciekawe kto teraz zrobił coś Lily biedna ona :(
OdpowiedzUsuńCzyżby Monic była złaaaaaaaaaaaa.....
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, kto to zrobił?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Alez mnie Remus i Syriusz wkurzyli. Lily która od tylu lat daje Jamesowi kosza jest skrzwdzona? James ją naprawde kocha a ona ma to gdzies. Ona krzywdzi Jamesa, a Remus i Syriysz po jednym wybryku Jamesa maja ochote go zabic? Jakim to trzeba byc debilem
OdpowiedzUsuń