piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 30 " Kolejny wybuch, niewinny?"


PERSPEKTYWA TRZECIOOSOBOWA (w tym rozdziale, to będą się te perspektywy zmieniać, bo tak mi to wszystko łatwiej ukazać)

            Remus z wielkim trudem wyciągnął Syriusza z dormitorium. Dlaczego? Dobre pytanie. Otóż niejaki James Potter nic sobie nie robił z tego, jak skrzywdził ich wspólną przyjaciółkę – Lily Evans. Jest to tym dziwniejsze, że uganiał się za nią przez kilka ostatnich lat. Ale wracając do Lunatyka i Łapy, ci dwaj panowie kombinują, bowiem, jak sprawić, by ich przyjaciel przejrzał na oczy i przeprosił Lilkę. Podejrzewam, że będzie to trudne zadanie. Ale posłuchajmy, o czym to oni rozmawiają.
–Remus, słuchaj ja go normalnie uduszę gołymi rękoma.
–Cóż, Syriusz lepiej w rękawiczkach, nie zostawisz odcisków palców. Ale tak na serio, to nie lepiej sprawić, żeby do niego dotarło, co narobił, a nie go od raz udusić? – Lupin, jak zwykle ukazał łagodną i rozsądną stronę swojego charakteru, w przeciwieństwie do Blacka, on, bowiem był delikatnie mówiąc wściekły na chłopaka, który był dla niego jak brat.
-Może i masz rację Lunio, ale pomyśl, Lilka była tak załamana, że zamiast zwierzyć się Ann, lub Dor, wolała powierzyć swoje problemy kartce papieru.-powiedział Syriusz.- A tak poza tym wiesz, że twoja dziewczyna już od incydentu na eliksirach chce zabić Jamesa? Z tym, że ona jak przyjaciółka, alias nierodzona siostra Rudej zrobi to niezwykle brutalnie, a ja, jako przyjaciel Rogacza, byłbym szybki. Swoją drogą nie widziałem, że Lorens ma tak mordercze zapędy.-dodał.
-Łapa, nie sądzę, żeby Ann mówiła na serio, chociaż znając tą gorszą stronę jej charakteru, to na pewno się jakoś zemści, a my przecież nawet nie pokazaliśmy jej, ani Dorcas tego cholernego listu.
-Ale chyba trzeba to zrobić.
-Masz rację Syriuszu, masz całkowitą rację. Ale może odczekajmy z tym, chociaż trochę. Nie wiadomo, jak dziewczyny gotowe zareagować, nie ochłonęły przecież jeszcze po ostatnim wybryku naszego „kochanego” przyjaciela.-stwierdził cicho Remus.
-Fakt, ale nie czekajmy też zbyt długo, bo on gotów wymyślić coś nowego. A teraz zmieniając temat, mam pewien pomysł, jak uświadomić Jamesowi, że Lil naprawdę bardzo cierpiała.
-Zamieniam się w słuch.
-No, więc tak… Ogólnie, to wszystko sprowadza się do jednego. Trzeba jeszcze raz wszystko Jamesowi przetłumaczyć, ostatnim razem prawie by to do niego dotarło, gdyby nie ta cholerna Monic. Właśnie nawiązując do dziewczyny Rogacza, to dopóki do Pottera nie dotrze, co narobił, to trzeba ją trzymać od niego z daleka. Ona ma na niego widocznie zły wpływ.
-Nie da się ukryć Syriuszu. Zresztą obaj widzieliśmy, że tuż przed jej przyjściem James zrozumiał, jaką gafę popełnił, a gdy tylko ona się pojawiła, cóż sam wiesz. Poza tym słyszałem, jak po wydarzeniu na eliksirach de la Cruz tłumaczyła mu, gdy poczuł wyrzuty sumienia, że wcale nie przegiął, a to wszystko naprawdę było zabawne.
-Ato su...-Syriusz urwał, widząc spojrzenie Remusa.-Wredna baba znaczy.
-Łapa, wyrażaj się, ale rzeczywiście masz rację. Jednak, jeśli James jest z nią szczęśliwy i chce z nią być, to ja mu przeszkadzać nie będę, niech tylko przeprosi Lil.
-W sumie… To mam dokładnie takie samo zdanie, ale naszym planem zajmiemy się jutro, bo dzisiaj jestem już zmęczony. Mam nadzieję, że nasze gołąbeczki, wyniosły się z dormitorium, bo jest już późno, a dobrze wiesz, że jak ja się nie wyśpię, to potem…
-Bez kija do ciebie nie podchodzić stary.-dokończył Remus kiwając ze zrozumieniem głową. Syriusz tylko wyszczerzył się radośnie, słysząc odpowiedź kumpla.
            Już po chwili obaj dżentelmeni zmierzali w kierunku pokoju. Obojgu przyświecał ten sam cel – położyć się do łóżka i zasnąć głębokim snem, żeby odpocząć po wydarzeniach dzisiejszego dnia. 

TERAZ Z PERSPEKTYWY JAMESA

            Po wspaniałym wieczorze z Monic, podczas którego, wbrew pozorom, dużo czasu spędziliśmy na rozmowie i poznawaniu się, a nie tylko na całowaniu, byłem bardzo zadowolony. Pierwszy raz od wielu dni obudziłem się w tak doskonałym humorze. Ta dziewczyna jest cudowna. Mam zamiar spędzić z nią cały dzisiejszy dzień. Niestety czeka nas też kilka nudnych godzin, spędzonych na tych durnych lekcjach. Mam przeczucie, że moi kumple coś kombinują. Dlaczego? Już wyjaśniam. No to tak…, Od kiedy się obudzili, rzucają sobie wymowne spojrzenia, patrząc w moją stronę, poza tym stwierdzili, że musimy poważnie porozmawiać. Ja się boję. A jeśli chcą mi powiedzieć, że zamierzają przy pomocy kosmitów opanować świat i skazać mnie na sprzątanie całego Hogwartu? Oby nie. Nienawidzę sprzątać, dzięki Bogu, w domu mamy skrzata.
            Dramatyzuję prawda? Nie odpowiadajcie to było pytanie retoryczne. Co się ze mną dzieje? Mam nadzieję, że Ruda czuje się lepiej. STOP! Kolejny objaw. Miałem zapomnieć o tej jędzy. James… Weź się kurde w garść. A swoją drogą Lily… Jasna cholera by to wzięła. Przestań o niej myśleć. Dobra, podobała ci się przez kilka lat, ale teraz masz Monic, nieprawdaż? I kogo ja próbuję oszukać. Nie można się z dnia na dzień zakochać, ani tym bardziej odkochać, znienawidzić kogoś, kogo się kochało jest jeszcze trudniej. Co nie zmienia faktu, że chcę być z de la Cruz, bo jest…Piękną dziewczyną o figurze modelki oraz nie zmusza mnie do zmiany charakteru. Ale chyba trochę przegiąłem z tym numerem na lekcji.
            Ale z drugiej strony Monic mówiła, że wszystko było ok. A przecież Lilka już wyszła ze Skrzydła, a Smarkerus mnie nie obchodzi. No to, czemu zżera mnie sumienie do jasnej cholery? Dobrze, zostawmy to pytanie na później, bo Łapa i Lunio zaczynają się na mnie dziwnie patrzeć. Zresztą nie dziwię im się. Od piętnastu minut patrzę się bez celu w ścianę.
-Czemu się tak na mnie patrzycie?-zapytałem z lekka zdenerwowany.
-Od tego mamy oczy Jim.
            Cóż, jakby nie patrzeć Syriusz ma rację, oczy są od patrzenia, ale czemu akurat na mnie. Coś mi się wydaje, że ta dwójka, tak dwójka, Peter poszedł na śniadanie, coś knuje, coś co ma związek zemną. To nie wróży dobrze.
-Chodźmy wreszcie na to śniadanie, jestem głodny.-powiedziałem cicho.-I proszę was przestańcie się porozumiewać wzrokiem, bo zaczynam się was bać.-dodałem prędko.
            Obaj tylko zachichotali. Ciekawe, co oni knują. Dowiem się, tylko nie wiem, kiedy i tym bardziej nie jestem pewny, czy to będzie dla mnie przyjemne. Biorąc pod uwagę, że obaj jeszcze wczoraj byli wściekli na mnie, a dzisiaj są w szampańskim humorze i rzucają sobie wymowne uśmieszki, to raczej wątpię, bardzo wątpię.
            Ale nie będę o tym teraz myślał, mój umysł został, bowiem całkowicie pochłonięty przez wizję pysznego śniadania, które czeka na mnie w Wielkiej Sali. Ten jeden raz zachowam się, jak Peter i nałożę na talerz pełno jedzenia. Jestem strasznie głodny, bo wczoraj na kolację nie zjadłem zbyt dużo. No to wio. Idziemy jeść
            Przez mój nieposkromiony apetyt, na posiłku stawiliśmy się bardzo wcześnie. Do lekcji zostało nam jeszcze półtorej godziny. Wystarczająco czasu, żeby się porządnie najeść. Usiadłem przy naszym stole i nałożyłem sobie na talerz całą górę jedzenia. Lunatyk spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił głową z dziwnym uśmiechem.
-No, co?-wymamrotałem trochę niewyraźnie, bo usta miałem pełne tostów z dżemem.
            Nie doczekałem się odpowiedzi napytanie, więc zacząłem się rozglądać po WS. Było prawie puste, przy stole Gryfonów siedzieliśmy my i paru pierwszoroczniaków, przy stole Krukonów było siedem osób, przy tym Ślizgonów pięć, a przy stole Puchonów nie było nikogo.  Jednak w miarę upływu czasu, pomieszczenie zapełniało się ludźmi. Około godziny przed lekcjami pojawili się już wszyscy nauczyciele i większość uczniów. Nasze kochane koleżanki pojawiły się dokładnie o ósmej piętnaście, czyli czterdzieści pięć minut przed rozpoczęciem zajęć.
            Dziewczyny przywitały się z nami cicho. Chyba nadal były zaspane. Znaczy mówiąc przywitały mam na myśli, że powiedziały nam wszystkim „Hej”, jednak z kilkoma wyjątkami. Otóż od Ann i Dor otrzymałem tylko mordercze spojrzenie, Li… Evans nawet na mnie nie zerknęła. Za to Monic wynagrodziła mi ich złość, rzucając mi się na szyję, całując i szepcząc:
-Je vous manqués. Tęskniłam.
            Spojrzałem na nią z uśmiechem i spytałem:
-Jak ci minęła noc kochanie?
-Oh…Wspaniale mon James. Śniłeś mi się wiesz? Widzisz, nie opuszczasz mnie nawet w nocy. Zresztą, jak mógłbyś? Jestem w końcu dziewczyną idealną.
-Cieszę się Monic.-Wyszeptałem przytulając do siebie dziewczynę, przez głowę przemknęła mi myśl, że odpowiedź była trochę zbyt narcystyczna, ale zbyłem ją potrząsając głową. Monic to twój ideał kobiety, kochasz ją. Zapamiętaj to sobie.
            Jeszcze siedem lekcji, a będziesz ją miał tylko dla siebie. Tak… Czekają mnie dzisiaj dwie godziny OPCMu ze Ślizgonami, jedną Transmutacji z Hufflepuffem, dwie Zielarstwa też z Puchonami i dwie godziny Eliksirów ze Slytherinem. Nie wiem, dlaczego, ale miałem przeczucie, że ten dzień nie skończy się dla mnie dobrze.
            Muszę się pozbyć tych przeczuć, bo upodabniam się do Bryana Marsa, tego faceta od wróżbiarstwa, co wszystkim, włącznie ze mną przepowiada śmierć. Już dawno pożegnałbym się z tym przedmiotem, gdyby nie fakt, że przynajmniej można się z profesorka bezkarnie ponabijać, co zresztą razem z Syriuszem skrzętnie wykorzystujemy. Choć moja, jakże ciekawa przygoda z tym przedmiotem, na pewno się w tym rokuj skończy. Niema szans, żebym porządnie zdał z niego SUMy, chociaż jeśli dobrze pójdzie, to wyciągnę na Nędzny, bo jeśli dostanę jakiekolwiek T, na tych egzaminach, to mama mnie chyba zabije. Zresztą sama tak powiedziała, chociaż wydaje mi się, że nie miała na myśli Wróżbiarstwa, bo sama wielokrotnie klęła na ten przedmiot.
            Widząc, że WS pustoszeje, spojrzałem na zegarek. Do lekcji zostało jeszcze dziesięć minut, jeśli nie chcemy się spóźnić, musimy się ruszyć. Rzuciłem tylko „Chodźcie” do reszty i razem z Monic uwieszoną na moim ramieniu, udałem się do klasy od Obrony Przed Czarną Magią. Reszta przyjaciół podążyła za nami ze zniesmaczonymi minami.
            Gdy dotarliśmy pod salę stali tam już chyba wszyscy Ślizgoni, na szczęście nauczycielki jeszcze nie było. Pojawiła się ona dopiero kilka minut po naszym przyjściu, nie wyglądała zbyt dobrze. Miała podkrążone i zaczerwienione oczy, nieporządnie uczesane włosy, dotychczas zawsze miała na głowie sztywny kok, poza tym była strasznie rozkojarzona. Wpuściła nas do klasy, kazał otworzyć książki, na rozdziale o wampirach, po czym wyszła, uprzednio informując nas, że wraca za piętnaście minut.
-Czy ona zawsze tak jest?-spytała mnie Monic.
-Nie…Zazwyczaj zachowuje się inaczej i inaczej wygląda.-odpowiedziałem dziewczynie, po czym odwróciłem się do tyłu i zapytałem cicho Remusa:
-Jak myślisz, co jest z profesorką, zachowuje się nienormalnie?
-Nie mam pojęcia James, ale jestem pewny, że to nie może być nic dobrego. Na obiedzie dostaniemy Proroka, może stamtąd się coś dowiemy.
            Niezbyt usatysfakcjonowała mnie ta odpowiedź, bo Remus zawsze wszystko wiedział, ale może faktycznie, o tej sprawie nie miał pojęcia. Może faktycznie trzeba poczekać. Skupiłem się na czytanym tekście, jednak udawało mi się to tylko przez chwilę, bo obecność mojej dziewczyny skutecznie mnie dekoncentrowała, w szczególności, gdy zaczęła mi ona masować kark. Spojrzałem na nią pytająco.
-Wyglądałeś na spiętego, więc postanowiłam ci pomóc.-Dziewczyna uśmiechnęła się słodko.
Odwzajemniłem uśmiech, po czym wróciłem do tekstu. Jednak moje myśli poszybowały gdzieś indziej. Miałem wrażenie, że zachowanie naszej profesorki ma jakieś logiczne wytłumaczenie i to do tego wcale nie jest ono optymistyczne. Spojrzałem w kierunku Ślizgonów, kilku z nich rzuciło mi nieprzychylne spojrzenia, a cała reszta wydawała się być obojętna na wszystko wokół, albo nie zauważyli zmiany w Amelii Traitor, albo mało ich ona obchodziła. Raczej ta druga opcja, bo Ślizgoni trzymają się razem w swojej grupie i rzadko, kiedy utrzymują dobre kontakty z kimś z poza Slytherinu. Jednak są wyjątki na przykład Snape i Evans.
Odnośnie Lily, ciekawe, czy już się całkowicie wyleczyła, po tamtym incydencie. Kurde Potter, przestań o tym myśleć, Rudej nic nie jest. Pomijając moje nieudolne próby nie myślenia o Lilce, ani o tym, co spowodowałem na ostatnich Eliksirach, uznałem, że nie będę tego powtarzać. Trochę przegiąłem. Troszeczkę. Taką minimalną odrobineczkę, ale zawsze coś.
Nauczycielka wróciła, nie żartowała, naprawdę wróciła po kilkunastu minutach. Dalsza część tych dwóch lekcji była w zasadzie nudna, Traitor pogadał coś tam o wampirach, zadała nam na ich temat esej i kazała się wynosić na następną lekcję, oczywiście nie dosłownie. Widać było, że coś jest nie tak. W sensie z profesorką. Mam niejasne przeczucie, że w przyszłym roku będzie nas uczył ktoś inny.
Po zakończeniu lekcji poszliśmy na Transmutację. Bogu, dzięki, że McGonnagal zachowywała się normalnie. Na lekcji uczyliśmy się, jak przetransmutować czajnik w żółwia. Wyszło mi za trzecim razem, to nic, że żółw wydychał parę i miał wzorek na skorupie.
Cóż, Zielarstwo. Właściwie to samo, co zwykle. Czyli nic się nie dzieje, zajmujemy się roślinkami, któryś z Puchonów ma mały wypadek przy pracy, nauczycielka zabiera go do Skrzydła, a my kończymy wcześniej.
Przyszedł czas na ostatnią lekcję, czyli Eliksiry. Chciałem się z niej urwać, ale Monic lubi ten przedmiot i nie dała się przekonać. Nie wiedziałem, że będę potem żałował, że nie zrobiłem sobie wolnego od tej lekcji. Nie miałem w planie żadnych wybryków, bo tak dzień, po dniu to byłaby naprawdę przesada.
Czekając na nauczyciela bawiłem się włosami mojej dziewczyny. Trzeba przyznać, byłem trochę zniecierpliwiony, bo ile można się spóźniać? Slughorn jest zawsze punktualny, a teraz ma już piętnaście minut spóźnienia. Gdy zobaczyłem na horyzoncie sylwetkę profesora, byłem bardzo zadowolony, pomimo, że nie przepadam za Eliksirami, to wolę siedzieć w klasie. Nauczyciel wpuścił nas do Sali, przykazał usiąść w ławkach, po czym powiedział:
-Dzisiaj będziecie warzyć Eliksir Euforii, czy ktoś może mi powiedzieć coś, na temat tegoż eliksiru?
Ręka Lily Evans, Remusa, Monic i jakiegoś Ślizgona, którego nazwiska nie pamiętam powędrowała w górę.
-Może panna Evans, proszę.-Jak zwykle udzielił głosu Lil.
-Eliksir Euforii powoduje przypływ energii. Może też uzależniać. Ma kolor niebieskawy, jego zapach przypomina kobiece perfumy, a nad jego powierzchnią unoszą się wirujące sprężynki. Oprócz uzależniania, ma też inne skutki uboczne, mianowicie nadmierny chichot i chęć chwytania ludzi za nosy. Do sporządzenia go potrzeba mięty, garści pancerzyków chitynowych, soku z cytryny i garści abisyńskich fig.
-Bardzo dobrze, dwadzieścia punktów dla Gryffindoru.
A jakżeby inaczej, przecież ona zawsze zna odpowiedź na zadawane przez niego pytania. Tym razem każdy z nas miał na ocenę przyrządzić ten właśnie Eliksir. Zabrałem się do roboty, raz na jakiś czas pytając się de la Cruz, czy dobrze robię, na czym jak, na czym, ale na tym przedmiocie to ona się znała. Wszystko szło dobrze, pod koniec lekcji mu wywar miał niebieski kolor, czyli wszystko poszło dobrze. Slughorn jak zwykle chwalił Evans, ona też już skończyła i otrzymała kolejne W.
Odwróciłem się do tyłu, żeby zobaczyć, jak idzie chłopakom. Gdy ujrzałem, że obojgu wyszedł eliksir, uśmiechnąłem się do nich, po czym odwróciłem się do tablicy. Monic spytała, czy już skończyłem i czy eliksir był trudny do uwarzenia. Na pierwsze pytanie pokiwałem entuzjastycznie głową, a na drugie machnąłem ręką. Gdy skończyłem wykonywać ten ruch, skończony już wywar Lily, wyleciał w powietrze, dziewczyna została oblana wrzącym eliksirem od stóp do głów. Po kilku sekundach straciła przytomność, zapewne z bólu. Tym razem nie było nikogo, kto by ją zasłonił, wyciągnął z pola rażenia. 
Profesor momentalnie znalazł się przy Evans, przeniósł ją na nosze i zabrał gdzieś, zapewne do Skrzydła. Wychodząc powiedział, że możemy już iść na obiad, bo lekcja jest skończona. Wszyscy wyszliśmy z sali. To był już drugi taki incydent w ciągu dwóch dni, za pierwszym razem spowodowałem to ja, a za drugim? Kto? Obawiałem się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że tym razem Lilce stało się coś poważnego, kit z tym, ze miałem o niej zapomnieć. A po drugie, że moi przyjaciele obwinią mnie za ten wybryk, ale tym razem to naprawdę nie ja. Przysięgam. Przecież wiedziałbym, że to zrobiłem.
Po wyjściu z pomieszczenia dziewczyny udały się do WS, a mnie Syriusz złapał za ramię i pociągnął do jakiejś pustej klasy, po czym wrzasnął:
-Co ty sobie, do jasnej cholery, wyobrażasz?! Nie dociera do twojego pustego łba, że Rudej może się naprawdę coś poważnego stać?! Jak chcesz zaimponować de la Cruz, o znajdź inny sposób! A nie wyżywasz się na niczemu winnej Lilce!-Przez cały ten czas ściskał moje ramię, byłem pewny, że będę miał siniaki, Remus, który wszedł za nami, tylko w milczeniu się nam przyglądał.
-Syriusz, słuchaj!-przerwałem mu.-Tym razem to nie ja! Nie mam pojęcia, kto to zrobił, ale nie ja. Owszem wczorajszy wybuch, to moja sprawka, ale ten dzisiejszy nie!
-Jasne…A ja jestem Merlin.-Taka była reakcja Łapy, Lunatyk za to spojrzał na mnie ze zdziwieniem i niedowierzaniem.
-Łapa, ja nie kłamię, zresztą, czy pomijając wczorajszy incydent, masz jakieś dowody na to, że to niby moja wina?
-Po pierwsze najpierw się do nas odwracasz i uśmiechasz, potem machasz ręką, a w tym samym momencie kociołek Evans wylatuje w powietrze.
-Wiesz Black, z mojej perspektywy wygląda to tak. Uśmiechałem się do was, bo widziałem, że wyszły wam eliksiry, a machnąłem ręką, w odpowiedzi na pytanie Monic, wybuch wywaru Lily był dla mnie, takim samym zaskoczeniem, jak dla was.
-Udowodnij.-Tym razem powiedział to Lupin.
            Zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób mógłbym to zrobić. Nagle dostałem olśnienia. Żeby to zrobić potrzebowałbym różdżki.
-Sprawdźcie moją różdżkę.-stwierdziłem.
-A, po co, jeśli można wiedzieć?-spytał Syriusz.
-A, po to, żeby sprawdzić ostatnio rzucane zaklęcia. Jeśli chciałbym podesłać coś do kociołka Evans, to musiałbym użyć różdżki.-powiedziałem, podając im jednocześnie mój przyrząd do czarowania.
Remus wziął ode mnie różdżkę i wymamrotał „Priori Incantatem”, pojawiło się widmo zamienia czajnika w żółwia, które zaraz się rozwiało. Jedyną jego reakcją było:
-Hmm…
-Hmm…Co?-zapytałem zdenerwowany brakiem odpowiedzi.
-To chyba faktycznie nie ty. Ale wtedy mamy dylemat, kto to zrobił tym razem?
-Szczerze Lunio, to nie mam bladego pojęcia.
-A fioletowe masz?
-Łapa, to nie jest śmieszne.-Dobra było, ale on nie musi o tym wiedzieć.
-A James… Przepraszam, że od razu uznałem, że to ty, ale sam rozumiesz.
-Tak Syriusz, rozumiem. Może chodźmy na obiad.
-A, co ty w Glizdka się zamieniasz?-Wielce inteligentne pytanie Lunia.
            Cóż, ja też odnoszę czasami takie wrażenie, ale Remus to trochę hipokryta. On, gdy jest głodny, potrafi zjeść tyle jedzenia, że ja nie wiem, gdzie mu to się mieści. We trójkę poszliśmy na obiad. Szczerze mówiąc, to trochę się obawiałem, w końcu są tam przyjaciółki Rudej, ale mam nadzieję, że moi kumple pomogą mi jej przekonać, co do mojej niewinności, zanim one mnie zabiją. Tym razem chyba naprawdę by to zrobiły. Aż dziw, że po poprzednim mnie nie udusiły ani nie zabiły w inny sposób, ale może to, dlatego, że bardzo szybko się ewakuowałem.
            W WS usiedliśmy koło dziewczyn, ja przewidująco, naprzeciwko nich, a nie obok. Dorcas od razu na mnie naskoczyła:
-Co ty sobie idioto myślisz?!
-To nie ja.-powiedziałem, uprzedzając kolejny okrzyk. Zarówno ona, jak i Ann, a nawet Émilie i Édith, Monic nie było.
-Emm…Dziewczyny, on mówi prawdę, sam sprawdzałem jago różdżkę. Tym razem to nie on.-Remus na szczęście potwierdził moje słowa.
-Ale w takim razie… Kto? -Czy one czytają sobie do cholery w myślach? Wszystkie cztery zadały to samo pytanie, dodatkowo w tym samym czasie.
-Nie mam zielonego pojęcia-odpowiedziałem.-Innego koloru też nie Syriuszu-dodałem widząc błysk w jego oczach.
-Ale wiesz, że pomimo tego, że tym razem jesteś niewinny i tak, powinieneś przeprosić Lilkę? Bo poprzedniego wybryku, nie wybaczyła ci ani ona, ani my-zapytała Ann.
            Już chciałem jej odpowiedzieć, ale przerwał mi szelest skrzydeł wielu sów i fakt, że jedna z nich upuściła gazetę prosto na moje kolana. Otworzyłem ją i zobaczyłem krzyczący nagłówek pierwszej strony.

Śmierciożercy znowu atakują-brutalne morderstwo na rodzinie nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią!

-Patrzcie-powiedziałem.-To tłumaczy dziwne zachowanie profesorki.
-Czytaj na głos-polecił mi Remus. Odchrząknąłem i zacząłem:
-Dzisiaj z samego rana państwo Traitor zostali znalezieni martwi we własnym zamkniętym od wewnątrz domu. Nad budynkiem znajdował się Mroczny Znak-wizerunek czaszki z rozwartą szczęką, z której wysuwa się wąż, świeci on jaskrawozielonym światłem. Zamordowano ich przy pomocy zaklęcia Avada Kedavra. Przed śmiercią zostali oni poddani wielogodzinnym torturom. Nie wiadomo, czy poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo chcieli wydobyć z nich jakieś informację, czy zabili ich z powodu mugolskiego pochodzenia. Więcej informacji na stronie czternastej.
-Akurat ostatniego zdania nie musiałeś czytać-powiedział Remus.
            Gdy wszyscy uczniowie i nauczyciele, poza profesor Traitor, znaleźli się już Wielkiej Sali, dyrektor wstąpił na podwyższenie, po czym zabrał głos:
-Zapewne dowiedzieliście się już z gazet o tym, że zwolennicy Voldemorta-gdy wypowiedział to imię przez salę przeszedł szmer. Dumbledore nie przejął się tym i kontynuował.-Dokonali kolejnego brutalnego morderstwa. On sam i jego poplecznicy rosną w siłę. Nie mogę podkreślić wystarczająco silnie, jak niebezpieczna jest obecna sytuacja i jak bardzo każdy z nas musi uważać, abyśmy byli bezpieczni. Magiczne fortyfikacje wokół zamku zostały wzmocnione, także tutaj jesteście bezpieczni, ale aby mieć co do tego pewność, musicie przestrzegać zakazów i nakazów nauczycieli, które mają na względzie tylko i wyłącznie wasze bezpieczeństwo. Jednak pamiętajcie jeszcze o jednym, nie dajcie się zwieść, Lord Voldemort będzie chciał posłużyć się wami. Bo to od was zależy przyszłość magicznego świata, to wy będziecie najpotężniejszą bronią w jego rękach. Zapamiętajcie to. A teraz na koniec mojej przemowy… Na dzisiejszej i wczorajszej lekcji Eliksirów, na którą uczęszczają uczniowie piątego roku Gryffindoru i Slytherinu, miały miejsce dwa wybuchy. Profesor Slughorn powiedział mi, że żaden z nich nie był dziełem przypadku, że ktoś, niewykluczone, że dwie różne osoby chciały skrzywdzić pannę Evans i pana Snape’a. Podejmiemy dochodzenie w tej sprawie i jeśli ktoś ma jakieś informacje w tej sprawie, to prosiłbym o ich jak najszybsze przekazanie.
            Dyrektor zszedł z piedestału, a wszyscy powoli rozeszli się do dormitorium. Mam niejasne wrażenie, że przyjaciele zmuszą mnie do przyznania się do winy. To by się oczywiście skończyło wielodniowym szlabanem i ujemnymi punktami, ale chyba czeka mnie wycieczka do Dumbledore’a.

4 komentarze:

  1. Ciekawe kto teraz zrobił coś Lily biedna ona :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Monic była złaaaaaaaaaaaa.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa, kto to zrobił?
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Alez mnie Remus i Syriusz wkurzyli. Lily która od tylu lat daje Jamesowi kosza jest skrzwdzona? James ją naprawde kocha a ona ma to gdzies. Ona krzywdzi Jamesa, a Remus i Syriysz po jednym wybryku Jamesa maja ochote go zabic? Jakim to trzeba byc debilem

    OdpowiedzUsuń