Z góry uprzedzam, że wiem że bardzo krótkie, wynika to z tego, że to tylko końcówka do poprzedniego rozdziału. Jest taki przejściowy wiem o tym, następny postaram się napisać bardziej ekscytujący, mam zresztą nadzieję, że ten cliffhanger na końcu coś o tym mówi.
Rozdział 61, najpóźniej 1 stycznia, ale raczej tak do 29 grudnia.
Zapraszam do czytania tych skromnych kilku stron i pozdrawiam.
Asia.
Całą trójką postąpiłyśmy
zgodnie z jego radą i rozeszłyśmy się po pokoju. Ann usiadła koło Remusa,
Dorcas rozłożyła się na łóżku Syriusza, a ja, siłą rzeczy, bo łóżko Petera było
strasznie zagracone, tak jak i fotele, przysiadłam koło Jamesa, który
uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Żyjesz jeszcze, Lilka? Coś
blado wyglądasz.
- Dziwisz się, Rogaczu? –
wtrącił się Syriusz, któremu złość już przeszła, nim zdążyłam się choćby pomyśleć
nad odpowiedzią. – Po usłyszeniu takich wiadomości to nikt nie wygląda
porządnie… Bez obrazy, Ruda.
- Ależ ja się zgadzam, Łapo –
odparłam. – Raczej ciężko nie przeżyć szoku, gdy bezpieczna bańka mydlana, w
której żyjemy pęka i ukazuje okropieństwo realnego świata. Wybacz, kochany, wiele
można o tym powiedzieć, ale nie, że jest to przyjemna informacja.
- Tak, tak, masz rację –
przyznał mi rację chłopak. – Ale teraz przejdźmy do rzeczy. Po coś się tu w
końcu spotkaliśmy.
Po tym stwierdzeniu na chwilę zaległa nieprzyjemna cisza. Nikt
nie chciał rozpocząć rozmowy, która ze względu na temat nie zapowiadała się
przyjemnie. W końcu jednak dławiącą atmosferę przełamał Syriusz, któremu
głupawka już na szczęście przeszła, najwidoczniej poczuwając się do winy po przywołaniu
tego tematu:
- Skoro nikt się nie kwapi do
wyrażenia swojego zdania, pomimo faktu, że zazwyczaj wszyscy jesteście
straszliwie gadatliwi, to może ja zacznę. Otóż… Nie wygląda to wszystko dobrze,
w szczególności ta sprawa z ministerstwem, o wojnie już nie wspominając. Aurorzy
i zaostrzona kontrola czarodziejów nic tu nie pomogą, przecież nie będą chodzić
po ludziach, sprawdzając, czy przypadkiem Mrocznego Znaku na rękach nie mają,
bo to by się skończyło upadkiem władzy. W końcu zaraz by się podniósł krzyk, że
naruszają wolność osobistą, morale, etykę i Merlin wie, co jeszcze. Poza tym,
patrząc po znajomych mojej kochanej rodzinki to ci źli będą mieli kupę kasy, w
końcu duża część magicznej arystokracji ich wspomoże, choćby i finansowo. Wiele
osób poprze Voldemorta z obawy o życie swoje i swoich najbliższych. Krótko
mówiąc mamy przerąbane. Jedyna nadzieja w tym, że on się nadal boi Dumbledore’a
i, że ten go pokona, tak jak kiedyś Grindelwalda.
Niestety Huncwot idealnie wpasował się w moje poglądy, co
wcale nie było pocieszające, biorąc pod uwagę, że moje myśli nie były ani
trochę optymistyczne. Patrząc po minach pozostałych osób obecnych w dormitorium,
im po głowie chodziły podobne pomysły.
- Jest tylko jeden problem,
stary. Idee głoszone przez Grindelwalda nie dotarły do Anglii i bardziej
skoncentrowane były w okolicach Durmstrangu. A i nie zapominajmy o tym, że on
miał mniej zwolenników niż Voldemort ma teraz, a przecież jeszcze mu
prawdopodobnie przybędzie – dodał James, starając się zachować obiektywizm
sądów i nie dać nadziei przemawiać przez siebie.
- Ale mówią, że Gellert był
potężniejszy. Poza tym, Rogaczu kochany, nie dołuj nas tu – odparował Syriusz.
- Trzeba myśleć realistycznie
– zaooponował Remus. – Żeby to potem na nas nie spadło jak grom z jasnego nieba
i nie sparaliżowało wszystkich przed działaniem.
- Wiem, Lunio, wiem, ale po
prostu nie chcę jeszcze sobie tego wszystkiego uświadomić, nie dziś, nie jutro,
nie za tydzień. To wszystko jest po prostu przerażające i zbyt nierealne. My
nie mamy nawet dwudziestu lat i pewnie zaraz po ukończeniu szkoły będziemy
musieli iść na wojnę.
- Wątpię, Syriuszu, aby
ktokolwiek zmuszał cię do walki, jeśli nie będziesz tego chciał – wtrącił się
Peter.
- Nikt mnie zmuszał nie
będzie, poza własnym umysłem, Glizdogonie, nie będę mógł żyć sam ze sobą, jeśli
nie zrobię nic, aby powstrzymać nadchodzącą tragedię.
- Co racja, to racja.
Gryffindor pójdzie walczyć – zgodził się ponuro Remus. - Z pozostałych domów
też na pewno znajdą się ochotnicy. I tak James, Ślizgonów tu nie wykluczam, są
nieprzewidywalni, nigdy nie można mieć pewności, co zrobią, część może nam
pomóc.
Tu się z Remusem zdecydowanie zgadzałam, mieszkańcy tego domu
czasami zachowują się zdecydowania inaczej niżbym się tego spodziewała.
- Może i tak, może i nie.
Przekonamy się o tym, gdy przyjdzie pora – odparł powątpiewająco Potter. - Mam tylko nadzieję, że przy okazji okażą się
normalni. Ale porzućmy, proszę, temat moralności Ślizgonów.
- W takim razie ja mam
pytanie – wtrąciłam się. – Wiecie może skąd w ogóle wziął się Voldemort? Przecież
nie pojawił się znikąd.
Moi przyjaciele popatrzyli po sobie, bezgłośnie dogadując się,
kto mi wszystko wytłumaczy.
- Mogę ci powiedzieć, co wiem
od rodziców – zaproponował James. – No, więc tak – kontynuował widząc, że
pokiwałam entuzjastycznie głową. - Kiedyż
uczył się tu w szkole, jego imię i nazwisko to Tom Riddle, Ślizgon, podobno kiedyś
był przystojny, dopóki nie zaczął eksperymentów z czarną magią. Zebrał grupkę
popleczników o takich samych poglądach jak on i zdecydował się przejąć władzę
nad światem. To tyle. Nie wiadomo, kim byli jego rodzice, gdzie zniknął po
zakończeniu szkoły i czemu myśli tak a nie inaczej.*
- Podobno pochodzi e
znakomitego rodu czystej krwi, tak twierdzi moja kochana rodzinka – dodał Syriusz.
– Było też coś o jego potędze, inteligencji i tak dalej, ale mózg wykasowuje
nieprzyjemne wspomnienia, więc nie pamiętam dokładnie.
- Więcej nic nie wiadomo.
Niestety, bo może łatwiej byłoby go pokonać, gdyby było wiadomo jak działać –
podsumowała Dorcas.
Resztę wieczoru poświęciliśmy na lekką rozmowę o niczym,
pozostało jednak, pomimo niby przyjemnej i spokojnej atmosfery, uczucie grozy i
beznadziei. W konsekwencji wszyscy zasnęliśmy w jednym pokoju, a McGonagall,
która nas rano znalazła, nawet się na nas nie zdenerwowała. Gdy razem poszliśmy
na śniadanie wydawało się, że wszystko jest już w porządku, że skoro
przeżyliśmy pierwszą noc, to przeżyjemy i następne, nastrój w Wielkiej Sali nie
był już taki przygnębiający, a wszyscy zdawali się być optymistyczniej
nastawieni. Tak było, dopóki do pomieszczenia nie wbiegła nauczycielka zielarstwa,
krzycząc:
- Zaatakowano Ministerstwo
Magii! Zaatakowano Ministerstwo Magii!
*uznałam, że skoro Dumbledore
musiał poświęcić bardzo dużo czasu na odnalezienie dokładnych informacji na temat
Voldemorta, to ogół czarodziejów nie wiedział zbyt dużo, a już na pewno nie, że
Tom Riddle nie był czystej krwi, aka Bellatriks w piątej części.
Jeśli dobrze mi chodzi zegar to dodałaś rozdział 10 minut temu a ja już go 2 razy przeczytałam i właśnie komentuję :33
OdpowiedzUsuńFajny, fajny, końcówka zdecydowanie najlepsza. Czekam na dalszy ciąg opowiadania ;D
Fajnie fajnie. Zycze weny i czekam na kolejna czesc
OdpowiedzUsuńSuper piszesz ;D Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do mnie:
http://lily-i-james-czasy-huncwotow.blogspot.com/
Świetnie ! Czekam na kolejny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :*
Kurde a nie myślałaś o zawieszeniu bloga? Przykro mi, że to mówię, ale najpierw podajesz taki termin później taki a na sam koniec i tak jest za miesiąc... Żarty sobie robisz z czytelników niestety....
OdpowiedzUsuńMogę zawiesić bloga, nie widzę ku temu jednak powodów, piszę rzadko to prawda, ale mam też własne życie, które wymaga uwagi, prawdę mówiąc wolę mieć przyzwoite oceny, niż napisanego bloga, taka jest niestety prawda.
UsuńAsia
Poza tym, wiem, że rozdział napiszę, tylko nie wiem kiedy. Prawda jest taka, że jeśli zawieszę, to zupełnie stracę motywację do pisania. A do czytania nie zmuszam.
UsuńJa tam cię rozumiem, sama też mam strasznie dużo na głowie a ty jeszcze piszesz...
Usuńmi tam obojętnie kiedy nowy rozdział się pojawi byleby był ;-) , a tak wgl. to świetnie piszesz ;DD
a i zapomniałam powiedzieć, że na bloga trafiłam wczoraj wieczorem i przez ten twój talent i te świetne notki zarwałam cała noc, ale przeczytałam wszystkie rozdziały od deski do deski ;D
UsuńOkej ale trzymamy się terminów. Ja rozumiem raz czy dwa razy przesunąć termin ale ciągle?....
OdpowiedzUsuńCzasami terminy zawalam nie z własnej winy, owszem przyznaję , teraz moja wina, kajam się za to, ale wichurom nie zapobiegnę.
UsuńŚwietny chciałabym żeby się nigdy nie skończył ten blog *_*
OdpowiedzUsuńjest świetny
Świetny rozdział, nie miałam kiedy się za niego zabrać, ale w końcu mi się udało :D było warto znaleźć czas : *
OdpowiedzUsuń