To nie tak miało wyglądać, wszystko miało pójść zgodnie z planem. Nawet nie
wiem, w którym miejscu popełniliśmy błąd. Jak co miesiąc wyszliśmy z resztą
Huncwotów z zamku półgodziny przed wzejściem księżyca. Lupin był lekko
podenerwowany, ale to chyba normalne, jeśli za kilka minut masz stać się krwiożerczą
bestią. Zupełnie nic nie wzbudziło naszych podejrzeń. Syriusz jak zawsze
rozśmieszał nas swoimi żenującymi żarcikami. W pewnym momencie Peter dał znak i
wszyscy razem powoli odsunęliśmy się od Remusa, który zaczynał zmieniać się w
wilkołaka. Gdy księżyc pojawił się na niebie nasz przyjaciel zaczął niszczyć
wszystko to, co znajdowało się w zasięgu jego włochatych łap. Przez cały ten
czas myślałem o Lily i dziewczynach. To nie było zbyt mądre, wybierać się
akurat dziś do Zakazanego Lasu. Niestety, nie miały one innego wyjścia.
Remus zachowywał się inaczej niż zawsze. Podczas poprzednich pełni tylko
biegał po lesie szukając czegoś do zjedzenia. Teraz zaś, wydawał głośne odgłosy
i ciężko stąpał po ziemi. Gdy Łapa zaczynał wyprowadzać bestię z polany, nieopodal
pojawiły się czerwone iskry, które zwróciły uwagę naszego kumpla. Doskonale
wiedziałem, co się święci. Remus ruszył w tamtą stronę a ja, Syriusz i Peter,
pod postacią animagów, tuż za nim.
- Myślałem, że dokładnie
sprawdziłeś okolicę! A co jeśli Luniaczek kogoś niechcący zabije?! – krzyknąłem
w stronę mojego pulchnego przyjaciela.
- No, bo-o jak tam byłem,
to ni-ikogo-o nie wi-idziałe-em – wyjąkał Peter.
Teraz to już było nieważne. Musieliśmy jak najszybciej dotrzeć na miejsce,
najlepiej przed wilkołakiem.
Gdy wbiegliśmy na polanę, Remus już tam był. Wstał na tylne łapy i zaczął
powoli zbliżać się ku małej grupce stojącej pod drzewem. Już chciałem odwrócić
„głowę”, gdy zauważyłem migoczącą na czyjejś ręce bransoletę. To z pewnością
była Dorcas, a jeśli to była ona, to razem z nią musiała być Lily. Zaraz,
zaraz, na szczęście dziewczyny mają prezenty od nas. To mnie na moment
uspokoiło. Chwilę później krzyknąłem w stronę Blacka:
- Odwróć jego uwagę, ja
spróbuję pomóc dziewczynom.
W odpowiedzi usłyszałem szczeknięcie. Chyba się ze mną zgodził, mam
nadzieję. Syriusz zajął się Remusem, a dziewczyny uciekły. Wszystko wyglądało
na to, że opanowaliśmy sytuację. Niespodziewanie usłyszałem krótki pisk, a
następnie jakaś wielka postać przebiegła tuż obok mnie.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Krzyk dziewczyn, przerażenie
na ich twarzach, czyjaś postać leżąca w pobliskim rowie i brak Lupina.
Zmieniłem się z powrotem w człowieka i podszedłem w ich stronę, próbują oszukać
samego siebie. Nie udało mi się to. Moje obawy potwierdziła znajoma burza
rudych loków. Czas zatrzymał się w miejscu. Uklęknąłem obok niej błagając, aby
żyła. Zero reakcji, ból, cierpienie i wielka rozpacz. Wziąłem ją na ręce i
zacząłem iść w stronę Hogwartu. Na pytania Syriusza, Dorcas i Ann odpowiadałem
półsłówkami. Najważniejsze, żeby przeżyła. Nie potrafię wyobrazić sobie życia
bez niej. Ona jest dla mnie wszystkim. Przez te wszystkie lata próbowałem
zwrócić jej uwagę na siebie, udawało mi się to, ale raczej z negatywnym
skutkiem. Dopiero teraz zrozumiałem, jak ważna jest dla mnie ta ruda
dziewczyna..
Minęło 10 minut odkąd wyszliśmy z Zakazanego Lasu. Idąc w stronę Skrzydła
Szpitalnego natknęliśmy się na McGonnagal. Od razu zaczęły się pytania, krzyki
i wyjaśnienia. Kazano mi iść do Pomfrey. Po drodze dogonił mnie Łapa.
- Co, zrobimy z NIM?-
zapytał
- A co z nim?- spytałem
-Nigdzie go nie ma –
stwierdził Syriusz.
- Znaleźliście go –
spytałem nie wiedząc, o czym mówię.
- James, ogarnij się,
przecież mówię, że nie! – krzyknął.
-Kurcze, jeszcze tego
brakowało – powiedziałem bez żadnych emocji
- Jutro zabieramy się za
poszukiwania, jak chcesz to możesz iść z nami- zaproponował brunet
- Musze czuwać przy Lily,
muszę czuwać przy Lily… - mówiłem, jak w transie
- A czy ty, chociaż przez
chwilę pomyślałeś, co czuje Ann?! Przed chwilą dowiedziała się, że jej chłopak
jest wilkołakiem, który na domiar złego prawie zabił Lilkę! – wrzasnął Syriusz-
wiesz, co wrócę, jak wrócisz do żywych, cześć.
Zupełnie go nie słuchałem, liczyło się tylko to, czy ona będzie żyła.
Pomfrey kazała mi ją położyć na jednym z łóżek. Wybrałem to z widokiem na
boisko. Może zobaczy jak gramy mecz w sobotę. Co ja gadam? Do soboty na pewno
wydobrzeje, w końcu to tylko 4 dni. Delikatnie położyłem ją na zaścielone łoże.
Patrzyłem na nią i poczułem jak spływa mi jedna, samotna łza po policzku.
Pocałowałem ją w blady policzek, płomienne, rude włosy idealnie dopasowane do
charakteru. Na końcu zostały usta, zawsze różowe i uśmiechnięte. Teraz
lawendowe i zimne, które po moim pocałunku, chyba lekko zadrżały. Siedziałem z
nią całą noc.
Około szóstej nad ranem przyszli do mnie Syriusz z Dorcas. Trzymali się za
ręce i wyglądali tak, jakby byli najszczęśliwszą parą pod słońcem. Łapa poklepał
mnie po plecach i usiadł obok mnie, a Dorcas uśmiechnęła się blado i wstawiła
wyczarowane kwiaty do wazonu. Nikt z nas nie miał odwagi się odezwać. Powoli
zaczęło świtać. Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu oświetlając twarz
Lily. Wyglądała po prostu pięknie, nawet te szramy i zadrapania zbytnio nie
odbierały jej urody. Tylko była taka dziwnie blada, pozbawiona tej iskierki
życia. Ciszę przerwał Black:
- James, przepraszam cię
za wczoraj. Nie wiem, co mi strzeliło do tego pustego łba, ja też bym się tak
zachowywał jak ty, gdyby coś stało się Dor. – oznajmił.
- Poza tym wiesz, że
Black najpierw powie, a potem pomyśli… jeżeli w ogóle pomyśli – dodała Dorcas.
Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech. Nie odrywając wzroku z mojej ukochanej
zapytałem:
- Co z Ann? Trzyma się?
- Tak, dałam jej środek
uspokajający. Poszła spać, pewnie obudzi się około dziesiątej. Wczoraj była
strasznie przestraszona, zawiedziona.. sama nie wiem. – odpowiedziała Dor
Chwilę później na twarzy Lily pojawiły się dziwne fioletowe plamki, które
stopniowo zaczęły pokrywać większość jej ciała. Syriusz zawołał panią Pomfrey.
- Co z nią? To tak ma
wyglądać? – zapytałem
- O nie, zdecydowanie
nie… - odparła przerażona pielęgniarka
Zaraz się chyba popłaczę!
OdpowiedzUsuń