czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 46 ” – ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! „

Wiem, że miał być przedwczoraj, ale w poniedziałek wynikły pewne nieprzewidziane okoliczności i się nie wyrobiłam. Otóż wybrałam się z koleżankami do kina (na Batmana swoją drogą) i kiedy wychodziłam z domu troszeczkę kapało. Zabrałam, więc kurtkę przeciwdeszczową i parasolkę z zamiarem dotarcia na przystanek zanim się całkowicie rozpada. Cóż, niestety mój plan nie wypalił… W połowie drogi rozpętała się burza z takim wiatrem, że połamał mi parasolkę, parę drzew w okolicy i pozrywał linie wysokiego napięcie. Na szczęście prąd wrócił po 10 godzinach. Film był w sumie fajny, tylko do kina dotarłam z dwukolorową sukienką, od pasa w dół, gdzie nie chroniła mnie kurtka, była ona, bowiem całkiem mokra (woda z niej ciekła) i przez to ciemniejsza. A woda zalała mi telefon. Na szczęście przetrwał i działa. Tylko suszył się cały dzień. A z powodu braku prądu nie mogłam w poniedziałek pisać, bo byłam odcięta od komputera. Z kolei z powodu następstw burzy z wtorku na środę nie miałam wczoraj internetu. 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania
Asia
PS
Nowy rozdział w przyszłym tygodniu... Wena mnie naszła, ale dopiero na niego, ten to taki przejściowy i wsprowadzający;)


  
            Szybko wsiadłam do powozu, w którym już znajdowali się moi przyjaciele. Oczywiście nie przestałam się uśmiechać, co chyba zdziwiło i lekko zaniepokoiło moich znajomych, bowiem gdy tylko usiadłam od razu usłyszałam ciche pytanie Ann:
- Lily… Czy wszystko w porządku?
- Oczywiście, że tak. Jest cudownie – odparłam uśmiechając się jeszcze szerzej. Niestety mój uśmiech nie uspokoił nikogo, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
- No, bo wiesz… Ostatnio chodziłaś strasznie zdołowana, a tu nagle szczerzysz się jak, wybacz określenie, głupi do sera – przedstawił wątpliwości wszystkich Remus. – Powtórzę pytanie, czy coś się stało? Złego, dobrego bez różnicy.
            Rozejrzałam się wokół i na twarzach moich towarzyszy dostrzegłam tylko troskę o mnie i lekkie zmartwienie. Zresztą i tak przecież zamierzałam im powiedzieć.
- Dave wyzdrowieje! Byłam w Skrzydle Szpitalnym i pani Pomfrey mi o tym powiedziała.
- To cudownie, Lily! – wykrzyknęły moje przyjaciółki równocześnie, co wywołało śmiech całej reszty.
            Reszta podróży upłynęła nam w miłej atmosferze. Wszyscy byli zadowoleni, że powróciłam do normalności oraz odzyskałam umiejętność cieszenia się życiem. Co do tego drugiego nie sposób się nie zgodzi, ale co do pierwszego mam pewne wątpliwości. A podobno miałaś zacząć znikać? Aż tak mnie tu nie chcesz? A tak a’ propos to ledwo się do ciebie dopchałam, ale skoro nie jestem tu mile widziana to więcej się starać nie będę. No i o to mi chodziło.
            Może, kiedy przestanę mieć to swoiste rozdwojenie jaźni to wreszcie poczuję normalna? Ale to chyba tylko moje płonne nadzieje, bo mając Huncowtów za przyjaciół nie da się być w pełni władz umysłowych.
            Nie mogłam niestety kontynuować swoich rozmyślań, bowiem właśnie dotarliśmy na miejsce. Peter wyszedł pierwszy, zanim Syriusz z Dorcas, następnie James, który pomógł mi wyjść z powozu, a dopiero na koniec Remus wraz z Ann. Swoją drogą chłopak nie wygląda najlepiej… Może jest chory? Muszę się go o to później zapytać.
            Całą grupą udaliśmy się w kierunku Trzech Mioteł, aby pomóc w odbudowie lokalu. Żeby tam dotrzeć musieliśmy przejść przez całą wioskę, miałam, więc możliwość przyjrzenia się postępom prac. Na szczęście idą one naprawdę szybko. Dzięki pomocy uczniów ze starszych klas oraz ludzi przysłanych przez Ministerstwo Magii odrestaurowano już większą część wioski. Bardzo motywujący był fakt, że wszyscy naprawdę zaangażowali się w pomoc mieszkańcom.
Po drodze minęliśmy całkowicie odbudowany sklep Zonka, Miodowe Królestwo, które już prawie wróciło do stanu sprzed pożaru i przy którym odłączył się od nas Peter krzycząc, że wczoraj obiecał wrócić tutaj i pomóc. Jego deklaracja skwitowaliśmy krótkim śmiechem. W końcu sklep ze słodyczami prawie nie ucierpiał, tylko farba na zewnątrz zaczęła odłazić i trzeba było go na powrót pomalować. Jedno czy dwa zaklęcia i gotowe, jednak właściciel wolał metodę tradycyjną i uczniowie malowali budynek bez pomocy magii, co zresztą wydawało się ich uszczęśliwiać, bowiem zajmujący tym Puchoni byli cali w żółtej farbie i co chwilę chichotali. Wszystkie domy, które mijaliśmy po drodze były już całkowicie odbudowane, nimi bowiem zajęto się w pierwszej kolejności.
            Niestety przy barze zostało jeszcze sporo pracy. To jeden z najbardziej zniszczonych budynków. Właściwie nie wiadomo, dlaczego. Może któryś ze Śmierciożerców go nie lubił? Zresztą mniejsza z tym. Najważniejszy jest fakt, że zostało jeszcze naprawdę dużo do zrobienia. Dach runął kompletnie, nie ostała się nawet jedna dachówka. Ściany są całe osmalone, a na dodatek wszystko okrywa popiół. Dołujący widok. Na szczęście wczoraj już coś ruszyło. Dwie ściany są dobudowane, a z pozostałych zaczęto zdrapywać węgiel. Niestety trzeba to robić ręcznie, bo to cholerstwo jest odporne na magię.
            Jako, że nie za bardzo mogłam jeszcze skrobać ściany, to razem z Dorcas poszłam po dachówki. Trzeba je było tylko przelewitować z placu na środku wioski, tam bowiem dostarczano wszystkie potrzebne materiały.
- Jak widzę cieszysz się, że Dave wraca do zdrowia? – zaczęła rozmowę moja przyjaciółka.
- Oczywiście, że się cieszę. Nie wiem, co prawda, ile zajmie mu powrót do pełnej sprawności, ale pani Pomfrey jest przekonana, że nic mu nie będzie – odparłam z uśmiechem.
- To dobrze. Jak sądzisz… Jak będą wyglądały teraz wasze relacje? Bo z tego, co wiem to było nie ciekawie – spytała dziewczyna.
- No niezbyt. Ale ja już go nie kocham. Pozostał sentyment, szacunek oraz fakt, że naprawdę go lubię, ale to już nie jest miłość. Byłoby mi trudno żyć w świecie, w którym jego nie ma, ale to nie jest już to szaleńcze zakochanie. Mam nadzieję, że on czuje to samo i nasze stosunki pozostaną czystko koleżeńskie oraz, że trochę się ocieplą. – Przy ostatnich słowach skrzywiłam się lekko.
- Nie martw się na pewno tak będzie. Może Chook potrzebował czasu, by ochłonąć? W końcu całkiem długo byliście razem.
- Może i masz rację – odpowiedziałam, po czym uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
            Na placu szybko podeszłyśmy do miejsca, gdzie znajdowały się dachówki i szybko zapakowałyśmy je do kartonów, po czym zaczęłyśmy lewitować je do pubu. W drodze powrotnej byłyśmy jednak zbyt zajęte uważaniem na przechodniów, by rozmawiać.
            Gdy dotarłyśmy na miejsce pudła od razu przejęli od nas pracownicy Ministerstwa i szybkimi ruchami różdżek zaczęli odbudowywać dach. Nie zajęło im to dużo czasu, bowiem już po kilkunastu minutach budynek wrócił do stanu prawie wyjściowego. W międzyczasie zauważyłam również, że podczas naszej nieobecności Huncwotom i Ann udało się odrestaurować kolejną ścianę, a ostatnią zajmowali się dopiero, co przybyli Krukoni.
- Nieźle, co? – spytał ktoś za moim plecami. Przestraszył mnie trochę, więc podskoczyłam lekko, co wywołało śmiech Dorcas i stojącego za mną chłopaka.
- Jest całkiem dobrze – odparłam odwracając się. Zobaczyłam wtedy stojącego za mną i szczerzącego zęby w uśmiechu Jamesa Pottera.
- Tak w ogóle to możemy już wracać do Hogwartu. Przy Trzech Miotłach nie ma już dla nas nic do roboty. A kiedy spytałem się profesor McGonnagal, czy ma dla nas jakieś zadanie, to dowiedziałem się, że już wszystkie miejsca wymagające odbudowy są odrestaurowywane przez wystarczającą ilość osób i tylko robilibyśmy tłok.
- W takim razie chodźmy – stwierdziła Dorcas. – Rozumiem, ze reszta naszej paczki udała się już do zamku?
- Jasne. Pobiegli tam, gdy tylko dowiedzieli się, że jesteśmy wolni. Uznałem, ze poczekam na was i przekażę wam tę nowinę – odpowiedział szybko chłopak.
- Aż tak byli głodni? – spytałam ze śmiechem. Na powracających z Hogsmeade czekała, bowiem przygotowana przez skrzaty kolacja.
- Pewnie tak – odpowiedział James, jednak z jego oczu dało się wyczytać, że nie mówi całej prawdy. Mimo to nie miałam zamiaru go o to męczyć.
- Tak przy okazji… Co się dzieje z Remusem? Nie wyglądał rano najlepiej – zapytałam cicho.
- Źle się rano czuł, ale nie dał się przekonać, aby zostać w Hogwarcie.
            Ponownie miałam niejasne przeczucie, że chłopak nie mówi nam wszystkiego.
- Ale jest mu już lepiej? – Kiedy Dorcas dostrzegła, że Potter skinął głową, kontynuowała. - Gdyby nadal źle się czuł, to bezzwłocznie zabierzcie go do pani Pomfrey!
- Wiemy o tym, Dor – obruszył się James, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.
- Później się pokłócicie. Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodna.
- Trzeba było jeść śniadanie, Evans – stwierdził Rogacz z wrednym uśmieszkiem.
- Nie byłam głodna, Potter – odparłam, patrząc na chłopaka wzrokiem, który w założeniu miał być zabójczy, jednak on tylko się roześmiał. Składam reklamację na morderczy wzrok numer cztery.
            Dorcas także zignorowała moją wkurzoną minę i złapała zarówno mnie jak i Jamesa za nadgarstek oznajmiając, że w tym tempie to my do jutro nie wrócimy do zamku.
            Kiedy wieczorem kładłam się spać wreszcie byłam zadowolona, a w moje dzisiejsze sny były dosyć przyjemne. Poza tym napawały optymizmem.
            Następnego dnia obudziłam się tuż przed budzikiem, więc wyłączyłam go, aby nie budził moich przyjaciółek. Ostatnio ustaliłyśmy, bowiem, że jedna z nas wstaje pierwsza i idzie do łazienki, po czym po wyjściu budzi drugą. I w sumie całkiem fajnie to funkcjonuje. Nie dość, że dłużej można pospać, to jeszcze nie narzeka się, że ktoś za długo siedzi w łazience.
            Złapałam pierwszą lepszą szatę szkolną i szybko poszłam się umyć i ogarnąć. Niestety doprowadzenie moich włosów, do jako takiego porządku trochę trwało. Na szczęście efekt finalny był całkiem zadowalający. Po wyjściu z łazienki od razu obudziłam Ann i jednym uchem słuchając jej sarkania na temat tego, że mogłam ją obudzić wcześniej, zaczęłam się pakować.
            Na szczęście nie mamy dzisiaj męczących lekcji. Tylko dwie godziny eliksirów, transmutacja, obrona i zielarstwo. Chociaż z drugiej strony teraz nas strasznie na wszystkim męczą, w końcu do sumów niedaleko.
            Gdy tylko moje przyjaciółki skończyły się przygotowywać, zeszłyśmy na śniadanie. Huncwoci byli już w Wielkiej Sali, jednak nie było wśród niech Remusa. Może czuł się gorzej niż wczoraj? Kiedy usiadłyśmy obok chłopaków, od razu spytałam o to Jamesa.
- Rano Lunatyk czuł się naprawdę źle, więc zabraliśmy go do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey stwierdziła, że jest chory na coś zakaźnego, więc mamy się do nie go nie zbliżać. Na szczęście w ciągu kilku dni wyzdrowieje.
- Mam nadzieję. Tak a’ propos to, o co chodzi z tymi waszymi ksywkami, bo od dłuższego czasu próbuję to rozgryźć, ale mi nie wychodzi?
- To nasza słodka tajemnica, Ruda – odpowiedział Syriusz. – Musisz sama zgadnąć.
            Stłumiłam zirytowane westchnięcie i zabrałam się do jedzenia. Reszta posiłku upłynęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. Przed zajęciami zaszłam jeszcze szybko do Skrzydła Szpitalnego, żeby zobaczyć, co z Dave’em. Niestety pani Pomfrey nie dopuściła mnie do niego, a jedynie poinformowała mnie, że jest lepiej, a zobaczyć go mogę dopiero za trzy dni, bo podała mu jakieś lekarstwa. Kit z tym, że on jest przecież w śpiączce.
            W sumie lekcje były dosyć nudne. Ciągle tylko to „niedługo SUMy, musicie się przygotowywać jak najpilniej! Ja za was tych testów nie napiszę” powtarzane w kółko aż do znudzenia przez opiekunkę naszego domu i innych profesorów. No zwariować można. Zgadzam się w stu procentach. A może tak jakieś dzień dobry? Dawno cię nie było, to tak przy okazji. Wiem, niedługo pewnie w ogóle nie będziesz mnie słyszeć, choćbym darła się z całą siłą mych nieistniejących płuc. A ty się lepiej przygotowuj do SUMów, bo jeszcze nie zdasz.
            Uznałam, że moje sumienie ma rację i postanowiłam resztę dnia spędzić na powtarzaniu wiadomości z pięciu lat nauki. Ciężkie zadanie, jeśli mam być szczera. Mimo wszystko muszę się do tego zabrać, bo jeszcze ta wredotą wykracze. Usiadłam, więc do książek zaraz po zakończeniu lekcji z zamiarem nie odejścia od nich aż do wieczora, jednak zamiary zamiarami, a co wyjdzie to wyjdzie.
            Wieczorem tuż po wzejściu księżyca oderwałam się na chwilę od nauki, żeby wyjrzeć przez okno. Doprawdy dzisiaj mamy przepiękną pełnię. Niestety niedane było mi cieszyć się pięknym widokiem zbyt długo, bowiem przez wejście do Pokoju Wspólnego wpadli Syriusz i James, którzy nie przerywając zawziętej kłótni pobiegli prosto do swojego dormitorium.
            Oczywiście nie mogłam nie pójść za nimi. Ach ta ciekawość. Pierwszy stopień do piekła. I co z tego? To zbyt interesujące, żeby to przegapić. Oni naprawdę rzadko się tak poważnie kłócą. Poza tym Potter był cały w jakichś gałązkach i ziemi i zastanawia mnie, co mu się stało. Z tego powodu, gdy tylko dotarłam do drzwi pokoju chłopaków, przyłożyłam do nich ucho i ze zdziwieniem zaczęłam przysłuchiwać się zażartej kłótni.
- To go mogło zabić, Syriuszu! – wrzasnął Rogacz.
- Nie zabiło. Poza tym sam jest sobie winien! Nie musiał przecież mnie słuchać! – odparował Syriusz.
            Ni w ząb nie rozumiem, o co im chodzi.
- Przecież to było do przewidzenia, że będzie chciał znaleźć na nas jakiegoś haka! Czy ty oszalałeś do cholery?! – James był wyraźnie wściekły.
- Nie, nie oszalałem. Poza tym nic mu nie jest, nie dramatyzuj, przecież go nie znosisz! – Ja dalej nie wiem, o kim, ani o czym Black mówi.
- Co nie znaczy, że życzę mu śmierci! Syriuszu, do cholery jasnej, Snape mnie nie obchodzi, ale za to mogli cię wywalić! Ciesz się, idioto, że Dumbledore nie był surowy!
- Nie był, bo wyciągnąłeś tego Smarka z tunelu do Wrzeszczącej Chaty – powiedział już spokojnie Syriusz.
- Tak, jakby nie patrzeć to uratowałem mu życie, a tobie skórę, bo gdyby coś mu się stało, to na pewno by cię wylali. Poza tym pomyśl jak Remus by się czuł, gdyby coś komuś zrobił.
            Dalszej części rozmowy, tudzież kłótni już nie słyszałam, ponieważ chłopacy przestali się na siebie drzeć. Prawdę mówiąc nie zrozumiałam z ich sporu zbyt wiele. Tylko tyle, że Potter wyciągnął Sev’a z tunelu do Wrzeszczącej Chaty, swoją drogą nie wiem, gdzie on jest, tym samym ratując mu życie. A do wejścia do tego przejścia sprowokował Severusa Black. Muszę z nim porozmawiać. Z Sev’em, nie Blackiem. Poza tym, co ma z tym wszystkim wspólnego Lupin.
            Nie miałam tylko pojęcia, w jaki sposób dostać się do PW Ślizgonów, albo jak wyciągnąć z niego mojego przyjaciela. W każdym bądź razie udałam się w kierunku lochów. Kiedy niemal wpadłam na wybiegającego z korytarza na drugim piętrze Severusa uznałam, że mam dzisiaj niebywałe szczęście.
            Przyjrzałam się chłopakowi uważnie. Był wyraźnie czymś zdenerwowany. Oprócz tego był bledszy niż zwykle, a szaty miał tak samo uwalane jak James. Poza tym jego oczy płonęły w zdecydowanie niezdrowym ogniem. Gdyby go nie znała mogłabym się przestraszyć ich wyrazu. Oprócz tego cała jego twarz wykrzywiona była w grymasie jakiejś mieszanki złości i nienawiści. Powiem wam szczerze wyglądał jakby oszalał. Jednak, gdy mnie zauważył, zaczął się uspokajać. Jego oczy przygasły, a twarz się rozpogodziła. Spojrzał na mnie całkowicie przytomnie i spytał:
- Hej, Lily, co cię do mnie sprowadza?
- Podsłuchana rozmowa, czy raczej awantura. Choć, przecież nie będziemy rozmawiać na korytarzu – odpowiedziałam, po czym złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku pustej sali znajdującej się niedaleko.
- No, o co chodzi? – zapytał Severus, kiedy tylko rzucił zaklęcia uniemożliwiające podsłuchiwanie na drzwi.
- Co się stało dzisiaj w tym tunelu do Wrzeszczącej Chaty i dlaczego posłuchałeś się Blacka?
            Chłopak westchnął ciężko, ale odpowiedział:
- Jak pewnie doskonale wiesz zastanawiają mnie comiesięczne nieobecności Lupina. – Kiedy skinęłam głową, kontynuował – Black wspomniał coś o nich wczoraj, kiedy byłem niedaleko niego i Pottera, po czym niby przypadkiem zaczął gadać coś właśnie o tym tunelu, do którego wejście znajduje się pod Bijącą Wierzbą. – Tu spojrzał na mnie groźnie i dodał – Ale nawet nie próbuj tam włazić.
- Nie będę, a ty kontynuuj.
- W każdym razie poszedłem tam dzisiaj, kiedy zobaczyłem jak Pomfrey prowadzi tam Lupina. Odczekałem chwilę, aż pielęgniarka się oddali, po czym wszedłem do tego tunelu. Black wspomniał też jak unieszkodliwić wierzbę, ale tego ci nie powiem, żeby cię nie kusiło. – Tu uśmiechnął się krzywo. – Nie spodziewałem się niczego niebezpiecznego. Dotarłem niemalże do końca przejścia, gdy nagle usłyszałem wycie jakiegoś zwierzęcia, oraz fakt, że ten stwór zerwał się do biegu. W tym samym momencie poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i wyciąga z tunelu. Potem się zorientowałem, że to Potter.
- Czegoś mi nie mówisz – stwierdziłam widząc dziwny wyraz jego oczu.
- Widziałem to zwierzę. Niestety nie mogę ci powiedzieć, co to było. W końcu z dyrektorem się nie dyskutuje.
- Nie jesteś jakoś szczególnie wdzięczny Jamesowi. Po z tego, co słyszę to twój stosunek do niego nie zmienił się ani o jotę – spytałam zaciekawiona.
- Masz rację. Potter nie ratował mnie, tylko swojego kumpla i siebie. Całkowicie egoistyczna postawa.
            Spojrzałam na przyjaciela jak na przybysza z innej planety. Rogacz uratował mu życie, a ten… Nic. Zresztą Syriusz to samo. Naraził, co najmniej, zdrowie Severusa i nawet mu powieka nie drgnęła. Oni są siebie warci! Obaj tak samo nieczuli i niewrażliwi. Chłopak jednak musiał zauważyć mój wyraz twarz, bowiem dodał po chwili:
- To nie tak, Lily, że nie jestem mu w ogóle wdzięczny. Po prostu nie zamierzam mu dziękować. Poza tym nie podoba mi się fakt, że w pewien sposób jestem mu coś winien. – To już bardziej mi pasowało do niego. Nie znosił niespłaconych długów, w szczególności wobec osób, których nienawidzi, ale to chyba normalne.
- Rozumiem… A tak w ogóle to, co u ciebie? – spytałam, uśmiechając się ciepło.
- Normalnie, tylko sporo nauki przed SUMami.- Chłopak wydawał się być bardzo zadowolony, że zmieniliśmy temat.
- I tak większość masz już w małym palcu. W szczególności Eliksiry – stwierdziłam ze śmiechem, patrząc na niego sugestywnie.
- Jasne, ale znając ciebie to już od ponad miesiąca jesteś przygotowana. Mimo wszystko nadal sądzisz, że nic nie umiesz. No, przyznaj.
- Może i tak, może i nie – odparłam uśmiechając się tajemniczo.
            W odpowiedzi chłopak tylko się roześmiał i pokręcił głową nad moim wątpliwym poziomem intelektualnym. Tu się zgodzę w stu procentach zdecydowanie wątpliwym. Bardzo śmieszne.
 - Może jeszcze pogadać, czy musisz już lecieć? – zapytałam widząc, że chłopak zerka na zegarek.
- Niestety, ale muszę lecieć. Urwanie głowy z tymi SUMami, a ja muszę jeszcze napisać wypracowanie na Historię Magii. – Chłopak uśmiechnął się cierpiętniczo po ostatnich słowach.
- Oj… To powodzenia biedaku i do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Lily! – pożegnał się Severus i już go nie było.
            Postąpiłam tak samo jak on i szybko wyszłam z sali, po czym udałam się o do wieży Gryffindoru. Przechodząc przez salon zobaczyłam rozmawiających i śmiejących się Huncwotów. Doszłam, więc do wniosku, ze ten niewielki spór nie wpłynął w żaden negatywny sposób na ich przyjaźń. Nie przyglądałam im się jednak za bardzo, tylko od razu poszłam do dormitorium i położyłam się spać. Powtórki do SUMów strasznie mnie wykończyły.
            W gruncie rzeczy przez następne kilka tygodni nie działo się nic ciekawego. Mój typowy dzień wyglądał tak: wstanie z łóżka, śniadanie, wizyta u Dave’a, lekcje, obiad, powtórka do SUMów i zadania domowe, spotkania z przyjaciółmi, kolacja, sen.
            I tak w kółko. No może weekendy wyglądały trochę inaczej. Poza tym mój były chłopak po dwóch tygodniach wyszedł ze szpitala. Niestety nasze relacje nie zmieniły się zbytnio. Co prawda z każdym dniem, co raz częściej rozmawialiśmy, ale nie było to już to, co kiedyś. Przygotowania do SUMów szły pełną parą, zresztą te do Owutemów też. Dosłownie wszędzie można było teraz znaleźć substancje wspomagające umysł i ułatwiające naukę. Niektórzy niestety w to wierzyli i płacili sporo pieniędzy za np. sproszkowany ogon salamandry i inne takie.
            Aż w końcu nadszedł ten pełen napięcie dzień. Rozpoczęły się egzaminy. Jak dowiedziałam się na Transmutacji będą one trwały dwa tygodnie, rano część pisemna, po południu praktyczna. Pierwszego dnia był egzamin z Eliksirów, potem nadszedł czas na Historię Magii, Zielarstwo i Wróżbiarstwo. Dzisiaj mieliśmy egzamin z OPCM. Wszystkie te, które się odbyły poszły mi nawet nieźle, ale zostało jeszcze przecież kilka. Cóż pożyjemy, zobaczymy.
            Gdy tylko nadeszła godzina rozpoczęcia testu z OPCM weszłam do Wielkiej Sali i usiadłam w jednym z tylnych rzędów. Dzięki temu miałam widok na wszystkich moich przyjaciół. Jednak nie miałam zbyt wiele czasu na przyglądanie im się, bowiem kiedy tylko otrzymałam swoją kartkę z pytaniami była to jedyna rzecz, na której mogłam się skupić.
            Pytania nie były też wybitnie skomplikowane. Zaczęło się prosto, ponieważ należało powiedzieć, czym jest czarna, a czym biała magia i znaleźć między nimi różnice. A zatem poziom I klasy. Potem było parę pytań o zaklęcie obronne czy magiczne stworzenia o np. pytanie dziesiąte dotyczyło wilkołaka. I tak dalej i tak dalej. W każdym razie skończyłam trochę przed czasem i miałam chwilę, aby zobaczyć, jak idzie moim przyjaciołom.
            James ziewnął, zmierzwił włosy, swoją drogą nie znoszę tego jego nawyku, po czym odwrócił się do Syriusza, który pokazał mu uniesiony kciuk. Potter wrócił, więc do swojego zajęcia, czyli skrobania czegoś na skrawku papieru. Łapa z kolei nadal bujał się na krześle, a siedząca za nim dziewczyna patrzyła na niego tęsknie… Ciekawe, co na to Dorcas? Remus wyglądał dosyć blado i mizernie… Aż tak stresuje się egzaminami? E każdym razie marszczył brwi czytając ponownie odpowiedzi, ale ja i tak dam sobie głowę uciąć, że napisał wszystko dobrze. Glizdek wyglądał na zaniepokojonego i co chwilę zerkał na kartkę swojego sąsiada. Ale bądźmy dobrej myśli, na pewno nie jest aż tak źle jak on sądzi. Ann i Dorcas w skupieniu wykorzystywały ostatnie minuty. Zresztą tak samo jak Severus, który swoim wąskim pismem szybko zapisywał kartkę. Ten to już na sto procent wszystko ma dobrze.
            W tym momencie zabrzmiał gong oznajmiający koniec SUMa, a profesor Flitwick pisnął:
- Pióra na bok, proszę! To dotyczy również ciebie, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, podczas gdy ja będę zbierał wasze pergaminy! Accio!
            Ponad setka rolek pergaminu poszybowała w powietrzu prosto w rozpostarte ramiona nauczyciela zwalając go z nóg. Pół Sali wybuchło na to śmiechem, a kilku uczniów z przednich ławek podniosło się, chwyciło profesora Flitwicka pod ręce i postawiło go z powrotem na nogi.
- Dziękuję, dziękuję – wysapał starszy czarodziej – No dobrze, wszyscy jesteście wolni.
            Słysząc te słowa wszyscy udaliśmy się do wyjścia. Szybko złapałam Ann i Dorcas, po czym razem z nimi udałam się nad jezioro. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Huncwotów siadających pod bukiem nad brzegiem wody i Severusa nadal pochłoniętego egzaminem. Roześmiała się cicho, po czym podbiegłam do swoich przyjaciółek.
- I jak tam? – spytałam, kątem oka nadal obserwując chłopaków. Miałam niejasne, ale złe przeczucia.
- W sumie dobrze… Nie było źle – odpowiedziała Ann – A jak u was?
- Chyba ok – odpowiedziałyśmy z Dorcas w tym samym momencie.
Równocześnie zauważyłam też, że James bawi się zniczem i co chwilę zerka w naszym kierunku… Mam nadzieję, że nie wróci do dawnych zachowań… Moje milczenie musiało jednak przykuć uwagę moich przyjaciółek, bowiem podążyły one za moim wzrokiem, po czym zapytały:
- O co chodzi, Lil?
- Mam złe przeczucia. Naprawdę. Potter chyba wraca do dawnych przyzwyczajeń. No popatrzcie na niego. – W tym momencie wskazałam ręką na Rogacza łapiącego znicza i piszczącego z zadowolenia Petera. – A już miałam nadzieję, że mu przeszło – westchnęłam cicho.
- Może mu przeszło, Lil. A nuż próbuje się tylko odstresować po egzaminie? – spytała Ann, jednak bez większej nadziei w głosie.
- Pewnie masz racje. – Jednak w momencie wypowiedzenia tych słów wiedziałam już, że moja przyjaciółka nie ma racji. Zerwałam się na równe nogi i wrzasnęłam – ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU!

13 komentarzy:

  1. Och, widać, ze przejściowy, ale i tak interesujący. I można zauważyć, co będzie potem. Lily krzyczy na Jamesa, ratuje Sev'a, a on nazywa ją szlamą. Tylko ciekawi mnie, jak Ty to pokarzesz i te przemyślenia Lily i w ogóle.. Dobrze, ze Dave wrócił do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, od razu po zobaczeniu tytułu rozdziału domyśliłam się, o co chodzi ;D. I w sumie się nie myliłam ;). Wiesz co? Cieszę się, ze jednak nie opisałaś tej sceny, bo ona jest już monotonna, a dla mnie irytująca... tak więc bardzo dobrze, że urwałaś w takim momencie ^^. Tylko szkoda, że przez to kontakty Lily i Jamesa ulegną diametralnej zmianie... no chyba, że czymś nas zaskoczysz? ;D
    Jednak pomimo tego ostatniego zdarzenia, rozdział bardzo mi się podoba... Hah, no i oczywiście nasza ciekawska Lilka musiała coś podsłuchać . Tak się zastanawiam, czy ona niczego nie podejrzewa... przecież z tych informacji, jakimi ona teraz dysponuje, bardzo łatwo wywnioskować, że Remus jest wilkołakiem... ;p
    Oo, to dobrze, że Cię wena naszła! Bardzo dobrze ;).

    Pozdrawiam!

    [przekleta-prawda.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne opowiadanie :) nie doszłam jeszcze do ostatniego napisanego rozdziału, ale stwierdziłam, że cię zmotywuję tym komentarzem do pisania ;D na serio, genialnie :)
    a tymczasem zapraszam na mojego nowo założonego bloga o Lily i Huncwotach -http://nie-oszukasz-przeznaczenia.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję Lily. Tak cały czas słyszeć o SUMach? Ale jakoś to przeżyła. ;) Podobnie jak Angel jestem ciekawa jak opiszesz te przemyślenia Lily po nazwaniu jej szlamą przez Seva. Czekam na nn. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo znajoma scena na końcu <3 Normalnie jestem tak przyzwyczajona do regularnego czytania tego bloga xD To coś niesamowitego jak dla mnie xD Już nie pamiętam od którego rozdziału śledzę tą historię ale dłuuuugo :D
    Cieszę się, że wena wróciła :D Ahh ten James xD Jednak zdecydowanie jestem zadowolona z braku Dave'a :D Jak on mnie wkurzał xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie rozumiem dlaczego Lily nic nie podejrzewa, mając takie informacje już powinna wiedzieć ze Lunatyk to wilkołak.
    I jestem strasznie ciekawa jak pokażesz tą nam dobrze znaną scenę z perspektywy Lilki.
    Aach. czekam na następny rozdział <3
    [potterowski-sposob-podrywu.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam wszystkie rozdziały. Ta opowieść jest świetna. Taka ciekawa i wgl. Będę czytała regularnie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Obecna:)
    Nadrobiłam notki:) Bardzo mi się podobały. Ach, było mi smutno, jak Lily się okaleczyła, ale dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Pomoc Pottera niezwykle była potrzebna^^ Ach, to smutne, że polegli uczniowe, dobrze, że dyrektor ogłosił dwa dni żałoby. No i bardzo ucieszył mnie fakt, że Dave'owi nic nie jest. Dobrze, że powrócił do zdrowia:) Och tak Lily i te jej podsłuchy:) Zdaje mi się, że po tym co dowiedziała się od Severusa, będzie dochodzić do tego, co dzieje się z Remusem. No i teraz końcówka dość niezła. Oj, będzie się dział:)

    Życzę wenki:)
    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne, właśnie zaczęłam czytać wszystkie twoje rozdziały. Są naprawdę niesamowite, zapraszam do mnie http://na-zawszelily-evans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. U-W-I-E-L-B-I-A-M T-E-G-O B-L-O-G-A !!!!
    Przepraszam, że nie napisze nic sensownego i oryginalnego, bo pewnie już miliony razy czytałaś jakie to ty masz świetne opowiadania, a ja nie będę oryginalna i napisze to samo
    "Jakie ty masz świetne opowiadania ;)
    rose-and-scorpius.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział :D Prowadzisz cudownego bloga ;D
    Mogłabyś powiadamiac mnie o nn na zycie-prawie-jak-marzenie.bloog.pl ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze nie doszłam do końca ale brnę ! Czekam na akcję !

    OdpowiedzUsuń