piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 31 "A ja zostałem sam"


PERSPEKTYWA JAMESA

Od czasu incydentu na eliksirach minęło już sporo czasu. Lily wyzdrowiała i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Niestety nadal nie wiem, kto był sprawcą tego wypadku, bo o moim udziale w pierwszym to wiedzą już wszyscy, bowiem za lekką namową przyjaciół udałem się z tym do Dumbledore’a.


Nieco zdenerwowany szedłem w kierunku gabinetu dyrektora. Nie miałem pojęcia, jak Dumbledore zareaguje na moje wyznanie, w końcu konsekwencje tego incydentu mogły być naprawdę poważne. Dobrze nienawidzę Snape’a, ale jego śmierci jakoś nie pragnę, w szczególności, jeśli to ja miałbym ją spowodować. Nie sądzę, abym był w stanie zabić, od tak. Dobrze, koniec tych ponurych myśli. Podałem gargulcowi strzegącemu wejścia hasło (brzmiało „pałeczki lukrecjowe”) i wszedłem do środka. Zatrzymałem się przed drzwiami. Byłem łagodnie rzecz biorąc zdenerwowany. Przemogłem się dopiero po kilku minutach, w końcu raz się żyje i raz umiera. Zapukałem do drzwi i wszedłem do środka, gdy usłyszałem stłumione „proszę”.
- Dzień dobry panie dyrektorze.
- Witaj Jamesie. Co cię do mnie sprowadza?
- Cóż…-zacząłem. Kiedy dyrektor spojrzał na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami, zyskałem pewność, że on i tak już o wszystkim wie. – To ma związek z wydarzeniami na ostatnich dwóch lekcjach eliksirów. – przerwałem na chwilę, niepewny reakcji Dumbledore’a.
- Mów dalej.
- Jakby to ująć… Pierwszy z tych wybuchów… Był… - Mężczyzna spojrzał na mnie zachęcająco.- Cóż… Spowodowany przeze mnie. – Mogę przysiąc, że widziałem dezaprobatę w oczach dyrektora. – Ale przysięgam panie dyrektorze, że z drugim nie miałem nic, a nic wspólnego.
- Nie mogę powiedzieć, żebym był zadowolony z twojego występku mój drogi chłopcze, ale z faktu, że sam z siebie z tym do mnie przyszedłeś już tak.



Właściwie to nawet nie oberwało mi się za bardzo. Tylko dwutygodniowy szlaban u Filcha. Nic nowego. Szukali sprawcy drugiego wybuchu. Dyrektor mówił o tym przez niemal dwa tygodnie, poza tym szukali śladów, przepytywali uczniów. Bezskutecznie. Nic nie znaleźli, ani dowodów, ani nawet poszlak. Mam niejasne przeczucie, że zrobił to jakiś Gryfon. Chyba musiałem się nieźle w głowę walnąć, że nie podejrzewam Ślizgonów, ale naprawdę czuję w kościach, że to robota któregoś z naszych. Jezu… James Potter podejrzewający Gryfonów o niecna zamiary… Świat staje na głowie.
A propos mojego szlabanu. Na szczęście nie zabronili mi iść do Hogsmeade, wtedy mój szlaban skończyłby się czyjąś śmiercią. Konkretniej moją.  Z rąk Monic. Właśnie Monic. Jest piękna, zabawna i w ogóle, ale to, co do niej czuję… Nie wiem, czy przetrwa próbę czasu. Ale może nie powinienem się martwić na zapas, prawda? A nuż widelec się uda.
Ja chyba za dużo myślę. A to mi najwidoczniej nie służy. Z tych rozmyślań wyrwał mnie… Zgadnijcie, co? Budzik oczywiście. Ta zmora ludzkiego żywota, wymyślona przez najgorszego z sadystów, która wyrywa mnie z mojego kochanego łóżeczka o tak nieludzkiej porze (czyt. 11.00 w sobotę rano). Pomijam fakt, że sam to cholerstwo wczoraj ustawiłem, żeby się nie spóźnić na wyjście do Hogsmeade. Co prawda to dopiero na 13.00, ale jeszcze muszę zjeść późne śniadanie.
Szybko narzuciłem na siebie pierwsze lepsze czyste ubrania i poszedłem do łazienki. Kiedy z niej wyszedłem zorientowałem się, że chłopacy nadal śpią. Chyba trzeba by ich obudzić. Na tą myśl uśmiechnąłem się szatańsko. Już ja wiem, w jaki sposób ich obudzę.
Po chwili w całym pokoju było słychać wściekłe krzyki moich przyjaciół. Chyba domyślacie się jak ich obudziłem? Macie racje lodowatą wodą wylaną na nich. Przez ich przekleństwa wybił się krzyk Syriusza:
-James! Zmień dilera!
-Albo, chociaż zmniejsz dawkę! – zawtórował mu Remus.
-Ja tam sądzę, że w ogóle powinien przestać brać to coś, albo się podzielić. –Peter oczywiście też wtrącił swoje trzy grosze.
-Nie marudźcie, jak stare baby, tylko się zbierajcie. Chyba nie chcecie sprawdzić, czy w waszych dziewczynach drzemią mordercze instynkty. A na pewno się dowiecie, jeśli się spóźnicie. - powiedziałem dyskretnie wskazując przy tym na zegarek.
Tuż po chwili w pokoju zapanował istny rozgardiasz. Syriusz biegał od pokoju do łazienki. Remus zaglądał wszędzie, gdzie tylko mógł szukając koszuli, a Glizdek ubrał się szybko i poleciał do Wielkiej Sali. Po co? Żeby coś zjeść oczywiście. Chłopacy zebrali się w jakieś pół godziny, a tuż po chwili zwlekli mnie z fotela i zmusili do pójścia na spóźnione śniadanie. Pomijam fakt, że wystarczyłoby, gdyby powiedzieli „James wstawaj, idziemy do WS”, ale nie oni oczywiście musieli się uciec do sposobów siłowych.
Kiedy dotarliśmy do pomieszczenia, Syriusz usiadł koło Dorcas, Remi koło Ann, a ja koło Monic. Koło tej ostatniej siedziała już reszta Francuzek. Zaś niedaleko Dor siedziała Lily wraz ze swoim chłopakiem Dave’em. Moja dziewczyna od razu zaczęła szczebiotać o tym, co kupi w Hogsmeade i o tym, że muszę jej pomóc w wyborze sukienki, bo ma kilka upatrzonych, ale nie może się zdecydować. Znaczy się mówiła o czymś jeszcze, ale potem słyszałem już tylko piąte przez dziesiąte. Jakoś nie mogłem się skupić.
Mniej więcej za piętnaście dwunasta wyszliśmy na błonia i wpisaliśmy się na listę osób wybierających się do Hogsmeade. Usiadłem w przedziale z Monic, a po chwili dosiadły się do nas Édith i Emilie i chłopak którejś z nich, nie pamiętam, której. Dziewczyny zaczęły rozmawiać o ciuchach, kosmetykach i innych duperelach, a ja spojrzałem na towarzysza jednej z Francuzek i powiedziałem cicho:
-To będzie długi dzień. – Krukon tylko spojrzał na mnie ze zrozumieniem i pokiwał głową.

PERSPEKTYWA LILY

            Usiadłam w powozie razem z Dave’em, Dorcas i Syriusz oraz Ann i Remusem. Nie planowaliśmy jakiś wielkich zakupów, bo każda z nas miała już sukienkę. Zdecydowaliśmy się, więc, że najpierw wszyscy razem pójdziemy do Trzech Mioteł na piwo kremowe, a potem się rozdzielimy, abyśmy mogli spędzić czas z tymi, na których nam zależy.
            Wiecie, co? Przestałam mieś już jakiekolwiek obiekcje, co do bycia z Dave’em. Chyba naprawdę go kocham, a on kocha mnie. Jest dla mnie taki słodki i kochany, że moje życie stało się po prostu idyllą. Podczas mojego przymusowego pobytu w Skrzydle Szpitalnym odwiedzał mnie codziennie, nie zważając na to, że ma dużo zadane, albo jest zmęczony. Severus też wyzdrowiał. Nawet szybciej niż ja za drugim razem. Spędzam z nim całkiem dużo czasu. Na szczęście Dave nie ma nic przeciwko, rozumie, że przyjaźnie się z Sev’em i, że lubię spędzać z nim czas.
            Niestety nie wiadomo, kto był sprawcą drugiego wybuchu. Potter ma dowody na to, że to nie on, a nikt nie przyznał się do popełnienia tego występku. Właśnie a propos Jamesa, to nasze relacje są w miarę neutralne. Nie kłócimy się, zamieniamy ze sobą tylko grzecznościowe formułki i niemrawe cześć. Trochę mi nawet brakuje kłótni i rozmów z nim, ale tylko trochę. Tak szczerze mówiąc, to ostatni raz rozmawiałam z nim, tuż po wyjściu ze Skrzydła. Wtedy też mnie przeprosił



            Właśnie wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego. W głowie wciąż dźwięczały mi słowa Ann „Nie wiemy, kto był sprawcą drugiego wybuchu. Tym razem to nie James. Są na to mocne dowody”. O ile byłabym stanie zrozumieć, tak trochę, co kierowało Potterem, o tyle nie wiem, kto jeszcze mógłby chcieć mnie zranić. Będę musiała poważnie nad tym pomyśleć. Miałam właśnie wejść do PW, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam niejakiego Jamesa Pottera.
- Czego chcesz? – wysyczałam. Chłopak spojrzał na mnie smutno i odpowiedział cicho:
- Porozmawiać Lily, tylko porozmawiać. Proszę daj mi kilka minut.
            Kiwnęłam głową na znak zgody i dałam się wciągnąć do jakiejś pustej klasy. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i spojrzałam na chłopaka z wyczekiwaniem. James cały czas tylko chodził po pomieszczeniu, jakby starał się zebrać odpowiednie słowa. Podszedł do mnie po kilku minutach i zaczął mówić:
- Lily ja… - Nie miałam pojęcia, co zamierza mi powiedzieć, ale widziałam, że się denerwuje. Spojrzałam na niego trochę przychylniej i poleciłam gestem, aby kontynuował.
- Chciałem cię przeprosić, za ten wybuch, który spowodowałem i ogólnie za wszystko. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego, że James Potter mnie przeprosi. -  Ja wiem Lily, że naprawdę przegiąłem i jest mi strasznie przykro. Po prostu nie pomyślałem, jakie mogą być konsekwencje mojego czynu. Nie chciałem cię skrzywdzić. Ba… Nawet Snape’a nie chciałem doprowadzić do takiego stanu. Naprawdę przepraszam Lily. – Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale mu przerwałam:
- Nie mów nic więcej James. Rozumiem i… Wybaczam ci. – Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko, ale w jego oczach nadal widziałam żal i jakiś niezidentyfikowany smutek.



            Jak już wspominałam od tamtego czasu niemalże nie rozmawiałam z Jamesem. Przebywałam z nim, bo przyjaźniliśmy się z tymi samymi osobami. Wiedziałam, jak się ma i z kim jest, ale nie rozmawiałam z nim bezpośrednio. Właściwie nie wiem, czemu. Moje rozmyślania przerwał Dave, który dotknął mojego ramienia i powiedział:
-Lily jesteśmy na miejscu.
            Wysiedliśmy z powozu i skierowaliśmy się do Trzech Mioteł. Spędziliśmy tam około półtorej godziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wychodząc z budynku, rozdzieliliśmy się. Ann i Remus poszli na czekoladę, Dorcas i Syriusz do Miodowego Królestwa. A Dave zabrał mnie… Gdzieś. Jeszcze nie doszliśmy na miejsce, a on chce mi zrobić niespodziankę, także nie mam zielonego pojęcia, gdzie idziemy. Na miejsce dotarliśmy dopiero po kilku minutach.
            Przed sobą ujrzałam zamarznięte jeziorko i rozciągające się dookoła niego góry pokryte śniegiem. Słońce prześwitywało przez drzewa nadając temu miejscu niemal bajkowy wygląd. Odwróciłam się do Dave’a i bezgłośnie wyartykułowałam „piękne”. Chłopak tylko cicho się roześmiał. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku najbliższego przewróconego drzewa. Dave strząsnął z niego śnieg i rozłożył na nim wyczarowany przed chwilą koc, po czym usiadł na nim. Postąpiłam podobnie jak on. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka i zapatrzyłam się w niebo.
            Właśnie za to go kochałam. Nie zmuszał mnie do rozmowy, a cisza między nami nie była krępująca. Po prostu każde z nas pogrążało się wtedy w swoich myślach. Nie wiem, jak mój chłopak, ale ja potrzebuję czasami takiej chwili „samotności”. Uwielbiam spędzać czas z Dave’em, ale wydaje mi się, że gdybyśmy cały czas przebywali tylko w swoim towarzystwie, to to co między nami jest mogłoby się wypalić. Znudzilibyśmy się sobą.
            Po mniej więcej pół godzinie ciszę przerwał Dave.
-Kochanie, czy nie sądzisz, że powinniśmy już wracać? Robi się ciemno.
-Masz rację Dave. Chodźmy.
            Chłopak podniósł się i pomógł mi wstać. Później ruszyliśmy w kierunku Hogwartu, cały czas trzymając się za ręce. Nie rozmawialiśmy, ale tym razem cisza była inna. Nieco krępująca. Widziałam, że Dave’a coś trapi. Kiedy wsiedliśmy do powozu, który miał nas zawieść do zamku, położyłam rękę na jego ramieniu i spytałam:
-Dave… Czy stało się coś złego? Co cię martwi?
-Nic poważnego Lily. Nie przejmuj się. – Chłopak posłał mi blady uśmiech.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda? – Nie odpowiedział, tylko mnie pocałował. Namiętnie. Po kilku minutach, bardzo przyjemnych swoją drogą, powiedziałam cicho lekko zduszonym głosem:
-Chyba uznam to za tak. - W odpowiedzi Dave tylko pogłaskał mnie po policzku.
            Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy z powrotem do zamku. Na dworze było bardzo zimno, więc szybko pospieszyliśmy w kierunku zamku, a konkretniej wieży Gryfonów. Dave odprowadził mnie pod same drzwi dormitorium, po czym wyszeptał:
-Śpij dobrze kochanie. – Pocałował mnie jeszcze w czoło, zanim poszedł do swojego pokoju.
            Do dormitorium weszłam cała rozanielona. Dziewczyny tylko na mnie spojrzały i pokiwały ze zrozumieniem głowami. Ann powiedziała:
-Cieszymy się twoim szczęściem Lily, ale teraz kładź się spać, bo jutro jest bali nie chcemy, żebyś miała podkrążone oczy.
-Zgadzam się z Ann w całej rozciągłości. – przyznała jej rację Dorcas.
-Dobrze, już dobrze. Idę się umyć, a potem do łóżka.
            Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Miałam nadzieję, że przyśni mi się… A jak myślicie kto? Oczywiście, że Dave. Niestety nie wystąpił on w żadnym z moich dzisiejszych snów.



            Byłam na pięknej łące. Opierałam się o ramie jakiegoś chłopaka. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego twarz, niestety nie mogłam jej dostrzec. Widziałam tylko, że ma ciemne włosy. Bardzo ciemne. Praktycznie czarne. Nie wiedziałam, kim jest ten chłopak, ale byłam pewna, że go kocham. Po chwili on wstał i podał mi rękę. Tańczyliśmy. Tańczyliśmy na skąpanej w słońcu polanie w takt nieistniejącej muzyki. Byłam bardzo szczęśliwa. Śmiałam się głośno. On też się śmiał i patrzył na mnie z miłością. Nie widziałam koloru, ani kształtu jego oczu, ale ujrzałam miłość wypisaną w jego tęczówkach.
            Nagle wszystko się zmieniło. Cała sceneria. Patrzyłam na ruiny domu. Zobaczyłam siebie, martwą, leżącą wśród zgliszczy. Niedaleko mnie poległ ten mężczyzna z polany. Mój mąż. Nie pytajcie skąd to wiem, bo nie mam pojęcia. Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl „Dziecko! Sprawdź, co z dzieckiem!”. Podeszłam do łóżeczka, które jakimś cudem ocalało. Wewnątrz zobaczyłam niemowlę. Miało może z rok, może trochę mniej. Dziecko było piękne. Z czarnymi włoskami i zielonymi oczami, moimi oczami.
Patrzyłam prosto w oczy chłopczyka. Były pełne łez. Chciałam podejść do… Harrego, to imię nagle pojawiło się w mojej głowie, i go pocieszyć, ale nie mogłam. Nie mogłam przytulić własnego dziecka. Chłopiec był bardzo podobny do kogoś jeszcze, kogoś, kogo znałam, ale nie wiedziałam skąd, ani kim jest ten ktoś.



            Obudziłam się tak samo nagle, jak zasnęłam. Przypomniałam sobie, o czym przed chwilą śniłam. To było dziwne. Na początku takie radosne, a potem tak smutne, wręcz przerażające. Ciekawe, kim był ten mężczyzna. Pewnie nigdy się nie dowiem.

PERSPEKTYWA JAMESA

            Obudziłem się z krzykiem. Nie wiedziałem, co mi się śniło, ale na pewno nie było to przyjemne. Spojrzałem na zegarek i zakląłem w duchu. Powinienem wstać dopiero za pół godziny, ale teraz to już pewnie nie zasnę. Ze snu pamiętam tylko bezgraniczną rozpacz, zielone światło i płacz zielonookiego dziecka. Nie wiele, a i to pewnie niedługo zapomnę.
            Nie było sensu się kłaść z powrotem, więc sięgnąłem pod łóżko i wyjąłem książkę o Quidditchu, w której lekturze się pogrążyłem. Ani się obejrzałem, a już zadzwonił mój budzik. Moje zdanie o tym czymś już znacie, więc się nie będę powtarzał. Moi przyjaciele jak jeden mąż zerwali się z łóżek. Zresztą sam poszedłem ich śladem.
            Całą czwórką zaszyliśmy się gdzieś na cały dzień, byle tylko nie słuchać marudzenia dziewczyn. Np.:
„Jezu jak ja wyglądam?”
„Co ja mam zrobić z tymi włosami?”
„Ale czy aby na pewno czarny pasuje do niebieskiego?”
            Ile można na litość boską? A one tak przez cały dzień, więc lepiej na jakiś czas po prostu zniknąć. Wspominałem już, że razem z Monic będziemy tańczyć na otwarciu? Nie? Ale to tylko dlatego, że usilnie staram się o tym zapomnieć. Gryfonów tak ogólnie to reprezentuje Łapa z Czarną, ale oni wydają się być zadowoleni. Podobnie jak Monic. Nie będę wam tu przytaczał wyboru i jej reakcji, bo to nudy na pudy.
            Jak już mówiłem, zaszyliśmy się w Pokoju Życzeń na te kilka godzin. Graliśmy w karty i… a nie, tylko w karty. W pokera. O koło siedemnastej wróciliśmy do dormitorium, żeby przebrać się w szaty wyjściowe. Moja była czarna, Łapy ciemnozielona, Remusa ciemnoczerwona, a Glizdka chyba ciemnobrązowa. Tak mi się wydaje.
            Z dziewczynami umówiliśmy się na18.00, więc około za pięć zjawiliśmy się w PW. Tuz przed wyznaczoną godziną z dormitorium wyszły nasze towarzyszki. Cóż… Monic wyglądała bosko. Co prawda widziałem ją wczoraj w tej sukni, ale z tą fryzurą i dodatkami. Po prostu brak mi słów. Podszedłem do dziewczyny i pocałowałem ją. Odpowiedziała na pocałunek bardzo entuzjastycznie, ale szybko, za szybko, się ode mnie odsunęła i powiedziała ze śmiechem:
-Rozmażesz mi szminkę.
-Nie możemy do tego dopuścić o pani. – odpowiedziałem kłaniając się jej w pas.
            Dziewczyna tylko zaczęła się ze mnie śmiać. Chciałem jeszcze jej coś odpowiedzieć, ale przypadkiem spojrzałem w stronę schodów i mnie zatkało. Dosłownie. Schodziła po nich Lily, ubrana w piękną lawendową sukienkę bez ramion i srebrne buty. Włosy zazwyczaj roztrzepane miała spięte w wytworny kok, z którego wypadało trochę włosów. Na szyi miała srebrny naszyjnik. Wyglądała po prostu zjawiskowo, a jej figura, oh… Chyba się zakochałem. Znowu. Mam niejasne wrażenie, że doświadczyłem właśnie uczucia, które potwierdza powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje”.
            Na szczęście udało mi się otrząsnąć, zanim Monic zorientowała się, co się ze mną dzieje. Ona jak nic by mnie zabiła. Spojrzałem na uwieszoną mojego ramienia dziewczyna i mimowolnie pomyślałem „To jasne, że ona jest piękna, ale ma parę wad, np.: powinna być ruda”. A miałem zapomnieć o Lily, ba nawet mi się to udawało. I udawałoby się nadal, gdyby nie wyglądała aż tak ładnie, a i gdyby mi nie wtedy nie wybaczyła.
            Cóż, skończyłem te rozważania. Muszę pamiętać, że moją dziewczyną jest Monic. Powtarzaj to sobie w myślach James, tak długo aż dotrze „Jesteś z Monic, kit z tym jak wygląda Lily, bo ty jesteś z Monic”. Chyba podziałało. Na razie. Razem z de la Cruz udałem się w kierunku Wielkiej Sali. Podeszliśmy do bocznego wejścia. Ci co otwierali bal, mieli wejść tym. Monic spojrzała na mnie i wyszeptała:
-James, denerwuję się.
-Nie martw się skarbie – odpowiedziałem - Wszystko będzie dobrze, przecież jesteś wspaniałą tancerką.
-Jak zwykle masz rację mon James.
            W tym samym momencie podeszła do nas McGonnagal i powiedziała:
-Czas zacząć bal moi drodzy uczniowie.
            Weszliśmy do WS i zaczęliśmy tańczyć walca. Obok nas mignęli mi reprezentanci Ravenclawu – Vanessa Johnson i Bryan Anders, jakaś Francuzka i Michael Brown. Tuż po chwili przefrunęli, inaczej nie da się tego nazwać, Łapa i Dorcas. Gdzieś z tyłu mignęli mi Puchoni, Francuzka z którymś Ślizgonem, bodajże Nottem, no i Malfoy z Narcyzą, reprezentujący Slytherin. Ogólnie to już od początku było wiadomo, że to ich wytypują z tego domu, bo jakże mogłoby być inaczej.
            Spojrzałem na Monic, która uśmiechała się do mnie szeroko. Wirowaliśmy na parkiecie dopóki dziewczyna nie wyszeptała cicho:
 - James… Nogi mi wysiadają, chodźmy chwilę odpocząć.
            Przystałem na to chętnie, bo szczerze powiedziawszy sam już miałem dość. Monic usiadła na ławce, a ja poszedłem po coś do picia. Kiedy wróciłem, podałem dziewczynie napój i usiadłem obok niej. Zacząłem obserwować tańczące pary. Po chwili zorientowałem się, że podążam wzrokiem, za pewną rudowłosą Gryfonką. Żeby przestać o niej myśleć, pogrążyłem się w rozmowie z Monic. Po chwili poczułem, że ktoś koło mnie siada. Spojrzałem w tamtą stronę i zdziwiony ujrzałem Lily.
-Cześć – przywitała się dziewczyna.
-Hej Lily – odpowiedziałem.
            Żadne z nas nie powiedziało nic więcej. Nie ma w tym nic dziwnego. Nie rozmawialiśmy ze sobą od paru tygodni. Niestety. Po chwili usłyszałem jak ktoś obwieszcza coś, głosem zwielokrotnionym przez zaklęcie Sonurus:
-A teraz, coś nowego! Zmieniamy partnerów. Zapraszam wszystkich na parkiet, proszę tylko o zamianę partnera.
-Mogę prosić? -  zapytałem się Lilki. To był… Impuls. Nie miałem pojęcia, czy się zgodzi, jednak dziewczyna przyjęła moją rękę. Kątem oka zauważyłem, że Dave prosi do tańca Monic. Zgodziła się. I dobrze. Mam nadzieję, że będzie jej się z nim dobrze tańczyć.
            Tańczyłem z Lil w rytm jakiejś nie za szybkiej, ani nie za wolnej muzyki. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
-James, mam tego dość.
-Czego Lily? – spytałem zdziwiony.
-Tego, że ze sobą nie rozmawiamy. Naprawdę ci wybaczyłam, więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy czasami ze sobą porozmawiali, prawda?
-Jasne Lil. Po prostu byłem przekonany, że nie chcesz mnie znać.
-James… Postawmy sprawę jasno. Bywasz wnerwiający dupkiem, którego nie znoszę,ale potrafisz być też czarujący chłopakiem, którego bardzo lubię. Momentami odnoszę wrażenie, że masz rozdwojenie jaźni.
            Zaśmiałem się cicho, a dziewczyna mi zawtórowała. Wtedy koło nas jak spod ziemi wyrosła Monic, która wrzasnęła:
-Co ty tutaj robisz z nią?! – Przestaliśmy tańczyć, a koło nas od razu uformowało się kółko gapiów. Super… Robimy za atrakcję wieczoru.
-Tańczę kochanie, sama słyszałaś, że zamieniamy partnerów. – odpowiedziałem spokojnie
-Ale czemu akurat na tą jędzę.
-Monic, uspokój się. Nie myślisz racjonalnie. A poza tym Lily nie jest jędzą. –Wypowiedź mojej dziewczyny mnie trochę zirytowała. Tłum wokół nas z każda chwilą się powiększał.
-I ty jeszcze bronisz taj dziwki?! Miałam nadzieję, że ten wybuch, który spowodowałam wystarczająco ją od ciebie odciągnie!
-Ty to zrobiłaś?! – No i moje opanowanie diabli wzięli. Dziewczyna chyba sobie właśnie uświadomiła, co powiedziała, bo na jej twarzy pojawiła się panika.
-Zrozum James, nie chciałam cię stracić. Zresztą sam też jeden spowodowałeś. –Przynajmniej nie zaprzeczyła.
-I to był błąd Monic. Poza tym nie mogłaś mi po prostu zaufać?! – Ostatnie zdanie już wykrzyczałem.
-Nie mogłam, bo widziałam, jak na nią patrzyłeś i patrzysz nadal. Nie przeszło ci James i chyba nigdy nie przejdzie.
-Powinnaś mi zaufać Monic. Ale skoro nie. Uważam, że związek musi się opierać na zaufaniu moja droga. To koniec Monic. To koniec.
            Dziewczyna spojrzała na mnie ze strachem i bólem. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciałem, żeby płakała, ale tez nie powinna krzywdzić Lily. Może to i hipokryzja z mojej strony, ale…Nie mógłbym być z kimś, kto mi nie ufa i głównie o to poszło. Popatrzyłem jeszcze smutno na plecy wybiegającej z Sali Monic, po czym sam udałem się do dormitorium. Odwróciłem się jeszcze na chwilę w drzwiach i zobaczyłem, jak Remus całuję Ann, Syriusz Dorcas i jak Chook podnosi i okręca w kółko Lily.
            Wychodzi na to, że każdy kogoś ma, a ja zostałem sam.

6 komentarzy:

  1. O jacie nigdy bym jej nie podejrzewała :D No cóż raczej nie napisze po raz setny że rozdział extra bo to już wiesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. TA CAŁA MONIC TO JEBANA SUKA! Mam nadzieję ,że James jej nie wybaczy po tym co ta dziwka zrobiła,mam nadzieje ,że stanie sie jej cos zlego xd ups...nie powinnam zyczyc innym (nawet postacia nieprawdziwym) nieszczescia no ale...JEJ ZYCZE!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wredota! Jak ona mogła !?
    Biedna Lil :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że Lily zerwie z Dave'm, bo go nie lubię! Myślę, iż ukrywa coś złego!!!! Hahaha

    OdpowiedzUsuń
  5. od razu ją podejrzewałam! Wredna głupia blondi!! mam nadzieje że szybko lily rozstanie się z tamtym chockiem ( czy jak mu tam ) !!!

    OdpowiedzUsuń