piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 38 " Bombowe święta"


Moje sumienie chyba znów miało rację. No ba, ja ją przecież zawsze mam! Liczyłam na spokojny dzień powrotu do szkoły, ale nie. Bo u mnie nigdy nie może być normalnie. Oj nie dramatyzuj już, jak zwykle przesadzasz. Ja przesadzam?! No proszę, nie każdy dowiaduje się, że jego ukochana siostra zapomniała zakręcić rano kurek od wanny i w ten sposób zalała pół mieszkania, w tym mój pokój. I jak tu być spokojnym? Ale popatrz na to z drugiej strony, przynajmniej pozbyłaś się rodziców obchodzących się tobą jak z jajkiem. Rzeczywiście to jest chyba jedyny plus kąpieli Petunii..
Jak już wiadomo, sytuacja wcale nie przedstawiała się tak źle. Siedziałam sobie na ławce pomiędzy peronami dziewiątym i dziesiątym. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, do taty zadzwonił sąsiad z pretensjami, iż chyba zalewamy mu świeżo odmalowaną kuchnię. Reakcja rodziców była do przewidzenia. Wskoczyli jak oparzeni z powrotem do samochodu zostawiając mnie samą na dworcu. Całe szczęście, że ta zamieć śnieżna troszkę się uspokoiła, to mogłam spacerkiem podejść na wyznaczony peron. Umówiłam się z Łapą idealnie o 10 rano. Spojrzałam na zegar. Było już piętnaście po. Wiadomo, że żaden z Huncwotów nie jest punktualny, ale spóźniać się aż piętnaście minut to zupełnie nie leży w naturze Syriusza. Mimo wszystko, wyniósł on coś z domu. Owo spóźnienie świadczyło jedynie o tym, że coś się stało, albo po prostu chłopaki urządzili sobie niezłą imprezkę tuż przed powrotem do Hogwartu. Sama nie wiem,co jest bardziej prawdopodobne, po nich można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie czekając już na nikogo wstałam z ławki i wzięłam swój kufer.Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając, czy zbytnio nie wyróżniam się z tłumu.Ostrożności nigdy za wiele. Gdy na peronie zrobiło się w miarę pusto chwyciłam wózek, rozpędziłam się i skierowałam w mur między stacją dziewiątą, a dziesiątą. W ostatniej chwili zamknęłam oczy. Taki nawyk z dzieciństwa.Zaledwie kilka sekund później znajdowałam się na stacji, która nie powinna istnieć. Na peronie dziewięć i trzy czwarte. Od razu rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Po chwili pewne bardzo znane mi głosy wypełniły mroźne zimowe powietrze.
- Lilkaaaaaaaaaaaaaaaaa- wołały Ann i Dorcas biegnąc w moim kierunku.
Bez chwili zastanowienia ruszyłam im naprzeciw. Kilka sekund później stałyśmy we trójką ściskając się mocno w objęciach.
- No dobra, koniec tych przyjemności. Pora znaleźć wolny przedział, o ile jeszcze taki został- zaczęła Dor uwalniając się z niedźwiedziego uścisku.
- No a gdzie są nasi chłopcy? Widziałyście ich gdziekolwiek?- pytała zaniepokojona blondynka
- To akurat nie mój problem. Jak się spóźnią na pociąg, tym lepiej dla nas- odrzekłam uśmiechając się wrednie.
- Ah Lilka, nic się nie zmieniłaś. Ja jestem jedynie ciekawa, co na to twój Dave...- skrzeczała Dorcas
Śmiejąc się do rozpuku weszłyśmy do pierwszego wagonu. Szczęście nam dopisało i od razu znalazłyśmy wolne miejsca. Rzuciłyśmy się na siedzenia, a nasze torby z głośnym„buuum” wylądowały na podłodze. W końcu jednak postanowiłyśmy się ogarnąć i dojść do ładu i składu. Ann otworzyła okno po pretekstem pooddychania „świeżym”powietrzem.
- Jak tam wdychanie spalin i oparów, skarbie?- zapytała Czarna puszczając oczko w moją stronę.
Ann skwitowała to jednym spojrzeniem i wróciła do wyglądania przez małe okienko.
- Ależ Dorcas, jak możesz być taka niemiła. Takie sprawy załatwia się w zupełnie inny sposób- rzekłam słodko się uśmiechając.
- A więc, kogo tam wyglądasz, droga przyjaciółko? Czyżby jakiś przystojny Krukon na dwunastej?- spytałam zaciekawiona.
- Coś widzę, że Ci się żarcik wyostrzył. Po prostu martwię się o Huncwotów. Nigdy aż tak się nie spóźniali. To nie w ich stylu, same przyznajcie, że coś tu śmierdzi- powiedziała zmartwiona blondynka.
- To chyba skarpetki Petera-wyparowała Dor nie powstrzymując śmiechu.
Mimo tego, że Peter jest naszym serdecznym przyjacielem, nie można było się nie zaśmiać. Taki niewinny żarcik, a od razu rozładował lekko napiętą atmosferę.
- No może i masz rację, poza tym nie będziemy ich niańczyć. Plus mamy więcej miejsca na nasze słodkie igraszki, mrau- odparła Ann mrucząc słodko w naszą stronę.
- O jaka chętna się zrobiła, Ty lepiej spiłuj te pazurki, bo Lunio będzie miał konkurencję, haha- odbiła piłeczkę Dor.
Ostrą ripostę mojej drugiej przyjaciółki zagłuszył pierwszy gwizd lokomotywy oznaczający gotowość do odjazdu. Mogłam jedynie wnioskować z zaskoczonej miny brunetki, że tym razem Ann nieźle się odgryzła. Następnie nastąpił kolejno drugi i trzeci gwizd, a pociąg ciężko ruszył ze stacji.
- Wiecie co, przejdę się. Może wpadnę na Huncwotów i ich tu przyprowadzę. Znając ich pewnie nie ogarnęli żadnego przedziału i modlą się, aby nas znaleźć- poinformowałam koleżanki.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od przedziału odetchnęłam z ulgą. Powód mojej wycieczki po pociągu był zupełnie inny. Czułam wewnętrzną potrzebę znalezienia Severusa. Słowa przez niego wypowiedziane niezupełnie do mnie dotarły i szczerze mówiąc nie za bardzo w nie wierzyłam. Swoje poszukiwania zaczęłam od ostatniego przedziału w wagonie. Na końcu siedzieli najstarsi uczniowie naszej szkoły. Odpuściłam sobie, więc przeszukiwanie tamtej sfery. Doskonale wiedziałam, jak starszaki umilają sobie podróż do Hogwartu.  Po drodze natknęłam się na zaspanego Maxa, który raczej na pewno mnie nie poznał i szybciutko wślizgnął się do jedynego przedziału z zasłoniętymi zasłonami. Z ciekawości zajrzałam do środka. Widok, który ujrzałam po wsadzeniu głowy między kotarki sprawił, że od razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Ten przedział był definitywnie okupowany przez mojego chłopaka i grupę jego przyjaciół. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszyscy słodko spali, zapewne wykończeni po morderczych treningach Quidditcha. Oni to sobie chyba nigdy nie odpuszczą, nawet w ferie- pomyślałam całując Dave’a w czoło. On jedynie przekręcił się na drugi bok i owinął się przydziałowym kawałkiem szaty, który namiętnie wyrywał mu leżakujący na podłodze Chris. Jak dzieci, moje słodkie dzieciaki.
Po cichutku opuściłam pomieszczenie i przeszłam do kolejnego już wagonu. Ten z kolei był zajęty przez samych Krukonów, którzy znudzeni życiem przeglądali książki od eliksirów lub nawzajem wróżyli sobie z fusów. Zażenowana postanowiłam się nie poddawać i iść dalej. Wreszcie dotarłam do wagonów zajmowanych przez Gryfonów. Nie było opcji, by nie zajrzeć do każdego pomieszczenia, nie przywitać się lub nie zamienić z nimi kilku słów.  Opowieści moich znajomych postawiły mnie na nogi i dodały otuchy. Pocieszona faktem, iż zalany przez siostrę dom nie jest aż tak strasznym zrządzeniem losu, ruszyłam dalej. Ostatni punkt mojej podróży zdecydowanie nie należał do najmilszych. Czarna strefa Ślizgonów. Tutaj wszystkie zasłony były zasłonięte, więc ciężko było cokolwiek zobaczyć. Udało mi się zajrzeć do trzech przedziałów, ale w żadnym z nich nie znalazłam Sev’a. Już miałam zawrócić, gdy usłyszałam znajome głosy. Krzyki starszej z sióstr Black było zapewne słychać nawet w moim przedziale. Z obawą przystawiłam ucho do drzwi. Odgłosy zza nich dochodzące wcale mnie nie uspokoiły. Można powiedzieć, że zaczęłam trząść się ze strachu. Pomruki i nieznane mi formułki nie świadczyły o niczym dobrym.
- Rudolfie, jestem pewna, że stać cię na więcej. Postaraj się,przyłóż. Ah, dokładnie o to mi chodzi. Nie martw się, z pewnością ci się odwdzięczę. Oh, nareszcie mnie zrozumiałeś- krzyczała Bellatriks.
            CO. ONI. TAM. DO.JASNEJ. CHOLERY. ROBIĄ? Mnie się nie pytaj. Serio mnie to zastanawiało.Na myśl przychodziło mi tylko jedno, no ale, żeby tak w pociągu?
- Rudolf! Co ty do cholery robisz? Severusie chodź tutaj i pomóż się ogarnąć temu idiocie! - usłyszałam po chwili wściekły głos starszej z sióstr Black. - Poza tym jesteś w tym doskonały i możesz mi pomóc. Przecież, jako geniusz z eliksirów masz palce wirtuoza. – kontynuowała Ślizgonka.
Gdy tylko usłyszałam imię mojego przyjaciela serce mi przyśpieszyło. Nie chciałam wiedzieć, co się tam dzieje, lecz obecność Sev’a w pociągu do Hogwartu mnie uspokoiła. Czyli jednak wybrał dobrą stronę, może uda mi się go jeszcze uratować- pomyślałam.
- Severusie jesteś w tym lepszy od Rudolfa. Nie przestawaj, jest idealnie. Ah, Sev nie przestawaj. - wzdychała w nostalgii Bellatriks. Oprócz tego słyszałam również rozmowę młodszej z sióstr z bodajże Malfoyem i wtrącającego się, co chwilę wkurzonego Lestrange'a.
W moich oczach pojawiły się łzy. Musiałam stamtąd uciekać, nie chciałam tam dłużej stać. Już po cichutku odchodziłam od drzwi, gdy te niespodziewanie otworzyły się z trzaskiem. Tuż za mną stał Lucjusz Malfoy. Zamarłam i czekałam na to, co nieuniknione. W tym samym momencie przez otwarte drzwi ujrzałam siedzącą na podłodze Bellatriks i Severusa, który masował jej kark. Boże…, że też ona tak się darła podczas zwykłego masażu. Za tą dwójką ujrzałam również Narcyzę i Rudolfa, którzy najwyraźniej śmiali się po kryjomu. *
- Proszę, proszę. Rudolfie, miałeś rację, że mamy nieproszonego gościa. Od kiedy to ludzie jej pokroju są wpuszczane do tej części pociągu? Nikt cię nie nauczył pewnych zasad nic niewarta szmato?- zapytał Malfoy przez zaciśnięte zęby.
- Nie pozwalaj sobie, Malfoy. Nie przyszłam tu do ciebie- wymyśliłam na poczekaniu.
- W takim razie, Severusie, chyba masz gościa. Mam nadzieję, że wiesz, co robi się z takimi ździrami- zaśmiał się wracając do przedziału i zamykając za sobą drzwiczki.
Nie musiałam zbyt długo czekać. Mój przyjaciel wypadł z przedziału niczym kula armatnia. Cały zziajany i spocony zapinał guziki swojej szaty.
- Czego chcesz?- zapytał oschle unikając kontaktu wzrokowego.
- Ja… Ja chciałam jedynie z Tobą porozmawiać… Wyjaśnić parę rzeczy… Proszę, spójrz na mnie… Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?- powiedziałam najciszej jak umiałam dotykając jego mokrego policzka.
- NIE DOTYKAJ MNIE SZLAMO - huknął bez ostrzeżenia Severus - Nie jesteśmy przyjaciółmi, już raz Ci to powiedziałem, nie dociera? Może mam przeliterować? Nie zadaję się z takimi jak TY. Zrozum to w końcu, no chyba, że taka bystra jesteś tylko w szkole.
- Ale, co się dzieje? Nie poznaję cię, nie jesteś już tą samą osobą. Sev, co oni ci zrobili?- pytałam błagalnie szukając w jego oczach tamtej iskry, która była moją podporą.
- To ONI są moimi przyjaciółmi, wyleczyli mnie i pokazali, jaki jestem naprawdę. Tamtego Severusa już nie ma - rzucił głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Bałam się spojrzeć jeszcze raz w jego oczy. Były puste, bez życia. Jedyne co w nich dostrzegałam, to nienawiść do mnie i reszty świata. Wiedziałam, że nic już nie zdziałam, to nie był już mój przyjaciel. To była zupełnie obca dla mnie osoba, stał się on kimś, kim kiedyś oboje gardziliśmy.
- To bez znaczenia, nie zawracam Ci już głowy. Wracaj do bardziej ambitnych zajęć niż rozmawianie z gorszymi od siebie- rzuciłam odwracając się na pięcie.
Nie obejrzałam się ani razu, ale mimo to, widziałam jego odbicie w szybie. Stał w jednym miejscu i cierpiał. Przez ułamek sekundy widziałam jak się waha, na jeden moment w jego oczach pojawiła się ta iskra, której tak szukałam. Ja wiem,że on nie chciał tego powiedzieć, ja wiem, że to ONI go zepsuli. Ale jednak zabolało. Snape wyrwał mi kawałek serca, ten maleńki kawałeczek zawsze pozostanie przy nim. Bo jest to jego nadzieja, szansa na powrót do mojego świata.
Cała zalana łzami i ubrudzona na całej twarzy tuszem do rzęs wpadłam do łazienki w moim wagonie. Obmyłam twarz, wysuszyłam ją miękkim ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Przecież ja nic się nie zmieniłam. W odbiciu widziałam tę samą dziewczynę. Kaskada rudych loków lekko opadająca na ramiona. Duże zielone oczy i mnóstwo piegów ma policzkach. Malinowe, pełne usta. Po prostu zwykła szesnastoletnia dziewczyna z problemami, jakich na świecie pełno. Zrobiło mi się dosyć gorąco, więc postanowiłam zdjąć czekoladowy sweter. Już zaczęłam go rozpinać, gdy usłyszałam:
- Wiesz Lilka, niby nie mam nic przeciwko, ale jednak nie chciałbym później dostać łomotu od twojego chłopaka i grupki jego przyjaciół - rzekł dziwnie znajomy głos zza moich pleców.
Przestraszona krzyknęłam i obróciłam się w tym samym momencie. Za mną tuż za drzwiami czaił się nikt inny, a Remus Lupin we własnej osobie! Z jednej strony mi ulżyło, a z drugiej bardzo zastanawiało mnie to, co mój najlepszy kumpel robi w damskiej toalecie.
- Czyżbym pomyliła toalety. Nawet jeśli, to co Ty tutaj robisz? Nie mów, że ukrywasz się tutaj przed Ann, bo jeśli tak, to stary lepiej nie wychodź stąd do końca semestru. - zażartowałam przytulając jednego z Huncwotów. - No a gdzie reszta? Ukrywają się w innych częściach wagonu? A może to taka nowa forma zabawy w chowanego? No mów!
- Gdyby to było takie proste… Lepiej przetransportuj mnie jakoś do waszego wagonu. Odkąd ruszyliśmy czekam na którąś z was. Szybciej się nie dało? A poza tym, to my sobie musimy poważnie porozmawiać na temat Twojego wyglądu i tego, co tutaj robiłaś - odparł powoli Remus.
Przejście do przedziału wcale nie było takie trudne, a mina Ann, gdy weszliśmy do środka normalnie nie do opisania. Gdybym wiedziała, że Lunio zaczął gustować w damskich toaletach, wcześniej bym się tam wybrała. Po serdecznych uściskach i milionom pytań zadanych w większości przez dziewczynę Remusa, chłopak zaczął nam wszystko wyjaśniać:
- Z góry uprzedzam, że to dosyć długa historia i jeśli ktoś będzie przysypiał, to wyrzucę bez dalszych uprzedzeń – zaczął swoją słynną wstawką – Może najpierw wyjaśnię, co robiłem w toalecie, a na dodatek damskiej. A więc do pociągu wpadłem równo z drugim gwizdkiem i nie mogłem was znaleźć. Moje poszukiwania dodatkowo utrudniał patrol nauczycieli, a zwłaszcza szanownej opiekunki naszego Domu. No i nie przyszło mi nic innego do głowy, jak zamknąć się w pierwszej lepszej łazience. Padło na szczęście na tą, do której weszła później Lilka. Teraz, czemu unikam McGonagall. Tego nie trzeba zbytnio tłumaczyć. Po prostu zgarnęli Huncwotów, ale mi udało się uciec. Peter chyba również siedzi gdzieś w pociągu. Czyli podsumowując James i Syriusz znowu coś przeskrobali, ale tym razem na poważnie.A że się kumplujemy i oni myślą, że ja coś wiem, to również jestem teraz na liście „Poszukiwany, poszukiwana”. Ani Rogacza, ani Łapy nie ma w tym pociągu, nie jadę do Hogwartu. Znam tylko jedno miejsce, gdzie mogą teraz być, a mianowicie jest to Ministerstwo Magii i Czarodziejstwa.
Zapadła cisza, której nikt nie chciał przerywać. Wszyscy doskonale znaliśmy zdolności i możliwości naszych kolegów, no ale żeby od razu wylądować na dywaniku u Ministra Magii. Do tego trzeba po prostu nazywać się Potter. Zapowiada się ciekawy powrót do szkoły, a ja chciałam ten dzień spędzić w spokoju!
- Ale przecież musisz coś wiedzieć! Nie uwierzę w kolejną bajeczkę pod tytułem „ ja nic nie wiem zostawcie mnie w spokoju”- zaczęła zdenerwowana Dorcas wstając z kanapy - Bądź co bądź, ale chodzi o mojego chłopaka i jego niezwykle chamskiego przyjaciela, którego ostatnio nie trawimy.
- Właśnie Remus, to dosyć podejrzane, że najbardziej ogarnięty z Huncwotów nic nie wie – ciągnęłam sprawę bawiąc się lokami.
- Poza tym, chyba zwierzysz się swojej dziewczynie z jakiś problemów. Coś cię trapi, skarbie?- zapytała Ann uśmiechając się słodko.
Cały czerwony i roztrzęsiony chłopak zbliżył się do okna próbując zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jednym słowem, przyparłyśmy go do muru. Po chwili Remus odetchnął głęboko i oznajmił:
- Eh, przed wami nic się nie ukryje.Może lepiej trzeba było zostać w tej łazience? Wszystko wam zaraz wyjaśnię. Postaram się zrobić to jak najlepiej, bo ta historia jest nieźle pogmatwana. I zapewniam was, że są to informacje z pierwszej ręki. Po całym zajściu Syriusz napisał do mnie list opisujący zdarzenie i prawdopodobne konsekwencje. Nawet nie wiecie, jaki byłem z niego dumny. W końcu włączył myślenie przyczynowo -skutkowe. Szkoda, że po fakcie... No ale zacznijmy od początku..


James Potter spędzał drugi dzień Świąt jak zwykle, a mianowicie trenował w ogrodzie z ojcem grę w Quidditcha. Ledwo utrzymując się na miotle, w nie miłosierniej śnieżycy, próbował znaleźć nowego złotego znicza, który był jego gwiazdkowym prezentem.
-Synu, darujmy sobie już dzisiaj. Ja wymiękam, zdecydowanie wolę siedzieć w moim fotelu przy kominku popijając kremowe piwo. Ty lepiej też się zbieraj, robi się cholernie zimno- wykrzyczał pan Potter w nadziei, że jego syn usłyszał choćby fragment jego wypowiedzi.
Po półgodzinie latania po podwórku James znalazł w końcu znicza i zadowolony wrócił do swojego pokoju. Rozłożył się na swoim miękkim łóżeczku i pogrążył się w marzeniach. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o kim co noc śni młody Gryfon. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie uczucia nim targają. James otworzył szafkę nocną i wyciągnął z niej zdjęcie. O dziwo owa fotografia nie pochodziła z magicznego świata. Postaci tam zamieszczone nie poruszały się, ale mimo wszystko, coś tym zdjęciu za każdym razem zapierało chłopakowi dech w piersiach.  Na odwrocie czarnym markerem było napisane: „ Huncwotom, ich najlepsze trzy przyjaciółki. Ann, Dorcas i Lilka” Lilka, no właśnie Lilka. Chłopak pogładził zdjęcie i szybko schował je z powrotem na swoje miejsce. Kilka minut później już prawie odpływał do krainy snów. Lecz w tym samym momencie coś z hukiem uderzyło w jego okno.Przestraszony podskoczył na łóżku, chwycił różdżkę i podszedł powoli w stronę źródła owego zamieszania. Gdy tylko wyjrzał przez okno, zauważył męską postać w czarnej szacie stojącą pod jego oknem.
- Stary, długo się będziesz jeszcze zastanawiał? A może mam ci zaśpiewać jakąś serenadę?- zawołał przyjazny głos z dołu.
- Syriusz? Co się jeszcze zastanawiasz, właź do środka- odkrzyknął zaspany chłopak
- To może spuścisz mi swój złoty warkocz ma królewno. Lewitować to ja jeszcze nie potrafię – rzekł zniecierpliwiony brunet.
- A nie łatwiej będzie drzwiami?- zapytał James kręcąc głową z niedowierzaniem.- Zamykam to okno, zimno mi.
- Zimno, zimno, a wyobraź sobie, że mi tu kurna ciepło- zaskrzeczał Łapa idąc mozolnie ku drzwiom.
            Gdy tylko Łapa wszedł to salonu państwa Potter od razu się uśmiechnął i otrzepał z płatków śniegu.
- Syriuszu, ty jednak masz w sobie coś z psa – powiedziała pani Potter witając się z „przybranym” synem.
Chłopcy odpowiedzieli na to śmiechem i udali się prosto do kuchni
- Tylko tym razem nie opróżnijcie całej lodówki, zakupy przylatują jutro – zażartował pan Potter.
Tak, więc przyjaciele udali się we wcześniej wyznaczonym kierunku w celu zdobycia czegoś niesamowicie smacznego.
- Co się stało tym razem? Łapa, mnie nie oszukasz. Jest drugi dzień świąt, powinieneś siedzieć w domu i zabawiać gości z całego świata – zapytał Rogacz
- Tylko gdybyś miał taką rodzinę jak ja, nie wytrzymałbyś tam nawet chwili. Matka znowu się piekli o byle co. A wujowie ze sklerozą, co chwile pytają,czemu nie jestem w Slytherinie. Idzie zwariować – wyszeptał zdołowany – A u ciebie jest zupełnie inaczej, czuję się tutaj naprawdę dobrze. W tym domu jest miłość i ta atmosfera..
- Nie ma sprawy, wpadaj kiedy tylko chcesz, albo korzystaj z drzwi. Niedługo się tu zadomowisz, a rodzice zamontują dla ciebie specjalne drzwiczki dla czworonożnych zwierzaków – wystękał James próbując otworzyć słoik z magicznymi pierogami.
- A może byście tak zapalili świeczki, wtedy będzie tak świątecznie– zaproponowała pani Potter.
- Dobrze mamo – odkrzyknęli równocześnie chłopcy.
- My zaraz wrócimy, tylko uważajcie na latające bombki – ostrzegła mama zamykając za sobą drzwi.
James i Syriusz weszli do salonu i zaczęli szukać świeczek. Gdy tylko zgromadzili potrzebną ilość, Rogacz zapytał:
- Ciekawe jak mam zapalić świeczki? Przecież nie mogę czarować poza szkołą. Eh moi rodzice to geniusze, nie ma co.
- Błagam Cię, nie mów, że nie umiesz zapalić świeczek – powiedział Syriusz krztusząc się resztkami spożywanego pieroga.
- Jak jesteś taki kozak to sam se je zapalaj – powodzenia Sherlocku.
Łapa spojrzał krytycznym wzrokiem na przyjaciela i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
- Istnieje coś takiego w mugolskim świecie, co bardzo ułatwia życie, a nazywa się to zapalniczka –pouczył Jamesa – Patrz, klikasz, masz płomień, odpalasz świeczkę i voi la!
- Ale bajer! W życiu czegoś takiego nie widziałem! Jak to się,ogniodajka? – spytał zafascynowany młody Potter.
- Kto cię wychował? Leśne skrzaty? No w sumie po dłuższej chwili zastanowienia widać podobieństwo, coś w tym jest! – rzekł Syriusz uderzając w kolegę.
- Sorry, ale to nie ja jaram jakieś dziwne mugolskie skręty.Chociaż trzeba przyznać, że są niesamowite, a jakiego dają kopa! – zachwycił się James.
- Ej, ej. Nie rozpędzaj się tak, ponoć nic nie wiesz. Jasne? A tym bardziej nie mów nic przy Dor – poprosił Łapa.
- Spoko, ale daj mi tę ogniodajkę. Chcę się tym troszkę pobawić, no i oczywiście pozapalać świeczki – oznajmił Rogacz wyrywając zapalniczkę od kumpla.
Po chwili James zaczął biegać po całym salonie zapalając świeczki, niczym małe dziecko, które dostało wymarzony prezent.
- Ja nie mogę, z kim ja się zadaję? – mruknął Syriusz patrząc niechętnie na zwariowanego kolegę -  Tylko uważaj na….
 Ale było już zdecydowanie za późno. Rogacz przebiegając obok choinki zahaczył o gałązkę, która zaczęła się palić. Momentalnie cała choinka stanęła w płomieniach. Latające bombki urwały się z drzewka niczym oparzone i paląc się rozproszyły się po całym salonie.Ogień rozprzestrzeniał się w mgnieniu oka po całym parterze. Płonęło dosłownie wszystko. Firanki, wrzeszczące kwiaty, ukochany fotel ojca, perski dywan mamy, drewniane bujane krzesło seniora Pottera, schody i blaty kuchenne.
- Potter, debilu co żeś zrobił?! Tobie dać ogień! Jesteś jak człowiek pierwotny, albo nie. Australopithecus – wrzeszczał przerażony Syriusz próbując znaleźć wyjście.
Wszędzie było pełno dymu, a chłopaki zostali otoczeni pierścieniem ognia. James spojrzał Syriuszowi w oczy. Następnie obaj wyciągnęli różdżki i krzyknęli:
- Aquamenti!
Kierując się w stronę wyjścia chłopcy próbowali wynieść z domu, co tylko się dało. Fala wody płynąca z obu różdżek pomogła jedynie w ucieczce z płonącego mieszkania, lecz o ugaszeniu pożaru nie było mowy. Przerażeni wybiegli na dwór i rzucili się w śnieg. James usiadł na śnieżnej zaspie i patrzył na płonący dom. W tym samym momencie zewsząd zaczęli zbiegać się sąsiedzi próbujący ugasić nieposkromiony ogień.
- O stary, normalnie wszystko płonie. Jak wielki pożar Rzymu czy coś.. – zaczął Syriusz.
- Ojacieżpierdzielę, mamy kurna przesrane. Pożar Krymu powiadasz, a co to? – zapytał James -  Tego nic nie przebije.
- Jamesie Anthony Nicholasie Potterze!!! – ktoś krzyknął w stronę chłopców
- Mamo, Tato, Wesołych Świąt? – powiedział James uśmiechając się krzywo w stronę rodziców.


Gdy tylko Remus skończył swoją niesamowicie długą opowieść, połowa z nas tarzała się na podłodze ze śmiechu. Nie musiał on nawet kończyć. Wszyscy wiedzieliśmy,czym kończy się używanie magii poza szkołą przez osoby nieletnie.
- Czyli chcesz powiedzieć, że mój chłopak dostał polecony list z Ministerstwa i w trybie natychmiastowym musiał pojawić się na dywaniku u Ministra? – spytała Dor krztusząc się ze śmiechu
- Dokładnie. Od razu do akcji wkroczył też Dumbledore – dodał Lunio.
- Zawieszą ich? A może wywalą? Ojej,to akurat nie jest śmieszne – zastanawiała się Ann.
- Myślę, że dyrektor raczej im pomoże to wszystko wyjaśnić, no ale nic nie jest pewne – oznajmił lekko przygaszony.
Po chwili drzwi do przedziału otworzyły się.
- Panno Evans… - zaczęła osoba stojąca w drzwiach – Oh widzę, że pan Lupin się już odnalazł. Zapraszam do mojego przedziału.
- No nie, ja jestem naprawdę marnym opowiadaczem – stwierdził pochmurnie Remus wstając ociężale z kanapy -  Nie każcie mi mówić tego jeszcze raz…
- Chodźmy już panie Lupin, mamy mało czasu. Panno Evans, proszę ogłosić, iż za godzinę będziemy w Hogwarcie – powiedziała profesor McGonagall. 

4 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł :D coraz bardzie zaskakujesz mnie swoimi pomysłami na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. James bawiący się "ogniodajką" - bezcenne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. James palant ogniodajki (tzw. zapalniczki) nie widział? XD

    OdpowiedzUsuń