Wiem, że krótkie, ale to był taki ładny moment na zakończenie;) Musicie mi wybaczyć. Ostatnio mam trochę problem z pisaniem w tym fandomie, jak siądę i zacznę to już idzie, ale siąść trudno. Może pamiętacie, ostatnio pisałam, że nie przeczytałam żadnej mangi, cóż, to się zmieniło w czasie tej majówki;) Dobrze się czytało, ale mam kolejny fandom na głowie, bo nie udało mi się nie przeczytać kilku opowiadań, więc... Stąd też Petunia w tym rozdziale.
Zauważyłam, że lubię opowiadania o rodzeństwie, które nie ma najlepszych stosunków, łagodnie rzecz ujmując w niektórych przypadkach, ale wszystko dobrze się kończy. Cóż poradzę, zawsze lubiłam szczęśliwe zakończenia. Dlatego, mimo, że raczej będę się trzymać kanonu, możecie być pewni, że o ile ostatni rozdział będzie raczej smutny, wszyscy wiemy dlaczego, to epilog raczej optymistyczny. Już zaplanowałam. Co jest dziwne, bo co będzie w rozdziale 69, który będzie tak około 19 maja, to jeszcze nie wiem;)
Już się nie rozdrabniam i zapraszam na nowy rozdział
Asia
PS
Za nominacje do Libster Awards dziękuję, zajmę się tym też w wolnej chwili i wstawię też odpowiedzi na poprzednie nominacje, napisane są już, tylko miałam nadzieję, że uda mi się z Adą skontaktować i poprosić ją, żeby tez odpowiedziała, ale nie wyszło. Wstawię jednak już wszystko naraz, ale raczej w zakładkach, niż jako nowy post, zainteresowani przeczytają, a reszta nie będzie sobie musiała zawracać głowy moim gadaniem;)
No to po prostu pięknie! Sobie drań
wymyślił prezent dla czarodziejskiego świata na rozpoczęcie 1977 roku! Ale, ale
chyba powinnam się uspokoić, zanim moi kochani przyjaciele otrzymają zupełnie
gratis nowy powód do zmartwień, czyli nieziemsko poirytowaną Lily Evans bliską
zejścia na zawał serca. Dlatego też koniec rozmyślań na temat jaśnie walniętej
organizacji rasistowskiej.
-
Lily, wszystko w porządku? – spytał pochylający się nade mną z troską w oczach
James.
-
Jasne- odpowiedziałam, po czym widząc, że chłopak ani trochę mi nie uwierzył, a
wręcz uniósł brew w wyrazie „bujać to my, a nie nas”, uzupełniłam – po prostu
trochę martwię się tym atakiem. I mam bardzo, ale to bardzo złe przeczucia.
-
Zrozumiałe – przyznał Huncwot. – Twoja intuicja, która, mam niejasne wrażenie,
jest całkiem dobra, ujawnia się w obliczu niebezpieczeństwa.
-
Rogacz ma racje – zawtórował mu siedzący kawałek dalej Remus. – Kiedy skoczy
adrenalina wszystkie nasze zmysły przygotowują się do walki. Czarodziejskie
też. Z tego powodu pewnie jasnowidzenie albo przeczucia są najefektywniejsze,
gdy wiesz, że musisz uzyskać jak największą ilość informacji, aby przeżyć lub
po prostu się czymś stresujesz.
-
Wiem o tym – odpowiedziałam cicho. – Ale nie mogę zmienić swojego podejścia do
życia, nie jestem w stanie nie martwić się o nadchodzące dni. Nawet, jeśli uda
mi się oszukać samą siebie, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku,
to mimo to zawsze na dnie mego umysłu będzie węzeł zmartwień, który nie
zniknie, ale wręcz będzie się zaciskał bardziej i bardziej, póki nie dam swoim
emocjom ujścia.
- To
chyba jednak pierwsza opcja lepsza – zgodził się ze mną niepewnie James. –
Chodź tu.
Nie zamierzałam ani trochę protestować,
mimo że, gdyby ktoś mi powiedział miesiąc temu, że dobrowolnie, nie będąc pod
wpływem Amortencji, padnę w ramiona Jamesa Pottera i oprę głowę o jego ramię, w
nadziei, że uda mi się w tak bezpiecznym schronieniu przeczekać burzę, to bym
go wyśmiała i wysłała na oddział chorób psychicznych. Chyba jest taki w Mungu?
Mniejsza z tym. To nieważne. Jedyne, co
się teraz liczy to otaczające mnie ramiona, ciepło uścisku i serce bijące
wprost pod moim uchem. Wszystko inne było tylko cieniem, tłem, którego nawet
nie zauważałam, a moje troski i zmartwienia zdawały się znikać z każdym
oddechem. Moim lub chłopaka, na którego piersi spoczywała moja głowa. Naprawdę
dawno nie czułam się tak… Bezpiecznie.
To chyba dobre słowo.
Niestety ten spokój nie trwał zbyt
długo. Zaczęłam powoli odpływać,
kołysana do snu przez równy oddech Jamesa, gdy nagle drzwi od altanki otworzyły
się na oścież, trzaskając o ścianę. Odgłos uderzenia był tak nagły, że aż
podskoczyłam, przypadkowo uderzając łokciem w ramię Rogacza. Jednak chłopak
nawet nie jęknął, samemu będąc niezmiernie zaskoczonym nagłym pojawieniem się
aurorów na progu.
-
Chodźcie, dzieciaki. Tu nie jesteście już bezpieczni – rzucił jeden z Aurorów
tuż po tym, jak udało mu się złapać oddech.
- Co
to znaczy? – zapytał Syriusz, wstając.
-
Znacie przebieg potyczki? – Widząc, że pokiwaliśmy głowami, mężczyzna
kontynuował. – Kilku z naszych, tych, co albo zdradzili, albo padli ofiarą
Imperiusa, jeszcze nie wiadomo, uciekło. Znają lokalizację domu Potterów,
wiedzą, że ewentualne spotkania zawsze odbywały się tutaj. Czyli mają doskonałe
pojęcie o tym, gdzie powinni wpaść z niezapowiedzianą wizytą.
-
Nie mamy pewność, czy Śmierciożercy się tu pojawią, ale lepiej dmuchać na zimne
– dokończyła za niego stojąca obok kobieta. – Odstawimy was do domów. A wy – W
tym momencie kobieta wskazała na Łapę i Rogacza – musicie przenocować u
przyjaciół. Twój ojciec James jest nam potrzebny w ministerstwie, a matka w
Mungu.
Chłopcy spojrzeli po sobie, a potem
spytali unisono:
-
Kto ma możliwość nas znieść przez tą jedną noc.
- Ja
niestety nie mogę, rodziców i tak nie ma, polecieli do cioci, wracają jutro –
powiedziała ze smutną miną Dorcas.
Na Remusa nikt nawet nie patrzył, jutro
jest pełnia, chłopak musi się wyspać. Ann i Peter mają dosyć małe mieszkania,
przenocowanie dwóch osób byłoby, więc możliwe, ale bardzo niewygodne. Wobec
tego…
- Ja
mogę – odparłam na pytanie przyjaciół. – Rodzice na pewno nie będą mieli nic
przeciwko, widząc, jaka jest sytuacja, a dom mamy wystarczająco duży, więc to
nie będzie żaden problem.
James miał minę jakbym mu oznajmiła, że wojna się skończyła, szkoły
nie ma, a my bierzemy ślub, czyli jakby nie patrzeć bardzo, ale to bardzo
zadowoloną.
***
Dotarcie do mojego domu nie zajęło nam zbyt długo. Najpierw
aportowaliśmy się do domu cioci Dorcas, potem do Ann, Petera i Remusa. Do mnie
na końcu, ponieważ najwięcej osób się tam wybierał i miało to podobno też jakiś
związek z energią magiczną. Próbowali nam to Aurorzy wytłumaczyć, ale jako, że
nasze zajęcia z teleportacji jeszcze się nie zaczęły, to niewiele to dało.
Drzwi otworzyła nam moja mama, lekko zdziwiona ilością osób, które
pojawiły się na progu. Jednak moja rodzicielka po chwili odzyskała rezon i
wpuściła naszą trójkę do środka.
-
Siadajcie – zakomenderowała kobieta tuż po naszym wejściu, wskazując nam
kanapę. – A ty, Lily, opowiadaj, co się stało.
-
Jak już pewnie wiecie, z listu od pana Pottera….
Pokrótce streściłam całe zajście, a
także wyjaśniłam powód nieoczekiwanej wizyty moich przyjaciół.
-
Mogą zostać, prawda? – spytałam mamy, po zakończeniu opowieści.
-
Jasne, skarbie. W takiej sytuacji nie ma mowy, żebyście się pałętali po
ulicach, chłopcy – odparła kobieta. – Ktoś chce herbaty?
Jak to się mówi, problem rozwiązany,
jeszcze zanim się pojawił. Huncwoci dostali do zagospodarowania sypialnię dla
gości, która była niedaleko mojego pokoju, na pierwszym piętrze naszego domu.
Poszłam tam zresztą razem z nimi, zobaczyć, w jakim stanie jest wspomniane
pomieszczenie.
Po wejściu na po schodach lekko
pchnęłam drzwi prowadzące do gościnnej sypialni, po czym zajrzałam do środka.
Uff. Wszystko wygląda normalnie. No tak, przecież! Nie wiedzieliśmy, czy
rodzice Vernona będą chcieli przenocować, czy nie, więc na wszelki wypadek tu
posprzątaliśmy. Dzięki Bogu!
-
Proszę, sprzątaliśmy na przyjazd gości, więc jest całkiem porządnie, trzeba
tylko pościel przynieść.
-
Potem, Lil, potem. Pokaż nam swój pokój, a potem idziemy na dwór lepić bałwana.
-
Ale mieliśmy nie wychodzić z domu – zaoponowałam lekko zdezorientowana.
Wyraźnie pamiętam, że Aurorzy zakazali nam tylko jednej rzeczy, to jest ruszać
się z bezpiecznego miejsca, czyli mojego domu.
-
Przecież masz ogród, sam widziałem – oburzył się James. – Aż tak lekkomyślny,
to ja nie jestem.
-
Nie gniewaj się – przeprosiłam, całując go w policzek. – Po prostu się
zdziwiłam.
-
Ehm! Ja też tu jestem! A przynajmniej tak mi się zdawało – przerwał na Syriusz,
wyraźnie czując się ignorowanym. – Bądź, Ruda, miła, zaproś kolegów do swojego
pokoju, a potem idziemy na dwór, możemy nawet wziąć twoją siostrę, co by się
nie nudziła.
Hmm… To w sumie był niezły pomysł,
ciekawe tylko, czy Petunia się zgodzi?
Postanowiłam sprawdzić reakcję siostry
na tak nagłą i niespodziewaną propozycję, najpierw jednak zaprowadziłam
Huncwotów do mojej sypialni i zostawiłam ich tam z poleceniem nie zepsucia
niczego. No dobra, to brzmiało raczej, „Jeśli wrócę, a coś zmieni swój kształt,
to się przede mną w dormitorium w Slytherinie chować będziecie”, ale to tylko
lekki szczegół. Poza tym, mimo tej jakże wymownej groźby, nadal miałam złe
przeczucia, co do spuszczenia tej dwójki z oczu, choćby na pięć minut, no, ale
cóż, mus to mus.
Stanęłam przed drzwiami siostry i przez
chwilę zastanawiałam się czy sobie nie odpuścić, ale w końcu moja gryfońska
strona wygrała. Pomyślałam, więc tylko „Och do diabła z tym” i zapukałam,
zadziwiona własną odwagą.
Drzwi otworzyła mi, niemniej ode mnie
zdziwiona, Petunia.
-
Lily, czy coś się stało?
-
Pomijając dzisiejszy atak Śmierciożerców na Londyn i wizytę moich przyjaciół? –
spytałam. A gdy dziewczyna pokiwała głową kontynuowałam. – Nic, idziemy do
ogrodu nacieszyć się śniegiem, póki jeszcze jest. Chcesz się dołączyć?
- A
twoi znajomi nie będą mieli nic przeciwko? – spytała z powątpiewaniem blondynka*.
-
Pomysł Syriusza właściwie, więc wątpię. To, co, idziesz?
- W
sumie…
Wtedy wiedziałam już, że wygrałam i
moja siostra zaraz się z ociąganiem, żeby nie wyjść na zbyt łatwą
przeciwniczkę, zgodzi na wyjście na dwór. Rzuciłam, więc tylko:
- To
za piętnaście minut z tyłu domu!
I już mnie nie było. Wolałam nie
czekać, aż dziewczyna się rozmyśli, a tak nie będzie miała wyboru. Poza tym
James, Syriusz i pusty pokój Lily Evans to bardzo złe połączenie.
Weszłam do sypialni i zastałam
Huncwotów siedzących niewinnie na łóżku. Co było nie tak, bardzo nie tak.
-
Dobra, mówcie, co żeście zmalowali, nie będę zła, słowo Gryfonki.
-
Eee… - zaczął Syriusz. – Mogłem tak jakby, trochę zbić ten kolorowy wazon w rogu.
-
Merlinowi nie będą dzięki! Wreszcie! Jak ci się to udało?
Takiej odpowiedzi się moi kochani
koledzy raczej nie spodziewali, bowiem obaj wlepili we mnie rozszerzone ze
zdziwienia oczy i wyjąkali ciche, „Że co?”
- A
to – odpowiedziałam. – Dostałam ten wazon w prezencie od cioci jakiś rok temu,
głupio mi go wyrzucić, bo to w końcu prezent, a to szkaradztwo było odporne na
rozbijanie, dopóki wy się nie pokazaliście – wytłumaczyłam. – Więc… Jak wam się
to udało?
-
Chciałem zabić pająka – odparł Syriusz, gdy już udało mu się przezwyciężyć szok.
Chyba zgubiłam gdzieś swoją szczękę.
***
Kilkanaście minut później byliśmy już
na dole, gdzie czekała na nas ubrana w ciepłą niebieską kurtkę oraz czerwoną
czapkę i rękawiczki Petunia.
-
Chyba się już znacie, ale dla przypomnienia… Petunio to jest James, a tamten to
Syriusz. Chłopcy, to moja siostra Petunia.
Huncwoci pomachali lekko dziewczynie,
na co ta odpowiedziała delikatnym uśmiechem, po czym całą czwórką zniknęliśmy w
ogrodzie.
***
-
Nie za włosy, James, nie za włosy! – krzyknęła Petunia, odpychając ręce
chłopaka od swojej czapki. – Idź Lily ciągnij!
-
Hej! – krzyknęłam oburzona. - No, żeby tak własną siostrę?
-
Twój chłopak, ty się o niego martw – odpowiedziała blondynka, otrzepując się ze
śniegu i rzucając trzymaną w ręku śnieżkę w kierunku nadbiegającego Łapy.
James postanowił za to wykorzystać
propozycję dziewczyny i, zanim zdążyłam zareagować, podniósł mnie i rzucił w
gigantyczną zaspę. Na chwilę straciłam oddech, po czym wyłaniając się z hałdy
śniegu, odgarnęłam grzywkę z twarzy i przyjmując bitewną pozycję, zakrzyknęłam:
-
Zemsty!
***
Mój odwet był mało skuteczny, możecie
uwierzyć na słowo. Ale skąd ja miałam wiedzieć, że kiedy ja wygrzebywałam się z
zaspy, ta trójka zdążyła założyć koalicję przeciwko mnie? Zatem, gdy tylko
wyszłam spod tego kochanego, brać w cudzysłów, białego puchu i rzuciłam się na
Jamesa, Petunia podstawiła mi nogę, Syriusz przytrzymał na ziemi po upadku, a
Rogacz z oddaniem wręcz wytarzał mnie w śniegu, bo inaczej się tego określić
nie da.
Skończyło się tym, że wróciłam do domu,
jako najbardziej mokra osoba, a mama na mój widok wręcz załamała ręce i wysłała
mnie pod ciepły prysznic. Sama zaś poszła przygotować nam herbatę, w końcu
wszyscy wymarzliśmy.
Ale, gdy tak leżę wpatrując się w
gwiazdy za oknem, dochodzę do wniosku, że w sumie fajnie było. Dawno nie
spędziłam takiego popołudnia z Petunią. Takiego, gdy zachowywałyśmy się jak
siostry, a nie kompletnie obce sobie osoby.
Tylko czy nie mogłoby być tak zawsze?
*W
książce Petunia była blondynką, w filmie stała się brunetką, zostałam przy
wersji oryginalnej.
Super rozdział! :D
OdpowiedzUsuńBoski rozdział:-)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi się podoba. Lekko, przyjemnie, wesoło, czyli to, co lubię najbardziej :3
OdpowiedzUsuń" - Chciałem zabić pająka – odparł Syriusz, gdy już udało mu się przezwyciężyć szok.
Chyba zgubiłam gdzieś swoją szczękę." - Padłam. Po prostu padłam xD
I zauważyłam, że z interpunkcją jest coraz lepiej, tak trzymać :)
Dużo weny życzę!
dot
Bardzo mnie cieszy ta interpunkcja;) Starałam się nie gubić. Poza tym nauczycielka od j.polskiego też mnie męczy. Prace są dobre, na piątki, ale interpunkcja leży, jak mi zawsze mówi. Ale i tak jest lepiej, z ok.8 błędów na pracę, spadło do 4, więc jest lepiej.
UsuńA odnośnie tego fragmentu, też go lubię. Moja przyjaciółka, która boi się pająków, kiedyś do mnie dzwoni, cała uradowana, że zrzuciła na jakiegoś pająka 2 encyklopedie i jest pewna, że już nie wylezie. Tak mi się to skojarzyło;)
Asia
Bardzo fajny rozdział. Padłam po tej scence o pająku :PPP Interpunkcja już w miarę poprawna. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńSwietne, czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńCudowny! :* Nie znalazłam wiele błędów :D Fajny pomysł, żeby Petunia też dołączyła do zabawy, w sumie zdziwiło mnie, że się zgodziła :o
OdpowiedzUsuńWeny!
Lily
PS
Zapraszam do mnie na drugi rozdział :)
http://druga-polowka-lily.blogspot.com/
Świetny! :D Mam nadziej, że zasiądziesz wkrótce do następnego rozdziału~IceteaAir :D
OdpowiedzUsuńJest w połowie napisany, po prostu z migreną ciężko się pisze;)
UsuńA do końca tygodnia mam niestety urwanie głowy, dzisiaj trochę mniejsze, ale mam pomysł na skończenie rozdziału i nie zdążę dzisiaj na pewno wszystkiego dopisać.
Ale do soboty, piątku się wyrobię.
Asia
888casino NJ App for $10 Free + $1K Match Bonus
OdpowiedzUsuń888casino NJ is the online sportsbook, casino and poker room in New Jersey. We currently offer poker, blackjack, 전주 출장샵 roulette, and a variety of casino Bonus: $10 Free 목포 출장안마 + 경주 출장마사지 $1K MatchBonus: Up to $1,000 Free BetWelcome Bonus: $10 Free 속초 출장샵 + $1,000 deposit 양산 출장마사지 Match Deposit Bonus: Up to $1,000 in Bonuses Rating: 4.5 · Review by Ryan Gutzler