piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 40 "Na zawsze"


Syriusz:
            Jeśli sądzicie, że po naszym powrocie wszystko było piękne, różowe i otoczone tęczą, to się głęboko mylicie. Oj, strasznie. Dorcas, owszem, rzuciła mi się na szyje, ale zaraz potem warknęła:
- Won do dormitoriów! – Wszyscy, oczywiście poza naszą paczką, ewakuowali się przed jej groźnym spojrzeniem i zabójczą miną. Ja nie miałem tego przywileju. Gdy tylko spróbowałem odejść, dodała – A, ty – siadaj na tyłku i się nie ruszaj! – mówiąc to, wskazała mi kanapę.
            Nie chcąc się jej bardziej narażać, bo i tak wiedziałem, że mam przerypane, postąpiłem zgodnie z jej „prośbą”. Pomimo to dziewczyna spojrzała na mnie wściekle.
- Co ci w ogóle przyszło do głowy, kretynie?  Nie wpadłeś na to, że dawanie niejakiemu Jamesowi Potterowi sprzętów, w dodatku mugolskich, którymi można coś podpalić to badziewny pomysł? – Głos Dorcas wręcz ociekał słodyczą, po za tym mówiła bardzo cicho. W sumie przerażało mnie to bardziej, niż, gdy na mnie krzyczała, a zdarzało jej się to bardzo często, uwierzcie na słowo.
- Hej! – oburzył się Rogacz. – Nie jestem kaleką!
- Kaleką może i nie, ale zdecydowanie niektórych rzeczy lepiej ci nie dawać. Tak po prostu jest, Jim. Nie irytuj się. – Oczywiście słowa Remusa nic nie dały, a James się obraził i zapowietrzył. Trudno, za dwie minuty mu przejdzie. Ale mojej kochanej dziewczynie niestety nie.
- Koniec tematu! – krzyknęła Dor, po czym znowu zwróciła się do mnie. – Czy ty żeś oszalał? – Moją próbę odpowiedzi zbyła machnięciem ręki, po czym kontynuowała.- Czy ty wiesz, jaka ja się martwiłam?! Odchodziłam od zmysłów kretynie! A ty, co? Od tak sobie wracasz i ani bee, ani mee, tylko uniewinnili nas? - Pod koniec głos dziewczyny się załamał, a ona przytuliła się do mnie i wybuchnęła płaczem.
            Objąłem Dorcas i pogłaskałem ją po ciemnych włosach.
- Wybacz, kochanie. – poprosiłem cicho.
- Po prostu… Nie rób tak więcej. – odpowiedziała dziewczyna.
- Oczywiście.
            Uśmiechnąłem się pod nosem. Kryzys zażegnany. Po kilku minutach Dorcas uspokoiła się, po czym odsunęła się ode mnie, uśmiechnęła promiennie i spytała resztę paczki:
- To, co? Robimy imprezę?
            Odpowiedziały jej tylko entuzjastyczne krzyki naszych przyjaciół. Remus poleciał do kuchni, a my przenieśliśmy się do królestwa Huncwotów i zaczęliśmy zabawę.

Lily:
            Merlinie, jaka ja jestem zmęczona. Wczoraj siedziałyśmy u chłopaków aż do czwartej rano. Na szczęście normalne lekcje zaczynają się dopiero od jutra. Protestuję i nie wstaję z łóżka do dwunastej. Za chwilę i tak zmienisz zdanie. A niby skąd ten wniosek. O stąd, AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Merlinie! Dobra, dobra wstaję, a ty się wredoto zamknij.
            Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki, po drodze zerkając na zegarek. Było już wpół do dwunastej. Boże, a ja się na 12.30 umówiłam się z Dave’em. Mam tylko godzinę! Szybko się umyłam i ubrałam, po czym zajęłam się zajmującą najwięcej czasu czynnością, czyt. rozczesywaniem włosów i doprowadzeniem ich, do jako takiego stanu.
            Podczas układania włosów, zaczęłam wspominać wczorajszy dzień. Właściwie, to był nudny, znaczy się impreza była fajna, ale reszta dnia dosyć nieciekawa.


            Razem z przyjaciółkami i Remusem weszłam do Wielkiej Sali. Tam od razu usiadłam koło Dave’a i reszty znajomych. Chłopak uśmiechnął się do mnie i spytał mnie z obłudnym uśmiechem:
- A co Lupin taki samotny, Black i Potter zostali wywaleni? – Wtedy dostrzegł moją ponurą minę i dodał – Ej, no nie mów, że zgadłem.
- Nie zgadłeś, ale możliwe, że to jeszcze nastąpi. Są na przesłuchaniu, za nielegalne używanie magii poza szkołą.
- Mam nadzieję, że ich nie wywalą. – Widząc szok w moich oczach, wyjaśnił – No, bo wiesz, w jaki niby sposób zemściłbym się na Potterze, za to, co ci powiedział, skoro nie uczęszczałby już do naszej szkoły?
- To wszystko tłumaczy, bo już zaczynałam się o ciebie martwić.
            Słysząc moją odpowiedź chłopak tylko się roześmiał i przytulił mnie mocno.
- A tak właściwie, to co oni, znowu, wymyślili? – spytał siedzący naprzeciwko mnie Max.
- Poza podpaleniem domu zapalniczką i próbą ugaszenia go zaklęciem, to nic. – odpowiedziała mu Ann.
- Czyli nic, czego byśmy się po nich nie spodziewali. – skwitował Roger, a po chwili dodał – A co to ta zapalniczka.
- Mugoloznastwo się kłania. – odparłam. – To taki mały przenośny przedmiot służący do wytwarzania ognia. Mugole muszą sobie jakoś radzić bez różdżek, czyż nie?
            Odpowiedź chłopaka zagłuszył wrzask „Cisza!” dobiegający od strony stołu nauczycielskiego. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam McGonnagal wchodzącą po stopniach na mównicę. W całej Sali rozbrzmiały szepty „A co, z Dumbledore’em?”. Nauczycielka transmutacji odchrząknęła, po czym zabrała głos.
- Z pewnością wielu z was zastanawia się, czemu mowę powitalną wygłaszam ja, a nie profesor Dumbledore. Otóż dyrektor przebywa obecnie w Ministerstwie Magii, gdzie występuje, jako adwokat pana Pottera i pana Blacka, którzy używali magii poza szkołą. Jak wiecie grożą za to poważne konsekwencje, jednak znając szczęście tej dwójki, to znowu jakoś się wywiną. – Kobieta nie wyglądała jednak na niezadowoloną z tego powodu. – W każdym razie chciałabym was powitać z powrotem w murach Hogwartu i wyrazić nadzieję, niestety mam przeczucie, że złudne, że chociaż postaracie się nie roznieść szkoły w drzazgi. Choć wydaje mi się, że Hogwart znowu zadrży w posadach. Jednak nie będę wam zajmowała więcej czasu, bowiem z tego co widzę, większość z was interesuje już tylko jedzenie. Więc smacznego.
            Jak możecie przypuszczać moi koledzy i chłopak rzucili się na jedzenie, które pojawiło się na stole, gdy tylko McGonnagal skończyła mówić. Cóż, oni już tak mają. Dave nałożył sobie na talerz tyle, co ja jem przez tydzień, nie mam zielonego pojęcia, gdzie on to zmieści i jakim cudem tyle zje. Sama zjadłam trochę sałatki, po czym pogrążyłam się w szeptanej rozmowie z Ann.
- Jak sądzisz, uda im się z tego wykaraskać? – spytałam.
- Oczywiście. W końcu to Huncwoci. Oni zawsze mają fart.
            Po chwili w naszą konwersację zaczął wtrącać się Remus, a po jakimś czasie dołączyli do nas Dave, Max i Roger. Tylko Dorcas nie brała udziału w dyskusji. O nie, ona tylko siedziała i patrzyła się w przestrzeń ze smutną miną. Próbowałam jakoś ją pocieszyć, ale powiedziała tylko później, po czym powróciła do kontemplacji naprzeciwległej ściany. Nie wiem, co ona widzi w niej takiego ciekawego. Choć podejrzewam, że moja przyjaciółka nawet nie widzi tej ściany. Po prostu za bardzo martwi się o swojego chłopaka idiotę.
            Zerkając na Dorcas, przez przypadek musnęłam wzrokiem stół Ślizgonów. Oczywiście siedział przy nim Severus. Patrzył na mnie, a w jego oczach nie było nienawiści, którą widziałam tam w przedziale. Nie miałam niestety możliwości przyjrzeć się dokładnie uczuciom, które malowały się na jego twarzy, bowiem Malfoy się go o coś spytał i Sev zwrócił swój wzrok w jego stronę. W tym momencie zadecydowałam, że muszę z nim pogadać.


            Merlinie, jak długo można rozczesywać włosy? Nie odpowiadajcie, to było pytanie retoryczne. Powiem wam, że piekielnie długo. A moje sumienie, która ja raczej nazwałabym „tym irytującym czymś, co całkowicie przypadkiem znalazło się w mojej głowie i ja nie mam z tym czymś nic wspólnego, nie znam tego czegoś”. Hej! Co, tylko tobie wolno być wredną? A żebyś wiedziała. Czyli nie wolno mi być niemiłą dla ciebie, ale ty chamska dla mnie możesz być? Owszem. To dyskryminacja. Życie nie jest fair moja droga. Nigdy. Nie polemizowałam z tym, tylko znów zaczęłam wspominać.


            Wyszłam z Sali za Dorcas, po drodze szepcząc Dave’owi godzinę i miejsce jutrzejszego spotkania. Chłopak tylko się uśmiechnął i powiedział, że na pewno będzie. W każdym razie przez to musiałam niemalże biec za przyjaciółką. Po drodze dogniła mnie jeszcze Ann. Razem weszłyśmy do PW. Dorcas jak zwykle z chwilach, gdy nie wie, co ze sobą zrobić, siedziała w głębokim fotelu i patrzyła się w płonący kominek. Ona zawsze patrzy na ogień, gdy się denerwuje.
            Razem z Ann podeszłam do Dorcas. Dziewczyna tylko spojrzała na nas smutno i powiedziała:
- Martwię się o niego.
- Wiemy Dor. – odparła Ann. – Ale niepotrzebnie. Użyli magii, aby nie zginąć, broni ich Dumbledore, a poza tym zawsze mają parszywe szczęście, jeśli chodzi o taki sprawy. Masz już 3 powody, dla których możesz przestać się zamartwiać, chociaż wszystkie wiemy, ze nie przestaniesz, bo za bardzo kochasz tego idiotę. 
- Syri nie jest idiotą.
- Zdecydowanie za bardzo. – skwitowałam. – Ann ma rację, Dorcas. Też się martwię, ale nie panikuj. Nic im nie zrobią.
- Ech, pewnie masz rację, tylko jakoś nie mogę przestać o tym myśleć. Ciekawe, dlaczego?
- Kochasz go. – odpowiedziałam równocześnie z Ann.
- Macie rację, ale to nie sprawia, że na niego nie nawrzeszczę jak wróci.


            Cóż, jak wszyscy doskonale wiemy, postąpiła zgodnie ze swoimi słowami. Zresztą jak zwykle.
            Udało mi się zrobić, jako taki porządek z włosami. Nareszcie. Wychodząc na spotkanie z moim chłopakiem, obudziłam dziewczyny. Potem wyszłam z pokoju i skierowałam się w kierunku Pokoju Życzeń. Dave już tam na mnie czekał.
            Chłopak otworzył mi szarmancko drzwi. Weszłam do pomieszczenia, po czym usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. Nagle zgasło światło. Podskoczyłam w miejscu, gdy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Jednak uspokoiłam się, gdy usłyszałam szept Dave’a:
- Spokojnie, to tylko ja.
            Chłopak wziął mnie za rękę, po czym zaprowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku. Nie sądziłam, że Pokój Życzeń jest taki duży, jednak nie poczułam się tym ani trochę zaskoczona. W końcu to magia. Nigdy prawdopodobnie wszystkiego, co dotyczy czarodziejskiego świata nie zrozumiem, ale mam przed sobą całe długie życie, prawda?
            Na miejsce dotarliśmy dokładnie po 123 krokach. Liczyłam. Dave zapalił światło, a ja wręcz zaniemówiłam. Stał przed nami stolik z dwoma krzesłami, a na podłodze znajdowały się tysiące płatków róż. Chłopak spojrzał na mnie i powiedział:
- Podejrzewałem, że będziesz głodna, w końcu nie jadłaś śniadania.
            Zaraz potem podszedł do stolika i odsunął mi krzesło. Usiadłam na nim i dopiero wtedy ujrzałam stojący niedaleko, wypełniony po brzegi jedzeniem kosz. W tym samym momencie zorientowałam się jak bardzo jestem głodna.
            Dave postawił przede mną talerz i szklankę, po czym porozstawiał przyniesione z kuchni dania na całym stole. Po chwili blondyn odstawił kosz i usiadł naprzeciwko mnie.
- Jedz, na co czekasz?
- Na ciebie. – odpowiedziałam. – Ale skoro już usiadłeś. – dodałam, po czym zaczęłam robić sobie kanapkę.
            Dave roześmiał się głośno. Po czym sam zaczął jeść. Przez chwilę spożywaliśmy posiłek w ciszy, ale po kilku minutach zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Gdy skończyliśmy jeść, przenieśliśmy się na kanapę, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Po chwili chłopak spytał:
- I co w końcu wyszło z Blackiem i Potterem?
- Uniewinnili ich.
- Ech, głupi ma zawsze szczęście. Właściwie, jakim cudem udało im się podpalić dom?
- Mieli pozapalać świeczki na choince, ale Syriusz wpadł na pomysł, aby pozwolić to zrobić Potterowi, a jak pewnie wiesz, on i mugolskie przedmioty, w dodatku takie wytwarzające ogień, to zdecydowanie złe połączenie.
- O tak. Zastanawia mnie tylko, jak bardzo się Blackowi oberwało od twojej przyjaciółki.
- Właściwie, to sądziłam, że będzie gorzej. Dor tylko trochę pokrzyczała i się rozpłakała. Ale znając ją to planuje coś takiego, co sprawi, że Łapa nigdy więcej nie wpadnie na tak głupi pomysł.
- Ona mnie czasami przeraża. – stwierdził cicho Dave, co skwitowałam ironicznym uśmiechem.
- Mam nadzieję, kochanie, że zdajesz sobie sprawę, że jeśli ty wymyślisz coś w tym stylu, to urządzę ci piekło na ziemi? – spytałam słodko.
- Jasne. – odparł chłopak, po czym mnie pocałował.
            Ogólnie przez resztę naszej randki nie rozmawialiśmy za wiele. Praktycznie rzecz biorąc to wcale. Cicho! Wracając do tematu, to do końca spotkania, czyli mniej więcej godziny 17, po prostu się całowaliśmy albo wpatrywaliśmy się w twarz drugiej osoby, jakby pragnąc ją zapamiętać już na zawsze.
            Po pożegnaniu się z Dave’em, pobiegłam do dormitorium. Wzięłam stamtąd kurtkę i skierowałam się na błonia. Potrzebowałam chwilki czasu dla siebie. Przechodząc koło ławki stojącej na korytarzu*, zauważyłam leżącą na niej gazetę. Podniosłam ją, po czym pogrążyłam się w lekturze. „Złapano mordercę” krzyczał nagłówek.
Zabójca Traitorów(rodziny obecnej nauczycieli OPCMu w Hogwarcie), około setki mugoli i wielu niezidentyfikowanych jeszcze osób został złapany.
Przed wczoraj w późnych godzinach wieczornych Amadeusz Villain**, został złapany przez aurorów podczas próby zamordowania rodziny Macdonaldów. Aurorzy dotarli idealnie na czas, więc nikomu nic się nie stało.
Mężczyzna został w trybie natychmiastowym postawiony przed sądem i skazany na pocałunek dementora. Wyrok ma zostać wykonany 11 stycznia b.r.
Dokładny opis procesu i więcej informacji na stronie 7
            Nad artykułem znajdowało się zdjęcie. Znajdujący się na nim mężczyzna wyglądał przerażająco. Półdługie czarne włosy opadały mu na twarz, a w jasnych oczach czaiło się szaleństwo pomieszane z żądzą mordu. Gdy przez chwilę patrzyłam prosto w jego oczy miałam wrażenie, że zaglądam w oczy śmierci albo diabłu.
            Pośpiesznie odłożyłam gazetę, po czym udałam się na błonia. Spacerowałam chwilę sama, jednak po kilku minutach dostrzegłam w oddali znajomą mi sylwetkę. Puściłam się biegiem w tamtym kierunku. Na szczęście chłopak mnie nie zauważył, dopóki nie stanęłam przed nim. Bałam się, że gdyby zorientował się wcześniej, że zmierzam w jego kierunku, uciekłby jak najdalej.
- Witej Severusie. – powiedziałam cicho.
- Cześć Lily. – odpowiedział chłopak niepewnie. W jego oczach widziałam to samo uczucie, co wczoraj, jednak tym razem udało mi się je zidentyfikować, to było poczucie winy.
- To już nie szlamo? – spytałam. Nie miałam zamiaru być dla niego niemiła, ale wczoraj to mnie naprawdę zabolało. Nie zakończyłam przyjaźni z nim, tylko i wyłącznie, dlatego, że wiedziałam, iż nie nazwał mnie tak z własnej woli. Jeśli kiedyś to zrobi, prawdopodobnie przestanę się z nim zadawać. Gdy tylko skończyłam mówić, na twarzy Sev’a odmalował się ból.
- Nie chciałem tego powiedzieć.
- Wiem, tylko, dlatego nadal z tobą rozmawiam. Jednak wyjaśnij mi, dlaczego, dlaczego mi to robisz? – spytałam chłopaka z desperacją w głosie, mimo to nie sądziłam, że mi odpowie.
- Ze względu na… - Spojrzałam na niego zachęcająco. – Ech, całe ferie spędzałem ze znajomymi ze Slytherinu. Wmawiali mi przez cały ten czas, że ludzie mugolskiego pochodzenia są gorsi od czarodziejów, że nie mają uczuć, że są jak zwierzęta. Uwierzyłem. – powiedział przepraszająco. – Jednak, gdy zobaczyłem ten rozrywający ból i zawód w twoich oczach, zrozumiałem, że popełniłem ogromny błąd, błąd mojego życia. Przepraszam, Lily, naprawdę przepraszam.
            Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do przyjaciela. Chłopak objął mnie lekko, jednak po chwili odsunął mnie od siebie i powiedział:
- Lily, nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro, z powodu tego, co muszę ci powiedzieć, ale nie możemy się dłużej przyjaźnić, choć raczej chodzi mi o spotykanie się.
- Dlaczego? – spytałam, chwilowo bez emocji, jeszcze to do mnie nie dotarło.
- To zbyt niebezpieczne, dla ciebie. Ludzie, z którymi się zadaję, nie rozumieją słowa nie, nie pojmują też, że mogę nie chcieć ich towarzystwa, a i ani trochę nie popierają zadawania się z ludźmi mugolskiego pochodzenia, więc mogliby ci coś zrobić.
- Nie obchodzi mnie to, Severusie. Nic mi nie będzie. – odpowiedziałam mu twardo.
- Ale mnie obchodzi, Lily. Nie mogę narażać cię na takie niebezpieczeństwo. – odparł chłopak, po czym odszedł, szepcząc cicho – Żegnaj, Lily. Naprawdę mi przykro.
            Patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę i w pewnym momencie krzyknęłam:
- Ja tego tak nie zostawię Sev! Znajdę sposób! Na zawsze, pamiętasz?!
            Chłopak odwrócił się do mnie przodem, pokiwał głową, po czym poszedł dalej. Nie byłam smutna, tylko zdeterminowana. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu od tak odejść. W końcu obiecaliśmy sobie coś.


            Siedziałam na łące razem z Severusem. W pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, że przecież możemy trafić do różnych domów w Hogwarcie.
- Sev… A co będzie, jeśli trafimy do innych domów. Nadal będziemy się przyjaźnić?
- Jasne, a co ty myślałaś? – odparł mój przyjaciel.
- Na zawsze, Severusie? – spytałam z nadzieją.
- Na zawsze, Lily, na zawsze.


            Obiecałam mu, a on obiecał mi, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko, że nie porzucimy się bez względu na wszystko. Mieliśmy być przyjaciółmi do końca naszych dni. Nie odpuszczę, nie pozwolę mu się zostawić. W końcu nasza przyjaźń jest…
            Na zawsze, Lily, na zawsze

* nie wiem, czy w Hogwarcie były ławki na korytarzach. Uznałam, że właściwie to mogły być. W niektórych szkołach są, o np. w mojej, a tam przecież dużo uczniów.
** Nie znoszę wymyślać nazwisk, a w internecie nic nie znalazłam, więc morderca ma na nazwisko złoczyńca, pomysłowe, co nie? Zero inwencji twórczej, ale pomijam ten fakt.

4 komentarze:

  1. Świetne i przepiękne było to Na zawsze Severusie ?

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja tak po prostu sie przyczepię czy Dave przyniósł wcześniej to jedzenie, czy co? No bo w końcu pokój życzeń nie wytwarzał jedzenia-to jest ta jedna z pięciu zasad czy czegośtam (patrz-w czasie bitwy o Hogwart ukrywający sie w pokoju życzeń chodzili do Dumbledora po jedzenie; poza tym Hermiona teżo tym wcześniej mówiła)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyniósł wcześniej, po prostu nie opisałam tego :D

      Usuń