Znowu
zostałam sama. Potter musiał iść na ostatnie dwie godziny zajęć, a ja
żałowałam, że nie mogę dołączyć do moich przyjaciół. To ciągłe leżenie w
Skrzydle Szpitalnym było naprawdę nudne i niepotrzebne. Czułam się o wiele
lepiej i chciałam zacząć coś robić. Moje wyniki okazały się zaskakująco dobre i
dyrektor oznajmił, że już niedługo mnie wypiszą. Wstałam z łóżka i zaczęłam
chodzić po wielkim pomieszczeniu. Patrzyłam przez okno na Błonia i zachodzące
słońce. Po placu biegali pierwszoroczniacy, a starsi uczniowie siedzieli nad
jeziorem. Niestety nigdzie nie mogłam znaleźć Ann lub Dorcas. Nawet widok
Huncwotów by mnie teraz ucieszył. Spojrzałam w stronę Zakazanego Lasu. Na skaju
polany stał mały domek z niewielkim ogródkiem wokół. W chatce Hagrida paliło
się światło, a z kominka uchodził szary dym. Udało mi się nawet zauważyć zarys
postaci stojący w miejscu, gdzie powinna być kuchnia. „Pewnie gotuje swoją ulubioną zupę z
suszonych mandragor i ziaren magicznej fasoli”- pomyślałam.
Odwróciłam
się i z powrotem usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki różdżkę i z nudów zaczęłam
powtarzać zaklęcia. Na moim stoliczku pojawił się bukiet polnych kwiatów, a
wszystkie flakoniki i buteleczki po lekarstwach pomaszerowały na swoje miejsce.
Pościel zmieniła swój kolor ze sterylnej bieli w ciepły brąz. Na podłodze
pojawił się kufer z moimi książkami i innymi przydatnymi rzeczami. Na koniec
przebrałam się w swoją ulubioną piżamę i zadowolona położyłam się w miękkiej
pościeli. Sięgnęłam po ostatnie wydanie magazynu „ Moda dla Czarownic” i
zaczęłam czytać artykuł na temat najnowszych trendów tego miesiąca.
Przeczytałam
zaledwie kilka zdań, gdy usłyszałam głośny huk zamykanych drzwi. Poderwałam się
z łóżka i wychyliłam powoli głowę zza zasłony. Nikogo nie widziałam, ale byłam
pewna, że jest tutaj ktoś oprócz mnie. Lekko zdenerwowana wróciłam na swoje
miejsce. Chciałam dokończyć artykuł, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć gazety. Po
chwili kątem oka zauważyłam, że leży na podłodze koło szafki nocnej. Schyliłam
się, by ją podnieść, gdy nagle coś złapało mnie za rękę i znowu zniknęło pod
łóżkiem . Przerażona zaczęłam krzyczeć na cały głos i odskoczyłam jak najdalej
od tajemniczej postaci. W tym samym czasie łóżko zaczęło trząść się na
wszystkie strony, a z pod kołdry leżącej na ziemi wyjrzała czarna czupryna.
Ucichłam i zbliżyłam się do owej postaci. Odgarnęłam czarne włosy z twarzy
nieznajomego i ujrzałam Severusa Snape'a. Pomogłam mu wstać i usiadłam na
poduszce. Nie chciałam odzywać się jako pierwsza, czekałam, aż on coś powie. Ślizgon
otrzepał się z kurzu i przysiadł na najbliższym krześle. Spojrzał mi się prosto
w oczy i lekko uśmiechnął.
-Cześć
Lily- powiedział po chwili zastanowienia. Nie zamierzałam się z nim witać, nie
po tym wszystkim co się wydarzyło. Doskonale pamiętałam każdy, nawet
najdrobniejszy szczegół dotyczący mojego starego przyjaciela. Od czasu, gdy
byliśmy tak blisko, aż do momentu, gdy zmienił się nie do poznania. Do tego to
dziwne towarzystwo wokół niego, te dziwne ostrzeżenie i to, co widziałam w
Zakazanym Lesie. Szczerze mówiąc chciałabym o tym zapomnieć, ile bym dała, żeby
znów było jak dawniej!
-Czego
chcesz? - spytałam chcąc, aby mój głos
wydał się w miarę groźny.
-Przyszedłem,
bo chciałem z Tobą porozmawiać, wyjaśnić Ci kilka rzeczy- zaczął dobierając przy
tym słowa bardzo dokładnie.
-Nie
wpadłeś na to, że ja nie chcę żadnych wyjaśnień? Gdzie byłeś wcześniej, gdy
potrzebowałam mojego dawnego Sev'a? Nie chcę cię znać!- niemalże wykrzyczałam
ostatnie zdanie.
-Przychodziłem
do ciebie, siedziałem przy Twoim łóżku, przyniosłem ci raz kwiaty. Opowiadałem
o wszystkim, co czuję i myślę- powiedział cicho. Zrobiło mi się strasznie
głupio, nie chciałam, żeby tak wyszło.
-W takim
razie, dlaczego przestałeś do mnie przychodzić, gdy się już obudziłam? -
spytałam.
- Zrobiło
się dosyć tłoczno, a jakoś nie zależało mi na tym, aby Potter lub ktoś inny
dowiedział się, że do ciebie przychodzę. Poza tym kręci się tu jeszcze taki
jeden. To po co ja?- stwierdził. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tak bardzo
chciałam się do niego przytulić i z nim szczerze porozmawiać! Lecz bałam się
jego reakcji, a może bałam się jego?
-W takim
razie powiedz, co się dzieje- poprosiłam Snape'a.
- Nie
mogę o tym mówić, to jest złe i nie chcę cię w to wciągać. Po prostu musisz
wiedzieć, że nadal mi na Tobie zależy i wcale się nie zmieniłem. Jestem Twoim
przyjacielem, tak jak dawniej możemy gadać o wszystkim. Tylko mi zaufaj-
poprosił patrząc mi się prosto w oczy.
- Nawet
nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało- powiedziałam przez łzy i rzuciłam się
mu na szyję. Severus objął mnie i obiecał, że będzie jak dawniej. Znów będziemy
przyjaciółmi i nie będzie żadnych tajemnic i sekretów. Spięłam niesforne loki i
uśmiechnęłam się do Sev'a. W jego oczach było widać radość. Nie były mroczne i
złowrogie, wręcz przeciwnie, biła z nich energia i ciepło. Rozmawialiśmy tylko
chwilkę, ponieważ przerwał nam głos dochodzący z drugiego końca Skrzydła.
- Lilka,
gdzie jesteś? Mam dla ciebie niespodziankę- wrzeszczał Potter w niebo głosy.
- Zaraz
się z nim rozprawię- szepnął Snape trzymając przygotowaną już różdżkę w ręce.
- Nie,
ostatnie czego chcę, to jakiś głupi pojedynek. Musisz już iść- oznajmiłam.
-
Wybierasz jego?! Lily..- rzekł smutno Sev.
- To nie
tak, ale..- nie zdążyłam dokończyć zdania, gdy mojego przyjaciela już nie było.
On tak jakby rozpłynął się w powietrzu, a to przecież niemożliwe!
- O tu
jesteś, szukałem cię- powiedział James uśmiechając się.
- Mhmm-
mruknęłam cicho wycierając pojedynczą łzę.
- Coś
się stało? Coś cię boli? Czekaj, zaraz zawołam Pomfrey- zaproponował
zmartwiony.
-Nie,
nie. Wszystko w porządku, po prostu siedzę tu sama całe popołudnie i wieczór,
więc trochę mi smutno, no nie?-
powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- To
świetnie się składa, bo mam chyba na to jakąś radę- poinformował mnie chytrze
patrząc w moją stronę. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Potter krzyknął
głośno:
- Łapa,
wbijaj!
W
tym samym momencie do Skrzydła Szpitalnego wjechał Syriusz na olbrzymim wózku
pełnym najrozmaitszego jedzenie. Za nim wbiegli Ann, Dorcas, Remus i Peter.
Wszyscy wskoczyli na moje łóżko i zaczęli gadać o różnych rzeczach. Ann i Dor
informowały mnie na temat najnowszych plotek, Remus żartował z nowej fryzury
nauczycielki od zielarstwa, Peter wychwalał nowe danie w szkolnym jadłospisie,
a Syriusz i James zdawali relacje z ostatniego meczu Slytherinu z Ravenclawem.
Właśnie tego mi brakowało!
Wybuchnęłam
śmiechem i przytuliłam moich przyjaciół. Oni zaś zdumieni zaczęli się ze mnie
śmiać i żartowali ile wlezie. Chwilkę później każdy opowiedział coś ciekawego,
a następnie rozpoczęła się wielka uczta. Peter wyjadł wszystkie smakołyki i
zgarnął najlepsze obrazki z czekoladowych żab. Ann delektowała się
czarodziejskimi fasolkami, Dorcas oblała Łapę polewą truskawkową, a Potter
wrzucił mi we włosy latające gwiazdki z białej czekolady. Jednym słowem
świetnie się bawiliśmy, a bałagan ogarnął całą Salę! Peter, Remus i Potter
zniknęli gdzieś na chwilę, a ja opowiedziałam Ann o tym, co się dzisiaj
wydarzyło. Obejrzałam się na chwilę, by pokazać Ann artykuł na temat nowej
kapeli o nazwie Wrzeszczące Jędze.
Zamiast
tego ujrzałam Blacka i Dorcas całujących się na mojej poduszce. Nie mogłam
rozróżnić, która ręka i noga jest czyja. Wyglądali jak wielka gąsienica. Zawstydzona
spuściłam wzrok i delikatnie kiwnęłam głową, aby pokazać to niesamowite
zjawisko Ann. Obie powoli zeszłyśmy z łóżka i udałyśmy się w kierunku drzwi.
Myśl o opuszczeniu tego ponurego miejsca napawała mnie radością. Ann wzięła
mnie za rękę i po cichu wyszłyśmy ze Skrzydła Szpitalnego. Przeszłyśmy obok
głównych drzwi i udałyśmy się na górę. Zegar akurat wybił 10 wieczorem. Na
korytarzach było pusto. Zdziwiło mnie to, że nikogo oprócz nas tam nie było.
- Gdzie
są wszyscy? Zwykle jest tu dosyć głośno.- spytałam zaciekawiona
- Dziś wieczór Hagrid zorganizował ognisko na
Błoniach i każdy dom musiał przyjść.- poinformowała mnie przyjaciółka.
- To by
wyjaśniało, czemu gotował tyle swojej zupy – zaśmiałam się.
Ann
przytaknęła i kazała mi siedzieć cicho. Weszłyśmy już prawie na samą górę, gdy
nagle na końcu korytarza rozbłysła wielka kula światła. Przerażona złapałam Ann
za rękę. Skradając się doszłyśmy do źródła światła i ukryłyśmy się za dwiema
zbrojami. Z kąta dobiegały szmery i przyciszone rozmowy. Udało mi się ustalić,
że są tam dwaj mężczyźni, może chłopcy. Jeden się wywyższa, a drugi ta jakby mu
podlega.
- Mam
nadzieję, że wypełniłeś swoje zadanie- rzekł pierwszy z nich.
- Tak,
nie martw się, dziewczyna nic nie podejrzewa- odpowiedział drugi.
- Ale pamiętałeś
chyba, co dokładnie powiedział Pan- przypomniał ten ważniejszy
- Wiem,
musi być z domu Lwa i pochodzić z rodziny mieszanej- odparł słabszy.
- Nie z
mieszanej ty durniu! Ona ma być szlamą!!- niemalże krzyknął zdenerwowany
chłopak.
-
Wszystko jest zaplanowane, wierz mi. Mam plan- zapewnił chłopak
- Oby,
bo inaczej spotka cię kara- zagroził pierwszy.
Gdy
ten „ważniejszy” chłopak wycofał się wgłąb korytarza i zniknął, na twarz tego
drugiego padł snop księżycowego światła. Z mojej kryjówki nie mogłam go
rozpoznać, ale byłam pewna, że go znam. Poza tym Ann siedziała przede mną i
powinna widzieć dokładniej niż ja. Gdy wszelkie kroki ucichły, obydwie
wyszłyśmy z kryjówki. Ann była blada jak prześcieradło.
- Ann,
widziałaś kto to był?- spytałam Dziewczyna nic nie odpowiedziała, nadal stała
jak zaczarowana.
-
Powiedź coś, odezwij się. Rozpoznałaś ich? Ann!- krzyknęłam szturchając
blondynkę.
Przyjaciółka
spojrzała na mnie z przerażeniem i twierdząco kiwnęła głową. To mogło oznaczać
tylko jedno. ci chłopacy są jednymi z naszych kolegów i szykują coś naprawdę
złego.
Tak się zastanawiam wspaniały blog a nikt go nie komentuje ! Ciekawe o co chodzi :D i ciekawe co planują :D
OdpowiedzUsuńJak zawsze fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńIleż emocji haha xd
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent! Genialny blog! *-*
OdpowiedzUsuń