piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 37 "To nie wróży nic dobrego"


Jak to mówią „święta, święta i po świętach”. W tym momencie było to stwierdzenie dopasowane idealnie do sytuacji. Nie mogłam uwierzyć, że czas spędzony z rodziną tak szybko zleciał. Z jednej strony chciałam zostać z nimi dłużej, a z drugiej coś ciągnęło mnie do Hogwartu. Tak bardzo przeniosłam się do magicznego świata, że zapomniałam, jak wykonuje się najprostsze czynności w moim domu. Rozumiem jeszcze, żeby zapomnieć jak nastawić mikrofalówkę, no ale żeby herbaty nie umieć zaparzyć!  Po prostu wychodzi twoja leniwa natura, a na dodatek niezwykle krótka pamięć. Oj siedź już cicho, chociaż na święta mogłabyś się przymknąć. Oh wybacz moja droga, ale już po świętach. Rzeczywiście, znowu się nie udało.. Ale ile można?! Sumienie przydatna rzecz. Tak, wbrew pozorom wiedzę ten twój morderczy wzrok. Po prostu się zamknij. Okej, okej ja już nic nie mówię.
Siedziałam na łóżku i patrzyłam przez okno. Wszystko było przykryte grubą warstwą białego puchu, którego przybywało z każdą godziną. Krajobraz za oknem wydawał się taki spokojny, bezpieczny i senny. Jakby świat zatrzymał się w swoim najlepszym momencie i nie chciał ruszyć do przodu, do swojego końca, który miał nastąpić tak niespodziewanie szybko. Otulona grubym, ręcznie zrobionym przez babcię, zimowym kocem rozłożyłam się na całej pościeli i pogrążyłam się w swoich myślach. Tuż obok mnie, na kremowej poduszce leżał mój ukochany prezent bożonarodzeniowy- mała kotka, którą nazwałam Łatka. Głaszcząc kociaka zastanawiałam się, co robią moje przyjaciółka, jak ma się Remus, bo nie wyglądał zbyt dobrze, gdy go ostatnio widziałam, czy Syriusz znowu pokłócił się z matką i co u Pottera. Wróć! Żadnego Pottera, ani mi się śni o nim myśleć. On nie zasługuje nawet, by przez sekundę pojawić się w mojej głowie. Głupi, samolubny, egoistyczny i zapatrzony w siebie osioł! Oh spójrzcie na mnie, jestem szukającym w drużynie Quidditcha. Żenujące. Mam super nową miotłę, na którą lecą wszystkie laski. Marzenie. Jestem zabójczo przystojny i razem z kumplami wycinam śmieszne kawały. No proszę, bo zaraz udławię się kawałkiem ciasta. Chcesz mieć od rana zły humor? Pomyśl o Potterze, działa błyskawicznie. Polecam Lily Evans..**
Lekko wkurzona wyszłam szybkim krokiem z pokoju i udałam się na dół. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizję, a Petunia rozmawiała przez telefon. Otworzyłam szafkę ze słodyczami, wyciągnęłam z niej moją ulubioną czekoladę z orzechami i usiadłam obok mamy.
- Coś się stało kochanie?- spytała zerkając na ogromną tabliczkę czekolady znikającą w dosyć szybkim tempie.
- Nie mamuś, ależ skąd- odpowiedziałam próbując ukryć złość.
- Nas przecież nie oszukasz, za każdym razem kiedy coś ci dolega, bierzesz tę biedną czekoladę i pochłaniasz ją w niezliczonych ilościach- wtrącił tata.
- No dobrze, już dobrze. Po prostu lekko zdenerwowałam się na tego barano-osła Pottera, który dał mi się we znaki tuż przed świętami! Jednak na jego głupotę lekarstwa jeszcze nie wynaleziono. Chwała temu, kto tego dokona- wyrecytowałam wszystko jednym tchem.
-Oh nie zamartwiaj się skarbie takimi drobnostkami, lepiej posłuchaj, co się dzieje na świecie. Tam to dopiero mają prawdziwe problemy- dodała mama.
I rzeczywiście, to co usłyszałam nieźle mną wstrząsnęło. Przez te trzy świąteczne dni w Londynie doszło do 3 dużych wypadków. W wigilijne popołudnie w podziemnym metrze zderzyły się ze sobą dwa pociągi. Zginęło 80 osób, rannych ponad setka. Pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia samolot lecący z Amsterdamu rozbił się u wybrzeży Dover, nikt nie przeżył. Ale to nie koniec, zaledwie wczoraj w centrum miasta doszło do detonacji ładunku wybuchowego, który zranił około 120 osób, liczba ofiar nieznana. Mało tego, podejrzewa się, że za każdym atakiem stoi ta sama osoba lub grupa, z uwagi na znak pozostawiany na miejscu zbrodni. Trupia czaszka z wężem widniejąca na niebie.
Bez zastanowienia chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu. Słyszałam za sobą wołania rodziców, ale nie zważałam na to. Gdy tylko otworzyłam drzwi zapadłam się w miękkim śniegu po kolana. Mimo przemakających butów szłam dalej. Mroźny wiatr niemiłosiernie szczypał mi twarz, a na włosach tworzyła się lekka pokrywa lodowa. Czułam, że zamarzam, zimno wnikało w każdą cząsteczkę mojego ciała. Przemarzłam do szpiku kości, ale stwierdziłam, że nie odpuszczę. Po ponad półgodzinnym marszu w syberyjskich mrozach dotarłam do celu. Zgarnęłam grubą warstwę białego puchu i usiadłam na ławce. Siedziałam chwilkę sama i próbowałam telepatycznie skontaktować się z kimś, kto z pewnością będzie znał odpowiedzi na moje pytania. Jak się okazało, wcale nie musiałam długo czekać. Już po kilku minutach w oddali dostrzegłam mały czarny punkt zbliżający się w moją stronę. Nie bałam się, doskonale wiedziałam, kim jest postać skrywająca się pod czarną szatą. Czułam jedynie przeraźliwe zimno i narastającą we mnie złość, która dawała mi siłę do jakiegokolwiek działania. Gdy tylko mój towarzysz podszedł dostatecznie blisko, szybko wstałam i jednym susem pokonałam dzielącą nas odległość. Nagle zrobiło się cieplej i poczułam silnie obejmujące mnie ramiona, moją gwarancję bezpieczeństwa. Podniosłam głowę i spojrzałam w czarne jak noc oczy przyjaciela. Dostrzegłam w nich zrozumienie i pewnego rodzaju obawę przed prawdą.
- Severusie, nawet nie masz pojęcia jak się za Tobą stęskniłam- szepnęłam.
- Lily, coś się stało? Czemu przyszłaś tutaj w taką pogodę?- spytał przejętym głosem.
- Musimy poważnie porozmawiać- odrzekłam siadając na kolanach przyjaciela- Słyszałeś o tych zamachach?
- No trudno było o nich nie słyszeć. Ale nadal nie rozumiem, w czym mogę Ci pomóc.- odparł lekko obrażony.
- Proszę, nie zgrywaj się przede mną. Oboje dobrze wiemy, o co chodzi. To nie był zwykły zbieg okoliczności. Dla mugoli to przypadek, ale przecież doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę się rozchodzi. Powiedz mi o tym, wyjaśnij kilka rzeczy. Zupełnie nic nie rozumiem, pogubiłam się..- wyszlochałam z trudem powstrzymując łzy.
- I co ja mam Ci odpowiedzieć? Oczywiście, to wszystko było zaplanowane. Oni rosną w siłę i chcą się pokazać, pochwalić i jednocześnie ostrzec. Lily, to dopiero początek, nawet nie wiesz, co będzie dalej..- wyszeptał złowrogo odwracając głowę w drugą stronę.
- Sev, ale musisz mi coś obiecać. Nigdy nie będziesz brał w tym udziału, dobrze? Obiecaj mi to. Obiecaj, że nikogo nie skrzywdzisz.. Ja wiem, że jesteś w to zamieszany i musi być Ci ciężko, ale zawsze możesz odejść. Pomogę Ci w tym, ja..
-Lily, to nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Już nic nie mogę zrobić, ja już jestem w to zamieszany i nie ma dla mnie odwrotu. Nie mogę Ci tego obiecać, nie chcę Cię okłamywać. Poza tym myślę, że jestem dla Ciebie niebezpieczny, nie powinnyśmy się kolegować. Przynajmniej nie w szkole, oni cały czas patrzą. Tamten incydent w Zakazanym Lesie, mogłaś zginąć..

Zanim moje przyjaciółki zdążyły cokolwiek zrobić, ruszyłam w kierunku, z którego dochodził przerażający odgłos. Kucnęłam za niedużym krzakiem i próbowałam cokolwiek dostrzec w ciemności pokrywającej cały las.  Nagle jak na zawołanie rozbłysnął ogień. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zaledwie dziesięć metrów przede mną stała grupa ludzi. Była to grupa ludzi ubrana w pełni na czarno. Oniemiała czekałam, aż coś się wydarzy. W pewnym momencie wydawało mi się, że widze kogoś znajomego. Lecz po chwili straciłam poczucie czasu. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Z kręgu wyszedł jakiś mężczyzna w kapturze. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że przewodzi pozosyałym. Chwilę później ktoś wskazał ręką w moim kierunku. To mój koniec, pomyślałam. Usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę, zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Przede mną pojawiła się postać Snape’a.
- Uciekaj – powiedział

- Ale Sev, nie rób mi tego, proszę, nie zostawiaj mnie tak samej.  Nie chcę Cię stracić, jesteśmy przyjaciółmi, nie możesz.. Tak się nie robi, ja coś wymyślę. Ale nie zostawiaj mnie..- błagałam nie powstrzymując łez. Nie obchodziło mnie to, że wyglądam żałośnie, że walczę o coś, co już jest przegrane. Zostałam z góry skazana na porażkę. To on podjął decyzję za nas oboje. Straciłam właśnie kogoś więcej niż przyjaciela, straciłam brata.
Severus stanął naprzeciwko mnie, spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich strach i ból, tego widoku nie zapomnę do końca życia. Pod ciężarem jego wzroku zapadałam się w sobie. Przytulił mnie w sposób, który zawsze dawał mi siłę, a teraz jedynie spotęgował mój płacz. Trzymałam się kurczowo jego płaszcza i nie chciałam go puścić. Nigdy. Staliśmy tak w milczeniu przez chwilę, później dwa oschłe słowa przeszyły mroźne, zimowe powietrze.
- Żegnaj Lily.
Delikatnie wyplątał się z moich objęć i ruszył w śnieżycę. Pozostawił mnie samą. Wytarłam ostatnią łzę z mojego policzka i ruszyłam w stronę domu. To bolało. Ale coś w głębi serca mówiło mi, że to się tak nie skończy. Ja nie pozwolę na to, żeby nasza przyjaźń legła w gruzach ze względu na moje „bezpieczeństwo”. Nie ma mowy. To właśnie przy nim czuję się pewnie. W obecnej sytuacji najbardziej niebezpieczne dla mnie jest zadawanie się z Potterem. Dotarłam do domu zadziwiająco szybko i o dziwo się nie zgubiłam w tej całej zawierusze. Brawo dla ciebie Lilka, nobla jej. Oj to nie jest dobry pomysł na sprzeczki, będę wdzięczna, jeśli się wyłączysz. A czy kiedykolwiek jest dobry moment? Poza tym nie dramatyzuj, będzie dobrze. Taak, już to widzę. Na twoim miejscu martwiłabym się jak wytłumaczyć wszystko rodzicom. Wiesz, takie znikanie bez słowa nie jest zbyt pozytywne. Zupełnie o tym nie pomyślałam, przecież mama na pewno odchodzi od zmysłów. Next point for you genius! Oh just shut up!
- Ładnie to tak mówić do matki, która zamartwia się o swoją córeczkę?- spytała mama stojąc w drzwiach.
- Mamuś strasznie cię przepraszam, ale to co się wydarzyło… Musiałam iść do Severusa, powiedzmy, że ta tragedia osobiście go dotknęła. Ja naprawdę nie chciałam- zaczęłam się tłumaczyć.
- No już dobrze skarbie, ale proszę mów nam, co robisz i gdzie wychodzisz. Po prostu się o ciebie martwimy- dodała mama.
- Nie, nie jest dobrze- wtrącił tata wstając z kanapy i podchodząc do przedpokoju z niezbyt miłą miną- Młoda damo, w głowie ci się poprzewracało! Co ty sobie wyobrażasz? My z mamą odchodzimy od zmysłów, a Ty się gdzieś szlajasz? Ja na to nie pozwolę, masz szlaban panienko.
- Ale tato..- próbowałam cokolwiek powiedzieć.
- Nie ma żadnego „ale”. Zero telefonów, różdżek i sów. Zabieramy Ci książki i muzykę. Siedzisz z nami i nigdzie nie wychodzisz do końca tygodnia. Nie będzie żadnego czary-mary. Koniec z tym, naucz się żyć jak normalna dziewczyna. No.
- Tylko, że jutro wracam do Hogwartu..-oznajmiłam delikatnie się uśmiechając.
- No, no to idź się może w końcu spakuj- rozkazał zmieszany i chyba lekko zawiedziony tata.
Obie z mamą wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja pobiegłam szybko do swojego pokoju. Na schodach słyszałam jeszcze, jak mama pocieszała tatę chwaląc jego metody wychowawcze. To było rzeczywiście śmieszne i poprawiło mi humor. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo mi ich brakuje. Niby widzimy się w święta i na wakacje, ale nic, nawet Hogwart nie zastąpi rodziny. Nie chciałabym spędzać całego roku w szkole, jak poniektórzy, co stracili rodziców. Nigdy nie pozwolę na to, by moje dziecko żyło jedynie magią. No ale koniec tych przemyśleń, jednak rzeczywistość mnie troszkę przytłacza. Mówi się trudno i żyje się dalej. A teraz czekało mnie najgorsze. Pakowanie mojego kufra bez dna.
Krzątałam się po pokoju bez ani chwili przerwy, próbowałam skompletować książki, pozbierać wszystkie kociołki, wagi i pergaminy. Przy okazji znalazłam kilka ciekawych rzeczy, stare liściki pisane z dziewczynami, ususzona zioła wyniesione po cichu z zielarni, kawałek podartej szaty Remusa, naszyjnik z półksiężycem od Pottera.. Gdyby nie fakt, że chroni mnie on podczas pełni, od razu bym go wyrzuciła. Na samym dnie leżała moja odznaka prefekta. Spojrzałam na nią i zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno sprawdziłam się w tej roli. Nim się zorientowałam, mama wołała nas na kolację, co oznacza, że spędziłam prawie dwie godziny na nic nierobieniu. Pięknie. Mnóstwo roboty a tak mało czasu. Ciekawe jak ja się do rana wyrobię. Nie ma takiej opcji, kochana będziesz pakować się jeszcze w nocy, przez co obie się nie wyśpimy. To może byś mi jakoś pomogła, zachęciła do roboty? No ale to ciebie wzięło na rozmyślania i wspomnienia, ja już nic nie poradzę. Jak zawsze potrafisz mnie pocieszyć, merci. A tobie się te francuzeczki jeszcze nie przejadły? Za mało ci dopiekły, że teraz zwykłego „thanks” albo dzięki nie powiesz? Znalazła się poliglotka. Wiesz, dałabyś już spokój, lepiej szykuj się na jutro. Założę się, że Ann i Dorcas wezmą przedział z Huncwotami, co daje nam tego łajzę Pottera. Ciekawe co byś miała z matmy za te równania. Ha ha, bardzo śmieszne, a teraz może łaskawie dasz mi spać, bo później znowu będziesz narzekać. No w sumie racja, idź już spać. Tak, idę spać z nadzieją na lepsze jutro i  na udany dzień w towarzystwie przyjaciół. Pff, marzenie..


*   Właściwie to już było w rozdziale 12, ale wolałam przypomnieć niż w trakcie rozdziału odsyłać Was do poprzedniego.
** Anna.M
Nie wiem, o co chodzi, ale Ada to tu napisała, może koleżanka podsunęła jej pomysł, albo co?


3 komentarze:

  1. Razi mnie w twoim blogu niezgodność epoki. Hallo to było w latach 80'... Mikrofalówka z funkcją opiekania, komputery? No bez przesady ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, zdaję sobie sprawę z tego braku konsekwencji. Prawdę mówiąc jak pisałam tego bloga na początku w ogóle nie zwracałam na to uwagi, dopiero później zaczęłam widzieć te błędy. Jeśli będę miała czas, wrócę do tego kiedyś i poprawię, ale nie wiem, kiedy to nastąpi, studia zajmują mi dosyć dużo czasu, motywacji mam też mniej do pisania, ale może kiedyś się zbiorę w sobie

    OdpowiedzUsuń