Od razu po
niezbyt chętnym podniesieniu się z łóżka udałam się do łazienki. Przez ramię rzuciłam
jeszcze tylko:
-Dziewczyny
pobudka!- I z jakże „cudownym” nastrojem zabrałam się za poranną toaletę. Po
wyjściu z łazienki zauważyłam, że Dorcas nadal śpi. Podeszłam do niej i mocno
nią potrząsnęłam. Postanowiłam uciec się do bardziej radykalnych środków.
-Dorcas
pójdę po Syriusza- zagroziłam
-Idź sobie i
daj mi spać….-wymamrotała w
odpowiedzi.
Szybko
wyszłam z pokoju, wparowałam do dormitorium chłopaków, złapałam Blacka za
nadgarstek, wyciągnęłam go z pokoju i rzuciwszy uprzednio na schody odpowiedni
zaklęcie wciągnęłam go do żeńskiego dormitorium. Nie powiem przed tym akurat
specjalnie się nie opierał.
-Evans, co
ty do jasnej cholery robisz?-wydyszał Łapa.
-Próbuje
obudzić Dorcas, a ty będziesz dla niej największą motywacją do wstania
–powiedziałam, po czym wrzasnęłam prosto do ucha Dorcas- SYRIUSZ PRZYSZEDŁ!
-CO? A ja
wyglądam jak jakaś szyszymora!-wykrzyknęła Dor i rzuciła się do łazienki.
Po drodze
wpadła na szczerzącego się do niej Blacka. No tak zapomniałam, że Dorcas śpi w
koszulce, która sięga jej zaledwie do połowy nóg i jest bardzo, ale to bardzo
wydekoltowana.
Dor od razu
wyrwała się Syriuszowi i wbiegła do łazienki mrucząc coś pod nosem o brutalnym
morderstwie, a ja wypchnęłam rozchichotanego Blacka z dormitorium, przy
zatrzaskiwaniu drzwi usłyszałam krzyk, co oznaczało, że schody zamieniły się w
ślizgawkę, a Black po niej zjechał. No cóż krzyżyk na drogę dla tego miłego
pana. Coś mi się wydaje, że mam dzisiaj zły nastrój ciekawe, dlaczego. Dzięki
komuś, kto urzęduje tam na górze Ann obudziła się i przygotowała do
dzisiejszych zajęć. Po jakiś 5 minutach Dor wyszła z łazienki i zagroziła:
-Lily Anne Evans…-Ajajaj
będzie źle, jest wściekła- ja Cię kiedyś zabije, zakopie, odkopie, wskrzesze,
sklonuje, zabije, spalę, prochy wrzucę do wody, każe klonom ją wypić, a potem
zabiję te klony.
-Groźby są
karalne!-powiedziałam.
-Szantaż
też!- odpowiedziała Dorcas, a potem razem ze mną i Ann udała się do Wielkiej
Sali na
śniadanie.
Oczywiście
usiadła koło Huncwotów, po co? To było pytanie retoryczne, bo odpowiedź jest
oczywista-Chciała mnie wkurzyć. No cóż
jakoś to przeżyje. Z grobową miną usiadłam koło Pottera i zabrałam się za
jedzenie, po czym wyszłam z Sali. Ale jak to się mówi nieszczęścia chodzą
parami, więc tuż po wyjściu z WS(Wielka Sala) wpadłam na Lucjusz Malfoya. Zgadzam
się z tym, kto powiedział Life is very brutal, full of zasadzkas and sometimes
kopas w dupas i za każdym rogiem czai się danger.
-Proszę,
proszę, a oto i nasza szlama Evans.-powiedział Malfoy. No tak to dla niego
typowe
-Zamknij się
Malfoy nie ma zamiaru się dzisiaj z tobą kłócić!
-Co ty taka
wkurzona Evans, uspokój się i naucz jak się zwracać do lepszych.
-Chyba nie
mówisz o sobie, co Malfoy?- sarknęłam- Naprawdę mam zły humor nie denerwuj
mnie. Żegnam-dodałam i poszłam na
eliksiry.
Prawie
wszyscy uczniowie byli już pod salą, a gdy podeszłam do dziewczyn przyszedł
nasz nauczyciel profesor Slughorn niski, gruby, ale miły staruszek. Wpuścił nas
do Sali przyglądając się każdemu. Do uwarzenia mieliśmy Wywar spokoju. Profesor
twierdził, że często pojawia się on na egzaminach.
-Jakie
właściwości ma ten eliksir i co powoduje zbyt duża ilość składników?-spytał
profesor. Znałam odpowiedź, więc zgłosiłam się do odpowiedzi.
-Panna Evans
proszę…
- No to tak
wywar spokoju to eliksir uspokajający niepokoje i łagodzący wzburzenie. Zbyt
duża ilość składników spowoduje u pijącego ciężki, czasem nieodwracalny sen.
-Doskonale,
10 punktów dla Gryffindoru- powiedział profesor- A teraz proszę się zająć eliksirem,
instrukcje są na tablicy. Macie na jego przygotowanie 2 dzisiejsze lekcje.
Od razu
zaczęłam przygotowywać eliksir. Był dosyć delikatny. Składniki muszą być dodane
w precyzyjnych ilościach i określonej kolejności. Temperatura idealnie dopasowana
na określony czas, nawet mieszać trzeba było odpowiednią ilość razy. No cóż
trzeba się będzie skupić. W połowie lekcji podszepnęłam Ann
-Zapomniałaś
o ciemierniku.
-Faktycznie,
dzięki…-odpowiedziała dodając ten składnik. Pod koniec lekcji Slughorn powiedział,
że nad eliksirem powinna się unosić lekka srebrna mgiełka, po czym przeszedł
się po klasie zaglądając każdemu do kociołka. Przy moim zatrzymał się na dłużej
i powiedział:
-Rewelacja
panno Evans. Spójrzcie wszyscy jak doskonały jest ten eliksir. Właśnie zdobyła pani 20 punktów dla
Gryffindoru. –
Profesor
zebrał jeszcze fiolki z eliksirami, po czym my udaliśmy się na transmutację z
puchonami, a ślizgoni na zielarstwo z krukonami. Pod salą od transmutacji
czekaliśmy tylko chwilę na profesor McGonagall. Wpuściła nas do Sali mamrocząc
pod nosem coś w stylu „Mam nadzieję, że chociaż tym razem Huncwoci nic nie
wymyślą….”. Słyszała to również Dorcas i szepnęła do mnie:
-Nadzieja
matką głupich…
-Ale matka
swe dzieci kocha.-przypomniałam jej. Weszłyśmy do Sali i usiadłyśmy razem w
ławce.
-Dzisiaj
będziemy zamieniać czajnik w żółwia-oznajmiła nam pani profesor-Chciałam wam
przypomnieć, że w tym roku będziecie zdawać SUMy, więc musicie się solidnie
przykładać do nauki. Proszę tak na mnie nie patrzeć panie Black. Pan też mam
nadzieję przygotuje się do Standardowych Umiejętności Magicznych. To samo tyczy
się pana panie Potter, a i może przy okazji nauczycie czegoś pana Pettigrew. A
pan panie Lupin niech postara się dokonać cudu i wbić im do głowy coś, co nie
tyczy się nowego dowcipu.
-Dobrze pani
profesor.-odparł Remus
-A zauważyła
pani, że tym razem w przeciwieństwie do 3 ostatnich lat nie powiedziała pani,
że nie wolno nam w tym roku robić kawałów.-Spytał Black
-Panie
Black, po prostu wiem, że to jest nierealne i, że wy nie potraficie dorosnąć i
zmądrzeć na tyle, żeby przestać robić dowcipy. A teraz zajmijmy się lekcją!-powiedziała
Profesor McGonagall, po czym wytłumaczyła nam jak transmutować czajnik w
żółwia.
Robiłam
staranne notatki, jak większość osób w klasie. Podkreślam większość, bo Potter
i Black tylko coś bazgrali na kartkach.
Pani profesor po jakiś 5 minutach dała każdemu czajnik, po czym
powiedziała:
-No to teraz
zobaczymy, co wynieśliście z dzisiejszej lekcji. Może pan pierwszy panie
Potter. Na pewno przydadzą się panu notatki –powiedziała podając mu kartkę-
Chociaż może nie koniecznie, po nie za bardzo rozumiem jaki związek z tym
zaklęciem ma jeleń, chyba, że chodzi o pańską inteligencje. Proszę spróbować.
Potter
stuknął w czajnik różdżką, a on zamienił się w żółwia. Pani profesor wyglądała
na łagodnie mówiąc wstrząśniętą.
-Dobrze
Potter, siadaj 5 punktów dla Gryffindoru.-Potter usiadł i mrugnął
porozumiewawczo do Blacka.
To źle
wróży. To bardzo, ale to bardzo źle wróży. No i wykrakałam. W tym samym momencie,
w którym McGonagall podeszła do katedry, żółw Pottera uniósł się w powietrze,
zamienił się w fajerwerki, które zaczęły latać po klasie i wybuchać. Chociaż
trzeba im przyznać całkiem ładne te fajerwerki. Większość z nich zamieniała się
w zwierzęta. A ostatni z pozostałych fajerwerków zamienił się w psa, szczura,
jelenia i księżyc, nad którymi pojawiła się wielka litera H.
-Potter,
Black co to znowu za WYBUCHY!-wrzasnęła Minerwa.
-To tylko
fajerwerki …-zaczął Łapa
-Że
fajerwerki to ja widzę Black. Ty i Potter macie szlaban dzisiaj o 20 w moim
gabinecie. Koniec lekcji. Do widzenia
-Nawet nie
wściekła się, aż tak bardzo, nie odjęła nam punktów.-powiedział Peter po
wyjściu z Sali.
Wszyscy
byliśmy w drodze na wróżbiarstwo, które prowadził trochę obłakany profesor
Bryan Mars. Weszliśmy do Sali. Znowu było w niej duszno. Usiedliśmy na pufach i
czekaliśmy na krukonów i profesora.
Pojawili się oni w Sali po 10 minutach.
-Dzisiaj
będziemy wróżyć z rąk. Po proszę tu do mnie 2 osoby. Może pan Potter i panna
Evans.-razem z Rogaczem podeszliśmy do profesora.
- Podajcie
mis woje ręce. Hmm… Macie bardzo podobnej długości linie życia. Nie określę jak
długo będziecie żyć, jednak umrzecie w dość małych odstępach czasowych. Panno
Evans. Z pani linii miłości mogę wyczytać, że poślubi pani mężczyznę, któremu
odmawia pani od 5 lat, za to pan panie Potter poślubi kobietę, która odmawia
panu od 5 lat. Co za fascynujący zbieg okoliczności. Możliwe, że będą państwo
małżeństwem. Proszę usiąść.-Czerwona usiadłam do ławki, za to Potter był cały
ropromieniony.
Dalsza część
lekcji minęła bez niespodzianek. Zostały nam jeszcze 2 lekcje.
Zaklęcia i OPCM(obrona przed czarną magią).
Najpierw zaklęcia. Profesor Flitwick uczył nas zaklęcia Aqamenti. Nawet dobrze
mi poszło. Uff co za męczący dzień, już tylko OPCM. W Sali czekali już na nas
ślizgoni i profesor Amelia Traitor. Może to i dziwne, ale co roku mamy innego
nauczyciela tego przedmiotu. Traitor wpuściła nas do komnaty.
-Dzisiaj
będziecie ćwiczy zaklęcie tarczy. W parach oczywiście. Zna ktoś może formułę?
Pan Lupin..
-Protego
pani profesor.
-Dobrze 10
punktów dla Gryffindoru. Teraz dobierzcie się parami.-ja byłam z Ann, Dorcas z
Blackiem, Potter z Lupinem, a Peter z Camillą ze Slytherinu. Ćwiczyliśmy to
zaklęcie, gdy wtem urok, który rzucił Potter wyminął Remusa i trafił w
Severusa. Jego skóra zmieniła kolor na niebieski. Z furią w oczach rzucił
zaklęcie na odwróconego do niego plecami Jamesa. Trafił, a włosy Pottera
zrobiły się białe, oczy żółte, a skóra czerwona. Wtedy Snape oberwał zaklęciem
od Blacka i został zawieszony za kostkę pod sufitem.
-CO TU SIĘ
DZIEJE!-wrzasnęła nauczycielka-Potter, Black i Snape minus 15 punktów za
każdego z was!-krzyknęła, po czym odczarowała chłopaków- Koniec lekcji.
Razem z
dziewczynami poszłam do dormitorium zostawić rzeczy, po czym udałyśmy się do WS
na obiad.
-Smarkerus i
wszyscy ślizgoni pożałują, że z nami zadarli….-usłyszałam złowrogi szept Blacka
-Dziewczyny
mam prośbę dzisiaj na kolacji nic nie pijcie. Jeść spokojnie możecie, ale picie
weźcie sobie prosto z kuchni.-Powiedział nam Potter.
-OK!-odpowiedziałyśmy
chórem.
Cóż prawdą
jest, że jeśli oni mówią nam, żeby nie jeść lub nie pić, to znaczy, że robią
kolejny kawał. Chciałam na nich za to nawrzeszczeć, ale za nim zdążyłam
cokolwiek powiedzieć, oni uciekli. Spokojnie zjadłyśmy obiad i poszłyśmy do
dormitorium. Zadane mięliśmy 2 stopy pergaminu o zaklęciu Aquamenti. W ciągu
godziny zrobiłam zadanie i spytałam się dziewczyn:
-Jak
myślicie, co oni kombinują?
- Nie mam
pojęcia.-odpowiedziała zgodnie z prawdą Ann.
-Ja też nie,
ale wiem, że nie będzie to miłe.
-Dorcas
geniuszu to to każdy wie.-powiedziałam
-A co ty
taka wkurzona Lilka, zespół napięcia przedmiesiączkowego czy co?-usłyszałam
głos zza swoich pleców.
-Nie Black
inteligencie, ale lepiej mnie nie denerwuj.
-Wiesz Ann,
ale ty wyglądasz jakbyś umarła. Zawiesiło Cię czy co?
-Nie Łapciu.
Po prostu jestem kosmitką i w ten sposób kontaktuje się ze swoją ojczystą
planetą.
Wszyscy
obecni w PW zaczęli się śmiać.
-Dobra
koniec tego. A teraz ważna informacja. Dziś nic nie pić przy kolacji. Nasza
zemsta ma dotknąć tylko ślizgonów. A Krukoni i Puchoni już zostali
poinformowani. Narka!-krzyknął Potter i razem z resztą wybiegł z PW.
Chwilę później wszyscy Gryfoni udali się na kolację.
Usiadłyśmy z dziewczynami przy stole i pomne na ostrzeżenie chłopaków
nałożyłyśmy sobie jedzenie, ale nic do picia. Tak samo reszta Gryfonów. Po
rozejrzeniu się po Sali zauważyłam, że tylko ślizgoni coś piją. Po chwili z
każdym z nich zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszyscy uczniowie i nauczyciele
im się przypatrywali.
Skóra
wszystkich ślizgonów przybrała szary kolor i pojawiły się na niej żółte plamy.
Oczy stały się czarne. Wszyscy zaczęli
śpiewać hymn narodowy i skakać jak pasikoniki. Reszta uczniów z kolei pokładała
się ze śmiechu.
-Huncwoci,
co to znowu ma być!-wrzasnęła McGonagall
-Dlaczego
pani od razu nas podejrzewa?-spytał Black podnosząc się z podłogi-Ma pani jakieś dowody?
-Nie, nie
mam, ale i tak macie szlaban, z tym, że dołączą do was panowie Lupin i
Pettigrew. Widzę was wszystkich o 20 u mnie w gabinecie. –powiedziała
profesorka, po czym odeszła do stołu. Razem z dziewczynami poszłyśmy do
dormitorium. Umyłyśmy się skończyłyśmy eseje z zaklęć i wróżbiarstwa, po czym
poszłyśmy spać.
Ah te ich dowcipy ale gdzie podział się Severus ?!
OdpowiedzUsuńLekcja wróżbiarstwa genialna!
OdpowiedzUsuń,,-Lilyanne Evans…-Ajajaj będzie źle, jest wściekła- ja Cię kiedyś zabije, zakopie, odkopie, wskrzesze, sklonuje, zabije, spalę, prochy wrzucę do wody, każe klonom ją wypić, a potem zabiję te klony." Naprawdę zabawne! Masz poczucie humoru! ;D Tylko to trochę dziwne, że McGonagall nazywa Huncwotów Huncwotami. Normalniej by było jakby ich po prostu po nazwisku nazwała.
OdpowiedzUsuńOgolnie moze byc...ale scena z Wróżbiarstwa już gdzieś była, wiec... :(
OdpowiedzUsuńJeśli gdzieś już była, to przepraszam, osobiście nie widziałam takiej, bo nie czytam zbytnio opowiadań o tej parze, aby się niczym nie sugerować. Nie było moim zamiarem splagiatowanie czegoś, nie jestem prawdę mówiąc nawet pewna, czy rozdział był pisany przeze mnie czy współautorkę, ale scena była napisana z głowy i wszelkie podobieństwo jest przypadkowe, przepraszam za nie mimo to
UsuńAsia
Dor od razu wyrwała się Syriuszowi i wbiegła do łazienki mrucząc coś pod nosem o brutalnym morderstwie, a ja wypchnęłam rozchichotanego Blacka z dormitorium, przy zatrzaskiwaniu drzwi usłyszałam krzyk, co oznaczało, że schody zamieniły się w ślizgawkę, a Black po niej zjechał. No cóż krzyżyk na drogę dla tego miłego pana.
OdpowiedzUsuńNie no jesteś świetna.