Dziękuję serdecznie tym, co we mnie wierzą i
ufają, niestety nie jestem w stanie wymienić z imienia, ale dziękuję kochanym
Anonimom;)
Wczoraj był tu cały wywód, dlaczego nie
zachęcają mnie niektórzy z Was do czytania, ale, że razem z końcówką rozdziału zniknął,
a mi już przeszło, to napiszę tylko, że nie lubię, jak zarzuca mi się kłamstwo,
naprawdę jest to przykre. Prosiłabym tylko o zrozumienie, moja szkoła naprawdę
jest ciężka, każdego dnia jestem w domu najwcześniej o 17(raz się tak zdarza,
bo tak to około 18, lub nawet po 20), a ja muszę jeszcze sypiać, bo przy tych
max. 6 godzinach, to już od dawna permanentnie przysypiam. Mniejsza z tym są
święta;)
Przepraszam, naprawdę, za to straszne
opóźnienie, ale nie dało się inaczej.
Zapraszam do czytania i miłych świąt życzę, drugą
część rozdziału, ponieważ mam WiFi na wyjeździe, będzie tak do środy.
Wstawiłabym ją już teraz, ale wróciłam wczoraj wykończona po Wigilii klasowej
i, o ile napisałam, o tyle nie zapisałam, a jutro wyjeżdżam o czwartej rano,
więc muszę się jeszcze spakować.
Rozdział 60 „Zwykły-Niezwykły dzień w szkole”
Przypomnienie
rozdziału 59
- Pewnie wszyscy zastanawiacie się, po co was
tu zebraliśmy – zabrał głos dyrektor. – Niestety nie mamy dla was dobrych
wieści. Otóż poczynając od dzisiaj obowiązuje całkowity zakaz przebywania na
korytarzach szkolnych po godzinie dwudziestej drugiej. Zdaję sobie sprawę, że
nie jest to nic nowego, jednakże od teraz wychowawcy będą sprawdzać, czy
wszyscy jesteście w swoich dormitoriach, czy też przynajmniej pokojach
wspólnych.
Oczywiście ostatniemu zdaniu Dumbledore’a zawtórowały okrzyki protestu.
- Rozumiem wasze oburzenie kochani, ale możecie
mi wierzyć, że z powodów, które zaraz wam wytłumaczę, jest to naprawdę
konieczne. – I znów zaległa cisza, nie ma, co, profesor umie budować napięcie.
– Poza tym to jeszcze nie koniec ograniczeń, które, w porozumieniu z
Ministerstwem Magii, wprowadzamy. Najbliższe wycieczki do Hogsmeade zostają, ze
względów bezpieczeństwa, odwołane. Szkoły zaś będą pilnować Aurorzy, tak na
wszelki wypadek.
Nikt się nie odzywał, absolutnie nikt. Wszyscy zastanawiali się, co dyrektor
miał na myśli, mówiąc „ze względów bezpieczeństwa” i „na wszelki wypadek”. Ja
wiedziałam. I chciałam zapomnieć.
- Pewnie chcecie wiedzieć, co miałem na myśli
mówiąc o zapewnianiu wam należytego bezpieczeństwa i o środkach ostrożności,
przedsięwziętych, aby zapobiec złu? – Mężczyzna westchnął głęboko. – Mamy wojnę
moi drodzy, tym razem już naprawdę. Nie stoi ona jedynie u naszych drzwi,
czekając na najlepszy moment, by uderzyć, o nie… Dzisiaj przechodzi prze próg i
atakuje niczego niespodziewających się ludzi. Zagrożenie, które nadeszło tak
niespodziewanie jest całkowicie realne i niewiele możemy zrobić, aby mu
zapobiec.
I wtedy zapanowała panika.
Koniec przypomnienia
Reakcja
uczniów na początek wojny była, łagodnie rzecz ujmując, gwałtowna. Część
pierwszorocznych po prostu wybuchła płaczem, a za ich przykładem poszedł drugi
rok i wiele starszych dziewcząt. Wiele osób patrzyło się tępo przed siebie,
starając się przetrawić otrzymane informacje, bądź raz po raz zerkało na
dyrektora, aby upewnić się, czy to nie jest po prostu jakiś okrutny żart. Nie
był, niestety nie był. Byłam już święcie przekonana, że młodym czarodziejom nie
uda się wyrwać z tego stanu otępienia, gdy szum rozmów, płaczów i krzyków
przerwał profesor Dumbledore, ponownie zabierając głos.
- Moi drodzy, prosiłbym was jeszcze o chwilę
uwagi. – Dyrektor odczekał, aż zaległa względna cisza, po czym znów zaczął mówić.
– Przede wszystkim należy się uspokoić i spojrzeć na całą tę sytuację z góry. W
Hogwarcie jesteście bezpieczni, nie ma, co do tego wątpliwości. Owszem
Ministerstwo domaga się, aby Aurorzy pilnowali szkoły, ale ma to tylko wzmocnić
już istniejącą ochronę, a nie wprowadzić nową, na miejsce nieistniejącej. Poza
tym, możecie mi wierzyć, że nasi nauczyciele nie dopuszczą do tego, aby
cokolwiek wam się stało. – Tutaj zawtórowały mu zgodne pomruki całej kadry. –
Wierzcie lub nie, ale moje wcześniejsze ogłoszenie nie miało na celu
wystraszenia was, co to, to nie. Chcieliśmy oswoić was z sytuacją i dać wam
czas na przemyślenie tej sprawy. Tutaj jesteście bezpieczni, wasze rodziny na
pewno otoczyły już wasze domy barierami ochronnymi. Jeśli wasi rodzice są niemagiczni,
też nie macie się, o co martwić, w Ministerstwie Magii powstaje specjalny
oddział mający na celu właśnie wznoszenie osłon wokół domów uczniów z rodzin
mugolskich, który zacznie działalność już jutro rano.
W
tym momencie naprawdę mi ulżyło. Co prawda sama mogłabym wznieść jakieś
bariery, ale dopiero po siedemnastych urodzinach, czyli, jakby nie patrzeć, w
styczniu, a to jeszcze dobrych parę miesięcy.
- Niebezpieczeństwo czeka na Was dopiero poza
szkołą, ale i na to postaramy się, tych, co będą chcieli, oczywiście, jak
najlepiej przygotować. Od poniedziałku zaczyna działalność klub pojedynków, a
profesor Robinson obiecał skupić się na praktycznej części Obrony Przed Czarną
Magią, tak na wszelki wypadek. Zakaz używania magii w wakacje pozostaje, jednakże
wyłączone od tego zostają wszelkie zaklęcia ochronne, które przyjdą wam do
głowy i kilka zaklęć codziennego użytku, Ministerstwo obiecało ogłosić listę
tych czarów w jutrzejszym „Proroku”.
To
już zostało przyjęte z powszechnym entuzjazmem, co wywołało słaby uśmiech na
twarzy dyrektora.
- Cieszy mnie bardzo, że chociaż jedna z
dzisiejszych wiadomości jest miła dla waszych uszu. A teraz, moi drodzy, życzę
wam miłej nocy i proszę o jak najszybsze udanie się, jak najkrótszą droga – tu
mężczyzna zerknął z uśmiechem na Huncwotów – do waszych dormitoriów.
Przemowa
Dumbledore’a zdawała się odnieść pożądany skutek, ponieważ już gdzieś w połowie
większość uczniów się uspokoiła i zaczęła pomagać swoim przyjaciołom odzyskać
wigor i odwagę. Dzięki temu wszystkim
stosunkowo szybko udało się zebrać w sobie i wyjść z Wielkiej Sali. Tym razem
nawet sławna czwórka z Gryffindoru nie próbowała protestować i także udała się
do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- I co o tym sądzisz, Lily? – spytał się mnie
po drodze James.
- Sama nie wiem. Dyrektor trochę mnie uspokoił,
ale prawdę mówiąc dalej się boję, że uda im się tutaj przedrzeć, nie ma rzeczy
niemożliwych, czyż nie?
- To prawda, ale nie masz się, czego obawiać.
Voldemort boi się Dumbledore’a. Wszyscy o tym wiedzą – pocieszył mnie chłopak.
– Nie zaatakuje szkoły, wiedząc, że profesor tutaj jest, a przecież dyrektor
prawie nigdy nie opuszcza Hogwartu.
- Prawie, James, prawie.
- No niby tak, ale przyznaj, że Voldemort
musiałby z góry wiedzieć, kiedy Dumbledore będzie nieobecny, do tego
potrzebowałby szpiega wśród osób, którym dyrektor ufa na tyle, by zawczasu
powiadomić ich o swoim wyjeździe. Szczerze mówiąc wątpię, aby udało mu się
kogoś takiego znaleźć.
- Też prawda.
W
tym momencie zdążyliśmy już dojść do schodów prowadzących do poszczególnych
dormitoriów i zanim zdążyłam się pożegnać, Potter złapał mnie za ramię i
oznajmił cicho:
- Jak McGonagall sprawdzi już, czy śpicie, to
odczekajcie chwilę i przyjdźcie do nas. Musimy to wszystko obgadać, a wczoraj,
z wiadomych przyczyn, nie było możliwości.
- Dobrze – odparłam także przyciszonym głosem,
po czym już głośniej dodałam – To dobranoc, James.
- Dobrej nocy.
Szybko
wbiegłam po schodach do swojego dormitorium, kątem okaz zauważając, że Huncwot
robi dokładnie to samo. Gdy tylko otworzyłam drzwi do pokoju, poczułam, jak
czyjaś ręka łapie mnie silnie za nadgarstek i wciąga do środka.
- Co tak długo? Nie pamiętasz, że miałyśmy
zacząć planować urodziny Syriusza?
Prawdę
mówiąc zupełnie o tym zapomniałam, ale przecież o tym przyjaciółce nie powiem.
- Jasne, że nie, po prostu James mnie zagadał,
mówi, że mamy przyjść do nich do dormitorium, kilkanaście minut po tym, jak
profesor McGonagall sprawdzi czy śpimy.
- Spoko, a teraz, do rzeczy.
Dorcas
już w wakacje dogadała się z Huncwotami, oni mieli zorganizować jedzenie, picie
i kawały, a my całą resztę, wliczając w to miejsce na urodziny. A jest, co
świętować, w końcu to siedemnaste urodziny Blacka.
- No, więc tak. Wiem, że jeszcze prawie trzy
tygodnie do dnia imprezy, ale jak wiadomo lepiej zacząć planowanie jak
najwcześniej, bo zawsze się coś psuje. Wystarczy, że chłopcy za załatwienie
jedzenia i tak dalej zabiorą się, co najwyżej dwudziestego drugiego września,
mogę się o to założyć.
- Dor, są szanse, że Remus ich wcześniej do
tego zmusi – wtrąciła się Ann.
- Wiem, kochana, ale niewielkie, sama przyznasz
– odparła brunetka, która widząc potaknięcie drugiej dziewczyny, uśmiechnęła
się tryumfująco. – Tak jak mówiłam, do rzeczy.
Następną
godzinę zajęło nam planowanie urodzin niejakiego Syriusza Blacka. Pokrótce
ustaliłyśmy, że impreza odbędzie się w Pokoju Wspólnym, bo wiadomo, że będzie
trwała nawet po ciszy nocnej i z Pokoju Życzeń mogliby nas po prostu wyrzucić,
biorąc pod uwagę ostatnie ustalenia. Miałyśmy zamiar zaprosić Gryfonów od
czwartego roku w górę, trochę Puchonów i Krukonów, w każdym razie tych, z
którymi Łapa utrzymywał kontakty. Przez pewien czas zastanawiałyśmy się nad
bratem Syriusza, ale biorąc pod uwagę ich ostatnie stosunki, jednogłośnie
ustaliłyśmy, że to nie jest dobry pomysł. Tortem zajmą się Huncwoci,
prawdopodobnie po prostu namówią skrzaty, żeby im go zrobiły. Dekoracje zrobi
się magicznie, kiedyś przy okazji szukania czegoś w bibliotece znalazłam niezłą
książkę na ten temat, więc nie będzie problemu.
Jeśli chodzi o prezenty, to
każde z nas kupuje Łapie coś od siebie. Chcieliśmy, co prawda kupić mu jakiś
wspólny prezent, ale nie bardzo wiedzieliśmy, co, więc zrezygnowaliśmy z tej
propozycji.
Przy
podarunkach zaczęły się jednak problemu. No, bo kiedy mamy je niby kupić, skoro
odwołali wycieczki do Hogsmeade? Zawsze była jedna w połowie września, więc
nikt z nas nawet nie pomyślał o tym, żeby coś załatwiać w wakacje. Na szczęście
Dorcas przypomniała sobie, że kiedyś, jeszcze przed Hogwartem, rozchorowała się
tuż przed Bożym Narodzeniem i nie miała możliwości pójść z rodzicami na
Pokątną, przez co także kupić prezentów dla rodziny. Przez cały tydzień
chodziła zmartwiona, ale Alan przysłał jej pocztą reklamę czarodziejskiej
sprzedaży wysyłkowej i udało jej się wszystko załatwić na czas. Postanowiłyśmy
użyć tego samego sposobu i powiadomić o tym resztę naszej paczki.
- Wreszcie koniec – westchnęła Dorcas,
zamykając notatnik, w którym zapisywała wszystkie nasze ustalenia, na wypadek,
gdybyśmy o czymś zapomniały. – A teraz, czy pamiętacie naszą coroczną tradycję?
A tak, przecież. Co roku pierwszego lub
drugiego dnia szkoły sporządzałyśmy listę rzeczy, które chcemy zrobić w tym
roku szkolnym. Prawdę mówiąc były tam pomysły tak odległe od siebie, że aż
strach się bać. Przykładowo: podciągnę się z Eliksirów, a zmuszę wreszcie
Syriusza, żeby przyznał się, co do mnie czuje. Co lepsze, obie napisane przez tę
samą osobę. Ale tradycji musi stać się zadość, czyż nie? Starczy, że w zeszłym
roku zabrałyśmy się za to dopiero w listopadzie, bo zapomniałyśmy we wrześniu,
a przypomniało nam się tylko, dlatego, że Ann znalazła w swoim kufrze nasze
postanowienia z, bodajże, drugiego roku.
W
każdym razie zabrałyśmy się do pracy, a efekty były bardziej niż zadowalające.
1. Obiecuję,
że przestanę krzyczeć na Syriusza, gdy nie ma ku temu powodów - Dorcas
Zaowocowało to gwałtownym
kaszlem zarówno u mnie, jak i u Ann, na co nasza przyjaciółka tylko spojrzała
na nas oburzona.
2. Wybiorę
się z Remusem na tę wystawę, którą tak bardzo chciał zobaczyć – Ann
3. Przestanę używać przemocy fizycznej na chłopaku mojej przyjaciółki, nawet, jeśli będzie mnie doprowadzał do szewskiej pasji – Lily
Tą obietnice wymogła na mnie
Dorcas, zauważając, jak często szturcham Syriusza w ramię, gdy nie wie, kiedy
się zamknąć, co następuje średnio, co dwie minuty.
4. Zacznę
wreszcie uważać na Historii Magii – Dorcas
Razem z Ann skwitowałyśmy to
krótkim śmiechem, co roku któraś z nas składała tę obietnicę, czasami
wszystkie. Tym razem czekało to tylko Dorcas, bowiem tylko ona dalej męczy się
z tym przedmiotem, jest jej, bowiem potrzebny do dostania się na studia prawnicze,
na które się uparła.
5. Będę
jadła mniej czekolady – Ann
Ann uparła się, że zrzuci
parę kilo, a my bezskutecznie próbujemy ją odwieść od tego durnego pomysłu.
Możecie mi wierzyć, że ona naprawdę nie ma, z czego schudnąć, jest szczuplejsza
ode mnie, a ja już wielokrotnie słyszałam, że jestem za chuda. Trzeba będzie
zaangażować chłopaków w wbicie jej rozumu do głowy.
6. Zapomnę
o wszystkim, co mnie kiedykolwiek łączyło z Severusem Snapem – Lily
Tutaj obie przyjaciółki popatrzyły na mnie ze współczuciem i
poklepały mnie pocieszająco po ramieniu. Uzupełniałybyśmy listę dalej, ale
nagle do naszego pokoju ktoś zapukał. Ann podniosła się, żeby otworzyć drzwi i
po chwili do dormitorium weszła profesor McGonagall. Rozejrzała się,
sprawdziła, czy wszystkie jesteśmy w pokoju i czy nie ma nikogo w nadmiarze, po
czym życzyła nam dobrej nocy i wyszła.
Nie byłyśmy się już wtedy w stanie skupić na liście, prawdę
mówiąc wolałyśmy poszukać jakichś swetrów, nocami robi się już zimno, a
przecież nie władujemy się chłopakom pod kołdry, bo mogę się założyć, że w nocy
też będą jeszcze sprawdzać, czy śpimy.
W każdym razie już
dwadzieścia minut później, uzbrojone w zapalone różdżki, słodycze, puchowe
kapcie i swetry pospiesznie narzucone na pidżamy, na paluszkach przemknęłyśmy
do dormitorium naszych przyjaciół. Na miejscu drzwi otworzył nam, zdecydowanie
zbyt pełen energii jak na tak późną godzinę, Syriusz.
- Wchodźcie, wchodźcie,
drogie panie!
Chłopak odsunął się lekko na bok, po czym otwierając drzwi,
skłonił się z galanterią wpuszczając nas do środka, kontynuując swoją gierkę:
- Tak się cieszę, że wy,
szanowne damy, zgodziłyście się zaszczycić naszą skromną komnatę swoją obecność
i sprawiając tym mi i moim kompanom niezmierzoną przyjemność… Mphmm… - W tym
momencie James zatkał przyjacielowi usta, uśmiechając się przepraszająco i
tłumacząc:
- Zignorujcie idiotę,
dziewczyny, najadł się szaleju, czy czegoś podobnego.
- Wypraszam sobie takie
bezpodstawne insynuacje! – wykrzyknął z oburzeniem Syriusz, gdy tylko
wyswobodził się z uścisku przyjaciela.
- Bezpodstawne, stary? Serio?
A kto przez ostatnią godzinę chodził z kąta w kąt, mamrocząc coś o zielonych
żelkach? Chyba nie ja?
- Chwilowe zamroczenie. Poza
tym o tym myślałem głośno tylko chwilę, James – zaprotestował oburzony Łapa.
- Taa… Potem przyszedł czas
na Fasolki Wszystkich Smaków, pralinki, gumy do żucia i każdy łakoć, jaki można
wymyślić.
-
Et tu, Brute, contra me, Luniaczku?
- Taka prawda.
Słysząc odpowiedź Remusa, Syriusz odwrócił się plecami do
swoich przyjaciół, niewerbalnie protestując przeciwko tak okrutnemu traktowaniu.
Do takiego wniosku przynajmniej doszłam. Najwyraźniej pozostali Huncwoci też,
gdyż tylko popatrzyli po sobie i pokręcili głowami, a Peter powiedział cicho:
- Eee tam… Za minutę mu
przejdzie, wy w tym czasie się rozgośćcie. – Po czym wskazał ręką na w miarę
ogarnięty, póki co, pokój.
Od razu przepraszam za wcześniejsze komentarze, po prostu na chwilkę puściły mi nerwy, wybaczysz? ;)
OdpowiedzUsuńRozdział trochę chaotyczny, można się pogubić, ale jak dla mnie bardzo fajny. Tak się spodziewałam,że Dumbledore coś wymyśli z ochroną rodzin mugolskich, ale w życiu nie pomyślałabym że(częściowo) zniesie zakaz używania magii poza szkołą. Rozumiem, specjalne okoliczności, wojna, ale nieźle mnie to zaskoczyło ;D
Uuu, Syriusz ma niedługo urodziny! Będzie się działo :>
Czekam na II część ;D
Fajny rozdział. Podoba mi się ten pomysł z urodzinami. Tylko zauważyłam taki tyci błąd. McGonagall, a nie McGonnagal. Ale co tam każdemu może się zdażyć :)
OdpowiedzUsuń~Julia
Rozdział fajny, jak zawsze. na początku się pogubiłam, ale potem było OK. Czekam na II część. :**
OdpowiedzUsuńNareszcie!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z innymi, też na początku się trochę pogubiłam. :D
OdpowiedzUsuńRozdział spoko, ale szału nie ma. Wybacz, ale taka jest prawda :(
Czekam na następną część pozdrawiam.
Skończyłam czytać już cały blog i już jestem na bieżąco ;)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny i czekam na kolejnã część ;)
PS. Wesolych Świąt !