Strony

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 81 „Egzamin, egzamin i po egzaminie”

Coś mi szło pisanie tego rozdziału jak po grudzie. Ale jest. Znowu byłam w Warszawie, tym razem na parę dni i nie brałam komputera, więc siłą rzeczy nie pisałam, raczej sobie tylko w głowie rozdział poukładałam. Wczoraj wyjechałam z rodziną, ale mam komputer i internet, więc postaram się coś napisać. Przepraszam, że rozdział nie pojawił się do wczoraj, tak jak obiecałam, ale wyjeżdżaliśmy wcześnie rano i rodzice odłączyli mi internet wieczorem, więc nie mogłam wstawić rozdziału.  Potem 31 sierpnia znowu wyjeżdżam, 6 września wracam, potem 9-11 września znowu wybywam. Ale postaram się coś pisać, bo gdy w październiku zacznę studia medyczne to raczej rozdziały znowu będą się pojawiać raz na kilka miesięcy, bo będę miała na głowie anatomię i inne gigantyczne przedmioty. To tyle w kwestii technicznej, kończę z moim gadaniem i zapraszam do czytania. A i wiem, że krótszy niż poprzedni, ale byłam naprawdę zajęta, a ten rozdział i tak jest dosyć przejściowy. Złączyłabym go z poprzednim, ale 80 i tak miał 8 stron A4, albo i więcej, nie pamiętam dokładnie, więc rozbiłam na dwa. Okej, cofam to, właśnie porównałam ilość słów w tym i poprzednim rozdziale i ten jest dłuższy, miałam po prostu czcionkę rozmiaru 9… Cóż bywam nieogarnięta. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.
Pozdrawiam
Asia


Jeśli mam być szczera to fakt, że poinformowano nas o tym egzaminie z teleportacji tak późno ma swoje wady i zalety. Przydatny jest fakt, że postresujemy się tylko jeden dzień, a nie parę tygodni. Z drugiej strony nie mieliśmy czasu, aby się psychicznie przygotować do tego, jakby nie patrzeć ważnego, testu. No bo na przygotowanie praktyczne i teoretyczne to nie ma co liczyć. To, co ćwiczyliśmy w trakcie zajęć musi nam wystarczyć, gdyż jakby nie patrzeć nie możemy się teleportować nawet po to, żeby poćwiczyć. Chyba, że jest jakiś kurs, o którym nie wiem.  Ale, znowu odbiegam od rzeczywistości, Lily, kobieto, ogarnij się!
Okej, skupiamy się na zadaniu, które jest przed nami, nie na myśleniu o tym, dlaczego dzisiejszy dzień jest do bani, zrozumiano?  W końcu to niczego nie zmieni, wyjdzie, jak wyjdzie, najwyżej się powtórzy egzamin. Nie, żeby jakoś szczególnie chciało mi się go poprawiać, no ale mogę nie mieć wyboru w tej kwestii… Dobrze, Lily, nie panikuj. Na zajęciach ci się udawało? Udawało. Instruktor mówił, że nie widzi powodów, by cię dokształcać, bo szybko załapałaś? Mówił. Więc dlaczego dramatyzujesz? Okej, rozmawiam sama ze sobą, to źle wróży… Choć jak powiedziałby ktoś kogo znam złapany w takim przypadku: „Po prostu staram się konwersować więcej z inteligentnymi ludźmi”. Poza tym, nie przeprowadzam tej rozmowy na głos, więc chyba nie jest ze mną jeszcze aż tak źle? Prawda?
- Lily, pobudka, wysiadamy! – krzyknął nagle James tuż obok mojego ucha.
Morgano, Merlinie i inni tacy, ja mu kiedyś krzywdę za to zrobię! Przecież nie można tak biednych i niczemu winnych czarownic straszyć! Mogłam dostać zawału, apopleksji, wylewu albo wszystkich naraz! O właśnie i to jest to, o czym mówiłam. Dramatyzuję i to zdecydowanie, ale cóż, każdy miewa takie dni. Jestem po prostu z lekka zdenerwowana, a ten… Huncwot od siedmiu boleści mnie straszy!
- Och, skarbie, nie złość się – zaczął się tłumaczyć chłopak, najprawdopodobniej ze względu na moją grobową minę. – Nie reagowałaś na potrząsanie i inne takie, więc musiałem przedsięwziąć drastyczne środki. Chyba nie chciałabyś przespać egzaminu z teleportacji? – zaśmiał się James, czochrając moje włosy.
Okej, tu ma rację. Ale to nie znaczy, że ma mnie doprowadzać do zawału. Albo niszczyć moją misternie ułożoną fryzurę. Znaczy z tym układaniem moich włosów to można polemizować. One są dosyć odporne na jakiekolwiek zabiegi fryzjerskie. Ale to jest mało istotny szczególik. I tak ich psuć nie wolno, bo będzie gorzej niż zwykle, a wierzcie mi, nie jest to wcale aż tak ciężko osiągnąć. Trochę deszczu albo wilgoci w powietrzu i BAM, Lily ma afro na głowie. Wierzcie na słowo, nie jest to ładny widok. Ale mniejsza z tym, chociaż nie! Teleportacja ma ten sam efekt. Cholera jasna, zapomniałam o tym fakcie. Merlinie, przecież ja się dzisiaj nie dam rady rozczesać po powrocie do zamku! Tragedia. Ale kwestia przyzwyczajenia… Zresztą, jeśli James kiedykolwiek mi powie, że moje włosy pozostawiają wiele do życzenia, to tylko wskażę ręką na to co on nazywa fryzurą i uznam temat za zakończony.
- Panie Black, zapraszamy – usłyszałam nagle dobiegający z Sali egzaminacyjnej głos.
Morgano, dotarli już do b? Niewiele brakuje to e, w takim przypadku. Ale w przypadkach wyczytywania alfabetycznie zawsze się cieszę, że nie mam nazwiska ani na a, ani na z1. Skupmy się jednak na czymś innym, skoro Syriusza wywiało na egzamin, to oznacza, że nie ma, kto uspokajać Dorcas…
- Nie zdam, nie zdam, ja na pewno nie zdam – powtarzała uparcie swoją litanię moja przyjaciółka.
No i co ja z nią mam?
- Dor, nie panikuj, to ci nie pomoże – próbował jakoś wpłynąć na dziewczynę siedzący niedaleko Peter. Czego jak czego, ale pocieszać to on nie potrafi…
- Dorcas – zaczęłam podchodząc do przyjaciółki. – Nie denerwuj się. Owszem miałaś kilka negatywnych doświadczeń z teleportacją, ale…
- Kilka – spytał scenicznym szeptem James, przerywając moją wypowiedź. Już miałam w jakiś sposób zareagować na widoczny brak taktu mojego chłopaka, ale na szczęście Remus zajął się tym zamiast mnie. A przynajmniej tak wnioskuję po cichym „Auć”, które dobiegło mnie od strony Pottera.
- Zignoruj mojego kochanego idiotę, Dor. A teraz słuchaj dalej – powróciłam do rozpoczętej wypowiedzi starając się samym tonem głosu uspokoić dziewczynę. – Jak już mówiłam, to prawda, że przez pewien czas miałaś problemy z teleportowaniem się poprawnie, ale przecież ostatnio szło ci już bardzo dobrze, czyż nie? – zapytałam.
Uznałam, że poczekam chwilę, aż Dorcas zdecyduję się mi odpowiedzieć na pytanie, zanim będę kontynuować.
- Sama widzisz – potwierdziłam lekkie kiwnięcie głową przyjaciółki. – Wobec tego nie masz się czego obawiać, czyż nie? Problemów z teleportacją ci brak, niestety w tym konkretnym przypadku brakuje ci też wiary w siebie, co jest wybitnie dziwne, jak na ciebie i dosyć niepokojące – dodałam na koniec z uśmiechem, starając się rozweselić dziewczynę.
Moje działania wydawały się przynosić jako takie efekty, ponieważ Dorcas zaprzestała swej mantry, ba nawet uśmiechnęła się do mnie lekko. Nie ma to jak zdolności dyplomatyczne, jestem genialna! Gdybym tylko umiała tak racjonalnie przemówić sobie do rozumu… Bo prawdę mówiąc to samej siebie nie umiem przekonać, że wszystko będzie dobrze, w tym przypadku racjonalne tłumaczenie nie jest aż takie skuteczne.
- Panno Evans, prosimy panią do nas – zawołał egzaminator z wnętrza sali.
Tak szybko? Sądziłam, że po wejściu Syriusza będę miała więcej niż piętnaście minut! No cóż, najwidoczniej na szóstym roku jest mniej osób o nazwisku na literę od B do E niż sądziłam…
Okej, Lily, weź głęboki oddech i nie panikuj, wszystko będzie dobrze.
Weszłam do sali egzaminacyjnej przez szeroko otwarte drzwi, które zamknęły się za mną, pozostawiając po sobie dźwięk zwiastujący koniec moich dni. Dobrze, koniec z melodramatyzmem. Pokój, w którym miałam zdawać test wyglądał całkowicie normalnie. Ot całkiem spore pomieszczenie, tak na oko licząc wielkości Wielkiej Sali, ale w przeciwieństwie do niej prawie całkowicie puste. Jedynymi sprzętami były trzy drewniane kółka i krzesła dla egzaminatorów. Jeden z nich, ten sam zresztą, co zawołał mnie z korytarza, przywołał mnie do nich niecierpliwym ruchem ręki. I cóż miałam zrobić? Podeszłam do nich raźnym krokiem, starając się robić dobre wrażenie. I szło mi całkiem nieźle, dopóki nie potknęłam się o powietrze i nie straciłam równowagi, ledwo ratując się przed bolesnym spotkaniem pierwszego stopnia z podłogą. No cóż… Brak koordynacji jest z lekka irytujący, ale przynajmniej poprawiłam humor prowadzącym. Znaczy się, w każdym razie tak wnioskuję z faktu, że po moim lekkim przypadku cała trójka starała się maskować śmiech kaszlem… Mało skutecznie, chciałabym nadmienić. Ale chociaż się starali. Zawsze to coś.
Ale mniejsza z wątpliwie humorystycznymi elementami mojego wejścia smoka. Skupmy się za to na moim nadchodzącym egzaminie. Miło by było, gdyby ktokolwiek mi wytłumaczył, o co dokładnie chodzi.
- Panno Evans, będzie pani miała bardzo konkretne zadanie – zaczął jeden z egzaminatorów. – Chciałbym przy tym nadmienić, że będzie ono stosunkowo proste, więc proszę się nie denerwować – dodał starając się mnie uspokoić, pewnie widząc z lekka przerażoną minę na mojej twarzy.
- Ogólnie rzecz ujmując musi się pani teleportować do jednej z obręczy, tej, którą wskażemy, następnie z niej do jednego kolejnych kółek. Potem z niego do ostatniej obręczy.
No dobrze, brzmi to sensownie i niezbyt skomplikowanie…
- A i jak pewnie pani wiadomo, aby egzamin był zaliczony, nie może się pani rozszczepić, nawet w tak minimalnym stopniu jak pukiel włosów. Musi też pani trafić we właściwą obręcz, ale to jest raczej oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że nie chcemy, aby czarodzieje teleportując się na ulicę Pokątną trafili do Uzbekistanu – zażartował na koniec czarodziej, starając się rozluźnić atmosferę.
- W takim razie zapraszamy panią do egzaminu – przywołała mnie do miejsca rozpoczęcia testu jedyna kobieta wśród egzaminatorów.
I tak zaczął się jeden z trudniejszych momentów w przeciągu ostatnich dni.
Gdy podchodziłam do czarodziei, którzy mieli za zadanie sprawdzić moje umiejętności dotyczące teleportacji, miałam wrażenie, że lada chwila ugną się pode mną kolana. Naprawdę niewiele brakowało i upadłabym na ziemię i prawdopodobnie tam została, ze względu na kompletny brak chęci do wstania, wynikający głównie ze stresu. Ale udało mi się osiągnąć swój cel bez zbytnich sensacji.
- Proszę teleportować się do środkowego okręgu, następnie do tego, który zostanie oznaczony na zielono, a na koniec do tego oznaczonego na fioletowo, proszę zacząć, gdy będzie pani gotowa – zakomenderował egzaminator, lekkim machnięciem różdżki zmieniając kolor obręczy z brązu na wymieniony wcześniej.
Okej, Lily, teraz skup się na tym, co robisz i zdaj ten cholerny egzamin za pierwszym razem, żeby nigdy więcej się tak nie stresować. Weź głęboki oddech i zrób swoje. No, to zaczynamy.
Nie znoszę tego uczucia, jakby ktoś przeciskał mnie prze ciasną metalową rurę, jednocześnie rozrywając moje wnętrzności, a przynajmniej takie mam wrażenie w trakcie, bo tuż po rozpoczęciu teleportacji czuję, jakbym rozpadała się na atomy, które są potem składane w całość przez magiczną siłę nieznanego pochodzenia. Piekielnie nieprzyjemne.
Tym razem nie skupiałam się jednak jakoś szczególnie na towarzyszącym teleportacji odczuciu, ale raczej na wykonaniu powierzonego mi zadania jak najlepiej. Wprawiłam, więc wszystkie cząstki w swoim ciele w ruch, zakłócając fundamentalne prawa, jakoby człowiek nie mógł z własnej woli rozpaść się na kawałki a następnie złożyć z powrotem. Mignęły mi tylko przed oczami moje rude kosmyki, jasnoniebieskie oczy egzaminatorki, które zdawały się rzucać wręcz nadnaturalną poświatę, oraz drewniane obręcze, raz w naturalnym kolorze, raz zielone, aż w końcu fioletowe. Miałam wrażenie, że minęły wieki, choć tak naprawdę nie upłynęła nawet minuta.
- Doskonale, panno Evans! – Z mojej kontemplacji nad naturą czasu i przestrzeni w trakcie teleportacji wyrwał mnie głos jednego z egzaminatorów. – Zdała pani, gratuluję – dodał, uśmiechając się do mnie lekko. – Zapraszamy do podpisania odpowiednich dokumentów, a następnie do korytarza, w którym czeka wiele z pozostałych uczniów Hogwartu, oni wytłumaczą pani dokładnie, jak będzie wyglądała reszta waszego dnia i powrót do zamku.
Słysząc to uśmiechnęłam się lekko, po czym podziękowałam obecnym w pomieszczeniu czarodziejom, podpisałam wszystkie papierki, po czym pożegnałam się i wyszłam na spotkanie z ponurą rzeczywistością. Żartuję, ale miło będzie się dowiedzieć, czy mamy dzisiaj trochę czasu dla siebie w Hogsmeade…
- Ruda, wreszcie ktoś normalny – wykrzyknął Syriusz, po czym momentalnie się poprawił. – A przynajmniej odpowiednio nienormalny. Zdałaś? – spytał się w końcu chłopak bezceremonialnie, gdy tylko złapał oddech.
- Nie uśmiecham się, bo tak mi się podobało, że zdecydowałam się zdawać jeszcze raz – odparłam sarkastycznie, uśmiechając się kątem ust. – Jasne, że zdałam.
- No, to Lily, witamy w klubie pełnoprawnych członków czarodziejskiego społeczeństwa – zaśmiał się chłopak, obejmując mnie mocno w pasie.
- Z tego wnioskuję, że ty też zdałeś? – zapytałam, gdy tylko Huncwot mnie puścił.
- A można się po mnie było spodziewać, czego innego – odpowiedział pytaniem na pytanie Łapa.
Ta jego arogancja się kiedyś źle dla niego skończy, ale teleportację załapał tak szybko, że w tym przypadku jego przechwałki są całkowicie uzasadnione.
- To teraz się, Rudzielcu, naczekamy, przed Ann jest całkiem sporo osób – oznajmił nagle Syriusz.
- W takim razie bądź miłym kolegą i powiedz mi, na czym polega reszta dzisiejszego dnia.
- A fakt, mieliśmy informować wychodzących – podchwycił wesoło temat Black. – Zupełnie zapomniałem. W każdym bądź razie, mamy czas wolny do późnego wieczora, do ciszy nocnej mamy się znaleźć w dormitoriach i to jest całe ograniczenie, jakie na nas nałożono.
- Aż dziwne – wtrąciłam. – Nigdy nam jeszcze nie dali takiej swobody…
- Nie będę drążył tematu – stwierdził szelmowsko chłopak. – Jeszcze by zdanie zmienili. Wydaje mi się, że dają nam chwilę odpoczynku, żeby albo świętować zdany egzamin, albo utopić smutki z powodu oblania w kieliszku, przy czym mamy zakaz spożywania jakiegokolwiek alkoholu, poza piwem kremowym, a jak wiadomo nim się nie da upić, sama wiesz, że próbowałem.
Ach tak, próbował. Po którymś z kolei kuflu się poddał, dochodząc do wniosku, że w jego ciele nie ma więcej miejsca na kremowe, a nawet mu w głowie nie szumi, znaczy upić to się nim mogą ewentualnie skrzaty2.
- W każdym razie, uznałem, że nie będę się sam telepał po Hogsmeade, tylko poczekam na resztę naszej paczki. Patrząc na to, jak długo ciągnęło mi się oczekiwanie na ciebie, to może jeszcze trochę potrwać.
Owszem, Syriusz miał rację, musieliśmy chwilę poczekać, nim w drzwiach pojawiła się rozpromieniona Ann (cóż ona nie umie ukrywać swych uczuć, po co zresztą by miała, więc wynik egzaminu mogliśmy dokładnie wyczytać z jej ekspresji), ale na szczęście mogliśmy się zająć rozmową. Żadne nas nie spytało się z resztą naszej przyjaciółki, jak jej poszło, tylko od razu przeszliśmy do gratulacji i poinformowania jej, że też zdaliśmy. Podobnie zresztą sprawa miała się z Remusem.
Teraz pozostało nam tylko czekanie na Dorcas…
Gdy wybiegła ona z pokoju z płaczem i rzuciła się w ramiona Syriusz, spodziewaliśmy się najgorszego, dopóki nie uświadomiliśmy sobie, że dziewczyna frenetycznie powtarza jedno słowo – zdałam. No cóż, najwidoczniej cały ten stres kiepsko odbił się na psychice Dor. Na szczęście to koniec zmartwień jak na ten rok szkolny, teraz możemy się spokojnie zająć przygotowaniem do wakacji. Znaczy się, jak tylko dowiemy się, jak poszło Jamesowi i Peterowi.
Ten ostatni wyszedł niedługo później z sali egzaminacyjnej, słaniając się na nogach, ale na nasze zmartwione spojrzenia, tylko uśmiechnął się szeroko i pokazał uniesiony kciuk. Zdał. To doskonale. Teraz jeszcze tylko James, miejmy nadzieję, że nie przerwie naszej dobrej passy.
Jednak, gdy chłopak chwilę później przeszedł przez drzwi z nietęgą miną, przestałam być szczególnie pewna tego założenia… W szczególności, gdy James podszedł do mnie i z grobową miną zaczął mówić:
- Lily, chyba pomożesz mi w dostarczeniu rzeczy do domy, wiesz jaki jest Syriusz, nie można mieć pewności, czy czegoś nie zapomni.
Serce podeszło mi do gardła. Czyżby aż tak źle mu poszło?
- W każdym razie chciałem ci tylko powiedzieć… - zaczął James. – Że… Zdałem!
Moje serce stanęło, żołądek opadł mi do stóp. Przez kilka uderzeń tego organu, który pompuje krew nie było nic, ale to nic słychać, zaległa grobowa wręcz cisza… Aż nagle…
- JAMES! Ja ci krzywdę zrobię!
Z mordem w oczach rzuciłam się w pogoń za śmiejącym się chłopakiem. Jak on śmie mnie tak straszyć?! I potem jeszcze wołać: „co mi zrobisz jak mnie złapiesz?”, jak go tylko dorwę, to nie będzie już taki szczęśliwy.
- Jak skończycie waszą grę wstępną to przyjdźcie do „Trzech Mioteł”! – krzyknął za mną Syriusz, ale postanowiłam go całkowicie zignorować i zamiast tego kontynuowałam mój pościg.
Złapanie tego drania trochę mi zresztą zajęło. Jakby nie patrzeć jest wyższy ode mnie ponad o głowę, więc jego jeden krok to dwa moje. Jednak wreszcie mi się udało. Użyłam trochę ślizgońskie metody, konkretniej jednym prostym zaklęciem spowodowałam, że James stracił równowagę. Z tego powodu runął na ziemię, a nim zdążył się podnieść rozsiadłam się wygodnie na jego plecach. Nim jednak zdążyłam choćby obmyślić odpowiednią zemstę, chłopak wykonał jeden prędki ruch, zamieniając nas miejscami i nim się obejrzałam, leżałam plecami na ziemi, a mój chłopak przygniatał mnie do podłoża. Nie powiem, podoba mi się ta pozycja, ale ja miałam być na niego zła, a nie!
Jednak, gdy tylko James spojrzał na mnie rozświetlonymi z radości oczami, cały mój gniew, krótkotrwały wiadomo, bo o rzecz trywialną, gdzieś wyparował, pozostawiając tylko pragnienie zatopienia się w brązowych oczach chłopaka. Jako, że jest to jednak fizycznie niemożliwe, zrobiłam najbliższą temu rzecz i łapiąc krawat Huncwota, przyciągnęłam go do siebie, całując go ze wszystkich sił.

1doszłam do wniosku, że skoro wszystko dzieje się w Wielkiej Brytanii, to tylko do z mają litery. Przy okazji, wierzcie na słowo, że posiadanie nazwiska na literę ż jest piekielnie upierdliwe…

2Jak wiadomo, takie zdarzenie miało miejsce w książkach, w przypadku MrużkiJ dodatkowo sprawdzałam, piwo kremowe ma niewielką ilość alkoholu, ale na tyle niską, że jest dozwolone także dla nieletnich, bo upić się nim nie sposób, trochę mi się z Karmi kojarzy. Choć piwo bezalkoholowe w Polsce z tego co wiem potrafi mieć alkoholu po prostu mało. Ekspertką nie jestem, bo raczej nie pijam alkoholu, ale…

12 komentarzy:

  1. Boże tak dawno nie było prywatnych scen Jamesa i Lily aż myślałam że mega długo będe musiała sie na nie naczekać... a tu proszz taka radość :) mam nadzieje że nn będzie jak najszybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział dzięki że piszesz:) Przed chwilą skończyłam czytać twój blog nie powiem trochę długo się czytało:) Podziwam cię za wytrwałość w pisaniu jakiej ja bym nie miała. Życzę ci dużo czasu, weny i myślę że za niedługo 82 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aleksandra, miło mi! :)
    Kolejny świetny rozdział, dopiero niedawno zaczęłam się udzielać z komentowaniem na blogspocie, więc tylko czekałam, aż pojawi się nowy rozdział, bym mogła dać Ci znać, że również cały czas czytam opowiadanie :)) Strasznie urocza ta scena z Rogaczem i Lily! Czekam na więcej! :D
    Życzę weny oraz czasu na pisanie następnych rozdziałów!
    ~AleksandraOla
    [http://james-i-lily-nasza-bajka.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Dopiero niedawno odkryłam twój blog i jestem pod wrażenie. Naprawdę świetnie piszesz. Oby tak dalej. :D
    P.S. Wszystkie twoje rozdziały są MEGA!!! :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział jak zawsze w sumie �� /zielonooka

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę płakać, bo nie ma dalej,a ja się tu już rozkręciłam. Co Ty ze mną robisz dziewczyno?
    Piękny rozdział, a James i Lily uhhhh <3 Kocham ich!
    Mam nadzieje, że dasz do swoich rozdziałów więcej "Magicznej Miłości Lily i Jamesa" i opiszesz może jakąś fajną randkę, kłótnię lub choćby miłosną rozmowę tej dwójki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, Witam! :*
    Właśnie skończyłam czytać tego BOSKIEGO bloga i muszę powiedzieć, że się zakochałam <3 Komentarz dodaję dopiero teraz, ponieważ tak się wciągnęłam w czytanie, że od razu musiałam przechodzić do kolejnych rozdziałów :D Ahhh... Lily i James... Po prostu ich kocham. A te scenki z Dor i Syriuszem... Jesteście genialne! Macie ogromny talent do pisania... Jest to jeden z moich ulubionych blogów o roczniku 1960 :) Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się niedługo xD Serdecznie pozdrawiam i przesyłam cały basen weny! <3
    ~Anabelle

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam! :D Przeczytałam Twojego bloga już... jakieś 1,5 tygodnia temu... I jestem zachwycona. Naprawdę. Zakochałam się w twoim stylu pisania, zakochałam się w twoich pomysłach. I chcę więcej. Prolog już dał do myślenia a pierwsze rozdziały... Cudo *-* Nie lubię dodawać komentarzy do starych rozdziałów, więc daję teraz na bieżąco. Nie wiem, skąd czerpiesz pomysły, ale to co piszesz, historia, którą tworzysz... Jest wyjątkowa, inna niż wszystkie. Niby opowiada o Jamesie i Lily, ale jest to... Inne. Bardziej pasjonujące. Bardziej wciągające. Ten komentarz krótki, bo mogłabym się rozpisywać na pojedyncze rozdziały, ale to sensu nie ma. Czekam na nowy wspaniały rozdział, więcej akcji, więcej szalonych pomysłów podobnych do tych z pierwszych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczęłam czytać niedawno i wpadłam! Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tam na rozdział na Twoim blogu mogę czekać do mojej czterdziestki (o do tego czasu jeszcze kilka dekad minie), ale dzisiaj wpadłam na Twojego bloga, by zostawić tutaj nominację do Libster Blog Awords.
    Nominowałam Cię do Libser Blog Awords, więcej informacji tutaj:
    http://wszystko-i-nic-by-radosna.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-awords-3.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, aż takiego opóźnienia to chyba mieć nie będę :) W lipcu mam praktyki pielęgniarskie, znaczy zajęte poranki, a wieczory wolne, przy czym, uczyć się nie muszę, więc powinnam wrócić do normalniejszej częstotliwości pisania :)

      Usuń