piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 11 "Ostrzeżenie"


Idąc zatłoczonym korytarzem usiłowałam przypomnieć sobie treść listu, który dotarł do mnie dziś rano. Moment, co tam było napisane? Ach, no tak.” Spotkajmy się na dziedzińcu po piątej lekcji”. Zastanawiało mnie również to, gdzie zniknęły moje koleżanki. Jeszcze przed chwilą widziałam, jak wychodziły z sali od eliksirów i skręcały w lewo. A może to było prawo? Nieważne, później je znajdę.
W końcu dotarłam do celu. Nie zważając na porę roku, na dziedzińcu było dosyć sporo uczniów. O dziwno nie wiało, było nawet przyjemnie. Tylko te chmury wyglądały jakoś nieciekawie. Rozejrzałam się dookoła. Nie zauważyłam żadnej znajomej twarzy. Znudzona usiadłam na wolnej ławce. Czekając na spotkanie myślałam o dzisiejszej karze. To nienormalne wysyłać nas do Zakazanego Lasu. Przecież jest tam niebezpiecznie, poza tym akurat dziś jest pełnia księżyca. Mam jakieś dziwne przeczucie, czuję, że wydarzy się coś złego. Oby nie. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Zaskoczona podskoczyłam na ławce. Gdy obróciłam  się w drugą stronę, ujrzałam znajomą twarz. Za mną stał Severus Snape. Spojrzałam w jego oczy, niegdyś wesołe i pełne życia, teraz mroczne i złowrogie. To nie był mój przyjaciel, przez zaledwie miesiąc zmienił się nie do poznania. Poczułam, że pustka w moim sercu powoli się wypełnia. Już chciałam rzucić mu się na szyję, lecz zrozumiałam, że tak naprawdę nie znam osoby stojącej przede mną. Po chwili milczenia, Snape nareszcie zaczął mówić.
- Chodź, muszę z tobą pogadać – powiedział łapiąc mnie za rękaw szaty.
- Nigdzie nie idę, możesz mi to powiedzieć tutaj- odpowiedziałam próbują wyrwać rękę z uścisku.
- Nie tutaj. No już, rusz się wreszcie- syknął przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie zauważyłam grupkę znajomych osób. Dave i Maks siedzieli na ławce niedaleko mnie. Byłam pewna, że Maks opowiada swojemu koledze jakieś nowe kawały.
Nie wahając się ani chwili dłużej zawołałam przyjaciela. Dave rozejrzał się dookoła szukając znajomego głosu. Zobaczył jak Severus trzyma mnie mocno za rękę, a ja próbuję wyrwać się z jego uścisku. Reakcja Dave’a była natychmiastowa. Poderwał się z ławki i ruszył w naszym kierunku.
- Puść ją – zawołał chłopak.
Severus nawet nie zareagował, nadal chciał mnie dokądś zabrać. Dave podszedł do niego i odepchnął go z całej siły. Ślizgom wstał z mokrej trawy mówiąc:
- Nie zbliżaj się dziś do Zakazanego Lasu, słyszysz, nie dziś.
Następnie mój dawny przyjaciel ruszył w stronę Zamku.
- Dzięki Dave- powiedziałam uśmiechając się do mojego wybawcy- Znowu mi pomogłeś.
- Drobiazg, powiedz mi tylko, czego on od ciebie chciał? Znasz go w ogóle?- zapytał.
- Tak, znam go. Wiesz co, sama nie wiem o co mu chodzi.- odpowiedziałam kierując się do Wielkiej Sali.
- Wybierasz się dzisiaj do Zakazanego Lasu? To raczej niezbyt fajne miejsce na spotkanie. Zwłaszcza podczas pełni- spytał ironicznie.
- Niestety muszę. Mam karę. – powiedziałam spoglądając smutno w jego stronę.
- Ooo, to może być ciekawie. Może pójdziemy razem na obiad?- zaproponował.
- Jasne, czemu nie – szepnęłam rumieniąc się.
Usiadłam przy stole koło przyjaciół Dave’a. Po chwili dołączyły do nas Ann i Dorcas. Było naprawdę wesoło. Myślałam, że pęknę ze śmiechu po tym, jak Maks zaczął naśladować Filche’a. Czas minął nam bardzo szybko. Zanim się obejrzałyśmy było już po drugiej.
- Idziecie dzisiaj na mecz Quidditcha?- spytała Ann
- Powiedzmy, troje z nas gra w drużynie Gryffindoru – oznajmił Chris- Mianowicie ja. Maks i  nasz bohater tygodnia Dave.
- W takim razie mam nadzieję, że się spotkamy – powiedziała Dorcas uśmiechając się słodko w stronę Chrisa.
- Roger, mamy nadzieję, że będziesz siedział na trybunach – zaproponowałam
- Jeszcze się pytasz, kto by nie chciał siedzieć w otoczeniu trzech pięknych dziewczyn- odparł Roger.
Kilka minut później byłyśmy już w drodze na zielarstwo. Jeszcze tylko jedna godzina zajęć i mecz. Na zajęcia weszłyśmy idealnie. W tej sali niestety pracowałyśmy w parach i to nie z byle kim. Z Huncwotami. Ann i Dorcas były w siódmym niebie, ja niekoniecznie. Na początku zajęć usłyszałam cichą kłótnię. Nie musiałam spoglądać w tamtą stronę, wiedziałam kto jest sprawcą całego zamieszania. Był to nikt inny jak Syriusz. Z odległego kąta szklarni dało usłyszeć się o co tym razem poszło.
- Co to ma być, że flirtujesz sobie z jakimś siódmoklasistą? Puszczasz do niego oczko i dziwnie się uśmiechasz! Co, ja ci nie wystarczam?- prawie że krzyczał Syriusz
- Po pierwsze, uspokój się, po drugie, nie wrzeszcz tak, bo nas wywalą z zajęć. W końcu po trzecie, ja z nikim nie filtrowałam. Po prostu starałam się być uprzejma. Nie masz o co być zazdrosny – wyjaśniła opanowana Dorcas.
- Ja, zazdrosny? O nie, zdecydowanie, nie. Niby dlaczego mam być zazdrosny? Przecież nawet nie jesteśmy parą.- oburzył się Łapa
- No właśnie, nawet nie jesteśmy parą. To w takim razie po co urządzasz ten cały cyrk? – spytała brunetka puszczając mi oczko.
Syriusz nie odpowiedział na to pytanie. Zrobił się czerwony jak burak i do końca lekcji mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
Dzisiaj nadzwyczaj dobrze pracowało mi się z Potterem. Był miły i uprzejmy. Bardzo mnie to zainteresowało. Nawet wspominał coś o mojej karze i prosił, abym była ostrożna. Pod koniec zajęć otrzymałam od niego niezwykły prezent.
- Lily, poczekaj chwilę – wołał Potter goniąc mnie przez korytarz.
- O co chodzi? – spytałam grzecznie
- Słuchaj, mam coś dla ciebie. Musisz mi obiecać, że założysz to, gdy będziesz w Zakazanym Lesie. Proszę, to dla twojego dobra – powiedział błagalnym głosem.
- Dlaczego wszyscy tak się o mnie boją, to tylko pełnia.- odparłam
- To aż pełnia. Lily Anne Evans, proszę – spróbował jeszcze raz
- Niech ci będzie – oznajmiłam biorąc zawiniątko do ręki.
Rozwinęłam pakunek i ujrzałam piękny medalik w kształcie księżyca. James zapiął mi go na szyi, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Był naprawdę piękny.
- Dzięki – powiedziałam mile zaskoczona.
Następnie szybko ruszyłam w stronę boiska do Quidditcha. Przy wejściu na trybuny zobaczyłam biegnącą Dorcas.
-Hej, hej gdzie tak pędzisz, trybuny są zupełnie w drugą stronę – powiedziałam śmiejąc się.
- Jakiś chłopak zatruł się czymś i nie może grać, idę go zastąpić – odparła przyjaciółka.
- Co? Przecież ostatni raz grałaś w Quidditcha w czerwcu. Proszę cię niech wezmą kogoś innego. Dorcas bądź poważna, zastanów się – prosiłam
- Lily, wiem co robię. Muszę już iść – powiedziała całując mnie w policzek.
Oszołomiona dalej stałam na schodach. Przez chwilę wydawało mi się, że na palcu Dorcas ujrzałam księżyc podobny do tego, który mam na medaliku. W końcu usiadłam koło Ann i Lupina. Chwilę przed meczem dołączył do nas Roger.
Usłyszałam gwizdek. Zaczęło się. W głębi duszy modliłam się, aby Dorcas wyszła z tego cało. Spojrzałam na Ann, bała się tak samo jak ja. W połowie meczu Gryfoni prowadzili 70 do 40. Wszystko szło jak po maśle. Dorcas świetnie radziła sobie w roli pałkarza. Dave strzelił chyba sześć goli, a Maks i Chris świetnie radzili sobie w obronie. James już kilka razy miał szansę na złapanie Złotego Znicza, ale zawsze coś musiało mu przeszkodzić. Na trybunach rozbiło się coraz zimniej. Mimo tego atmosfera panująca wśród Gryfonów była bardzo gorąca. Jedynie Ślizgoni byli niezadowoleni. Zaciekawiona spojrzałam w stronę Ślizgonów. Szybko odnalazłam Snape i jego nowych przyjaciół. Jeden z nich nagle wykonał prawie niezauważalny ruch ręki. Wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Po chwili na boisku zaczęły dziać się dziwne rzeczy…


2 komentarze: