Syriusz:
Jeśli
sądzicie, że po naszym powrocie wszystko było piękne, różowe i otoczone tęczą,
to się głęboko mylicie. Oj, strasznie. Dorcas, owszem, rzuciła mi się na szyje,
ale zaraz potem warknęła:
- Won do dormitoriów! – Wszyscy,
oczywiście poza naszą paczką, ewakuowali się przed jej groźnym spojrzeniem i
zabójczą miną. Ja nie miałem tego przywileju. Gdy tylko spróbowałem odejść,
dodała – A, ty – siadaj na tyłku i się nie ruszaj! – mówiąc to, wskazała mi
kanapę.
Nie
chcąc się jej bardziej narażać, bo i tak wiedziałem, że mam przerypane,
postąpiłem zgodnie z jej „prośbą”. Pomimo to dziewczyna spojrzała na mnie
wściekle.
- Co ci w ogóle przyszło do głowy,
kretynie? Nie wpadłeś na to, że dawanie
niejakiemu Jamesowi Potterowi sprzętów, w dodatku mugolskich, którymi można coś
podpalić to badziewny pomysł? – Głos Dorcas wręcz ociekał słodyczą, po za tym
mówiła bardzo cicho. W sumie przerażało mnie to bardziej, niż, gdy na mnie
krzyczała, a zdarzało jej się to bardzo często, uwierzcie na słowo.
- Hej! – oburzył się Rogacz. – Nie
jestem kaleką!
- Kaleką może i nie, ale
zdecydowanie niektórych rzeczy lepiej ci nie dawać. Tak po prostu jest, Jim.
Nie irytuj się. – Oczywiście słowa Remusa nic nie dały, a James się obraził i
zapowietrzył. Trudno, za dwie minuty mu przejdzie. Ale mojej kochanej
dziewczynie niestety nie.
- Koniec tematu! – krzyknęła Dor, po
czym znowu zwróciła się do mnie. – Czy ty żeś oszalał? – Moją próbę odpowiedzi
zbyła machnięciem ręki, po czym kontynuowała.- Czy ty wiesz, jaka ja się
martwiłam?! Odchodziłam od zmysłów kretynie! A ty, co? Od tak sobie wracasz i
ani bee, ani mee, tylko uniewinnili nas? - Pod koniec głos dziewczyny się
załamał, a ona przytuliła się do mnie i wybuchnęła płaczem.
Objąłem
Dorcas i pogłaskałem ją po ciemnych włosach.
- Wybacz, kochanie. – poprosiłem
cicho.
- Po prostu… Nie rób tak więcej. –
odpowiedziała dziewczyna.
- Oczywiście.
Uśmiechnąłem
się pod nosem. Kryzys zażegnany. Po kilku minutach Dorcas uspokoiła się, po
czym odsunęła się ode mnie, uśmiechnęła promiennie i spytała resztę paczki:
- To, co? Robimy imprezę?
Odpowiedziały
jej tylko entuzjastyczne krzyki naszych przyjaciół. Remus poleciał do kuchni, a
my przenieśliśmy się do królestwa Huncwotów i zaczęliśmy zabawę.
Lily:
Merlinie, jaka ja jestem zmęczona.
Wczoraj siedziałyśmy u chłopaków aż do czwartej rano. Na szczęście normalne
lekcje zaczynają się dopiero od jutra. Protestuję i nie wstaję z łóżka do
dwunastej. Za chwilę i tak zmienisz zdanie. A niby skąd ten
wniosek. O stąd, AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Merlinie! Dobra, dobra
wstaję, a ty się wredoto zamknij.
Zwlekłam
się z łóżka i poszłam do łazienki, po drodze zerkając na zegarek. Było już wpół
do dwunastej. Boże, a ja się na 12.30 umówiłam się z Dave’em. Mam tylko
godzinę! Szybko się umyłam i ubrałam, po czym zajęłam się zajmującą najwięcej
czasu czynnością, czyt. rozczesywaniem włosów i doprowadzeniem ich, do jako
takiego stanu.
Podczas
układania włosów, zaczęłam wspominać wczorajszy dzień. Właściwie, to był nudny,
znaczy się impreza była fajna, ale reszta dnia dosyć nieciekawa.
Razem
z przyjaciółkami i Remusem weszłam do Wielkiej Sali. Tam od razu usiadłam koło
Dave’a i reszty znajomych. Chłopak uśmiechnął się do mnie i spytał mnie z
obłudnym uśmiechem:
- A co Lupin taki samotny, Black i
Potter zostali wywaleni? – Wtedy dostrzegł moją ponurą minę i dodał – Ej, no
nie mów, że zgadłem.
- Nie zgadłeś, ale możliwe, że to
jeszcze nastąpi. Są na przesłuchaniu, za nielegalne używanie magii poza szkołą.
- Mam nadzieję, że ich nie wywalą. –
Widząc szok w moich oczach, wyjaśnił – No, bo wiesz, w jaki niby sposób
zemściłbym się na Potterze, za to, co ci powiedział, skoro nie uczęszczałby już
do naszej szkoły?
- To wszystko tłumaczy, bo już
zaczynałam się o ciebie martwić.
Słysząc
moją odpowiedź chłopak tylko się roześmiał i przytulił mnie mocno.
- A tak właściwie, to co oni, znowu,
wymyślili? – spytał siedzący naprzeciwko mnie Max.
- Poza podpaleniem domu zapalniczką
i próbą ugaszenia go zaklęciem, to nic. – odpowiedziała mu Ann.
- Czyli nic, czego byśmy się po nich
nie spodziewali. – skwitował Roger, a po chwili dodał – A co to ta zapalniczka.
- Mugoloznastwo się kłania. –
odparłam. – To taki mały przenośny przedmiot służący do wytwarzania ognia.
Mugole muszą sobie jakoś radzić bez różdżek, czyż nie?
Odpowiedź
chłopaka zagłuszył wrzask „Cisza!” dobiegający od strony stołu
nauczycielskiego. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam McGonnagal wchodzącą po
stopniach na mównicę. W całej Sali rozbrzmiały szepty „A co, z Dumbledore’em?”.
Nauczycielka transmutacji odchrząknęła, po czym zabrała głos.
- Z pewnością wielu z was zastanawia
się, czemu mowę powitalną wygłaszam ja, a nie profesor Dumbledore. Otóż
dyrektor przebywa obecnie w Ministerstwie Magii, gdzie występuje, jako adwokat
pana Pottera i pana Blacka, którzy używali magii poza szkołą. Jak wiecie grożą
za to poważne konsekwencje, jednak znając szczęście tej dwójki, to znowu jakoś
się wywiną. – Kobieta nie wyglądała jednak na niezadowoloną z tego powodu. – W
każdym razie chciałabym was powitać z powrotem w murach Hogwartu i wyrazić
nadzieję, niestety mam przeczucie, że złudne, że chociaż postaracie się nie
roznieść szkoły w drzazgi. Choć wydaje mi się, że Hogwart znowu zadrży w
posadach. Jednak nie będę wam zajmowała więcej czasu, bowiem z tego co widzę,
większość z was interesuje już tylko jedzenie. Więc smacznego.
Jak
możecie przypuszczać moi koledzy i chłopak rzucili się na jedzenie, które
pojawiło się na stole, gdy tylko McGonnagal skończyła mówić. Cóż, oni już tak
mają. Dave nałożył sobie na talerz tyle, co ja jem przez tydzień, nie mam zielonego
pojęcia, gdzie on to zmieści i jakim cudem tyle zje. Sama zjadłam trochę
sałatki, po czym pogrążyłam się w szeptanej rozmowie z Ann.
- Jak sądzisz, uda im się z tego
wykaraskać? – spytałam.
- Oczywiście. W końcu to Huncwoci.
Oni zawsze mają fart.
Po
chwili w naszą konwersację zaczął wtrącać się Remus, a po jakimś czasie
dołączyli do nas Dave, Max i Roger. Tylko Dorcas nie brała udziału w dyskusji.
O nie, ona tylko siedziała i patrzyła się w przestrzeń ze smutną miną.
Próbowałam jakoś ją pocieszyć, ale powiedziała tylko później, po czym powróciła
do kontemplacji naprzeciwległej ściany. Nie wiem, co ona widzi w niej takiego
ciekawego. Choć podejrzewam, że moja przyjaciółka nawet nie widzi tej ściany.
Po prostu za bardzo martwi się o swojego chłopaka idiotę.
Zerkając
na Dorcas, przez przypadek musnęłam wzrokiem stół Ślizgonów. Oczywiście
siedział przy nim Severus. Patrzył na mnie, a w jego oczach nie było
nienawiści, którą widziałam tam w przedziale. Nie miałam niestety możliwości
przyjrzeć się dokładnie uczuciom, które malowały się na jego twarzy, bowiem
Malfoy się go o coś spytał i Sev zwrócił swój wzrok w jego stronę. W tym
momencie zadecydowałam, że muszę z nim pogadać.
Merlinie, jak długo można
rozczesywać włosy? Nie odpowiadajcie, to było pytanie retoryczne. Powiem wam,
że piekielnie długo. A moje sumienie, która ja raczej nazwałabym „tym
irytującym czymś, co całkowicie przypadkiem znalazło się w mojej głowie i ja
nie mam z tym czymś nic wspólnego, nie znam tego czegoś”. Hej! Co,
tylko tobie wolno być wredną? A żebyś wiedziała. Czyli nie wolno
mi być niemiłą dla ciebie, ale ty chamska dla mnie możesz być? Owszem. To
dyskryminacja. Życie nie jest fair moja droga. Nigdy. Nie
polemizowałam z tym, tylko znów zaczęłam wspominać.
Wyszłam
z Sali za Dorcas, po drodze szepcząc Dave’owi godzinę i miejsce jutrzejszego
spotkania. Chłopak tylko się uśmiechnął i powiedział, że na pewno będzie. W
każdym razie przez to musiałam niemalże biec za przyjaciółką. Po drodze dogniła
mnie jeszcze Ann. Razem weszłyśmy do PW. Dorcas jak zwykle z chwilach, gdy nie
wie, co ze sobą zrobić, siedziała w głębokim fotelu i patrzyła się w płonący
kominek. Ona zawsze patrzy na ogień, gdy się denerwuje.
Razem
z Ann podeszłam do Dorcas. Dziewczyna tylko spojrzała na nas smutno i
powiedziała:
- Martwię się o niego.
- Wiemy Dor. – odparła Ann. – Ale
niepotrzebnie. Użyli magii, aby nie zginąć, broni ich Dumbledore, a poza tym
zawsze mają parszywe szczęście, jeśli chodzi o taki sprawy. Masz już 3 powody,
dla których możesz przestać się zamartwiać, chociaż wszystkie wiemy, ze nie
przestaniesz, bo za bardzo kochasz tego idiotę.
- Syri nie jest idiotą.
- Zdecydowanie za bardzo. –
skwitowałam. – Ann ma rację, Dorcas. Też się martwię, ale nie panikuj. Nic im
nie zrobią.
- Ech, pewnie masz rację, tylko
jakoś nie mogę przestać o tym myśleć. Ciekawe, dlaczego?
- Kochasz go. – odpowiedziałam
równocześnie z Ann.
- Macie rację, ale to nie sprawia,
że na niego nie nawrzeszczę jak wróci.
Cóż,
jak wszyscy doskonale wiemy, postąpiła zgodnie ze swoimi słowami. Zresztą jak
zwykle.
Udało
mi się zrobić, jako taki porządek z włosami. Nareszcie. Wychodząc na spotkanie
z moim chłopakiem, obudziłam dziewczyny. Potem wyszłam z pokoju i skierowałam
się w kierunku Pokoju Życzeń. Dave już tam na mnie czekał.
Chłopak
otworzył mi szarmancko drzwi. Weszłam do pomieszczenia, po czym usłyszałam
dźwięk zamykających się drzwi. Nagle zgasło światło. Podskoczyłam w miejscu,
gdy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Jednak uspokoiłam się, gdy
usłyszałam szept Dave’a:
- Spokojnie, to tylko ja.
Chłopak
wziął mnie za rękę, po czym zaprowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku. Nie
sądziłam, że Pokój Życzeń jest taki duży, jednak nie poczułam się tym ani
trochę zaskoczona. W końcu to magia. Nigdy prawdopodobnie wszystkiego, co
dotyczy czarodziejskiego świata nie zrozumiem, ale mam przed sobą całe długie
życie, prawda?
Na
miejsce dotarliśmy dokładnie po 123 krokach. Liczyłam. Dave zapalił światło, a
ja wręcz zaniemówiłam. Stał przed nami stolik z dwoma krzesłami, a na podłodze
znajdowały się tysiące płatków róż. Chłopak spojrzał na mnie i powiedział:
- Podejrzewałem, że będziesz głodna,
w końcu nie jadłaś śniadania.
Zaraz
potem podszedł do stolika i odsunął mi krzesło. Usiadłam na nim i dopiero wtedy
ujrzałam stojący niedaleko, wypełniony po brzegi jedzeniem kosz. W tym samym
momencie zorientowałam się jak bardzo jestem głodna.
Dave
postawił przede mną talerz i szklankę, po czym porozstawiał przyniesione z
kuchni dania na całym stole. Po chwili blondyn odstawił kosz i usiadł
naprzeciwko mnie.
- Jedz, na co czekasz?
- Na ciebie. – odpowiedziałam. – Ale
skoro już usiadłeś. – dodałam, po czym zaczęłam robić sobie kanapkę.
Dave
roześmiał się głośno. Po czym sam zaczął jeść. Przez chwilę spożywaliśmy
posiłek w ciszy, ale po kilku minutach zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o
niczym. Gdy skończyliśmy jeść, przenieśliśmy się na kanapę, która pojawiła się
nie wiadomo skąd. Po chwili chłopak spytał:
- I co w końcu wyszło z Blackiem i
Potterem?
- Uniewinnili ich.
- Ech, głupi ma zawsze szczęście.
Właściwie, jakim cudem udało im się podpalić dom?
- Mieli pozapalać świeczki na
choince, ale Syriusz wpadł na pomysł, aby pozwolić to zrobić Potterowi, a jak
pewnie wiesz, on i mugolskie przedmioty, w dodatku takie wytwarzające ogień, to
zdecydowanie złe połączenie.
- O tak. Zastanawia mnie tylko, jak
bardzo się Blackowi oberwało od twojej przyjaciółki.
- Właściwie, to sądziłam, że będzie
gorzej. Dor tylko trochę pokrzyczała i się rozpłakała. Ale znając ją to planuje
coś takiego, co sprawi, że Łapa nigdy więcej nie wpadnie na tak głupi pomysł.
- Ona mnie czasami przeraża. –
stwierdził cicho Dave, co skwitowałam ironicznym uśmiechem.
- Mam nadzieję, kochanie, że zdajesz
sobie sprawę, że jeśli ty wymyślisz coś w tym stylu, to urządzę ci piekło na
ziemi? – spytałam słodko.
- Jasne. – odparł chłopak, po czym
mnie pocałował.
Ogólnie
przez resztę naszej randki nie rozmawialiśmy za wiele. Praktycznie rzecz
biorąc to wcale. Cicho! Wracając do tematu, to do końca spotkania,
czyli mniej więcej godziny 17, po prostu się całowaliśmy albo wpatrywaliśmy się
w twarz drugiej osoby, jakby pragnąc ją zapamiętać już na zawsze.
Po
pożegnaniu się z Dave’em, pobiegłam do dormitorium. Wzięłam stamtąd kurtkę i
skierowałam się na błonia. Potrzebowałam chwilki czasu dla siebie. Przechodząc
koło ławki stojącej na korytarzu*, zauważyłam leżącą na niej gazetę. Podniosłam
ją, po czym pogrążyłam się w lekturze. „Złapano mordercę” krzyczał nagłówek.
Zabójca
Traitorów(rodziny obecnej nauczycieli OPCMu w Hogwarcie), około setki mugoli i
wielu niezidentyfikowanych jeszcze osób został złapany.
Przed
wczoraj w późnych godzinach wieczornych Amadeusz Villain**, został złapany
przez aurorów podczas próby zamordowania rodziny Macdonaldów. Aurorzy dotarli
idealnie na czas, więc nikomu nic się nie stało.
Mężczyzna
został w trybie natychmiastowym postawiony przed sądem i skazany na pocałunek
dementora. Wyrok ma zostać wykonany 11 stycznia b.r.
Dokładny
opis procesu i więcej informacji na stronie 7
Nad
artykułem znajdowało się zdjęcie. Znajdujący się na nim mężczyzna wyglądał
przerażająco. Półdługie czarne włosy opadały mu na twarz, a w jasnych oczach
czaiło się szaleństwo pomieszane z żądzą mordu. Gdy przez chwilę patrzyłam
prosto w jego oczy miałam wrażenie, że zaglądam w oczy śmierci albo diabłu.
Pośpiesznie
odłożyłam gazetę, po czym udałam się na błonia. Spacerowałam chwilę sama,
jednak po kilku minutach dostrzegłam w oddali znajomą mi sylwetkę. Puściłam się
biegiem w tamtym kierunku. Na szczęście chłopak mnie nie zauważył, dopóki nie
stanęłam przed nim. Bałam się, że gdyby zorientował się wcześniej, że zmierzam
w jego kierunku, uciekłby jak najdalej.
- Witej Severusie. – powiedziałam
cicho.
- Cześć Lily. – odpowiedział chłopak
niepewnie. W jego oczach widziałam to samo uczucie, co wczoraj, jednak tym
razem udało mi się je zidentyfikować, to było poczucie winy.
- To już nie szlamo? – spytałam. Nie
miałam zamiaru być dla niego niemiła, ale wczoraj to mnie naprawdę zabolało.
Nie zakończyłam przyjaźni z nim, tylko i wyłącznie, dlatego, że wiedziałam, iż
nie nazwał mnie tak z własnej woli. Jeśli kiedyś to zrobi, prawdopodobnie
przestanę się z nim zadawać. Gdy tylko skończyłam mówić, na twarzy Sev’a
odmalował się ból.
- Nie chciałem tego powiedzieć.
- Wiem, tylko, dlatego nadal z tobą
rozmawiam. Jednak wyjaśnij mi, dlaczego, dlaczego mi to robisz? – spytałam
chłopaka z desperacją w głosie, mimo to nie sądziłam, że mi odpowie.
- Ze względu na… - Spojrzałam na
niego zachęcająco. – Ech, całe ferie spędzałem ze znajomymi ze Slytherinu.
Wmawiali mi przez cały ten czas, że ludzie mugolskiego pochodzenia są gorsi od
czarodziejów, że nie mają uczuć, że są jak zwierzęta. Uwierzyłem. – powiedział
przepraszająco. – Jednak, gdy zobaczyłem ten rozrywający ból i zawód w twoich
oczach, zrozumiałem, że popełniłem ogromny błąd, błąd mojego życia.
Przepraszam, Lily, naprawdę przepraszam.
Nic
nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do przyjaciela. Chłopak objął mnie
lekko, jednak po chwili odsunął mnie od siebie i powiedział:
- Lily, nawet nie wiesz, jak bardzo
mi przykro, z powodu tego, co muszę ci powiedzieć, ale nie możemy się dłużej
przyjaźnić, choć raczej chodzi mi o spotykanie się.
- Dlaczego? – spytałam, chwilowo bez
emocji, jeszcze to do mnie nie dotarło.
- To zbyt niebezpieczne, dla ciebie.
Ludzie, z którymi się zadaję, nie rozumieją słowa nie, nie pojmują też, że mogę
nie chcieć ich towarzystwa, a i ani trochę nie popierają zadawania się z ludźmi
mugolskiego pochodzenia, więc mogliby ci coś zrobić.
- Nie obchodzi mnie to, Severusie.
Nic mi nie będzie. – odpowiedziałam mu twardo.
- Ale mnie obchodzi, Lily. Nie mogę
narażać cię na takie niebezpieczeństwo. – odparł chłopak, po czym odszedł,
szepcząc cicho – Żegnaj, Lily. Naprawdę mi przykro.
Patrzyłam
na jego oddalającą się sylwetkę i w pewnym momencie krzyknęłam:
- Ja tego tak nie zostawię Sev!
Znajdę sposób! Na zawsze, pamiętasz?!
Chłopak
odwrócił się do mnie przodem, pokiwał głową, po czym poszedł dalej. Nie byłam
smutna, tylko zdeterminowana. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu od tak
odejść. W końcu obiecaliśmy sobie coś.
Siedziałam
na łące razem z Severusem. W pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, że
przecież możemy trafić do różnych domów w Hogwarcie.
- Sev… A co będzie, jeśli trafimy do
innych domów. Nadal będziemy się przyjaźnić?
- Jasne, a co ty myślałaś? – odparł
mój przyjaciel.
- Na zawsze, Severusie? – spytałam z
nadzieją.
- Na zawsze, Lily, na zawsze.
Obiecałam
mu, a on obiecał mi, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko, że nie porzucimy się
bez względu na wszystko. Mieliśmy być przyjaciółmi do końca naszych dni. Nie
odpuszczę, nie pozwolę mu się zostawić. W końcu nasza przyjaźń jest…
Na
zawsze, Lily, na zawsze
* nie wiem, czy w Hogwarcie były
ławki na korytarzach. Uznałam, że właściwie to mogły być. W niektórych szkołach
są, o np. w mojej, a tam przecież dużo uczniów.
** Nie znoszę wymyślać nazwisk, a w
internecie nic nie znalazłam, więc morderca ma na nazwisko złoczyńca,
pomysłowe, co nie? Zero inwencji twórczej, ale pomijam ten fakt.
Świetne i przepiękne było to Na zawsze Severusie ?
OdpowiedzUsuńA ja tak po prostu sie przyczepię czy Dave przyniósł wcześniej to jedzenie, czy co? No bo w końcu pokój życzeń nie wytwarzał jedzenia-to jest ta jedna z pięciu zasad czy czegośtam (patrz-w czasie bitwy o Hogwart ukrywający sie w pokoju życzeń chodzili do Dumbledora po jedzenie; poza tym Hermiona teżo tym wcześniej mówiła)
OdpowiedzUsuńPrzyniósł wcześniej, po prostu nie opisałam tego :D
Usuń-Na zawsze?
OdpowiedzUsuń-Na zawsze.