piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 6 "Fontanna Łez"

             Budzik zadzwonił o siódmej piętnaście. Powoli zwlokłam się z łóżka  i zaczęłam ogarniać swoją cześć pokoju. Ann i Dorcas spały jeszcze smacznie w swoich  łóżkach. Ciągle myślałam o wczorajszych wydarzeniach. Uśmiechnęłam  się sama do siebie na myśl o dzisiejszym spotkaniu. Spojrzałam na zegarek, w pół do ósmej. Ubrana w jeansy i wiśniową bluzkę z długim rękawem, po cichu wyszłam z pokoju wspólnego Gryfonów  i skierowałam się do Wielkiej Sali. 
             Idąc pustymi korytarzami czułam się dziwnie. Brakowało tego gwaru, rozmów uczniów i krzyków nauczycieli. Szybko zbiegłam z ostatnich schodków. Po chwili słyszałam już głosy dochodzące zza rogu. Musiałam się pośpieszyć, przed zajęciami chciałam porozmawiać z Severusem. Zamyślona wpadłam na grupę chłopaków stojących przed wejściem do Wielkiej Sali. Gwałtownie się zatrzymałam i zobaczyłam kto przede mną stoi. Otoczyła mnie grupka Ślizgonów, co gorsza byli oni uczniami szóstego roku.  Szybko wyciągnęłam różdżkę, czułam jednak , że nie mam przy nich żadnych szans.
- Ooo kogo mu ty mamy – powiedział najwyższy chłopak.
- Czy ja dobrze widzę, szlama Evans, jak miło cię widzieć - odparł kolejny.
- Chciałabym przejść, więc łaskawie  zabierzcie stąd swoje puste główki – powiedziałam złośliwie próbując przecisnąć się między dwójką najniższych Ślizgonów.
- Nie tak prędko. Jak nas nazwałaś? Odwołaj to albo zaraz dostaniesz jakimś ładnym zaklęciem. – powiedział wkurzony chłopak podnosząc różdżkę.
             Po chwili usłyszałam za sobą czyjeś kroki, modliłam się, żeby był to jakiś nauczyciel. Niespodziewanie usłyszałam znajomy głos.
- Co Mike, szukasz kłopotów? Może spróbuj z równymi sobie – krzyknął wysoki chłopak
 Po chwili zorientowałam się, że grupka moich dręczycieli zniknęła, a przede mną stoi  Dave Chooke z grupą swoich kolegów.
- Nic ci nie jest? – zapytał troskliwie.
- Nie, wszystko w porządku. – odpowiedziałam cicho. – Dziękuję, znowu mi pomogłeś, jak mogę ci się odwdzięczyć? – zapytałam.
- Nie ma sprawy – odpowiedział z uśmiechem na ustach.- Powiedz mi tylko jak masz na imię. Ja nazywam się Dave Chooke. To moi koledzy, Maks, Roger i Chris. Jak byś miała jakieś kłopoty to znajdź nas a my zajmiemy się resztą
-Jestem Lily Evans – odparłam z trudem – miło mi was poznać. - Mam nadzieję, że nie będę musiała skorzystać z waszej oferty.
Chłopacy wybuchnęli śmiechem, po chwili do nich dołączyłam.
-Idziesz z nami na śniadanie? – zapytał Maks.
-Czemu nie – odpowiedziałam uśmiechając się.
             Usiedliśmy na końcu stołu Gryffindoru koło starszych uczniów. Czułam się trochę  niepewnie, ale już po chwili śmiałam się razem z innymi z żartów Chrisa. Zjadałam śniadanie i popatrzyłam na zegarek. Za piętnaście ósma. O nie zupełnie zapomniałam.
- Muszę już lecieć, dzięki za wszystko – powiedziałam wstając od stołu. 
             Na pożegnanie dałam każdemu chłopakowi buziaka w policzek. Gdy podchodziłam do Dave'a, on niespodziewanie obrócił głowę, a ja pocałowałam go w usta. To było niesamowite. Czułam jak nasze usta stają się jednością. Zalała mnie przyjemna fala gorąca. Myślałam, że nasz pocałunek trwał wieczność, jakby świat przestał istnieć a czas zatrzymał się w miejscu. Nagle oderwałam się od niego i zrobiłam się całą czerwona. Wybiegłam z sali słysząc za sobą gwizdy chłopaków, gdy mijałam Ann i Dorcas czułam na sobie ich spojrzenie, obróciłam się w stronę „mojego” miejsca i zobaczyłam wkurzonego Pottera wychodzącego z Wielkiej Sali wraz z resztą Huncwotów. Dziewczyny natychmiast pobiegły za mną. Nie wiedziałam, że tej scenie przygląda się jeszcze jedna osoba. 
- Lily, opowiadaj jak było i jak do tego doszło. Szukałyśmy cię, a ty sobie flirtujesz z Dave'em Chookiem!- krzyknęła Dorcas.
Opowiedziałam dziewczynom całą historię, a one z niedowierzaniem wypytywały mnie o kolejne szczegóły.
- I to by było na tyle. Resztę widziałyście na własne oczy. – powiedziałam.
-Lily, widziałaś minę Pottera i Huncwotów? – zapytała Ann.
- Niestety tak. No trudno, mogę robić co mi się podoba. – odparłam lekko wkurzona.
- Lepiej chodźmy już na  transmutację. Naprawdę nie chcę się spóźnić. – powiedziała po chwili Ann.
             Dzisiaj miałyśmy sześć lekcji, ale ja i tak miałam wrażenie, jakby ciągnęły się w nieskończoność. Nie mogłam się skupić. Myślałam o tym co stało się w Wielkiej Sali, o Potterze i Huncwotach. Na szczęście wtedy na śniadaniu byli prawie tylko Gryfoni. Około piętanstej, po eliksirach poszłyśmy na obiad. Nikt nie pamiętał już o porannym zdarzeniu. Wszyscy mówili o Potterze,
- Ann wiesz o co chodzi? – zapytałam przyjaciółkę
-Nic nie wiem – powiedziała speszona blondynka.
-Wiem, że Lupin zakazał ci cokolwiek mówić, ale proszę powiedz mi. – powiedziałam błagalnym tonem. Cisza. Nie powiedziała ani słowa.
- A ty Dorcas pewnie też nie możesz mi  nic powiedzieć prawda. Syriusz cię o to poprosił – powiedziałam czując, że zaraz puszczą mi nerwy. Żadna z dziewczyn się nie odezwała.- No odezwijcie się wreszcie! – krzyknęłam na serio  wkurzona.
             Szybkim krokiem wyszłam z Wielkiej Sali. Pobiegłam w kierunku jeziora. Usiadłam na trawie, zakryłam głowę rękoma i zaczęłam płakać. Nagle na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Podniosłam głowę i ujrzałam Severusa. Nic nie powiedział tylko usiadł obok i przytulił mnie do siebie. Siedzieliśmy tak chyba dwadzieścia minut.
-Przepraszam, że musiałeś to oglądać. Taka chwila słabości. Potter narozrabiał, dziewczyny mają przede mną tajemnice…- szepnęłam.
-Wiesz Lily, nie przejmuj się tym. – powiedział łagodnie. –No już, koniec tego płakania. Chodź przejdziemy się.
             Spacerowaliśmy razem chyba godzinę. Rozmawialiśmy tak samo, jak gdybyśmy mieli znowu po dziesięć lat. Gdy spytałam go co zrobił Potter powiedział, że James wyładował swoją złość na maluchu z pierwszego roku. Nie mogłam w to uwierzyć. Dalsza częśc rozmowy była zdecydowanie lepsza. Czas zleciał mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam była osiemnasta.
-Dzięki Sev. Jesteś moim prawdziwym przyjacielem. – powiedziałam i przytuliłam się do niego. – Muszę już iść, do zobaczenia.
             W wspaniałym humorze weszłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Zobaczyłam Pottera siedzącego na fotelu przy kominku, Syriusz podrywającego Dorcas i Lupina czytającego Ann swoje wiersze. Mój dobry humor szybko się ulotnił, poczułam narastający we mnie gniew.
-Co dziś zrobiłeś? Cała szkoła huczy od plotek na twój temat. Ponoć jakiś malec leży przez ciebie w Skrzydle Szpitalnym – krzyknęłam patrząc Potterowi prosto w oczy.
-Nie twój interes, poza tym co cię to obchodzi. Ty zadajesz się tylko ze starszymi. Ciekawe jak się poznaliście i co już razem robiliście. – powiedział.
-Sam się o to prosiłeś.- powiedziałam i podeszłam do niego ze łzami w oczach. Bez chwili wahania uderzyłam go w policzek. Szybko pobiegłam do dormitorium dziewcząt. Za moimi plecami słyszałam głos Pottera:
-Lily, daj spokój. Przepraszam, zachowałem się jak ostatni idiota.
Położyłam się na łóżku, czułam w sobie gniew, nie chciałam płakać ale pojedyncze łzy same spływały mi po policzku. Po chwili na moim łóżku pojawiły się dziewczyny.
-Lily, szkoda łez – powiedziała Dorcas gładząc mi włosy.
Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do moich przyjaciółek.
-Lilka przepraszamy cię naprawdę nie chciałyśmy. Między nami zgoda? – zapytała Ann.
- Jasne – powiedziałam uśmiechając się przez łzy.
-Dziewczyno, ogarnij się! Wieczorem idziesz na spotkanie z tajemniczym wielbicielem. No już idź do łazienki. Nie możesz tak wyglądać! – krzyknęła Dorcas.
             Poszłam w wskazanym kierunku, przemyłam twarz i uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Po dziewiętnastej udałyśmy się na kolację. Przez całą drogę wypytywałam dziewczyny co stało się po tym jak uderzyłam Pottera.
- A więc tak, Potter pobiegł za tobą i chciał cię przeprosić. Syriusz nazwał Jamesa ostatnim debilem, a Lupin powiedział, że nie zdziwi się jak się więcej do  niego nie odezwiesz. Obaj wyszli z pokoju a Rogacz poszedł do siebie. – zrelacjonowała mi Ann.
             Zajęłyśmy swoje miejsca przy stole Gryfonów i zaczęłyśmy jeść kolację. Nagle Dorcas szturchnęła mnie łokciem a ja zobaczyłam jak Dave Chooke uśmiecha się do mnie. W mgnieniu oka odwróciłam się w drugą stronę i zrobiłam się cała czerwona. Chwilę później dołączyli do nas Huncwoci. Zabrakło jednak Pottera. Wcale mnie to nie obchodziło. 
-Lily, chcemy ci powiedzieć, że trzymamy twoją stronę – powiedział Lupin. – to co zrobił James było karygodne. Nie powinien mieszać się do twojego życia.
-Dziękuję wam, to miłe – powiedziałam uśmiechając się do obu chłopaków.
             Po kolacji wróciłyśmy do naszego dormitorium. Ann czytała wiersz od Lupina, a Dorcas pisała list do mamy. W tym czasie  wzięłam długi prysznic. Gdy wyszłam z łazienki stanęłam przed otwartą szafą i popatrzyłam błagalnie w stronę dziewczyn…

2 komentarze:

  1. Aż brak mi słów jaki ten rozdział jest fantastyczny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie zdanie jest świetne! Uwielbiam tego bloga i szkoda, że nie wpadłam na niego wcześniej :D
    ~Sabina

    OdpowiedzUsuń