Gdy zostałam
wniesiona do Skrzydła Szpitalnego, w sumie nic nie czułam. Można by powiedzieć,
że wszystko w porządku, gdyby nie fakt, iż moje dłonie pokrywały okropne bąble
po oparzeniu tym dziwnym eliksirem. Ale jakoś na zwracałam na to najmniejszej
uwagi. Moje myśli były skupione na pewnym Ślizgonie, który został poważnie
ranny w skutek tego cholernego wybuchu. Wiem, to brzmi dziwnie. Ja i myślenie o
Ślizgonach, ale tym kimś nie jest byle kto. To mój przyjaciel Severus Snape.
Nawet nie
pamiętam, co tak dokładnie się zdarzyło. Przecież robiliśmy wszystko tak, jak
było napisane w podręczniku! Poza tym Severus jest księciem eliksirów i on
nigdy, ale to przenigdy się nie myli. No, do dzisiaj. Ale jestem pewna, że to
nie wina Sev’a. Ktoś maczał w tym swoje
brudne paluchy.. Już miałam wysnuć teorię na temat owego „ktosia”, lecz
położono mnie na łóżku i dokładnie sekundę później podbiegła do mnie pani
Pomfrey.
- Oj dziecinko, nie jest tak źle,
miałaś prawdziwe szczęście- oznajmiła badając każdy skrawek mojego ciała przy
pomocy swojej różdżki.- Jesteś tylko lekko poparzona i te bąble...Eh. Ale nie
martw się, wszystkim się zajmę i w mgnieniu oka twoja skóra wróci do normalnego
stanu- dodała.
Patrzyłam
tępo na pielęgniarkę próbując cokolwiek zrozumieć. Niestety mój słuch odmawiał
posłuszeństwa, najzwyczajniej w świecie ogłuchłam!
Pomfrey spojrzała na mnie jeszcze
raz i zaćwierkała:
- Ah, no tak! Pewnie straciłaś słuch
w wyniku tego wybuchu, zaraz wszystko wróci do normy, daj mi momencik- obiecała
wyjmując z kuferka z lekami mały słoiczek.
Posmarowała
mi płatki uszu jakąś mazią i nagle znów zaczęłam słyszeć. Dosłownie, jakby ktoś
wyjął mi zatyczki z uszu! Chwilę później pielęgniarka powtórzyła wszystko
jeszcze raz. Gdy wreszcie skończyła gadać, spytałam ją o rzecz, która
interesowała mnie teraz najbardziej:
- Proszę pani, co z moim kolegą?
- Masz pewnie na myśli tego biednego
Ślizgona. Cóż, jego ciało odniosło zdecydowanie większe szkody. U ciebie to
jedynie paskudne poparzenie rąk, a on ma jeszcze jeden wielki bąbel zamiast
twarzy!- niemalże wykrzyknęła ostatnie zdanie Pomfrey.
-Ale on wyjdzie z tego cało, prawda?
Nic mu nie będzie?
- Tego nie mogę obiecać- oznajmiła
pielęgniarka kładąc na moje poparzone dłonie jakąś silnie pachnącą roślinną
maść.
- Auuuć- syknęłam cicho próbując nie
oszaleć z bólu.
Czułam,
jakby ta maść wyżerała mi skórę! To było okropne. Chciałam wytrzeć dłonie w świeżo
przygotowaną dla mnie pościel, ale Pomfrey spojrzała na mnie karcąco i
zabroniła się ruszać.
- Wierz mi, że to naprawdę nic, w
porównaniu z tym, przez co przejdzie ten biedny chłopak- mruknęła wychodząc z
SS.
Spojrzałam
smutno w stronę łóżka, na którym leżał mój przyjaciel. Nie mogłam nawet
zobaczyć, czy żyje, bo ten przeklęty parawan zasłaniał dosłownie wszystko. Nie
pozostało mi nic innego jak próbować zapomnieć o moich problemach i po prostu
zasnąć.
Spałam naprawdę długo. Obudziłam się
idealnie na obiad, który o dziwo wyglądał nawet smacznie (ah to szpitalne
jedzenie). Spojrzałam na swoje dłonie i odetchnęłam z ulgą. Wszystkie bąble
zniknęły, a skóra miała już zdrowy kolor. Gdy tylko zjadłam przygotowany
specjalnie dla mnie obiad pojawiła się przy mnie pielęgniarka.
- Widzę, że bąble zniknęły i
wszystko jest w porządku, nic ci nie dolega, prawda?- spytała znów smarując
czymś moje dłonie.
- Nie, nie. Czuję się dobrze. Ale co
z Severusem?- zapytałam wychylając głowę w jego kierunku.
- Na razie śpi. Bąble nie znikają
tak szybko jak u ciebie, ale nie ma się, co dziwić. Z twarzą jest chyba
najgorzej. Ale oczy i nos nie są trwale uszkodzone. Myślę, że zostanie tutaj do
końca tygodnia. Przez sobotę dojdzie do siebie i w niedzielę wieczorem będzie
już spał w swoim dormitorium.- oznajmiła Pomfrey próbując się uśmiechnąć.
Ale jakoś
jej nie wyszło i zamiast tego na jej twarzy pojawił się grymas. Ku mojej
radości maść wcale nie piekła, wręcz przeciwnie działała jak balsam. I na
dodatek dowiedziałam się, że do wieczora mam wolne i mogę sobie odpocząć, a
później przyjdą po mnie przyjaciele. Nie chciałam na nich czekać, a może w
ogóle nie chciałam się z nimi widzieć? Gdy balsam w pełni się wchłonął,
postanowiłam się ubrać. Założyłam brązową dzianinową sukienkę i beżowe
pantofelki. Związałam włosy w kucyka i spakowałam moje rzeczy. Wysłałam je do
mojego dormitorium, a następnie podeszłam do parawanu uniemożliwiającego
podglądanie pacjentów przez wścibskich odwiedzających. Wsunęłam się przez
kotarę do środka i powoli usiadłam na łóżku Severusa. Ujęłam go za rękę i
zaczęłam mówić:
- Hej Sev. Wiesz, przyszłam tutaj do
ciebie, bo chciałam cię przeprosić. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Może i nie
mam z tym nic wspólnego, w sumie, sama nie mam pojęcia, kto mógł zrobić coś tak
strasznego. Ale wiem, że gdybyś ze mną i pracował, na pewno by cię to nie
spotkało. Naprawdę.. Nawet nie wiem, co powiedzieć. Gdyby nie ty, to nie wiem,
jak bym teraz wyglądała. Osłoniłeś mnie swoim ciałem, poświęciłeś się dla mnie,
ja.. naprawdę.. Eh.- spojrzałam na twarz mojego przyjaciela.
We śnie
wyglądał spokojnie, jakby nie miał żadnych problemów. Bąble powoli znikały, ale
wiedziałam, że i tak pozostawią po sobie spore blizny. Zaczęłam cicho płakać, a
po moim policzku spłynęły pierwsze łzy. Było mi tak ciężko. Może to jakiś
kryzys? Wieku średniego? Oh cicho bądź, bez ciebie mam i tak sporo na
głowie.
Sama nie wiem. Ale tyle się dzieje.
Poza tym Severus jest moim przyjacielem, i to takim prawdziwym i chyba
najbardziej oddanym. Nigdy mnie nie zostawił, nie zdradził. A teraz leży w
szpitalu i to pewnie z mojego powodu. Wygląda naprawdę okropnie i to będzie
jakiś cud, jeśli te rany po prostu znikną. Później już nic nie mówiłam. Tylko
siedziałam na jego łóżku i trzymałam go za rękę. Milczeliśmy sobie i było nam
bardzo dobrze.
Nie
mogąc dłużej siedzieć i patrzeć na cierpienie mojego przyjaciela, zerwałam się
z miejsca i wybiegłam ze skrzydła. Chciałam uciec jak najdalej i pozbyć się
tego bólu w moim sercu. Skierowałam się w kierunku sowiarni. Po drodze
usłyszałam znajome głosy, nie chcąc spotykać się teraz z przyjaciółmi,
pośpiesznie schowałam się za zbroję. Wcale nie chciałam ich podsłuchiwać. Nie w
ogóle. A, żebyś wiedziała, że nie. One po prostu tak głośno rozmawiały,
że nie dało się ich nie słyszeć. Cicho siedź, chcę posłuchać.
- To już było przegięcie. Nie jestem
pewna, czy to on to zrobił, bo w końcu dowodów nie ma, ale ukatrupię go tak dla
zasady.
-Wiesz Dor, że ja ci nawet pomogę.
Mam całkiem niezły pomysł. Można tego palanta sklonować, wrzucić go do kwasu
siarkowego, wyciągnąć, spalić, zebrać prochy, dać klonom do zjedzenia i zabić
te klony.
- Ann, nie obraź się, ale czasami
się ciebie boję. Ciekawe, co powiedziałby Remus, gdyby poznał twoje drugie
oblicze?
- Oj przestań już marudzić. On
dobrze wie, że jestem bardzo blisko zabicia jego „kochanego” przyjaciela.
- Dobra, lepiej się pośpieszmy.
Ostatnia lekcja i pójdziemy odwiedzić Lilkę.
Nie
wiem, czy chciałam to usłyszeć, nie chciałam uwierzyć, że James Potter mógłby
zrobić coś takiego. Przecież przez jakiś czas się całkiem nieźle dogadywaliśmy.
Nawet jak na niego, to to jest przegięcie. Owszem wiem, że chciał się popisać
przed Monic, widziałam jak mrugnął do chłopaków, ale cały czas miałam nadzieję,
że to tylko przywidzenie i zrobił to ktoś inny. Mogłaś stamtąd iść. To nieładnie
podsłuchiwać. A odczep się. Jestem już wystarczająco zdołowana.
Puściłam
się biegiem w kierunku sowiarni. Gdy tylko przeskoczyłam ostatni schodek,
usiadłam na posadce, oparłam się plecami o ścianę i wyczarowałam kawałek
pergaminu oraz pióro. Zaczęłam pisać list, którego nigdy nie miałam zamiaru
wysłać. Po prostu musiałam przelać moje uczucia na papier, miałam nadzieję, że
to mi jakoś pomoże.
Kochany ktosiu,
Kimkolwiek jesteś, pewnie zdziwi cię to, że znalazłeś
ten list. Nie martw się, to nic takiego, jedynie przemyślenia załamanej
nastolatki.
W moim życiu ostatnio wiele się zmieniło. Mój kolega
poprosił mnie o chodzenie, a ja początkowo się nie zgodziłam. Zrobiłam to ze
względu na pewnego chłopaka, który coś dla mnie znaczył. Tak, znaczył. Teraz
nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Na oczach wszystkich naszych znajomych
zrobił on coś, co mnie zabolało. Nie wiem, czemu, ale stwierdziłam, że nie będę
mu dłużna. I po prostu zaczęłam chodzić ze starszym ode mnie chłopakiem.
Myślałam, że to był błąd. Wręcz przeciwnie, okazało się, że to była najlepsza
decyzja w moim dotychczasowym życiu. Między nami wszystko jest idealnie, jak z
bajki. Lecz problemem jest zachowanie mojego niby „przyjaciela”. Pan Szukający
stał się ostatnio próżny i zadufany w sobie. Jednym słowem, jest taki, jak
kiedyś. Gdy go nienawidziłam i marzyłam o jego wyeksmitowaniu na Księżyc. Niby
miał kogoś, kogo „kocha”, ale jak dla mnie to przykrywka. A dzisiejsza lekcja
eliksirów to już chyba szczyt wszystkiego. Niby mnie tak przez te kilka lat
kochał, a dzisiaj o mało nie wysadził w powietrze. Normalnie Mount Everest
głupoty i chamstwa! Nawet nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że o mały włos
nie zginął mój przyjaciel. Ten prawdziwy i niezastąpio……
Nie
dane mi było nawet dokończyć wyrazu, bo usłyszałam czyjeś kroki, powoli
zmierzające w moją stronę. Szybko schowałam list za plecami i czekałam na
tajemniczego przybysza. Wstałam z zimnej podłogi podpierając się jedną ręką, to
był błąd. Wiatr wyrwał mi z ręki pergamin z moimi zażaleniami odnośnie życia.
Próbowałam go złapać, jednak bez skutku. Ktoś, kto tym wszystkim kieruje chyba
wstał dzisiaj lewą nogą, albo mnie najzwyczajniej w świecie nienawidzi.
Wszystkie moje plany diabły wzięły. Chciałam włożyć ten list do butelki i
puścić po jeziorze. Trochę melodramatyczne. Cicho siedź, ja tu wspominam bajki.
Dobrze
Lil, a teraz skup się na tym, kto nadchodzi. Popatrzyłam w kierunku wejścia i
ujrzałam… Maksa, najlepszego przyjaciela mojego chłopaka. Chłopak podszedł do
mnie i spytał:
-Lily, czy ty płaczesz?- Zdałam
sobie sprawę, że po moich policzkach płyną łzy. Normalnie masz refleks szachisty
korespondencyjnego. Eee… Czyli jaki? "Są dwie rzeczy, które nie
mają granic to: Wszechświat i ludzka głupota, choć co do Wszechświata to nie
jestem pewien." Albert Einstein. Pasuje do ciebie doskonale, chodzi o to,
że zerowy. Cicho, chcę pogadać z Maksem.
- Wiesz chyba tak. A swoją drogą nie
myślałam, że cię tutaj spotkam. Przykro mi, że musisz mnie widzieć w takim
stanie.
-Lily, nie wygaduj bzdur, tylko powiedz,
co się stało.-rozkazał chłopak.
Opowiedziałam
mu o tym, co przelałam na papier, nie chciałam go we wszystko wtajemniczać,
lecz czułam, że mogę mu zaufać. Na końcu dodałam kilka słów o tym, jak bardzo
martwię się o Severusa. Między nami zapadła krępująca cisza. Blondyn nic nie
odpowiedział, jedynie mnie objął i przytulił do siebie. To był zwykły
przyjacielski gest, nic więcej. Właśnie czegoś takiego teraz potrzebowałam.
Wsparcia, pocieszenia i zrozumienia. Nadal mnie obejmując Maks powiedział:
-Każdy z nas miewa czasem gorszy
dzień. Ja np. siadam nad jeziorem, biorę pergamin i pióro i zaczynam pisać. Co
piszę? To proste, wszystko, co czuję i myślę, przenika z mojej duszy na tą
kartkę papieru, która po chwili staje się niezwykłym dowodem na to, że każdy z
nas myśli, czuje i kocha.
-Masz zdecydowanie artystyczną
duszę. Nie znałam cię od tej strony.-skwitowałam uśmiechając się
przyjaźnie.-Chcesz powiedzieć, że piszesz wiersze?
-Znacznie lepiej, tworzę piosenki.
Tak się akurat składa, że fragment jednej z nich idealnie odzwierciedla
położenie, w którym ty się teraz znajdujesz. Posłuchaj.-powiedział, po czym
zanucił całkiem przyjemną i delikatną melodię.
And I've
lost who I am,
and I can't
understand
Why my heart
is so broken*
Trzeba
przyznać, że mile mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że Maks, ten mięśniak grający w
Quidditcha ma tak delikatny i ładny głos. Po kilku minutach chłopak pocałował
mnie w policzek, pożegnał się i zbiegł szybko ze schodów. Znowu zostałam sama,
a było już tak pięknie.
Spojrzałam
na zegarek, było wpół do szóstej. Postanowiłam, jeszcze przed kolacją zajrzeć
do Severusa. Nie spiesząc się zeszłam do SS. Usiadłam na krześle koło
przyjaciela i wyczarowałam piękny kwiat. Na łodyżce wygrawerowałam moje imię.
Jak się obudzi, to będzie wiedział, od kogo. Posiedziałam z nim przez chwilę i
wychodząc wyszeptałam jeszcze:
-Zdrowiej szybko Sev, zdrowiej
szybko. Dla mnie…
Wyszłam
ze skrzydła i usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki:
-Lily Evans!-Jest źle. Nawet
bardzo źle.-Gdzieś ty była?! Przeszukaliśmy pół zamku, postawiliśmy na
głowie połowę uczniów, przeszukaliśmy niebo, przewaliliśmy piekło. A ty, co? Ty
się najnormalniej w świecie pojawiasz, jakby nigdy nic. Mów gdzie byłaś, ale
już!
-Chyba trochę dramatyzujesz Ann, nie
było mnie raptem dwie godziny.
-Jak to? Najpierw lądujesz w
Skrzydle Szpitalnym, potem znikasz i mówisz, że to nic? Ja przez ciebie
osiwieję, a wierz mi, Remusowi się to bardzo, ale to bardzo nie spodoba.
-Zasponsoruję ci farbę. Poza tym
jesteś blondynką, nie byłoby widać.
-Lily, radzę ci po prostu jej
powiedzieć, ona ma czasami mordercze zapędy.- poradziła mi Dorcas.
-Dobrze, już dobrze. Musiałam po
prostu chwile pobyć sama, poza tym byłam w zamku ciemnoty.
-Cała Lily, w końcu samotność to jej
drugie imię. Dobra, a teraz koniec tego biadolenia, muszę iść na trening, a wy
idziecie ze mną. Ann pilnuj jej, bo jeszcze się zgubi.
-Dzięki Dorcas.
Udałyśmy
się na boisko. Dor poszła do szatni, a ja i Ann usiadłyśmy na trybunach,
pomiędzy Remusem i Rogerem. Ten ostatni odwrócił się do mnie i powiedział:
-Lilka, robisz niezłe zamieszanie.
-Nie rozumiem, o co ci
chodzi?-Naszej konwersacji na szczęście nie przysłuchiwała się Ann, ona zajęła
się rozmową z Lunatykiem.
-No wiesz, kiedy Maks wrócił do
dormitorium i przeszedł koło Dave’a, ten przycisnął go do ściany i zaczął
dusić, sycząc „Czuję perfumy mojej dziewczyny”. Na szczęście Maks miał chyba
dobre wytłumaczenie, bo Chook go nie zabił, a wręcz przeciwnie zaczął mu
dziękować.-Roger streścił mi całe wydarzenie, ledwie powstrzymując śmiech.
Chciałam
się go jeszcze o coś spytać, ale moją uwagę skutecznie odwróciło wejście
drużyny na boisko. Dave klepnął Maksa w plecy i spojrzał na Pottera z dziwnym
ogniem w oczach. Zaczął się z pozoru normalny trening. Nagle mój chłopak
podleciał do pałkarzy, czytaj Maksa i Chrisa i powiedział stosunkowo głośno, na
tyle, żebym go usłyszała.
-A może sprawdzimy, jak dobrze nasz
szukający radzi sobie z tłuczkami.
Roger
spojrzał na niego z przerażeniem, po czym oznajmił cicho:
-Znam tę minę. Jest źle, nawet
bardzo źle, powiedziałbym tragicznie. Kryć się!-wrzasnął chowając się za
oparciem siedzenia przed nim.
A
Dave zabrał Chrisowi pałkę i uderzył tłuczek z taką siłą, że aż usłyszeliśmy
głuchy trzask, Jamesowi ledwie udało się uniknąć pędzącej z prędkością
odrzutowca piłki.
-No to się zabawimy
chłopcy.-wyszeptał groźne Dave, oddając pałkarzowi pałkę i patrząc na mnie z
drapieżnym uśmiechem.
Potter
starał się ze wszystkich sił omijać tłuczki, na szczęście nie zawsze mu się to
udawało i z boiska wyszedł nieźle poobijany. Dave przywitał się ze mną szybko,
całując mnie w policzek, po czym udał się do biblioteki, pod pretekstem
napisania eseju z eliksirów. Jednak zdawało mi się, że coś innego jest na
rzeczy. Trudno. Później z nim o tym porozmawiam, teraz mam całkiem inny cel.
Kolacja. Po drodze Remus znalazł jakąś kartkę, podniósł ją i zaczął czytać,
znałam ten pergamin, to był mój list, specjalnie zostałam w tyle, żeby zobaczyć
jego reakcję. Gdy skończył, na jego twarzy pojawiła się nieposkromiona furia.
Wysyczał gniewnie:
-Wiedziałem, że coś jest na rzeczy.
Zabiję tego pieprzonego drania.
No
to Potter ma łagodnie mówiąc przerąbane. Lunatyk nigdy się aż tak nie wkurzył.
Naprawdę nigdy. A on jest bardzo spokojnym człowiekiem, chyba, że mu zapadka
przeskoczy. Wtedy to trzeba się przed nim kryć, bo może być źle, nawet gorzej
niż źle. Jezu, co wszyscy dzisiaj mają z tym „źle, bardzo źle, gorzej niż źle”
cholery można dostać. Oj nie irytuj się. Podążałam za tłumem. A
podobno chcesz być oryginalna. Chcę, a teraz się zamknij, bo chcę
pogadać z dziewczynami, bez ciągłych komentarzy z twojej strony.
Z
tym jakże optymistycznym akcentem udałam się na kolację. Usiadłam koło Ann,
Remus koło Blacka i Petera, a na Pottera spojrzał wilkiem i ostentacyjnie
odwrócił się od niego.
PERSPEKTYWA JAMESA
Zupełnie
nie wiedziałem, dlaczego moi przyjaciele mnie unikają, w końcu nikomu nie stało
się nic poważnego. A Smarkerus nie zalicza się do ludzi, więc chyba mogę go
pominąć. Fakt, Ruda trochę oberwała, to nie było w moim planie, ale, od czego
jest improwizacja. To znaczy, Peter mnie nie unikał, zachowywał się jak zwykle,
Syriusz warczał na mnie za każdym razem, gdy się próbowałem do niego odezwać, a
Remus zabijał mnie wzrokiem. Rozumiem, że lubią Evans, ale przecież to ze mną
przyjaźnią się od kilku lat, zresztą, w końcu wyszła już z SS i nic jej nie
jest.
A
na kolacji to już w ogóle. Remus miał minę, jakby chciał mnie zabić poprzez
wielogodzinne tortury. Nie wiem, czemu, ale jest jeszcze bardziej wściekły, niż
na treningu. Cóż pewnie wybuchnie, jak wrócimy do dormitorium, to zobaczymy, o
co mu chodzi.
Zaś,
jeśli chodzi o moją dziewczynę, to była wręcz zachwycona moim kawałem. Na
początku sądziłem, że przegiąłem i powinienem przeprosić Rudą, ale ona szybko
wybiła mi to z głowy. Uświadomiła mi, że przecież nic poważnego się nie stało.
Poza tym Slughorn nie zorientował się, kto to zrobił, ale obiecał, ze zgłosi to
do McGonnagal, bo skoro Ślizgoni oberwali, to to na pewno wina Gryfonów.
Nawiązując do Monic, to związanie się z nią, było chyba najlepszym pomysłem w
moim życiu. Ona mnie słucha, w przeciwieństwie do wiadomo, kogo i nie wymaga
ode mnie żadnych zmian. Woli mnie takim, jakim jestem. Czyli po prostu kocha
przystojnego, wysportowanego, mądrego i zabawnego szukającego.
Z rozmyślań wyrwała mnie Monic, składając na
moich ustach namiętny pocałunek. Oznajmiła, że idzie do biblioteki. Ja zaś
podniosłem się i powoli udałem się do dormitorium. Rzuciłem się na łóżko i
zacząłem czytać „Quidditch przez wieki” po raz sto dwudziesty siódmy. Z tej
jakże pasjonującej lektury wyrwał mnie dźwięk drzwi uderzających o ścianę,
spojrzałem w tamtym kierunku, okazało się, że Black otworzył je z takim
rozmachem, że prawie wyleciały z futryny, tuż po nim do pokoju wszedł Remus,
Glizdka zaś nigdzie nie było. Syriusz odezwał się z pozoru spokojnie, jednak w
jego głosie było słychać powściągany gniew:
-Czy zdajesz sobie sprawę, co
niedawno znalazł Lunatyk?
-Yyy…. Nie za bardzo. Może… Twoje
brudne skarpetki, to by wyjaśniało grymas na jego twarzy.
-Potter, nawet nie próbuj sobie ze
mnie drwić. Remus trzymaj mnie, trzymaj, bo zaraz mu przywalę.- Uśmiechnąłem
się z politowaniem, patrząc na bezradnego Lunatyka.-Albo wiesz co stary, jednak
mnie puść, ja go tylko zabiję.-odparł Łapa.
-Wiecie co? To już jest kurde
przesada. Rozumiem, że jestem tak genialny, że wszyscy chcecie mnie mieć na wyłączność,
ale na litość boską przestańcie. W końcu się nie rozczłonkuje. Co wy wszyscy
dzisiaj do mnie macie?
Syriusz
już chciał się na mnie rzucić, ale Remus powstrzymał go mówiąc:
-Łapa spokojnie, później go
zabijesz. Najpierw wytłumaczymy mu, dlaczego jest takim idiotą.
Lunio
podał mi wymięty kawałek pergaminu i warknął „Czytaj!”. Pogrążyłem się w
lekturze. W miarę, jak posuwałem się na przód, na mojej twarzy pojawiało się
zdziwienie. Rozpoznałem to pismo. Lily tak pisała, ale nie mogłem uwierzyć, że
to ona, że sprawiłem jej aż taki ból, że aż tak przeze mnie cierpiała. A przede
wszystkim, że ona chodziła z Dave’em tylko, dlatego, że ja byłem z Monic.
Zaczynałem na powrót żałować tego, co spowodowałem w sali od eliksirów, znowu
poczułem to mdlące poczucie winy. Spojrzałem z przerażeniem na Remusa, który
tylko pokiwał smutno głową. Już chciałem pójść przeprosić Lil, kiedy do naszego
pokoju wparowała Monic, rzuciła książki Remusowi, który ledwo je złapał i
rzuciła mi się na szyję z okrzykiem:
-Ooo mon James, tu jesteś!
Zdążyłem
objąć ją w pasie, gdy oboje z wielkim hukiem upadliśmy na moje łóżko. Moje
myśli pognały w zupełnie innym kierunku. Całując Monic wykrzyknąłem jeszcze do
Syriusza:
-Wiesz, co? Pieprzyć Evans, mam tu o
wiele gorętszy towar.
Później
skupiłem się jedynie na tym, żeby włożyć rękę pod bluzkę Monic.
*
po przeczytaniu tego, też mam ochotę zabić Pottera. Zachowuje się jak dupek
OdpowiedzUsuńZgadzam się z osobą wyżej . Jeny jak Potter mógł tak się zachować ? Trochę brakuje mi scen z Syriuszem i jego dziewczyną .
OdpowiedzUsuńOstatnio moja (głupia) pani od plastyki powiedziała : farby akrylowe nie nadają się do wielkich powierzchni( osobiście maluję takimi farbami i pomagałam starszej siostrze w malowaniu perspektywy i namalowałyśmy ładną perspektywę właśnie takimi farbami, Reevsami) i pomyślałam jak to palnęła że mogłaby sobie nimi pomalować powierznię swojego mózgu.Na Rogacza w sytuacji Lily to nawet tej znikomej ilości farby nie chciałabym marnować!
OdpowiedzUsuńPs świetne opowiadanie!
POTTER!!!!!!!!!!!!!!!! ZABIĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba rozdział
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga od wczoraj i zabrnęłam już całkiem daleko. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, ponieważ uwielbiam Lily i Huncwotów *.* Mam tylko jedno ale... James nigdy by tego nie zrobił Lily! Wracam do czytania :)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc to nie dziwię się Jamesowi , w końcu ile można za kimś latać a ten ktoś ma cię w dupie , po za tym przecież było napisane że Lily oberwała przez przypadek...
OdpowiedzUsuń