Powód,
dla którego James pobiegł do lasu został wymyślony przez Adę, ja go tylko
wplotłam w resztę opowieści. Cała reszta jest mojego autorstwa. Nowy rozdział
po 16.08, wtedy wracam z Bułgarii, wtedy też nadrobię zaległości na waszych
blogach. Za błędy przepraszam, Ady nie ma i nie miał mi, kto sprawdzić. Pozdrawiam
i zapraszam do komentowania.
Asia
W
poprzednim rozdziale
- A właśnie! Ktoś może wie, co dzisiaj strzeliło Rogasiowi do tego
pustego łba? – spytała Dor przeżuwając tosty z serem.
Nikt nic nie wiedział, wszyscy spojrzeli
wyczekująco w moją stronę. W końcu któreś z nas musiało coś wiedzieć, cholera
padło na mnie. Lecz mimo presji przyjaciół nie odezwałam się ani słowem. Po
prostu posłałam im tak dobrze znany uśmiech i wszystko było już jasne.
W każdym bądź razie miałam nadzieję, że było
jasne. Jednak jestem niemalże na sto procent pewna, że moim przyjaciółkom taka
odpowiedź nie wystarczyła i dzisiaj wieczorem zażądają ode mnie pełnej i przede
wszystkim słownej odpowiedzi. Ale najpierw sama muszę się dowiedzieć, o co
dokładnie chodziło Jamesowi. Bo prawdę mówiąc nie mam zielonego pojęcia,
dlaczego ni z tego ni z owego zerwał się z miejsca i pobiegł do Zakazanego
Lasu. A wiesz, że ja też nie? Jakoś mnie to nie dziwi, a tak a’
propos to dawno cię nie słyszałam. Bo co raz trudniej mi się do ciebie dopchać. W
sensie mówiłam, ale chyba mnie nie było słychać. Tak to przecież działa u
większości ludzi – sumienie sobie gada, a oni nic, tylko dalej swoje. Docierają
do nich nasze słowa dopiero po fakcie i wtedy czynią prawdziwe spustoszenie. Bo
przecież sumienia nie da się umyć, ewentualnie jedynie zagłuszyć, ale w końcu
dojdzie do głosu. A co ciebie tak wzięło nagle na filozofowanie? A
nic, tylko mam niejasne przeczucie, że niedługo będziemy musiały się pożegnać. Super!
Ej! No dobra, będzie mi ciebie trochę brakowało. Wzajemnie.
Do usłyszenia.
Nie kłamałam. Serio będę tęsknić za gderaniem
mojego sumienia. Może dlatego, że mogłam się z nim bezkarnie kłócić? Chciałam
kontynuować swoje ciche przemyślenia, jednak moje zamyślenie najwidoczniej
trwało za długo, bowiem Ann zaczęła delikatnie mną potrząsać i pytać:
- Lily, wszystko w porządku?
- Jasne, tylko się zamyśliłam – Widząc zmartwione twarze moich
przyjaciół dodałam jeszcze, starając się brzmieć szczerze – Wszystko jest w jak
najlepszym porządku, nie musicie się martwić. Naprawdę. – Aby dodać swoim
słowom wiarygodności uśmiechnęłam się radośnie.
Pewność w moim głosie
i uśmiech zdawały się uspokoić moich przyjaciół, więc jeszcze tylko przez
moment patrzyli na mnie z troską w oczach, po czym powrócili do poprzedniej
rozmowy, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie chcę ich martwić. Przejdzie mi. Raczej
później niż prędzej, ale przejdzie. W końcu czas leczy rany. Albo po prostu
przyzwyczaja do bólu. Przemknęło mi przez głowę. Może to i prawda.
Najważniejsze jednak, że kiedyś nauczę się z tym żyć. Może za tydzień, może za
rok, a może za dziesięć lat, ale kiedyś na pewno.
Ta myśl trochę mnie
pocieszyła, więc przywdziałam na twarz blady uśmiech, oznajmiłam przyjaciołom,
że muszę się pouczyć, po czym udałam się do biblioteki, wciąż czując ich
podążające za mną jak cień zmartwienie.
Kiedy dotarłam na
miejsce, od razu udałam się w kierunku półek z książkami, które miały umożliwić
porządne przygotowanie do SUMów. Miałam zamiar trochę się pouczyć. W końcu
zaniedbywałam to przez cały rok, więc wypadałoby wziąć się wreszcie do roboty.
Najpierw zabrałam się
za powtarzanie Eliksirów. To mój ulubiony przedmiot, więc najłatwiej powinien
mi wejść do głowy. Jednak moje nadzieje okazały się płonne, po prostu nie
mogłam się na niczym skupić. Czytany tekst przelatywał mi przez umysł nie zostawiając
w nim żadnego śladu. Gdyby ktoś się mnie spytał, jak brzmiało zdanie, które
przed chwilą przeczytałam, czy chociażby, co w nim było, to prawdopodobnie nie
umiałbym odpowiedzieć.
W pewnym momencie usłyszałam,
że ktoś odsuwa krzesło przy stoliku, przy którym siedział i dosiada się do
mnie. Podniosłam głowę znad książki, wiedząc, że skoro nie usłyszałam pytanie „Mogę
się dosiąść?”, to jest to ktoś, kto o to pytać się nie musi. Jak się okazało
przeczucie mnie nie zawiodło, bowiem już po chwili zobaczyłam Severusa, który
spojrzał szybko na tytuł czytanej przeze mnie książki, po czym spytał:
- Przygotowania do SUMów, jak widzę, idą pełną parą?
- No tak, ale właściwie to nie dociera do mnie to, co czytam. – Kiedy ujrzałam
zmartwioną minę przyjaciela dodałam – Martwię się o Dave’a. On może tego nie
przeżyć.
- Trzeba być dobrej myśli, Lily. Na pewno nic mu nie będzie – odparł Sev,
uśmiechając się pocieszająco.
- Pewnie masz rację, tylko tak jakoś…
- Nie możesz myśleć o niczym innym? – spytał chłopak ze zrozumieniem.
- Skąd wiedziałeś? – Chłopak uśmiechnął się tajemniczo, więc zażądałam
– Przyznaj się, umiesz czytać w myślach.
- Nie, ale planuję opanować Oklumencję i Legilimencję. Choć przede
wszystkim to pierwsze. Już nawet o tym czytałem. – Trzeba przyznać, że jego
odpowiedź trochę mnie zaskoczyła, ale z drugiej strony sądzę, że mógłby być
dobry w magii umysłu. Z tym jego opanowaniem…
- Czasami mnie trochę przerażasz – odparłam uśmiechając się do niego.
- Nie dramatyzuj. Po prostu uważam, że to może mi się przydać w
przyszłości. Nie chciałbym, aby ludzie grzebali w mojej głowie – odpowiedział chłopak,
uśmiechając się cierpko przy ostatnich słowach.
- W tym przypadku nie mogę nie przyznać ci racji, ale po co w takim
razie ta Legilimencja?
- Profilaktycznie, Lil,
profilaktycznie. A o tego, jak mu tam było, Chooka to się nie martw, skoro przeżył
do dziś, przeżyje tak w ogóle.
- Mam taką nadzieję. Przy okazji… Uważaj na siebie. Wiele osób
zirytował fakt, że nikomu ze Slytherinu nic się nie stało.
- Będę się pilnował, żeby ci kolejnych zmartwień nie dokładać. Jednak przyznaj,
że takie rozumowanie jest trochę bezsensu. Fakt, że żaden ze Ślizgonów nie
ucierpiał nie oznacza, że wszyscy są sprzymierzeńcami Sama –Wiesz–Kogo. O popatrz
np. na mnie.
- Sev, ty jak na Ślizgona i tak się dziwnie zachowujesz, bo zadajesz
się ze mną, a jestem nie tylko Gryfonką, ale i mugolaczką.
- Przecież wiem, za to ty zdajesz sobie mam nadzieję sprawę, że mnie
to nie obchodzi? – spytał.
- Oczywiście, że tak. Mam tylko nadzieję, że ludzie, z którymi się
zadajesz tego nie zmienią. Oni mi się nie podobają, są źli, Sev. Nie wiesz, co
Mulciber próbował zrobić Mary McDonald?
Oczywiście, że wiesz. To była Czarna Magia, Severusie.
- Twoi znajomi też nie są święci. O, taki Lupin, znika, co miesiąc,
niby ma chorą matkę, ale ja tam swoje wiem. A Potter i Black? Jeden gwiazdor i
idiota, który znęca się nad słabszymi, popisuje się, a w międzyczasie cię podrywa,
a drugi mu w tym sekunduje – odparł gniewnie chłopak.
- Wiem, że James Potter czasami, jak np. w momentach, o których
wspomniałeś, zachowuje się jak palant, ale przez resztę czasu jest w porządku.
Syriusz zresztą też. A o Remusie złego słowa powiedzieć się nie da i doskonale
o tym wiesz – stwierdziłam stanowczo, po czym dodałam – A Ślizgoni, z którymi
się zadajesz są naprawdę źli, Sev. Pamiętaj, że mi obiecałeś, że zawsze
będziemy się przyjaźnić. – Po tych słowach pogroziłam mu lekko palcem.
Chłopak pokiwał
głową, jednak wydaje mi się, że przestał mnie słuchać, gdy oznajmiłam, że James
czasami zachowuje się jak idiota. W każdym razie nie miałam czasu dłużej tego roztrząsać,
bowiem do naszego stolika podeszła bibliotekarka i oznajmiła:
- Za pół godziny cisza nocna, oboje marsz do swoich dormitoriów.
Słysząc
to oboje podnieśliśmy się z krzeseł, po czym pożegnaliśmy się szybko i każde z
nas poszło w swoją stronę. Miałam nadzieję, że do mojego przyjaciela dotarło
to, co próbowałam mu przekazać, czyli, że ma nie poddać się wpływowi grupy. Nadzieja
matką głupich. Ale matka swe dzieci kocha i im pomaga, więc z łaski
swojej bądź cicho i nie dołuj mnie jeszcze bardziej. Jak będę chciała i
dobry humor miała.
Prowadząc tą jakże
udaną konwersację dotarłam do portretu Grubej Damy, wymamrotałam cicho hasło:
- Rogogon Węgierski.
A następnie weszłam
do wieży Gryffindoru. Rozejrzałam się po salonie, a gdy ani przy kominku, ani
na fotelach nie zauważyłam sowich znajomych postanowiłam udać się do
dormitorium. Jednak, gdy przechodząc obok pokoju Huncwotów usłyszałam podniesione
głosy, nie mogłam nie sprawdzić, o co im poszło tym razem.
Wobec tego na
paluszkach podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho. Jak się okazało głosy
należały do Jamesa i Łapy.
- Ty nic nie rozumiesz! – wrzasnął ten pierwszy.
- A ty nie próbujesz, wcale, mi tego jakoś logicznie wytłumaczyć!
- Niby, czego?!
- Tego, dlaczego to ni z tego ni z owego pobiegłeś wtedy do Zakazanego
Lasu! – odkrzyknął Syriusz.
- A… To tobie o to chodzi. – Tym razem Rogacz mówił znacznie ciszej,
więc musiałam wytężyć słuch.
- A ty myślałeś, że o co?
- Sam już nie wiem. Ale wracając do twojego pytania to… - W głosie
Pottera słychać było lekkie zakłopotanie.
- No… - ponaglił go łagodnie Syriusz.
- Wtedy, kiedy poszedłem pomóc Lilce się ubrać, to prawie się pocałowaliśmy,
jednak Peter wpadł tam spytać się o coś i nam przeszkodził.
- Wiesz… Ja jakoś nie widzę związku – odparł zaskoczony Syriusz.
Tak szczerze to ja
też nie. Przemknęło mi przez głowę.
- A ja tak! – James podniósł lekko głos. Najwidoczniej był już trochę
zdenerwowany. – Ona była taka bezbronna i tak bardzo potrzebowała towarzystwa
drugiej osoby, a aj to wykorzystałem! Teraz już rozumiesz? – Ostatnie zdanie
chłopak wypowiedział znacznie ciszej.
Na to Syriusz nie
miał odpowiedzi. Ja zresztą też nie. Prawdę mówiąc nie podchodziłam do tego w
taki sposób jak on. O nic James nie obwiniałam i nie zamierzam zacząć. Jakbym
nie chciała go wtedy pocałować, to bym go uderzyła w twarz i tyle. Nie
potrzebnie się chłopak obwinia. Muszę z nim jutro porozmawiać. Zdecydowanie.
Odchodząc od drzwi
usłyszałam jeszcze słowa Remusa, który co prawda nie wtrącał się w poprzednią
dyskusję, ale teraz stwierdził cicho:
- Ja to widzę zupełnie inaczej, James.
Gdy otworzyłam drzwi
dormitorium, musiałam parę razy zamrugać i przetrzeć oczy. To, co widziałam,
było jak cud. Rzeczy Dorcas leżały poukładane i nie zajmowały każdej wolnej
przestrzeni pokoju. Spojrzałam pytająco na rozłożoną, na swoim łóżku Dor, która
tylko powiedziała:
- Na mnie nie patrz. To jej sprawka. – W tym momencie wskazała ręką na
Ann, a świat znów nabrał sensu.
Pokiwałam głową ze
zrozumieniem, po czym podeszłam do swojego łóżka i usiadłam na nim ciężko. Po
chwili jednak podniosłam głowę i spytałam:
- Zakładam, że ciekawość aż was zżera i chcecie się mnie zapytać, czy
wiem, dlaczego James wyleciał z błoni jak poparzony?
Gdy dziewczyny
entuzjastycznie pokiwały głowami, cicho opowiedziałam im o tym, co wydarzyło
się między mną, a Jamesem w dormitorium oraz o tym, co podsłuchałam przed
momentem. Gdy skończyłam, przyjaciółki wpatrywały się we mnie lekko
oszołomione.
- Chcesz powiedzieć, że całowałaś się, albo prawie całowałaś, z
Potterem? – spytała Ann.
- Aha – odparłam.
- Z własnej woli? – Tym razem pytała Dor.
- Tak.
- Musisz z nim pogadać, chyba niepotrzebnie się obwinia – oznajmiły
dziewczyny równocześnie.
- Macie rację. Zrobię to jutro. A teraz mi wybaczcie, jestem zmęczona,
chciałabym się położyć. – Następnie przesłałam im wymuszony uśmiech.
Nie był
on prawdziwy, bowiem uśmiech jest najprawdziwszym, kiedy jednocześnie uśmiechają się
oczy*, a moje pozostały smutne.
Przed snem
przemknęło mi jeszcze przez myśl, że jest taka granica cierpienia, za którą
zaczyna się pogodny uśmiechem**. Zdaje się, że właśnie ją przekroczyłam. W tak
krótkim czasie zdążyłam rozstać się z chłopakiem, widzieć śmierć wielu ludzi i
stracić pewność, że mój były chłopak dożyje jutra. Dobijające, ale chyba mogło
być gorzej.
Zanim zasnęłam
usłyszałem jeszcze szeptaną rozmowę moich przyjaciółek.
- Lily, chyba wie, że jej uśmiechy nikogo nie przekonują, prawda? –
spytała Ann.
- Pewnie wie. W jej oczach jest zbyt dużo bólu, by uśmiech był
szczery, ale ona pewnie nie chce nas martwić swoim problemami. Możemy tylko być
przy niej i pocieszać ją.
Gdy słowa Dorcas
do końca przebrzmiały w powietrzu ogarnęła mnie niespotykana senność i prędko
zasnęłam.
Przez całą noc
dręczyły mnie koszmary. Było w nich pełno ognia, niemalże wszystko płonęło.
Domy, ludzie, zwierzęta, rośliny, mosty, dosłownie wszystko. Ja też. Gdy się
obudziłam nadal czułam ten przerażający ból.
Na szczęście
spałam dosyć długo, bo tuż po mnie obudziły się dziewczyny i już chwilę później
całą paczką zmierzaliśmy na śniadanie. Przechodząc obok Jamesa zauważyłam, że
ma on dosyć niepewną minę, postanowiłam porozmawiać z nim zaraz po posiłku.
W trakcie jedzenia
nie rozmawialiśmy zbyt dużo. W gruncie rzeczy tylko o tym, że w południe po raz
kolejny wybieramy się do Hogsmeade. Co prawda nie za wiele mogłam tam zdziałać,
ale postanowiłam pójść z przyjaciółmi, a nuż będę w stanie coś pomóc? Jeśli
nie, to chociaż dotrzymam im towarzystwa.
Przez to
zamyślenie ledwo zauważyłam, że James ma zamiar wstać od stołu. Powiedziałam,
więc szybko:
- Potter, poczekaj idę z tobą.
Po czym nie
czekając na odpowiedź złapałam go za rękę i wyciągnęłam z wielkiej Sali, a
następnie zaprowadziłam go do jakiejś pustej klasy, odwróciłam się do niego i
oznajmiłam:
- Musimy porozmawiać.
- Te słowa zawsze oznaczają kłopoty. Czy jestem w tarapatach? – spytał
niepewnie chłopak, przejeżdżając ręką po włosach.
- To zależy… Powiedz mi, proszę, dlaczego wtedy uciekłeś do
Zakazanego Lasu i jaki to ma związek z tym co zaszło między nami w dormitorium.
- Nie wiem, o czym mówisz – odparł chłopak. Po jego minie było
widać, że cała ta sytuacja naprawdę go stresuje.
- James… - wyszeptałam łagodnie, wpatrując się w niego błagalnie –
Nie kłam. Podsłuchałam was wczoraj.
- Ech… Bardzo jesteś na mnie wściekła? – spytał chłopak
zdenerwowany.
- Za co? James naprawdę nie musisz się obwiniać, gdybym nie
chciała, żebyś mnie pocałował, to wiesz zauważyłbyś to – odpowiedziałam cicho.
- Ale przecież wykorzystałem sytuację.
- A mi to nie przeszkadza. Nie jestem na ciebie zła. Serio – Uśmiechnęłam
się do niego, mając nadzieję, że to go pocieszy, ale tak się nie stało.
- Lily… Nie obraź się, ale nie powinnaś uśmiechać się w taki
sposób.
- W jaki? – spytałam zdezorientowana. Uśmiechałam się, w końcu, normalnie.
- Uśmiech nie sięga twoich oczu. A kontrast pomiędzy widocznym w
nich smutkiem, a pogodnym uśmiechem na twoich ustach sprawia, że twój uśmiech
jest gorszy niż łzy.
- Postaram się. A teraz wybacz, ale muszę lecieć, chcę jeszcze
przed wyjściem zajrzeć do Skrzydła Szpitalnego.
Chłopak spojrzał
na mnie ze zrozumieniem, po czym przytulił mnie mocno do siebie i wyszeptał:
- Nic mu nie będzie, Lily. To silny chłopak, poza tym bohaterowie
tak łatwo nie umierają.
Kiedy usłyszałam
jego słowa w moich oczach zalśniły łzy. Uścisnęłam Jamesa mocno, po czym
wyplątałam się z jego objęć, pocałowałam go w policzek szepcząc „dziękuję” i
wyszłam z sali.
Dotarcie do
Skrzydła zajęło mi kilkanaście minut, gdy otworzyłam drzwi pielęgniarka
przywitała mnie krótkim:
- Dzień dobry, panno Evans.
- Dzień dobry. Czy mogę go zobaczyć? – spytałam błagalnie. Nie
mówiłam, o kogo chodzi. Ona wiedziała.
- W gruncie rzeczy nie powinnam cię tam wpuszczać. Pan Chook musi
odpoczywać. Ale myślę, że pozwolę ci tam wejść na chwilę, jednak nie rozgłaszaj
tego, bo zleci się tu więcej ludzi. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie
lekko, po czym zaprowadziła mnie do sali, w której stało tylko jedno łóżko.
- Bardzo pani dziękuję – wyszeptałam, siadając na krześle koło
łóżka chłopaka.
Wpatrując się w ścianę, usłyszałam jak pani Pomfrey
odchodzi, zostawiając mnie sam na sam z nieprzytomnym chłopakiem.
Zanim spojrzałam
na twarz przyjaciela, rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu. Było białe i wysterylizowane.
Pojedyncze okno zazwyczaj pewnie wpuszczało do środka promienie słońca, jednak
teraz widać przez nie było tylko ulewną burzę i uderzające od czasu pioruny.
Przez moment poczułam się tak, jakby pogoda odzwierciedlała chaos panujący w
moim sercu i umyśle.
Nie mogłam zmusić
się do spojrzenia na Dave’a. Bałam się tego, co zobaczę. A jeśli ujrzę śmierć?
A jeśli będę pewna, że on nie dożyje jutra? Co wtedy? Jak będę mogła żyć bez
niego, bez jego uśmiechu i obecności? Nie byliśmy już razem, ale nie
wyobrażałam sobie życia w świecie, w którym jego nie ma. Stanowił ważną część
mojego życia, był moją pierwszą, ale nie ostatnią miłością.
Wreszcie
przełamałam swój strach i spojrzałam na chłopaka. Wyglądał blado i mizernie,
ale poza tym nic się nie zmieniło. Dalej był przystojny, dobrze zbudowany,
tylko jego włosy straciły blask. Jednak jego klatka piersiowa poruszała się
miarowo, a usta raz na kilkanaście minut szeptały moje imię. Po oparzeniach nie
pozostał nawet ślad, a Dave wyglądał lepiej niż w dniu napadu.
Nagle moje serce
odżyło. On może wyzdrowieć i żyć dalej sowim życiem. Nie musi umierać. Moje
oczy wypełniły się radością i nareszcie zrozumiałam, że moi przyjaciele mieli
racje on może wyzdrowieć. Ja po prostu muszę w to wierzyć.
Jeszcze przez
moment wpatrywałam się w twarz chłopaka i głaskałam go po włosach. Po chwili
poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zauważyłam stojącą za mną
pielęgniarkę. Powiedziała ona cicho:
- Bohaterowie umierają, ale nie pod moim okiem, panno Evans. Chłopak
na pewno wyzdrowieje. A teraz przepraszam, muszę się zająć pacjentem. Pani z
kolei może już zdjąć te bandaże. Ręce na pewno się zagoiły. – Gdy zrobiłam, co
kazała, ujrzałam swoje wyleczone już dłonie. – W takim razie może pani iść
pomóc przyjaciołom – dodała kobieta wesoło i delikatnie wyprowadziła mnie z
salki.
Szybko wyszłam ze
Skrzydła Szpitalnego i udałam się w kierunku błoni. Moje serce przepełniała
radość. Dave wyzdrowieje! Krzyczał mój umysł. Szłam sprężystym krokiem i
uśmiechałam się do wszystkich napotkanych osób. Gdy dotarłam na miejsce
zauważyłam, że przestało padać i burza się skończyła, a przez chmury delikatnie
wyglądało słońce.
No, tak… Przecież
po burzy zawsze wychodzi słońce.
* Jan Twardowski
** Czesław Miłosz
Ech, chciałam skomentować już wczoraj, ale telefon coś mi odmawiał posłuszeństwa.
OdpowiedzUsuńA więc tak: ogólnie mi się podobało tylko niektóre, pojedyncze wypowiedzi wydawały mi się takie hmm... nieprawdziwe, żeby nie powiedzieć sztuczne. Takie miałam odczucie, ale były to może... 2, góra 4 wypowiedzi na cały rozdział?: p
Szkoda mi trochę James'a, że się tak niepotrzebnie obwinia...
Wczoraj przeczytałam rozdział, ale było to stosunkowo pozno, więc już nie komentowałam, aby nie napisac jakiś głupot xD.
OdpowiedzUsuńCo do błędów, chyba znalazłam jakiś interpunkcyjny, ale już nie pamiętam, gdzie on był, ale tak to, to chyba nie było takich poważniejszych.
Gdybym powiedziała, że rozdział mi się nie podoba, bym musiała iść chyba dwa razy do spowiedzi ;D Tak więc, powiem SZCZERZE - rozdział mi się naprawdę podoba, a kiedy była scena z Jamesem normalnie czytałam z wielkim bananem na twarzy ^^. Ada wymyśliła naprawdę świetny powód, dlaczego Rogacz uciekł do lasu... hmm, to było takie... urocze? słodkie?
Mam nadzieję, że po tej scenie w klasie ich stosunki się nie pogorszą, a nawet polepszą ;D.
Oo, pojawił się ten fajny głosik ;p. Szkoda, że niedługo on zaniknie, ale cieszę się, ze w ogóle był :).
No i Dave... szczerze? To mam do niego jakieś takie mieszane uczucia, a właściwie - chyba- jeśli chodzi o tego chłopaka , podzielam myślenie Jamesa Pottera. Nie wiem, dlaczego? Jakoś tak i nawet, jeśli bym nie chciała, to pewno i tak by tak było. Bo ten rozdział z tym...ekhem. bohaterem jest już zamknięty, nie? Oni będą tylko przyjaciółmi...? ;d
No dobra, tak więc, życzę miłego wypoczynku w Bułgarii i czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam ;)
[przekleta-prawda.blogspot.com]
Przepraszam, że teraz dopiero komentuję. Rozdział przeczytałam już w dzień dodania, ale nie napisałam żadnego komentarza. Skleroza nie boli. ;)
OdpowiedzUsuńJak moja poprzedniczka uważam, że to co zrobił Potter było bardzo urocze tylko szkoda, że James tak się obwinia, a nie powinien. Szkoda mi Lily, że tak się zmartwia. Mam nadzieję, że koszmary też po jakimś czasie ustąpią. Nigdy jakoś nie przepadałam za Dave'm (pewnie dlatego, że zajmuje zasłużone miejsce Rogacza :D), ale chciałabym, aby było z nim już wszystko w porządku.
Nie mogę się już doczekać nn. ;)
Maya
Och, James jest taki słodki. To urocze, że tak się o nią martwi. Ech...chciałabym, żeby był z Lily! Szkoda mi jej trochę. Pewnie czuję się strasznie. Dobrze, że się uspokoiła. Mam nadzieję (nadzieja matką głupich, nie?), iż Dave wyzdrowieje, chociaż nigdy go nie lubiłam i chcę, aby się więcej nie pojawiał (ale ja jestem wredna xd)! Dzisiaj krótki komentarz, bo muszę czytać następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i tradycyjnie życzę weny.