Złapałam
Ann za rękę i razem wbiegłyśmy na szczyt wieży astronomicznej. Miałam nadzieję,
że nikt nas tu nie znajdzie, a przyjaciółka opowie mi o wszystkim, co widziała.
Zmęczona usiadłam na zimnej posadce i starałam się uspokoić. Spojrzałam na Ann.
Stała odwrócona do mnie plecami i patrzyła się w stronę Zakazanego Lasu. W
świetle księżyca jej łzy wyglądały jak małe diamenty. Podniosłam się i objęłam
roztrzęsioną przyjaciółkę. Po chwili Ann uniosła głowę i popatrzyła się na mnie
- Nie widziałam
dokładnie jego twarzy- oznajmiła blondynka wycierając rękawem szaty spuchnięte
oczy.
- Ale przecież
stałaś tak blisko! Musiałaś coś zauważyć. Może jakiś charakterystyczny znak
albo..- zaczęłam wypytywać.
- Lily, jak bym go
rozpoznała, to byłabyś pierwszą osobą, której bym o tym powiedziała- zapewniła
mnie przyjaciółka.
Postanowiłam
nie drążyć dalej tego tematu i najlepiej jak najszybciej o nim zapomnieć.
Poinformowałam Ann, że już jutro wychodzę ze Skrzydła Szpitalnego i zamierzam
nadrobić wszystkie zaległości zarówno na zajęciach, jak i w życiu towarzyskim.
Blondynka nic nie odpowiedziała. Zamiast tego wybuchnęła głośnym śmiechem,
który potoczył się w w stronę Błoni.
- Wiesz, będziesz
miała dość sporo roboty- zagadnęła mnie Ann.
- To mnie właśnie
przeraża. Opuściłam tyle zajęć! Ciekawe, jak ja to wszystko sobie poukładam-
marudziłam pod nosem.
- Nie udawaj!
Przecież nie o to mi chodzi. Lekcje to drobnostka w porównaniu z twoim
mętlikiem w głowie i sercu- powiedziała uśmiechając się chytrze.
- No dobrze, masz
rację. Trochę się pozmieniało i trzeba to jakoś ułożyć- przyznałam
- W takim razie
zacznijmy od początku. Snape- rzuciła blondynka.
- Co Snape? Jest
nareszcie tak, jak zawsze powinno być. Dowiedziałam się, że mnie odwiedzał,
rozmawiał ze mną i cały czas tęsknił. Jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe-
oznajmiłam uśmiechając się do własnych wspomnień z ostatniej rozmowy z Sev'em.
- Ale chyba
pamiętasz, co widziałaś tamtej nocy w Lesie?- spytała zaniepokojona.
- Tego nie da się
zapomnieć. Mam przeczucie, że on się nie zmienił i nadal jest sobą, tylko wpadł
w złe towarzystwo i trochę się pogubił. Ja go z tego wyciągnę...- mruknęłam
unikając przeszywającego wzorku przyjaciółki.
- Proszę państwa
teraz zmieniamy kategorię. Zamiast gadać o nudnym Severusie przejdźmy lepiej do
gorącego Dave'a Chooke'a- kapitana drużyny Gryfonów w Quiditchu- zapowiedziała
Ann udając komentatora sportowego.
- Nie ma o czym
gadać, to tylko kolega- skwitowałam próbując zabrzmieć w miarę poważnie.
Jednak
nie byłam chyba zbyt przekonywująca, bo moja ukochana przyjaciółka o mało
wypadła z wieży.
- Żartujesz sobie ze
mnie, prawda? Przecież on przynosił ci kwiaty, rezygnował z treningów, siedział
przy tobie i wcale tego nie ukrywał! A przy każdym posiłku to właśnie ty byłaś
głównym tematem rozmów Dave i jego kolegów. Nieźle tym wnerwiał Pottera –
powiedziała Ann.
- No cóż, to miłe z
jego strony, że wyręczał mnie w wkurzaniu Jamesa, ale..- próbowałam wymyślić
jakąś dobrą wymówkę, lecz zupełnie mi to nie wychodziło- Okej, niech ci będzie.
Lubię Dave'a, nawet bardzo. Tylko on jest starszy ode mnie, niedługo będzie
kończył ostatnią klasę i odejdzie z Hogwartu. A poza tym, jakby mu zależało, to
zacząłby jakoś działać- wydusiłam z siebie jednym tchem.
- Dokładnie to
chciałam usłyszeć- pisnęła zadowolona Ann rzucając mi się na szyję- A co z
Potterem?
- Jakoś. Ostatnio
nie miałam okazji, aby się z nim jakoś pokłócić, ale pomijając ten fakt,
wszystko jest w jak najlepszym porządku- odparłam.
- I nic do niego nie
czujesz?- zapytała podejrzliwie blondynka.
- Nie, to mój
kolega. Mam do niego taki sam stosunek jak do Łapy, Remusa czy Petera-
powiedziałam wymijająco.Nasze dalsze rozmowy dotyczyły głównie zajęć i
nadchodzących egzaminów. Ann znalazła również chwilkę, aby poopowiadać mi o
swoich spotkaniach z Remusem. Nie mogę ich zrozumieć! Jeśli się kochają, to
powinni być razem, a nie chowają się gdzieś po kątach. To dla mnie niepojęte.
Nie wiedzieć kiedy osunęłam się na kamienną posadzkę i zasnęłam. Ostatnie co
poczułam, to ciężka głowa mojej przyjaciółki opadająca na moje ramię.
Obudziły
mnie odgłosy śpiewających ptaków. Gdy otworzyłam oczy, oślepiły mnie promienie
wschodzącego słońca. Trochę czasu zajęło mi, aby przypomnieć sobie, co ja
właściwie robię na wieży astronomicznej. Zegarek na moim nadgarstku wskazywał
za pięć siódmą. Poderwałam się na równe nogi i szybko obudziłam Ann. Następnie
w ekspresowym tempie zbiegłyśmy na sam dół. Zatrzymałyśmy się dopiero przed
portretem Grubej Damy, która jak zwykle narzekała na nieludzką porę naszego
powrotu.
- Bajeczne świecidełka-
wysapała zmęczona blondynka.
Weszłyśmy
przez otwór w ścianie do prawie pustego dormitorium. Rozglądałam się dookoła
próbując zauważyć jakąkolwiek zmianę. Nic nie zauważyłam, wszystko było takie
samo. Umeblowanie i zasłony w kolorach naszego domu, te same obrazy i jak
zwykle mały bałagan. Stanęłam na środku PW i patrzyłam się w gasnący żar w
kominku. Gdy tylko podeszłam troszeczkę bliżej, coś, a raczej ktoś podskoczył
na kanapie. Odwróciłam się i ujrzałam śpiących na sobie Rogacza, Łapę i
Luniaczka. Jak zwykle brakowało Petera, który już pewnie myszkował w kuchni.
Wszyscy wyglądali tak słodko i niewinnie. Głowa Remusa zwisała z końca sofy,
Syriusz spał z otwarta buzią i co chwilę coś mamrotał, a James leżał
przygnieciony na samym dole. Kto by pomyślał, że to właśnie oni są największymi
rozrabiakami w całym Hogwarcie. Ann podeszła cichutko do śpiących Huncwotów i
pocałowała Remusa w czoło, a następnie skierowała się do sypialni dziewcząt.
Uśmiechnęłam się i poszłam w ślady za przyjaciółką. O dziwo moje rzeczy leżały
na łóżku, a kufer, który jeszcze kilka godzin temu stał w Skrzydle, stał teraz
koło mojej olbrzymiej szafy. W naszym pokoju panował okropny bałagan. Razem z
Ann zaczęłyśmy zastanawiać się, gdzie zniknęła Dorcas. Na podłodze przy jej
komodzie znalazłam kilka kropel jakiegoś płynu, które układały się w cieniutką
ścieżkę i prowadziły w kierunku łazienki. Podbiegłam w tamtą stronę, lecz gdy
tylko dotknęłam klamki usłyszałam ciche chrapanie dochodzące spod wielkiej
sterty brudnych ciuchów. Ann pomogła mi to wszystko rozgrzebać i wtedy oto
naszym oczom ukazała się Dorcas.
- Ej, co się stało?
Haaaalo, pobudka! Wstał nowy piękny dzień- próbowała blondynka.
- To nic nie da, ona
jest totalnie upita- zauważyłam wyjmując śpiącej królewnie butelkę kremowego
piwa.
- Ciekawe co się
działo w nocy, musiała być niezła zabawa- zachichotała Ann.
- Błagam, ciszej. Ja
tu chcę spać..- ledwo wyszeptała Dor.
- Trzeba cię
doprowadzić do porządku, moja droga- szepnęłam- chyba nie chciałabyś pokazać
się w takim stanie Syriuszowi.
- On wygląda nie
lepiej- oznajmiła Czarna , po czym pozbawiona sił opadła na moje kolana.
Nie
trzeba było długo czekać na naszą reakcję. Razem z Ann wybuchnęłyśmy donośnym
śmiechem, który zapewne było słychać nawet u chłopaków. Blondynka wzięła
różdżkę do ręki i zaczęła sprzątać cały ten chlew. W tym czasie podałam Dorcas
eliksir na kaca i zaprowadziłam ją półprzytomną do łazienki. Zegar na ścianie
wybił ósmą, gdy drzwi do łazienki otworzyły się z trzaskiem. Brunetka była nie
do poznania. Zniknęły jej wory pod oczami, a cera była niezwykle świeża.
Jedynie oczy były nieco zamglone. Ale to i tak pestka w porównaniu z tym, co
było pół godziny temu. Podczas gdy Dor próbowała doprowadzić się do formy,
zdążyłam poukładać wszystkie ubrania, posprzątać na szafce nocnej, napisać list
do mamy i przygotować się do poniedziałkowych zajęć. Do napisania został mi
jedynie esej z eliksirów, ale z tym poradzę sobie później. Piętnaście po ósmej
zeszłyśmy na śniadanie, gdzie zostałam ciepło przywitana przez wszystkich Gryfonów.
Podczas jedzenia byłam ciągle zasypywana mnóstwem pytań i gdyby nie moje
przyjaciółki, nie zdążyłabym spokojnie zjeść. Największym zaskoczeniem było to,
że nigdzie nie było widać Huncwotów, a ich miejsce zajął Dave ze swoją ekipą.
Świetnie mi się z nimi gadało i zostałam razem z dziewczynami zostałyśmy
zaproszone na imprezę urodzinową Dave'a, która miała odbyć się w tą niedzielę,
czyli jutro. Starałyśmy się chociaż trochę opanować, ale nam zbytnio nie
wychodziło. Pomysł, aby się trochę pobawić okazał się znakomity i wprawił nas
od rana w świetne humory. Niestety nic nie trwa wiecznie..
W
drodze do biblioteki natknęłyśmy się na Huncwotów, którzy mięli niezbyt
przyjazne miny. Gdy tylko znalazłyśmy się w zasięgu ich wzroku, nie było już
żadnych szans na ucieczkę.
- Lilyanne Evans,
ani drgnij. To samo tyczy się ciebie Ann Lorens. Jedynie Czarna jest wolna-
zarządził Potter machając histerycznie rękami.
Razem
z Ann stanęłyśmy w miejscu i obróciłyśmy się twarzą do naszych kolegów.
- Co się z tobą
działo? Gdzieś ty wczoraj była? Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy-
zaczął wykrzykiwać Potter łapiąc mnie za rękę.
- James, tak dla
jasności, to ty odchodziłeś od zmysłów- dodał Lupin ze stoickim spokojem.
Rogacz spojrzał się
na Remusa wzrokiem zabójcy, a następnie zaczął:
- No, słucham.
- Naprawdę nie muszę
ci się spowiadać, to tylko i wyłącznie sprawa moja i Ann- prychnęłam.- Co nie
Ann?
Szukałam
jakiegokolwiek oparcia w mojej przyjaciółce, lecz ta właśnie przytulała Remusa
i tłumaczyła mu, gdzie wczoraj byłyśmy.
- Daruj sobie-
powiedziałam zrezygnowana i poszłam do biblioteki.
Obróciłam
się, aby sprawdzić, czy może któraś z moich szanownych przyjaciółek nie idzie
przez przypadek za mną, lecz myliłam się. Dorcas całowała się z Syriuszem, a
Ann i Lupin nagle zniknęli. Na środku korytarza stał jedynie Potter gapiący się
w moją stronę. W bibliotece pozbierałam swoje myśli i zaczęłam zbierać
informacje potrzebne do zrobienia mojej pracy na eliksiry. Nie chciało mi się
tego pisać, ale przecież nie miałam nic innego do roboty. Minęła chyba niecała
godzina, a ja już prawie skończyłam swój esej. Brakowało mi zakończenia.
Wstałam z krzesła i zaczęłam szukać odpowiedniej książki. Gdy chodziłam między
regałami zamyślona wpadłam na Severusa, który czytał właśnie potrzebną mi
książkę.
- Hej Lily, co tutaj
robisz? Nie powinnaś odpoczywać?- spytał Ślizgon
- Nie mam na to
czasu, właśnie kończę zadanie na eliksiry, a ty masz książkę, która mi w tym
pomoże- odpowiedziałam.
- W takim razie ja
ci pomogę- zaoferował.
Severus
nie dość, że napisał za mnie całe zakończenie, to jeszcze znalazł kilka
drobnych błędów, które natychmiast poprawiłam. Dzięki temu zaoszczędziłam
trochę czasu i poszłam z moim starym przyjacielem na spacer. Niestety nie
mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby na spokojnie o wszystkim porozmawiać, bo
Sev śpieszył się na jakieś dodatkowe zajęcia.
- Porozmawiamy
wieczorem, okej?- zaproponował
- Liczę na ciebie-
krzyknęłam w stronę biegnącego do zamku Seveusa.
Resztę
popołudnia spędziłam w swoim pokoju na pisaniu w pamiętniku lub nadrabianiu
zaległego materiału. Było tego dosyć sporo, ale dzięki studiowaniu wszystkich
książek poradziłam sobie w oka mgnieniu. Ba! Jestem pewna, że i tak
przeczytałam pewnie o kilka tematów za dużo. No cóż, tym lepiej dla mnie. Nie
widzi mi się uczyć tego za jakiś tydzień, lub znając niektórych nauczycieli, za
miesiąc.
Następnie
szybko zjadłam obiad i wróciłam do zajęć. Chyba z trzy razy byłam jeszcze w
bibliotece i przepisywałam do zeszytu przydatne na lekcje notatki. Pod wieczór
wyszłam na Błonia. Miałam nadzieję, że znajdę kogoś znajomego, z kim będę mogła
porozmawiać. Poza tym robiło się coraz chłodniej, a na trawie pojawiły się
pierwsze krople rosy. Nie pozostało mi nic innego, jak iść już na kolację.
Gdy
wszyscy zasiedliśmy przy stołach, dyrektor Dumbledore zaczął swoją przemowę:
- Tak jak niedawno
wspomniałem, w poniedziałek do naszej szkoły przybędą uczennice z Akademii
Magii Beauxbatons. Więc mam nadzieję, że należycie przygotujecie się na
przywianie naszych gości. Kolejne informacje przekaże wam jutro wieczorem. A
teraz smacznego moi kochani!
Zdążyłam
jedynie wymienić spojrzenie z siedzącymi tuż obok mnie Ann i Dorcas, gdy na
sali wybuchła wielka wrzawa i radość z przyjazdu pięknych Francuzek do
Hogwartu...
Brakuje mi tych scen Lily z Severusem na szczęście w ty rozdziale pojawiły się ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Brakuje mi w Twoim Blogu tylko spotkań Klubu Ślimaka.
OdpowiedzUsuńWięcej Lilki i Jamesa <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się z komentarzem powyżej ♥♥♥
OdpowiedzUsuńLily i James <333
OdpowiedzUsuń