Moje
sumienie chyba znów miało rację. No ba, ja ją przecież zawsze mam! Liczyłam
na spokojny dzień powrotu do szkoły, ale nie. Bo u mnie nigdy nie może być
normalnie. Oj nie dramatyzuj już, jak zwykle przesadzasz. Ja
przesadzam?! No proszę, nie każdy dowiaduje się, że jego ukochana
siostra zapomniała zakręcić rano kurek od wanny i w ten sposób zalała pół
mieszkania, w tym mój pokój. I jak tu być spokojnym? Ale popatrz na to z
drugiej strony, przynajmniej pozbyłaś się rodziców obchodzących się tobą jak z
jajkiem. Rzeczywiście to jest chyba jedyny plus kąpieli Petunii..
Jak już
wiadomo, sytuacja wcale nie przedstawiała się tak źle. Siedziałam sobie na
ławce pomiędzy peronami dziewiątym i dziesiątym. Gdy tylko wysiedliśmy z
samochodu, do taty zadzwonił sąsiad z pretensjami, iż chyba zalewamy mu świeżo
odmalowaną kuchnię. Reakcja rodziców była do przewidzenia. Wskoczyli jak
oparzeni z powrotem do samochodu zostawiając mnie samą na dworcu. Całe
szczęście, że ta zamieć śnieżna troszkę się uspokoiła, to mogłam spacerkiem
podejść na wyznaczony peron. Umówiłam się z Łapą idealnie o 10 rano. Spojrzałam
na zegar. Było już piętnaście po. Wiadomo, że żaden z Huncwotów nie jest
punktualny, ale spóźniać się aż piętnaście minut to zupełnie nie leży w naturze
Syriusza. Mimo wszystko, wyniósł on coś z domu. Owo spóźnienie świadczyło
jedynie o tym, że coś się stało, albo po prostu chłopaki urządzili sobie niezłą
imprezkę tuż przed powrotem do Hogwartu. Sama nie wiem,co jest bardziej
prawdopodobne, po nich można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie czekając
już na nikogo wstałam z ławki i wzięłam swój kufer.Rozejrzałam się dookoła,
sprawdzając, czy zbytnio nie wyróżniam się z tłumu.Ostrożności nigdy za wiele.
Gdy na peronie zrobiło się w miarę pusto chwyciłam wózek, rozpędziłam się i
skierowałam w mur między stacją dziewiątą, a dziesiątą. W ostatniej chwili
zamknęłam oczy. Taki nawyk z dzieciństwa.Zaledwie kilka sekund później
znajdowałam się na stacji, która nie powinna istnieć. Na peronie dziewięć i
trzy czwarte. Od razu rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Po
chwili pewne bardzo znane mi głosy wypełniły mroźne zimowe powietrze.
- Lilkaaaaaaaaaaaaaaaaa- wołały Ann
i Dorcas biegnąc w moim kierunku.
Bez chwili
zastanowienia ruszyłam im naprzeciw. Kilka sekund później stałyśmy we trójką
ściskając się mocno w objęciach.
- No dobra, koniec tych
przyjemności. Pora znaleźć wolny przedział, o ile jeszcze taki został- zaczęła
Dor uwalniając się z niedźwiedziego uścisku.
- No a gdzie są nasi chłopcy?
Widziałyście ich gdziekolwiek?- pytała zaniepokojona blondynka
- To akurat nie mój problem. Jak się
spóźnią na pociąg, tym lepiej dla nas- odrzekłam uśmiechając się wrednie.
- Ah Lilka, nic się nie zmieniłaś.
Ja jestem jedynie ciekawa, co na to twój Dave...- skrzeczała Dorcas
Śmiejąc się
do rozpuku weszłyśmy do pierwszego wagonu. Szczęście nam dopisało i od razu
znalazłyśmy wolne miejsca. Rzuciłyśmy się na siedzenia, a nasze torby z
głośnym„buuum” wylądowały na podłodze. W końcu jednak postanowiłyśmy się
ogarnąć i dojść do ładu i składu. Ann otworzyła okno po pretekstem pooddychania
„świeżym”powietrzem.
- Jak tam wdychanie spalin i oparów,
skarbie?- zapytała Czarna puszczając oczko w moją stronę.
Ann
skwitowała to jednym spojrzeniem i wróciła do wyglądania przez małe okienko.
- Ależ Dorcas, jak możesz być taka
niemiła. Takie sprawy załatwia się w zupełnie inny sposób- rzekłam słodko się
uśmiechając.
- A więc, kogo tam wyglądasz, droga
przyjaciółko? Czyżby jakiś przystojny Krukon na dwunastej?- spytałam
zaciekawiona.
- Coś widzę, że Ci się żarcik
wyostrzył. Po prostu martwię się o Huncwotów. Nigdy aż tak się nie spóźniali.
To nie w ich stylu, same przyznajcie, że coś tu śmierdzi- powiedziała
zmartwiona blondynka.
- To chyba skarpetki
Petera-wyparowała Dor nie powstrzymując śmiechu.
Mimo tego,
że Peter jest naszym serdecznym przyjacielem, nie można było się nie zaśmiać.
Taki niewinny żarcik, a od razu rozładował lekko napiętą atmosferę.
- No może i masz rację, poza tym nie
będziemy ich niańczyć. Plus mamy więcej miejsca na nasze słodkie igraszki,
mrau- odparła Ann mrucząc słodko w naszą stronę.
- O jaka chętna się zrobiła, Ty
lepiej spiłuj te pazurki, bo Lunio będzie miał konkurencję, haha- odbiła
piłeczkę Dor.
Ostrą ripostę mojej drugiej
przyjaciółki zagłuszył pierwszy gwizd lokomotywy oznaczający gotowość do
odjazdu. Mogłam jedynie wnioskować z zaskoczonej miny brunetki, że tym razem
Ann nieźle się odgryzła. Następnie nastąpił kolejno drugi i trzeci gwizd, a
pociąg ciężko ruszył ze stacji.
- Wiecie co, przejdę się. Może
wpadnę na Huncwotów i ich tu przyprowadzę. Znając ich pewnie nie ogarnęli
żadnego przedziału i modlą się, aby nas znaleźć- poinformowałam koleżanki.
Gdy tylko
zamknęłam za sobą drzwi od przedziału odetchnęłam z ulgą. Powód mojej wycieczki
po pociągu był zupełnie inny. Czułam wewnętrzną potrzebę znalezienia Severusa.
Słowa przez niego wypowiedziane niezupełnie do mnie dotarły i szczerze mówiąc
nie za bardzo w nie wierzyłam. Swoje poszukiwania zaczęłam od ostatniego
przedziału w wagonie. Na końcu siedzieli najstarsi uczniowie naszej szkoły.
Odpuściłam sobie, więc przeszukiwanie tamtej sfery. Doskonale wiedziałam, jak
starszaki umilają sobie podróż do Hogwartu. Po drodze natknęłam się na
zaspanego Maxa, który raczej na pewno mnie nie poznał i szybciutko wślizgnął
się do jedynego przedziału z zasłoniętymi zasłonami. Z ciekawości zajrzałam do
środka. Widok, który ujrzałam po wsadzeniu głowy między kotarki sprawił, że od
razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Ten przedział był definitywnie okupowany
przez mojego chłopaka i grupę jego przyjaciół. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie fakt, że wszyscy słodko spali, zapewne wykończeni po morderczych
treningach Quidditcha. Oni to sobie chyba nigdy nie odpuszczą, nawet w ferie-
pomyślałam całując Dave’a w czoło. On jedynie przekręcił się na drugi bok i
owinął się przydziałowym kawałkiem szaty, który namiętnie wyrywał mu leżakujący
na podłodze Chris. Jak dzieci, moje słodkie dzieciaki.
Po cichutku
opuściłam pomieszczenie i przeszłam do kolejnego już wagonu. Ten z kolei był
zajęty przez samych Krukonów, którzy znudzeni życiem przeglądali książki od
eliksirów lub nawzajem wróżyli sobie z fusów. Zażenowana postanowiłam się nie
poddawać i iść dalej. Wreszcie dotarłam do wagonów zajmowanych przez Gryfonów.
Nie było opcji, by nie zajrzeć do każdego pomieszczenia, nie przywitać się lub
nie zamienić z nimi kilku słów. Opowieści moich znajomych postawiły mnie
na nogi i dodały otuchy. Pocieszona faktem, iż zalany przez siostrę dom nie
jest aż tak strasznym zrządzeniem losu, ruszyłam dalej. Ostatni punkt mojej
podróży zdecydowanie nie należał do najmilszych. Czarna strefa Ślizgonów. Tutaj
wszystkie zasłony były zasłonięte, więc ciężko było cokolwiek zobaczyć. Udało
mi się zajrzeć do trzech przedziałów, ale w żadnym z nich nie znalazłam Sev’a.
Już miałam zawrócić, gdy usłyszałam znajome głosy. Krzyki starszej z sióstr
Black było zapewne słychać nawet w moim przedziale. Z obawą przystawiłam ucho
do drzwi. Odgłosy zza nich dochodzące wcale mnie nie uspokoiły. Można
powiedzieć, że zaczęłam trząść się ze strachu. Pomruki i nieznane mi formułki
nie świadczyły o niczym dobrym.
- Rudolfie, jestem pewna, że stać
cię na więcej. Postaraj się,przyłóż. Ah, dokładnie o to mi chodzi. Nie martw
się, z pewnością ci się odwdzięczę. Oh, nareszcie mnie zrozumiałeś- krzyczała
Bellatriks.
CO. ONI. TAM. DO.JASNEJ. CHOLERY. ROBIĄ? Mnie się nie pytaj. Serio mnie
to zastanawiało.Na myśl przychodziło mi tylko jedno, no ale, żeby tak w
pociągu?
- Rudolf! Co ty do cholery robisz?
Severusie chodź tutaj i pomóż się ogarnąć temu idiocie! - usłyszałam po chwili
wściekły głos starszej z sióstr Black. - Poza tym jesteś w tym doskonały i
możesz mi pomóc. Przecież, jako geniusz z eliksirów masz palce wirtuoza. –
kontynuowała Ślizgonka.
Gdy tylko
usłyszałam imię mojego przyjaciela serce mi przyśpieszyło. Nie chciałam
wiedzieć, co się tam dzieje, lecz obecność Sev’a w pociągu do Hogwartu mnie
uspokoiła. Czyli jednak wybrał dobrą stronę, może uda mi się go jeszcze
uratować- pomyślałam.
- Severusie jesteś w tym lepszy od
Rudolfa. Nie przestawaj, jest idealnie. Ah, Sev nie przestawaj. - wzdychała w
nostalgii Bellatriks. Oprócz tego słyszałam również rozmowę młodszej z sióstr z
bodajże Malfoyem i wtrącającego się, co chwilę wkurzonego Lestrange'a.
W moich
oczach pojawiły się łzy. Musiałam stamtąd uciekać, nie chciałam tam dłużej stać.
Już po cichutku odchodziłam od drzwi, gdy te niespodziewanie otworzyły się z
trzaskiem. Tuż za mną stał Lucjusz Malfoy. Zamarłam i czekałam na to, co
nieuniknione. W tym samym momencie przez otwarte drzwi ujrzałam siedzącą na
podłodze Bellatriks i Severusa, który masował jej kark. Boże…, że też ona tak
się darła podczas zwykłego masażu. Za tą dwójką ujrzałam również Narcyzę i
Rudolfa, którzy najwyraźniej śmiali się po kryjomu. *
- Proszę, proszę. Rudolfie, miałeś
rację, że mamy nieproszonego gościa. Od kiedy to ludzie jej pokroju są
wpuszczane do tej części pociągu? Nikt cię nie nauczył pewnych zasad nic
niewarta szmato?- zapytał Malfoy przez zaciśnięte zęby.
- Nie pozwalaj sobie, Malfoy. Nie
przyszłam tu do ciebie- wymyśliłam na poczekaniu.
- W takim razie, Severusie, chyba
masz gościa. Mam nadzieję, że wiesz, co robi się z takimi ździrami- zaśmiał się
wracając do przedziału i zamykając za sobą drzwiczki.
Nie musiałam
zbyt długo czekać. Mój przyjaciel wypadł z przedziału niczym kula armatnia.
Cały zziajany i spocony zapinał guziki swojej szaty.
- Czego chcesz?- zapytał oschle
unikając kontaktu wzrokowego.
- Ja… Ja chciałam jedynie z Tobą
porozmawiać… Wyjaśnić parę rzeczy… Proszę, spójrz na mnie… Jesteśmy
przyjaciółmi, prawda?- powiedziałam najciszej jak umiałam dotykając jego
mokrego policzka.
- NIE DOTYKAJ MNIE SZLAMO - huknął
bez ostrzeżenia Severus - Nie jesteśmy przyjaciółmi, już raz Ci to
powiedziałem, nie dociera? Może mam przeliterować? Nie zadaję się z takimi jak
TY. Zrozum to w końcu, no chyba, że taka bystra jesteś tylko w szkole.
- Ale, co się dzieje? Nie poznaję
cię, nie jesteś już tą samą osobą. Sev, co oni ci zrobili?- pytałam błagalnie
szukając w jego oczach tamtej iskry, która była moją podporą.
- To ONI są moimi przyjaciółmi, wyleczyli
mnie i pokazali, jaki jestem naprawdę. Tamtego Severusa już nie ma - rzucił
głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Bałam się
spojrzeć jeszcze raz w jego oczy. Były puste, bez życia. Jedyne co w nich
dostrzegałam, to nienawiść do mnie i reszty świata. Wiedziałam, że nic już nie
zdziałam, to nie był już mój przyjaciel. To była zupełnie obca dla mnie osoba,
stał się on kimś, kim kiedyś oboje gardziliśmy.
- To bez znaczenia, nie zawracam Ci
już głowy. Wracaj do bardziej ambitnych zajęć niż rozmawianie z gorszymi od
siebie- rzuciłam odwracając się na pięcie.
Nie
obejrzałam się ani razu, ale mimo to, widziałam jego odbicie w szybie. Stał w
jednym miejscu i cierpiał. Przez ułamek sekundy widziałam jak się waha, na
jeden moment w jego oczach pojawiła się ta iskra, której tak szukałam. Ja
wiem,że on nie chciał tego powiedzieć, ja wiem, że to ONI go zepsuli. Ale
jednak zabolało. Snape wyrwał mi kawałek serca, ten maleńki kawałeczek zawsze
pozostanie przy nim. Bo jest to jego nadzieja, szansa na powrót do mojego
świata.
Cała zalana
łzami i ubrudzona na całej twarzy tuszem do rzęs wpadłam do łazienki w moim
wagonie. Obmyłam twarz, wysuszyłam ją miękkim ręcznikiem i spojrzałam w lustro.
Przecież ja nic się nie zmieniłam. W odbiciu widziałam tę samą dziewczynę.
Kaskada rudych loków lekko opadająca na ramiona. Duże zielone oczy i mnóstwo
piegów ma policzkach. Malinowe, pełne usta. Po prostu zwykła szesnastoletnia
dziewczyna z problemami, jakich na świecie pełno. Zrobiło mi się dosyć gorąco,
więc postanowiłam zdjąć czekoladowy sweter. Już zaczęłam go rozpinać, gdy
usłyszałam:
- Wiesz Lilka, niby nie mam nic
przeciwko, ale jednak nie chciałbym później dostać łomotu od twojego chłopaka i
grupki jego przyjaciół - rzekł dziwnie znajomy głos zza moich pleców.
Przestraszona
krzyknęłam i obróciłam się w tym samym momencie. Za mną tuż za drzwiami czaił
się nikt inny, a Remus Lupin we własnej osobie! Z jednej strony mi ulżyło, a z
drugiej bardzo zastanawiało mnie to, co mój najlepszy kumpel robi w damskiej
toalecie.
- Czyżbym pomyliła toalety. Nawet
jeśli, to co Ty tutaj robisz? Nie mów, że ukrywasz się tutaj przed Ann, bo
jeśli tak, to stary lepiej nie wychodź stąd do końca semestru. - zażartowałam
przytulając jednego z Huncwotów. - No a gdzie reszta? Ukrywają się w innych częściach
wagonu? A może to taka nowa forma zabawy w chowanego? No mów!
- Gdyby to było takie proste… Lepiej
przetransportuj mnie jakoś do waszego wagonu. Odkąd ruszyliśmy czekam na którąś
z was. Szybciej się nie dało? A poza tym, to my sobie musimy poważnie
porozmawiać na temat Twojego wyglądu i tego, co tutaj robiłaś - odparł powoli
Remus.
Przejście do
przedziału wcale nie było takie trudne, a mina Ann, gdy weszliśmy do środka
normalnie nie do opisania. Gdybym wiedziała, że Lunio zaczął gustować w damskich
toaletach, wcześniej bym się tam wybrała. Po serdecznych uściskach i milionom
pytań zadanych w większości przez dziewczynę Remusa, chłopak zaczął nam
wszystko wyjaśniać:
- Z góry uprzedzam, że to dosyć
długa historia i jeśli ktoś będzie przysypiał, to wyrzucę bez dalszych
uprzedzeń – zaczął swoją słynną wstawką – Może najpierw wyjaśnię, co robiłem w
toalecie, a na dodatek damskiej. A więc do pociągu wpadłem równo z drugim
gwizdkiem i nie mogłem was znaleźć. Moje poszukiwania dodatkowo utrudniał
patrol nauczycieli, a zwłaszcza szanownej opiekunki naszego Domu. No i nie
przyszło mi nic innego do głowy, jak zamknąć się w pierwszej lepszej łazience.
Padło na szczęście na tą, do której weszła później Lilka. Teraz, czemu unikam
McGonagall. Tego nie trzeba zbytnio tłumaczyć. Po prostu zgarnęli Huncwotów,
ale mi udało się uciec. Peter chyba również siedzi gdzieś w pociągu. Czyli
podsumowując James i Syriusz znowu coś przeskrobali, ale tym razem na
poważnie.A że się kumplujemy i oni myślą, że ja coś wiem, to również jestem
teraz na liście „Poszukiwany, poszukiwana”. Ani Rogacza, ani Łapy nie ma w tym
pociągu, nie jadę do Hogwartu. Znam tylko jedno miejsce, gdzie mogą teraz być,
a mianowicie jest to Ministerstwo Magii i Czarodziejstwa.
Zapadła
cisza, której nikt nie chciał przerywać. Wszyscy doskonale znaliśmy zdolności i
możliwości naszych kolegów, no ale żeby od razu wylądować na dywaniku u
Ministra Magii. Do tego trzeba po prostu nazywać się Potter. Zapowiada się
ciekawy powrót do szkoły, a ja chciałam ten dzień spędzić w spokoju!
- Ale przecież musisz coś wiedzieć!
Nie uwierzę w kolejną bajeczkę pod tytułem „ ja nic nie wiem zostawcie mnie w
spokoju”- zaczęła zdenerwowana Dorcas wstając z kanapy - Bądź co bądź, ale
chodzi o mojego chłopaka i jego niezwykle chamskiego przyjaciela, którego
ostatnio nie trawimy.
- Właśnie Remus, to dosyć
podejrzane, że najbardziej ogarnięty z Huncwotów nic nie wie – ciągnęłam sprawę
bawiąc się lokami.
- Poza tym, chyba zwierzysz się
swojej dziewczynie z jakiś problemów. Coś cię trapi, skarbie?- zapytała Ann
uśmiechając się słodko.
Cały
czerwony i roztrzęsiony chłopak zbliżył się do okna próbując zaczerpnąć trochę
świeżego powietrza. Jednym słowem, przyparłyśmy go do muru. Po chwili Remus
odetchnął głęboko i oznajmił:
- Eh, przed wami nic się nie
ukryje.Może lepiej trzeba było zostać w tej łazience? Wszystko wam zaraz
wyjaśnię. Postaram się zrobić to jak najlepiej, bo ta historia jest nieźle
pogmatwana. I zapewniam was, że są to informacje z pierwszej ręki. Po całym
zajściu Syriusz napisał do mnie list opisujący zdarzenie i prawdopodobne
konsekwencje. Nawet nie wiecie, jaki byłem z niego dumny. W końcu włączył
myślenie przyczynowo -skutkowe. Szkoda, że po fakcie... No ale zacznijmy od
początku..
James Potter
spędzał drugi dzień Świąt jak zwykle, a mianowicie trenował w ogrodzie z ojcem
grę w Quidditcha. Ledwo utrzymując się na miotle, w nie miłosierniej śnieżycy,
próbował znaleźć nowego złotego znicza, który był jego gwiazdkowym prezentem.
-Synu, darujmy sobie już dzisiaj. Ja
wymiękam, zdecydowanie wolę siedzieć w moim fotelu przy kominku popijając
kremowe piwo. Ty lepiej też się zbieraj, robi się cholernie zimno- wykrzyczał
pan Potter w nadziei, że jego syn usłyszał choćby fragment jego wypowiedzi.
Po
półgodzinie latania po podwórku James znalazł w końcu znicza i zadowolony
wrócił do swojego pokoju. Rozłożył się na swoim miękkim łóżeczku i pogrążył się
w marzeniach. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o kim co noc śni młody Gryfon.
Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie uczucia nim targają. James otworzył
szafkę nocną i wyciągnął z niej zdjęcie. O dziwo owa fotografia nie pochodziła
z magicznego świata. Postaci tam zamieszczone nie poruszały się, ale mimo
wszystko, coś tym zdjęciu za każdym razem zapierało chłopakowi dech w
piersiach. Na odwrocie czarnym markerem było napisane: „ Huncwotom, ich
najlepsze trzy przyjaciółki. Ann, Dorcas i Lilka” Lilka, no właśnie Lilka.
Chłopak pogładził zdjęcie i szybko schował je z powrotem na swoje miejsce. Kilka
minut później już prawie odpływał do krainy snów. Lecz w tym samym momencie coś
z hukiem uderzyło w jego okno.Przestraszony podskoczył na łóżku, chwycił
różdżkę i podszedł powoli w stronę źródła owego zamieszania. Gdy tylko wyjrzał
przez okno, zauważył męską postać w czarnej szacie stojącą pod jego oknem.
- Stary, długo się będziesz jeszcze
zastanawiał? A może mam ci zaśpiewać jakąś serenadę?- zawołał przyjazny głos z
dołu.
- Syriusz? Co się jeszcze
zastanawiasz, właź do środka- odkrzyknął zaspany chłopak
- To może spuścisz mi swój złoty
warkocz ma królewno. Lewitować to ja jeszcze nie potrafię – rzekł
zniecierpliwiony brunet.
- A nie łatwiej będzie drzwiami?-
zapytał James kręcąc głową z niedowierzaniem.- Zamykam to okno, zimno mi.
- Zimno, zimno, a wyobraź sobie, że
mi tu kurna ciepło- zaskrzeczał Łapa idąc mozolnie ku drzwiom.
Gdy tylko Łapa wszedł to salonu państwa Potter od razu się uśmiechnął i
otrzepał z płatków śniegu.
- Syriuszu, ty jednak masz w sobie
coś z psa – powiedziała pani Potter witając się z „przybranym” synem.
Chłopcy
odpowiedzieli na to śmiechem i udali się prosto do kuchni
- Tylko tym razem nie opróżnijcie
całej lodówki, zakupy przylatują jutro – zażartował pan Potter.
Tak, więc
przyjaciele udali się we wcześniej wyznaczonym kierunku w celu zdobycia czegoś
niesamowicie smacznego.
- Co się stało tym razem? Łapa, mnie
nie oszukasz. Jest drugi dzień świąt, powinieneś siedzieć w domu i zabawiać
gości z całego świata – zapytał Rogacz
- Tylko gdybyś miał taką rodzinę jak
ja, nie wytrzymałbyś tam nawet chwili. Matka znowu się piekli o byle co. A
wujowie ze sklerozą, co chwile pytają,czemu nie jestem w Slytherinie. Idzie
zwariować – wyszeptał zdołowany – A u ciebie jest zupełnie inaczej, czuję się
tutaj naprawdę dobrze. W tym domu jest miłość i ta atmosfera..
- Nie ma sprawy, wpadaj kiedy tylko
chcesz, albo korzystaj z drzwi. Niedługo się tu zadomowisz, a rodzice zamontują
dla ciebie specjalne drzwiczki dla czworonożnych zwierzaków – wystękał James
próbując otworzyć słoik z magicznymi pierogami.
- A może byście tak zapalili
świeczki, wtedy będzie tak świątecznie– zaproponowała pani Potter.
- Dobrze mamo – odkrzyknęli
równocześnie chłopcy.
- My zaraz wrócimy, tylko uważajcie
na latające bombki – ostrzegła mama zamykając za sobą drzwi.
James i
Syriusz weszli do salonu i zaczęli szukać świeczek. Gdy tylko zgromadzili
potrzebną ilość, Rogacz zapytał:
- Ciekawe jak mam zapalić świeczki?
Przecież nie mogę czarować poza szkołą. Eh moi rodzice to geniusze, nie ma co.
- Błagam Cię, nie mów, że nie umiesz
zapalić świeczek – powiedział Syriusz krztusząc się resztkami spożywanego
pieroga.
- Jak jesteś taki kozak to sam se je
zapalaj – powodzenia Sherlocku.
Łapa
spojrzał krytycznym wzrokiem na przyjaciela i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
- Istnieje coś takiego w mugolskim
świecie, co bardzo ułatwia życie, a nazywa się to zapalniczka –pouczył Jamesa –
Patrz, klikasz, masz płomień, odpalasz świeczkę i voi la!
- Ale bajer! W życiu czegoś takiego
nie widziałem! Jak to się,ogniodajka? – spytał zafascynowany młody Potter.
- Kto cię wychował? Leśne skrzaty?
No w sumie po dłuższej chwili zastanowienia widać podobieństwo, coś w tym jest!
– rzekł Syriusz uderzając w kolegę.
- Sorry, ale to nie ja jaram jakieś
dziwne mugolskie skręty.Chociaż trzeba przyznać, że są niesamowite, a jakiego
dają kopa! – zachwycił się James.
- Ej, ej. Nie rozpędzaj się tak,
ponoć nic nie wiesz. Jasne? A tym bardziej nie mów nic przy Dor – poprosił
Łapa.
- Spoko, ale daj mi tę ogniodajkę.
Chcę się tym troszkę pobawić, no i oczywiście pozapalać świeczki – oznajmił
Rogacz wyrywając zapalniczkę od kumpla.
Po chwili
James zaczął biegać po całym salonie zapalając świeczki, niczym małe dziecko,
które dostało wymarzony prezent.
- Ja nie mogę, z kim ja się zadaję?
– mruknął Syriusz patrząc niechętnie na zwariowanego kolegę - Tylko
uważaj na….
Ale
było już zdecydowanie za późno. Rogacz przebiegając obok choinki zahaczył o
gałązkę, która zaczęła się palić. Momentalnie cała choinka stanęła w
płomieniach. Latające bombki urwały się z drzewka niczym oparzone i paląc się
rozproszyły się po całym salonie.Ogień rozprzestrzeniał się w mgnieniu oka po
całym parterze. Płonęło dosłownie wszystko. Firanki, wrzeszczące kwiaty, ukochany
fotel ojca, perski dywan mamy, drewniane bujane krzesło seniora Pottera, schody
i blaty kuchenne.
- Potter, debilu co żeś zrobił?!
Tobie dać ogień! Jesteś jak człowiek pierwotny, albo nie. Australopithecus –
wrzeszczał przerażony Syriusz próbując znaleźć wyjście.
Wszędzie
było pełno dymu, a chłopaki zostali otoczeni pierścieniem ognia. James spojrzał
Syriuszowi w oczy. Następnie obaj wyciągnęli różdżki i krzyknęli:
- Aquamenti!
Kierując się
w stronę wyjścia chłopcy próbowali wynieść z domu, co tylko się dało. Fala wody
płynąca z obu różdżek pomogła jedynie w ucieczce z płonącego mieszkania, lecz o
ugaszeniu pożaru nie było mowy. Przerażeni wybiegli na dwór i rzucili się w
śnieg. James usiadł na śnieżnej zaspie i patrzył na płonący dom. W tym samym
momencie zewsząd zaczęli zbiegać się sąsiedzi próbujący ugasić nieposkromiony
ogień.
- O stary, normalnie wszystko
płonie. Jak wielki pożar Rzymu czy coś.. – zaczął Syriusz.
- Ojacieżpierdzielę, mamy kurna
przesrane. Pożar Krymu powiadasz, a co to? – zapytał James - Tego nic nie
przebije.
- Jamesie Anthony Nicholasie
Potterze!!! – ktoś krzyknął w stronę chłopców
- Mamo, Tato, Wesołych Świąt? –
powiedział James uśmiechając się krzywo w stronę rodziców.
Gdy tylko
Remus skończył swoją niesamowicie długą opowieść, połowa z nas tarzała się na
podłodze ze śmiechu. Nie musiał on nawet kończyć. Wszyscy wiedzieliśmy,czym
kończy się używanie magii poza szkołą przez osoby nieletnie.
- Czyli chcesz powiedzieć, że mój
chłopak dostał polecony list z Ministerstwa i w trybie natychmiastowym musiał
pojawić się na dywaniku u Ministra? – spytała Dor krztusząc się ze śmiechu
- Dokładnie. Od razu do akcji
wkroczył też Dumbledore – dodał Lunio.
- Zawieszą ich? A może wywalą?
Ojej,to akurat nie jest śmieszne – zastanawiała się Ann.
- Myślę, że dyrektor raczej im
pomoże to wszystko wyjaśnić, no ale nic nie jest pewne – oznajmił lekko
przygaszony.
Po chwili drzwi do przedziału
otworzyły się.
- Panno Evans… - zaczęła osoba
stojąca w drzwiach – Oh widzę, że pan Lupin się już odnalazł. Zapraszam do
mojego przedziału.
- No nie, ja jestem naprawdę marnym
opowiadaczem – stwierdził pochmurnie Remus wstając ociężale z kanapy -
Nie każcie mi mówić tego jeszcze raz…
- Chodźmy już panie Lupin, mamy mało
czasu. Panno Evans, proszę ogłosić, iż za godzinę będziemy w Hogwarcie –
powiedziała profesor McGonagall.
Ciekawy pomysł :D coraz bardzie zaskakujesz mnie swoimi pomysłami na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńOgniodajka! <3
OdpowiedzUsuńJames bawiący się "ogniodajką" - bezcenne :D
OdpowiedzUsuńJames palant ogniodajki (tzw. zapalniczki) nie widział? XD
OdpowiedzUsuń