piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 20 "Mam dla was dwie nowiny dobrą i złą"


Oczywiście domyślili się, że to my zrobiliśmy ten kawał, bo jakżeby inaczej. McGonnagal była cenzuralnie ujmując wściekła. Dowaliła nam szlaban na cały tydzień, który był w gruncie rzeczy nudny. Tylko lekcje, szlaban i spać. Nie mieliśmy nawet czasu na wywinięcie żadnego kawału, to strasznie demotywujące, a towarzystwo Filcha każdego wieczora o 18(pomijając dziś, bo zaczął się o 15) nie było zbyt pocieszające. Ale już koniec. Na szczęście. Właśnie wracam z ostatniego szlabanu zgadnijcie, co musiałem robić? Oddzielałem zdechłe gumochłony od żywych. Obrzydliwe i śmierdzące. Ale mam w miarę dobry humor, bo jutro gramy mecz z ślizgonami*. Jak ja uwielbiam Quidditch. Cóż, ale skoro Chook mnie udusi jak nie będę w formie, to lepiej się wyspać.
-Dobranoc wszystkim.
-James, jest 19: 30, zapomniałeś, że Filch musiał iść sprzątać łajnobomby i nas puścił?-Syriuszowi oczywiście coś nie pasuje, to już jakaś tradycja.
-Muszę się wyspać na mecz.
-Stary, ale on jest przecież o 14, a jutro lekcji nie ma, więc spokojnie możesz spać, wstaniesz o 12 i po problemie.-No i Remus, który zawsze ma rację, nawet jeśli jej nie ma.
-Nie wyśpię się. Ja wam to mówię.
-James, a myślałeś, żeby dać się przebadać panom w takich białych fartuchach? Zamknęliby cię w takim fajnym pokoju, przypięli pasami, a do towarzystwa miałbyś kaftan bezpieczeństwa.
 -Łapo. Głosy w mojej głowie bardzo wyraźnie mówią mi, że nie potrzebuję psychiatry. A teraz dobranoc.-Stwierdziłem dobitnie. Jednak łatwiej było powiedzieć, trudniej zrobić. Czytaj nie mogłem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok, aż wpadłem na pomysł. Zacząłem w myślach powtarzać strategię robiąc to tak samo nudnym głosem jak Dave Chook. Od razu zadziałało.
            Następnego dnia obudziłem się o 12 w miarę wypoczęty. Mieliśmy się spotkać, o 13: 30, bo Dave chciał jeszcze powtórzyć taktykę. Mając jeszcze pełno czasu, poszedłem na śniadanie, a później udałem się na spacer. Luźnym krokiem przechadzałem się po błoniach, a po pewnym czasie zdecydowałem się spojrzeć na zegarek. Wtedy ogarnęło mnie przerażenie.
-Jasna cholera! 13:30. Dave mnie zabije.-Wrzasnąłem.
            Biegiem rzuciłem się w kierunku boiska do Quiddichta. Szybko się przebrałem i podszedłem do reszty. Nie byli zbyt zadowoleni.
-Ty to byś się Potter, chyba nawet na własny pogrzeb spóźnił. – Co ten kolega Dave’a za bzdury gada. Ja się spóźniam przecież tylko średnio na…każde spotkanie?
-Gdzie Chook.-Spytałem zauważając nieobecność kapitana.
-Źle się czuje i nie gra. Rezerwowy obrońca go zastąpi, a ja powtórzę teorię.
            Na jego szczęście nie nudził aż tak strasznie. Wtedy wybiła 14. A zastępca Dave’a wrzasnął „DO BOJU LWY!”. Nadal się zastanawiam, jakim cudem moje bębenki to wytrzymały.  Kapitanowie podali sobie ręce, a my wznieśliśmy się w powietrze. Po chwili usłyszałem głos komentatora(była z Gryffindoru, jakby kto pytał), a właściwie komentatorki.
-No i wystartowali. Wznieśli się pod niebiosa jak orły, chociaż to lwy. Wspaniała drużyna Gryffindoru, w składzie: obrońca Adrian Brian w zastępstwie za Dave’a Chooka, ścigający, czyli fenomenalna Dorcas Meadowes, Emanuel Dark i uwaga drogie panie… Syriusz Black.-Wtedy przerwały mu owacje.-Poza tym pałkarze: Sam Corodo i Riley Chimny. A teraz on. Gwiazda tej drużyny. Gryfoni powitajcie go gromkimi owacjami. Oto JAMES POTTER!-Ludzie się jej posłuchali. Nie chwaląc się owacje były na stojąco i to takie, że uszy wysiadały.-No i ślizgoni w składzie ten, tamten, tamta i siamten. –Kontynuowała. Ale przerwały jej gwizdy zielno-srebrnej części boiska i śmiechy oraz oklaski czerwono-złotej.
-Jorry…-Warknęła ostrzegawczo McGonnagal.
-No już dobrze, dobrze…, Więc ślizgoni w składzie: obrońca i kapitan…-Wtedy przestałem słuchać niejakiej Emily Jorry i zacząłem poszukiwać znicza.
            Prze długi czas nie mogłem wypatrzyć tego charakterystycznego złotego błysku. Nie pojawił się on nigdzie. Ani przede mną, ani za mną, ani pode mną, ani nawet na mnie. Co do reszty meczy wygrywaliśmy 120 do 100, a poprawka do 110. Węże zaczynają nadrabiać, albo nawet remisować, poprawka wygrywać z nami. Kto zrobił z niego zastępczego obrońcę. Puścił 3… sorry 4 gole nim skończyłem myśleć ile wy…przegrywamy.
            Trzeba szybko znaleźć znicz, bo gotowy wpuścić więcej. Co prawda Syriusz, Czarna i Dark dają sobie radę z nadrabianiem, ale w końcu się zmęczą. Wtedy zobaczyłem charakterystyczne mignięcie małej piłeczki. Poleciałem za nią pędem, wszystko wokół postrzegałem, jako rozmazane, a po pewnym czasie widziałem tylko złoty znicz. Wpadłem w swego rodzaju trans, wtedy nic poza złapaniem tej malutkiej się nie liczyło. Niestety szukający ślizgonów, którego imienia nie pamiętam spostrzegł mój pośpiech i rzucił się za mną w pościg. Po chwili lecieliśmy już łeb w łeb. Cała widownia wstrzymała oddech. Mój przeciwnik i ja równocześnie wyciągnęliśmy ręce przed siebie. On już prawie złapał moją ostatnią nadzieję na wygrany mecz. Widziałem jak jego palce rozczapierzają się i prawie zaciskają na tym cudzie, potocznie zwanym zniczem. Ale wtedy odepchnąłem jego rękę. Moje palce powoli zamknęły piłeczkę w silnym uścisku. Uniosłem rękę do góry i krzyknąłem z radości. Wygraliśmy. Wtedy usłyszałem radosny wrzask komentatorki.
-Gryfoni wygrywają! 300 do 280! Co za emocjonujący mecz. James, jesteś genialny! Brawa dla naszego mistrza!
            Moi znajomi, albo i nie, w każdym razie wszyscy z domu Lwa odpowiedzieli jej gromkimi oklaskami i wrzaskami radości. Ale ona jeszcze nie skończyła.
-I, co mendy ślizgońskie? Głupio wam teraz, co?! Tak się daliście pokonać. Lwy miały obrońcę, który puszczał chyba 2/3 goli, a i tak z wami wygrali! W końcu udowodnili wam, chyba już na amen, że węże to zwierzęta lądowe! Może czas dorobić sobie skrzydła?-Emily coraz bardziej się rozkręcała, ale profesor McGonnagal zabrała jej mikrofon i rzuciła na nią Silencio. Po czym powiedziała do mikrofonu.
-Koniec meczu, rozejść się.
            Wylądowałem. Na ziemi otoczyła mnie cała drużyna. Razem puściliśmy się biegiem do wspólnego na imprezę. Po drodze Remus zahaczył o kuchnie biorąc stamtąd piwo kremowe i słodycze. Weszliśmy do PW, gdzie wszyscy już na nas czekali. A ja krzyknąłem:
-IMPREZA!
            Wszyscy od razu podchwycili pomysł. Fotele i stoły zostały osunięte na bok, zaklęcia wyciszające rzucone na calutką wieże i wtedy dopiero zaczęliśmy się bawić. Skądś, nadal nie wiem skąd popłynęła muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć. Wszędzie migały dyskotekowe światła, które razem z Syriuszem umieściliśmy pod sufitem już w zeszłym roku. Cały Gryffindor świętował wygraną z naszymi przeciwnikami i wrogami. Przyniesione przez nas jedzenie szybko znikało, więc Peter poszedł do kuchni po nowe. My nadal się bawiliśmy. W pewnym momencie ktoś rzucił hasło.
-Gramy w butelkę.
            Cały dom zebrał się w jednym miejscu. Wszyscy usiedli na ziemi, a Łapa wyjął z kieszeni butelkę(nadal nie wiem, co ona tam robiła), którą wynaleźliśmy i magicznie ją powiększył. Była ona trochę ulepszona, bowiem wskazywała strumieniem światła na wylosowaną osobę oraz wybiera zawszę osobę przeciwnej płci do kręcącej. Gra się rozpoczęła, Chooka nadal nie było, a wszystkich poniżej 4 klasy wywaliliśmy z PW. Najpierw padło na Smitha i Amy. Oczywiście musieli się pocałować, zresztą zawsze gramy w butelkę tylko na całowanie, w każdym razie przy tak dużej grupie osób. Zabawa się rozkręcała. Całowałem się już z 6 dziewczynami. Wtedy obraz Grubej Damy uderzył o ścianę, a prze dziurę wlazł Peter i krzyknął:
-Obudziła się, Lily się obudziła.
            Momentalnie poderwałem się z miejsca i puściłem się biegiem do Skrzydła, nie zważając na krzyki:
-James poczekaj, zatrzymaj się, my też chcemy zobaczyć Lilkę.
            Ale wtedy nie liczyło się dla mnie nic, poza zobaczeniem jej wreszcie całej i zdrowej. Ściany zlewały się w jedno. Mijałem kolejne zakręty, pokonywałem kolejne korytarze, przeskakiwałem kolejne schody. Wreszcie, gdy dotarłem do SS, otworzyłem na oścież drzwi i zobaczyłem Dave’a siedzącego przy Lily. Tak mnie to zszokowało, że powiedziałem przepraszam i wyszedłem zamykając cicho drzwi do Skrzydła Szpitalnego.
            Stanąłem przed wejściem do tegoż przybytku ludzkości i spokojnie zaczekałem na przyjaciół, choć w środku wrzałem ze złości. My gramy mecz, a jego nie ma, co robi siedzi przy dziewczynie, którą kocham i ją podrywa. Poza tym zazdrościłem mu, że jako pierwszy zobaczył ją po przebudzeniu. Jednak z tym odczuciami mieszała się radość, że Lily się obudziła.  Po chwili dołączyli do mnie: Ann, Czarna, Łapa i Lunatyk, Glizdka nigdzie nie widziałem. Pewnie został w PW, żeby odpocząć po wyczerpującym biegu.
-Eee… James, nie wchodzisz do Rudej?-Zapytał Syriusz.
-Ktoś już tam jest.-Wysyczałem z taką wściekłością w głosie, że wszyscy, co stali blisko cofnęli się o krok.
-Kto stary, kto?- Spytał całkiem sensownie Remus.
-Jak to, kto? Nasz kapitan, który zamiast być na meczu siedział przy Lily i widział jak się budzi.
-Tu cię boli.-Stwierdziła nie bez racji Dorcas.
-No nie da się ukryć. Gdym wiedział, że Lily się obudzi, to olałbym imprezę, ba nawet i mecz, ale nie miałem o tym pojęcia.
-James. To był ważny mecz. Dobrze, że przyszedłeś, a Chook jest całkiem nieodpowiedzialny.  Poza tym chyba cały Gryffindor wie, że kochasz Lily. Ona też tylko nie chce uwierzyć. Więc to, że on do niej startuję, wiedząc, że w tym roku kończy szkołę, jest w 100% nie fair.
-Dzięki Ann. Wiesz chyba masz rację. – Uznałem uspokajając się częściowo. Co prawda złość mi nie minęła, ale to zawsze coś. Wtedy Dave’a wyszedł z SS. Spojrzałem na niego morderczo, decydując, że porozmawiam z nim później, bo teraz ważniejsza jest moja Lily, no właściwie jeszcze nie moja, ale kiedyś na pewno. Z Chookiem pogadam później. Dorwę go w pokoju wspólnym, albo na jakimś treningu, ewentualnie wybiorę się do jego dormitorium.
            Całą piątką weszliśmy do Skrzydła. Przy łóżku Rudej stało 5 krzeseł, a na szafce nocnej wazon z kwiatami, które magicznie zmieniały kolory.  Lily siedziała, wpatrując się w kwiaty na wazonie. Spojrzała na nas nieco nieprzytomnie, jakby nas nie poznając i wyszeptała
-Cześć, kim wy jesteście?

           
*Nie pamiętam, z kim miał być ten mecz. A chwilowo net nie działa, a nie mogę znaleźć tego rozdziału. Jeśli znajdę i okaże się, że miał być, z kim innym, to tam poprawię.
                                 
                                 
                                 

4 komentarze:

  1. Naprawdę świetnie piszesz, nie moge sie oderwać, nie przerywaj :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ona ich nie pamięta !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam! Wieeeedziałam! Wiedziałam, że Lily będzie miała amnezję! Ha!

    OdpowiedzUsuń