Tak
z góry uprzedzam, że ta notka odautorska będzie długa, więc jeśli nie chcecie
słuchać, emm, czytać, mojego kajania się i wytłumaczeń, dlaczego rozdział jest
dopiero teraz, zdecydowanie ją pomińcie, jest wyraźną przerwą oddzielona od
rozdziału, więc nie powinno być problemu J
Zacznę
od tego, że naprawdę gorąco Was przepraszam za tę przerwę. Najpierw miałam
strasznie dużo na głowie z przygotowaniami do studiów, a gdy same studia
nadeszły mój czas wolny zmalał niemalże do zera… Słyszałam jednak, że dalsze
lata na tym kierunku, lekarskim, że w sensie, są już lepsze. Znaczy nauki nadal
jest bardzo dużo, ale pierwszy rok jest tym adaptacyjnym i potem podobno jest
łatwiej, ale zobaczymy jak to będzie, w każdym razie postaram się pisać częściej
niż tylko w wakacje, ale nic nie obiecuję. Poza tym, musiałam od początku
przeczytać całe opowiadanie, bo naprawdę nie pamiętałam już połowy rzeczy,
które tam napisałam… I jestem pełna podziwu, że wytrwaliście ze mną, no i Adą
do pewnego czasu, aż dotąd, szczególnie, że początki były różne. Znaczy
tragedii jakiejś nie ma, ale przy okazji chwili czasu wrócę do pierwszych
rozdziałów i je trochę ogarnę. Wiecie, posklejam krótsze rozdziały w całość,
pokasuję wybijające z rytmu informację o początkach i końcach retrospekcji itd.
Jeśli się uda, to do momentu, gdy skończę bloga, uda mi się to poprawić, wtedy udostępnię
jakąś wersję w pdfie, czy coś, taką całościową J
Jeśli
chodzi o częstotliwość rozdziałów do końca września… Postaram się, żeby były
jak najczęściej. Możliwe, że będą jakieś dziury w publikowaniu, czasami gdzieś
wyjadę, mam też poprawkę z jednej części egzaminu, więc tak ze dwa tygodnie
zejdzie też na to, ale spróbuję pisać mniej więcej raz na tydzień, raz na dwa
tygodnie.
W
czasie roku akademickiego, zobaczymy, może dam radę pisać chociaż raz na
miesiąc, bo naprawdę jest mi głupio tak się wlec z tą historią.
Okej,
kończę już ględzić i zapraszam na 82 rozdział J Nie jest tak długi, jaki chciałabym Wam zaprezentować po takiej
przerwie, ale to był idealny moment na przerwanie.
Pozdrawiam
Asia
PS
A i
jeśli naglę zacznę używać terminów dziwnych, znaczy nadmiernie związanych z
anatomią lub histologią, proszę wytknijcie mi to w komentarzach, bo mam podobno
ku temu tendencje.
Żeby
nie było, po dłuższej chwili udało nam się dotrzeć do tych „Trzech mioteł”,
więc nie zignorowaliśmy całkowicie naszych znajomych, wbrew aktualnym
narzekaniom Syriusza.
-
Zapomnieliście o nas – westchnął dramatycznie wspomniany Huncwot. – Wiedziałem,
że tak będzie. Jak już tylko się gdzieś
razem wypuścili to przyjaźń poszła w las! A tak nie wolno, przecież to łamie
podstawowe prawa braterstwa i wykracza poza sens istnienia ludzkiego! Poza tym…
Ughm!
W
tym momencie Dorcas zatkała swojemu kochanemu chłopakowi, a naszej ukochanej
królowej dramatu usta. Naprawdę, czasami zastanawiam się, jakim cudem
Syriusz jest w stanie na zawołanie śpiewać takie peany na każdy temat, a ma
problem z napisaniem prostego eseju na Historię Magii. No błagam, przecież one
zawsze wyglądają tak samo. Ple, ple, ple, Gryfik Straszliwy podbił coś tam, coś
tam, co spowodowało bitwę z kimś tam, a w efekcie wszystko poszło w diabły. Tak
mniej więcej wyglądały wszystkie moje opisy i zawsze działało. Za to Łapa,
niezależnie od tego, jak genialnie potrafił się wypowiadać, ledwo był w stanie
sklecić te parę zdań potrzebnych do utworzenia jako takiego referatu. Ale cóż,
Huncwoci i ich dziwactwa chyba nigdy nie przestaną wprowadzać mnie w zdumienie…
Ale co poradzić, ich główne zajęcie jako psotników poniekąd do tego zobowiązuje.
-
Poza tym ty nas teraz ignorujesz znowu, znikając w swym wyimaginowanym świecie
– kontynuował Syriusz, tuż po tym, jak udało mu się wyswobodzić z uchwytu
Dorcas.
Swoją
drogą proces wyswabadzania, który obserwowałam, prowadząc swoją wcześniejszą
krótką debatę z samą sobą, był niezmiernie intersujący. Otóż Syriusz będąc
wyższym od Dor, o co najmniej głowę, wstał nagle, uznając, że to wystarczy.
Jednakże moja przyjaciółka trzymała go na tyle silnie, że obydwoje przewrócili
się do tyłu, niemalże uderzając w stojąc obok stolik. Tam zaczęli się ze sobą
szamotać, by w końcu Łapa usiadł na podłodze za Dorcas, przytulając ją do
swojej klatki piersiowej i uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
Nie,
żeby Dor miała zamiar długo pozwolić mu na takie pogrywanie ze sobą.
Przynajmniej tak zakładam, znając aż za dobrze nieustępliwość przyjaciółki. No
i cóż, bez większego zdziwienia przekonałam się, że miałam rację, gdy Dorcas
silnie machnęła głową do tyłu, uderzając, niczego niespodziewającego się
Syriusza, prosto w twarz.
-
Puszczaj mnie, idioto – warknęła dziewczyna, po czym, bez dalszych dywagacji,
sama wyswobodziła się z objęć chłopaka. – Mam coś do przedyskutowania.
Wszyscy
spojrzeliśmy na dziewczynę ze zdziwieniem. Znaczy, owszem, sporo się dzieje
ostatnio i zawsze jest coś do omówienia, ale jakoś nic istotnego nie
przychodziło mi, i sądząc po minach, nikomu innemu również.
-
Ej, moi towarzysze do tworzenia teorii spiskowych, co z wami? Naprawdę was nie
dziwi, dlaczego tak nagle mamy aż tyle czasu wolnego w Hogsmeade? Biorąc pod
uwagę taki drobny fakt, że całkiem niedawno nie chcieli nad tutaj w ogóle
wypuścić i zorganizowali tę, pożal się Merlinie, wycieczkę na Pokątną? Nic, ale
to nic was to nie zastanawia? – spytała Dorcas z lekką desperacją w głosie.
Teraz,
gdy tak o tym wspomniała, to naprawdę jest to dziwaczne. Ale z jakiegoś powodu
nie skojarzyłam faktów. I zdaje się, że reszta naszej paczki również… Cóż,
prawdopodobnie byliśmy za bardzo zaaferowani egzaminem, żeby zwrócić na to
uwagę. Choć, z drugiej strony, największą panikę siała właśnie Dor, więc aż
zadziwiający jest fakt, że to ona zwróciła uwagę na ten ciekawy zbieg
okoliczności…
- I
co o tym sądzicie? – Pytanie przyjaciółki przerwało nagle strumień moich myśli.
-
Prawdę mówiąc, sama nie wiem, co o tym myśleć – zaczęłam niepewnie. – Szczerze
wątpię, żeby nasze zabezpieczenia przed Śmierciożercami nagle stały się jakoś
super hiper efektywne, skoro wcześniej ledwo funkcjonowały…
-
Może chcieli nas wywabić z zamku na parę godzin? – spytał nagle Syriusz,
podnosząc się z podłogi.
- A
co z resztą uczniów? Znaczy poza szkołą jest tylko szósty rocznik, więc ta
teoria ma spore braki – zauważył logicznie Remus.
-
Miałaby, gdyby nie pewien niewielki szczegół – upierał się Łapa.
-
Jaki?
-
Oczy w lewo i patrzeć przez okno, moi kochani – wytłumaczył Black.
Byłam
dosyć zaciekawiona. Znaczy nie miałam zielonego pojęcia, o co Syriuszowi
chodzi, no bo co niby takiego miałoby się znajdować na zewnątrz, co poparłoby
teorię Huncwota?
Okej,
dobra, to zdecydowanie nadaje jej wiarygodności…
- Co
tu robią pierwszoroczni? – zapytała Ann, wyrażając chyba ogarniające wszystkich
zdumienie. – Przecież nikt ich nigdy nie wypuszczał do Hogsmeade!
-
No, jakby nie patrzeć, dozwolone wycieczki są od trzeciego roku. Ale to też
tłumaczy, czemu mamy aż tak wolną rękę – wszyscy nauczyciele są zajęcie
pilnowaniem pierwszych dwóch roczników – zauważył James, kładąc dłoń na moich
mocno zaciśniętych pięściach.
Huh,
nawet nie zauważyłam, kiedy ścisnęłam ręce na tyle mocno, żeby paznokcie wbiły
mi się w ciało. To wszystko musi mnie martwić bardziej niż nawet ja sama
sądziłam. Ale jeśli nagle bez jakiegokolwiek powodu ewakuują szkołę? I do tego
starają się to ukryć? To może być spowodowane przez tyle różnych rzeczy! Od
głupiego spotkania pracowników Ministerstwa Magii, choć to akurat mało
prawdopodobne, po zagrażający szkole atak zwolenników Sami-Wiecie-Kogo. Żadna perspektywa nie jest w sumie jakoś
szczególnie zachęcająca, biorąc pod uwagę, że gdyby nastąpiła konieczność
organizowania zebrań Aurorów czy kogo tam w Hogwarcie, to źle świadczyłoby to o
bezpieczeństwie wszystkich innych instytucji państwowych.
-
Ciekawe, co oni tam kombinują w tym zamku? – zamyślił się James z
charakterystycznym błyskiem w oku.
O
nie, nie, nie. Nie! Nawet mowy nie ma!
-
James, nawet o tym nie myśl! – warknęłam głośno, starając się powstrzymać
bruneta od wprowadzenia kolejnego durnego pomysłu w życie.
-
Ale o czym, skarbie? – spytał się Huncwot niewinnie.
Ale
nie ze mną te numery, mój drogi! Za długo cię znam, ta urocza minka niewinnego
szczeniaka, którego ktoś ciągle bez powodu podejrzewa o złe zamiary na mnie nie
działa!
-
Nie udawaj niewiniątka! Doskonale wiesz, o czym mówię! Nie idziemy do Hogwartu,
nie i tyle!
-
Ale dlaczego? – spytał James, przeciągając samogłoski.
Pfff,
jakby to miało na mnie zadziałać.
-
Bo, primo, to bezsensu – i tak nie wiesz, gdzie i kiedy cokolwiek się tam
zdarzy. Secundo, to mega niebezpieczne. Nie wiemy, czy jest tam jakieś tajne
spotkanie, czy też ma być atak Śmierciożerców, a niezależnie od naszych
zdolności, nie mamy się co pchać w sam środek ewentualnej bitwy. Że też nie
wspomnę o takim małym fakcie jak możliwość użycia przez tych drani zabójczych
eliksirów. Nie idziemy. Koniec tematu!
Okej,
to powinno go przekonać do zmiany zdania. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Na
szczęście, coś tam z mojej przemowy musiało trafić do głowy mojego chłopaka,
bo, z zamyśloną miną, pokiwał głową i powiedział:
- Masz
całkowitą rację, Lily.
Wow,
dosyć dojrzała reakcja. Rok temu spędziłabym dobrą godzinę na przekonywaniu go,
a i tak pewnie niewiele bym osiągnęła. Ale chwila moment, on coś nadal mówi,
czyżbym zbyt szybko go pochwaliła?
- A
tak poza tym, wiedziałaś, że bardzo seksownie wyglądasz, gdy się złościsz?
Świetny
sposób na spowodowanie u mnie przedwczesnego zawału, dając mi podstawy do
myślenia, że zmieniłeś zdanie, mój drogi. Ale cóż, na nagrodę zasłużyłeś,
pomimo głupich komentarzy.
Z tą
myślą złapałam Jamesa za krawat i przyciągnęłam do siebie, niemal całkowicie
zapominając o naszych przyjaciołach siedzących obok. Huncwot albo sam o nich
zapomniał, albo też ich obecność zupełnie mu nie przeszkadzała w
entuzjastycznej reakcji na mój pocałunek. Zresztą już po parunastu sekundach
reszta świata przestała dla mnie istnieć.
-Te,
żuczki! Albo koniec obściskiwania, albo pokój sobie znaleźć! – zaprotestował głośno
Syriusz, przerywając nasze małe tête-à-tête.
-
Żuczki? – spytał z rozbawieniem James, odrywając się od moich ust i patrząc na
przyjaciela z politowaniem.
- No
wiesz, małe i irytujące – wytłumaczył Black. – To małe, oczywiście, tyczy się
Lily, biorąc pod uwagę, że ty, mój przyjacielu, jesteś wyższy ode mnie.
Tu
Łapa dostał serwetką w twarz. Okej, ja rozumiem, że nie jestem szczególnie
wysoka, ale jeszcze kwalifikuję się w opcję „średniego wzrostu”, nie jestem
wcale niska!
-
Tak, Evans, wiemy – obruszył się Syriusz, ściągając serwetkę z głowy. – Ty nie
jesteś niska, tylko średniego wzrostu, tak, tak. Słyszeliśmy to setki razy.
-
Więc, dlaczego nie dotarło? – spytałam z lekką kpiną w głosie.
-
Wiesz, Lily, do takich jak my mało co dociera – odparł chłopak ze śmiechem. –
My jesteśmy niereformowalni.
-
Tyle to ja wiem – wymamrotałam. Jednak w tym samym czasie spojrzałam na Jamesa
i przypomniałam sobie, jaki był kiedyś. Cóż, porównując to z tym, kim jest
teraz, mogę ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że jednak nawet Huncwoci są
reformowalni.
Remus
musiał zauważyć, gdzie powędrował mój wzrok, bo parsknął cicho i wymamrotał:
-
Chyba jednak reformowalni.
Co
wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.
-
Czyli wszyscy się zgadzają, że powrót do Hogwartu przed wyznaczoną godziną
byłby głupi? – spytał Lunatyk. – Musimy więc znaleźć inny sposób, aby
dowiedzieć się, o co chodzi – kontynuował, widząc, że wszyscy pokiwali głowami.
– Zróbmy tak…
***
To
był głupi, głupi i jeszcze raz głupi pomysł! A podziewałam się, że skoro
zaproponował go Remus, to będzie mniej niebezpieczny… Dopiero po chwili James
uświadomił mnie, że Remus brał udział w planowaniu prawie wszystkich kawałów i nie
zawsze sprawiał on, że były one, hmm, jakby to ująć…, mam, niekoniecznie zmiany
wprowadzone przed Lunatyka zmniejszały prawdopodobieństwo wpadki. A tu ja,
naiwna, sądziłam, że on ich hamuje…
Ale
wkradanie się do pokoju profesorów w czasie rady pedagogicznej?! Cóż, nikt o
zdrowych zmysłach nie mógł tego wymyślić. Ani zaakceptować. Co tylko świadczy o
pełnym szaleństwie obejmującym naszą gromadkę. Nie mam w ogóle pojęcia, skąd
Huncwoci wiedzą o tym, kiedy odbywają się te spotkania naszych nauczycieli.
Niestety, nie dali z siebie wyciągnąć żadnych informacji, niezależnie od
użytych środków perswazji. A teraz, Evans, skup się, zaczynają rozmawiać o
dzisiejszych wydarzeniach.
-
Jak zapewne zauważyliście, musieliśmy dzisiaj szybko ewakuować szkołę – zaczął profesor
Dumbledore. – Zaplanowane na dzisiaj były wyłącznie egzaminy z teleportacji
szóstego roku, ale ze względu na wieści dostarczone przez Ministerstwo Magii,
nastąpiła konieczność improwizacji i wyprowadzenia pozostałych uczniów z
Hogwartu.
-
Tak, Albusie. To wiemy – przerwał dyrektorowi Robinson. – Miałeś nam
powiedzieć, dlaczego musieliśmy nagle wysłać wszystkich uczniów do Hogsmeade.
-
Właśnie do tego zmierzałem, mój drogi – uspokoił czarodzieja Dumbledore. – Otóż,
szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów otrzymał wieści od jednego
ze swoich szpiegów wśród Śmierciożerców. Z tego, co mu przekazano, Voldemort
planował dzisiaj rozprzestrzenić jeden z eliksirów ze skradzionej księgi,
wiadomo, o której mowa, właśnie w Hogwarcie.
-
Merlinie… - wyszeptała profesor McGonnagal. – Wiadomo, co to miał być za
eliksir?
- Tak,
Minerwo, wiadomo – odpowiedział dyrektor. – Tom chciał najwidoczniej uspokoić
swoich podwładnych, że ich dzieciom nic nie grozi, aby zapobiec masowej panice.
Mikstura ta miała jedynie wzbudzić u wszystkich, ale przede wszystkim u osób
całkowicie przeciwnych planom i pomysłom Śmierciożerców, zafascynowanie ideą
czystości krwi i pobudzić chęć przyłączenia się do Voldemorta wszystkich tych,
którzy to rozważają.
Większość
nauczycieli zamrugała ze zdziwieniem i przerażeniem.
-
Błagam, powiedz mi, Albusie, że to był fałszywy alarm – wyszeptała błagalnym
głosem jedna z nauczycielek, niestety nie poznałam, która.
-
Wydaje się, że tak – uspokoił ją dyrektor. – Jednak, całkowitej pewności
nabierzemy dopiero po paru dniach, bacznie obserwując zachowanie uczniów.
Eliksiry takie jak ten potrzebują dłuższego czasu na zadziałanie.
Wszyscy
spojrzeliśmy po sobie w naszej tajnej kryjówce. Nie ma co, szykuje się
interesujący tydzień. A już zanosiło się, że chociaż trochę się uspokoi
sytuacja w Anglii…
Aaa jest! <3 Asiu, przede wszystkim chcę Ci powiedzieć, że pod żadnym pozorem nie powinnaś czuć się "głupio", jak napisałaś. Jesteśmy Ci wdzięczni, że powróciłas, że starasz się nas uszczęśliwić (i robisz to z każdym napisanym przez siebie słowem). I przede wszystkim dziękujemy, że pomimo tak wielu obowiązków i tej nieobecności, nie zawiesiłaś bloga :) I jeszcze jedno: piszesz to opowiadanie przede wszystkim dla siebie. A jak robisz coś dla siebie, to nie może Cię to męczyć, ale uszczęśliwić. Jeżeli będziesz miała taki nawał obowiązków, nie miej wyrzutów, zapomnij ma chwile o blogu i skup się na tym co dla Ciebie najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: krótki, ale świetny :) po długiej przerwie, powróciłam do opowiadań o Huncwotach i moja miłość do nich znowu wzrosła xD rozdział zabawny i intrygujący... co do tego eliksiru... mam pewne teorie, ale mam nadzieje, że się nie sprawdzą xD
Pozdrawiam, Ann <3
PS. Powodzenia przy poprawce :)
Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz i słowa otuchy :) I faktycznie, piszę przede wszystkim dla siebie, ale nie lubię nie dotrzymywać obietnic, a niestety ze względu na znacząco zmniejszoną ilość czasu wolnego byłam do tego zmuszona.
UsuńCo do Twoich teorii, zobaczymy :)
Asia
Matko, ja też muszę chyba przeczytać od początku bo kompletnie nie pamiętam połowy rzeczy z fabuły ;')) no cóż, parę miesięcy bez rozdziału robi swoje, ale ważne, że jest! Lily i James aww <3 Dor i Syrius aww x2 <3
OdpowiedzUsuńVoldek, udław się tą swoją księgą. Kocham to ff, pisz szybko następną część :P