piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 14 "Luniaczek"

To nie tak miało wyglądać, wszystko miało pójść zgodnie z planem. Nawet nie wiem, w którym miejscu popełniliśmy błąd. Jak co miesiąc wyszliśmy z resztą Huncwotów z zamku półgodziny przed wzejściem księżyca. Lupin był lekko podenerwowany, ale to chyba normalne, jeśli za kilka minut masz stać się krwiożerczą bestią. Zupełnie nic nie wzbudziło naszych podejrzeń. Syriusz jak zawsze rozśmieszał nas swoimi żenującymi żarcikami. W pewnym momencie Peter dał znak i wszyscy razem powoli odsunęliśmy się od Remusa, który zaczynał zmieniać się w wilkołaka. Gdy księżyc pojawił się na niebie nasz przyjaciel zaczął niszczyć wszystko to, co znajdowało się w zasięgu jego włochatych łap. Przez cały ten czas myślałem o Lily i dziewczynach. To nie było zbyt mądre, wybierać się akurat dziś do Zakazanego Lasu. Niestety, nie miały one innego wyjścia.

Remus zachowywał się inaczej niż zawsze. Podczas poprzednich pełni tylko biegał po lesie szukając czegoś do zjedzenia. Teraz zaś, wydawał głośne odgłosy i ciężko stąpał po ziemi. Gdy Łapa zaczynał wyprowadzać bestię z polany, nieopodal pojawiły się czerwone iskry, które zwróciły uwagę naszego kumpla. Doskonale wiedziałem, co się święci. Remus ruszył w tamtą stronę a ja, Syriusz i Peter, pod postacią animagów, tuż za nim.

- Myślałem, że dokładnie sprawdziłeś okolicę! A co jeśli Luniaczek kogoś niechcący zabije?! – krzyknąłem w stronę mojego pulchnego przyjaciela.

- No, bo-o jak tam byłem, to ni-ikogo-o nie wi-idziałe-em – wyjąkał Peter.

Teraz to już było nieważne. Musieliśmy jak najszybciej dotrzeć na miejsce, najlepiej przed wilkołakiem.

Gdy wbiegliśmy na polanę, Remus już tam był. Wstał na tylne łapy i zaczął powoli zbliżać się ku małej grupce stojącej pod drzewem. Już chciałem odwrócić „głowę”, gdy zauważyłem migoczącą na czyjejś ręce bransoletę. To z pewnością była Dorcas, a jeśli to była ona, to razem z nią musiała być Lily. Zaraz, zaraz, na szczęście dziewczyny mają prezenty od nas. To mnie na moment uspokoiło. Chwilę później krzyknąłem w stronę Blacka:

- Odwróć jego uwagę, ja spróbuję pomóc dziewczynom.

W odpowiedzi usłyszałem szczeknięcie. Chyba się ze mną zgodził, mam nadzieję. Syriusz zajął się Remusem, a dziewczyny uciekły. Wszystko wyglądało na to, że opanowaliśmy sytuację. Niespodziewanie usłyszałem krótki pisk, a następnie jakaś wielka postać przebiegła tuż obok mnie.

Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Krzyk dziewczyn, przerażenie na ich twarzach, czyjaś postać leżąca w pobliskim rowie i brak Lupina. Zmieniłem się z powrotem w człowieka i podszedłem w ich stronę, próbują oszukać samego siebie. Nie udało mi się to. Moje obawy potwierdziła znajoma burza rudych loków. Czas zatrzymał się w miejscu. Uklęknąłem obok niej błagając, aby żyła. Zero reakcji, ból, cierpienie i wielka rozpacz. Wziąłem ją na ręce i zacząłem iść w stronę Hogwartu. Na pytania Syriusza, Dorcas i Ann odpowiadałem półsłówkami. Najważniejsze, żeby przeżyła. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niej. Ona jest dla mnie wszystkim. Przez te wszystkie lata próbowałem zwrócić jej uwagę na siebie, udawało mi się to, ale raczej z negatywnym skutkiem. Dopiero teraz zrozumiałem, jak ważna jest dla mnie ta ruda dziewczyna..

Minęło 10 minut odkąd wyszliśmy z Zakazanego Lasu. Idąc w stronę Skrzydła Szpitalnego natknęliśmy się na McGonnagal. Od razu zaczęły się pytania, krzyki i wyjaśnienia. Kazano mi iść do Pomfrey. Po drodze dogonił mnie Łapa.

- Co, zrobimy z NIM?- zapytał

- A co z nim?- spytałem

-Nigdzie go nie ma – stwierdził Syriusz.

- Znaleźliście go – spytałem nie wiedząc, o czym mówię.

- James, ogarnij się, przecież mówię, że nie! – krzyknął.

-Kurcze, jeszcze tego brakowało – powiedziałem bez żadnych emocji

- Jutro zabieramy się za poszukiwania, jak chcesz to możesz iść z nami- zaproponował brunet

- Musze czuwać przy Lily, muszę czuwać przy Lily… - mówiłem, jak w transie

- A czy ty, chociaż przez chwilę pomyślałeś, co czuje Ann?! Przed chwilą dowiedziała się, że jej chłopak jest wilkołakiem, który na domiar złego prawie zabił Lilkę! – wrzasnął Syriusz- wiesz, co wrócę, jak wrócisz do żywych, cześć.

Zupełnie go nie słuchałem, liczyło się tylko to, czy ona będzie żyła. Pomfrey kazała mi ją położyć na jednym z łóżek. Wybrałem to z widokiem na boisko. Może zobaczy jak gramy mecz w sobotę. Co ja gadam? Do soboty na pewno wydobrzeje, w końcu to tylko 4 dni. Delikatnie położyłem ją na zaścielone łoże. Patrzyłem na nią i poczułem jak spływa mi jedna, samotna łza po policzku. Pocałowałem ją w blady policzek, płomienne, rude włosy idealnie dopasowane do charakteru. Na końcu zostały usta, zawsze różowe i uśmiechnięte. Teraz lawendowe i zimne, które po moim pocałunku, chyba lekko zadrżały. Siedziałem z nią całą noc.

Około szóstej nad ranem przyszli do mnie Syriusz z Dorcas. Trzymali się za ręce i wyglądali tak, jakby byli najszczęśliwszą parą pod słońcem. Łapa poklepał mnie po plecach i usiadł obok mnie, a Dorcas uśmiechnęła się blado i wstawiła wyczarowane kwiaty do wazonu. Nikt z nas nie miał odwagi się odezwać. Powoli zaczęło świtać. Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu oświetlając twarz Lily. Wyglądała po prostu pięknie, nawet te szramy i zadrapania zbytnio nie odbierały jej urody. Tylko była taka dziwnie blada, pozbawiona tej iskierki życia. Ciszę przerwał Black:

- James, przepraszam cię za wczoraj. Nie wiem, co mi strzeliło do tego pustego łba, ja też bym się tak zachowywał jak ty, gdyby coś stało się Dor. – oznajmił.

- Poza tym wiesz, że Black najpierw powie, a potem pomyśli… jeżeli w ogóle pomyśli – dodała Dorcas.

Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech. Nie odrywając wzroku z mojej ukochanej zapytałem:

- Co z Ann? Trzyma się?

- Tak, dałam jej środek uspokajający. Poszła spać, pewnie obudzi się około dziesiątej. Wczoraj była strasznie przestraszona, zawiedziona.. sama nie wiem. – odpowiedziała Dor

Chwilę później na twarzy Lily pojawiły się dziwne fioletowe plamki, które stopniowo zaczęły pokrywać większość jej ciała. Syriusz zawołał panią Pomfrey.

- Co z nią? To tak ma wyglądać? – zapytałem

- O nie, zdecydowanie nie… - odparła przerażona pielęgniarka


1 komentarz: