piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 16 "Nadzieja"


Tuż po tym, jak przekazaliśmy książkę uzdrowicielom, McGonnagal odesłała nas do dormitoriów. Nic dziwnego, w końcu ona zawsze przestrzega regulaminu, ale coś mi się wydaje, że nie zawsze tak było, trzeba to będzie sprawdzić w archiwach, ale teraz mamy poważniejszy problem, mianowicie Remusa.
-Znaleźliście Lunatyka?- Spytałem Łapę.
-Nie, ale szukaliśmy już chyba wszędzie, pomożesz prawda?- Odpowiedział.
-Nie zadawaj głupich pytań, skoro znasz odpowiedź!- Powiedziałem patrząc na Syriusza, spodziewałem się w jego oczach zrozumienia, ale dojrzałem tam tylko zimną furię.
-Więc twój przyjaciel nic cię już nie obchodzi?- Wysyczał wściekle, przygwożdżając mnie do ściany.
-Nie obchodzi cię to, że on nie był wtedy sobą? Przecież nie wiedział, co robi, a ty przeklęty egoisto chcesz mu pozwolić siedzieć gdzieś samemu, z niemałym załamaniem nerwowym i powolnym zbliżaniem się do zrobienia sobie krzywdy z powodu wyrzutów sumienia!- Krzyknął przyciskając mnie mocniej do ściany.
-Łapa uspokój się! Nie wiedziałem, że w ten sposób to zrozumiesz, przecież oczywiste jest to, że wam pomogę! Nie znasz mnie, czy co?- Odpowiedziałem zły, o oskarżenia przyjaciela.
         Wtedy Syriusz mnie puścił, nie spodziewając się tego, zjechałem po ścianie, obijając sobie kość ogonową, komu nigdy się to nie przytrafiło niech uwierzy na słowo, że nie jest to zbyt przyjemne uczucie. Black wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać, ale obrażony odtrąciłem ją i wstałem o własnych siłach.
-Eee…- zaczął Łapa, porażając wszystkich swoją elokwencją.
- James przepraszam, ale myślałem, że po tym, co się przydarzyło Lilce nie będziesz chciał nam pomóc. Jeszcze raz przepraszam i proszę cię przypomnij mi o kupieniu sobie koszulki z napisem „UWAGA! WIDZICIE CZŁOWIEKA, KTÓRY NAJPIERW MÓWI, A POTEM MYŚLI, UCIEKAJCIE PÓKI JESZCZE MOŻECIE!”
-Nie ma sprawy stary, a o tym pomyśle, na ubiór to ci na pewno przypomnę, nie martw się.
-To, kiedy idziemy szukać Remusa?- Pisnął Peter, szczerze mówiąc przy kłótni z Syriuszem zapomniałem, że on tu nadal jest.
-Jak najszybciej się da Glizdek.- Odparłem.
         Potem razem ruszyliśmy do Wieży Gryffindoru, oczywiście nie po to, żeby pójść spać, tylko po pelerynę i mapę(chyba każdy wie, o jaką mapę mi chodzi).  Zostawiliśmy tam też Petera, który stwierdził, że źle się czuje i musi się położyć. Może to i prawda, bo gdyby nam zemdlał w trakcie akcji ratunkowej, to nie byłoby zbyt miło.
Sprawdziliśmy gdzie kręci się Filch, a potem ukryci pod peleryną poszliśmy do Zakazanego Lasu, w ciągu kilku godzin sprawdziliśmy wszystkie znane nam miejsca, a po Lunatyku nadal nie było śladu.
-Gdzie on się do jasnej Anielki podział? Przecież nie wyparował, gdzie on do wszystkich świętych ludków jest? Podobno to najrozsądniejszy z naszej czwórki, więc gdzie go wcięło? Jakby był mądry to był dał nam jakiś znak, wie przecież, że się o niego martwimy. - Takie dokładnie pytanie zadał mi Syriusz.
-Może i wie Łapa, ale nie jestem pewny. Znasz go. Obwinia się o wszystko i nie da znaku życia, aż sami go nie znajdziemy i nie wyciągniemy z bagna. Wiem jedno. Musimy go znaleźć. Nie ma go już w końcu, któryś dzień z rzędu, co nie? A odnośnie bycia najrozsądniejszym z nas wszystkich to zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać.
-Może i masz rację. – Odpowiedział Syri, po czym zamyślił się i powiedział.- Siódme piętro.
-Eee, łaskawie nie mów szyfrem.
-Mówię o Pokoju Życzeń.- Widząc moją zdziwioną minę, powiedział- Niektórzy nazywają go Komnatą Potrzeby.
Nadal nie rozumiałem, co chyba było widać. Bo Łapa spojrzał na mnie, jakby wyrosła mi, co najmniej druga głowa i zielone czółki.
- Naprawdę nie słyszałeś o Pokoju Życzeń, który zawsze ukazuje to, co Ci potrzebne? No nie gadaj- Powiedział zrezygnowany, gdy w odpowiedzi pokręciłem głową.
- Musimy uzupełnić braki w twojej głowie, poza tym myślę, że właśnie tam znajdziemy Luniego.
- Idziemy!- Zakomenderował.
         No i poszliśmy. Po drodze natykając się na panią Norris. Bogu niech będą dzięki za niewidkę. Gdy dotarliśmy na 7 piętro Syriusz zaczął chodzić przy ścianie mamrocząc:
-Pokaż mi miejsce, w którym ukrył się Remus Lupin.
Kiedy po raz trzeci przeszedł obok ściany, ukazały drzwi. Otworzyłem je, po czym razem z Łapą weszliśmy do środka. W środku panował półmrok, bo świeciły się jedynie 2 świece. Nie było w tym jednak nic dziwnego, bowiem Remus ze względu na swój mały futerkowy problem, miał bardzo wyostrzone zmysły. Lunatyka spostrzegliśmy dopiero po chwili, siedział on w głębokim i na pewno wygodnym fotelu, z głową przechyloną przez oparcie. Nie spał, nie ma w tym nic dziwnego, w końcu to jeden z Huncwotów, nieprawdaż?
-Luniu, mógłbyś nam wytłumaczyć, dlaczego od paru dni nie dajesz znaku życia?- Spytałem równocześnie z Syriuszem, jednocześnie podchodziliśmy powoli do fotela.
         Lupin wyglądał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, po chwili rzekł:
- A kogo niby miałby obchodzić fakt, zniknąłem?
-Nie gadaj bzdur. Nas wszystkich, mnie, Rogacza, Glizdka, Ann, Dorcas i Lilkę jak się tylko ocknie. Chyba nie myślałeś inteligencie za knuta, że się od tak od ciebie odwrócimy, prawda?- Do wypowiedzenia ostatniego słowa Łapa użył najgroźniejszego tonu, na jaki go było stać.
-Eee…- Odpowiedział Remus, rumieniąc się i potwierdzając określenie go „inteligentem za knuta”.- Bo ja myślałem, że nie będzie chcieli mnie więcej widzieć, po tym, co się stało.
-Lunio, to ty już lepiej nie myśl, bo szkodzi ci to na te twoje pozostałości po mózgu. – Powiedziałem.- Poza tym nie przejmuj się tak tym wszystkim, primo nie byłeś wtedy sobą, nie kontrolowałeś się, po drugie primo, to jest też po części moja, Syriusza i Petera wina, powinniśmy cię przecież lepiej pilnować i po trzecie primo, wracasz z nami, jesteś naszym przyjacielem i nie damy ci tu siedzieć samemu i się zamartwiać. Prawda Łapa?- Spytałem.
- Nie, wiesz, co pałętałem się po lesie dla zabawy. Jasne, że nie damy.
- Idziemy.-Powiedział pomagając Remusowi wstać i ciągnąc go do wyjścia.
         Poszedłem za nimi i ukryłem nas wszystkich pod peleryną niewidką. Po cichu poszliśmy do dormitorium, gdzie położyliśmy się do łóżek.
-Co z Lily?- Usłyszałem pytanie Lupina. Nie zamierzałem go okłamywać, więc odpowiedziałem.
-Nie jest dobrze, upadła w krzak, którego nazwy nie pamiętam, ale na pewno jest niebezpieczny. Jednakże uzdrowiciele już przygotowują dla niej odtrutkę, którą trzeba podać jak najszybciej, więc na 99,9% z tego wyjdzie.
-To dobrze.- Odpowiedział Remus. Potem wszyscy zasnęliśmy.
         Przez kilka następnych dni, życie toczyło się w miarę normalnym rytmem. Remus i Ann jakoś się dogadali. Lunatyk poszedł do niej dzień po tym, jak zabraliśmy go z Pokoju Życzeń i wszystko jej wyjaśnił. Przy okazji wyjawił jej, że wszyscy jesteśmy animagami, ale jeśli to ma uratować ich związek, to chyba warto nie? Tak jak już wspomniałem wszystko toczyło się w miarę normalnie, aż nie nadszedł dzień, w którym uzdrowiciele mieli podać Lily antidotum, na truciznę, która znajduje się w kolcach tego cholernego krzewu.
         Podczas podawania jej odtrutki nikt nie mógł przebywać w Skrzydle Szpitalnym, więc razem z resztą przyjaciół czekałem na wiadomości w Pokoju Wspólnym. Około 19 przyszła do nas McGonnagal i powiedziała, że możemy iść do Lilki. Wszyscy razem udaliśmy się do Skrzydła, gdzie zastaliśmy uzdrowicieli, nad śmiertelnie bladą Evans. Podeszliśmy do nich i usłyszeliśmy ich rozmowę.
-Gdyby doba miała więcej godzin, to może…- Zaczął pierwszy.
-To i tak nic więcej nie daliby byśmy rady zrobić, poza tym jeszcze jakieś tam szanse ma.- Skwitował to drugi, z kwaśną miną.
- Tak jak jeden do miliona. Rzeczywiście duże – Stwierdziła Pomfrey
- Poza tym nawet, jeśli uda nam się przyrządzić miksturę na czas, jej skutki mogą być nieodwracalne. Może zapomnieć o wszystkim, nie być sobą, zostać wariatką lub w pełni zamknąć się w sobie.
Ostatniej części rozmowy nie usłyszałem. Dobił mnie fakt, że moja Lily ma nikłe szanse na przeżycie. Co z tego, że wiemy jak jej pomóc, jeśli lek może nie zadziałać. Postanowiłem wyjść z ukrycia i dowiedzieć się czegoś więcej.
-Co z nią jest?- Spytałem drżącym z emocji głosem.
-Cóż nie będziemy kłamać chłopcze. Jest źle. Nawet bardzo źle. Szanse na przeżycie tej dziewczyny są minimalne. A teraz idźcie stąd. Musimy się nią zająć.- Odpowiedział uzdrowiciel.
-Tak idźcie się położyć. – Poparła i McGonnagal zmęczonym i zrozpaczonym głosem.
         Machinalnie zrobiłem to, co mi kazali. Czułem, jakby ktoś wyrywał mi wnętrzności, a serce powoli wyciągał z piersi, krojąc na małe kawałeczki. Syriusz widząc moją minę, objął mnie pocieszająco ramieniem. Pomimo, że czasem mam ochotę go udusić, to jest wspaniałym przyjacielem. Weszliśmy do wieży Gryffindoru i przy schodach do dormitoriów rozdzieliliśmy się z dziewczynami. Ospale weszliśmy do pokoju, gdzie każdy z nas usiadł na swoim łóżku. Ukryłem twarz w dłoniach, pozwalając łzom płynąć po moich policzkach. Zacząłem też mamrotać pod nosem:
-Nie umieraj, proszę. Ja cię potrzebuje. Nie dam rady żyć bez ciebie. Możesz być nawet z tym idiotą, a nie ze mną, tylko żyj. Proszę…- Mniej więcej to cały czas powtarzałem. Łzy już nie płynęły po mojej twarzy, ale wciąż byłem załamany.
         Po chwili poczułem jak na moim łóżku siadają dwie osoby. Podniosłem głowę i zobaczyłem Remusa i Syriusza z ponurymi minami. Zaczął Syriusz.
- James. Ja wiem, co mówili ci z Munga, ale jestem pewien, że Lily z tego wyjdzie. Mówi mi to moje wewnętrzne oko. –Powiedział nawiązując do nauczyciela wróżbiarstwa, który cały czas twierdzi, że Łapa ma wręcz niesamowity talent do tego przedmiotu. Uśmiechnąłem się blado na to wspomnienie.
-Ty nawet nie wiesz James, jak bardzo mi przykro, że do tego doprowadziłem, jednak zgadzam się z Łapą, Lilka z tego wyjdzie. – Tym razem mówił Remus.
         Obaj pocieszali mnie jeszcze przez godzinę, aż wszyscy położyliśmy się spać. Spokoju nie dawała mi tylko jedna rzecz, mianowicie w czasie, kiedy Lupin i Black mnie pocieszali, Peter sobie spokojnie spał. Postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy, jednak zanim zasnąłem, przypomniały mi się słowa, które kiedyś powiedział ktoś mądry.
Nie ten, kto z Tobą tańczy
Nie ten, kto z Tobą się śmieje
Lecz ten, kto z Tobą płacze,
Jest szczerym przyjacielem.

7 komentarzy:

  1. Oh napiszę po roaz drugi biedna Lilka i biedny James :(

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku smutne :(
    ps. fajne roździały piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to było wzruszające. Myśli Jamesa : ,,-Nie umieraj, proszę. Ja cię potrzebuje. Nie dam rady żyć bez ciebie. Możesz być nawet z tym idiotą, a nie ze mną, tylko żyj. Proszę…- " Naprawdę piękne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże , dopiero odkryłam ten blog i z przykrością stwierdzam że jest cudowny :D lecę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. A niech ta głupia Lili umiera. Jest głupia, brzydka, wymądrzała i taka z niej chlopczyca, nie umie się bawić, jest zbyt poważna i żaden chłopak za nią nie lata oprócz Jamesa. Jimi mógł znaleźć sobie lepszą dziewczynę. Wszyscy tak histeryzuja bo Lili ma małe szanse, ja bym miałają gdzieś. Po co się tym wgl przejmują. Jak jest coś z innymi bohaterami to zaraz wracają do zdrowia, a Lili trafiła to od razu w stan ktkrytyczny. Takie rzeczy mnie irytują. Ludzie traktują inaczej 2 główne postacie od tych troszkę dalszych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, skoro uważasz, że James mógł sobie znaleźć inną dziewczynę, to co wgl robisz ma blogu o tematyce Jily? Widać, że nie czytałaś/eś? książek HP i nie wiesz jaką mają piękną historię. Po drugie, z głównymi bohaterami zawsze musi się coś dziać, bo opowiadania nie miały by sensu. Weźmy na przykład takiego Harry'ego.
    Nie pozdrawiam, Ann

    OdpowiedzUsuń