Wiem,
że miał być przedwczoraj, ale w poniedziałek wynikły pewne nieprzewidziane
okoliczności i się nie wyrobiłam. Otóż wybrałam się z koleżankami do kina (na
Batmana swoją drogą) i kiedy wychodziłam z domu troszeczkę kapało. Zabrałam,
więc kurtkę przeciwdeszczową i parasolkę z zamiarem dotarcia na przystanek
zanim się całkowicie rozpada. Cóż, niestety mój plan nie wypalił… W połowie
drogi rozpętała się burza z takim wiatrem, że połamał mi parasolkę, parę drzew
w okolicy i pozrywał linie wysokiego napięcie. Na szczęście prąd wrócił po 10
godzinach. Film był w sumie fajny, tylko do kina dotarłam z dwukolorową
sukienką, od pasa w dół, gdzie nie chroniła mnie kurtka, była ona, bowiem
całkiem mokra (woda z niej ciekła) i przez to ciemniejsza. A woda zalała mi
telefon. Na szczęście przetrwał i działa. Tylko suszył się cały dzień. A z
powodu braku prądu nie mogłam w poniedziałek pisać, bo byłam odcięta od
komputera. Z kolei z powodu następstw burzy z wtorku na środę nie miałam wczoraj internetu.
Pozdrawiam
i zapraszam do czytania i komentowania
Asia
PS
Nowy rozdział w przyszłym tygodniu... Wena mnie naszła, ale dopiero na niego, ten to taki przejściowy i wsprowadzający;)
Szybko
wsiadłam do powozu, w którym już znajdowali się moi przyjaciele. Oczywiście nie
przestałam się uśmiechać, co chyba zdziwiło i lekko zaniepokoiło moich
znajomych, bowiem gdy tylko usiadłam od razu usłyszałam ciche pytanie Ann:
-
Lily… Czy wszystko w porządku?
- Oczywiście,
że tak. Jest cudownie – odparłam uśmiechając się jeszcze szerzej. Niestety mój
uśmiech nie uspokoił nikogo, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
-
No, bo wiesz… Ostatnio chodziłaś strasznie zdołowana, a tu nagle szczerzysz się
jak, wybacz określenie, głupi do sera – przedstawił wątpliwości wszystkich
Remus. – Powtórzę pytanie, czy coś się stało? Złego, dobrego bez różnicy.
Rozejrzałam się wokół i na twarzach
moich towarzyszy dostrzegłam tylko troskę o mnie i lekkie zmartwienie. Zresztą
i tak przecież zamierzałam im powiedzieć.
-
Dave wyzdrowieje! Byłam w Skrzydle Szpitalnym i pani Pomfrey mi o tym
powiedziała.
- To
cudownie, Lily! – wykrzyknęły moje przyjaciółki równocześnie, co wywołało
śmiech całej reszty.
Reszta podróży upłynęła nam w miłej
atmosferze. Wszyscy byli zadowoleni, że powróciłam do normalności oraz
odzyskałam umiejętność cieszenia się życiem. Co do tego drugiego nie
sposób się nie zgodzi, ale co do pierwszego mam pewne wątpliwości. A
podobno miałaś zacząć znikać? Aż tak mnie tu nie chcesz? A tak a’ propos
to ledwo się do ciebie dopchałam, ale skoro nie jestem tu mile widziana to
więcej się starać nie będę. No i o to mi chodziło.
Może, kiedy przestanę mieć to
swoiste rozdwojenie jaźni to wreszcie poczuję normalna? Ale to chyba tylko moje
płonne nadzieje, bo mając Huncowtów za przyjaciół nie da się być w pełni władz
umysłowych.
Nie mogłam niestety kontynuować
swoich rozmyślań, bowiem właśnie dotarliśmy na miejsce. Peter wyszedł pierwszy,
zanim Syriusz z Dorcas, następnie James, który pomógł mi wyjść z powozu, a
dopiero na koniec Remus wraz z Ann. Swoją drogą chłopak nie wygląda najlepiej…
Może jest chory? Muszę się go o to później zapytać.
Całą grupą udaliśmy się w kierunku
Trzech Mioteł, aby pomóc w odbudowie lokalu. Żeby tam dotrzeć musieliśmy
przejść przez całą wioskę, miałam, więc możliwość przyjrzenia się postępom
prac. Na szczęście idą one naprawdę szybko. Dzięki pomocy uczniów ze starszych
klas oraz ludzi przysłanych przez Ministerstwo Magii odrestaurowano już większą
część wioski. Bardzo motywujący był fakt, że wszyscy naprawdę zaangażowali się
w pomoc mieszkańcom.
Po drodze minęliśmy całkowicie odbudowany sklep Zonka, Miodowe
Królestwo, które już prawie wróciło do stanu sprzed pożaru i przy którym
odłączył się od nas Peter krzycząc, że wczoraj obiecał wrócić tutaj i pomóc.
Jego deklaracja skwitowaliśmy krótkim śmiechem. W końcu sklep ze słodyczami
prawie nie ucierpiał, tylko farba na zewnątrz zaczęła odłazić i trzeba było go
na powrót pomalować. Jedno czy dwa zaklęcia i gotowe, jednak właściciel wolał
metodę tradycyjną i uczniowie malowali budynek bez pomocy magii, co zresztą
wydawało się ich uszczęśliwiać, bowiem zajmujący tym Puchoni byli cali w żółtej
farbie i co chwilę chichotali. Wszystkie domy, które mijaliśmy po drodze były
już całkowicie odbudowane, nimi bowiem zajęto się w pierwszej kolejności.
Niestety przy barze zostało jeszcze
sporo pracy. To jeden z najbardziej zniszczonych budynków. Właściwie nie
wiadomo, dlaczego. Może któryś ze Śmierciożerców go nie lubił? Zresztą mniejsza
z tym. Najważniejszy jest fakt, że zostało jeszcze naprawdę dużo do zrobienia.
Dach runął kompletnie, nie ostała się nawet jedna dachówka. Ściany są całe
osmalone, a na dodatek wszystko okrywa popiół. Dołujący widok. Na szczęście
wczoraj już coś ruszyło. Dwie ściany są dobudowane, a z pozostałych zaczęto
zdrapywać węgiel. Niestety trzeba to robić ręcznie, bo to cholerstwo jest
odporne na magię.
Jako, że nie za bardzo mogłam
jeszcze skrobać ściany, to razem z Dorcas poszłam po dachówki. Trzeba je było
tylko przelewitować z placu na środku wioski, tam bowiem dostarczano wszystkie
potrzebne materiały.
-
Jak widzę cieszysz się, że Dave wraca do zdrowia? – zaczęła rozmowę moja
przyjaciółka.
-
Oczywiście, że się cieszę. Nie wiem, co prawda, ile zajmie mu powrót do pełnej
sprawności, ale pani Pomfrey jest przekonana, że nic mu nie będzie – odparłam z
uśmiechem.
- To
dobrze. Jak sądzisz… Jak będą wyglądały teraz wasze relacje? Bo z tego, co wiem
to było nie ciekawie – spytała dziewczyna.
- No
niezbyt. Ale ja już go nie kocham. Pozostał sentyment, szacunek oraz fakt, że
naprawdę go lubię, ale to już nie jest miłość. Byłoby mi trudno żyć w świecie,
w którym jego nie ma, ale to nie jest już to szaleńcze zakochanie. Mam
nadzieję, że on czuje to samo i nasze stosunki pozostaną czystko koleżeńskie
oraz, że trochę się ocieplą. – Przy ostatnich słowach skrzywiłam się lekko.
-
Nie martw się na pewno tak będzie. Może Chook potrzebował czasu, by ochłonąć? W
końcu całkiem długo byliście razem.
-
Może i masz rację – odpowiedziałam, po czym uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Na placu szybko podeszłyśmy do
miejsca, gdzie znajdowały się dachówki i szybko zapakowałyśmy je do kartonów,
po czym zaczęłyśmy lewitować je do pubu. W drodze powrotnej byłyśmy jednak zbyt
zajęte uważaniem na przechodniów, by rozmawiać.
Gdy dotarłyśmy na miejsce pudła od
razu przejęli od nas pracownicy Ministerstwa i szybkimi ruchami różdżek zaczęli
odbudowywać dach. Nie zajęło im to dużo czasu, bowiem już po kilkunastu
minutach budynek wrócił do stanu prawie wyjściowego. W międzyczasie zauważyłam
również, że podczas naszej nieobecności Huncwotom i Ann udało się odrestaurować
kolejną ścianę, a ostatnią zajmowali się dopiero, co przybyli Krukoni.
-
Nieźle, co? – spytał ktoś za moim plecami. Przestraszył mnie trochę, więc
podskoczyłam lekko, co wywołało śmiech Dorcas i stojącego za mną chłopaka.
-
Jest całkiem dobrze – odparłam odwracając się. Zobaczyłam wtedy stojącego za
mną i szczerzącego zęby w uśmiechu Jamesa Pottera.
- Tak
w ogóle to możemy już wracać do Hogwartu. Przy Trzech Miotłach nie ma już dla nas
nic do roboty. A kiedy spytałem się profesor McGonnagal, czy ma dla nas jakieś
zadanie, to dowiedziałem się, że już wszystkie miejsca wymagające odbudowy są
odrestaurowywane przez wystarczającą ilość osób i tylko robilibyśmy tłok.
- W
takim razie chodźmy – stwierdziła Dorcas. – Rozumiem, ze reszta naszej paczki
udała się już do zamku?
-
Jasne. Pobiegli tam, gdy tylko dowiedzieli się, że jesteśmy wolni. Uznałem, ze
poczekam na was i przekażę wam tę nowinę – odpowiedział szybko chłopak.
- Aż
tak byli głodni? – spytałam ze śmiechem. Na powracających z Hogsmeade czekała,
bowiem przygotowana przez skrzaty kolacja.
-
Pewnie tak – odpowiedział James, jednak z jego oczu dało się wyczytać, że nie
mówi całej prawdy. Mimo to nie miałam zamiaru go o to męczyć.
- Tak
przy okazji… Co się dzieje z Remusem? Nie wyglądał rano najlepiej – zapytałam
cicho.
-
Źle się rano czuł, ale nie dał się przekonać, aby zostać w Hogwarcie.
Ponownie miałam niejasne przeczucie,
że chłopak nie mówi nam wszystkiego.
-
Ale jest mu już lepiej? – Kiedy Dorcas dostrzegła, że Potter skinął głową,
kontynuowała. - Gdyby nadal źle się czuł, to bezzwłocznie zabierzcie go do pani
Pomfrey!
- Wiemy
o tym, Dor – obruszył się James, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.
-
Później się pokłócicie. Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodna.
-
Trzeba było jeść śniadanie, Evans – stwierdził Rogacz z wrednym uśmieszkiem.
-
Nie byłam głodna, Potter – odparłam, patrząc na chłopaka wzrokiem, który w
założeniu miał być zabójczy, jednak on tylko się roześmiał. Składam reklamację
na morderczy wzrok numer cztery.
Dorcas także zignorowała moją
wkurzoną minę i złapała zarówno mnie jak i Jamesa za nadgarstek oznajmiając, że
w tym tempie to my do jutro nie wrócimy do zamku.
Kiedy wieczorem kładłam się spać wreszcie
byłam zadowolona, a w moje dzisiejsze sny były dosyć przyjemne. Poza tym
napawały optymizmem.
Następnego dnia obudziłam się tuż
przed budzikiem, więc wyłączyłam go, aby nie budził moich przyjaciółek.
Ostatnio ustaliłyśmy, bowiem, że jedna z nas wstaje pierwsza i idzie do
łazienki, po czym po wyjściu budzi drugą. I w sumie całkiem fajnie to
funkcjonuje. Nie dość, że dłużej można pospać, to jeszcze nie narzeka się, że
ktoś za długo siedzi w łazience.
Złapałam pierwszą lepszą szatę
szkolną i szybko poszłam się umyć i ogarnąć. Niestety doprowadzenie moich
włosów, do jako takiego porządku trochę trwało. Na szczęście efekt finalny był
całkiem zadowalający. Po wyjściu z łazienki od razu obudziłam Ann i jednym
uchem słuchając jej sarkania na temat tego, że mogłam ją obudzić wcześniej,
zaczęłam się pakować.
Na szczęście nie mamy dzisiaj
męczących lekcji. Tylko dwie godziny eliksirów, transmutacja, obrona i
zielarstwo. Chociaż z drugiej strony teraz nas strasznie na wszystkim męczą, w
końcu do sumów niedaleko.
Gdy tylko moje przyjaciółki
skończyły się przygotowywać, zeszłyśmy na śniadanie. Huncwoci byli już w
Wielkiej Sali, jednak nie było wśród niech Remusa. Może czuł się gorzej niż
wczoraj? Kiedy usiadłyśmy obok chłopaków, od razu spytałam o to Jamesa.
-
Rano Lunatyk czuł się naprawdę źle, więc zabraliśmy go do Skrzydła Szpitalnego.
Pani Pomfrey stwierdziła, że jest chory na coś zakaźnego, więc mamy się do nie
go nie zbliżać. Na szczęście w ciągu kilku dni wyzdrowieje.
-
Mam nadzieję. Tak a’ propos to, o co chodzi z tymi waszymi ksywkami, bo od
dłuższego czasu próbuję to rozgryźć, ale mi nie wychodzi?
- To
nasza słodka tajemnica, Ruda – odpowiedział Syriusz. – Musisz sama zgadnąć.
Stłumiłam zirytowane westchnięcie i
zabrałam się do jedzenia. Reszta posiłku upłynęła nam na rozmowie o wszystkim i
o niczym. Przed zajęciami zaszłam jeszcze szybko do Skrzydła Szpitalnego, żeby
zobaczyć, co z Dave’em. Niestety pani Pomfrey nie dopuściła mnie do niego, a
jedynie poinformowała mnie, że jest lepiej, a zobaczyć go mogę dopiero za trzy
dni, bo podała mu jakieś lekarstwa. Kit z tym, że on jest przecież w śpiączce.
W sumie lekcje były dosyć nudne.
Ciągle tylko to „niedługo SUMy, musicie się przygotowywać jak najpilniej! Ja za
was tych testów nie napiszę” powtarzane w kółko aż do znudzenia przez opiekunkę
naszego domu i innych profesorów. No zwariować można. Zgadzam się w stu
procentach. A może tak jakieś dzień dobry? Dawno cię nie było, to tak
przy okazji. Wiem, niedługo pewnie w ogóle nie będziesz mnie słyszeć,
choćbym darła się z całą siłą mych nieistniejących płuc. A ty się lepiej
przygotowuj do SUMów, bo jeszcze nie zdasz.
Uznałam, że moje sumienie ma rację i
postanowiłam resztę dnia spędzić na powtarzaniu wiadomości z pięciu lat nauki.
Ciężkie zadanie, jeśli mam być szczera. Mimo wszystko muszę się do tego zabrać,
bo jeszcze ta wredotą wykracze. Usiadłam, więc do książek zaraz po zakończeniu
lekcji z zamiarem nie odejścia od nich aż do wieczora, jednak zamiary
zamiarami, a co wyjdzie to wyjdzie.
Wieczorem tuż po wzejściu księżyca
oderwałam się na chwilę od nauki, żeby wyjrzeć przez okno. Doprawdy dzisiaj
mamy przepiękną pełnię. Niestety niedane było mi cieszyć się pięknym widokiem
zbyt długo, bowiem przez wejście do Pokoju Wspólnego wpadli Syriusz i James,
którzy nie przerywając zawziętej kłótni pobiegli prosto do swojego dormitorium.
Oczywiście nie mogłam nie pójść za
nimi. Ach ta ciekawość. Pierwszy stopień do piekła. I co z tego?
To zbyt interesujące, żeby to przegapić. Oni naprawdę rzadko się tak poważnie
kłócą. Poza tym Potter był cały w jakichś gałązkach i ziemi i zastanawia mnie,
co mu się stało. Z tego powodu, gdy tylko dotarłam do drzwi pokoju chłopaków,
przyłożyłam do nich ucho i ze zdziwieniem zaczęłam przysłuchiwać się zażartej
kłótni.
- To
go mogło zabić, Syriuszu! – wrzasnął Rogacz.
- Nie
zabiło. Poza tym sam jest sobie winien! Nie musiał przecież mnie słuchać! –
odparował Syriusz.
Ni w ząb nie rozumiem, o co im
chodzi.
-
Przecież to było do przewidzenia, że będzie chciał znaleźć na nas jakiegoś
haka! Czy ty oszalałeś do cholery?! – James był wyraźnie wściekły.
-
Nie, nie oszalałem. Poza tym nic mu nie jest, nie dramatyzuj, przecież go nie
znosisz! – Ja dalej nie wiem, o kim, ani o czym Black mówi.
- Co
nie znaczy, że życzę mu śmierci! Syriuszu, do cholery jasnej, Snape mnie nie
obchodzi, ale za to mogli cię wywalić! Ciesz się, idioto, że Dumbledore nie był
surowy!
-
Nie był, bo wyciągnąłeś tego Smarka z tunelu do Wrzeszczącej Chaty – powiedział
już spokojnie Syriusz.
-
Tak, jakby nie patrzeć to uratowałem mu życie, a tobie skórę, bo gdyby coś mu
się stało, to na pewno by cię wylali. Poza tym pomyśl jak Remus by się czuł,
gdyby coś komuś zrobił.
Dalszej części rozmowy, tudzież
kłótni już nie słyszałam, ponieważ chłopacy przestali się na siebie drzeć.
Prawdę mówiąc nie zrozumiałam z ich sporu zbyt wiele. Tylko tyle, że Potter
wyciągnął Sev’a z tunelu do Wrzeszczącej Chaty, swoją drogą nie wiem, gdzie on
jest, tym samym ratując mu życie. A do wejścia do tego przejścia sprowokował
Severusa Black. Muszę z nim porozmawiać. Z Sev’em, nie Blackiem. Poza tym, co
ma z tym wszystkim wspólnego Lupin.
Nie miałam tylko pojęcia, w jaki
sposób dostać się do PW Ślizgonów, albo jak wyciągnąć z niego mojego
przyjaciela. W każdym bądź razie udałam się w kierunku lochów. Kiedy niemal
wpadłam na wybiegającego z korytarza na drugim piętrze Severusa uznałam, że mam
dzisiaj niebywałe szczęście.
Przyjrzałam się chłopakowi uważnie.
Był wyraźnie czymś zdenerwowany. Oprócz tego był bledszy niż zwykle, a szaty
miał tak samo uwalane jak James. Poza tym jego oczy płonęły w zdecydowanie
niezdrowym ogniem. Gdyby go nie znała mogłabym się przestraszyć ich wyrazu.
Oprócz tego cała jego twarz wykrzywiona była w grymasie jakiejś mieszanki
złości i nienawiści. Powiem wam szczerze wyglądał jakby oszalał. Jednak, gdy
mnie zauważył, zaczął się uspokajać. Jego oczy przygasły, a twarz się
rozpogodziła. Spojrzał na mnie całkowicie przytomnie i spytał:
-
Hej, Lily, co cię do mnie sprowadza?
-
Podsłuchana rozmowa, czy raczej awantura. Choć, przecież nie będziemy rozmawiać
na korytarzu – odpowiedziałam, po czym złapałam go za rękę i pociągnęłam w
kierunku pustej sali znajdującej się niedaleko.
-
No, o co chodzi? – zapytał Severus, kiedy tylko rzucił zaklęcia
uniemożliwiające podsłuchiwanie na drzwi.
- Co
się stało dzisiaj w tym tunelu do Wrzeszczącej Chaty i dlaczego posłuchałeś się
Blacka?
Chłopak westchnął ciężko, ale
odpowiedział:
-
Jak pewnie doskonale wiesz zastanawiają mnie comiesięczne nieobecności Lupina.
– Kiedy skinęłam głową, kontynuował – Black wspomniał coś o nich wczoraj, kiedy
byłem niedaleko niego i Pottera, po czym niby przypadkiem zaczął gadać coś
właśnie o tym tunelu, do którego wejście znajduje się pod Bijącą Wierzbą. – Tu
spojrzał na mnie groźnie i dodał – Ale nawet nie próbuj tam włazić.
-
Nie będę, a ty kontynuuj.
- W
każdym razie poszedłem tam dzisiaj, kiedy zobaczyłem jak Pomfrey prowadzi tam
Lupina. Odczekałem chwilę, aż pielęgniarka się oddali, po czym wszedłem do tego
tunelu. Black wspomniał też jak unieszkodliwić wierzbę, ale tego ci nie powiem,
żeby cię nie kusiło. – Tu uśmiechnął się krzywo. – Nie spodziewałem się niczego
niebezpiecznego. Dotarłem niemalże do końca przejścia, gdy nagle usłyszałem
wycie jakiegoś zwierzęcia, oraz fakt, że ten stwór zerwał się do biegu. W tym
samym momencie poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i wyciąga z tunelu. Potem
się zorientowałem, że to Potter.
-
Czegoś mi nie mówisz – stwierdziłam widząc dziwny wyraz jego oczu.
-
Widziałem to zwierzę. Niestety nie mogę ci powiedzieć, co to było. W końcu z
dyrektorem się nie dyskutuje.
-
Nie jesteś jakoś szczególnie wdzięczny Jamesowi. Po z tego, co słyszę to twój
stosunek do niego nie zmienił się ani o jotę – spytałam zaciekawiona.
-
Masz rację. Potter nie ratował mnie, tylko swojego kumpla i siebie. Całkowicie
egoistyczna postawa.
Spojrzałam na przyjaciela jak na
przybysza z innej planety. Rogacz uratował mu życie, a ten… Nic. Zresztą
Syriusz to samo. Naraził, co najmniej, zdrowie Severusa i nawet mu powieka nie
drgnęła. Oni są siebie warci! Obaj tak samo nieczuli i niewrażliwi. Chłopak
jednak musiał zauważyć mój wyraz twarz, bowiem dodał po chwili:
- To
nie tak, Lily, że nie jestem mu w ogóle wdzięczny. Po prostu nie zamierzam mu
dziękować. Poza tym nie podoba mi się fakt, że w pewien sposób jestem mu coś
winien. – To już bardziej mi pasowało do niego. Nie znosił niespłaconych
długów, w szczególności wobec osób, których nienawidzi, ale to chyba normalne.
-
Rozumiem… A tak w ogóle to, co u ciebie? – spytałam, uśmiechając się ciepło.
-
Normalnie, tylko sporo nauki przed SUMami.- Chłopak wydawał się być bardzo
zadowolony, że zmieniliśmy temat.
- I
tak większość masz już w małym palcu. W szczególności Eliksiry – stwierdziłam
ze śmiechem, patrząc na niego sugestywnie.
-
Jasne, ale znając ciebie to już od ponad miesiąca jesteś przygotowana. Mimo
wszystko nadal sądzisz, że nic nie umiesz. No, przyznaj.
-
Może i tak, może i nie – odparłam uśmiechając się tajemniczo.
W odpowiedzi chłopak tylko się
roześmiał i pokręcił głową nad moim wątpliwym poziomem intelektualnym. Tu
się zgodzę w stu procentach zdecydowanie wątpliwym. Bardzo śmieszne.
- Może jeszcze pogadać, czy musisz już lecieć?
– zapytałam widząc, że chłopak zerka na zegarek.
-
Niestety, ale muszę lecieć. Urwanie głowy z tymi SUMami, a ja muszę jeszcze
napisać wypracowanie na Historię Magii. – Chłopak uśmiechnął się cierpiętniczo
po ostatnich słowach.
-
Oj… To powodzenia biedaku i do zobaczenia.
- Do
zobaczenia, Lily! – pożegnał się Severus i już go nie było.
Postąpiłam tak samo jak on i szybko
wyszłam z sali, po czym udałam się o do wieży Gryffindoru. Przechodząc przez
salon zobaczyłam rozmawiających i śmiejących się Huncwotów. Doszłam, więc do
wniosku, ze ten niewielki spór nie wpłynął w żaden negatywny sposób na ich
przyjaźń. Nie przyglądałam im się jednak za bardzo, tylko od razu poszłam do
dormitorium i położyłam się spać. Powtórki do SUMów strasznie mnie wykończyły.
W gruncie rzeczy przez następne
kilka tygodni nie działo się nic ciekawego. Mój typowy dzień wyglądał tak:
wstanie z łóżka, śniadanie, wizyta u Dave’a, lekcje, obiad, powtórka do SUMów i
zadania domowe, spotkania z przyjaciółmi, kolacja, sen.
I tak w kółko. No może weekendy
wyglądały trochę inaczej. Poza tym mój były chłopak po dwóch tygodniach wyszedł
ze szpitala. Niestety nasze relacje nie zmieniły się zbytnio. Co prawda z
każdym dniem, co raz częściej rozmawialiśmy, ale nie było to już to, co kiedyś.
Przygotowania do SUMów szły pełną parą, zresztą te do Owutemów też. Dosłownie
wszędzie można było teraz znaleźć substancje wspomagające umysł i ułatwiające
naukę. Niektórzy niestety w to wierzyli i płacili sporo pieniędzy za np.
sproszkowany ogon salamandry i inne takie.
Aż w końcu nadszedł ten pełen
napięcie dzień. Rozpoczęły się egzaminy. Jak dowiedziałam się na Transmutacji
będą one trwały dwa tygodnie, rano część pisemna, po południu praktyczna. Pierwszego
dnia był egzamin z Eliksirów, potem nadszedł czas na Historię Magii, Zielarstwo
i Wróżbiarstwo. Dzisiaj mieliśmy egzamin z OPCM. Wszystkie te, które się odbyły
poszły mi nawet nieźle, ale zostało jeszcze przecież kilka. Cóż pożyjemy,
zobaczymy.
Gdy tylko nadeszła godzina
rozpoczęcia testu z OPCM weszłam do Wielkiej Sali i usiadłam w jednym z tylnych
rzędów. Dzięki temu miałam widok na wszystkich moich przyjaciół. Jednak nie
miałam zbyt wiele czasu na przyglądanie im się, bowiem kiedy tylko otrzymałam
swoją kartkę z pytaniami była to jedyna rzecz, na której mogłam się skupić.
Pytania nie były też wybitnie skomplikowane.
Zaczęło się prosto, ponieważ należało powiedzieć, czym jest czarna, a czym
biała magia i znaleźć między nimi różnice. A zatem poziom I klasy. Potem było
parę pytań o zaklęcie obronne czy magiczne stworzenia o np. pytanie dziesiąte
dotyczyło wilkołaka. I tak dalej i tak dalej. W każdym razie skończyłam trochę
przed czasem i miałam chwilę, aby zobaczyć, jak idzie moim przyjaciołom.
James ziewnął, zmierzwił włosy,
swoją drogą nie znoszę tego jego nawyku, po czym odwrócił się do Syriusza,
który pokazał mu uniesiony kciuk. Potter wrócił, więc do swojego zajęcia, czyli
skrobania czegoś na skrawku papieru. Łapa z kolei nadal bujał się na krześle, a
siedząca za nim dziewczyna patrzyła na niego tęsknie… Ciekawe, co na to Dorcas?
Remus wyglądał dosyć blado i mizernie… Aż tak stresuje się egzaminami? E każdym
razie marszczył brwi czytając ponownie odpowiedzi, ale ja i tak dam sobie głowę
uciąć, że napisał wszystko dobrze. Glizdek wyglądał na zaniepokojonego i co
chwilę zerkał na kartkę swojego sąsiada. Ale bądźmy dobrej myśli, na pewno nie
jest aż tak źle jak on sądzi. Ann i Dorcas w skupieniu wykorzystywały ostatnie
minuty. Zresztą tak samo jak Severus, który swoim wąskim pismem szybko
zapisywał kartkę. Ten to już na sto procent wszystko ma dobrze.
W tym momencie zabrzmiał gong
oznajmiający koniec SUMa, a profesor Flitwick pisnął:
-
Pióra na bok, proszę! To dotyczy również ciebie, Stebbins! Proszę pozostać na
miejscach, podczas gdy ja będę zbierał wasze pergaminy! Accio!
Ponad setka rolek pergaminu
poszybowała w powietrzu prosto w rozpostarte ramiona nauczyciela zwalając go z
nóg. Pół Sali wybuchło na to śmiechem, a kilku uczniów z przednich ławek
podniosło się, chwyciło profesora Flitwicka pod ręce i postawiło go z powrotem
na nogi.
-
Dziękuję, dziękuję – wysapał starszy czarodziej – No dobrze, wszyscy jesteście
wolni.
Słysząc te słowa wszyscy udaliśmy się
do wyjścia. Szybko złapałam Ann i Dorcas, po czym razem z nimi udałam się nad
jezioro. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Huncwotów siadających pod bukiem nad
brzegiem wody i Severusa nadal pochłoniętego egzaminem. Roześmiała się cicho,
po czym podbiegłam do swoich przyjaciółek.
- I
jak tam? – spytałam, kątem oka nadal obserwując chłopaków. Miałam niejasne, ale
złe przeczucia.
- W
sumie dobrze… Nie było źle – odpowiedziała Ann – A jak u was?
-
Chyba ok – odpowiedziałyśmy z Dorcas w tym samym momencie.
Równocześnie zauważyłam też, że James bawi się zniczem i co chwilę
zerka w naszym kierunku… Mam nadzieję, że nie wróci do dawnych zachowań… Moje
milczenie musiało jednak przykuć uwagę moich przyjaciółek, bowiem podążyły one
za moim wzrokiem, po czym zapytały:
- O
co chodzi, Lil?
- Mam
złe przeczucia. Naprawdę. Potter chyba wraca do dawnych przyzwyczajeń. No
popatrzcie na niego. – W tym momencie wskazałam ręką na Rogacza łapiącego
znicza i piszczącego z zadowolenia Petera. – A już miałam nadzieję, że mu
przeszło – westchnęłam cicho.
-
Może mu przeszło, Lil. A nuż próbuje się tylko odstresować po egzaminie? – spytała
Ann, jednak bez większej nadziei w głosie.
-
Pewnie masz racje. – Jednak w momencie wypowiedzenia tych słów wiedziałam już,
że moja przyjaciółka nie ma racji. Zerwałam się na równe nogi i wrzasnęłam – ZOSTAWCIE
GO W SPOKOJU!
Och, widać, ze przejściowy, ale i tak interesujący. I można zauważyć, co będzie potem. Lily krzyczy na Jamesa, ratuje Sev'a, a on nazywa ją szlamą. Tylko ciekawi mnie, jak Ty to pokarzesz i te przemyślenia Lily i w ogóle.. Dobrze, ze Dave wrócił do zdrowia.
OdpowiedzUsuńHeh, od razu po zobaczeniu tytułu rozdziału domyśliłam się, o co chodzi ;D. I w sumie się nie myliłam ;). Wiesz co? Cieszę się, ze jednak nie opisałaś tej sceny, bo ona jest już monotonna, a dla mnie irytująca... tak więc bardzo dobrze, że urwałaś w takim momencie ^^. Tylko szkoda, że przez to kontakty Lily i Jamesa ulegną diametralnej zmianie... no chyba, że czymś nas zaskoczysz? ;D
OdpowiedzUsuńJednak pomimo tego ostatniego zdarzenia, rozdział bardzo mi się podoba... Hah, no i oczywiście nasza ciekawska Lilka musiała coś podsłuchać . Tak się zastanawiam, czy ona niczego nie podejrzewa... przecież z tych informacji, jakimi ona teraz dysponuje, bardzo łatwo wywnioskować, że Remus jest wilkołakiem... ;p
Oo, to dobrze, że Cię wena naszła! Bardzo dobrze ;).
Pozdrawiam!
[przekleta-prawda.blogspot.com]
świetne opowiadanie :) nie doszłam jeszcze do ostatniego napisanego rozdziału, ale stwierdziłam, że cię zmotywuję tym komentarzem do pisania ;D na serio, genialnie :)
OdpowiedzUsuńa tymczasem zapraszam na mojego nowo założonego bloga o Lily i Huncwotach -http://nie-oszukasz-przeznaczenia.blogspot.com :)
Współczuję Lily. Tak cały czas słyszeć o SUMach? Ale jakoś to przeżyła. ;) Podobnie jak Angel jestem ciekawa jak opiszesz te przemyślenia Lily po nazwaniu jej szlamą przez Seva. Czekam na nn. :)
OdpowiedzUsuńOooo znajoma scena na końcu <3 Normalnie jestem tak przyzwyczajona do regularnego czytania tego bloga xD To coś niesamowitego jak dla mnie xD Już nie pamiętam od którego rozdziału śledzę tą historię ale dłuuuugo :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wena wróciła :D Ahh ten James xD Jednak zdecydowanie jestem zadowolona z braku Dave'a :D Jak on mnie wkurzał xD
Nie rozumiem dlaczego Lily nic nie podejrzewa, mając takie informacje już powinna wiedzieć ze Lunatyk to wilkołak.
OdpowiedzUsuńI jestem strasznie ciekawa jak pokażesz tą nam dobrze znaną scenę z perspektywy Lilki.
Aach. czekam na następny rozdział <3
[potterowski-sposob-podrywu.blogspot.com]
Przeczytałam wszystkie rozdziały. Ta opowieść jest świetna. Taka ciekawa i wgl. Będę czytała regularnie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. <3
OdpowiedzUsuńObecna:)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam notki:) Bardzo mi się podobały. Ach, było mi smutno, jak Lily się okaleczyła, ale dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Pomoc Pottera niezwykle była potrzebna^^ Ach, to smutne, że polegli uczniowe, dobrze, że dyrektor ogłosił dwa dni żałoby. No i bardzo ucieszył mnie fakt, że Dave'owi nic nie jest. Dobrze, że powrócił do zdrowia:) Och tak Lily i te jej podsłuchy:) Zdaje mi się, że po tym co dowiedziała się od Severusa, będzie dochodzić do tego, co dzieje się z Remusem. No i teraz końcówka dość niezła. Oj, będzie się dział:)
Życzę wenki:)
Całuję:*
Świetne, właśnie zaczęłam czytać wszystkie twoje rozdziały. Są naprawdę niesamowite, zapraszam do mnie http://na-zawszelily-evans.blogspot.com
OdpowiedzUsuńU-W-I-E-L-B-I-A-M T-E-G-O B-L-O-G-A !!!!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie napisze nic sensownego i oryginalnego, bo pewnie już miliony razy czytałaś jakie to ty masz świetne opowiadania, a ja nie będę oryginalna i napisze to samo
"Jakie ty masz świetne opowiadania ;)
rose-and-scorpius.blogspot.com
Świetny rozdział :D Prowadzisz cudownego bloga ;D
OdpowiedzUsuńMogłabyś powiadamiac mnie o nn na zycie-prawie-jak-marzenie.bloog.pl ?
To jest boskie!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie doszłam do końca ale brnę ! Czekam na akcję !
OdpowiedzUsuń