Idąc zatłoczonym korytarzem usiłowałam przypomnieć
sobie treść listu, który dotarł do mnie dziś rano. Moment, co tam było
napisane? Ach, no tak.” Spotkajmy się na dziedzińcu po piątej lekcji”.
Zastanawiało mnie również to, gdzie zniknęły moje koleżanki. Jeszcze przed
chwilą widziałam, jak wychodziły z sali od eliksirów i skręcały w lewo. A może
to było prawo? Nieważne, później je znajdę.
W końcu dotarłam do celu. Nie zważając na porę roku,
na dziedzińcu było dosyć sporo uczniów. O dziwno nie wiało, było nawet
przyjemnie. Tylko te chmury wyglądały jakoś nieciekawie. Rozejrzałam się
dookoła. Nie zauważyłam żadnej znajomej twarzy. Znudzona usiadłam na wolnej
ławce. Czekając na spotkanie myślałam o dzisiejszej karze. To nienormalne
wysyłać nas do Zakazanego Lasu. Przecież jest tam niebezpiecznie, poza tym
akurat dziś jest pełnia księżyca. Mam jakieś dziwne przeczucie, czuję, że
wydarzy się coś złego. Oby nie. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu.
Zaskoczona podskoczyłam na ławce. Gdy obróciłam
się w drugą stronę, ujrzałam znajomą twarz. Za mną stał Severus Snape.
Spojrzałam w jego oczy, niegdyś wesołe i pełne życia, teraz mroczne i
złowrogie. To nie był mój przyjaciel, przez zaledwie miesiąc zmienił się nie do
poznania. Poczułam, że pustka w moim sercu powoli się wypełnia. Już chciałam
rzucić mu się na szyję, lecz zrozumiałam, że tak naprawdę nie znam osoby
stojącej przede mną. Po chwili milczenia, Snape nareszcie zaczął mówić.
- Chodź,
muszę z tobą pogadać – powiedział łapiąc mnie za rękaw szaty.
- Nigdzie
nie idę, możesz mi to powiedzieć tutaj- odpowiedziałam próbują wyrwać rękę z
uścisku.
- Nie tutaj.
No już, rusz się wreszcie- syknął przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie zauważyłam grupkę znajomych osób. Dave
i Maks siedzieli na ławce niedaleko mnie. Byłam pewna, że Maks opowiada swojemu
koledze jakieś nowe kawały.
Nie wahając się ani chwili dłużej zawołałam
przyjaciela. Dave rozejrzał się dookoła szukając znajomego głosu. Zobaczył jak
Severus trzyma mnie mocno za rękę, a ja próbuję wyrwać się z jego uścisku.
Reakcja Dave’a była natychmiastowa. Poderwał się z ławki i ruszył w naszym
kierunku.
- Puść ją –
zawołał chłopak.
Severus nawet nie zareagował, nadal chciał mnie dokądś
zabrać. Dave podszedł do niego i odepchnął go z całej siły. Ślizgom wstał z
mokrej trawy mówiąc:
- Nie
zbliżaj się dziś do Zakazanego Lasu, słyszysz, nie dziś.
Następnie mój dawny przyjaciel ruszył w stronę Zamku.
- Dzięki
Dave- powiedziałam uśmiechając się do mojego wybawcy- Znowu mi pomogłeś.
- Drobiazg,
powiedz mi tylko, czego on od ciebie chciał? Znasz go w ogóle?- zapytał.
- Tak, znam
go. Wiesz co, sama nie wiem o co mu chodzi.- odpowiedziałam kierując się do
Wielkiej Sali.
- Wybierasz
się dzisiaj do Zakazanego Lasu? To raczej niezbyt fajne miejsce na spotkanie.
Zwłaszcza podczas pełni- spytał ironicznie.
- Niestety
muszę. Mam karę. – powiedziałam spoglądając smutno w jego stronę.
- Ooo, to
może być ciekawie. Może pójdziemy razem na obiad?- zaproponował.
- Jasne,
czemu nie – szepnęłam rumieniąc się.
Usiadłam przy stole koło przyjaciół Dave’a. Po chwili
dołączyły do nas Ann i Dorcas. Było naprawdę wesoło. Myślałam, że pęknę ze
śmiechu po tym, jak Maks zaczął naśladować Filche’a. Czas minął nam bardzo
szybko. Zanim się obejrzałyśmy było już po drugiej.
- Idziecie
dzisiaj na mecz Quidditcha?- spytała Ann
- Powiedzmy,
troje z nas gra w drużynie Gryffindoru – oznajmił Chris- Mianowicie ja. Maks
i nasz bohater tygodnia Dave.
- W takim
razie mam nadzieję, że się spotkamy – powiedziała Dorcas uśmiechając się słodko
w stronę Chrisa.
- Roger,
mamy nadzieję, że będziesz siedział na trybunach – zaproponowałam
- Jeszcze
się pytasz, kto by nie chciał siedzieć w otoczeniu trzech pięknych dziewczyn-
odparł Roger.
Kilka minut później byłyśmy już w drodze na
zielarstwo. Jeszcze tylko jedna godzina zajęć i mecz. Na zajęcia weszłyśmy
idealnie. W tej sali niestety pracowałyśmy w parach i to nie z byle kim. Z
Huncwotami. Ann i Dorcas były w siódmym niebie, ja niekoniecznie. Na początku
zajęć usłyszałam cichą kłótnię. Nie musiałam spoglądać w tamtą stronę,
wiedziałam kto jest sprawcą całego zamieszania. Był to nikt inny jak Syriusz. Z
odległego kąta szklarni dało usłyszeć się o co tym razem poszło.
- Co to ma
być, że flirtujesz sobie z jakimś siódmoklasistą? Puszczasz do niego oczko i
dziwnie się uśmiechasz! Co, ja ci nie wystarczam?- prawie że krzyczał Syriusz
- Po
pierwsze, uspokój się, po drugie, nie wrzeszcz tak, bo nas wywalą z zajęć. W
końcu po trzecie, ja z nikim nie filtrowałam. Po prostu starałam się być
uprzejma. Nie masz o co być zazdrosny – wyjaśniła opanowana Dorcas.
- Ja,
zazdrosny? O nie, zdecydowanie, nie. Niby dlaczego mam być zazdrosny? Przecież
nawet nie jesteśmy parą.- oburzył się Łapa
- No
właśnie, nawet nie jesteśmy parą. To w takim razie po co urządzasz ten cały
cyrk? – spytała brunetka puszczając mi oczko.
Syriusz nie odpowiedział na to pytanie. Zrobił się
czerwony jak burak i do końca lekcji mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
Dzisiaj nadzwyczaj dobrze pracowało mi się z Potterem.
Był miły i uprzejmy. Bardzo mnie to zainteresowało. Nawet wspominał coś o mojej
karze i prosił, abym była ostrożna. Pod koniec zajęć otrzymałam od niego
niezwykły prezent.
- Lily,
poczekaj chwilę – wołał Potter goniąc mnie przez korytarz.
- O co
chodzi? – spytałam grzecznie
- Słuchaj,
mam coś dla ciebie. Musisz mi obiecać, że założysz to, gdy będziesz w Zakazanym
Lesie. Proszę, to dla twojego dobra – powiedział błagalnym głosem.
- Dlaczego
wszyscy tak się o mnie boją, to tylko pełnia.- odparłam
- To aż
pełnia. Lily Anne Evans, proszę – spróbował jeszcze raz
- Niech ci
będzie – oznajmiłam biorąc zawiniątko do ręki.
Rozwinęłam pakunek i ujrzałam piękny medalik w
kształcie księżyca. James zapiął mi go na szyi, a ja nie wiedziałam co
powiedzieć. Był naprawdę piękny.
- Dzięki –
powiedziałam mile zaskoczona.
Następnie
szybko ruszyłam w stronę boiska do Quidditcha. Przy wejściu na trybuny
zobaczyłam biegnącą Dorcas.
-Hej, hej
gdzie tak pędzisz, trybuny są zupełnie w drugą stronę – powiedziałam śmiejąc
się.
- Jakiś
chłopak zatruł się czymś i nie może grać, idę go zastąpić – odparła
przyjaciółka.
- Co?
Przecież ostatni raz grałaś w Quidditcha w czerwcu. Proszę cię niech wezmą
kogoś innego. Dorcas bądź poważna, zastanów się – prosiłam
- Lily, wiem
co robię. Muszę już iść – powiedziała całując mnie w policzek.
Oszołomiona dalej stałam na schodach. Przez chwilę
wydawało mi się, że na palcu Dorcas ujrzałam księżyc podobny do tego, który mam
na medaliku. W końcu usiadłam koło Ann i Lupina. Chwilę przed meczem dołączył
do nas Roger.
Usłyszałam gwizdek. Zaczęło się. W głębi duszy
modliłam się, aby Dorcas wyszła z tego cało. Spojrzałam na Ann, bała się tak
samo jak ja. W połowie meczu Gryfoni prowadzili 70 do 40. Wszystko szło jak po
maśle. Dorcas świetnie radziła sobie w roli pałkarza. Dave strzelił chyba sześć
goli, a Maks i Chris świetnie radzili sobie w obronie. James już kilka razy
miał szansę na złapanie Złotego Znicza, ale zawsze coś musiało mu przeszkodzić.
Na trybunach rozbiło się coraz zimniej. Mimo tego atmosfera panująca wśród
Gryfonów była bardzo gorąca. Jedynie Ślizgoni byli niezadowoleni. Zaciekawiona
spojrzałam w stronę Ślizgonów. Szybko odnalazłam Snape i jego nowych
przyjaciół. Jeden z nich nagle wykonał prawie niezauważalny ruch ręki.
Wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Po chwili na boisku zaczęły
dziać się dziwne rzeczy…
Oh :( dlaczego tak zrobiłaś z Severusem :( :(
OdpowiedzUsuńOch, ten blog jest świetny!
OdpowiedzUsuń