Kiedy skończyłam opowiadać
dziewczyny miały, łagodnie mówiąc, zdziwione miny, Dor otworzyła nawet usta z
wrażenia.
-Zamknij buzię, bo Ci mucha wleci…..- powiedziałam.
Co prawda bardzo dobrze
rozumiałam ich zdziwienie, przecież Dorcas została dzisiaj uratowana przez
Ślizgonów!
-A właśnie Dor tak a propos to, kto Cię dzisiaj złapał?- spytała Ann.
-Tak naprawdę, to nie wiem. Byłam zbyt oszołomiona. Widziałam tylko jasne
włosy. Jeśli chcecie się dowiedzieć, to musicie się spytać Syriusza. –
odpowiedziała.
-Aha……- powiedziałyśmy z Ann równocześnie. Po czym blondynka dodała. – A
pomyśleć, że jeszcze dzisiaj na meczu twierdziłam, że sprawcy tej masakry na
boisku nie mieli aprobacji reszty. To, co widziałaś całkiem zmienia moje
zdanie.
-No masz rację, ale lepiej wracajmy już do zamku. Boję się i mam jakieś złe
przeczucia….- szepnęła Dorcas. Pokiwałyśmy z Ann głowami na znak zgody i ruszyłyśmy
ścieżką, w kierunku zamku.
Przez dłuższy czas szłyśmy
w milczeniu. Aż usłyszałyśmy odgłos łamanej gałęzi.
-Co-o to było?- spytała Ann, trzęsąc się ze strachu.
-Nie wiem- odpowiedziała równie mocno przestraszona Dorcas.
Wtedy dźwięk łamanej gałęzi
rozległ się bliżej nas. Usłyszałyśmy też czyjś ciężki oddech i wolne kroki,
niestety nie wiem czy człowieka, czy zwierzęcia. Spanikowana Ann wystrzeliła w
górę czerwone iskry z różdżki. W duchu przyznałam jej rację. Może ktoś je
zauważy i przyjdzie do nas. Wtedy usłyszałam czyjś krzyk, nie to był wrzask
pełen przerażenia.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA……-To krzyczała Ann. Nagle zamilkła, jakby nie mogła z
siebie wydusić nic więcej. Spojrzałam w tą samą stronę, co ona, żeby zobaczyć,
co ją tak przestraszyło. A tam w krzakach stało coś kudłatego..
-WILKOŁAK! Dzisiaj jest przecież pełnia!- wrzasnęłam przerażona.
Wilkołak zbliżał się
powoli w naszą stronę. Wtem z lasu za nim wyszedł pies. Nie wiem, czemu, ale
próbował go od nas odciągnąć.
-Czy nie uważacie, że to jest dziwne?- spytałam cofając się jak najdalej od
miejsca zaciętej walki dwóch zwierzaków.
-Co?- powiedziały szeptem dziewczyny.
-No to, że przed wilkołakiem ratuje nas pies, a nie jakiś nauczyciel.
-No tak, trochę. Ale nie narzekaj. Ważne, że w ogóle ktoś nas zauważył.
Wtem wilkołak wyrwał się
do przodu i rzucił się na Dorcas. Usłyszałam żałosne wycie psa. Gdy bestia
spróbowała dotknąć moją przyjaciółkę, wokół niej wytworzyła się bańka, która wypłynęła z półksiężyca.
Odrzuciła ona wilkołaka mocno do tyłu. Nie wiem, może mi się wydawało, może
byłam w szoku, ale zauważyłam wtedy w oczach psa triumf. Dor spojrzała
zdziwiona na bransoletkę z półksiężycem, po czym wyszeptała:
- Chyba muszę podziękować Syriuszowi- stwierdziła
-Później o tym pomyślisz. Teraz wiejemy…-Powiedziała Ann.
Puściłyśmy się biegiem po
ścieżce. Ann biegła pierwsza, za nią Dor, a na końcu ja. Wilkołak oczywiście
pobiegł za nami. Z początku miałam wrażenie, że udam nam się mu uciec, ale
wtedy przypomniało mi się, że Dor i Ann „chronią” bransoletka i pierścionek, a
ja wisiorka zapomniałam. Wtedy zobaczyłam wybiegającego z lasu jelenia, psa i
szczura. Nagle poczułam przejmujący ból lewej ręki i uderzenie. Czym? Moim
ciałem o drzewo. Wilkołak rzucił mną, wyminął Dorcas i pobiegł w kierunku Ann.
Zatrzymał się tuż przed
nią, jednak nie zaatakował, tylko się na nią patrzył. Po chwili zawył. I znowu
rzucił się na mnie. Poczułam, że lecę i usłyszałam pełne przerażenia krzyki
dziewczyn. Po chwili czyjś podniesiony głos:
-CO WY TU ROBICIE?
Ostatnim, co zobaczyłam
przed utratą przytomności były czyjeś czarne włosy. Usłyszałam też słowa
wypowiedziane znajomym mi głosem…
-Lily, nie umieraj…proszę…
A potem była już tylko
ciemność. Docierały do mnie przez nią czyjeś rozpaczliwe prośby, żebym się obudziła
oraz niewyobrażalny ból całego mojego ciała. Nagle zobaczyłam jasne światło i
poczułam jakbym leciała. Było to cudowne uczucie, wreszcie nic mnie nie bolało.
Zobaczyłam przed sobą jakąś postać. Powiedziała miłym, pełnym uczucia głosem:
-Jeszcze nie nadszedł twój czas. Masz zadanie do wykonania. Musisz walczyć.
Walczyć o swoje życie. Wracaj na ziemię. Wracaj do swoich przyjaciół i tego,
którego kochasz, ale nie chcesz się do tego przyznać, nawet sama przed sobą.
Wracaj, twój czas jeszcze nie nadszedł….
Znowu zrobiło się ciemno,
a ja poczułam ból. Zdałam sobie sprawę, że nie leżę już na ścieżce, w Zakazanym
Lesie, ale ktoś niesie mnie na rękach. Usłyszałam też ciche szepty. Jednak
wyłapywałam tylko pojedyncze słowa.
-Co…..
-Żyje……rany……..krwawienie…….nie………przeżyje
-Wiesz……nie
-Lily……nie zostawiaj mnie.
Akurat tą ostatnią
wypowiedź usłyszałam całą. Mówił to jakiś chłopak, wiem, że go znam. Tylko,
dlaczego załamał mu się głos, a ja słyszę czyjś cichy szloch, czuję czyjeś łzy
kapiące na moją twarz i słyszę wypowiadane cichym, słabym i pełnym bólu głosem
słowa:
-Lily, nie umieraj, nie zostawiaj mnie, obiecuje nigdy więcej cię o nic nie
poproszę, tylko nie umieraj.
Były one powtarzane jak
mantra, jakby ten ktoś miał nadzieję, że mi tym pomoże. Chciałam się odezwać,
pokazać, że żyję, ale nie mogłam otworzyć ust, czy oczu. Wtedy usłyszałam
krzyk.
-O Boże. Panie Potter, panie Black, panno Meadowes, panno Lorens, co
państwo tu robią tak późno w nocy. – wtedy kobieta głośno zaczerpnęła
powietrza, chyba mnie wtedy zobaczyła. I powiedziała.
-Co jej się stało? Dobrze panie Potter do Skrzydła razem z panną Evans.
Reszta ze mną do mojego gabinetu.
Znowu poczułam ruch
powietrza. Coś mi mówiły te nazwiska, ale nie wiem, co. W ostatniej chwili
usłyszałam słowa, które z pewnością były wypowiadane przez jakiegoś chłopaka:
- A co z nim? Znaleźliście go? Nie? Kurcze, jeszcze tego brakowało. Jutro
zabieramy się za poszukiwania.
Potem
poczułam jak ktoś kładzie mnie na łóżku i dotyka policzka, włosów i ust.
Następnie zupełnie straciłam kontakt z rzeczywistością…
Jacie aż mi łzy popłynęły . ;(
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz :p
OdpowiedzUsuńChyba Lily będzie miała amnezję. Ciekawie, ciekawie.
OdpowiedzUsuń