piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 82 „Cóż, nikt o zdrowych zmysłach nie mógł tego wymyślić. Ani zaakceptować.”

Tak z góry uprzedzam, że ta notka odautorska będzie długa, więc jeśli nie chcecie słuchać, emm, czytać, mojego kajania się i wytłumaczeń, dlaczego rozdział jest dopiero teraz, zdecydowanie ją pomińcie, jest wyraźną przerwą oddzielona od rozdziału, więc nie powinno być problemu J
Zacznę od tego, że naprawdę gorąco Was przepraszam za tę przerwę. Najpierw miałam strasznie dużo na głowie z przygotowaniami do studiów, a gdy same studia nadeszły mój czas wolny zmalał niemalże do zera… Słyszałam jednak, że dalsze lata na tym kierunku, lekarskim, że w sensie, są już lepsze. Znaczy nauki nadal jest bardzo dużo, ale pierwszy rok jest tym adaptacyjnym i potem podobno jest łatwiej, ale zobaczymy jak to będzie, w każdym razie postaram się pisać częściej niż tylko w wakacje, ale nic nie obiecuję. Poza tym, musiałam od początku przeczytać całe opowiadanie, bo naprawdę nie pamiętałam już połowy rzeczy, które tam napisałam… I jestem pełna podziwu, że wytrwaliście ze mną, no i Adą do pewnego czasu, aż dotąd, szczególnie, że początki były różne. Znaczy tragedii jakiejś nie ma, ale przy okazji chwili czasu wrócę do pierwszych rozdziałów i je trochę ogarnę. Wiecie, posklejam krótsze rozdziały w całość, pokasuję wybijające z rytmu informację o początkach i końcach retrospekcji itd. Jeśli się uda, to do momentu, gdy skończę bloga, uda mi się to poprawić, wtedy udostępnię jakąś wersję w pdfie, czy coś, taką całościową J
Jeśli chodzi o częstotliwość rozdziałów do końca września… Postaram się, żeby były jak najczęściej. Możliwe, że będą jakieś dziury w publikowaniu, czasami gdzieś wyjadę, mam też poprawkę z jednej części egzaminu, więc tak ze dwa tygodnie zejdzie też na to, ale spróbuję pisać mniej więcej raz na tydzień, raz na dwa tygodnie.
W czasie roku akademickiego, zobaczymy, może dam radę pisać chociaż raz na miesiąc, bo naprawdę jest mi głupio tak się wlec z tą historią. 
Okej, kończę już ględzić i zapraszam na 82 rozdział J Nie jest tak długi, jaki chciałabym Wam zaprezentować po takiej przerwie, ale to był idealny moment na przerwanie.
Pozdrawiam
Asia
PS
A i jeśli naglę zacznę używać terminów dziwnych, znaczy nadmiernie związanych z anatomią lub histologią, proszę wytknijcie mi to w komentarzach, bo mam podobno ku temu tendencje.








Żeby nie było, po dłuższej chwili udało nam się dotrzeć do tych „Trzech mioteł”, więc nie zignorowaliśmy całkowicie naszych znajomych, wbrew aktualnym narzekaniom Syriusza.
- Zapomnieliście o nas – westchnął dramatycznie wspomniany Huncwot. – Wiedziałem, że tak będzie.  Jak już tylko się gdzieś razem wypuścili to przyjaźń poszła w las! A tak nie wolno, przecież to łamie podstawowe prawa braterstwa i wykracza poza sens istnienia ludzkiego! Poza tym… Ughm!
W tym momencie Dorcas zatkała swojemu kochanemu chłopakowi, a naszej ukochanej królowej dramatu usta.    Naprawdę, czasami zastanawiam się, jakim cudem Syriusz jest w stanie na zawołanie śpiewać takie peany na każdy temat, a ma problem z napisaniem prostego eseju na Historię Magii. No błagam, przecież one zawsze wyglądają tak samo. Ple, ple, ple, Gryfik Straszliwy podbił coś tam, coś tam, co spowodowało bitwę z kimś tam, a w efekcie wszystko poszło w diabły. Tak mniej więcej wyglądały wszystkie moje opisy i zawsze działało. Za to Łapa, niezależnie od tego, jak genialnie potrafił się wypowiadać, ledwo był w stanie sklecić te parę zdań potrzebnych do utworzenia jako takiego referatu. Ale cóż, Huncwoci i ich dziwactwa chyba nigdy nie przestaną wprowadzać mnie w zdumienie… Ale co poradzić, ich główne zajęcie jako psotników poniekąd do tego zobowiązuje.
- Poza tym ty nas teraz ignorujesz znowu, znikając w swym wyimaginowanym świecie – kontynuował Syriusz, tuż po tym, jak udało mu się wyswobodzić z uchwytu Dorcas.
Swoją drogą proces wyswabadzania, który obserwowałam, prowadząc swoją wcześniejszą krótką debatę z samą sobą, był niezmiernie intersujący. Otóż Syriusz będąc wyższym od Dor, o co najmniej głowę, wstał nagle, uznając, że to wystarczy. Jednakże moja przyjaciółka trzymała go na tyle silnie, że obydwoje przewrócili się do tyłu, niemalże uderzając w stojąc obok stolik. Tam zaczęli się ze sobą szamotać, by w końcu Łapa usiadł na podłodze za Dorcas, przytulając ją do swojej klatki piersiowej i uniemożliwiając jakikolwiek ruch.  
Nie, żeby Dor miała zamiar długo pozwolić mu na takie pogrywanie ze sobą. Przynajmniej tak zakładam, znając aż za dobrze nieustępliwość przyjaciółki. No i cóż, bez większego zdziwienia przekonałam się, że miałam rację, gdy Dorcas silnie machnęła głową do tyłu, uderzając, niczego niespodziewającego się Syriusza, prosto w twarz.
- Puszczaj mnie, idioto – warknęła dziewczyna, po czym, bez dalszych dywagacji, sama wyswobodziła się z objęć chłopaka. – Mam coś do przedyskutowania.
Wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę ze zdziwieniem. Znaczy, owszem, sporo się dzieje ostatnio i zawsze jest coś do omówienia, ale jakoś nic istotnego nie przychodziło mi, i sądząc po minach, nikomu innemu również.
- Ej, moi towarzysze do tworzenia teorii spiskowych, co z wami? Naprawdę was nie dziwi, dlaczego tak nagle mamy aż tyle czasu wolnego w Hogsmeade? Biorąc pod uwagę taki drobny fakt, że całkiem niedawno nie chcieli nad tutaj w ogóle wypuścić i zorganizowali tę, pożal się Merlinie, wycieczkę na Pokątną? Nic, ale to nic was to nie zastanawia? – spytała Dorcas z lekką desperacją w głosie.
Teraz, gdy tak o tym wspomniała, to naprawdę jest to dziwaczne. Ale z jakiegoś powodu nie skojarzyłam faktów. I zdaje się, że reszta naszej paczki również… Cóż, prawdopodobnie byliśmy za bardzo zaaferowani egzaminem, żeby zwrócić na to uwagę. Choć, z drugiej strony, największą panikę siała właśnie Dor, więc aż zadziwiający jest fakt, że to ona zwróciła uwagę na ten ciekawy zbieg okoliczności…
- I co o tym sądzicie? – Pytanie przyjaciółki przerwało nagle strumień moich myśli.
- Prawdę mówiąc, sama nie wiem, co o tym myśleć – zaczęłam niepewnie. – Szczerze wątpię, żeby nasze zabezpieczenia przed Śmierciożercami nagle stały się jakoś super hiper efektywne, skoro wcześniej ledwo funkcjonowały…  
- Może chcieli nas wywabić z zamku na parę godzin? – spytał nagle Syriusz, podnosząc się z podłogi.
- A co z resztą uczniów? Znaczy poza szkołą jest tylko szósty rocznik, więc ta teoria ma spore braki – zauważył logicznie Remus.
- Miałaby, gdyby nie pewien niewielki szczegół – upierał się Łapa.
- Jaki?
- Oczy w lewo i patrzeć przez okno, moi kochani – wytłumaczył Black.
Byłam dosyć zaciekawiona. Znaczy nie miałam zielonego pojęcia, o co Syriuszowi chodzi, no bo co niby takiego miałoby się znajdować na zewnątrz, co poparłoby teorię Huncwota?
Okej, dobra, to zdecydowanie nadaje jej wiarygodności…
- Co tu robią pierwszoroczni? – zapytała Ann, wyrażając chyba ogarniające wszystkich zdumienie. – Przecież nikt ich nigdy nie wypuszczał do Hogsmeade!
- No, jakby nie patrzeć, dozwolone wycieczki są od trzeciego roku. Ale to też tłumaczy, czemu mamy aż tak wolną rękę – wszyscy nauczyciele są zajęcie pilnowaniem pierwszych dwóch roczników – zauważył James, kładąc dłoń na moich mocno zaciśniętych pięściach.
Huh, nawet nie zauważyłam, kiedy ścisnęłam ręce na tyle mocno, żeby paznokcie wbiły mi się w ciało. To wszystko musi mnie martwić bardziej niż nawet ja sama sądziłam. Ale jeśli nagle bez jakiegokolwiek powodu ewakuują szkołę? I do tego starają się to ukryć? To może być spowodowane przez tyle różnych rzeczy! Od głupiego spotkania pracowników Ministerstwa Magii, choć to akurat mało prawdopodobne, po zagrażający szkole atak zwolenników Sami-Wiecie-Kogo.  Żadna perspektywa nie jest w sumie jakoś szczególnie zachęcająca, biorąc pod uwagę, że gdyby nastąpiła konieczność organizowania zebrań Aurorów czy kogo tam w Hogwarcie, to źle świadczyłoby to o bezpieczeństwie wszystkich innych instytucji państwowych.
- Ciekawe, co oni tam kombinują w tym zamku? – zamyślił się James z charakterystycznym błyskiem w oku.
O nie, nie, nie. Nie! Nawet mowy nie ma!
- James, nawet o tym nie myśl! – warknęłam głośno, starając się powstrzymać bruneta od wprowadzenia kolejnego durnego pomysłu w życie.
- Ale o czym, skarbie? – spytał się Huncwot niewinnie.
Ale nie ze mną te numery, mój drogi! Za długo cię znam, ta urocza minka niewinnego szczeniaka, którego ktoś ciągle bez powodu podejrzewa o złe zamiary na mnie nie działa!
- Nie udawaj niewiniątka! Doskonale wiesz, o czym mówię! Nie idziemy do Hogwartu, nie i tyle!
- Ale dlaczego? – spytał James, przeciągając samogłoski.
Pfff, jakby to miało na mnie zadziałać.
- Bo, primo, to bezsensu – i tak nie wiesz, gdzie i kiedy cokolwiek się tam zdarzy. Secundo, to mega niebezpieczne. Nie wiemy, czy jest tam jakieś tajne spotkanie, czy też ma być atak Śmierciożerców, a niezależnie od naszych zdolności, nie mamy się co pchać w sam środek ewentualnej bitwy. Że też nie wspomnę o takim małym fakcie jak możliwość użycia przez tych drani zabójczych eliksirów. Nie idziemy. Koniec tematu!
Okej, to powinno go przekonać do zmiany zdania. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Na szczęście, coś tam z mojej przemowy musiało trafić do głowy mojego chłopaka, bo, z zamyśloną miną, pokiwał głową i powiedział:
- Masz całkowitą rację, Lily.
Wow, dosyć dojrzała reakcja. Rok temu spędziłabym dobrą godzinę na przekonywaniu go, a i tak pewnie niewiele bym osiągnęła. Ale chwila moment, on coś nadal mówi, czyżbym zbyt szybko go pochwaliła?
- A tak poza tym, wiedziałaś, że bardzo seksownie wyglądasz, gdy się złościsz?
Świetny sposób na spowodowanie u mnie przedwczesnego zawału, dając mi podstawy do myślenia, że zmieniłeś zdanie, mój drogi. Ale cóż, na nagrodę zasłużyłeś, pomimo głupich komentarzy.
Z tą myślą złapałam Jamesa za krawat i przyciągnęłam do siebie, niemal całkowicie zapominając o naszych przyjaciołach siedzących obok. Huncwot albo sam o nich zapomniał, albo też ich obecność zupełnie mu nie przeszkadzała w entuzjastycznej reakcji na mój pocałunek. Zresztą już po parunastu sekundach reszta świata przestała dla mnie istnieć.
-Te, żuczki! Albo koniec obściskiwania, albo pokój sobie znaleźć! – zaprotestował głośno Syriusz, przerywając nasze małe tête-à-tête.
- Żuczki? – spytał z rozbawieniem James, odrywając się od moich ust i patrząc na przyjaciela z politowaniem.
- No wiesz, małe i irytujące – wytłumaczył Black. – To małe, oczywiście, tyczy się Lily, biorąc pod uwagę, że ty, mój przyjacielu, jesteś wyższy ode mnie.
Tu Łapa dostał serwetką w twarz. Okej, ja rozumiem, że nie jestem szczególnie wysoka, ale jeszcze kwalifikuję się w opcję „średniego wzrostu”, nie jestem wcale niska!
- Tak, Evans, wiemy – obruszył się Syriusz, ściągając serwetkę z głowy. – Ty nie jesteś niska, tylko średniego wzrostu, tak, tak. Słyszeliśmy to setki razy.
- Więc, dlaczego nie dotarło? – spytałam z lekką kpiną w głosie.
- Wiesz, Lily, do takich jak my mało co dociera – odparł chłopak ze śmiechem. – My jesteśmy niereformowalni.
- Tyle to ja wiem – wymamrotałam. Jednak w tym samym czasie spojrzałam na Jamesa i przypomniałam sobie, jaki był kiedyś. Cóż, porównując to z tym, kim jest teraz, mogę ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że jednak nawet Huncwoci są reformowalni.
Remus musiał zauważyć, gdzie powędrował mój wzrok, bo parsknął cicho i wymamrotał:
- Chyba jednak reformowalni.
Co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Czyli wszyscy się zgadzają, że powrót do Hogwartu przed wyznaczoną godziną byłby głupi? – spytał Lunatyk. – Musimy więc znaleźć inny sposób, aby dowiedzieć się, o co chodzi – kontynuował, widząc, że wszyscy pokiwali głowami. – Zróbmy tak…
***
To był głupi, głupi i jeszcze raz głupi pomysł! A podziewałam się, że skoro zaproponował go Remus, to będzie mniej niebezpieczny… Dopiero po chwili James uświadomił mnie, że Remus brał udział w planowaniu prawie wszystkich kawałów i nie zawsze sprawiał on, że były one, hmm, jakby to ująć…, mam, niekoniecznie zmiany wprowadzone przed Lunatyka zmniejszały prawdopodobieństwo wpadki. A tu ja, naiwna, sądziłam, że on ich hamuje…
Ale wkradanie się do pokoju profesorów w czasie rady pedagogicznej?! Cóż, nikt o zdrowych zmysłach nie mógł tego wymyślić. Ani zaakceptować. Co tylko świadczy o pełnym szaleństwie obejmującym naszą gromadkę. Nie mam w ogóle pojęcia, skąd Huncwoci wiedzą o tym, kiedy odbywają się te spotkania naszych nauczycieli. Niestety, nie dali z siebie wyciągnąć żadnych informacji, niezależnie od użytych środków perswazji. A teraz, Evans, skup się, zaczynają rozmawiać o dzisiejszych wydarzeniach.
- Jak zapewne zauważyliście, musieliśmy dzisiaj szybko ewakuować szkołę – zaczął profesor Dumbledore. – Zaplanowane na dzisiaj były wyłącznie egzaminy z teleportacji szóstego roku, ale ze względu na wieści dostarczone przez Ministerstwo Magii, nastąpiła konieczność improwizacji i wyprowadzenia pozostałych uczniów z Hogwartu.
- Tak, Albusie. To wiemy – przerwał dyrektorowi Robinson. – Miałeś nam powiedzieć, dlaczego musieliśmy nagle wysłać wszystkich uczniów do Hogsmeade.
- Właśnie do tego zmierzałem, mój drogi – uspokoił czarodzieja Dumbledore. – Otóż, szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów otrzymał wieści od jednego ze swoich szpiegów wśród Śmierciożerców. Z tego, co mu przekazano, Voldemort planował dzisiaj rozprzestrzenić jeden z eliksirów ze skradzionej księgi, wiadomo, o której mowa, właśnie w Hogwarcie.
- Merlinie… - wyszeptała profesor McGonnagal. – Wiadomo, co to miał być za eliksir?
- Tak, Minerwo, wiadomo – odpowiedział dyrektor. – Tom chciał najwidoczniej uspokoić swoich podwładnych, że ich dzieciom nic nie grozi, aby zapobiec masowej panice. Mikstura ta miała jedynie wzbudzić u wszystkich, ale przede wszystkim u osób całkowicie przeciwnych planom i pomysłom Śmierciożerców, zafascynowanie ideą czystości krwi i pobudzić chęć przyłączenia się do Voldemorta wszystkich tych, którzy to rozważają.
Większość nauczycieli zamrugała ze zdziwieniem i przerażeniem.
- Błagam, powiedz mi, Albusie, że to był fałszywy alarm – wyszeptała błagalnym głosem jedna z nauczycielek, niestety nie poznałam, która.
- Wydaje się, że tak – uspokoił ją dyrektor. – Jednak, całkowitej pewności nabierzemy dopiero po paru dniach, bacznie obserwując zachowanie uczniów. Eliksiry takie jak ten potrzebują dłuższego czasu na zadziałanie.

Wszyscy spojrzeliśmy po sobie w naszej tajnej kryjówce. Nie ma co, szykuje się interesujący tydzień. A już zanosiło się, że chociaż trochę się uspokoi sytuacja w Anglii…

3 komentarze:

  1. Aaa jest! <3 Asiu, przede wszystkim chcę Ci powiedzieć, że pod żadnym pozorem nie powinnaś czuć się "głupio", jak napisałaś. Jesteśmy Ci wdzięczni, że powróciłas, że starasz się nas uszczęśliwić (i robisz to z każdym napisanym przez siebie słowem). I przede wszystkim dziękujemy, że pomimo tak wielu obowiązków i tej nieobecności, nie zawiesiłaś bloga :) I jeszcze jedno: piszesz to opowiadanie przede wszystkim dla siebie. A jak robisz coś dla siebie, to nie może Cię to męczyć, ale uszczęśliwić. Jeżeli będziesz miała taki nawał obowiązków, nie miej wyrzutów, zapomnij ma chwile o blogu i skup się na tym co dla Ciebie najważniejsze :)
    Co do rozdziału: krótki, ale świetny :) po długiej przerwie, powróciłam do opowiadań o Huncwotach i moja miłość do nich znowu wzrosła xD rozdział zabawny i intrygujący... co do tego eliksiru... mam pewne teorie, ale mam nadzieje, że się nie sprawdzą xD
    Pozdrawiam, Ann <3
    PS. Powodzenia przy poprawce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz i słowa otuchy :) I faktycznie, piszę przede wszystkim dla siebie, ale nie lubię nie dotrzymywać obietnic, a niestety ze względu na znacząco zmniejszoną ilość czasu wolnego byłam do tego zmuszona.

      Co do Twoich teorii, zobaczymy :)

      Asia

      Usuń
  2. Matko, ja też muszę chyba przeczytać od początku bo kompletnie nie pamiętam połowy rzeczy z fabuły ;')) no cóż, parę miesięcy bez rozdziału robi swoje, ale ważne, że jest! Lily i James aww <3 Dor i Syrius aww x2 <3
    Voldek, udław się tą swoją księgą. Kocham to ff, pisz szybko następną część :P

    OdpowiedzUsuń