niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 49 „- Witaj w domu, córeczko”

Jak widać napisałam;) Bardzo się cieszę, że z taką niecierpliowścią wyczekujecie na nowy rozdział, ale ja naprawde potrzebuje czasu, zeby go napisać. Mimo wszystko pogagnianie zazwyczaj działa pozytywnie, ponieważ potrzebuję bodźca, tylko błagam, nie przesadzajcie. Nie wiem, kiedy nowy rozdział, ponieważ mam strasznę urwanie głowy. Jak się czegoś dowiem, to napiszęw informacjach. Jednak najpóźniej koniec listopada, początek grudnia, to taka orientacyjna data.

Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania. 

Asia 



            Wiecie, że nawet nie sądziłam, że ten rok szkolny minie mi tak szybko? Nie, żebym kiedykolwiek nudziła się w Hogwarcie, ale tym razem naprawdę wyjątkowo dużo się działo. Po prostu wróciłam do szkoły we wrześniu i nim się obejrzałam był czerwiec i wakacje. No dobra, może nie do końca, bo do domów wracamy dopiero jutro, a dzisiaj czeka nas jeszcze uczta pożegnalna, ale wiadomo, o co mi chodzi. W gruncie rzeczy to chyba wypadałoby pójść na wspomnianą uroczystość. Jednak to wypadałoby pospiesznego wyjścia spod prysznica na zimną posadzkę. Oczywiście łomot dobiegający od strony drzwi, połączony z wrzaskiem „Lilka! Streszczaj się!” uświadomił mi, że wypadałoby się, mimo wszystko, pospieszyć. W końcu weszłam do łazienki, jako druga, więc jeszcze Dor musi zdążyć się przygotować.
            Nie zwlekając dłużej wyszłam spod prysznica, wysuszyłam włosy szybkim zaklęciem, ubrałam się i wyszłam na zewnątrz, zabierając po drodze szczotkę do włosów. Minęłam się w drzwiach z Dorcas, która syknęła „No nareszcie”, po czym usiadłam na łóżku i zaczęłam, jako tako ogarniać swoją fryzurę.
            Kiedy ze sapnęłam ze złości i odrzuciłam ze złością szczotkę z myślą, że lepiej i tak nie będzie, Ann spojrzała na mnie z diabelskim uśmiechem i przejechała rękę po swoich, jak zwykle, doskonale ułożonych włosach, po czym spytała:
- Jakiś problem, kochana? – Kiedy posłałam jej zabójcze spojrzenie, dziewczyna tylko uśmiechnęła się jak wcielenie niewinności. Niestety, choć może i stety zadowolony wyraz zniknął z jej twarz, kiedy oberwała poduszką, która trochę, delikatnie rzecz ujmując, zdemolowała jej fryzurę.
            Chociaż prawdę mówiąc już po chwili pożałowałam decyzji o zaatakowaniu Ann. Moja przyjaciółka prawdopodobnie uznała, że zemsta za zniszczenie jej uczesania nie może czekać ani chwili dłużej, ponieważ już kilka sekund później dziewczyna usiadł mi na brzuchu i zaczęła mnie łaskotać. Nie wiem, skąd ona wiedziała, gdzie mam największe łaskotki, wiem tylko, że w momencie, w którym zaczęła się na mnie wyżywać w ten dosyć specyficzny sposób, wybuchłam bardzo głośnym i niepowstrzymanym śmiechem, a Ann praktycznie od razu do mnie dołączyła. Cóż jest to pewnie powód, dla którego Dorcas tuż po wyjściu z łazienki spojrzała na nas dziwnie, aby już po chwili śmiać się razem z nami. Trzeba przyznać, że to co ujrzała, musiało wyglądać komicznie.
- Koniec tego dobrego, moje drogie – oznajmiła Dorcas po kilku minutach, łapiąc się za brzuch. – Musimy nie długo iść na ucztę, a z tego, co widzę obie potrzebujecie trochę czasu, aby się ogarnąć – dodała, patrząc ironicznie na nasze rozczochrane włosy i zarumienione twarze.
            Chcąc, nie chcąc przyznałyśmy jej rację i ponowiłyśmy przygotowania do wyjścia. Nie zajęło nam to zbyt wiele czasu, więc już po chwili byłyśmy gotowe. Udałyśmy się, więc do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, aby tam poczekać na Huncwotów. Na szczęście nie musiałyśmy długo czekać, bowiem już po chwili usłyszałyśmy…
- Cześć, dziewczyny! – Głos dobiegał dokładnie zza naszych pleców i sprawił, że aż podskoczyłyśmy.
- Black! – warknęła Dorcas ze złością, uderzając go lekko w ramię. Chłopak tylko spojrzał na nią oczami zbitego psa, co spowodowało wybuch śmiechu u wszystkich, którzy znajdowali się w pobliżu. Nie da się ukryć, że mina Syriusza była wprost komiczna, dodatkowo ten tani i doskonale znany trik zdawał się działać na moją przyjaciółkę, bowiem już po chwili siedziała Łapie na kolanach, który przytulał ją do siebie z miną „i - kto – tu – jest – najlepszy”.
            Widząc to Remus tylko spojrzał na niego z politowaniem i stwierdził:
- Wiesz, Łapa, nie chciałbym wam przeszkadzać – W tym momencie chłopak spojrzał wymownie na coraz mocniej obejmującą się parę. – Ale musimy iść na kolację.
            Jego słowa wydawały się nie mieć żadnego wpływu na Blacka, który w momencie, w którym Lunatyk skończył mówić zaczął całować Dorcas.
- Syriusz! Jeśli zaraz się nie ruszymy nici z naszego planu! – krzyknął James – Poza tym Glizdek zaraz z głodu padnie, jeśli się nie ruszymy – dodał ze śmiechem.
            Słysząc to Huncwot wreszcie zareagował. Z głębokim westchnieniem odsunął się od Dorcas, wstał i pomógł wstać dziewczynie, po czym odparł:
- Skoro już musieliście nam przerwać, to może chodźmy wreszcie na tę ucztę.
            Widząc, jak bardzo chłopak jest zirytowany, Dorcas pociągnęła go za krawat, po czym wyszeptała brunetowi coś do ucha. Z każdym jej słowem uśmiech Syriusza stawał się większy, a kiedy dziewczyna go wreszcie puściła, wyprostował się i stwierdził radośnie:
- Na co czekamy? Ruchy, moi drodzy, ruchy.
            Jego słowom towarzyszył radosny śmiech mojej przyjaciółki. Prawdopodobnie powodowany tym, ze jej chłopak był strasznie przewidywalny. Cóż, w każdym razie w niektórych sprawach, w innych bowiem, jak doskonale wiadomo Syriusz Black vel. Łapa był naprawdę nieobliczalny. Kiedy szliśmy do Wielkiej Sali nagle coś do mnie dotarło, zrównałam się więc z Jamesem, postanawiając się go o to zapytać.
- James… - zaczęłam przymilnie, uśmiechając się słodko.
- Nie, Lily, nie powiem ci, na czym polega nasz plan.
            Skąd on, na gacie Merlina, wiedział o co zamierzam się go spytać?
- Ale, James… No wiesz co? Nie bądź taki… - Przy ostatnich słowach zatrzepotałam rzęsami i posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech. A co? Trzeba spróbować wszystkiego, zanim ciekawość mnie zeżre od środka.
- Lily… Tak masz bardzo ładny uśmiech, ale przykro mi, nawet to nie zadziała. Poza tym, nie słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? *- odparł chłopak z zadziornym uśmiechem.
- Wiem, ale pomyśl, jak byłoby nudno, gdyby ludzie nie byli ciekawi. Nic by nie odkryli, nic nowego by nie powstało.
- Lil, intelektualną dysputą też mnie nie skłonisz do powiedzenia ci, co planujemy. Musisz uzbroić się w cierpliwość – odpowiedział James. W tym samym czasie uśmiechnął się do mnie szeroko, a w jego oczach pojawiły się ogniki. Doskonale wiedział, że nie mogę wytrzymać z ciekawości, że muszę wiedzieć już teraz, o co chodzi.
- James – zaczęłam – Czy chcesz być odpowiedzialny za mój przedwczesny zgon? Dla twojej wiadomości ciekawość zeżera mnie od środka.
- Zeżera? – spytał chłopak zdziwiony.
- Neologizm, kochany. Mój umysł powodowany brakiem wiedzy o tym, co planujecie zaczyna działać na wyższych obrotach, aby to rozgryźć, więc tym samym wyprodukował nowe słowo. Zupełnie jak niektórzy artyści w szale twórczym, wiesz, o co mi chodzi – odpowiedziałam.
- Jesteś niesamowita – odparł chłopak kręcąc głową ze śmiechem – Poza tym chyba nie do końca pojmuje twój tok rozumowania, ale niech ci będzie, że masz rację.
- Oczywiście, że mam rację. Śmiesz w ogóle w to wątpić? – Z uśmiechem pogroziłam mu palcem.
- Nie no skądże, nie mógłbym – rzekł chłopak z powagą. Kłam jego słowom nadał jednak fakt, że tuż po ich wypowiedzeniu wybuchł radosnym śmiechem.
            Kiedy oboje się uspokoiliśmy postanowiłam spytać Huncwota jeszcze tylko o jedno rzecz.
- James, czy to, co planujecie… - zaczęłam.
- Nie, Lily, to nie jest niebezpieczne. Nie skrzywdzi też nikogo. Osobiście sądzę, że powinno ci się spodobać – przerwał mi Rogacz.
- Powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz. Skąd wiedziałeś, o co mi chodzi?
- To proste. Znam cię od przeszło pięciu lat, wiem, o co możesz się spytać. Poza tym naprawdę łatwo dało się to wyczytać z twojego wyrazu twarzy. Czasami serio jesteś jak otwarta księga – odparł chłopak szczerze.
- Czasami?
- No tak. Zawsze jestem w stanie określić, jakie emocje tobą targają, ale nie zawsze jestem w stanie stwierdzić, co je spowodowało. Chyba mi nie powiesz, że ty nigdy nie wiesz, o co ktoś cię zapyta, nim usłyszysz pytanie? – spytał podnosząc jedną brew i uśmiechając się szelmowsko.
            Prawdę mówiąc tak z perspektywy patrząc do zdarzało mi się to. Najczęściej Ann, czy Dorcas, ostatnio coraz częściej z Rogaczem, Remusem i Syriuszem, rzadko kiedy z Peterem. Swego czasu oczywiście bez słów rozumiałam się też z pewnym czarnowłosym Ślizgonem, ale to nie czas i miejsce na takie wspomnienia, w końcu Potter chyba czeka na odpowiedź.
-  No, jakby nie patrzeć, czasami mi to wychodzi.
- Nawet ze mną? – spytał chłopak, a w jego oczach płonęła ciekawość.
- Ktoś tu mówił coś o tym, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła… Ale tak, nawet z tobą, mój drogi panie tajemniczy.
            Do Wielkiej Sali wkroczyliśmy w naprawdę świetnych humorach, a nasze zadowolenie pogłębiły jeszcze wiszące przy suficie i sięgające niemalże do podłogi czerwono-złote proporce z godłem Gryffindoru. Wygraliśmy Puchar Domów! Sama nie mam pojęcia jak, skoro Huncwoci nie próżnowali, ale przecież jak zwykle oni nie tylko tracili punkty, ale też je zdobywali, w sumie wychodziliśmy więc zawsze na plus.
            Usiedliśmy przy stole wraz z innymi Gryfonami. Niemalże na każdej twarzy widniał uśmiech, moi współdomownicy cieszyli się, że wygraliśmy i że wracają do domu, do rodziny. Zanim dyrektor rozpoczął swoją coroczną przemowę zdążyłam jeszcze wymienić ze znajomymi parę zdań, dotyczących ich planów na najbliższe dwa miesiące. Dowiedziałam się, że Lunatyk jedzie z rodziną nad morze, Ann na kontynent, do Hiszpanii, Dorcas do cioci, Peter zostaje w domu, a James i Syriusz postanowili improwizować, co w sumie jest dla nich dosyć typowe. Niedane nam było jednak rozmawiać zbyt długo, bowiem profesor Dumbledore wkroczył na mównicę.
- Minął jeszcze jeden rok! – zaczął starszy czarodziej. – Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych potrawach. Chyba wszyscy przyznacie, ze był to rok pełen niespodzianek. Na szczęście wasze głowy są teraz odrobinę mniej puste niż na początku i macie całe lato na ich opróżnienie przed powrotem do szkoły. Oczywiście wszyscy pamiętamy, że w tym roku ze względu na wszystkim znane okoliczności nikt nie wygrał Puchar Quidditcha. – Prawda. Trochę ciężko byłoby o tym myśleć i organizować zawody, gdy sąsiadująca z Hogwartem wioska została zniszczona przez Śmierciożerców. – Jednak nie było większych problemów z Pucharem Domów. Może zacznę od punktacji. Hufflepuff czterysta piętnaście punktów, Ravenclaw czterysta trzydzieści, Slytherin czterysta trzydzieści osiem i w końcu – Tu spojrzał w naszą stronę. – Gryffindor czterysta pięćdziesiąt punktów.
W tym momencie ze strony uczniów Gryffindoru dobiegł potężny ryk zadowolenia, zresztą od strony Krukonów i Puchonów też dobiegły oklaski, jedynie Ślizgoni pozostali całkowicie niewzruszeni.
- Tak, tak doskonała robota, Gryfoni. Nie będę was już dłużej powstrzymywał od jedzenie i rozmów, więc powiem tylko do zobaczenia. Dla niektórych już we wrześniu, dla innych w bliżej nieokreślonym czasie, ale do zobaczenia, moi drodzy.
            Po krótkich oklaskach dyrektor wrócił na swoje miejsce, a uczniowie kontynuowali przerwane rozmowy. Ja z kolei spojrzałam na Huncwotów wyczekująco. James tylko mrugnął do mnie i bezgłośnie powiedział „Cierpliwości”, jak Boga kocham on jest czasami piekielnie irytujący. Na ich i moje szczęście nie musiałam czekać zbyt długo.
            Bowiem chwilę później za nad głowami uczniów zaczęły się pojawiać postacie wyglądające trochę jak te z bajek animowanych. Krok po kroku zaczęły one przedstawiać najważniejsze wydarzenia tego roku: mecze Quidditcha, przyjazd Francuzek, bal, Dave’a wbiegającego do płonącego budynku, odbudowę Hogsmeade, czy parę kawałów Huncwotów. Na sam koniec pojawiły się czterech chłopaków, w których dało się rozpoznać Jamesa, Syriusza, Petera i Remusa. Animowani Gryfoni objęli się ramionami i ukłonili, a nad ich głowami rozwinął się gigantyczny transparent z godłem Hogwartu, otoczonym herbami wszystkich czterech domów oraz napisem „Życzymy wesołych wakacji! Huncwoci”. Po chwili wszystko zaczęło opadać na ziemię, jednak nim choćby zbliżyło się do dołu wybuchło niczym wielobarwne fajerwerki.
            Kiedy przedstawienie się skończyło rozległy się głośne owacje, ku mojemu zdziwieniu pochodzące ze wszystkich stron, w tym od Ślizgonów. Ale cóż prawdę mówiąc, pomysł chłopaków na uwiecznienie zakończenia roku nie mógł się nie podobać. Nie zaskoczyło mnie, więc ani trochę, gdy dyrektor podniósł się z miejsca i podziękował chłopakom za świetny sposób na upamiętnienie upływającego roku szkolnego.
            Do wieży Gryffindoru wróciliśmy bardzo zadowoleni, ale też dosyć zmęczeni, więc wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy zasypiający na stojąco Huncwoci poprosili, abyśmy wpadły do nich na chwilę, bo mają nam coś ważnego do powiedzenia. Gdyby nie ta przeklęta chęć dowiedzenia się o co im chodzi, to pewnie poszłybyśmy spać, a tak kilka minut później siedziałyśmy wygodnie na łóżkach chłopaków, patrząc na nich wyczekująco. Zaczął James:
- Wiecie, uznaliśmy, że skoro znacie już tajemnice Remusa i pochodzenie jego przezwiska, to chyba wypadałoby wyjaśnić wam też pochodzenie pozostałych ksywek.
            W tym momencie wszystkie spojrzałyśmy po sobie podekscytowane. W końcu, jako pierwsze miałyśmy dowiedzieć się, o co właściwie chodzi. Jednak, kiedy żaden z Huncwotów nie kontynuował wypowiedzi Pottera, postanowiłam ich ponaglić.
- No, i co dalej?
- Wiesz, Lily, jest taki tyci problem – stwierdził James. – Nie wiem, od czego mam zacząć.
- Najlepiej od początku – odpowiedziała mu Dorcas.
- Pewnie masz rację. No to tak. Nie wiem, czy już o tym wam mówiliśmy, ale o przypadłości Remusa dowiedzieliśmy się pod koniec drugiego roku. Żadnemu z nas to nie przeszkadzało, pomimo faktu, że Lunio był święcie przekonany, że tak będzie. W każdym bądź razie uznaliśmy, że nie można zostawić przyjaciela samego w tak ciężkich dla niego chwilach – rozpoczął opowieść Potter.
- Zdecydowaliśmy się, więc znaleźć sposób na towarzyszenie mu w comiesięcznych wyprawach. Z oczywistych powodów nie mogliśmy tego robić, jako ludzie. Tak, Dor, ja wiem, że to jest niebezpieczne – kontynuował Syriusz. – Trochę na zajęło wymyślenie sposobu na dotrzymywanie Remusowi towarzystwa, ale po kilku tygodniach wreszcie wpadliśmy na świetny pomysł. Otóż, w naszej pierwotnej, ludzkiej postaci nie moglibyśmy się do Lupina zbliżyć w trakcie pełni, ale w postaci zwierzęcej, czemu nie?
            Wtedy wszystko zaczęło się w mojej głowie układać. Między innymi to, dlaczego w czasie naszego szlabanu przed wilkołakiem uchroniły nas trzy, zdecydowanie nieprzebywające naturalnie w swoim towarzystwie zwierzęta. Gdy spojrzałam na twarze moich przyjaciółek, byłam pewna, że pomyślały dokładnie o tym samym.
- Jak widzę, domyśliłyście się, że postanowiliśmy stać się animagami? – spytał James. Kiedy pokiwałyśmy głowami kontynuował – Oczywiście nie było to takie łatwe, jak nam się na początku wydawało. W sumie dopiero w te wakacje udało nam się opanować tę umiejętność do końca. Jak pewnie już wiecie, ja zamieniam się w jelenia, stąd Rogacz, a nie jak złośliwi twierdzą, bo któraś z moich dziewczyn mnie zdradzała. – Tu spojrzała ze złością na Blacka. – Syriusz w psa, a Peter w szczura. Oto cała historia.
- Zdajecie sobie sprawę, że to jest nielegalne, ba karane Azkabanem? – spytała Ann.
- Oczywiście, ale przecież nikt się nie dowie, a kiedyś tam się zarejestrujemy – odpowiedział Peter.
- No, bo chyba nie zamierzacie nas wydać? – spytał Syriusz z drapieżnym uśmiechem. – Bo jeśli tak, to bardzo mi przykro, ale musimy wymazać waszą pamięć – zażartował.
- Jak ty w ogóle możesz o to pytać, przecież wiesz, że pierwszą rzeczą, którą zrobimy po wyjściu z waszego dormitorium będzie wysłanie sowy do ministerstwa – odpowiedziała mu ze śmiechem Dorcas.
            W sumie sama nie wiem, dlaczego, ale obudziłam się nadal w pokoju chłopaków. A no tak, przecież postanowiliśmy jeszcze zagrać w butelkę i skończyło się to na tym, ze wszyscy zasnęliśmy. W sumie spała na łóżku Jamesa. On zresztą też. W gruncie rzeczy to spałam przytulona do niego. Ale to wszystko stało się przez sen, nie można mnie obwiniać. Poza tym Ann też wtula się w Remusa, a Dorcas w Syriusza. Mimo wszystko zdecydowałam, że odsunę się od chłopaka nim ten się obudzi, w końcu nie jesteśmy parą i to, że praktycznie zrobiłam sobie z niego materac jest trochę zawstydzające. Jednak, kiedy spróbowałam się ruszyć, James tylko przytulił mnie mocniej, wymamrotał „Nie wierć się, jeszcze wcześnie” i ponownie zasnął. Faktycznie było dopiero po szóstej, więc chcąc nie chcąc oparłam głowę o pierś chłopaka i wróciłam do krainy Morfeusza.
            Ponownie ze snu wyrwał mnie dopiero dźwięk budzika. Był na tyle głośny, że zerwałam się na równe nogi i spadłam z łóżka. Wywołało to wybuch śmiechu moich przyjaciół, których ten potworny hałas także obudził. Szybko spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że mamy raptem czterdzieści pięć minut do odjazdu pociągu. Oznajmiłam więc zdenerwowana:
- Dziewczyny, musimy się ruszyć, nie mamy wiele czasu.
            Przyjaciółki spojrzały na mnie nie bardzo rozumiejąc, więc wskazałam na zegar i udałam się do drzwi. Zresztą po chwili zarówno Ann jak i Dorcas podążyły za mną. Do własnego dormitorium wpadłyśmy biegiem i zaczęłyśmy się pakować prostymi zaklęciami. Planowałyśmy zrobić to wczoraj wieczorem, ale z wiadomych przyczyn nie zdążyłyśmy. Tuż potem każda z nas udała się szybko do łazienki, żeby w miarę się ogarnąć. Kiedy skończyłyśmy, zauważyłyśmy, że do końca śniadania zostało raptem kilka minut. Zrezygnowałyśmy, więc z pójścia na posiłek i postanowiłyśmy kupić coś w pociągu, ewentualnie podkraść chłopakom, którzy zjeść pewnie nie zdążą, więc zabiorą jedzenie ze sobą.
- Wygodnie się spało, Lil? – spytała Dorcas z diabelnym uśmiechem, uświadamiając mi, że doskonale zdają sobie sprawę, w czyim łóżku spałam, a dokładniej, na kim spałam.
- Potter jest wygodniejszy niż poduszka? – zawtórowała jej Ann.
- Mam niejasne przeczucie, że we własnym łóżku byłoby mi wygodniej – odparłam wściekle się czerwieniąc.
            Dziewczyny tylko spojrzały na siebie wymownie, po czym wybuchnęły śmiechem. Przysięgam, że gdyby nie fakt, że nie mamy na to czasu, to  obie oberwałyby poduszkami.
- Może zamiast roztrząsać ostatni wieczór, ruszymy się wreszcie? Do odjazdu pociągu nie zostało wiele czasu – oznajmiłam ze złością, podnosząc się z łóżka.
            Chwilę później szłyśmy już w stronę wyjścia z PW. Na szczęście kufry będziemy mogli odebrać na stacji, bo tachanie ich ze sobą, no dobra lewitowanie i przed sobą, ale zawsze, byłoby trochę irytujące. W każdym bądź razie dotarcie na błonia, gdzie czekały już na nas powozy, nie zajęło nam zbyt długo. Po drodze zresztą dołączyli do nas Huncwoci, wychodzący z korytarza, w którym znajdowało się wejście do kuchni. Każdy z nich niósł na ramieniu niewielką torbę, jak podejrzewam wypakowaną po brzegi jedzeniem. Moje podejrzenia zresztą potwierdził Peter, wyciągając ze swojego bagażu ciastko z kremem.
            W pociągu oczywiście usiedliśmy wszyscy razem. Chłopcy pomogli nam wrzucić kufry na górę, pamiętając o tym, że rok szkolny już się skończył i nie możemy używać magii poza szkołą. Podróż mijała nam raczej spokojnie i bez większych niespodzianek. Rozmawialiśmy o naszych planach na wakacje i zaplanowaliśmy spotkanie w przyszły weekend. Było to możliwe, bowiem jak się okazało każde z nas wyjeżdża najwcześniej za dwa tygodnie.
Sądziłam, że w trakcie tej podróży nic mnie nie zaskoczy, gdy nagle drzwi od naszego przedziału się otworzyły i zajrzał przez nie, nikt inny jak, Dave. Chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie i spytał:
- Możemy porozmawiać?
            Nie widziałam żadnych przeciwskazań, więc kiwnęłam głową i ruszyła w kierunku drzwi. Wychodząc czułam na sobie zaciekawione spojrzenia swoich przyjaciół. Stanęłam naprzeciwko Dave’a na korytarzu i zapytałam:
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Chciałem się pożegnać. – Gdy spojrzałam na niego nie rozumiejąc, wytłumaczył: - Prawdopodobnie nie spotkamy się w najbliższym czasie, a nie chciałbym tak odejść, bez pożegnania. Poza tym chciałem cię przeprosić.
- Chyba nie wiem, za co – powiedziałam łagodnie, patrząc na zakłopotanego chłopaka z delikatnym uśmiechem.
- Mieliśmy być przyjaciółmi, ale nie potrafiłem tak po prostu nad tym wszystkim przeskoczyć. Za to cię przepraszam, Lily. Po prostu nie umiałem tego zrobić.
- Dave… - zaczęłam cicho, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. – Nie musisz się obwiniać, ja przecież też nie starałam się utrzymać z tobą kontaktu. Tak po prostu wyszło.
- Może i masz rację, ale chciałem, żebyśmy rozstali się w przyjaźni – odparł chłopak.
- Wiem, ja też, ale przecież w końcu tak właśnie się stało.
            Chłopak pokiwał głową, po czym powiedział cicho:
- No, to do szybkiego zobaczenia, Lily.
- Do zobaczenia, Dave – odpowiedziałam, przytulając go lekko.
            W odpowiedzi chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się i poszedł przed siebie, prawdopodobnie do swojego przedziału. Prawdę mówiąc nie mam do niego żalu o to, że tak wyszło, bo chyba właśnie tak miało być. To, co między nami się skończyło, a my musimy przejść z tym do porządku dziennego i żyć dalej, bogatsi o nowe doświadczenia. Z lekkim uśmiechem wróciłam do przedziału. Wchodząc usłyszałam cichą rozmowę Syriusza i Jamesa.
- A co jeśli plan A nie wypali? – spytał ten pierwszy.
- To alfabet ma jeszcze dwadzieścia pięć liter** - odparł Łapa.
- Co knujecie chłopaki? – zapytałam siadając na swoim miejscu.
- Jak wyciągnąć Syriusza z domu, nie wzbudzając podejrzeń jego kochanej rodzinki – odpowiedzieli chórem.
            Resztę podróży Huncwoci spędzili planując, a my z dziewczynami słuchając ich coraz bardziej ekstrawaganckich pomysłów i co jakiś czas dementując te najbardziej bezsensowne.
            Kiedy wysiadłam z pociągu i pożegnałam się z przyjaciółmi od razu udałam się w stronę rodziców. Prawdę mówiąc trochę się za nimi stęskniłam przez te parę miesięcy. Kiedy do nich podeszłam mama od razu mnie przytuliła, a tata mocno ścisnął moje ramię, przejmując ode mnie wózek z kufrem. Oboje uśmiechnęli się do mnie i powiedzieli z radością:
- Witaj w domu, córeczko.
             
* Tak, wiem, że w Anglii mówi się, że ciekawość zabiła kota (Curiosity killed the cat), ale nasze polskie przysłowie bardziej mi tu pasuje.
** Oczywiście mowa o angielskim alfabecie

18 komentarzy:

  1. Tak wiem, że ciekawość zabiła kota ^^ ale mnie bardzo następny rozdział ciekawi. Zawsze podobały mi się rozdziały wakacyjne na każdym blogu.
    Rozdział jest okey, dobrze się go czytało, miły, przyjemny.
    Niecierpliwie będę czekać na następny rozdział.
    Zapraszam na losy-isabelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, ze w końcu pojawił się nowy rozdział, bo naprawdę wyczekiwałam go z niecierpliwością ;). Ciekawie opisany, przyjemnie się go czytało - i oczywiście nie zabrakło odrobiny humoru ;p. Fajnie, ze Lily i James wciąż utrzymują przyjacielskie kontakty, bo niezbyt lubię, kiedy się kłócą ;p.

    Pozdrawiam i czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi się podoba jak opisujesz rozmowy Lily z Jamesem ;D
    Zawsze są takie naturalne.
    Dobrze, że dziewczyny już wiedzą całą prawdę ;)
    No i fajna z Jamesa poduszka hahah ;D
    Bardzo zaskoczyło mnie to, że Dave przyszedł i pożegnał się z Lily, ale to dobrze z jego strony.
    Już wyczekuje następnych rozdziałów ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. No zaskoczyłaś mnie xD
    Przepraszam,że Cię tak poganiam, postaram się trochę kontrolować. To jeden z objawów uzależnienia od tego bloga ;)
    Notka super, co ważne długa ^^ i mi się bardzo podobało. Moja rada(jak najbardziej serio) napisz książkę! I na próbę wyślij do pierwszego lepszego wydawnictwa ;)Ja serio mówię :)
    Przechodząc do rzeczy, zdziwiła mnie scena z Dave'em. Myślałam,że już nie będzie pojawiał się w opowiadaniu, ale miło było znowu o nim poczytać. Z Jamesa wygodna poduszka, gdzie mogę taką kupić? Dobrze że Lily się z nim nie kłóci, wolę, jak są w zgodzie.
    :DD A dziewczyny mają dar spóźniania się na śniadanie, jakby mnie mama nie budziła, miałabym tak samo ;) Fajne, naprawdę.
    Czekam na newsa, postaram się Ciebie tak nie popędzać, ale gdzieś tak przed mikołajkami będzie? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tak. Na 6 grudnia mam zadania z czego innego, więc muszę napisać wcześniej, siłą rzeczy;)

      Usuń
    2. Odnośnie książki... Może kiedyś, ale raczej zostanę przy blogach

      Usuń
    3. No przecież Cię nie zmuszam ;)

      Usuń
  5. Super rozdział, super blog, super notki oraz z niecierpliwością czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No i koniec szkoły, zaczynają się wakacje:) Plan Huncwotów był niesamowity. Pokazali wszystko, co zdarzyło się w Hogwarcie przez ten rok:) Zasłużyli na medal;)
    W końcu poznali tajemnice Huncwotów:) teraz już żadnych tajemnic nie ma. Widać w tej siódemce, że żywą do siebie wielką przyjaźń^^
    "Ann na kontynent, do Hiszpanii" - To zdanie mi mówi, jakby Hiszpania była kontynentem, a przecież nie jest ;)

    Pozdrawiam:**

    P.S. Nie musisz mnie już powiadamiać o nowych rozdziałach. Obserwuję bloga, więc nie przegapię żadnej notki;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu mówię, że jeszcze nie przeczytałam - muszę nadrobić zaległości. Długo mnie w tych zakamarkach blogsfery nie było...
    W sumie, to chciałam tylko powiedzieć, że wracam do lektury, no i z nowym czymś. A o powiadomienia proszę na numer gg :) 18696006
    Jakbyście chciały zajrzeć, to proszę. Chociaż ostrzegam, na razie praktycznie nic tam nie ma.
    http://omotani.blogspot.com/

    Niewidzialna, znaczy się Lily, z Lilys Adventures

    OdpowiedzUsuń
  8. Ah, stęskniłam się za Twoją twórczością. Podoba mi się to, że w końcu nie mają przed sobą poważnych tajemnic. Dziewczyny wiedzą o animagii, wszyscy spotkają się w wakacje. Tylko nadal czekam na rozbudowanie Remusa (zobaczysz, będę marudzić) oraz na L&J. Jakoś tak czekam na to wszystko.
    Pozdrawiam,
    Angel.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże jak ja dawno tu nie byłam zabierm sie za czytanie

    OdpowiedzUsuń
  10. No jak tak długo nie pisałaś to uroczyście przysięgam,że jak znajdę jeden, jedyny błąd lub przerwiesz w najlepszym momencie, lub notka będzie krótka to cię SPALĘ NA STOSIE ŻYWCEM! Obiecuję, dowiem się, gdzie mieszkasz, pojadę tam i cie zamorduję gołymi rękami!
    A tak na serio...czekam na notkę i nie bierz tego za poganianie. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham to opowiadanie♥ Pisz dalej masz talent! Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  12. no ja bym na przykład nie potrafiła pisać o wakacjach kiedy za oknem jest -20°C i za to Cię podziwiam.Jestem strasznie ciekawa, co będzie na wakacjach, bo Twoje opowiadanie jest inne od wszystkich, które czytałam i zawsze mnie czymś zaskoczysz. Ja chyba na feriach lub nawet dopiero na wakacjach wypuszczę swój nowy blog - opowiadanie o zwariowanej dziewczynie podobnej do mnie chodzącej do 1 gimnazjum, mającej jedną, jedyną najlepszą przyjaciółkę i uwielbiającej czytać książki fantasy. Wpadniesz?

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział. A najbardziej mi się podobało kiedy Ann zapytała Lily czy Potter jest wygodniejszy od poduszki :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział fajny, ale nie jakoś super ciekawy. Mimo to był świetny.

    OdpowiedzUsuń
  15. Super piszesz a te rozdziały też są fajne, albo nawet super faje :-)

    OdpowiedzUsuń