piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 15 "Pozornie niewinna roślina"


Słowa pani Pomfrey bardzo mnie zaniepokoiły, od razu spytałem:

-Czy to są objawy poranienia, czy może czegoś innego?

-Szczerze mówiąc nie wiem, nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Jesteście pewni, że nie upadła na żadną roślinę?

-Raczej nie…  Jednak nie dałbym za to głowy. Jeśli coś sobie przypomnę, na pewno pani powiem. - Obiecałem,  w końcu tu chodzi o moją Lilkę. Objechałaby mnie za to, co pomyślałem, ale ja wiem, że ona kiedyś ze mną będzie.

 Zająłem się myślami o naszym wspólnym, przyszłym życiu, gdy nagle usłyszałem zduszony jęk. Spojrzałem na Lily i zobaczyłem, że jej oczy są otwarte, a twarz wykrzywiona z bólu i szybko zmieniająca kolory, od białego, przez zielony aż po siny. Chwilę później usłyszałem otwierające się drzwi i czyjeś szybkie kroki, ale wszystko to zagłuszył przerażający, agonalny krzyk Lilki.

-Co jej jest?!- Krzyknąłem zdenerwowany w kierunku pielęgniarki.

-Nie wiem, naprawdę nie wiem…..- Odpowiedziała spanikowana. W tym momencie do skrzydła weszły kolejne osoby. Konkretniej Dumbledore i McGonagall.  Podeszli do Lily, a po chwili dyrektor cichym i spokojnym głosem powiedział:

-James, idź na lekcje.

-Dobrze panie profesorze. Do widzenia.- Odpowiedziałem ze smutkiem.

Najchętniej bym został, ale wolałem nie przeszkadzać. Usłyszałem jeszcze tylko:

-Może zabierzemy ją do Munga?- McGonagall.

-Lepiej wezwać uzdrowicieli tutaj, jest za słaba…- Pomfrey.

Dalej nie słuchałem, po prostu pobiegłem przed siebie, nie oglądając się do tyłu.  Udałem się prosto do dusznej sali od wróżbiarstwa, trzeba coś z nią zrobić, bo można się tam udusić.

Dotarłem pod salę dokładnie, kiedy ten wariat Bryan Mars wpuszczał uczniów do środka.  Ciekawe czyją śmierć dzisiaj będzie przewidywał?

-Wejdźcie do środka, dzisiaj będziemy odczytywać przyszłość z herbacianych fusów.- Poinformował nas natchnionym głosem.

-Czy tego przypadkiem nie było w trzeciej klasie?- Usłyszałem głos Syriusza.

-Możliwe wiesz, jaki Mars jest.

-Racja,  jezuuu  ale tu duszno.- Odpowiedział Łapa. 

            Weszliśmy do klasy i usiedliśmy przy tym samym stole. Tylko my dwaj, bo Peter się nie zapisał na wróżbiarstwo, a Lupin zrezygnował twierdząc, że to „nic nie wnoszący, nie potrzebny nikomu przedmiot” .




Lekcja wróżbiarstwa. Razem z Remusem i Łapą siedziałem przy stole, na miękkich, fioletowych pufach, w dusznej sali od Wróżbiarstwa i zaczynała mi powoli siadać psychika. Od niemal godziny męczyliśmy się nad jakąś cholerną szklaną kulą, nie mogąc w niej nic ujrzeć . Bogu dzięki, że to ostatnia lekcja z tym świrem Marsem w tym roku szkolnym. Psor

Właśnie do nas podszedł i spytał:

-Panie Lupin, co pan widzi w tym cudownym obiekcie magicznym, potocznie zwanym czarodziejką kulą?

-Hmmm… Widzę mgłę, więc prawdopodobnie jutrzejszy mecz wygra Gryffindor, bo Ślizgoni nie będą mogli nic zobaczyć?

-Od początku wiedziałem, że pana wewnętrzne oko jest permanentnie zamrożone, niestety nie udało mi się go odtajać. Chłopcze, przecież tu widać wyraźnie, jutro będzie piękna słoneczna pogoda, a Gryffindor przegra, bo tuż przed meczem pan Potter spadnie ze schodów i złamie rękę- Oczywiście nic takiego się nie stało. Ale Lunio wstał i powiedział:

-Skoro pan uważa, że wybitnie nie posiadam żadnych zdolności do tego przedmiotu, to proszę się mnie nie spodziewać w przyszłym roku na zajęciach. Będę miał, co innego do roboty, niż siedzieć w dusznej, zadymionej sali i wysłuchiwać jakiś bzdur.

DO WIDZENIA!- Po czym wyszedł trzaskając drzwiami.






            Mniej więcej tak to było. Napisałem szybko na kawałku kartki.

Co ty na to, żeby wysadzić okna i puścić parę naszych nowych wynalazków, muszę się odstresować, a to miejsce jest do tego wręcz idealne.

Po czym podałem wiadomość Syriuszowi, który entuzjastycznie pokiwał głową i wyjął różdżkę. Po chwili podsunął mi kartkę z dopiskiem:

Ja „kuleczki”, ty okna!

 W odpowiedzi wyjąłem różdżkę z kieszeni i krótko nią machnąłem. Rozległ się wybuch i okna poszły w diabły, napłynęło świeże rześkie powietrze, a razem z nim około 10 „kuleczek”. Jest to nasz nowy wynalazek, jeśli kogoś dotknie, to skóra danej osoby nabiera barwy domu, do której ona należy, a włosy barwy domu, z którego pochodzi osoba, która jej się podoba. Każdy z uczniów został dotknięty kulą, profesor niestety nie.  Na lekcji byli tylko Gryfoni, więc wszyscy mieli złoto-czerwoną skórę, za to włosy mieli różne, od niebieskich, przez żółte aż po zielone(nie rozumiem, czemu, skoro to kolor domu Węża, znienawidzonego prze dom Lwa no, ale różne są gusta)

-BLACK, POTTER! Co tu się dzieje?

-Nic panie profesorze.-  Odpowiedzieliśmy razem, zresztą też oberwaliśmy od kulek dla niepoznaki.

-Jak znajdę dowody, to nawet Dumbledore was nie uratuje…-zasyczał złowróżbnie- A teraz wszyscy wynocha mi stąd.

            Szybko poszliśmy na obiad, a skutki naszego cuda znikły tuż przed wejściem do WS. Usiedliśmy i zabraliśmy się do jedzenia. Puste miejsce koło Ann przypomniało mi o Lilce, uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Syriusz wiedząc, o co chodzi, o nic nie pytał, a ja powtórnie pogrążyłem się w pesymistycznych rozmyślaniach. Wtedy zobaczyłem jak McGonagall podnosi się, ze swoje go miejsca przy stole nauczycielskim i podchodzi do nas, po czym mówi:

-Z panną Evans jest coraz gorzej, jeśli chcecie się z nią zobaczyć zanim przyjadą uzdrowiciele, to chodźcie ze mną.

            Razem z profesorką udaliśmy się do Skrzydła. Zobaczyliśmy tam bladą Lilkę leżącą na łóżku. Podeszliśmy do niej i usiedliśmy na łóżkach obok. Nikt z nas nic nie mówił, tylko się na nią patrzyliśmy. Po jakiś 15 minutach przyjechali uzdrowiciele z Munga i kazali nam iść. Dyrektor powiedział nam jeszcze, że jesteśmy zwolnieni z reszty dzisiejszych zajęć. Zanim drzwi się zamknęły, usłyszeliśmy diagnozę:

-Nie wiemy czy z tego wyjdzie, nigdy się z czymś takim nie spotkaliśmy, więc niczego nie możemy zagwarantować, ale zrobimy, co w naszej mocy.

            Dochodząc do niemego porozumienia razem z Syriuszem, Ann i Dorcas udaliśmy się do biblioteki, żeby poszukać czegoś o chorobie Lily. Siedzieliśmy nad książkami przez wiele godzin, nie znajdując w nich nic pożytecznego. Wtedy mnie coś tknęło i wziąłem z półki książkę o pt.: „Najniebezpieczniejsze magiczne rośliny i skutki zranienia nimi”. Sam nie wiem, dlaczego zdecydowałem się akurat na tę książkę. Przeglądając ją natrafiłem na rysunek i opis pospolicie wyglądającego krzaczka, którego wiele razy widziałem w Zakazanym Lesie.

Kaustisch Ätzgifte to jedna z najniebezpieczniejszych magicznych roślin, jak nazwa wskazuje ( z niemieckiego Kaustisch Ätzgifte to żrąca trucizna) zatrucie nią powoduje powolną śmierć w męczarniach przez rozpuszczenie narządów wewnętrznych i powolne zanikanie pracy mózgu oraz wysoką gorączkę z powodu zatrucia organizmu. Istnieje tylko jedno antidotum, jest to eliksir, na który przepis znajduje się na stronie 256. Objawy zatrucia to fioletowe plamy na całym ciele(1 stadium), szybkie zmiany koloru twarzy a następnie silna bladość(2 stadium), a następnie powolne zamieranie krwi i organów, co można zauważyć przez zwalnianie rytmu serca i chłód całego ciała( 3 i ostatnie stadium), potem następuje śmierć w ciągu 5 dni do tygodnia(zależy od siły organizmu). W tym czasie trzeba podać odtrutkę. Roślina ta ma małe zielone liście i czerwone owoce, a jej przedstawienie znajduje się nad tym opisem.

-MAM! –Wrzasnąłem.-Zobaczcie.- Wszyscy do mnie podbiegli, zrobili się biali z przerażenia. Potem razem pobiegliśmy do Skrzydła i wręczyliśmy otwartą książkę uzdrowicielom.

1 komentarz: