Przepraszam Was naprawdę za to opóźnienie. Najpierw miałam
problemy z internetem, a przez to brak motywacji do pisania, bo przecież i tak
nie wstawię, a potem mnie na dwa dni wena porzuciła. Na szczęście już wróciła i
udało mi się wreszcie skończyć ten rozdział. Następny będzie jakoś w przyszłym
tygodniu, w trakcie tygodnia, bo w weekend mam gości i raczej nie znajdę czasu
na pisanie. Cóż jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam
Asia
PS – Wiecie, jak długo czekałam, żeby użyć tego tytułu? J
Miałam całkowitą rację. Siedzenie tak wielką grupą ludzi w
jednym miejscu jest niezmiernie nudne. Znaczy, niedawno się takie stało. Bo ile
można grać Eksplodującego Durnia, mugolskie gry karciane, Gargulki, prawdę czy
wyzwanie i inne tego typu? Bo kilku godzinach, bodajże sześciu, wszystko
zaczyna być naprawdę nużące. W szczególności, że jedyne, na czym tak naprawdę
mogę się skupić to dzisiejsze wydarzenia. Ta sprawa z mgłą i tym dziwacznym
atakiem. I jeszcze nikt nam nic, ale to nic, nie mówi. Żaden z uczniów nie ma
pojęcia, co takiego się stało. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt
nic nie wie. I jeszcze to narzekanie niektórych ludzi… Merlinie, myślałby kto,
że siedzimy w lochu, bez szans na uwolnienie się, a nie w Wielkiej Sali z
perspektywą wyjścia z niej za maksymalnie kilka godzin. Mam pecha i trafiłam na
miejsce siedzące w pobliżu najbardziej zrzędliwej grupy dziewczyn, jakie
kiedykolwiek widziałam. Jedyne co słyszę przez ostatnie parę godzin to:
- No jak długo można tu siedzieć?! Nie brałam prysznica od
sześciu godzin!
- Muszę iść pomalować paznokcie, zdarłam lakier, trzymając
się ściany w tej mgle.
- Ale tu nudno… Niech nas ktoś uratuje.
I inne tego typu. Znaczy nie mam nic przeciwko rozmowom o
kosmetykach czy czymś w tym stylu, ale no błagam, bez przesady, ile można. Mam
nadzieję, że to bezsensowne siedzenie tutaj się niedługo skończy. W
szczególności, że niektóre parki nie mogły utrzymać rąk przy sobie i pomimo
obecności innych ludzi i protestów nauczycieli, siedziały w najlepsze
przyklejone do siebie. My z Jamesem przynajmniej publicznie nie próbujemy sobie
zjeść twarzy. Ale widzę, że profesor Dumbledore wchodzi na mównicę, może się
wreszcie dowiemy, co się dokładnie stało, a co najważniejsze, są szanse, że nas
stąd wypuszczą.
- Moi drodzy – zaczął dyrektor. – Pewnie wszyscy się
zastanawiacie, co się tak naprawdę dzisiaj wydarzyło.
Słysząc to stwierdzenie, wszyscy uczniowie, jak jeden mąż, co
się często nie zdarza, albo pokiwali głowami, albo słownie potwierdzili swoją
zgodę.
- Ogólne informacje już macie. Wiecie, jakie są efekty
działania tej mgły. Nie mówiliśmy wam jednak jeszcze, w jaki sposób dostała się
ona do Hogwartu, czy też w jakim celu została tutaj umieszczona – kontynuował
dyrektor. – Niestety, nie mam dla was
zbyt dobrych wieści. Zaklęcie, którego działanie już znacie, zostało rzucone w
pobliżu szkolnej biblioteki. Oprócz tego, drzwi do tegoż pomieszczenia zostały
również zaczarowane. Urok na nie rzucony uniemożliwiał przeniknięcie mgły do
wnętrza. Rozprzestrzeniła się ona jednak bardzo szybko po całym zamku.
Gdy dyrektor przerwał na chwilę, żeby złapać oddech, jeden z
Krukonów podniósł rękę w górę.
- Jeśli chcesz się, Malcolmie, zapytać o to, co było celem
tego, hmm, ataku, to zaraz o tym powiem – poinformował chłopaka profesor, po
czym uśmiechnął się lekko, widząc, że ten opuszcza rękę. – Otóż moi drodzy, z naszej biblioteki
zaginęło wiele książek. Konkretniej tomów pochodzących z Działu Ksiąg
Zakazanych i dotyczących zaklęć czarnomagicznych, bądź naprawdę nieprzyjemnych
eliksirów.
- Czy to są te złe wieści, o których pan mówił, profesorze? –
spytał się siedzący niedaleko mnie Łapa.
- Jedne z Syriuszu, jedne z. Jednakże druga część tej
informacji będzie gorsza, a przynajmniej dla was, jako uczniów tej szkoły.
O Boże, chyba nie zamkną Hogwartu! Przecież nic się w gruncie
rzeczy nie stało. Wszyscy są cali, kto by się przejmował paroma książkami, trudniej
je ukraść, jeśli ludzie się tu plączą.
Chyba nie tylko mi przyszła taka myśl do głowy, bo w całej
Sali od razu podniósł się szum podenerwowanych głosów uczniów. Jednak, jeśli
mam być szczera, to nauczyciele byli zbyt spokojni, żeby wyglądać na osoby,
które lada chwila mają stracić pracę. To mnie trochę uspokoiło. Ale też
wprawiło w dziwny niepokój. No bo, o co może dyrektorowi chodzić, jeśli dotyczy
to wszystkich uczniów, a nie na przykład tylko tej części, której coś
ukradziono? Jeśli oczywiście zginęło cokolwiek poza tymi księgami. Co jest
raczej wątpliwe, bo niby co mieliby ukraść? Zadania domowe?
- Moi drodzy, proszę was o spokój. Odpowiadając na pytanie,
które słyszałem najczęściej, nie, Hogwart nie zostanie zamknięty – uspokoił nas
profesor Dumbledore. – Nie ma ku temu powodów, w gruncie rzeczy, nic się nikomu
nie stało. Wspomniane złe wieści dotyczą czegoś całkowicie innego. Niestety,
jedynie osoby przebywające w zamku mogły wywołać tę mgłę.
Oho, coś złego nadchodzi. Ale przecież mógł ktoś niepowołany
wejść do zamku. O, przez tajne przejścia na przykład. Fakt, że nikt ich nie zna
to nieistotny szczegół.
- Ze względu na rzucone przez założycieli zaklęcia, jako
dyrektor Hogwartu mogę sprawdzić, kto danego dnia znajdował się w zamku* i
muszę z przykrością stwierdzić, że dzisiaj w Hogwarcie przybywały tylko osoby
obecne w tej Sali, czyli wszyscy uczniowie i kadra pedagogiczna.
W Wielkiej Sali zaległa taka cisza, że można by było usłyszeć
upadek igły na poduszkę, gdyby oczywiście taka sytuacja teraz zaszła. Słowa
dyrektora wprawiły wszystkich w osłupienie. Przecież to oznacza, że ktoś kogo
znamy od kilku lat, ma konszachty ze złem i zdecydowanie nie można mu ufać.
Najgorsze jest jednak to, że mógł to być każdy. Czy Krukon, czy Gryfon,
Ślizgon, bądź Puchon. Nikogo nie będziemy w stanie skreślić z listy podejrzeń,
dopóki sprawcy nie zostaną złapani. Znaczy parę osób mogę, przecież z częścią
przebywałam, ale mimo to, jest to wstrząsające. Fakt, że ktoś w moim wieku,
znaczy tak zakładam, bo ci dużo młodsi raczej nie byliby w stanie rzucić tego
zaklęcia, już teraz chce pomagać Voldemortowi w zabijaniu? Albo, że któryś z
naszych nauczycieli, pomimo uczenia pokoleń uczniów mugolskiego pochodzenia,
jest w stanie uwierzyć w te bzdury i pomóc ich zabić? Bo nie mam żadnych złudzeń,
że właśnie do tego będą służyć te książki. Merlinie, toż to straszne…
- Co gorsza, o ile żaden z nauczycieli nie opanował nagle
sztuki przebywania w dwóch miejscach naraz, to do tego ataku musieli
doprowadzić uczniowie. W momencie pojawienia się mgły odbywało się, bowiem
spotkanie kadry, więc wiem z całą pewnością, gdzie znajdowali się wszyscy
profesorowie.
O Boże, to tragedia. Naprawdę. W ten sposób upewniliśmy się,
że któryś, lub któraś oczywiście, z naszych kolegów i koleżanek planuje wymordować
nas wszystkich. No dobrze, lekko dramatyzuję, ale sens ten sam. Morderstwo to
morderstwo. A użycie zaklęć z tych ksiąg równie dobrze może wytłuc pół
Hogwartu.
- Prosiłbym was jednak o zachowanie spokoju i nie utracenie
nagle wiary w swoich przyjaciół. Może to wszystko ma jakieś niewinne
uzasadnienie – próbował nas pocieszyć dyrektor, jednak z tonu jego głosu łatwo
wywnioskowałam, że sam nie wierzy w to, co mówi. – A teraz moi drodzy,
wracajcie do swoich dormitoriów, jest już późno, a jutro do szkoły przyjdą
Aurorzy i pewnie będą chcieli dowiedzieć się jak najwięcej na temat tej mgły.
Dobranoc.
W całej postawie profesora Dumbledore’a można było wyczuć
zmęczenie. Po raz pierwszy, od kiedy przybyłam do Hogwartu kilka lat temu,
byłam w stanie uwierzyć, że naprawdę wiele on już przeżył. Po raz pierwszy jego
wiek odbijał się w oczach, zazwyczaj wesołych i przenikliwych, teraz jednak smutnych
i antycznych.
Do Wieży Gryffindoru poszliśmy gigantyczną grupą. Konkretniej
wszyscy Gryfoni naraz. Jednak nikt nie odezwał się nawet słowem. Nie było, o
czym mówić. Nasz świat się zmieniał i to wcale nie na lepsze. O nie. Wręcz
przeciwnie. Dzisiaj z kimś rozmawiasz po przyjacielsku, a jutro ta sama osoba
wbija ci nóż w plecy. Niezbyt optymistyczna wizja.
Na szczęście szybko dotarliśmy do naszego dormitorium i się w
nim zabunkrowałyśmy, wraz z Huncwotami. Jeszcze nigdy tak mi się nie dłużył
droga z Wielkiej Sali.
- I co teraz? – spytałam, patrząc się po tak dobrze znanych
mi twarzach i z przerażeniem wyczekując odpowiedzi.
- Teraz? Nie ufaj nikomu – odpowiedział z powagą siedzący
naprzeciw mnie Syriusz. – Nie ufaj nikomu, Lily.
*Znaczy potrzebne mi to J Ale w sumie nie jest to niemożliwe,
jeśli jako zaklęcie byłoby rzucone podobne do tego co jest na Mapie Huncwotów…
W każdym razie wydaje mi się to w miarę sensowne, można by sprawdzić, czy ktoś
niepowołany nie panoszy się po zamku. A jeśli chodzi o Croucha i Pettigrew, to
przyjmijmy, że Dumbledore tego nie podejrzewał, a bez potrzeby nie sprawdzał,
dobrze?
Świetny ♡♡
OdpowiedzUsuńEej, dlaczego nikt nie pisze??? Wiem że to banalne, ale co tu dużo mówić: rozdział Tak jak zawsze super. Życzę miło spędzonych wakacji :*
OdpowiedzUsuńAnn <3
Nie zaglądałam tu chyba z miesiąc a tu takie zaskoczenie na widok kilku nowych (cudownych) rozdziałów.
OdpowiedzUsuńA co do tego rozdziału to nigdy nie sądziłam, że te słowa powie Syriusz, no może już po ucieczce z Azkabanu, ale nie teraz
Genialny, a kiedy następny ??
OdpowiedzUsuń