niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 53 „Nie przyjmuję odmowy”


Jest nowy rozdział;) Następny w okolicach ferii Wielkanocnych. Przepraszam za opóźnienie, ale to z internetem nie było już moją winą. Reszta tak i tu się kajam przed Wami. Ale ja już nie ględzę. 
Zapraszam do czytania i komentowania
Asia-A&J



            Tata zaniósł mnie na piętro, po czym delikatnie położył mnie na łóżku, szepcząc:
- Co tam się u was znowu dzieje, Lily, co się dzieje?
            Niestety nawet gdybym była na tyle przytomna, żeby odpowiedzieć, to nie znałabym odpowiedniej odpowiedzi na to pytanie.
            Niedane mi było jakoś szczególnie wypocząć w nocy, ponieważ prawdę powiedziawszy ani na chwilę nie zasnęłam. Przez cały czas trwałam w swego rodzaju półśnie. Niby się odpoczywa, ale gdy przychodzi, co do czego, to budzi się człowiek jeszcze bardziej zmęczony. Nie miałam, co prawda koszmarów, ale śniły mi się twarze tych wszystkich ludzi, których widziałam w szpitalu, zmęczone, pełne bólu lub rezygnacji. To gorsze niż najgorszy ze złych snów.
            Około godziny jedenastej wyrwałam się ze swoistego transu, w jaki zapadałam w samochodzie i słysząc, jak głośno burczy mi w brzuchu, niemalże pędem pobiegłam na śniadanie. Tam niemalże wpadłam na wchodzących do jadalni, wyraźnie zaspanych rodziców.
            Chwila moment, czy dzisiaj nie jest poniedziałek? Co oni tu robią?
- Mamo, czy wy nie powinniście być w pracy? – spytałam, nadal patrząc na nich rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
- Normalnie tak, Lily, ale ze względu na ten wczorajszy atak centrum Londynu jest nadal zamknięte, więc dzisiaj mamy wolne, w każdym razie ja, bo tata idzie do pracy, tylko, że na siedemnastą. Swoją drogą Andrew** nie rozumiem, po co was tam ciągną na godzinę.
- A, no chyba, żeby tak – odparłam uśmiechając się ze zrozumieniem.
            Tuż potem podeszłam szybko do blatu i zaczęłam robić sobie śniadanie. Starałam się za wszelką cenę uniknąć albo przynajmniej przesunąć w czasie rozmowę z rodzicami, ale wiedziałam, że szanse powodzenia są raczej nikłe. W każdym razie po chwili podniosłam wypełniony talerz i siadłam przy stole.
- Kochanie… Opowiedz nam, co się wczoraj tak naprawdę stało i dlaczego wróciłaś od Dorcas praktycznie nieprzytomna – poprosił tata. – Nie zapominaj, że prędzej, czy później i tak się dowiemy – dodał, widząc moje niechętne spojrzenie.
            Westchnęłam ciężko, po czym zaczęłam opowiadać:
- Jak dobrze wiecie, Śmierciożercy zaczęli panoszyć się w naszym świecie już kilka lat temu. Ostatnio, jednak ich przywódca poczuł się pewniej, ponieważ to wszystko zdecydowanie się nasiliło. Zaczęli oni, bowiem atakować miejsca zdawałoby się nietykalne, jak Pokątną, czy centrum mugolskiego Londynu, w dodatku robią to w biały dzień, a nie jak wcześniej nocami. – Tu przerwałam na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Żeby się przełamać całą wypowiedź powiedziałam, bowiem na jednym wydechu.
- Aurorzy na szczęście zareagowali dosyć szybko, mimo to było wielu rannych i… Cóż martwych – dokończyłam poprzednią myśl, nim kontynuowałam dalej. – Odnośnie mojego zmęczenia… Była potrzebna pomoc w szpitalu. Każda pomoc dla uściślenia. O ile dobrze pamiętam ściągali każdego, kto się zgodził i miał więcej niż piętnaście lat, czyli po prostu zdane SUMy. Mnie przypadło zajmowanie się dziećmi. Wykańczające zarówno fizycznie, jak i psychicznie – skończyłam, wzdychając ciężko.
- Co masz przez to na myśli? – spytała mama.
- To były głównie bardzo małe dzieciaki, około pięciu lat. Większości pomogłam skutecznie znaleźć rodziców, ale w kilku przypadkach się nie udało. Poza tym, na samą o bezwzględności Śmierciożerców, ich braku współczucia i ludzkich odruchów robi mi się niedobrze.
- Powiedz ty mi, Lily, dlaczego oni to tak ogólnie robią. Mówiłaś nam wielokrotnie, co robią, ale nigdy, dlaczego.
- Prawdę powiedziawszy, tato, to o ile wiem, dlaczego to robią, to jest to dla mnie całkowicie niepojęte. Tutaj chodzi tylko o względy ideologiczne. Pewnie zauważyliście, że najczęściej krzywdzą ludzi niemagicznych, czarodziei takowego pochodzenia, bądź z takowymi sympatyzujących?
- No tak – odparli moi rodzice unisono.
- Cóż o to właśnie chodzi. To wszystko ze względów ideologicznych. Oni twierdzą, że mugole i czarodzieje mugolskiego pochodzenia są gorsi od czarodziei czystej krwi – zauważyłam, że lekko wysyczałam ostatnie słowa, na co mama spojrzała na mnie zdziwiona, jakby pytając, czy w byciu „czystej krwi” jest coś złego.
- Oczywiście pochodzenie ze stricte czarodziejskiej rodziny nie jest niczym złym, wszystko zależy od nastawienia. Po prostu tego terminu najczęściej używają ci, którzy chcą się tym wywyższyć. Poza tym, jak to brzmi „czysta krew” – zaszydziłam ze złością. – Krew jest czerwona, czerwona, no ewentualnie brązowa, jak zakrzepnie, nie brudna, czy czysta.
- Wiemy o tym doskonale, kochanie. A ty zbaczasz z tematu – upomniała mnie mama łagodnie, kładąc rękę na moim ramieniu, żeby uspokoić wzbierającą we mnie złość.
- Tak, tak. W każdym bądź razie zaczyna się od prostych rzeczy np. pogardliwych określeń typu „szlama”, czy „zdrajca krwi”. Potem dochodzi do szykanowania. Niektórzy odzyskują rozum albo poprzestają na tym, ewentualnie propagując chociażby większą kontrolę, czy coś w tym stylu, w końcu rasizm nie czyni z ludzi morderców. Ale część na tym nie poprzestaje. Niektórzy przyłączają się do Voldemorta, chcąc „oczyścić Anglię z mugoli, czyli tych, którzy palili naszych przodków na stosach”, czy inne tego typu.
- Czyli ten cały Voldemort, to tak trochę jak Hitler*, czyż nie?
- Tak, mamo. Podobnie.
- Czyli przerąbane.
            Słysząc, jak mój tata podsumował całą sytuację, wybuchłam gromkim śmiechem. I pokiwałam z zapałem głową. Chwilę potem dopiłam herbatę i wstałam od stołu, mając nadzieję, że rozmowa skończona i nie dojdziemy do kwestii, „Ale to zbyt niebezpieczne!”. Jednak, kiedy zaczęłam wstawać od stołu mama spytała tylko cicho:
- Czy to jest bezpieczne?
- Co, mamo? – odparłam siadając z powrotem na krzesło.
- Wychodzenia na Pokątną i do czarodziejskiego świata?
- Mamo… - westchnęłam przeciągle. – Ataki były też na mugolski Londyn, to tak dla przypomnienia. Poza tym Ministerstwo zwiększyło już kontrolę, jak byliśmy w Mungu to widziałam, oprócz tego jeszcze się nie zdarzyło, żeby Śmierciożercy zaatakowali to samo miejsce dwa razy.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, że tak – odpowiedziałam łagodnie, widząc prawdziwe zmęczenie na twarzy kobiety. – Jest pełno Aurorów we wszystkich uczęszczanych częściach Londynu, poza tym atak na Pokątną nie miałby sensu, bo na to wszyscy są przygotowani. To nawet z czysto pragmatycznego punktu widzenia jest naprawdę nielogiczne.
- Lily ma rację, kochanie – poparł mnie tata, obejmując żonę uspokajająco ramieniem.
- Wiem… Po prostu bardzo się martwię, a to, że oni gdyby chcieli bez problemu mogliby po prostu przyjść do naszego domu…
- Nie zrobią tego, mamo. Nie mają, po co. Nie jestem szczególnie znaną postacią, a jeśli chodzi o czarodziei pochodzenia mugolskiego, to dotychczas zabijali tych powszechnie rozpoznawalnych, żeby to wzbudziło pożądany efekt. – Prawdę mówiąc nie wiedziałam, czy to prawda. Owszem w prasie pojawiały się wieści głównie o śmierci najbardziej znanych przedstawicieli czarodziejskiego świata, ale to wcale nie znaczy, że wiadomości o innych nie zostały stłumione, żeby nie wzbudzać nadmiernej paniki.
            Tata spojrzał na mnie, wyraźnie wyczuwając lekkie nagięcie prawdy, ale pokiwał lekko głową ze zrozumieniem. On też nie chciał, żeby mama się martwiła. W końcu, jeśli będą chcieli nas zaatakować, to i tak temu nie zapobiegniemy. Uśmiechnęłam się do taty lekko, artykułując bezgłośnie „Później ci powiem”. Na szczęście tata umie doskonale czytać z ruchu warg.
            W każdym bądź razie włożyłam naczynia do zlewu, po czym poszłam do swojego pokoju. Tam od razu zauważyłam siedzącą na parapecie przy otwartym oknie sowę. Szybko wzięłam od ptaka list, po czym od razu go rozwinęłam i zaczęłam czytać.
Hej, Lily!
Mam nadzieję, że się wyspałaś. Tak po prawdzie to zbyt wiele Ci do powiedzenia nie mam, w końcu widzieliśmy się raptem wczoraj. W sumie są dwie sprawy.
Po pierwsze. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wkopałem Cię w rozmowę z rodzicami. To nie było specjalnie, więc postaraj się opanować swoje mordercze zapędy wobec Mnie przed Naszym najbliższym spotkaniem. Proszę. Tutaj normalnie zrobiłbym minę smutnego psa, bo to zawsze działa, ale przez papier jest to lekko problematyczne.
To prowadzi też do drugiej informacji. Tuż po tym, jak odstawiliśmy Cię do domu, doszliśmy do wniosku, że Nasze spotkanie było zdecydowanie za krótkie, no, bo przerwane w połowie, więc trzeba to nadrobić. Z tego powodu zapraszam Cię i resztę paczki też, listy już rozesłane, do siebie. Rodzice, co prawda, będą w domu, bo, jak oni to ujęli, wolą, żeby pozostał on w całości, ale dworek jest dosyć duży, więc nie będzie problemów.
Jeśli Twoi rodzice będą się obawiali o bezpieczeństwo, to możesz wspomnieć, że mój tata jest Aurorem i w razie, czego możemy Cię wziąć prosto z domu i pod takowy odstawić.
Nie przyjmuję odmowy.
James P.
PS
Syriusz prosił, żeby Cię pozdrowić.
            Czyli jednym słowem czeka mnie przekonywanie rodziców, że wizyta u chłopaków to na pewno dobry pomysł. Mam niejasne przeczucie, że trochę to potrwa. Ale tym zajmę się wieczorem. Najpierw muszę jeszcze wytłumaczyć tacie dokładniej, o co chodzi w tym wszystkim, a potem trochę ochłonąć. Może na spacerze? Tak to bardzo dobry pomysł.
            Czekając na tatę uznałam, że w sumie wypadałoby zobaczyć, co o wczorajszych wydarzeniach napisali w Proroku. Przerzuciłam, więc niemalże cały pokój w poszukiwaniu gazety, którą dzisiaj z samego rana odebrałam od sowy. Byłam wtedy jednak na tyle nieprzytomna, że nie pamiętam, gdzie ją położyłam. W końcu odnalazłam ją na łóżku, w najbardziej widocznym miejscu w pokoju. Jak zwykle, że tak to ujmę.
            Otworzyłam Proroka i spojrzałam na pierwszą stronę. Nagłówek krzyczał „Brutalny atak na Londyn!”, pod nim zaś znajdowało się zdjęcie zniszczonego miasta, zdecydowałam się, więc przeczytać cały artykuł i dowiedzieć się, czy pojawiły się jakieś nowe rewelacje w całej sprawie. Wszystko zaczynało się od krótkiego sprawozdania z zamachu.

…Wczoraj około godziny jedenastej Śmierciożercy zaatakowali ulicę Pokątną, Bank Gringotta i centrum niemagicznego Londynu. Niestety we wspomnianych miejscach nie było wystarczającej liczby Aurorów, by powstrzymać napad, a posiłki przybyły dopiero po około pół godzinie. Śmierciożercy podpalili i zabarykadowali wypełnione ludźmi sklepy na ulicy Pokątnej, zniszczyli hal w banku i torturowali wiele osób. Oprócz tego napadli również mugolską część miasta. Tam zniszczenia i ofiary w ludziach były o wiele większe, bowiem powstrzymanie atakujących przez mugolskich stróżów prawa okazało się niemożliwe. Nim Aurorzy zdążyli zareagować, większość Śmierciożerców uciekła, pozostawiając po dobie zdemolowane miasto, wielu rannych i zabitych. Dokładniej o szczegółach ataku można przeczytać na stronie 3 i 4.

Tuż pod tym pokrótce przedstawiono statystykę dotyczącą strat.

Ulica Pokątna i Bank Gringotta: 89 zabitych, 253 rannych, w tym 58 w stanie krytycznym.
Niemagiczne centrum Londynu: 157 zabitych, 298 rannych, w tym 93 w stanie krytycznym.
Wszystkie liczby są orientacyjne i mogą ulec zmianie.

            Po przeczytaniu tego chciałam odłożyć gazetę, w końcu dowiedziałam się wszystkiego, co miałam ochotę wiedzieć. Na następnej stronie mignęło mi jednak coś, co mnie zaciekawiło. Stanowisko Ministerstwa Magii wobec ataku. Prawdę powiedziawszy chciałabym się dowiedzieć, co oni maja w tej sprawie do powiedzenia. W końcu jakby nie patrzeć, nie zabezpieczyli zaatakowanych miejsc odpowiednio. W każdym bądź razie ponownie otworzyłam Proroka i zagłębiłam się w wywiadzie z jednym z Ministrem Magii. Nie zamierzałam czytać go w całości, a jedynie przejrzeć interesujące mnie fragmenty.
- Ministerstwo powzięło odpowiednie środki mające na celu złapanie tych, którzy dopuścili się tak brutalnego aktu przemocy.
            Odpowiednie, czyli jakie? Pogadacie o tym trochę jak zwykle i dacie sobie spokój, bo boicie się Voldemorta? Mogę się założyć, że tak będzie.
- Poza tym liczba Aurorów patrolujących ulice Londynu zarówno magicznego jak i niemagicznego została znacznie zwiększona.
            Czyli, w jakim stopniu? Dwukrotnie, trzykrotnie, czy może o jednego Aurora? Jak ja kocham takie ogólniki. Poza tym to tak trochę post factum.
- Wszyscy odpowiedzialni za atak zostaną przykładnie ukarani. Wszyscy, których uda nam się złapać, zostaną jeszcze tego samego dnia postawieni przed sądem.
            Jeżeli uda się wam kogokolwiek złapać, a na to się na razie nie zanosi. Wtedy może, ale tylko może coś zrobicie. Ale a nuż złapiecie kogoś, ze świetnymi koneksjami, a wtedy tu już nic, ale to nic się nie zdziała.
-Wszyscy, którzy wykazali się odwagą i stanęli w obronie zaatakowanych zostaną wynagrodzeni. Oprócz tego wszystkim, którzy ucierpieli w ataku zostanie udzielona niezbędna pomoc materialna, lekarska, bądź jakakolwiek jak będzie potrzebna, a jej dostarczenie będzie możliwe.
            I to jest jakiś pozytyw. Przynajmniej tutaj wykazali się, jako takim rozsądkiem i nie zignorowali potrzebujących.
- Poza tym zostaną zastosowane dodatkowe procedury, mające na celu ochronić ludzi niemagicznych i czarodziei mugolskiego pochodzenia wraz z rodzinami. Dokładniejsze informacje o tym podamy lada dzień.
            To mi się podoba. O ile zrobią to, o czym mówią, to będzie miło. Mama mogłaby się wtedy przynajmniej trochę mniej martwić. Poza tym ta dodatkowa ochrona mogłaby odnieść jakiś skutek.
- Poza tym, jeżeli jakikolwiek niepełnoletni czarodziej użyje magii poza szkołą do obrony własnej, to nie zostaną wobec niego wyciągnięte żadne konsekwencje. Oczywiście mowa tu o ochronie własnego życia lub zdrowia, a nie zabawie.
            To w sumie też jest istotna informacja. Prawdę mówiąc to zawsze w ten sposób działało, ale teraz może nie będą przynajmniej ciągać ludzi bez potrzeby po sądach.
            W dalszej części wywiadu nie znalazłam nic ciekawego, więc odłożyłam gazetę na bok i zaczęłam przeglądać leżący koło łóżka album. Założyłam go już na pierwszym roku i od tamtej chwili, co jakiś czas uzupełniałam go nowymi zdjęciami.
            Jako pierwsze wpadło mi w oko zdjęcie, na którym Syriusz ciągnie Dorcas za warkocz. Dziwne, wtedy jakoś nie zauważyłam błysku w jego oczach, gdy przekomarzał się z moją przyjaciółką. Teraz widziałam go za to aż nazbyt wyraźnie. Chwilę później znalazłam zdjęcie Ann i Remusa trzymających się mocno za ręce. W ich przypadku od samego początku wyczuwałam wzajemne zainteresowanie. Zresztą nie tylko ja. Prawdę mówiąc wszyscy poza nimi, jak to zwykle bywa.
Potem znalazłam Jego zdjęcie. Wyjęłam je delikatnie z albumu i przyjrzałam się mu dokładniej.  Chłopak siedział pod wierzba na Błoniach, a jego czarne oczy przyglądały się otoczeniu z czymś, czego do dziś nie umiałam zinterpretować. Może ze smutkiem? Nie mam pojęcia. W każdym razie w pewnym momencie jego wzrok spoczął na mnie, trzymającej aparat. Wtedy jego oczy rozjaśniły się radością, a on sam pogroził mi z uśmiechem palcem. Nie zamierzałam wyrzucać zdjęć, na których On się znajdował. Po co? Nasza przyjaźń była piękna i nie planuję o niej zapomnieć, nasze drogi się odeszły, ale z Severusem wiążę zbyt wiele miłych wspomnień, by od tak o nich zapomnieć. Z tą myślą odłożyłam zdjęcie na miejsce.
Przeglądałam album do momentu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wtedy położyłam go obok łóżka i zawołałam:
- Proszę!
            Ani trochę nie zdziwił mnie widok taty wchodzącego do pokoju.
- No, Lilka. Jak to jest w końcu z tymi atakami. Wiem, że nie chciałaś martwić mamy i całkowicie to popieram, ale obiecałaś też, że później mi powiesz dokładniej – spytał mężczyzna, siadając obok mnie.
- W sumie wszystkie napady, o których wspomniał Prorok dotyczyły właśnie znanych osób. Ale nie mam zielonego pojęcia, o ilu atakach nie wspomnieli, żeby nie wywoływać niepotrzebnej paniki – odpowiedziałam.
- Zdecydowanie masz rację, córeczko. Wyczytałaś coś ciekawego w tej waszej gazecie, co codziennie przychodzi? – spytał tata zaciekawiony.
- Niewiele. Głównie o tym, że zwiększają straże. – Mogę przysiąc, że w tym momencie tata wymamrotał coś, co brzmiało jak „najwyższa pora”. – Że uzasadnione użycie magii przed ukończeniem siedemnastu lat nie będzie karane, że postarają się złapać Śmierciożerców.
- Czyli to co zwykle?
- W sumie, to tak. Ale wspomnieli też coś o dodatkowej ochronie dla czarodziejów mugolskiego pochodzenia wraz z rodzinami. Niestety nie powiedzieli nic konkretnego – uzupełniłam.
- Lepsze to niż nic.
- Wiem, tato. Tak przy okazji… James zaprasza całą naszą paczkę do siebie. – Tu spojrzałam na ojca z nadzieją.
- I mam przekonać mamę, że możesz jechać i nic ci nie będzie – odparł mi ze śmiechem.
- No… - odparłam kiwając energicznie głową. – Możesz powiedzieć mamie, że tata Jamesa jest Aurorem i w razie, czego może mnie odebrać spod domu i odprowadzić z powrotem.
- Coś wymyślę, nie martw się – zaśmiał się mężczyzna, czochrając mi włosy, gdy wychodził z pokoju.
            Zostawiłam to zadanie w rękach taty, doskonale wiedząc, że on sobie poradzi z tym lepiej niż ja.
            Poza tym jak już wcześniej postanowiłam, złapałam różdżkę, wetknęłam ją do kieszeni spodni i wyszłam na spacer, uprzednio informując o tym rodziców.
            Była naprawdę piękna pogoda. Cała ulica skąpana była w promieniach światła. Aż przyjemnie było wyjść na dwór i pospacerować. Nie miałam prawdę mówiąc żadnego celu, od tak chodziłam sobie przez godzinkę, czy dwie po ulicach, po lesie. W pewnym momencie moją uwagę przykuło coś czarnego. Przyjrzałam się dokładniej i ujrzałam siedzącego na środku polany chłopaka o ciemnych włosach. Na początku wzięłam go za Severusa, jednak, gdy podniósł się z miejsca i udał w bliżej nieznanym mi kierunku okazało się, że to nie mógł być on. Był trochę za niski, zbyt opalony i nie był aż tak chudy. Po tamtym wydarzeniu uznałam, ze pora wracać do domu. Moje oczy zaczęły płatać mi figle.
            Kiedy przekroczyłam próg domu, poczułam przyjemną woń pieczonego ciasta. Zdjęłam, więc buty i podążyłam za zapachem do kuchni. Mama siedziała przy stole, czytając jakąś książkę. Kiedy usłyszała moje kroki, podniosła głowę i powiedziała:
- Upiekłam ciasto, skarbie. Poza tym uzgodniliśmy z tatą, że możesz jechać do tego kolegi. Tylko postaraj się uważać.
- Jasne, mamuś – obiecałam, całując kobietę w policzek, porywając kawałek ciasta z talerza i biegnąc na górę, odpisać Jamesowi.

Hej, James!
To chyba dobrze, że nie musisz jej przyjmować, prawda?
Wyślij mi adres i pozdrów Syriusza
Lily E.

*Wiecie na 100% procent, że to na tej postaci historycznej Rowling wzorowała Voldemorta, ale tak profilaktycznie załączam informację.
**Nie ma nigdzie informacji o tym, jak miał na imię ojciec Lily.

9 komentarzy:

  1. Super!
    Nie mogę doczekać się rozmowy Lily i Jamesa.
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem na ciebie wściekła. Po prostu wściekła. Przesunęłaś termin o...tak, o cały miesiąc od pierwszej daty. Rozumiem,że to nie twoja wina, po prostu raz przestawiłaś, a potem juz tak się potoczyło, trudno, nic nie mogłaś poradzic, ale nie zmienia to faktu,że naprawdę jestem bardzo zła.

    Co do rozdziału jak zawsze fajny. Podobała mi sie scenka z czarnowłosym chłopakiem na spacerze i to, jak Lilka przeglądała album. Rozmowa z rodzicami też świetna.

    Życzę weny i za 3 tygodnie chcę widzieć świeżutki rozdział i nie przyjmuję usprawiedliwień.

    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem ich nie będzie, bo już go zaczęłam;)

      Usuń
  3. Już myślałam, ze nie napiszesz kolejnego rozdziału do Wielkanocy, ale jednak jest ! Czuję, ze to było takie jakby uzupełnienie do poprzednich i kolejnych rozdziałów. Zbyt wiele sie nie wydarzyło, a akcja rozgrywa się tylko (no prawie) domu Lily. Ale nie oznacza to, ze rozdział by zły ! Chyba najbardziej spodobał mi się list James'a oraz rozmowa Lily z rodzicami. Cieszę się, że nowy rozdział już niebawem :) UWAGA SPAM ! http://album-huncwotow.blogspot.com/ Zapraszam na blog poświęcony Huncwotom, Lily Evans oraz jej przyjaciółkom. Są to ich wspomnienia, w formie zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, już się bałam, że nie dodasz tego rozdziału xD. Ale na szczęście pojawił się ^^. Mam nadzieję, że z rozdziałem 54 nie będzie żadnych poślizgów... ;D
    Rozdział oczywiście jak zwykle świetny ^^. I widzę, że Lily poradziła sobie z rozmową z rodzicami... szczerze, to myślałam, że będzie gorzej. Haha, w pewnym momencie wyobraziłam sobie Jamesa jak pisze tamten list do Lily i przez pięć minut się śmiałam, wyobrażając sobie, jak Potter robi minę zbitego psa ;D.
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam ogłosić, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Informację znajdziesz na moim blogu: http://meet-love-halfway.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to ten, tego.. ;D Smacznego jajka i wesołych świąt i fajnego Dyngusa, a raczej bitwy na śnieżki :) i tak dalej ;DD Nie umiem składać życzeń XDD PS Pisz szybko rozdział <3
    Pzdr, Miaucząca(Alice)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ohhh........... Pisz następny rozdział. Świetna historia.

    OdpowiedzUsuń