Jest nowy rozdział;) Następny w okolicach ferii Wielkanocnych. Przepraszam za opóźnienie, ale to z internetem nie było już moją winą. Reszta tak i tu się kajam przed Wami. Ale ja już nie ględzę.
Zapraszam do czytania i komentowania
Asia-A&J
Tata zaniósł mnie na piętro, po czym
delikatnie położył mnie na łóżku, szepcząc:
- Co
tam się u was znowu dzieje, Lily, co się dzieje?
Niestety nawet gdybym była na tyle
przytomna, żeby odpowiedzieć, to nie znałabym odpowiedniej odpowiedzi na to
pytanie.
Niedane mi było jakoś szczególnie
wypocząć w nocy, ponieważ prawdę powiedziawszy ani na chwilę nie zasnęłam.
Przez cały czas trwałam w swego rodzaju półśnie. Niby się odpoczywa, ale gdy przychodzi,
co do czego, to budzi się człowiek jeszcze bardziej zmęczony. Nie miałam, co
prawda koszmarów, ale śniły mi się twarze tych wszystkich ludzi, których
widziałam w szpitalu, zmęczone, pełne bólu lub rezygnacji. To gorsze niż
najgorszy ze złych snów.
Około godziny jedenastej wyrwałam
się ze swoistego transu, w jaki zapadałam w samochodzie i słysząc, jak głośno
burczy mi w brzuchu, niemalże pędem pobiegłam na śniadanie. Tam niemalże
wpadłam na wchodzących do jadalni, wyraźnie zaspanych rodziców.
Chwila moment, czy dzisiaj nie
jest poniedziałek? Co oni tu robią?
-
Mamo, czy wy nie powinniście być w pracy? – spytałam, nadal patrząc na nich
rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
-
Normalnie tak, Lily, ale ze względu na ten wczorajszy atak centrum Londynu jest
nadal zamknięte, więc dzisiaj mamy wolne, w każdym razie ja, bo tata idzie do
pracy, tylko, że na siedemnastą. Swoją drogą Andrew** nie rozumiem, po co was
tam ciągną na godzinę.
- A,
no chyba, żeby tak – odparłam uśmiechając się ze zrozumieniem.
Tuż potem podeszłam szybko do blatu
i zaczęłam robić sobie śniadanie. Starałam się za wszelką cenę uniknąć albo
przynajmniej przesunąć w czasie rozmowę z rodzicami, ale wiedziałam, że szanse
powodzenia są raczej nikłe. W każdym razie po chwili podniosłam wypełniony
talerz i siadłam przy stole.
-
Kochanie… Opowiedz nam, co się wczoraj tak naprawdę stało i dlaczego wróciłaś
od Dorcas praktycznie nieprzytomna – poprosił tata. – Nie zapominaj, że
prędzej, czy później i tak się dowiemy – dodał, widząc moje niechętne
spojrzenie.
Westchnęłam ciężko, po czym zaczęłam
opowiadać:
-
Jak dobrze wiecie, Śmierciożercy zaczęli panoszyć się w naszym świecie już
kilka lat temu. Ostatnio, jednak ich przywódca poczuł się pewniej, ponieważ to
wszystko zdecydowanie się nasiliło. Zaczęli oni, bowiem atakować miejsca
zdawałoby się nietykalne, jak Pokątną, czy centrum mugolskiego Londynu, w
dodatku robią to w biały dzień, a nie jak wcześniej nocami. – Tu przerwałam na
chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Żeby się przełamać całą wypowiedź
powiedziałam, bowiem na jednym wydechu.
- Aurorzy
na szczęście zareagowali dosyć szybko, mimo to było wielu rannych i… Cóż martwych
– dokończyłam poprzednią myśl, nim kontynuowałam dalej. – Odnośnie mojego
zmęczenia… Była potrzebna pomoc w szpitalu. Każda pomoc dla uściślenia. O ile
dobrze pamiętam ściągali każdego, kto się zgodził i miał więcej niż piętnaście
lat, czyli po prostu zdane SUMy. Mnie przypadło zajmowanie się dziećmi.
Wykańczające zarówno fizycznie, jak i psychicznie – skończyłam, wzdychając
ciężko.
- Co
masz przez to na myśli? – spytała mama.
- To
były głównie bardzo małe dzieciaki, około pięciu lat. Większości pomogłam
skutecznie znaleźć rodziców, ale w kilku przypadkach się nie udało. Poza tym,
na samą o bezwzględności Śmierciożerców, ich braku współczucia i ludzkich
odruchów robi mi się niedobrze.
-
Powiedz ty mi, Lily, dlaczego oni to tak ogólnie robią. Mówiłaś nam
wielokrotnie, co robią, ale nigdy, dlaczego.
- Prawdę
powiedziawszy, tato, to o ile wiem, dlaczego to robią, to jest to dla mnie
całkowicie niepojęte. Tutaj chodzi tylko o względy ideologiczne. Pewnie
zauważyliście, że najczęściej krzywdzą ludzi niemagicznych, czarodziei takowego
pochodzenia, bądź z takowymi sympatyzujących?
- No
tak – odparli moi rodzice unisono.
-
Cóż o to właśnie chodzi. To wszystko ze względów ideologicznych. Oni twierdzą,
że mugole i czarodzieje mugolskiego pochodzenia są gorsi od czarodziei czystej
krwi – zauważyłam, że lekko wysyczałam ostatnie słowa, na co mama spojrzała na
mnie zdziwiona, jakby pytając, czy w byciu „czystej krwi” jest coś złego.
-
Oczywiście pochodzenie ze stricte czarodziejskiej rodziny nie jest niczym złym,
wszystko zależy od nastawienia. Po prostu tego terminu najczęściej używają ci,
którzy chcą się tym wywyższyć. Poza tym, jak to brzmi „czysta krew” –
zaszydziłam ze złością. – Krew jest czerwona, czerwona, no ewentualnie brązowa,
jak zakrzepnie, nie brudna, czy czysta.
-
Wiemy o tym doskonale, kochanie. A ty zbaczasz z tematu – upomniała mnie mama
łagodnie, kładąc rękę na moim ramieniu, żeby uspokoić wzbierającą we mnie
złość.
- Tak,
tak. W każdym bądź razie zaczyna się od prostych rzeczy np. pogardliwych
określeń typu „szlama”, czy „zdrajca krwi”. Potem dochodzi do szykanowania.
Niektórzy odzyskują rozum albo poprzestają na tym, ewentualnie propagując
chociażby większą kontrolę, czy coś w tym stylu, w końcu rasizm nie czyni z
ludzi morderców. Ale część na tym nie poprzestaje. Niektórzy przyłączają się do
Voldemorta, chcąc „oczyścić Anglię z mugoli, czyli tych, którzy palili naszych
przodków na stosach”, czy inne tego typu.
-
Czyli ten cały Voldemort, to tak trochę jak Hitler*, czyż nie?
-
Tak, mamo. Podobnie.
-
Czyli przerąbane.
Słysząc, jak mój tata podsumował
całą sytuację, wybuchłam gromkim śmiechem. I pokiwałam z zapałem głową. Chwilę
potem dopiłam herbatę i wstałam od stołu, mając nadzieję, że rozmowa skończona
i nie dojdziemy do kwestii, „Ale to zbyt niebezpieczne!”. Jednak, kiedy zaczęłam
wstawać od stołu mama spytała tylko cicho:
- Czy
to jest bezpieczne?
-
Co, mamo? – odparłam siadając z powrotem na krzesło.
-
Wychodzenia na Pokątną i do czarodziejskiego świata?
-
Mamo… - westchnęłam przeciągle. – Ataki były też na mugolski Londyn, to tak dla
przypomnienia. Poza tym Ministerstwo zwiększyło już kontrolę, jak byliśmy w
Mungu to widziałam, oprócz tego jeszcze się nie zdarzyło, żeby Śmierciożercy
zaatakowali to samo miejsce dwa razy.
-
Jesteś pewna?
-
Oczywiście, że tak – odpowiedziałam łagodnie, widząc prawdziwe zmęczenie na
twarzy kobiety. – Jest pełno Aurorów we wszystkich uczęszczanych częściach
Londynu, poza tym atak na Pokątną nie miałby sensu, bo na to wszyscy są
przygotowani. To nawet z czysto pragmatycznego punktu widzenia jest naprawdę
nielogiczne.
-
Lily ma rację, kochanie – poparł mnie tata, obejmując żonę uspokajająco
ramieniem.
-
Wiem… Po prostu bardzo się martwię, a to, że oni gdyby chcieli bez problemu
mogliby po prostu przyjść do naszego domu…
-
Nie zrobią tego, mamo. Nie mają, po co. Nie jestem szczególnie znaną postacią,
a jeśli chodzi o czarodziei pochodzenia mugolskiego, to dotychczas zabijali
tych powszechnie rozpoznawalnych, żeby to wzbudziło pożądany efekt. – Prawdę
mówiąc nie wiedziałam, czy to prawda. Owszem w prasie pojawiały się wieści
głównie o śmierci najbardziej znanych przedstawicieli czarodziejskiego świata,
ale to wcale nie znaczy, że wiadomości o innych nie zostały stłumione, żeby nie
wzbudzać nadmiernej paniki.
Tata spojrzał na mnie, wyraźnie
wyczuwając lekkie nagięcie prawdy, ale pokiwał lekko głową ze zrozumieniem. On
też nie chciał, żeby mama się martwiła. W końcu, jeśli będą chcieli nas
zaatakować, to i tak temu nie zapobiegniemy. Uśmiechnęłam się do taty lekko,
artykułując bezgłośnie „Później ci powiem”. Na szczęście tata umie doskonale
czytać z ruchu warg.
W każdym bądź razie włożyłam
naczynia do zlewu, po czym poszłam do swojego pokoju. Tam od razu zauważyłam
siedzącą na parapecie przy otwartym oknie sowę. Szybko wzięłam od ptaka list,
po czym od razu go rozwinęłam i zaczęłam czytać.
Hej, Lily!
Mam nadzieję, że się wyspałaś. Tak po
prawdzie to zbyt wiele Ci do powiedzenia nie mam, w końcu
widzieliśmy się raptem
wczoraj. W sumie są dwie sprawy.
Po pierwsze. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wkopałem Cię w
rozmowę z
rodzicami. To nie było
specjalnie, więc postaraj się opanować swoje
mordercze zapędy wobec Mnie przed Naszym najbliższym
spotkaniem. Proszę. Tutaj normalnie zrobiłbym minę
smutnego psa, bo to zawsze działa, ale przez papier jest to lekko
problematyczne.
To prowadzi też do
drugiej informacji. Tuż po tym, jak odstawiliśmy Cię do
domu, doszliśmy do wniosku, że Nasze
spotkanie było zdecydowanie za krótkie, no, bo przerwane w połowie, więc trzeba
to nadrobić. Z tego powodu zapraszam Cię i resztę paczki
też, listy
już rozesłane, do siebie. Rodzice, co prawda, będą w domu,
bo, jak oni to ujęli, wolą, żeby
pozostał on w całości, ale
dworek jest dosyć duży, więc nie będzie
problemów.
Jeśli Twoi
rodzice będą się
obawiali o bezpieczeństwo, to możesz
wspomnieć, że mój tata jest Aurorem i w razie, czego możemy Cię wziąć prosto
z domu i pod takowy odstawić.
Nie przyjmuję odmowy.
James P.
PS
Syriusz prosił, żeby Cię
pozdrowić.
Czyli jednym słowem czeka mnie
przekonywanie rodziców, że wizyta u chłopaków to na pewno dobry pomysł. Mam
niejasne przeczucie, że trochę to potrwa. Ale tym zajmę się wieczorem. Najpierw
muszę jeszcze wytłumaczyć tacie dokładniej, o co chodzi w tym wszystkim, a
potem trochę ochłonąć. Może na spacerze? Tak to bardzo dobry pomysł.
Czekając na tatę uznałam, że w sumie
wypadałoby zobaczyć, co o wczorajszych wydarzeniach napisali w Proroku.
Przerzuciłam, więc niemalże cały pokój w poszukiwaniu gazety, którą dzisiaj z
samego rana odebrałam od sowy. Byłam wtedy jednak na tyle nieprzytomna, że nie
pamiętam, gdzie ją położyłam. W końcu odnalazłam ją na łóżku, w najbardziej
widocznym miejscu w pokoju. Jak zwykle, że tak to ujmę.
Otworzyłam Proroka i spojrzałam na
pierwszą stronę. Nagłówek krzyczał „Brutalny atak na Londyn!”, pod nim zaś
znajdowało się zdjęcie zniszczonego miasta, zdecydowałam się, więc przeczytać
cały artykuł i dowiedzieć się, czy pojawiły się jakieś nowe rewelacje w całej
sprawie. Wszystko zaczynało się od krótkiego sprawozdania z zamachu.
…Wczoraj
około godziny jedenastej Śmierciożercy zaatakowali ulicę Pokątną, Bank
Gringotta i centrum niemagicznego Londynu. Niestety we wspomnianych miejscach
nie było wystarczającej liczby Aurorów, by powstrzymać napad, a posiłki
przybyły dopiero po około pół godzinie. Śmierciożercy podpalili i
zabarykadowali wypełnione ludźmi sklepy na ulicy Pokątnej, zniszczyli hal w
banku i torturowali wiele osób. Oprócz tego napadli również mugolską część
miasta. Tam zniszczenia i ofiary w ludziach były o wiele większe, bowiem
powstrzymanie atakujących przez mugolskich stróżów prawa okazało się
niemożliwe. Nim Aurorzy zdążyli zareagować, większość Śmierciożerców uciekła,
pozostawiając po dobie zdemolowane miasto, wielu rannych i zabitych. Dokładniej
o szczegółach ataku można przeczytać na stronie 3 i 4.
Tuż pod tym pokrótce przedstawiono statystykę dotyczącą strat.
Ulica
Pokątna i Bank Gringotta: 89 zabitych, 253 rannych, w tym 58 w stanie
krytycznym.
Niemagiczne
centrum Londynu: 157 zabitych, 298 rannych, w tym 93 w stanie krytycznym.
Wszystkie
liczby są orientacyjne i mogą ulec zmianie.
Po przeczytaniu tego chciałam
odłożyć gazetę, w końcu dowiedziałam się wszystkiego, co miałam ochotę
wiedzieć. Na następnej stronie mignęło mi jednak coś, co mnie zaciekawiło. Stanowisko
Ministerstwa Magii wobec ataku. Prawdę powiedziawszy chciałabym się dowiedzieć,
co oni maja w tej sprawie do powiedzenia. W końcu jakby nie patrzeć, nie
zabezpieczyli zaatakowanych miejsc odpowiednio. W każdym bądź razie ponownie
otworzyłam Proroka i zagłębiłam się w wywiadzie z jednym z Ministrem Magii. Nie
zamierzałam czytać go w całości, a jedynie przejrzeć interesujące mnie
fragmenty.
- Ministerstwo
powzięło odpowiednie środki mające na celu złapanie tych, którzy dopuścili się
tak brutalnego aktu przemocy.
Odpowiednie, czyli jakie? Pogadacie
o tym trochę jak zwykle i dacie sobie spokój, bo boicie się Voldemorta? Mogę
się założyć, że tak będzie.
-
Poza tym liczba Aurorów patrolujących ulice Londynu zarówno magicznego jak i
niemagicznego została znacznie zwiększona.
Czyli, w jakim stopniu? Dwukrotnie,
trzykrotnie, czy może o jednego Aurora? Jak ja kocham takie ogólniki. Poza tym
to tak trochę post factum.
- Wszyscy
odpowiedzialni za atak zostaną przykładnie ukarani. Wszyscy, których uda nam
się złapać, zostaną jeszcze tego samego dnia postawieni przed sądem.
Jeżeli uda się wam kogokolwiek złapać,
a na to się na razie nie zanosi. Wtedy może, ale tylko może coś zrobicie. Ale a
nuż złapiecie kogoś, ze świetnymi koneksjami, a wtedy tu już nic, ale to nic
się nie zdziała.
-Wszyscy,
którzy wykazali się odwagą i stanęli w obronie zaatakowanych zostaną
wynagrodzeni. Oprócz tego wszystkim, którzy ucierpieli w ataku zostanie
udzielona niezbędna pomoc materialna, lekarska, bądź jakakolwiek jak będzie
potrzebna, a jej dostarczenie będzie możliwe.
I to jest jakiś pozytyw.
Przynajmniej tutaj wykazali się, jako takim rozsądkiem i nie zignorowali
potrzebujących.
-
Poza tym zostaną zastosowane dodatkowe procedury, mające na celu ochronić ludzi
niemagicznych i czarodziei mugolskiego pochodzenia wraz z rodzinami.
Dokładniejsze informacje o tym podamy lada dzień.
To mi się podoba. O ile zrobią to, o
czym mówią, to będzie miło. Mama mogłaby się wtedy przynajmniej trochę mniej
martwić. Poza tym ta dodatkowa ochrona mogłaby odnieść jakiś skutek.
-
Poza tym, jeżeli jakikolwiek niepełnoletni czarodziej użyje magii poza szkołą
do obrony własnej, to nie zostaną wobec niego wyciągnięte żadne konsekwencje.
Oczywiście mowa tu o ochronie własnego życia lub zdrowia, a nie zabawie.
To w sumie też jest istotna
informacja. Prawdę mówiąc to zawsze w ten sposób działało, ale teraz może nie
będą przynajmniej ciągać ludzi bez potrzeby po sądach.
W dalszej części wywiadu nie znalazłam
nic ciekawego, więc odłożyłam gazetę na bok i zaczęłam przeglądać leżący koło
łóżka album. Założyłam go już na pierwszym roku i od tamtej chwili, co jakiś
czas uzupełniałam go nowymi zdjęciami.
Jako pierwsze wpadło mi w oko
zdjęcie, na którym Syriusz ciągnie Dorcas za warkocz. Dziwne, wtedy jakoś nie
zauważyłam błysku w jego oczach, gdy przekomarzał się z moją przyjaciółką.
Teraz widziałam go za to aż nazbyt wyraźnie. Chwilę później znalazłam zdjęcie
Ann i Remusa trzymających się mocno za ręce. W ich przypadku od samego początku
wyczuwałam wzajemne zainteresowanie. Zresztą nie tylko ja. Prawdę mówiąc
wszyscy poza nimi, jak to zwykle bywa.
Potem znalazłam Jego zdjęcie. Wyjęłam je delikatnie z albumu i
przyjrzałam się mu dokładniej. Chłopak siedział
pod wierzba na Błoniach, a jego czarne oczy przyglądały się otoczeniu z czymś,
czego do dziś nie umiałam zinterpretować. Może ze smutkiem? Nie mam pojęcia. W
każdym razie w pewnym momencie jego wzrok spoczął na mnie, trzymającej aparat.
Wtedy jego oczy rozjaśniły się radością, a on sam pogroził mi z uśmiechem
palcem. Nie zamierzałam wyrzucać zdjęć, na których On się znajdował. Po co?
Nasza przyjaźń była piękna i nie planuję o niej zapomnieć, nasze drogi się
odeszły, ale z Severusem wiążę zbyt wiele miłych wspomnień, by od tak o nich zapomnieć.
Z tą myślą odłożyłam zdjęcie na miejsce.
Przeglądałam album do momentu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Wtedy położyłam go obok łóżka i zawołałam:
-
Proszę!
Ani trochę nie zdziwił mnie widok
taty wchodzącego do pokoju.
- No,
Lilka. Jak to jest w końcu z tymi atakami. Wiem, że nie chciałaś martwić mamy i
całkowicie to popieram, ale obiecałaś też, że później mi powiesz dokładniej –
spytał mężczyzna, siadając obok mnie.
- W
sumie wszystkie napady, o których wspomniał Prorok dotyczyły właśnie znanych
osób. Ale nie mam zielonego pojęcia, o ilu atakach nie wspomnieli, żeby nie
wywoływać niepotrzebnej paniki – odpowiedziałam.
-
Zdecydowanie masz rację, córeczko. Wyczytałaś coś ciekawego w tej waszej gazecie,
co codziennie przychodzi? – spytał tata zaciekawiony.
-
Niewiele. Głównie o tym, że zwiększają straże. – Mogę przysiąc, że w tym
momencie tata wymamrotał coś, co brzmiało jak „najwyższa pora”. – Że uzasadnione
użycie magii przed ukończeniem siedemnastu lat nie będzie karane, że postarają
się złapać Śmierciożerców.
-
Czyli to co zwykle?
- W
sumie, to tak. Ale wspomnieli też coś o dodatkowej ochronie dla czarodziejów
mugolskiego pochodzenia wraz z rodzinami. Niestety nie powiedzieli nic
konkretnego – uzupełniłam.
-
Lepsze to niż nic.
-
Wiem, tato. Tak przy okazji… James zaprasza całą naszą paczkę do siebie. – Tu spojrzałam
na ojca z nadzieją.
- I
mam przekonać mamę, że możesz jechać i nic ci nie będzie – odparł mi ze
śmiechem.
- No…
- odparłam kiwając energicznie głową. – Możesz powiedzieć mamie, że tata Jamesa
jest Aurorem i w razie, czego może mnie odebrać spod domu i odprowadzić z
powrotem.
-
Coś wymyślę, nie martw się – zaśmiał się mężczyzna, czochrając mi włosy, gdy
wychodził z pokoju.
Zostawiłam to zadanie w rękach taty,
doskonale wiedząc, że on sobie poradzi z tym lepiej niż ja.
Poza tym jak już wcześniej
postanowiłam, złapałam różdżkę, wetknęłam ją do kieszeni spodni i wyszłam na
spacer, uprzednio informując o tym rodziców.
Była naprawdę piękna pogoda. Cała
ulica skąpana była w promieniach światła. Aż przyjemnie było wyjść na dwór i
pospacerować. Nie miałam prawdę mówiąc żadnego celu, od tak chodziłam sobie
przez godzinkę, czy dwie po ulicach, po lesie. W pewnym momencie moją uwagę
przykuło coś czarnego. Przyjrzałam się dokładniej i ujrzałam siedzącego na
środku polany chłopaka o ciemnych włosach. Na początku wzięłam go za Severusa,
jednak, gdy podniósł się z miejsca i udał w bliżej nieznanym mi kierunku okazało
się, że to nie mógł być on. Był trochę za niski, zbyt opalony i nie był aż tak
chudy. Po tamtym wydarzeniu uznałam, ze pora wracać do domu. Moje oczy zaczęły
płatać mi figle.
Kiedy przekroczyłam próg domu,
poczułam przyjemną woń pieczonego ciasta. Zdjęłam, więc buty i podążyłam za zapachem
do kuchni. Mama siedziała przy stole, czytając jakąś książkę. Kiedy usłyszała
moje kroki, podniosła głowę i powiedziała:
-
Upiekłam ciasto, skarbie. Poza tym uzgodniliśmy z tatą, że możesz jechać do
tego kolegi. Tylko postaraj się uważać.
-
Jasne, mamuś – obiecałam, całując kobietę w policzek, porywając kawałek ciasta
z talerza i biegnąc na górę, odpisać Jamesowi.
Hej, James!
To chyba dobrze, że nie
musisz jej przyjmować, prawda?
Wyślij mi adres i pozdrów
Syriusza
Lily E.
*Wiecie
na 100% procent, że to na tej postaci historycznej Rowling wzorowała
Voldemorta, ale tak profilaktycznie załączam informację.
**Nie
ma nigdzie informacji o tym, jak miał na imię ojciec Lily.
Super!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się rozmowy Lily i Jamesa.
Życzę weny i pozdrawiam,
Lilka.
jestem na ciebie wściekła. Po prostu wściekła. Przesunęłaś termin o...tak, o cały miesiąc od pierwszej daty. Rozumiem,że to nie twoja wina, po prostu raz przestawiłaś, a potem juz tak się potoczyło, trudno, nic nie mogłaś poradzic, ale nie zmienia to faktu,że naprawdę jestem bardzo zła.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jak zawsze fajny. Podobała mi sie scenka z czarnowłosym chłopakiem na spacerze i to, jak Lilka przeglądała album. Rozmowa z rodzicami też świetna.
Życzę weny i za 3 tygodnie chcę widzieć świeżutki rozdział i nie przyjmuję usprawiedliwień.
Pozdrawiam xD
Tym razem ich nie będzie, bo już go zaczęłam;)
UsuńJuż myślałam, ze nie napiszesz kolejnego rozdziału do Wielkanocy, ale jednak jest ! Czuję, ze to było takie jakby uzupełnienie do poprzednich i kolejnych rozdziałów. Zbyt wiele sie nie wydarzyło, a akcja rozgrywa się tylko (no prawie) domu Lily. Ale nie oznacza to, ze rozdział by zły ! Chyba najbardziej spodobał mi się list James'a oraz rozmowa Lily z rodzicami. Cieszę się, że nowy rozdział już niebawem :) UWAGA SPAM ! http://album-huncwotow.blogspot.com/ Zapraszam na blog poświęcony Huncwotom, Lily Evans oraz jej przyjaciółkom. Są to ich wspomnienia, w formie zdjęć :)
OdpowiedzUsuńO rany, już się bałam, że nie dodasz tego rozdziału xD. Ale na szczęście pojawił się ^^. Mam nadzieję, że z rozdziałem 54 nie będzie żadnych poślizgów... ;D
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście jak zwykle świetny ^^. I widzę, że Lily poradziła sobie z rozmową z rodzicami... szczerze, to myślałam, że będzie gorzej. Haha, w pewnym momencie wyobraziłam sobie Jamesa jak pisze tamten list do Lily i przez pięć minut się śmiałam, wyobrażając sobie, jak Potter robi minę zbitego psa ;D.
Pozdrawiam! ^^
Chciałam ogłosić, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Informację znajdziesz na moim blogu: http://meet-love-halfway.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No to ten, tego.. ;D Smacznego jajka i wesołych świąt i fajnego Dyngusa, a raczej bitwy na śnieżki :) i tak dalej ;DD Nie umiem składać życzeń XDD PS Pisz szybko rozdział <3
OdpowiedzUsuńPzdr, Miaucząca(Alice)
Ohhh........... Pisz następny rozdział. Świetna historia.
OdpowiedzUsuńCudowny
OdpowiedzUsuń